Na
szczęście Kuroko cały czas przesiadywał w kuchni, tym razem
również nie miał pretensji do Aomine za wejście znienacka do
środka. Ponieważ właśnie skończył pomagać Kagamiemu w
przygotowaniach produktów na obiad, ochoczo zgodził się na trening
z ciemnoskórym.
-
Pewnie trochę się tu nudzisz, Aomine-kun?- zagadnął, kiedy
wybierali w dojo drewniane katany.
-
Mistrz Akashi jest zajęty gośćmi, ponoć o mnie plotkują, wolę
tego nie słyszeć – mruknął Daiki.- Póki co nie wymyślił dla
mnie żadnych obowiązków, prosił jedynie o doglądanie jego
uczniów podczas ćwiczeń, a tym zająłem się rano. Skoro są
teraz na obchodzie po mieście, a Kise zajęty jest powierzoną mu
pracą, wolę jakoś produktywnie wykorzystać mój wolny czas. A
ponieważ ty również takowy posiadasz, to najlepiej jest go
wykorzystać na trening. W końcu sam mnie o niego prosiłeś!
-
Owszem. Bardzo mnie cieszy, że przyszedłeś po mnie do kuchni.-
Kuroko uśmiechnął się do niego.- Jest piękna pogoda, poćwiczymy
na zewnątrz?
- Nie
będziesz się szybko męczył na słońcu?
-
Podczas prawdziwej walki nie będę zapraszał przeciwników do dojo,
Aomine-kun – powiedział chłopak z powagą.- Powinienem
przystosować się do walki w każdych warunkach.
- No
dobrze, jak uważasz.- Ciemnoskóry wzruszył lekko ramionami.- Mnie
to obojętne.
Wyszli
na dziedziniec i, nim ustawili się do walki, przećwiczyli ruchy
nadgarstka, by przyzwyczaić do niego ciężkość drewnianej katany.
Kise, który właśnie się pojawił, przyglądał im się
sceptycznie, z miotłą w dłoniach. Najwyraźniej chciał pozamiatać
dziedziniec.
-
Później to zrobisz, Kise – powiedział do niego Aomine.- Usiądź
i przypatrz się nam, to ci się może przydać.
Ryouta
wzruszył lekko ramionami, ale skinął głową i przysiadł na
mostku, opierając o niego również miotłę.
Chłopcy
stanęli naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy w skupieniu, końce
ich katan stykały się ze sobą. Tym razem nie dał Kuroko
pierwszeństwa w ataku i natarł na niego, specjalnie jednak
zwalniając nieco tempo ruchów, by dać mu szansę na ich
odparowanie, w końcu błękitnowłosy dopiero zaczynał.
Tetsuya
radził sobie całkiem nieźle, odpowiednio szybko reagował na
kolejne cięcia, uderzając rytmicznie swoją kataną o miecz Aomine,
raz po raz starając się zaatakować. W pewnym momencie nawet prawie
mu się to udało; przykucnął nieco i wyprowadził proste poziome
cięcie w kierunku brzucha. Choć ciemnoskóry dawał mu fory, akurat
w tym momencie odruchowo zablokował atak.
-
Dobra robota, gdybyś tylko był równie szybki jak ja, z pewnością
miałbym problem – pochwalił go.- Jednak powinieneś był bardziej
wyciągnąć ramię. Prędkość była odpowiednia, ale zasięg zbyt
słaby, cięcie byłoby płytkie, ledwie draśnięcie.
- Nie
bardzo mam ochotę oglądać czyjeś wnętrzności, Aomine-kun.-
Kuroko skrzywił się lekko.
-
Wiesz, wielu samurajów uznaje ujmą na honorze przegrać w walce –
powiedział.- Albo go zabijesz, albo dasz się samemu zabić.
-
Wolałbym po prostu go obezwładnić – mruknął Tetsuya.- To, co
dalej będzie robił ze swoim życiem, nie będzie mnie już
dotyczyło.
-
Czyli to draśnięcie było celowe, tak?
- Tak
jest.
Aomine
skinął głową i znów ruszył do ataku, tym razem z nieco
mocniejszym zamachem uderzając z boku, pod kątem. Kuroko stęknął
cicho, broniąc się, zaparł mocno stopami o ziemię i odparł atak.
Następnie postąpił krok w przód, wyprowadzając proste cięcie z
góry. Daiki uśmiechnął się w myślach i, zablokowawszy ruch,
wykonał to samo posunięcie, co przed chwilą Kuroko – uderzył z
boku poziomym cięciem.
Jednak
Tetsuya go zaskoczył. Odparował uderzenie z zaskakującą
szybkością i siłą, przez co Aomine musiał cofnąć się o krok,
by nie stracić równowagi. Zmarszczył delikatnie brwi, przyglądając
się przeciwnikowi.
Nawet
jeśli Kuroko odczytał jego ruchy, lub przewidział to posunięcie,
nie powinien był w stanie go zablokować, przynajmniej nie na jego
obecnym poziomie. Zupełnie jakby w tym jednym momencie nabrał siły
i szybkości.
Ale
dlaczego tak się stało? Czyżby adrenalina? Poprawa odruchów
poprzez presję?
Aomine
postanowił powtórzyć to zagranie przy najbliższej okazji, tym
razem nieco szybciej i mocniej. Kuroko znów zdołał go powstrzymać,
choć nieco słabiej, niż wcześniej, ale z podobną werwą.
- Albo
mi się wydaje, albo idzie ci coraz lepiej – mruknął, kątem oka
dostrzegając, że do Kise, jako obserwatorzy, dołączyli się
Mistrz Akashi oraz trójka jego gości. Przyglądali się teraz z
uwagą ich walce, w milczeniu.
-
Dziękuję, Aomine-kun – wydyszał Kuroko.- Ty również radzisz
sobie nienajgorzej.
- Nie
denerwuj mnie!- warknął ciemnoskóry, po czym wykonał ostatnie
machnięcie, chcąc zakończyć walkę.
Zamachnął
się z góry, nieco bardziej po boku, celując w ramię Kuroko,
jednak ten nieoczekiwanie postąpił krok w lewo, uchylając się
przed cięciem i wykonał szybki cios z góry, zwalniając jednak tuż
przy karku, by nie uderzyć go za mocno.
Aomine
spojrzał na niego z zaskoczeniem i błyskawicznie odwrócił się,
by sparować atak, jednak nieszczęśliwie nastąpił na sporej
wielkości kamień i jego stopa osunęła się niezgrabnie. Krzyknął
cicho z bólu, upadając na ziemię.
-
Dai-chan!- wykrzyknęła Satsuki, natychmiast rzucając się ku
niemu. Zaraz za nią biegiem ruszył Kise, ale jako pierwszy był
przy nim Kuroko.
-
Wszystko w porządku, Aomine-kun?- zapytał, zaniepokojony.
-
Dai-chan, nic ci nie jest?!
-
Aominecchi, co się stało?!
- Ah,
to nic takiego – stęknął, chwytając się za obolałą kostkę.-
Nadepnąłem na kamień, i jakoś tak…
-
Pokaż mi to!- rozkazała Satsuki, klękając przy nim i ostrożnie
unosząc nogawkę jego spodni. Dotknęła delikatnie kostki,
sprawdzając reakcje ciemnoskórego. Kiedy w pewnym momencie syknął
z bólu, przygryzła wargę, zmartwiona.- Na szczęście to tylko
zwichnięcie, szybko to wyleczymy, ale nie ma mowy o treningach w
najbliższym czasie!
- No
weź, to nic poważnego, zaraz mi przejdzie – mruknął Aomine.
- Mowy
nie ma!- Satsuki spojrzała na niego ze złością.- I nie kłóć
się ze mną, Dai-chan! Kuroko-kun, Kise-kun, pomóżcie mu, proszę,
usiąść na mostku! Pójdę po bandaż, trzeba owinąć kostkę,
żeby nie pogorszyć jej stanu.
-
Dobrze.- Kuroko skinął głową i odłożył na bok katanę. Z
pomocą Kise udało im się podnieść ciemnoskórego i poprowadzić
go do mostku, na którym wciąż siedzieli Mistrzowie oraz
Momoi-sama.
-
Takie zamieszanie, bo chłopczyk upadł na pupkę…- mruknął
Mistrz Murasakibara, zajadając się słodkimi cukierkami. Aomine
spłonął rumieńcem.
- Skąd
się tu wziął taki kamień?- Mistrz Akashi powachlował sobie twarz
ozdobnym wachlarzem z malunkiem czerwonego smoka.- Będę musiał
zlecić moim uczniom porządne oczyszczenie dziedzińca, to się
mogło naprawdę źle skończyć. Bardzo boli, Aomine?
- Nie
boli w ogóle!- burknął Daiki.- Mogę chodzić, nie rozumiem, skąd
to zamieszanie!
-
Jeśli nie będziesz uważać, Aominecchi, to naprawdę może ci się
pogorszyć!- Kise również nie wyglądał na zadowolonego
zachowaniem ciemnoskórego, patrzył na niego ze złością.
- To
prawda.- Kuroko skinął z powagą głową.- Może odpaść ci cała
stopa.
-
Twoje poczucie humoru mnie zabija – westchnął Daiki.- W porządku,
Satsuki obwiąże mi tę głupią kostkę i wieczorem będzie jak
nowa, tak?
- Masz
absolutny zakaz wychodzenia gdziekolwiek!- oznajmiła dziewczyna,
która właśnie wróciła z bandażem. Stanęła przed Aomine i
zaczęła ostrożnie ściągać jego sandał. Chłopak przygryzł
wargę, starając się nie krzywić z bólu.
- To
przesada…- mruknął.
Satsuki
w odpowiedzi rzuciła mu tylko spojrzenie pełne wyższości, poczym
starannie owinęła kostkę i stopę białym materiałem.
- No,
gotowe.- Uśmiechnęła się lekko.- Proponuję, żebyś wrócił do
swojego pokoju, przygotuję ci herbaty i…
- Mam
siedzieć cały dzień zamknięty w pokoju?!
-
Możemy rozłożyć twój futon na zewnątrz, jeśli chcesz –
powiedział z uśmiechem Mistrz Akashi.
- Nie,
dziękuję…- westchnął Aomine.- Dobrze, wrócę więc do siebie
i… popatrzę w sufit.
-
Przyniosę ci zwoje z legendami, jeśli masz ochotę poczytać.
-
Mistrzu Akashi, z całym szacunkiem, ale wszystkie legendy z tej
świątyni znam na pamięć.
-
Satsuki dotrzyma ci towarzystwa – odezwała się Momoi-sama.- W
końcu dawno się nie widzieliście!
-
Dlaczego nie zaprosisz również Kuroko i Kise?- zaproponował Mistrz
Akashi.- Podrzucimy wam sake i…
-
Seijuurou – westchnęła z wyrzutem Momoi-sama, na co Mistrz tylko
zachichotał.
- W
grupie zawsze raźniej – powiedział Mistrz Murasakibara.- To
idealna okazja, żebyś w końcu się z kimś zaprzyjaźnił.
- Ale
ja mam przyjaciół, Mistrzu… Z tym, że wszyscy opuścili już
świątynię.
-
Przyjaciół nigdy za wiele – mruknął fioletowowłosy, wstając.-
A po co masz się cały dzień nudzić? Nie warto tracić cennego
czasu na bezczynność.
-
Atsushi, to było naprawdę mądre – rzekł Mistrz Akashi, mrugając
okiem do młodych.- Wypoczywaj, Aomine, ponieważ chciałbym, żebyś
wieczór spędził ze mną i naszymi gośćmi.
- Tak
jest, Mistrzu.
-
Zaniesiemy cię do pokoju – powiedział Kise, biorąc go pod ramię.
-
Naprawdę, nie trzeba – mruknął, zażenowany, jednak został
zignorowany przez swoich kolegów.- Co za wstyd… zachowujecie się,
jakbym co najmniej stracił obie nogi!
- Po
prostu o ciebie dbamy – oparł blondyn.- Jesteś głodny? Poprosić
Kagamicchiego o przygotowanie czegoś dla ciebie?
- Nie,
dziękuję, przeżyję do obiadu – westchnął Aomine.- Przestańcie
mnie rozpieszczać! Kuroko, wracaj do treningu, a ty Kise, masz
obowiązki do wykonania!
- Nie
krzycz na mnie, Aominecchi – burknął blondyn, niezbyt
zadowolony.- Jak skończę, to mam zamiar do ciebie zajrzeć!
Przyniosę jakąś maść, żeby przyspieszyć gojenie. Jeśli masz
być moim nauczycielem, to musisz być w pełni sił! Na pewno nie
będzie mnie uczyć kulawy mistrz!
Kiedy
dotarli do pokoju Aomine, Kuroko rozłożył dla niego futon, a Kise
pomógł mu na nim usiąść.
-
Twoja przyjaciółka pewnie zaraz przyjdzie, żeby się tobą zająć
– mruknął cicho.
-
Będzie mi opowiadać o całym swoim życiu – westchnął
ciemnoskóry.- I nie wyjdzie stąd, dopóki jej nie powiem ze
szczegółami co robiłem przez ostatnie trzy lata…
-
Jeśli poczujesz się zmęczony, poproś, by zostawiła cię samego.
-
Wątpię, by na to przystała… Najwyżej będę udawał, że
zasnąłem, ale pewnie zacznie mnie budzić… Wpadnij do mnie, kiedy
skończysz pracę.
-
Dobrze. Przyniosę ci tę maść.
Aomine
skinął głową, patrząc jak obaj wychodzą. Westchnął cicho,
spoglądając na swoją owiniętą bandażem kostkę i wywrócił
oczami. Tyle zamieszania wokół niegroźnego zwichnięcia, zachowują
się jakby lada moment miał umrzeć.
Ułożył
się wygodnie na miękkim posłaniu, zastanawiając, jak najlepiej
zbyć Satsuki. To nie tak, że jej nie lubił, była jego
przyjaciółką od wielu lat, jednak jeśli nie widzieli się tak
długo, przy ich kolejnym spotkaniu stawała się prawdziwym
utrapieniem. Ledwie otwierała usta i już miał jej dość.
O
wiele bardziej wolałby spędzać czas z Kise…
Przetarł
twarz dłonią, przygryzł lekko wargę. No właśnie, znowuż ten
Kise. Coraz częściej o nim myśli i coraz częściej pragnie jego
obecności, nie wspominając już o tym, że blondyn naprawdę działa
na pewne części jego ciała. Nigdy by nie pomyślał, że
kiedykolwiek zacznie go podniecać mężczyzna, a jednak…
I,
właściwie, to nie chodziło tu tylko i wyłącznie o urodę Kise.
Oczywiście, chłopak był wręcz nieprzyzwoicie przystojny, ale było
w nim coś, co pociągało ciemnoskórego bardziej, niż uroda.
Chociaż sam w dalszym ciągu nie wiedział, co to takiego.
Jeśli
mu pomoże, jeśli Kise uda się pokonać swojego przeciwnika,
zostanie następcą przywódcy swojego Klanu. Na pewno więc znów
tam zamieszka i będzie miał jeszcze więcej obowiązków na głowie.
A co stanie się z nim, z Aomine?
Wątpił,
by kiedykolwiek będzie mógł zamieszkać w innym Klanie. Być może
Kise przyjąłby go z otwartymi ramionami, może nawet sam będzie go
namawiał do dołączenia. Ale jakoś nie potrafił sobie tego
wyobrazić. Przyzwyczaił się do samotnego życia i dążenia do
obranych celów. Jednak kiedy już znajdzie Białego Kła i zemści
się za swoją rodzinę, nic już mu więcej nie pozostanie. Nie ma
planów na przyszłość, nie ma żadnych innych celów, nie ma ani
jednego marzenia, które chciałby spełnić.
Jeśli
zaś chodziło o odbudowę Klanu… Cóż, może pewnego dnia…
-
Dai-chan, wchodzę!
-
Chyba powinnaś zapytać o pozwolenie – westchnął ciężko, kiedy
Satsuki rozsunęła shoji i weszła do środka z kubkiem herbaty na
tacy.
-
Kiedy byliśmy mali, ty tego nie robiłeś, teraz role się
odwróciły.
- Ale
jesteśmy dorośli, to zupełnie inna sprawa.
- Jak
się czujesz? Nie nadwerężaj kostki, najlepiej będzie, jeśli
położysz ją sobie na poduszce.
-
Niech zostanie tak, jak jest, i dajcie mi już spokój!- warknął,
irytując się coraz bardziej.- Oszaleliście z tą obsesją na
punkcie mojego zdrowia…
- Po
prostu nie możesz przyjąć do siebie wiadomości, że się o ciebie
martwimy.
-
Proszę cię, skończ już ten temat – westchnął Aomine,
zakrywając ramieniem oczy.- Więc? Znalazłaś sobie męża podczas
mojej nieobecności?
-
N-nie! Choć dostałam kilka propozycji. Oh, najzabawniejszy był
taki niski brunet, chyba miał na imię…
Aomine
spojrzał na nią, udając, że przysłuchuje się jej słowom. Tak
naprawdę jednak myślami był nieco dalej, w okolicach dziedzińca i
pachnących krzewów róż, pnących się po ścianach muru, tuż
przy przystojnym blondynie, którego ciało było ciepłe jak poranne
promienie słoneczne, a uśmiech rozweselał nawet podczas
najgorszego dnia. To właśnie w tym miejscu czuł się najlepiej,
najbezpieczniej i najprzyjemniej.
I to
właśnie tam pragnął zostać do samego końca.
***
Kiedy
Aomine otworzył oczy, wnętrze jego pokoju miało przyjemny, ciepły
pomarańczowy kolor. Najwyraźniej przespał całe południe, a
słońce, nie bacząc na niego, powolutku sunęło w dół nieba,
zwiastując nadchodzący wieczór.
Przeciągnął
się leniwie, poruszył ostrożnie kostką, którą Satsuki ułożyła
na poduszce. Nie odczuwał już bólu, jedynie nieprzyjemne uczucie,
iż lada moment któreś z mięśni przeskoczy nie tam, gdzie
powinno. Zwykle tak miewał, kiedy przez dłuższy czas nie poruszał
częścią ciała uwięzioną w bandażu.
Westchnął
cicho, wpatrując się w sufit. Znów dopadło go wrażenie, że
traci tutaj czas na rozleniwianiu się, że przecież powinien już
wyruszyć, zacząć robić cokolwiek, inaczej jego mięśnie zastygną
w miejscu i nie będzie już zdolny do niczego.
Podniósł
się powoli do pozycji siedzącej, jednak nie wstał, nasłuchując
zbliżających się kroków. Spojrzał na shoji i poczekał, aż
rozsuną się, wpuszczając do środka promienie słońca. Na
podłodze wykwitł cień wysokiego chłopaka trzymającego w dłoniach
tacę z posiłkiem i kubkiem parującej herbaty.
- Tak
sądziłem, że już nie śpisz – powiedział Kise, wchodząc i
zasuwając za sobą shoji.- Widać jednak dopadło cię znużenie, i
to dość szybko.
-
Wszystko przez Satsuki – mruknął, niezadowolony.- Gdybyś był na
moim miejscu…
-
Twoja przyjaciółka wspominała, że nie mogła cię dobudzić.-
Kise uśmiechnął się lekko, siadając przy Aomine i przysuwając
do niego tacę.- Momoi-sama zabroniła jej przychodzić tu, dopóki
sam nie wyjdziesz, ale mnie żaden zakaz nie obowiązywał.
-
Lepiej jeszcze trochę sobie posiedzę, jestem tutaj bezpieczniejszy
– westchnął ciemnoskóry, ochoczo zabierając się za posiłek.-
Dziękuję, że się do mnie pofatygowałeś.
-
Żadem problem, w końcu i tak mówiłem, że przyjdę.- Kise zabrał
z tacy jedną z miseczek, w której znajdowała się mleczno-biała,
mazista substancja.- To właśnie ta maść, o której ci mówiłem.
Posmaruję ci kostkę, kiedy skończysz jeść.
- Nie
trzeba, już mnie nie boli.- Aomine pokręcił lekko stopą, na dowód
wyleczenia.
- Nie
zaszkodzi posmarować, tak na wszelki wypadek. Dobrze się spało?
- Tak,
chociaż stokroć bardziej wolałbym się czymś zająć, nawet
sprzątaniem dziedzińca, jeśli trzeba.
-
Kurokocchi i reszta uczniów już się tym zajęła. Na dziś nie ma
już żadnej pracy do wykonania.
- Co
porabia Mistrz?- zagadnął, próbując smażonej ryby.
- On i
Mistrz Murasakibara cały czas siedzą u niego w pokoju. Momoi-sama i
twoja przyjaciółka siedzą nad stawem, pewnie o czymś rozmawiają.
-
Sensei mówił coś o mnie?
-
Jedynie to, byś przyszedł do nich po kolacji.- Kise przysunął się
do jego stóp i zaczął ostrożnie odwijać materiał.
Aomine
przyglądał się jego powolnym ruchom. Wzdrygnął się, kiedy zimna
maść dotknęła rozgrzanej skóry, przygryzł lekko wargę. Kise,
podpierając jego piętę o swoje udo, zaczął rozprowadzać białawą
substancję kolistymi ruchami, z nieopisaną dokładnością i
starannością. Dotyk jego dłoni był wyjątkowo przyjemny,
ciemnoskóry z prawdziwą rozkoszą oddawał się drobnemu masażowi.
- Masz
jakieś wieści od rodziny?- zapytał.
-
Siostry przysyłają mi listy od czasu do czasu – odarł Kise,
przesuwając koniuszki palców wzdłuż kostki.- Wygląda na to, że
wuj już szuka kandydatów na przywódcę. Siostry piszą, że to w
głównej mierze wysocy i silnie zbudowani, dojrzali mężczyźni
powyżej czterdziestki. Tacy zwykle są… dość gwałtowni –
dokończył sucho.- Podobnie zresztą jak wuj.
-
Hmm…- zamruczał Aomine, czując przyjemne ciepło nie tylko na
rozgrzanej maścią nodze.- Wiele słyszy się o ucieczkach kobiet,
które nie chcą poddać się przymusowemu zamążpójściu. Twoje
siostry o tym nie myślą?
Kise
roześmiał się lekko, zerkając na ciemnoskórego.
- Tak,
tuż przed moim odejściem mówiły, że to zrobią, jeśli mi się
nie powiedzie. Ale nie mogę na to pozwolić, nie chcę, by zostały
wydziedziczone. Teraz mówią, że nad życie kochają swoich
wybranków, ale któż może rzec, co przyniesie jutro? Jeśli
zostaną pozbawione domu, do którego zawsze będzie wolno im wrócić,
nie będą miały przed sobą dobrej przyszłości. Mężczyznom jest
o wiele łatwiej w tej kwestii.
- Co
racja to racja – westchnął Aomine.- Nic na to nie poradzimy, w
ciężkich czasach przyszło nam żyć.
- A i
tak mamy lepiej, niż nasi przodkowie – dodał Kise.- Ciepło?
- Tak,
fajne uczucie – mruknął, rumieniąc się leciutko.
Ryouta
uśmiechnął się do niego i wrócił do masowania kostki.
-
Obwiązanie kostki bandażem to nie jest taki znowu wielki czyn –
powiedział.- Każdy to potrafi.
- Co
masz na myśli?
-
N-nic.- Kise spłonął rumieńcem, zaczął unikać jego wzroku.
-
Haa?- Aomine uśmiechnął się zaczepnie.- Chodzi o Satsuki?
- Niby
dlaczego miałoby chodzić o twoją przyjaciółkę?- burknął
Kise.- Nie rozumiem, Aominecchi…
-
Ciągle mówisz o niej „twoja przyjaciółka” – zauważył
Daiki.
- Co z
tego?
- No
dobrze, więc „moja przyjaciółka” potrafiła tylko obwiązać
mi kostkę. Ty zaś przyniosłeś magiczną maść. Sam ją
przygotowałeś?
-
Dziadek mnie tego nauczył.- Kise skinął głową, wyraźnie
zadowolony ze zmiany tematu.
-
Czyli jednak nie jesteś taki bezużyteczny, jak ci wmawiano –
mruknął ciemnoskóry.- Mogliby ci dać chociaż posadę medyka.
- Znam
tylko podstawowe przepisy.- Blondyn wzruszył lekko ramionami.- Poza
tym, nigdy nie słyszałem o przywódcy klanu, który nie potrafi
porządnie walczyć.
-
Starczy już, Kise, dziękuję – bąknął Aomine, kiedy Ryouta
zaczął wcierać kolejną dawkę maści, co zdecydowanie za bardzo
spodobało się pewnym częściom ciała ciemnoskórego.
- Eh?
No dobrze.- Kise po raz ostatni przesunął dłońmi po kostce, a
potem nieoczekiwanie uniósł lekko jego stopę i, nachyliwszy się,
ucałował jej wierzch.
- C-co
ty…?!- Aomine natychmiast zarumienił się po same uszy.
- Moja
mama zawsze mawiała, że najlepszym środkiem na ból jest pocałunek
– powiedział Kise z rozbrajającym uśmiechem.- Trzeba pocałować
miejsce, które boli, a wtedy ból sam odejdzie!
- Uhm…
-
Jestem pewien, że lepiej poradzę sobie w leczeniu twoich ran –
dodał ciszej Kise.- Może nie jestem wybitnym medykiem, ale znam się
na tym bardziej niż twoja przyjaciółka.
Aomine
przygryzł wargę, starając się nie uśmiechnąć. Kise mógłby
zaprzeczać w nieskończoność, ale było widać jak na otwartej
dłoni, że chłopak jest zwyczajnie zazdrosny o Satsuki. I chociaż
Daikiego zwykle irytowały takie zachowania, tak w przypadku Kise
uważał to za nader urocze.
-
Jesteś jeszcze głodny, czy zaczekasz do kolacji?- zapytał Kise,
kładąc na tacę opróżnione naczynia.
-
Poczekam do kolacji.
- W
taki razie pójdę to odnieść, a ty…
- Nie,
czekaj.- Aomine pociągnął go za pas, zmuszając tym samym, by
usiadł.- Uhm… Jeśli teraz wyjdziesz, Satsuki zobaczy, że
zjadłem, więc znów tu przyjdzie… Poczekaj jeszcze trochę.
-
D-dobrze – bąknął Kise, odsuwając od nich tacę i siadając tuż
przy ciemnoskórym.
Między
nimi zapadła długa, niezręczna cisza. Aomine przygryzał nerwowo
wargę, nasłuchując głośnego bicia serca – nie miał pewności,
czy to jego, czy Kise. Dłoń blondyna miał na wyciągnięcie ręki,
wystarczyło, że przesunąłby swoją o kilka centymetrów, mógł
wręcz wyczuć jej ciepło.
-
Jesteś strasznie spięty – szepnął Kise.
- Tak
sądzisz?- bąknął, odwracając od niego wzrok, zawstydzony.
-
Zostało trochę maści, może rozmasuję ci mięśnie?
- Więc
to nie jest jakaś lecznicza?- zapytał, zerkając na miseczkę z
białą substancją.
-
Jest, ale działa też rozgrzewająco i rozluźniająco.- Kise
uśmiechnął się lekko, sięgając po naczynko, nabrał maści na
dłonie, rozsmarowując ją, a następnie przysunął się do Aomine,
siadając na jego futonie.
-
Podwiń rękawy – poprosił.
Aomine
automatycznie spełnił polecenie, podwijając rękawy kamishimo aż
po barki, tak, by Kise mógł rozmasować jego ramiona. Teraz jednak,
przez napięcie wiszące w powietrzu, nie bardzo potrafił skupić
się na przyjemnym cieple, jakie dawały dłonie blondyna.
Po
prawym ramieniu nadeszła kolej na lewe. Aomine obrócił się
przodem do Kise, by ten nie musiał specjalnie go okrążać. Kiedy
chłopak skończył smarowanie i tej ręki, przygryzł wargę,
zerkając z rumieńcem na ciemnoskórego.
-
Czujesz się rozluźniony?
-
T-trochę – wycedził.
- Co
mam posmarować teraz?
Oh,
Bogowie, tylko nie mów tego o czym myślisz… - szepnął do siebie
w myślach gorączkowo.
- To
może… barki i szyja?- zaproponował niezgrabnie.- Zdejmę
kamishimo…
Kise
skinął tylko głową, w milczeniu czekając, aż Aomine rozbierze
się do pasa. Odsunął od siebie ubranie, a Ryouta przyklęknął za
nim, z nową porcją mazistej substancji na dłoniach.
Był
twardy jak skała. Póki co, tylko kark, ale zanosiło się na to, że
wkrótce stwardnieje mu coś jeszcze.
Delikatne
dłonie Kise przynosiły ulgę, ciemnoskóry musiał przyznać, że w
istocie, po jakimś czasie masowania barków, stawały się one
bardziej miękkie, a ich ból powoli znikał, ustępując miejsca
przyjemnemu rozluźnieniu.
-
Aominecchi?
- Mmm?
- Skąd
masz tę bliznę? Tę między łopatkami.
-
Hmm…- Aomine potrzebował dłuższej chwili, by słowa Kise do
niego dotarły, i by poszukał w głowie odpowiedzi na nie.
- Moja
pierwsza misja – wymruczał.- I zarazem pierwsza poważna walka.
-
Wygląda na starą.- Kise przesunął powoli palcami po długiej
szramie zdobiącej plecy ciemnoskórego.
- Bo
jest stara – mruknął Aomine.- Wygląda brzydko, bo rozrastała
się, gdy dorastałem.
- Nie
szpeci cię wcale…- szepnął blondyn.- Ale szkoda, że ci ją
zadano…
- Cóż,
chyba nie ma na tym świecie samuraja, który nie nosiłby na ciele
żadnej blizny, czy znamienia. Każdy jakąś ma, nieważne jaki
silnym jest wojownikiem.
- Masz
takich więcej?
-
Teraz doszła tylko ta niedawna, na udzie, ale za kilka miesięcy
pewnie zniknie.
- Czy
mogę ją zobaczyć?
-
Jasne – odpowiedział po krótkiej chwili milczenia.
Wziął
od Kise swoje ubranie, jednak tylko zarzucił je niedbale na ramiona,
ściągając zaś hakama. Ryouta przesunął się do jego bioder,
siadając tak, by zasłonić sobą wstydliwe partie jego ciała przed
ewentualnym gościem, gdyby takowy niespodziewanie zajrzał do
pokoju.
Daiki
usiadł wygodnie, zginając nogę w kolanie i prezentując
kilkucentymetrowe cięcie na ciemnej, gładkiej skórze. Kise,
przygryzając wargę, przesunął po niej nieśmiało dłonią,
powodując gęsią skórkę.
- Już
się goi – szepnął.- To dobrze.
-
Mhm.- Aomine starał się oddychać równomiernie, by uspokoić
serce, ale ponieważ Ryouta wciął głaskał delikatnie jego udo,
nie był w stanie tego zrobić.
-
Boli?
-
Tylko czasami – odparł cicho.
Kise
skinął lekko głową, a potem oparł dłonie o futon i nachylił
się nad nogą, delikatnie całując ranę. Aomine wstrzymał
powietrze, zacisnął palce na kocu. Blondyn bardzo powoli uniósł
się, odgarnął włosy za ucho, a następnie zbliżył do
ciemnoskórego i pocałował go w usta.
Daiki
jęknął cicho, kładąc dłoń na jego policzku. Kise wsunął
język do jego ust, przesunął nim po zębach i podniebieniu, zaczął
drażnić język Aomine, wprawiając oba w jakby zmysłowy taniec.
Ryouta ledwie powstrzymywał się od tego, by usiąść okrakiem na
ciemnoskórym i w zupełności oddać się tym pocałunkom, nie
bacząc na czyhające w postaci innych mieszkańców świątyni
zagrożenia.
Sięgnął
dłonią do stwardniałego członka Aomine i ścisnął go lekko. Na
jego rękach wciąż było trochę maści, dlatego wykorzystał to do
pieszczenia chłopaka. Zaczął przesuwać po nim dłonią, sunąc
powoli w górę i w dół, pragnąc wprawić go w jeszcze silniejsze
reakcje, chcąc by stał się naprawdę twardy.
Tyle
dni marzył o tej chwili. W tylu snach widział podobne sceny, pełne
pewnych, silnych ruchów, przyjemnych, delikatnych pieszczot i
zmysłowych, namiętnych spełnień.
A
teraz… teraz chciał posmakować choć odrobiny.
-
Kise…- wyszeptał Aomine drżącym głosem, próbując chwycić
jego dłoń.- Przestań… nie możemy… mówiłem ci, że nie ma
pośpiechu…
- Nie
chcę czekać – wychrypiał Ryouta.- Obaj jesteśmy mężczyznami,
Aominecchi, obaj pragniemy siebie nawzajem, znamy siłę naszych
żądz… skoro zarówno ty jak i ja chcemy tego równie mocno, to
dlaczego się powstrzymujemy?
-
Jesteśmy… mężczyznami – wysapał ciemnoskóry.- To nie to
samo… co z kobietą…
- No
właśnie.- Kise pocałował go czule.- Nie jestem kobietą, nie
musisz obchodzić się ze mną tak ostrożnie… Spójrz, jaki jesteś
twardy – wymruczał, patrząc na jego członka.- To ci sprawia
wielką rozkosz, prawda?
-
T-to… nie ma…
-
Możesz poczuć więcej – wyszeptał Kise, znów go całując.-
Ponieważ chcę dać ci więcej, Aominecchi… Nie odrzucaj tego.
- Nie
odrzucam… cholera, przestań ruszać… ręką! Z-zaraz… dojdę…!
Aomine
opadł ciężko na futon, wyginając kręgosłup i poruszając
nerwowo biodrami. Kise nie zrezygnował z pieszczenie go,
przyspieszył ruchy dłoni, obserwując twarz ciemnoskórego, jego
zmarszczone brwi, rozchylone lekko usta, jego błyszczące oczy,
patrzące teraz na to, co robił Ryouta.
Daiki
zasłonił usta, nim wyrwał się z nich niepohamowany jęk rozkoszy,
który nastąpił, gdy z jego członka wytrysnęła sperma. Kiedy
Kise, odczekawszy, dopóki nie przestanie ona z niego wypływać,
zabrał dłoń i spuścił głowę, wbijając mętny wzrok w futon,
Aomine w końcu rozpoczął próby uspokojenia się. Oddychał
głęboko i szybko, przywracając swe zwyczajowe tętno i puls.
Tymczasem
Kise w milczeniu czekał, aż dojdzie do siebie. Sam był bardzo
podniecony, jego erekcja wręcz sprawiała ból, ale wolał to
przeczekać, niż prosić o pieszczoty Aomine, czy samemu zacząć
się przy nim onanizować.
Lepiej
zrobić to u siebie, chyba że Aomine jednak…
Kiedy
ciemnoskóry odchrząknął głośno, Kise wzdrygnął się nerwowo i
spojrzał na niego pospiesznie, oczekując nagany.
-
Rozumiem – westchnął Aomine.- Doprawdy, jesteś bardziej napalony
niż ja kiedyś…
-
A-ale tylko ty tak na mnie działasz!- wypalił Kise, rumieniąc
się.- Do tej pory nikt tak bardzo mnie nie pociągał, nikogo nie
pragnąłem do tego stopnia, by być wstanie wręcz iść na całość
tak szybko! J-jednak ja myślałem o tobie przez ostatnie dziesięć
lat, co prawda, nie w takim znaczeniu… a kiedy cię znów
spotkałem, to był po prostu… to było takie nagłe…- Kise
westchnął cicho.
- W
porządku – wymamrotał Daiki, ściskając jego dłoń.- Ale nie
możemy robić tu takich rzeczy! Tyle razy ci mówiłem…
-
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać, kiedy zacząłeś
reagować!
- To
normalne, że zareagowałem, przecież mówiłem, że cię pragnę!
Kise
spłonął rumieńcem, jego oczy zaszkliły się lekko. Poruszył się
nerwowo na piętach, mając wielką ochotę rzucić się w ramiona
ciemnoskórego.
-
Kocham cię, Aominecchi – szepnął.- Przepraszam.
- Nie
przepraszaj.- Aomine przygryzł wargę, ubrał się pospiesznie i
znów usiadł przy Kise.- Czy ty… zajmiesz się tym?- Wskazał na
jego wypukłość.
-
T-tak, poradzę sobie…
-
Wybacz, chciałbym ci się odwdzięczyć, ale…
- Nie
szkodzi, rozumiem!- Kise uśmiechnął się do niego.- Nie ma
pośpiechu, prawda?
-
Prawda.- Daiki również się uśmiechnął.- To co? Chyba pora
pokazać się światu…
Kise
skinął głową, po czym chwycił w dłonie tacę i zerknął na
swoje krocze, czy aby przypadkiem nie widać zbytnio wypukłości. Na
szczęście jego obawy nie potwierdziły się, mógł spokojnie
zanieść naczynia do kuchni i udać się do swojego pokoju.
-
Więc… widzimy się na kolacji, Aominecchi.
Aomine
skinął głową, patrząc, jak Kise wychodzi na zewnątrz. Westchnął
ciężko, opadając na futon, jakby nagle stracił całą energię.
Cóż, w pewnym sensie tak właśnie było.
- „Dać
mi więcej”, co?- mruknął do siebie, zamykając oczy.- Głupi…
tak jakbym potrzebował czegoś więcej, niż tych dwóch słów …
Jej nowy rozdzial z rana <3 Kocham Cie <3
OdpowiedzUsuń~Deirdre
Cudne <3
OdpowiedzUsuńAle czemu tak mało seksów? xD
Moja bidna Kisia :(
Strajkująca, bo jeszcze ni mam ferii,
Yew S.
Akurat w tym opowiadaniu o seksy mi nie chodzi - chodzi o fabułę. Rozumiem, że niektórzy cenią głównie sceny erotyczne, ale Ostatni Samuraj to coś czemu poświęciłam serce i uwagę - wydarzenia historyczne zawarte w tym opowiadaniu są prawdziwe ( mam na myśli szogunat i cesarza, oraz miejsce i czas akcji ), specjalnie studiowałam Wikipedię, żeby ułożyć odpowiednią fabułę :)
UsuńOdpowiem Ci prawdę...
UsuńWiększośc autorów opisuje uczucia między bohaterami właśnie przez seks.
Rozumiesz, nie?
Fabuła się toczy i nic, aż tu nagle seks i dopoero opisują uczucia ☺
Nie mówie, że jest tak u Ciebie.
Czekam po prostu na taką uczuciową bombę ☺
Znając Ciebie to takie piękne cuś może być nawet podczas głupiego meczu w kosza lub innej pierdoły
Jedząca lody,
Yew S.
No tak, rozumiem, sama opisuje uczucia poprzez seks, ale w krótkich opowiadaniach.
UsuńCzyli, że w "Ostatnim Samuraju" za mało znalazłaś uczuć do tej pory, czy też w ogóle ich się nie doszukałaś?
Bo starałam się opisywać w taki sposób, żeby relacje między Kise a Aomine były widoczne... ^^" Dlatego też postanowiłam ich pierwszy raz zostawić na naprawdę odpowiednią chwilę, a nie jakiś tam spontan czy niepowstrzymana żądza ( bo, nie oszukujmy się, normalny Aomine to by go przeleciał raz dwa <3 xD )