Co zaskakujące, Aomine wracał od Tomoyi właściwie z uśmiechem na twarzy. Mężczyzna ten okazał się wręcz idealną osobą, do zwierzenia się z ostatnich przykrych wydarzeń – Daiki nawet przyznał mu, że był cieciem w liceum. Spodziewał się, że Inoue go wyśmieje, ale ten po prostu stwierdził, że przynajmniej Aomine nigdy nie będzie żałował, iż porzucił tę pracę dla koszykówki.
Wieść o śmierci Sakurai'a przyjął spokojnie. Nie próbował żartować, że teraz ma wolną rękę, w ogóle nie wydawał się nawet o tym pomyśleć. Wydawał się być w zwyczajny i normalny sposób zainteresowany tym zdarzeniem – ostrożnie zadawał pytania, nie przekraczał granicy intymności.
Po długiej rozmowie – i trzech kubkach pysznej herbaty, którą Aomine dostał w prezencie i niósł teraz zgniecione pudełko w kieszeni kurtki – mężczyźni poszli na salę gimnastyczną i rozegrali bardzo długie one on one, trwające właściwie całe godziny, z drobnymi przerwami na odpoczynek i przekąskę, a potem na obiad, przygotowany wspólnie przez Tomoyę i Daikiego – obaj nie gotowali za dużo, ale znali podstawy, więc posiłek wyszedł całkiem dobry.
Z willi Inoue Aomine wyszedł w o niebo lepszym nastroju. Czuł się właściwie dość lekko, skoro już wygadał się i wyznał męczące go niepokoje i myśli. Umówili się, że w weekend, tak jak już wcześniej zapowiadali, Daiki również przyjdzie na one on one – i nawet może przyprowadzić swoich braci.
Bracia... no właśnie. Aomine czekała jeszcze rozmowa z braćmi. Będzie musiał wyznać im prawdę, zwłaszcza teraz, skoro rzucił pracę. Czy był na to gotowy? Chyba jeszcze nie... Rozmowa z Tomoyą mu pomogła, dodała nieco odwagi, ale Daiki wciąż potwornie bał się reakcji ukochanych osób.
Jeszcze trochę poczeka... Pójdzie w poniedziałek do szkoły, zerwie umowę i dopiero wtedy powie braciom. Pozwoli sobie jeszcze na spokojny weekend z braćmi.
Kiedy wszedł do domu, a był to już późny wieczór, od razu rzuciły mu się w oczy buty oraz kurtka Kuroko – czyli Tetsuya też już wrócił z pracy. Sądząc po zapalonym w salonie świetle, które widać było już z dworu, któryś z nich oglądał telewizję, zapewne Kise, skoro on i Kuroko byli skłóceni.
Daiki myślał, by najpierw przywitać się z młodszym bratem, zwłaszcza po wczorajszej akcji z Ryoutą. Ale do salonu było bliżej, a zawsze mógł najpierw się przywitać z Kise i w razie co czmychnąć na górę, po drodze witając się z Kuroko.
Kiedy wszedł do salonu, ku jego zaskoczeniu zobaczył obu braci, siedzących na kanapie i oglądających jakiś film akcji.
– Hej – rzucił Aomine nieco nerwowo.
Bracia obrócili głowy w jego kierunku.
– Daikicchi!- Kise natychmiast podniósł się z kanapy, minę miał zatroskaną, jak to on. Kuroko również wstał i zbliżył się do nich.
– Pogodziliście się?- Daiki uśmiechnął się lekko.
– Tak – odparł z wahaniem Ryuota, spoglądając na błękitnowłosego.- Mieliśmy czas porozmawiać po powrocie Tetsucchiego.
– To dobrze – stwierdził Aomine, kiwając głową.- Ale weekend we dwoje aktualny?
– Uhm...- Kise spojrzał na młodszego brata i zaczął wyjaśniać:- Daikicchi zaproponował, żebyśmy wybrali się we dwóch na weekend za miasto...
– Rozumiem – powiedział spokojnie Tetsuya.- To dobry pomysł, dawno nigdzie razem nie wychodziliście. Ja i tak już mam plany na niedzielę, a w sobotę poświęcę czas Nigou*.
– Rozchmurz się, Tetsu, w następny weekend to ciebie gdzieś zabiorę!- powiedział Aomine, odwracając się od nich i przechodząc do kuchni.- Co na kolację? Nie zdążyliśmy z Tomoyą nic zjeść, więc...
– Jak było u Tomoyi-kun?- zapytał Kise, podchodząc do niego i zaczynając odgrzewać mu kolację. Była to makaronowa zapiekanka, którą jedli z Kuroko.- Nic się nie odzywałeś cały dzień, poza tą jedną wiadomością, że wrócisz późno.
– Graliśmy w kosza.- Daiki odchrząknął.- Musiałem się trochę wyżyć.
– Rozumiem, że ci ciężko...- zaczął ostrożnie Ryouta, podczas gdy Tetsuya usiadł na stołku barowym z drugiej strony lady kuchennej. Przyglądał się Daikiemu z odrobiną napięcia, co nie uszło jego uwadze.
– Cóż... pogadałem z Tomoyą i trochę się uspokoiłem – mruknął Aomine.- Przepraszam, Ryouta, ale nie chcę o tym już rozmawiać.
– Jasne, jasne, rozumiem.- Kise pokiwał głową, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Spojrzał ukradkiem na Kuroko, zagryzł mocno wargę. Tetsuya skinął mu głową, ale Ryouta milczał, zaciskając wargi jakby w proteście.
Daiki, który dopiero co nalał sobie zimnego soku do szklanki, wypił duszkiem całą jej zawartość, nie odwracając wzroku od Kuroko. Odetchnął głośno, skończywszy pić. Następnie powoli przetarł usta wierzchem dłoni. Zaczął już przeczuwać, że coś jest nie tak; że jego bracia chcą mu coś powiedzieć.
– O co chodzi?- zapytał w końcu sam, nie mogąc znieść ich spojrzeń i upartego milczenia.
Kise znów zerknął na Kuroko.
– Po prostu go zapytaj – powiedział mu Tetsuya.
Ryouta otworzył usta, patrząc na ciemnoskórego, ale zaraz zamknął je na powrót. Spuścił wzrok, krzywiąc się lekko, jakby zły sam na siebie, że nie potrafi wydobyć z siebie słowa. Wobec tego Aomine obrócił się teraz w stronę młodszego brata, wiedząc, że od niego z całą pewnością otrzyma wyjaśnienia.
Kuroko wahał się tylko przez chwilę, najpierw spoglądając na blondyna, a następnie przyglądając się Aomine, jakby zastanawiał się, jak zareaguje na jego słowa, i czy lepiej będzie akurat wtedy być parę metrów dalej. Daiki czekał cierpliwie, ponieważ wiedział, że Tetsuya dobiera w myślach takie słowa, tak by nie owijać w bawełnę, tylko jednoznacznie przedstawić sprawę.
– Dowiedziałem się o ostatnich wydarzeniach dziś wieczorem – zaczął powoli Tetsuya.- Przykro mi z powodu tego, co się stało. Skoro już rozmawiałeś na ten temat z Tomoyą-kun, to nie będziemy więcej do tego wracać.
– Mhh.- Aomine skinął z wolna głową.- Okej. Dzięki. Nie musicie się o mnie martwić – dodał, patrząc głównie na Kise.- Naprawdę trochę mi lepiej. Parę dni pozamulam, ale to nie jest coś, z czego nie mogę się podnieść.
Ryouta pokiwał głową na znak, że rozumie. Kuroko nie odezwał się, ale jego mina świadczyła wyraźnie, że ma coś jeszcze do dodania.
– O co chodzi?- Daiki zachęcił go pytaniem.
Kuroko milczał przez chwilę, wpatrując się z powagą w ciemnoskórego.
– Daiki...- zaczął pytającym tonem.- Czym zajmowałeś się przez ostatnich kilka miesięcy?
To pytanie spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Aomine spojrzał na młodszego brata szeroko otwartymi oczami. W jego twarzy nie dostrzegł jeszcze potępienia, ale widział wyraźnie, że Kuroko jest głodny wyjaśnień; w jego oczach widać było zmartwienie, obawy, irytację i niedowierzanie. Daiki chciał z początku udawać głupiego, ale gdy spojrzał na Kise zobaczył, że ten opuścił pełen wyrzutów sumienia wzrok na ziemię.
– Byłem dziś na komisariacie...- wyjaśnił szeptem.
A jednak – pomyślał tępo Aomine.- Wyszło szydło z worka. Jednak przysłowie, że „kłamstwo ma krótkie nogi” ma w sobie sporo prawdy.
– Ach – mruknął beznamiętnie.- I co?
Kise spojrzał na niego, jakby miał pretensje, że zadał takie idiotyczne pytanie.
– Dowiedziałeś się, że tam nie pracuję?- zgadywał wciąż tym samym tonem Aomine.- Że nigdy tam nie pracowałem?
– Co się dzieje, Daiki?- zapytał Kuroko.- Przez cały ten czas nas okłamywałeś?
– Daikicchi, co ty robiłeś przez tych kilka miesięcy?- spytał za nim Kise, wpatrując się w brata.- Skąd przynosiłeś pieniądze, gdzie pracowałeś?
Aomine wziął powoli głęboki oddech. Nie patrzył żadnemu z braci w oczy, nie chciał dostrzec w nich jeszcze więcej uczuć, które i tak dopiero co go zalały. Oczywiście, że czuli się zawiedzeni. Oczywiście, że czuli się oszukani. A czego on się spodziewał? Że zrozumieją, dlaczego ich okłamywał? Że sami wpadną na to, że „och, może on się bał naszej reakcji, gdy dowiemy się, że wtedy żartował”?
Żmudne nadzieje. Przecież to oni dwaj właśnie mieli największe prawo czuć się gorzej niż on sam – bo byli jego najbliższymi mu osobami, jego rodziną. Kochał ich obu najbardziej w świecie, a potraktował ich, jakby nic dla niego nie znaczyli. Okłamywanie ich w jakiejkolwiek sprawie było zwyczajnym zaprzeczeniem wszystkich ciepłych uczuć, którymi ich darzył.
Zawiódł ich. Na całej linii.
– Daiki?- Kuroko patrzył na niego niepewnie.
– Braciszku...- mruknął Ryouta.
Aomine zmarszczył gniewnie brwi. Sam nie wiedział, co go napadło, ale potwornie denerwowała go okazywana przez braci troska. Dlaczego to robili? Dlaczego jeszcze nie nakrzyczeli na niego, dlaczego nie pozwolili, by czuł się jeszcze gorzej niż teraz, by cały zapadł się w sobie?!
– Braci...- zaczął ponownie Kise, wyciągając ku niemu dłoń.
Lecz Daiki odtrącił ją gniewnie.
– Przestań mnie tak nazywać!- warknął ze złością.- Wcale nie jestem waszym bratem!
– Co...? Jak możesz tak mówić?!
– Co?- Aomine cisnął Ryoucie wrogie spojrzenie.- Mnie też teraz uderzysz? Śmiało, nie krępuj się!
– O czym ty mówisz, nie zamierzam...!- Kise był zszokowany zachowaniem brata.
– Daiki, uspokój się!- rzucił surowym tonem Kuroko, schodząc z barowego krzesełka, jakby gotując się do rzucenia między nimi, na wypadek gdyby rzeczywiście miało dojść do rękoczynów.
– Odwalcie się ode mnie – warknął Aomine, odwracając się od nich i wychodząc z kuchni.
Co w niego wstąpiło? Dlaczego tak agresywnie zareagował na troskę braci? Przecież powinien się cieszyć! Oczywiście, oboje byli zawiedzeni, ale skoro martwili się o niego, to wystarczyło zrobić to, co planował... czy raczej planował zaplanować... od dawna – wyjaśnić im, że ucieszyła go ich reakcja na żart o zostaniu policjantem. Że nie miał serca im wyjaśnić, że to było tak dla zabawy, by podkreślić jego ułomność, jego niezdolność do spełnienia własnego marzenia, mimo tak długich i ciężkich starań.
– Daiki, co ty robisz?- Kise i Kuroko wyszli za nim na korytarz. Aomine był już w trakcie wiązania butów, kurtkę już założył, choć jeszcze jej nie zapiął.
– Nie interesuj się – burknął.
– Dokąd idziesz?- zapytał ze złością Tetsuya, wychodząc przed blondyna i stając naprzeciwko Daikiego z zaciśniętymi pięściami.- Zamierzasz tak po prostu wyjść, niczego nie wyjaśniając?
– Chcemy tylko porozmawiać, Daiki! Martwimy się o ciebie!- dodał Kise.
– Tak, oczywiście, bo w tym domu „martwienie się” to cholerne motto i życiowa droga – warknął Daiki.- Nic, tylko w kółko słyszę „martwię się” i „martwię się”, mam tego dosyć!
– To normalne, jesteśmy rodziną!- krzyknął Ryouta.- Zależy nam na tobie, dlatego się martwimy!
– Odwalcie się ode mnie – rzucił ze złością Aomine.
To były jego ostatnie słowa, nim wyszedł.
***
– Innymi słowy, udało ci się zostać projektantem mody w dobrej firmie i teraz będziesz zarabiał kokosy – podsumował opowieść Tatsuyi Kagami.
– Rzeczywiście, mogłem ograniczyć się do tego prostego zdania, rozmawiając z tobą – westchnął Himuro, ale uśmiechnął się.
Tatsuya znów odwiedził swojego kochanka, tym razem głównie po to, by opowiedzieć mu o swoich staraniach odnośnie zdobycia wymarzonej pracy, oraz pochwaleniu się, że starania te doprowadziły ostatecznie do skutku. Ponieważ cały dzień spędził w pracy, czasu wolnego miał tylko trochę, i to wieczorem, ale nie mógł się powstrzymać, by osobiście zdać relacje swojemu byłemu chłopakowi i obecnemu najlepszemu przyjacielowi.
– No to trzeba to jakoś oblać – stwierdził nad wyraz rozsądnie Taiga, pakując do ust porcję długiego makaronu. Ponieważ on również tego dnia pracował, nie miał czasu na gotowanie kolacji, zwłaszcza dla niespodziewanego gościa. Ale obaj mężczyźni byli głodni, więc skoczyli do pobliskiej knajpki i kupili sobie po chińskim kubełku (Himuro duże, a Kagami ekstra duże, robione wręcz na specjalne zamówienie, gdyż tamtejsi pracownicy znali jego apetyt, a on był stałym bywalcem).- To dlatego kupiłeś po drodze szampana?
– Zgadza się – odparł z uśmiechem Tatsuya.- Nie mam zamiaru pozwolić na to, byśmy opijali tak wielkie wydarzenie jakimś zwykłym piwem!
– Mogłeś mi to powiedzieć zanim kupiłem sześciopak – mruknął Taiga, krzywiąc się lekko, ale po chwili uśmiechając do Himuro.- Na pewno masz teraz dużo planów, co? Będziesz zabiegany przez najbliższy miesiąc.
– O tak, zwłaszcza, że trafiłem akurat w środek przygotowań do nowego sezonu – westchnął Tatsuya, kiwając lekko głową i zajadając się smaczną chińszczyzną.- Mamy do ogarnięcia kolekcję wiosenną, moja grupa będzie zajmować się męskimi strojami.
– Masz już jakieś pomysły?
– Całą masę!- Himuro spojrzał na niego tak, jakby Kagami zadał najgłupsze pytanie świata.- Gdybym nie miał w zanadrzu jakiegoś miliona pomysłów na stroje, nie byłoby dla mnie miejsca w świecie projektantów mody! Mam ich tyle, że starczy mi na całe życie, a przecież nie wszystkie zdążę zrealizować, a na inne pewnie nie zgodzi się dyrektor – dodał z westchnieniem.- Ale nie przejmuję się tym. Na razie poprowadzę moją grupę, a kiedy moje nazwisko będzie już powszechnie znane, założę własną firmę.
– Noo.- Kagami pokiwał głową, żując makaron.- Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę w sklepach twoje kolekcje.
Himuro uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem.
– Kolekcja to jeszcze pikuś – powiedział.- Poczekaj tylko, aż otworzę sieć sklepów z własną marką odzieży!
Taiga roześmiał się wesoło. Jego i Himuro co prawda łączyły dość skomplikowane relacje – Tatsuya był jego byłym chłopakiem, pierwszym i jak do tej pory jedynym, z którym był dłużej niż rok, oprócz tego byli od zawsze przyjaciółmi, a teraz, mimo zerwania, pozostawali kochankami – ale cieszył się niezmiernie z powodzenia Himuro w jego zawodowym życiu.
Kończyli już swoje chińskie kubełki, kiedy w mieszkaniu Taigi rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Himuro obrócił głowę w kierunku drzwi, po czym spojrzał pytająco na Kagamiego.
– Umówiłeś się z kimś na dzisiaj?- zapytał. Był już późny wieczór, więc nie było mowy o tym, by u jego progu zawitał listonosz.
– Nie – odparł zgodnie z prawdą Taiga, wstając już od stołu.- Może to sąsiad.
Podszedł do drzwi i, nie wyglądając nawet przez wizjer, otworzył je i wyjrzał na korytarz. Ku jego zaskoczeniu ujrzał ostatnią osobę, jaką spodziewał się zobaczyć.
Aomine Daiki nawet na niego nie spojrzał – po prostu wszedł do jego mieszkania i... przytulił się do niego.
– Yyy...- zaczął Kagami, nie bardzo wiedząc co robić. Prawą dłoń wciąż trzymał na klamce, a lewa zawisła w powietrzu, podczas gdy ciemnoskóry mężczyzna objął go pod pachami i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi.
– Zamknij się – mruknął cicho.- Nic nie mów. Po prostu pozwól mi tak przez chwilę postać.
Kagamiemu niezbyt było to na rękę. Nie dlatego, że nie lubił bliskości, ale po pierwsze: stali przy otwartych drzwiach; po drugie: Himuro siedzący wciąż w kuchni całkiem dobrze ich widział; i po trzecie: Taiga nie miał kompletnie pojęcia, co się dzieje, a ponieważ Aomine kazał mu nic nie mówić, nie wiedział, jak i czy w ogóle powinien zapytać, co się stało.
Po chwili podszedł do nich Tatsuya. Dopiero wówczas, słysząc go, Daiki wyprostował się (ale nie odsunął, wciąż obejmując Kagamiego) i spojrzał na czarnowłosego dość beznamiętnie.
– Sorry – mruknął.- Nie wiedziałem, że masz gościa.
– W porządku...- bąknął Taiga, delikatnie wyswobadzając się z jego objęć i łagodnym ruchem odsuwając od siebie jego ręce.- Ehm...
– Pójdę gdzie indziej – stwierdził Aomine wciąż beznamiętnym tonem, już odwracając się w kierunku klatki schodowej.
– Nie trzeba, ja już się zbieram – zatrzymał go, o dziwo, sam Himuro. Taiga spojrzał na niego z zaskoczeniem, a ten uśmiechnął się do niego lekko.- Muszę jeszcze zanieść dobre nowiny Atsushiemu, a widzę wyraźnie, że wy dwaj musicie ze sobą porozmawiać.
– Ach... no okej – bąknął Kagami, nieco zagubiony. Nigdy nie wiedział, co robić w takiej sytuacji – bo przecież gdyby nie zgodził się na wyjście Tatsuyi, pewnie obraziłby Daikiego, ale co jeśli, pozwalając Tatsuyi wyjść, nie obraża go w ten sposób? Może Himuro liczył na to, że wybierze jego towarzystwo, a nie Aomine?
Ludzie są stanowczo zbyt skomplikowani – pomyślał, krzywiąc się lekko.
Daiki nie odezwał się słowem, po prostu zdjął buty i kurtkę i poszedł do salonu, gdzie usiadł na kanapie. Himuro w tym czasie ubrał się, Kagami z kolei stał w milczeniu obok niego.
– To Aomine, tak?- zapytał cicho Tatsuya.
– Tak.- Kagami zapomniał, że przecież ci dwaj się nie znali. Powinien był ich sobie przedstawić, ale teraz chyba nie była na to dobra pora.
– Wygląda kiepsko – stwierdził Himuro.
Taiga spojrzał na Aomine. Z tego miejsca widział tylko jego granatowe włosy i smukły kark, ale potrafił przywołać w pamięci jego twarz. Zdążył pomyśleć o tym, że jego zdaniem Daiki był zupełnie w porządku, zanim dotarło do niego, iż Himuro miał na myśli raczej psychiczny stan mężczyzny.
– No...- bąknął, lekko zarumieniony. Tatsuya najwyraźniej zdawał się nie zauważyć jego zażenowania.
– To ja lecę – powiedział cicho, odwracając wzrok od Daikiego i patrząc teraz w oczy Kagamiego.
– Mhm. Uważaj po drodze. Ach, co z szampanem?
– Pewnie wam się przyda – stwierdził Himuro.- Sam ocenisz.
– Och... no okej. Odkupię ci następnym razem.
– Jasne.
Himuro wciąż stał w miejscu, chyba na coś czekając, bo patrzył wciąż w wiśniowe oczy przyjaciela. Kagami nie był pewien, o co mu chodziło. Otworzyć mu drzwi? Powiedzieć coś jeszcze? A może... pocałować?
Ale... jakoś tak nie chciał tego robić, skoro był tu Aomine. Mógł akurat w tym momencie się odwrócić, albo usłyszeć cmoknięcie...
Tatsuya westchnął, uśmiechając się przy tym.
– Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz miał wolne – powiedział na odchodne.- Na razie.
– N-na razie – pożegnał go Kagami.
Kiedy zamknął już za Tatsuyą drzwi, odetchnął głęboko i powoli odwrócił się do nowego gościa. Aomine nadal siedział na kanapie, cały czas zgarbiony. Czerwonowłosy podszedł do niego cicho i stanął nad nim, ale Daiki nie podniósł głowy. Wzdychając głośno, Kagami poszedł do kuchni, gdzie z lodówki wyjął sześciopak zakupionego tego wieczora piwa. Wrócił z nim do salonu, po czym usiadł obok przyjaciela, otworzył dwie butelki piwa i bez słowa podał jedną ciemnoskóremu.
– Wiesz, że jestem kiepski w pocieszaniu – zaczął.- W wyciąganiu z kogoś zwierzeń tym bardziej. Dlatego pozwól mi, że po prostu posiedzę obok ciebie tak długo, jak będziesz chciał.
– Co, jeśli będę chciał zostać na noc?- mruknął Daiki.
– Będziesz musiał zostać też jutro do południa, bo nie będziesz mógł wyjść bez zamknięcia drzwi na klucz, a ja nie mam zapasowego klucza, a idę jutro rano do pracy – odparł.- Chyba, że chcesz iść ze mną.
– Hm.- Aomine wydawał się być kompletnie wyprany z emocji.- Pojeżdżę na sygnale?
– A poprawi ci to humor?
– Nie.
– W takim razie nie będę ryzykował utraty pracy.
Daiki w końcu uśmiechnął się leciutko, ale na krótko. Nie pił swojego piwa – trzymał je jedynie w dłoniach, obracając powoli butelkę wokół własnej osi, wpatrywał się w nią, choć z całą pewnością nie czytał etykiety. Kagami tymczasem powoli popijał trunek, rozsiadłszy się wygodnie na kanapie. Cisza między nimi nie przeszkadzała mu. Już dawno nauczył się, że dla przyjaciół nie ma czegoś takiego jak krępująca cisza. A w przypadku jego i Aomine nie miał znaczenia humor i atmosfera – mogli być nawet szczęśliwi z jakichś powodów i milczeć, i wcale nie byłoby to nic dziwnego.
– Właściwie to...- zaczął po kilku minutach Daiki. Mówił cicho, jakby sądził, że może go usłyszeć ktoś jeszcze prócz Kagamiego.- Stały się trzy złe rzeczy. Sakurai popełnił samobójstwo.- Kagami spojrzał na niego, zszokowany, prawie upuszczając butelkę piwa.- Ryouta i Tetsu dowiedzieli się, że nigdy nie byłem policjantem. A ja, zamiast wytłumaczyć się ze wszystkiego, powiedziałem im, że mają się ode mnie odwalić, i że nie jestem ich bratem.
Taiga niezbyt dobrze go słuchał, wciąż zszokowany pierwszą z wiadomości. Samobójstwo...? Ale dlaczego? Czy to był chłopak Aomine? Czy pokłócili się o coś, a może... może miał jakieś problemy, zmartwienia...? Stanowczo zbyt długo nie widział się z Daikim i nie miał pojęcia, co się u niego ostatnimi czasy działo.
– Nie masz czegoś mocniejszego?- zapytał Aomine, unosząc lekko butelkę swojego piwa.- Obawiam się, że to mi nie wystarczy.
– M-mogę czegoś poszukać...- bąknął Taiga, po czym sapnął z niedowierzaniem, kręcąc głową.- Ja... ja ewentualnie mogę pójść do sklepu...
– To co, mogę u ciebie przenocować?- przerwał mu Daiki.- Aktualnie... nie mogę zobaczyć się z Ryoutą i Tetsu. Po prostu... nie potrafię.
– Jasne – powiedział Kagami.- Stary, wiesz, że jeśli coś się dzieje, nieważne co, możesz się do mnie nawet na jakiś czas wprowadzić. Przecież mam wolny pokój, a ode też nie masz wcale daleko do pracy...
– Och, rzucam to w cholerę – westchnął Daiki, krzywiąc się.- Mam dość. Nie chcę być cholernym cieciem w liceum, zwłaszcza po tym, jak Sakurai... ech.
– W takim razie zostań.- Kagami pokiwał głową.- Zostaniesz tu chwilę sam? Skoczę na dół do monopolowego, kupię nam coś mocnego. Opowiesz mi o wszystkim, i razem jakoś... jakoś to ogarniemy. O nic się nie martw.- Taiga poklepał go po ramieniu.
– Mhm. Poczekam.
– Będę za pięć minut – obiecał Kagami.
– Spokojnie, będę wciąż żywy, kiedy wrócisz – zapewnił go z kolei Aomine.- Nie mam głupich myśli, po prostu nie mam się gdzie podziać.
– Nie pomyślałem o tym, że...- zaczął Taiga i skrzywił się.- Gdybyś się zabił, nawiedzałbym cię w zaświatach.
Daiki zerknął na niego, w jego oczach w końcu błysnęła nuta rozbawienia.
– Byłbyś pierwszym człowiekiem nawiedzającym ducha – stwierdził.- To brzmi całkiem ciekawie.
– Nawet nie próbuj – westchnął Taiga, podnosząc się z kanapy.- Wolę cię w żywej wersji. Siedź tu, zaraz wracam. Możesz sobie włączyć telewizor, albo wyszperać z szafki jakieś ciastka.
– Kup mi lody, dobra?- mruknął Aomine, patrząc na niego wzrokiem proszącego szczeniaka.- Czekoladowo-czekoladowe.
Taiga spojrzał na niego sceptycznie, a potem westchnął tylko cicho i poszedł się ubrać. Po chwili Aomine usłyszał trzask zamykanych drzwi. Właściwie to Daiki chciał go nawet prosić, by kupił gumki, ale przecież nie mógł wykorzystać swoich powodów do namawiania Taigę na seks. Poza tym czułby się podwójnie, a nawet potrójnie źle, gdyby Kagami mu odmówił.
Na szczęście wiedział, że sama obecność Taigi w tej sytuacji mu wystarczy.
Był teraz jedyną osobą, która jeszcze mu ufała, a na której Aomine zależało.
Ciemnoskóry nie zamierzał spieprzyć jeszcze tego.
* O Nigou wspominam rzadko, bo ciągle o nim zapominam, ale on się tam zawsze kręci, jakby co xD
Jest kłótnia, no wiedziałam, no pewnie, bo bez kłótni to nudno nie? Ahominee kurdee! Ruszaj te swoje ciemne cztery litery i do braci!
OdpowiedzUsuńA Nigou taki mały, łatwo o nim zapomnieć xD W sumie to przy każdej domowej scenie wyobrażam go sobie, jak leży gdzieś i obserwuje chłopaków ;)
Aho wracaj do braci i przepraszaj! Ale już! ~ Yuukifan
OdpowiedzUsuń;-;
OdpowiedzUsuńHuehuehue huehue hue hihihii
OdpowiedzUsuń