[MnU] Odcinek 67

Moda na Uke
Odcinek 67



–    Gaara fajny tyłek miał ~ Kiba styl, a Sasuke coś, co lubię – nucił pod nosem Takao, idealnie wpasowując się do tekstu i rytmu znanej piosenki, rozlegającej się z głośników jego radia.- Shintarou całował cuuud-...
    Kazunari urwał raptownie, podrywając głowę znad swojego podręcznika i obracając ją w kierunku drzwi. Miał nadzieję, że Midorima nie przechodził „akurat” obok jego pokoju i nie podsłuchał, jak śpiewa ten kawałek zwrotki. Nie, żeby zielonowłosy miał się tym jakoś przejąć, ale ich relacje i tak wciąż nie miały należycie twardego gruntu, a śpiewanie głośno czegoś takiego zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
    Mężczyzna westchnął ciężko, przeczesując dłonią włosy. Postanowił nie wracać myślami do sytuacji sprzed chwili, a skupić się na pracy. Co z tego, że musiał na nowo ugruntować swoje relacje z Midorimą, co z tego, że miał fajnego faceta, a jego głowę wypełniały wspomnienia z ich intymnych uniesień, co z tego, że był wokalistą znanego zespołu i musiał pracować nad tekstem, kiedy Takao wciąż – tak, wciąż! - pozostawał cholernym uczniem medycyny i musiał zakuwać cholerne notatki.
–    A może tak rzucić to w pizdu?- mruknął do siebie pod nosem, choć bez większego przekonania.
    W gruncie rzeczy lubił medycynę. Była ciężka, owszem. Trudna, czasami do tego stopnia, że nawet Shintarou musiał zwracać się do rodziców lekarzy o wytłumaczenie tego czy tamtego zagadnienia. Ale medycyna ratowała ludziom życia, a Kazunari zawsze chciał je ratować, a nawet jeśli nie byłby w stanie, to mógłby chociaż umilać pacjentom pobyt w szpitalu – swoim niezachwianym optymizmem, swoim poczuciem humoru, swoim śpiewem, samą swoją obecnością.
    Piękne słowa jak na kogoś, kto niedawno próbował się zabić – westchnął w myślach, lecz zaraz znów odsunął wspomnienia na bok i skupił się na tekście przed sobą. O co chodziło w tych wzorach? Co to za wirus? A ta choroba? Czy taka w ogóle istnieje? Pierwsze słyszał...
    Ledwie udało mu się w końcu zrozumieć parę pierwszych zdań z grubej medycznej księgi, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, Midorima uchylił je nieznacznie. W wolnej dłoni (tej, której nie trzymał na klamce) miał kubek czegoś parującego, co pachniało podejrzanie czekoladowo...
–    Kakao?- spytał z nadzieją Kazunari, natychmiast tracąc zainteresowanie podręcznikiem.
–    Od paru godzin siedzisz nad książkami, więc pomyślałem, że ci się przyda, nodayo – mruknął Midorima, wchodząc do środka. Podszedł bliżej i postawił kubek na biurku, w zasięgu ręki czarnowłosego.
–    Przyniosłeś Takao kakao...- wyszeptał z zachwytem Kazunari.
    Midorima spojrzał na niego sceptycznie i poprawił swoje okulary.
–    To przestało być zabawne jakieś dwa lata temu – stwierdził.
–    Jakbyś częściej robił mi kakao, to nadal byłoby zabawne – powiedział Takao, uśmiechając się i poprawiając na łóżku. Odłożył na bok książkę i sięgnął po kubek.- Zdjąłeś...?
–    Tak, zdjąłem kożuch – westchnął Shintarou, wywracając oczami. Sięgnął po porzucony podręcznik przyjaciela i sprawdził, gdzie ten zakończył postępy.
–    Mmm!- Kazunari, który tymczasem kosztował już napoju, zamknął oczy, przywołując na twarzy pełen satysfakcji i uwielbienia wyraz.- Idealnie słodkie! Mógłbym się w takim wykąpać.
–    To byłoby prawdziwe... marnotrawstwo.- Midorima znów poprawił okulary.- Jeśli chcesz, mogę ci pomóc z tym tematem.
–    Dziękuję, już prawie to ogarnąłem.- Kazunari posłał mu uśmiech znad kubka.- Nie zostało mi dużo, jeszcze jakieś... dwadzieścia stron? Chociaż, jeśli bardzo chcesz mi pomóc, to możesz pożyczyć mi swoje notatki.
–    Pod warunkiem, że nie wylejesz na nie kakao – uprzedził Shintarou.
–    Takao nie wylewa kakao!- oburzył się Takao, na co zielonowłosy wywrócił z irytacją oczami. Wyszedł z jego pokoju, by po paru minutach powrócić z kilkoma zeszytami.
–    Przyda ci się też mała powtórka z wcześniejszych zajęć – powiedział i sapnął cicho, kiedy spostrzegł, że jego przyjaciel zupełnie nie zwraca na niego uwagi, siedząc na łóżku pod ścianą z kubkiem w dłoniach i idiotycznie błogą miną. Zastanawiał się nawet, czy by nie rzucić w niego którymś z zeszytów, ale za bardzo bał się o ich zawartość.
    No i przy okazji...
    Midorima przełknął ciężko ślinę. Kiedy ostatnio on i Takao pozwolili sobie na chwilę prawdziwego spokoju? Kiedy ostatnio obaj wyglądali tak, jak teraz Kazunari? No, Shintarou może nigdy – w życiu by nie zrobił takiej bezmyślnej miny, nawet po pijaku i śpiąc.
    Ale tak poza tym, Takao wyglądał, jakby nic go nie trapiło. Jakby nie miał nawału nauki, nawału pracy związanej z zespołem, chwilowych problemów z przyjaźnią, choć to już się nieco ustabilizowało – nie tak, jak życzyłby sobie Shintarou, ale na pewno już doszli do porozumienia i zakończyli wszelkiego rodzaju waśnie i spory.
    Po prostu... po prostu zdaniem Midorimy byłoby miło, gdyby mogli usiąść razem tak, jak teraz siedział Takao, pooglądać telewizję, napić się kakao i milczeć. Tak zwyczajnie, po ludzku, jak przyjaciele, którzy nie muszą rozmawiać, by czuć wzajemne wsparcie.
    Co więcej... Shintarou mimowolnie zagapił się na wilgotne od słodkiego napoju usta Kazunariego. Dziwne, ale z jakiegoś powodu przez ułamek sekundy zastanawiał się, jak smakują...
    Takao otworzył oczy, jakby słysząc tę myśl. Midorima miał na tyle rozumu, by nie uciec od niego wzrokiem. Poprawił tylko okulary, marszcząc brwi w udawanym gniewie.
–    Tylko nie obijaj się za bardzo – powiedział.- Wypij to i wracaj do pracy, inaczej będziesz musiał powtarzać rok, a ja nie będę miał czasu, żeby uczyć cię zaległości.
–    Jeśli zdasz, to materiał z poprzedniego roku powinieneś mieć w małym palcu.- Takao uśmiechnął się chytrze.- Spokojnie, jeszcze tak nisko nie upadłem. Mam trochę lenia, ale poradzę sobie. Chłopaki z zespołu też na razie dają mi odetchnąć, choć próbują zaznaczyć, że na ferie zimowe robimy mały tour po Kantō*, więc mam się sprężyć z nauką.
–    Na długo wyjedziesz?- mruknął Midorima.
–    Hmm... na tydzień?- Takao przechylił w zamyśleniu głowę.- Dwa? Dlaczego pytasz?
    Midorima wzruszył ramionami i poprawił swoje okulary na nosie.
–    Twoja siostra napisała mi SMSa, że ostatnio nic się do niej nie odzywasz.
–    Cóż, nie moja wi... co?- bąknął Kazunari.- Moja siostra do ciebie pisze?
–    Tak.
–    Nie wiedziałem, że ze sobą piszecie... O czym rozmawiacie?
–    O niczym szczególnym.- Shintarou znów wzruszył ramionami.- Raz na tydzień zapyta, co u mnie słychać, czasem poprosi o wytłumaczenie czegoś ze szkoły.
–    Twoja siostra napisała do mnie raz w życiu – mruknął z żalem Takao.- I zwracała się w nim do ciebie, bo tobie padła bateria w telefonie...
    Midorima uśmiechnął się lekko, przypominając sobie tamten dzień. Kazunari był taki podekscytowany i tak się chwalił, że dostał od niej SMSa, a po przeczytaniu go mina mu zrzedła tak szybko i tak pięknie, że nawet Shintarou musiał zaśmiać się w głos.
    Oczywiście, w jego wypadku „w głos” znaczyło „cicho, żeby nikt nie zauważył”.
    Shintarou chciał już zaproponować przyjacielowi, żeby sam napisał do jego siostry, kiedy w pokoju rozległa się piosenka, bynajmniej nie pochodząca z radia.
–    Ściszysz, proszę?- zapytał Takao, sięgając już po swoją komórkę.
    Midorima powstrzymał się od westchnienia i, ściszywszy radio, wyszedł z pokoju Kazunariego, nie chcąc przysłuchiwać się prywatnej rozmowie. Bo, oczywiście, wiedział doskonale, kto do niego dzwonił o tej porze.
–    Cześć, Miyaji – rzucił Kazunari, uśmiechając się do siebie i wpatrując w kubek kakao, który położył sobie na udzie.- Skończyłeś już pracę?
–    Tak, właśnie wracam – odparł Kiyoshi i, jakby dla potwierdzenia jego słów, w tle rozległo się jakieś trąbienie.- Jak tylko kupię mieszkanie, od razu zajmę się również kupnem samochodu. Może uda mi się wziąć jakiś na raty.
–    Chyba że będziesz miał blisko do pracy – powiedział Kazunari, poprawiając się na łóżku i wzdychając cicho.- Dzwoniłeś już do kogoś w sprawie ogłoszenia? Mam teraz trochę nauki, ale jeśli postarasz się poumawiać chociaż z połową właścicieli na piątek popołudniu i wieczór, to pojadę oglądać mieszkania razem z tobą.
–    Jeszcze nie, ale skoro tak stawiasz sprawę, to zajmę się tym, jak tylko dotrę do domu. No a jak wygląda sytuacja?- dodał Miyaji z westchnieniem.- Rozmawiałeś z Midorimą odnośnie twojej wyprowadzki?
–    Tak, rozmawiałem – mruknął Takao.- Shintarou niestety nie jest to na rękę. Gdyby został tutaj sam, miałby o wiele więcej do płacenia, a ciężko teraz o uczciwego współlokatora.
–    No a Akashi? Midorima nie może u niego zamieszkać?
–    O to też go pytałem – westchnął Kazunari.- Powiedział, że wolałby tego uniknąć, bo Akashi pewnie sprowadzałby co rusz kogoś nowego, no a... Shintarou go kocha. Ciężko byłoby mu raczej na to patrzeć.
–    To może wrócić do rodziców – stwierdził oschle Kiyoshi.
–    Miyaji...- Takao przechylił głowę, wzdychając ciężko.- Przecież to by było bez sensu, Shintarou musiałby dojeżdżać na uniwersytet pociągiem, a każdy przejazd to jakieś półtora godziny czasu w jedną stronę. To nieopłacalne i męczące. Zresztą dlatego właśnie się wyprowadził.
–    Gdyby chciał, mógłby znaleźć sobie mniejsze mieszkanie, wcale nie tak daleko od waszego obecnego – skomentował Miyaji.- Dobrze wiesz, że gdyby Akashi sam zaproponował mu wspólne mieszkanie, zostawiłby ci ledwie kartkę na stole z notką, że się wyprowadził.
–    Nie przesadzaj, bądźmy dorośli.- Takao wywrócił oczami.- Przecież nie będę z nim mieszkał całą wieczność.
–    Mhm, tylko kolejne pięć lat, aż do zakończenia studiów?- Kiyoshi prychnął głośno.- Potem jeszcze paroletni staż, bo wypłata będzie za mała i zanim wyrobicie sobie specjalizacje, stwierdzisz, że wygodnie ci się mieszka ze swoim przyjacielem, a nie z chłopakiem.
–    Rozumiem, dlaczego jesteś taki kąśliwy, ale dobrze wiesz, że to nieprawda! Pogadam z Shintarou i obaj zaczniemy rozglądać się za nowym współlokatorem dla niego, a jak już znajdziemy kogoś odpowiedniego, wtedy mogę z tobą zamieszkać.
–    Możesz dać mi go do telefonu?- zapytał nagle Miyaji.
–    Co?- bąknął Kazunari.- Nie.
–    Dlaczego? Nie ma go?
–    No... no jest, ale o czym chcesz z nim rozmawiać?
–    Proszę, daj mi go do telefonu, zanim zacznę myśleć, że coś przede mną ukrywasz.
–    Niczego nie ukrywam – westchnął Takao z irytacją, wywracając oczami. Odłożył jednak kubek kakao i podniósł się niechętnie z łóżka.- W porządku, dam ci go, ale proszę, żebyś trzymał nerwy na wodzy, okej? To nie jest żaden spisek przeciwko naszemu związkowi, tylko zwykły racjonalizm!
–    Dobrze, pogadam z nim o tym „racjonalizmie”.
    Kazunari przełknął ciężko ślinę, wychodząc ze swojego pokoju. Midorimę zobaczył od razu – mężczyzna siedział na kanapie w salonie, przełączając programy. Na stoliku przed nim stał kubek parującego kakao, wypitego już w połowie.
–    Ehm, Shin-chan, Miyaji chce z tobą gadać – wydukał Takao, patrząc na niego z przerażeniem.
–    Co?- Shintarou zmarszczył brwi, obrzucając przyjaciela spojrzeniem.- Niby o czym.
–    O... och, sam nie wiem – westchnął Kazunari, podsuwając mu swoją komórkę.
    Midorima przez chwilę patrzył na nią jak na węgorza, a potem wziął ją do ręki i przysunął do ucha.
–    Halo?- odezwał się możliwie neutralnie, ale i z dozą rezerwy.
–    Powiedz mu, żeby poszedł do siebie, albo sam idź gdzieś, gdzie nie będzie podsłuchiwał – powiedział Miyaji. W jego głos niemal ociekał wściekłością.
    Shintarou spojrzał beznamiętnie na swojego przyjaciela.
–    Kiyoshi każe ci odejść – przekazał.
–    Co?- Takao pobladł nieco.- Niby... niby czemu?
–    Bo chce rozmawiać ze mną na osobności – odparł Midorima. Kiedy Kazunari wciąż wpatrywał się w niego, zupełnie zagubiony, Shintarou skinął głową w kierunku jego pokoju. Z wyraźnym ociąganiem, ale koniec końców Kazunari poszedł do siebie.- Już – rzucił do słuchawki Shintarou.
–    Z chęcią spotkałbym się z tobą na osobności, Midorima – zaczął Miyaji.- Ale wiem, że oboje nie mamy za bardzo czasu i jakimś cudem ciągle byśmy to przekładali, dlatego wolę wykorzystać teraz podarowaną mi szansę.
–    Do czego bijesz?
–    Dobrze wiesz, do czego biję – warknął Kiyoshi.- Takao możesz sobie wodzić za nos ile dusza zapragnie, ale mnie nie oszukasz. Na co masz nadzieje? Że twoje „dyskretne” działania powoli doprowadzą do naszego rozstania? Sorry, ale miałeś już swoje pięć minut w tym spektaklu i zjebałeś je. Nie chciałeś Kazunariego, dawałeś mu to do zrozumienia aż zbyt wyraźnie, dlatego odpierdol się w końcu od niego i przestań szukać sobie wymówek, żeby zatrzymać go przy sobie. Jeżeli jesteś spragniony uczuć, to w Tokio masz wystarczająco dużo burdeli, w tym jeden w mieszkaniu swojego ukochanego Akashiego, czyż nie?
    Midorima poczuł, że najpierw pobladł z wściekłości, a po chwili poczerwieniał na twarzy. Zacisnął usta w wąską linię, zacisnął dłonie w pięści, ledwie hamując się przed wybuchnięciem i nawrzeszczeniem na Miyajiego wszystkiego, co o nim myślał i wszystkiego, co sądził o jego związku z Kazunarim.
–    Wiesz, Midorima, moje mieszkanie jest małe, to prawie kawalerka, więc dlaczego byś jej nie wynajął, skoro nie chcesz płacić dużego czynszu?- podsunął Kiyoshim zjadliwym tonem.- Lada dzień je zwolnię, a właściciele jeszcze nikogo nie znaleźli na moje miejsce, więc proszę bardzo. Na uniwersytet będziesz miał nadal blisko, do Akashiego jeszcze bliżej, no i czynsz nie aż tak znowu duży... znajdziesz jakąś wymówkę poza pustym „nie, bo będzie śmierdzieć tobą”? Aaach, no tak... Nie będzie tam Takao!
–    Z czym masz problem?- wycedził Midorima przez zaciśnięte zęby.- Tak bardzo jesteś o niego zazdrosny?
–    Tak bardzo potrafię walczyć o coś, na czym mi zależy – warknął Miyaji.- I robię to od początku, a nie tylko od momentu, kiedy jest mi tak wygodnie.
–    Nie wiem, o co ci chodzi. Takao to mój przyjaciel...
–    Ty mnie próbujesz oszukać, czy samego siebie?- spytał z niedowierzaniem Kiyoshi.- Dałeś ciała, Midorima! Uświadom sobie wreszcie, że nie możesz mieć dwóch facetów naraz: jednego, którego kochasz ty i jednego, który kocha ciebie. Miłość tak, kurwa, nie działa. Próbuję ochronić Kazunariego przed tobą, sprawić, żeby zapomniał, co robiłeś przez te wszystkie miesiące po tym, jak wyznał ci miłość, a ty znów próbujesz to wszystko zjebać. Znowu skończy się na tym, że Takao będzie chciał popełnić...- Miyaji urwał raptownie, lecz tylko na chwilę.- Nie będę cię prosił, nie będę cię błagał, nie będę nawet próbował cię przekonywać... ja ci po prostu każę, rozumiesz? Daj mu odejść i zacząć w końcu nowe życie, daj mu odetchnąć od tych pieprzonych miesięcy, kiedy starał się o ciebie i znosił to, jak łamałeś mu serce po kilka razy w tygodniu. Takao zasługuje na to, żeby być z kimś, kto kocha go nie dlatego, że go traci, ale dlatego, że cały czas był obok, od momentu, w którym się pojawił.
    Midorima milczał. Jeszcze chwilę wcześniej po głowie krążyło mu tyle myśli, tyle zdań, które był gotów wypowiedzieć, tyle argumentów, którymi zniszczyłby Miyajiego, ale teraz? Teraz miał zupełną pustkę. A wszystko przez to ostatnie zdanie, którego użył Kiyoshi.
    Czy Shintarou naprawdę pokochał Takao? Czy uświadomił sobie, że czuje do niego coś głębszego, tak jak powiedział Miyaji, ponieważ czuł, że go traci i rozpaczliwie chciał go zatrzymać? Bał się odejścia Takao, to prawda... Chciał go mieć obok, przyzwyczaił się do tego, przywiązał...
    Czy właśnie tak wyglądało to w oczach osoby „z zewnątrz”? Jeżeli Kiyoshi miał na myśli siebie mówiąc o kimś, kto kocha Takao za to, że był od momentu pojawienia się, to czy wobec takiego obrotu spraw, wobec takiego naświetlenia całej tej sytuacji... czy rzeczywiście nie miał prawa żądać od Midorimy usunięcia się? Czy jego miłość była większa, silniejsza?
    Czy oni dwaj w ogóle mieli jakiekolwiek prawa do Takao? Póki co zachowywali się dwa wściekłe wilki, szarpiące swoją ofiarę między zębami, bo żaden nie chciał ustąpić, żaden nie chciał się usunąć...
    Być może ten, kto dałby sobie spokój, w bohaterski sposób oszczędziłby Kazunariemu cierpienia. Być może to właśnie Midorima, usuwając się w cień, mógłby uważać się za tego, który pozwolił na to, by Takao był szczęśliwy.
    Ale tacy bohaterowie żyją tylko w książkach i w filmach, prawda? W prawdziwym życiu to wygląda zupełnie inaczej. Świat to prawdziwy ring, na którym wszyscy walczą o wszystko – o pieniądze, władzę, szczęście, miłość. Każdy chce wygrać, bo ludzie pełni są egoizmu, pełni są chciwości.
    Midorima nie był inny. Jego upartość odnośnie powstrzymania Takao od wyprowadzki była tego najlepszym przykładem. Miyaji? On też szarpał się, gryzł, wściekał, gdy nie dostawał tego, czego pragnął. Oczywiście, być może robił to ze względu na Kazunariego, ale przecież korzystał z tego najlepiej ze wszystkich.
–    Takao sam zdecyduje – powiedział cicho Shintarou. Nie miał siły, żeby odgrywać rolę twardziela, nie miał siły na kłótnie czy dyskusje. Przełknął ciężko ślinę.- Nie będę go więcej zatrzymywał. Sam wybierze, z kim chce mieszkać. Tylko nie zrozum mnie źle – dodał zimnym tonem.- Nie robię tego, bo chcę, żeby Takao był szczęśliwy u twojego boku. Po prostu nie mam zamiaru być więcej jego punktem odniesienia. Nie chcę być powodem, dla którego podejmie decyzje, której będzie potem żałował.
–    Przykro mi, jeśli cię zawiodę, ale nie mam zamiaru gratulować ci rozsądku – oznajmił Miyaji.- Powinieneś był już dawno temu zrozumieć, że bez ciebie Takao będzie lżej. Sądzisz, że z własnego doświadczenia wiesz, co on czuje, ale prawda jest taka, że gówno wiesz. Bo Kazunari kocha ciebie, a ty kochasz męską dziwkę, która nie kocha nikogo.
    Midorima milczał. Nie dlatego, że niczego nie czuł – był wściekły. Miyaji może i miał prawo wypowiadać się na temat „dobra Takao”, ale z całą pewnością nie powinien był przytaczać takiego przykładu. Nikt nie rozumiał uczuć Midorimy. Dla wszystkich to była po prostu toksyczna chora miłość do mężczyzny, który lądował w łóżku z każdym, kto tylko mu się podobał. Dla wszystkich to była przegrana sprawa, bezsensowna walka, a Shintarou nazywano ślepcem i głupcem.
    Niestety, tacy właśnie byli ludzie. Nie rozumieli Midorimy, ponieważ oni kochali tych, których łatwo było kochać.
–    Skończyłeś?- zapytał w końcu Shintarou, kiedy cisza w słuchawce się przedłużała.
–    Tak – westchnął Kiyoshi. Wyglądało na to, że po tym jak wyrzucił z siebie wszystkie żale, w końcu się uspokoił. Jego głos złagodniał, choć w dalszym ciągu nie czuć w nim było sympatii.- Cieszę się, że jesteś gotowy przemyśleć sprawę. Rozłączam się.
    Pożegnaniem był cichy trzask w słuchawce i dwa krótkie sygnały. Midorima odsunął komórkę od ucha – była niemożliwie ciepła, zupełnie jakby rozmawiał z Kiyoshim całe godziny, a nie tylko parę minut.
    Zielonowłosy opuścił rękę, opierając ją na nogach, ale jeszcze nie podnosząc się z kanapy. Siedział przygarbiony, przytłoczony masą uczuć. Chciał się trochę uspokoić, nim pójdzie Takao oddać komórkę – bo jeszcze przed chwilą zamierzał cisnąć nią w przyjaciela i kazać mu zacząć się pakować.
    Czy podjął dobrą decyzję? Nie miał pojęcia. Wiedział jedynie, że naprawdę nie chciał być już ciężarem dla Kazunariego. Jeśli przez niego Takao będzie rezygnował z pewnych rzeczy, być może będzie potem żałował. A może będzie wręcz zupełnie odwrotnie. Najważniejsze jednak, aby Kazunari sam podejmował decyzję, kiedy Shintarou może być powodem, a kiedy nie.
    Midorima wstał z kanapy, wzdychając cicho, po czym udał się do pokoju Takao. Dłoń drżała mu lekko, kiedy uniósł ją i zapukał do drzwi. Uczucia wciąż w nim buzowały i obawiał się, że jego głos również będzie niepewny, kiedy zacznie mówić.
    Wszedł do pokoju bez zaproszenia. Takao zdążył już odłożyć podręcznik, trzymał w jednej dłoni kubek. Z napięciem wpatrywał się w Shintarou, który podszedł do niego i podał mu komórkę. Mężczyzna odebrał ją, rozchylając usta i zamykając je na powrót.
–    Zanim zaczniesz się wściekać...- zaczął ostrożnie Midorima.- Chcę cię upewnić, że rozmowa z Miyajim nie była... taka straszna.
–    To mi każe sądzić, że było raczej odwrotnie.- Kazunari skrzywił się i westchnął ciężko.- Rany, co ten imbecyl ci nagadał?
–    On cię kocha – mruknął Shintarou, spuszczając wzrok.- Chyba... chyba nie mam za bardzo prawa mówić rzeczy w stylu „dopóki cię nie skrzywdzi” i tak dalej... Jeżeli chcesz zamieszkać z nim, to nie mam nic przeciwko. Wiem, wcześniej mówiłem co innego, ale nie chcę, żebyś zostawał tutaj tylko dlatego, że ja tego chcę.
–    Przecież ja chcę zostać, mówiłem ci, że...!
–    Takao – przerwał mu stanowczo Midorima.- Po prostu daj mi skończyć. Nie mówię, że masz się wyprowadzić, ani nawet, że masz zostać. Zrobisz to, co uznasz za słuszne. Jeśli chcesz się wyprowadzić, to okej, znajdę sobie mniejsze mieszkanie z niższym czynszem, niemało jest takich w okolicach uniwersytetu, współlokatora na to tutaj też mógłbym znaleźć dobrego, choćby naszych kolegów czy koleżanki z roku. Ale jeśli nie chcesz... jeśli naprawdę masz ochotę zostać tutaj, to nie będę niczego ani nikogo szukał. Po prostu będzie tak, jak jest teraz. Nie namawiam cię ani do jednego, ani do drugiego, jasne?
–    Shin-chan...
–    Jasne?
–    Jasne.- Kazunari wywrócił oczami z irytacją.- Ale powiedz mi, co on ci nagadał? Mam nadzieję, że nie nawrzeszczał na ciebie, ani nie szantażował cię, ani...
–    Powiedział tylko to, co go trapiło – uciął krótko zielonowłosy.- To, co sam bym powiedział, gdyby chodziło o Akashiego.
–    Zaraz do niego zadzwonię – burknął Takao.- Bo widzę, że z tobą się nie dogadam.
–    To twój chłopak.- Midorima wzruszył ramionami, odwracając się do wyjścia.- Wasze problemy.
    Kiedy zamknął za sobą drzwi, Kazunari odłożył prawie już pusty kubek po kakao i wybrał numer do Kiyoshiego. Wstał z łóżka i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Nie lubił czuć się odrzucony na bok, kiedy chodziło (jak sądził) o niego, po prostu musiał wiedzieć, co było tematem ich rozmowy i co takiego sprawiło, że Shintarou nagle wyjechał z czymś takim.
–    Tak?- w słuchawce rozległo się westchnienie.
–    Coś ty mu powiedział?- zapytał bez ogródek Takao, biorąc się pod bok wolną dłonią.
–    O co ci chodzi?
–    No przyszedł do mnie jakiś taki poważny i nagle zmienił zdanie! Powiedział, że jak chcę się wyprowadzić, to on znajdzie sobie mieszkanie albo współlokatora, a jak nie chcę, to mam zostać i tyle. Wcześniej potrafił wyjaśnić mi, że coś będzie mu nie na rękę, a teraz nagle się poświęci dla mnie?
–    A co, nie chcesz ze mną mieszkać?
–    Nie odwracaj kota ogonem, Miyaji!
–    Nie odwracaj kota ogonem?!- wybuchnął nagle Kiyoshi.- A może to ty odwracasz kota ogonem, co?! Może od samego początku fakt, że Midorima nie chce twojej wyprowadzki był dla ciebie świetną wymówką, żeby z nim zostać!
–    Miyaji, co ty...?
–    Nawet nie próbuj mi teraz oczu mydlić, Takao! Masz zamiar mieszkać z facetem, którego kochasz, i tym facetem nie jestem ja! Naprawdę uważasz, że to nie jest nic złego, że to normalne, bo „dbasz o wygodę przyjaciela”?
–    Wiesz, mimo wszystko jesteśmy ze sobą dopiero od dwóch miesięcy...- zaczął słabo Takao, wciąż nieco przytłoczony atakiem Miyajiego.
–    Och, a ten argument skąd ci się „nagle” wziął, hm?- spytał sceptycznie Kiyoshi.- Niech zgadnę, zapożyczyłeś go od Midorimy. Świetnie. Czyli mam odpowiedź na swoje pytanie. Muszę kończyć, mam zakupy do zrobienia.
–    Nie, Miyaji, proszę...!
–    Na razie.
    W słuchawce zapadła cisza. Takao stał przez chwilę pośrodku pokoju z nieszczęśliwą miną, wciąż z komórką przy uchu, jakby w nadziei, że Kiyoshi jednak się nie rozłączył, że jednak czeka na jego odpowiedź, na jego wyjaśnienia. Spróbował połączyć się z nim raz jeszcze, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
–    No pięknie – jęknął żałośnie, siadając ciężko na łóżku i opierając dłonią czoło.
    Przez chwilę wpatrywał się w telefon, po czym zaczął pospiesznie stukać w klawiaturę. Chciał jak najszybciej rozwiać wątpliwości Miyajiego, wyjaśnić mu, że... że...
    Że co? Przecież Kiyoshi miał cholerne prawo, żeby posądzać Kazunariego o takie działania. Wiedział, że Takao wciąż kocha Midorimę i zapewne ledwie znosił to, że wciąż mieszkają razem. Kto wie, być może postanowił znaleźć mieszkanie właśnie teraz, ponieważ nie wiedział, w jaki inny sposób mógłby przekonać się, że Takao myśli o nim poważnie.
    Kazunari nie powinien był mówić, że są ze sobą dopiero dwa miesiące. Przecież to naprawdę był argument Midorimy, który zresztą wcześniej zbagatelizował sam Takao. Miyaji stanowczo zbyt szybko się o tym zorientował. Teraz dopiero musiał nabrać prawdziwych podejrzeń...
    A co czuł sam Takao? Kochał Miyajiego – nie tak jak Shintarou, ale na pewno kochał, wiedział to, był tego pewien. Chciał z nim zamieszkać, bo było im razem dobrze, przeczuwał, że będzie nawet jeszcze lepiej.
    Ale jednocześnie nie chciał zostawiać Midorimy samego. Dlaczego? Nie wiedział. A może jednak wiedział... Gdzieś tam w nim tliła się głupia myśl, że jeśli zostawi Shintarou, nic już go nie uratuje. Dalej będzie pogrążał się w nieszczęśliwej miłości, dalej będzie żył tym samym życiem, bez nadziei na prawdziwe szczęście.
    Z Takao miał przynajmniej tych kilka chwil, kiedy nie męczyły go żadne troski – kiedy siadali przed telewizorem i oglądali CSI: Kryminalne zagadki Tokio; kiedy rozmawiali na niezobowiązujące tematy; kiedy opowiadali sobie o swoich planach, snuli domysły, jak będzie wyglądać ich przyszłość po zdanych studiach, gdzie będą pracować, z kim...
    Dla niego samego była to do tej pory odskocznia i uważał, że Midorimia odbiera to w ten sam sposób.
    Lecz co, jeśli Miyaji miał rację? Co, jeśli Takao po prostu nie chciał się wyprowadzać od Shintarou. Tak zwyczajnie... po prostu „nie”.
    Mógł podjąć jedną z dwóch decyzji, a każdej z pewnością by żałował: albo zostanie z Midorimą i narazi się na zerwanie z Miyajim, albo zamieszka z Kiyoshim i straci bliski kontakt z Shintarou, którego od dawna kochał.
    Jedno i drugie poniekąd zapewniało mu radość z życia... ale oprócz tego także i smutek.
    Takao nie miał bladego pojęcia, co robić.






* Kantō – region obejmujący kilka prefektur w Japonii, m.in. Tokio, Kanagawa, Gunma

10 komentarzy:

  1. ;-;
    Czułam się jak Shin-chan, mam taką lekko podobną sytuację ;-;
    Smutkii
    Ale fajnie, że wstawiasz ^.^
    Weny i miłego urlopu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :) Mam nadzieję, że uda mi się trochę potworzyć jeszcze :D

      Usuń
  2. Midorima, czego ty właściwie chcesz? D:

    OdpowiedzUsuń
  3. Ło. Złoto.
    Miyji łał. Łał koleś. Pozamiatałeś ziomuś. Nie ma bohaterów, co? Nie będę więc idealizować Miyajiego, ale w moim odczuciu to Ty właśnie trochę zjebałeś. Uświadomiłeś Marchewcę takaosiowe thingsy i Takaosiowi jego opór przed opuszczeniem Midosia. W pewien okrężny sposób jakby ujazując im obojgu, że nie potrafią bez siebie żyć. Jak to ostatecznie dojdzie do głosu, to puf twój związek z Kanusiem.
    Pewnie za bardzo spiskuję, Ty nieświadomy dobroczyńco, ale no cóż.
    JA TĘSKNIŁAM ZA MIDOTAKA DAJCIE MI TEGO WIĘCEJ BYŁO BOSKIE WINCYJ WINCYJ WINCYJ.
    Miłego PAŹDZIERNIKA~!!! mniej niż trzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też ostatnio zaczęłam tęsknić za MidoTaką, eh...

      Usuń
  4. Tak się cieszę że to wstawiłaś że nawet nie masz pojęcia jak bardzo xD
    Lecę czytać kolejny rozdzialik ^^
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Midotakełka życiem! Jak zawsze najlepsza! :* ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń