Kochanek z zaświatów



- Witaj.
    To był pierwszy raz, kiedy się do mnie odezwał. Pewnego styczniowiego wieczora, siedząc przy komputerze z kubkiem herbaty, usłyszałam to jedno jedyne słowo - "Witaj". Nie powiedział nic więcej.
    Kiedy zobaczyłam go poraz pierwszy, a było to jakieś osiem miesięcy temu, pomyślałam, że jestem schizofreniczką. Nikt inny nie zwracał na niego uwagi, nie widział go, nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Byłam zaniepokojona, ale nie powiedziałam o tym nikomu, nie chciałam martwić rodziców i znajomych. Możecie pomyśleć, że jestem nienormalna, ale co mogłam zrobić? Po pewnym czasie po prostu się do niego przyzwyczaiłam. Był nieszkodliwy i cichy, w niczym mi nie przeszkadzał i nie straszył mnie. Po prostu stał w kącie mojego pokoju i przyglądał się meblom.
    Wyglądał na góra dwadzieścia lat. Jego skóra była blada, włosy miał przydługie i czarne, pod orzechowymi oczami ciemne sińce. Ubrany był w dżinsy, koszulę i czarną kurtkę, nieco za długą, moim zdaniem. Zawsze stawał z boku, w kącie, garbiąc się lekko i... patrzył. Na moje łóżko, na regał, na biurko, na drzwi.
    Ale tamtego wieczora, dwudziestego piątego stycznia, stojąc w kącie mojego pokoju i patrząc na mnie bez emocji, powiedział to. Powiedział "Witaj".
    Zupełnie jakby dopiero teraz mnie spostrzegł, jakby dopiero teraz zorientował się, że w pokoju jestem jeszcze ja - żywa istota, nastoletnia dziewczyna z kubkiem herbaty w ręce.
    Spojrzałam na niego zaskoczona i trochę przestraszona - to naprawdę był pierwszy raz, kiedy na mnie patrzył. Możecie to sobie wyobrazić? Przez osiem miesięcy tego nie robił, a teraz nagle pach - patrzy i mówi mi "witaj".
- Cześć - bąknęłam w odpowiedzi.
    Patrzyliśmy na siebie bardzo długo, być może nawet kilka minut. Nie odzywał się, po prostu wpatrywał się we mnie tymi dużymi, orzechowymi oczami, bez wyrazu, bez emocji.
- Uhm... kim jesteś?- zapytałam.
    Oczywiście, nie był to pierwszy raz, kiedy zadałam mu pytanie. Pierwsze dwa miesiące jego obecności w domu były straszne. Cierpiałam na bezsenność, apetyt mi nie dopisywał, obgryzałam paznokcie do krwi, nie mogłam skupić się na nauce. Wielokrotnie zadawałam mu to pytanie, nie tylko to zresztą, ale on nie odpowiadał, nie patrzył na mnie.
    Dopiero teraz. Ale w dalszym ciągu nie odpowiadał.
    Kiedy ma się coś takiego w domu, przypominają ci się wszystkie horrory, jakie w życiu oglądałeś. Boisz się, że jak teraz na niego patrzysz - stojącego trzy metry przed tobą i gapiącego się na ciebie - i odwrócisz powoli głowę do komputera, a potem znów tam spojrzysz, to on będzie znacznie bliżej.
    Takie sytuacje doprowadzją ludzi do szału.
    Ja tak właśnie zrobiłam. Odwróciłam głowę do komputera, bo usłyszałam natarczywy dźwięk przychodzącej na facebooku wiadomości. Zaczęłam powoli stukać w klawiaturę, odpisując mojej przyjaciółce, a potem oparłam się ciężko o parcie krzesła i znów spojrzałam w kąt mojego pokoju.
    Gdybym grała w filmie, w tej chwili twórcy puściliby pełną napięcia melodię.
    Nadal stał w kącie i już na mnie nie patrzył. Wbijał spojrzenie orzechowych oczu w podłogę obok mojego łóżka. Spojrzałam tam, ale nic takiego nie zobaczyłam. Kiedy wróciłam do niego spojrzeniem, nic się nie zmieniło - wciąż gapił się w ten sam punkt.
    Kilka kolejnych dni spędziłam w prawdziwym napięciu, wciąż czekając, aż jeszcze raz się odezwie. No bo skoro raz to zrobił, to pewnie to powtórzy, prawda? Może niedługo przypomni sobie, że tu jestem, może znowu mnie zauważy.
    Po dwóch tygodniach dałam sobie spokój. Tajemniczy mężczyzna, którego w myślach nazywałam "Pan Kącik" ( naprawdę upodobał sobie kąty ), nie odezwał się do mnie ani razu, nie spojrzał na mnie nawet przez chwilę.
    Pewnej nocy, leżąc już w łóżku przy zapalonej lampce i gapiąc się smętnie w sufit, zaczęłam opowiadać mu, co działo się tego dnia w szkole. Wiem, że to może wydać się nienormalne, ale po prostu od czasu do czasu, kiedy denerwowała mnie cisza w moim pokoju, zaczynałam z nim rozmawiać. A raczej prowadzić monolog. Opowiadałam mu o szkole, o książkach, które przeczytałam, o filmach, które oglądałam, o wydarzeniach ze świata... o wszystkim. On stał wówczas w kącie, najczęściej patrząc na drzwi, albo na krzesło od mojego biurka, ewentualnie na podłogę. Nie wiem, czy mnie słuchał, jeśli tak, to nie dawał tego po sobie poznać.
    Ale właśnie tej nocy, kiedy opowiedziałam mu o tym, że mają przenieść mojego ulubionego nauczyciela do innej placówki, usłyszałam jego cichy głos.
- Mathew - powiedział.
    Usiadłam na łóżku, patrząc na niego nieco zaniepokojona. Pan Kącik patrzył w podłogę bez wyrazu. Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedziałam, o czym mówi. Mój nauczyciel miał na imię Jacob, skąd więc wziął mu się jakiś Mathew?
- Masz na imię Mathew?- zapytałam cicho.
    Jak mogłam się spodziewać, nie odpowiedział mi.
    I tak minęło kilka kolejnych dni. Pan Kącik nadal się do mnie nie odzywał, chociaż wiele razy próbowałam go zagadać. Przenosił się z kąta w kąt, nie wiem, czy się teleportował, czy coś - po prostu jak wchodziłam np. do kuchni, on już tam był, jak szłam do salonu, też stał w kącie.
    Chociaż czułam się zaniepokojona, prawdziwie napiętą chwilę przeżyłam pewnego wieczora, w łazience.
    Pan Kącik nigdy wcześniej nie wchodził do łazienki, kiedy w niej byłam. Tym razem jednak, po długiej kąpieli, kiedy wytarłam się ręcznikiem i ubrałam piżamę, odwróciłam się i zobaczyłam go w kącie, odwróconego do mnie plecami, jakby się wstydził.
    Podskoczyłam z przestrachem, chwytając się za serce. Patrzyłam jak powoli się odwraca, ale wzrok wbijał w podłogę. Przełykając głośno ślinę i zerkając na niego raz po raz, podeszłam do lustra, żeby umyć zęby.
    No i właśnie wtedy zauważyłam coś dziwnego. Kiedy odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć, ciągle patrzył w podłogę - ale kiedy odruchowo spojrzałam na jego odbicie w lustrze - wpatrywał się we mnie.
    Znowu się odwróciłam, ale on znów patrzył w posadzkę. Przygryzłam nerwowo wargę. Nie widziałam, żeby szybko odwrócił wzrok, zupełnie jakby chwilę wcześniej wcale na mnie nie spojrzał. Ale kiedy ponownie popatrzyłam na niego w lustrze, on znowu mnie obserwował.
    Kilka razy odwracałam głowę i za każdym razem widziałam to samo. Moje serce zaczęło szybciej bić, poczułam łzy w oczach. Miałam wrażenie, że przez te osiem miesięcy byłam idiotką żyjącą w przekonaniu, że Pan Kącik na mnie nie patrzy - a tymczasem mogło być zupełnie inaczej. Mógł patrzeć na mnie w każdej chwili, ale gdy ja tego nie widziałam. Kiedy więc patrzyłam w lustro, on patrzył na mnie, bo widział, że nie patrzę na niego.
    Tak właśnie myślałam w tamtej chwili i byłam przerażona. Rozpłakałam się, szybko wyszłam z łazienki i poszłam do swojego pokoju. Oczywiście, on już tam był, gapiąc się na lampę. Trzasnęłam głośno drzwiami, załkałam cicho, wycierając łzy z policzków.
- Sasha?!- usłyszałam głos mojej mamy z dołu.- Nie trzaskaj tak!
- Sorry, niechcący!- odkrzyknęłam, starając się, by mój głos nie drżał.
- Sasha.
    Cofnęłam się do okna, przerażona, wpatrując się w Pana Kącika. Po tym, jak wypowiedział moje imię, wpatrzył się we mnie intensywnie.
    Czułam, że znów dostanę na głowę, znów nie będę mogła zasnąć, znowu przestanę jeść i nie będę mogła skupić się na nauce.
- Przestań się, kurwa, gapić - warknęłam ze złością, podchodząc do komputera i włączając go.
    Usiadłam przy biurku, spojrzałam na niego - wciąż się gapił, obserwował mnie uważnie. Przygryzłam mocno wargę, żeby się nie rozpłakać. Dlaczego on to robi? Dlaczego w ogóle tutaj jest? Czego on ode mnie chce?
    Weszłam na czat dla nienormalnych. To znaczy, zatytuowany "Okultyzm". Siedzieli na nim najczęściej ludzie z bzikiem na punkcie duchów i demonów, albo schizofrenicy, jak ja. Miałam tu kilku znajomych, z którymi pisałam. Żaden nie miał podobnych doświadczeń co ja i byłam na 99% pewna, że śmieją się ze mnie, kiedy mówię im o Panu Kąciku, ale mimo wszystko lubiliśmy się i do pewnego stopnia okazywali mi swoje wsparcie.
    Chociażby tym, że byli chętni mnie wysłuchać.
    Zalogowałam się, już nieco uspokojona. Pan Kącik patrzył teraz na moje łóżko, więc to dodało mi nieco otuchy. Na stronie głównej czatu pojawiły się pierwsze wiadomości od moich znajomych.
Kawior: Wow, w końcu się pojawiłaś xD
Melody: Już myśleliśmy, że nie żyjesz ;_; Co z twoim duchem?
Castiel: Siemka, Pani Nawiedzona!
Kocham_Sashe: Cześć, Sasha! :D Tu Helix, zobacz jaki mam teraz śliczny nick <3
Sasha: Bardzo śmieszne, Helix, ogarnij się. Znowu zaczynam wariować! Przed chwilą znowu się odezwał!
Melody: O ja pierdziele, i co powiedział?!
Sasha: Moje imię... w dodatku gapił się na mnie jak debil, zaczynam się go bać. W łazience zauważyłam, że jak na niego patrzę, to on patrzy gdzie indziej, ale jak spojrzałam w lustro, wpatrywał się we mnie!!!
Kocham_Sashe: Osz kur...
Castiel: To on był z tobą w łazience? Niezły z niego zboczeniec xD
Sasha: To nie jest śmieszne, Cas! Ja tu zwariuję!
Castiel: Ogar, dziewczyno! Jak się tak boisz to idź w końcu do Egzorcysty...
Sasha: Chyba jednak będę musiała, zanim będzie gorzej...
Melody: Bosz, dziewczyno, jak mi ciebie żal ;_; Co robi teraz?
    Spojrzałam na Pana Kącika, a raczej na kąt, w którym powinien stać. Nie było go. Rozejrzałam się po pokoju, zaglądając nawet pod biurko i pod łóżko, zerknęłam też na sufit - nic.
Sasha: Dziwne, ale go nie ma...
Kocham_Sashe: Jeśli się boisz, możesz wpaść do mnie :* Podam ci adres na priv XD
    Westchnęłam ciężko. Helix potrafił być naprawdę uroczy, i w sumie dobrze mi się z nim rozmawiało, ale czasem przesadzał...
Sasha: Ostatnio też powiedział czyjeś imię, ale nie wiedziałam, o co mu chodzi. Nie znam żadnego "Mathew"...
Castiel: Mathew? o_O
Sasha: No tak. Co się dziwisz?
Castiel: Nie, nic.
Melody: Co zamierzasz teraz zrobić?
Sasha: Wezmę tabletki i postaram się zasnąć, w końcu jutro muszę iść do szkoły :/
Kawior: j/j
Kawior: Tak czytałem co tu pisaliście i tak myślę, że to wszystko jest zdrowo popierdolone xD Idź do egzorcysty, bo pewnej nocy obudzisz się a Pan Kącik będzie stał nad łóżkiem i się na ciebie gapił!
Sasha: Nawet tak nie mów! Póki co, na całe szczęście, ciąle stoi w kątach.
Melody: Ja już muszę lecieć :c Trzymaj się, dzióbku! Powodzenia z Panem Kącikiem.
Sasha: Dzięki, Mel, do kiedyś tam.
Melody: Papa~ Trzymta się, ludziska!
Kawior: Narty, ziomek! :D Do jutra i pamiętaj o zdjęciu dla mnie, hehe.
Melody: Zapomnij! :P Papa!
    Melody wylogowała się z czatu, a ja znów rozejrzałam się po pokoju, przygryzając nerwowo wargę. W sumie nie lubiłam, kiedy Pan Kącik znikał, bo wtedy równie nagle się pojawiał, a w takich chwilach można dostać zawału.
    Spojrzałam ponownie na ekran komputera. Castiel i Kawior zajęli się rozmową między sobą, Helix nie odzywał się. Wzdychając, weszłam w rozmowy prywatne i napisałam do niego.
Sasha: Co tak zamilkłeś?
Kocham_Sashe: A tak sobie xD
Sasha: Eh, zwariuję zaraz, pisz coś, błagam.
Kocham_Sashe: Ok,  mogę ci opowiedzieć o tym, co mi się z tobą śniło <3
Sasha: Lol, śniłam ci się? xD
Kocham_Sashe: No xD Ale czekaj, z/w, bo ktoś dobija się do drzwi, a starzy chyba nie słyszą -.-
Sasha: Oke.
    Przetarłam dłońmi twarz, czując, że robi mi się gorąco. Podeszłam do okna i otworzyłam je na chwilę, by wpuścić trochę świeżego, zimnego powietrza. Boże, co za męka. Jeśli szybko nie pozbędę się Pana Kącika, wyląduje w wariatkowie, byłam tego pewna.
    Kiedy wróciłam do komputera, Helix już wrócił.
Kocham_Sashe: Sasha
Sasha: No?
Kocham_Sashe: Sasha
Sasha: No tak, tak mam na imię xD To co ci się tam śniło? Mam nadzieję, że nic zboczonego, bo jak tak, to się wyloguje.
Kocham_Sashe: Sasha
Sasha: No co?
Kocham_Sashe: Sasha
Kocham_Sashe: Sasha
Kocham_Sashe: Sasha
Kocham_Sashe: Sasha
    Cofnęłam się z krzesłem od komputera, patrząc z niepokojem na okienko czatu. O co chodziło? Dlaczego Helix wciąż pisał moje imię? Jeśli próbował mnie wkurzyć, to udało mu się i to bardzo dobrze.
    Weszłam na czat główny, gdzie Castiel i Kawior pisali coś na temat nowej części gry Final Fantasy.
Sasha: Ej, nie wiem co jest grane z Helixem ale spami mi priv -.- Powiedzcie mu, że ma się uspokoić, ja spadam.
Kawior: Zakochał się, co zrobisz xD Narty!
Castiel: Spoko, narka.
    Pożegnałam się z nimi i wyłączyłam komputer, oddychając głęboko. Przeczesałam palcami włosy. Pana Kącika nadal nie było, postanowiłam więc wykorzystać sytuację i położyć się do łóżka. Może jego nieobecność sprawi, że będzie mi się lepiej zasypiało.
    Taką przynajmniej miałam nadzieję...

*

    Kiedy rano się obudziłam, Pan Kącik stał w swoim ulubionym kącie, wpatrując się w przeciwległą ścianę. Miałam wielką ochotę rzucić w niego poduszką, ale bałam się, że tym razem jakoś zareauje - bo, oczywiście, początkowo rzucałam w niego wszystkim, co się dało.
    Ale najgorsze dopiero się zaczynało... Bo Pan Kącik poszedł ze mną do szkoły.
    Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie przerażenie czułam, kiedy, wsiadając do autobusu, zobaczyłam go na jego końcu. Dotychczas świat poza moim domem był moją osobistą oazą spokoju, bez Pana Kącika, bez żadnego ducha. Mogłam się odprężyć, skupić na swoim życiu, które przecież wciąż nieprzerwanie trwało.
    Tamtego dnia to się skończyło. Towarzyszył mi przez całą drogę, a potem w każdej kolejnej klasie, stojąc niepozornie w kącie, patrząc to w okno, to na sufit, to na ławki. A ja siedziałam na krześle ze łzami w oczach, starając się powstrzymać drżenie.
    Kiedy wróciłam do domu, natychmiast weszłam na czat, by pożalić się moim internetowym znajomym. Niestety, zalogowany był tylko Castiel.
Castiel: Cześć
Sasha: Cześć. Reszty jeszcze nie ma?
Castiel: Pewnie są jeszcze w szkole, ale to się nawet dobrze składa. Chciałem z tobą pogadać.
Sasha: O czym?
Castiel: Na priv. Bo ktoś się może nagle zalogować.
    Zmarszczyłam lekko brwi, ale posłusznie przeszłam z nim do prywatnego okienka.
Castiel: Nie obraź się, że pytam, ale ty tak serio z tym duchem?
Sasha: Wiem, że mi nie wierzycie...
Sasha: Ale tak, mówię serio. Dziś przeżywam koszmar, on poszedł za mną do szkoły!
Castiel: Wczoraj pisałaś, że powiedział twoje imię, a wcześniej "Mathew"
Sasha: Tak
Sasha: Kilka dni wcześniej powiedział Mathew, ale żadnego nie znam...
Castiel: Jednego znasz
Sasha: Co? ._.
Sasha: Kogo niby?
Castiel: Helix ma na imię Mathew
    Oparłam się z sapnięciem o oparcie krzesła. Przez dłuższą chwilę gapiłam się w ekran komputera, przyswajając tę informację. Rozejrzałam się po pokoju i wzdrygnęłam, widząc, że Pan Kącik mnie obserwuje ze swojego stałego miejsca.
Sasha: Co w związku z tym?
Castiel: Nic, po prostu nie ogarniam tej schizy. Dzisiaj nie pojawił się w szkole, nie odbierał mojego telefonu rano...
Castiel: Byłem u niego, ale nikt mi nie otworzył, nie wiem co się dzieje.
Castiel: Mam nadzieję, że nie zmówiliście się, żeby zrobić sobie z nas żart, bo jak tak, to was zajebię...
Sasha: Coś ty, pisałam z nim tylko wczoraj. Mówiłam, że dziwnie się zachowywał, może to on robi sobie z nas żarty?
Castiel: Serio? -.- Przyjaźnię się z nim odkąd nasi rodzice wynieśli nas ze szpitala po naszym urodzeniu, powiedziałby mi, że planuje jakiś wkręt.
Sasha: Na pewno się odezwie, to czysty przypadek, że Pan Kącik powiedział jego imię, no bo bez jaj. Skąd niby miałby go znać, skoro nawet ja go nie znam?
Castiel: Skąd mam wiedzieć? To ty jesteś nawiedzana, nie ja
Castiel: Więc co, teraz zaczął za tobą łazić nawet poza dom?
Sasha: Tak, stał ciągle w kątach w klasach.
Castiel: Popierdolone to...
Castiel: Jadę na zakupy z matką, po drodze wstąpię do Mathew, potem ci napiszę
Sasha: Ok, to do potem
    Westchnęłam ciężko, zamykając oczy, znowu zbierało mi się na płacz. Pociągnęłam nosem i wyłączyłam komputer.
    I wtedy, kiedy ekran zrobił się czarny, zobaczyłam za sobą Pana Kącika.
    Wrzasnęłam dziko, zrywając się z krzesła i cofając szybko do łóżka, patrząc na niego przerażona. Wciąż stał za krzesłem, które obracało się powoli po moim nagłym zrywie. Nadal był przygarbiony, ale tym razem uniósł delikatnie głowę, jakby chciał patrzeć w sufit, ale, nie odwracając głowy, kątem oka mnie obserwował.
    Załkałam głośno, wyrywając sobie włosy z głowy. Dlaczego opuścił swój posrany kąt? Dlaczego zbliżył się do mnie tak bardzo?! Nigdy wcześniej tego nie robił, do cholery, zawsze mnie unikał, trzymał się z daleka o kilka metrów, a teraz nagle... po prostu stanął za moimi plecami, tak cholernie blisko, tak cholernie, niebezpiecznie blisko!
- Błagam, odejdź...- jęczałam, krążąc po pokoju i patrząc na niego w napięciu.- Przestań, proszę cię, nie wytrzymam dłużej, przecież było dobrze, dopóki... dopóki nie zacząłeś się odzywać... błagam, odejdź...
- Sasha.
- Nie, nie, nie.- Kręciłam głową jak opętana, zsuwając się po ścianie na podłogę.- Błagam, przestań mówić, przestać na mnie patrzeć... zniknij, zniknij, zniknij...
    Ukryłam twarz w ramionach i zaczęłam głośno płakać. Na moje szczęście - bądź i nieszczęście - w domu nie było nikogo prócz mnie, nikt nie mógł mnie usłyszeć, choćbym wyła na cały głos.
    Minęło sporo czasu, nim w końcu odważyłam się unieść głowę.
    Zaczerpnęłam powietrza, wstrzymałam je w płucach.
    Siedział tuż przede mną.
    Tuż. Przede mną. Podobnie jak ja, siedział z kolanami pod brodą, obejmując nogi rękoma. Jego stopy niemalże stykały się z moimi, duże orzechowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie.
- Sasha - powiedział cicho.
    Nie odezwałam się. Nie poruszyłam. Patrzyłam na niego, zastygła w miejscu, nie mogąc zrobić absolutnie nic.
- Sasha - powtórzył, a potem... uśmiechnął się do mnie.
    To był bardzo delikatny uśmiech, mogłabym go wręcz nazwać sympatycznym. Jego oczy nagle przestały być takie wielkie, opuścił delikatnie powieki, patrząc zupełnie normalnie. Gdyby nie to, że był taki blady i miał sińce pod oczami i, przede wszystkim, gdyby nie to, że wiedziałam, że jest martwy, nie powiedziałabym, że jest duchem.
- Saaashaaa
- C-co?- wyjąkałam.- Cz... czego ode mnie chcesz...?
    Patrzyłam w przerażeniu, jak powoli unosi dłonie, wysuwa palce wskazujące i zbliża je do mojej twarzy.
    Myślałam, że popuszczę ze strachu.
    Ale on położył je delikatnie na kącikach moich ust i zaczął je powoli rozciągać. Uśmiechnął się szerzej, przekręcając lekko głowę i... zachichotał.
    Ja pierdolę. Chichoczący duch, jest ze mną gorzej, niż myślałam...!
- C-co ty...?!- Cofnęłam szybko głowę, uderzając nią z impetem o ścianę. Jęknęłam z bólu, chwytając się za miejsce, w którym jutro z pewnością pojawi się ogromny guz.
    Duch cofnął się. Pierwszy raz widziałam, żeby się poruszał. Wstał, zrobił krok w tyłu, odwrócił się i podszedł do okna. Stanął tam i wyglądał przez nie, już bez uśmiechu, ale też mniej przerażająco, niż wcześniej.
- K-kim jesteś?- wyjąkałam, mając nadzieję, że się odezwie.- Czego ode mnie chcesz? Dlaczego... dlaczego tu jesteś?
    Milczał, wpatrując się w okno. A ja znowu zaczęłam płakać, zamykając oczy.
    Nie mogłam na niego patrzeć.

*

    Przez całe popołudnie z przerażeniem obserwowałam zmianę, jaka zaszła w Panu Kąciku. Właściwie, to nie powinnam już go tak nazywać, bo przestał w nich przesiadywać. Teraz stawał przy oknie, siadał na łóżku albo na krześle przy komputerze. Zaczął się rozglądać, przesuwać wzrokiem po przedmiotach w moim pokoju. Czasem na dłuższą chwilę zagapiał się w kąty, w których wcześniej stał, jakby wspominał "stare czasy" co, gdyby nie cała ta sytuacja, byłoby nawet całkiem zabawne.
    Przestał mnie unikać, kilka razy przeszedł obok mnie, przy obiedzie usiadł na krześle obok i wpatrywał się w mojego tatę, potem w mamę, a potem w wiszącą nad naszymi głowami lampę.
    Zupełnie jakby ocknął się z jakiegoś amoku...
    Cała w nerwach czekałam cały wieczór na czacie na Castiela. Nie miałam ochoty pisać z innymi, a nie chciałam też pisać im o Helixie, bo pewnie od razu wzięliby to za głupi żart i pewnie jeszcze by się obrazili.
    W końcu jednak doczekałam się Castiela. Zalogował się na czacie o 21:54 i od razu napisał mi prywatną wiadomość.
Castiel: Gdzie jest twój duch?
    Zamrugałam, zaskoczona, i rozejrzałam się po pokoju. Chłopak siedział na moim łóżku z kolanami pod brodą i przekrzywioną lekko głową, wpatrywał się jakby z nostalgią w wiszący naprzeciwko obraz.
Sasha: Siedzi u mnie na łóżku. Dzieje się z nim coś dziwnego! Przestał stać w kącie, nawet mnie dzisiaj dotknął! DOTKNĄŁ, rozumiesz?!
Castiel: Musimy się spotkać, powiedz gdzie mieszkasz
Sasha: Co? Po co?
Castiel: Nie mam czasu ci teraz tego wyjaśniać, wszystko ci powiem, jak się spotkamy. Daj swój adres, albo chociaż jakieś miejsce, żebyśmy się spotkali. TERAZ!
Sasha: Zaraz dziesiąta! Co mam powiedzieć rodzicom? Nie może to poczekać do jutra?
Castiel: Ja pierdole, nie jesteś dzieckiem! Wymyśl coś! Powiedz, że przyjaciółka ma problem, albo chuj wie co! Dalej, bo zaraz zamkną kawiarenkę, cudem mnie wpuścili na kompa!
    Przygryzłam wargę, dłonie zaczęły mi się trząść. Nigdy nie sądziłam, że miałabym poznać w rzeczywistości któregoś ze znajomych z czatu, właściwie, to nawet mnie do tego nie ciągnęło. Była późna godzina i wiedziałam, że ciężko będzie przekonać rodziców, że muszę wyjść, ale wyglądało na to, że Castiel ma mi coś naprawdę ważnego do powiedzenia.
    Zerkając nerwowo na ducha, odpisałam szybko
Sasha: Dobra. Spotkajmy się przed Barney's New York na Madison Avenue. Będę tam za jakieś 20 minut.
Castiel: Ok.
    Wylogował się natychmiast po przesłanej wiadomości. Westchnęłam ciężko i wyłączyłam komputer. Byłam już w piżamie, dlatego sięgnęłam po dżinsy i bluzę, ubrałam je szybko, wcisnęłam do kieszeni portfel i komórkę, po czym zbiegłam na dół, ignorując ducha, który patrzył teraz na porzuconą przeze mnie na oparciu krzesła piżamę.
- Mamo, tato!- zawołałam, wbiegając do salonu.
    Przełknęłam nerwowo ślinę. No i co ja mam im powiedzieć?!
    Rodzice, którzy oglądali właśnie jakiś talk-show, spojrzeli na mnie zaskoczeni. Przygryzłam nerwowo wargę i westchnęłam.
- Ehm... m-musze na chwilę wyjść...
- Co, proszę?- Mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.- O czym ty mówisz, dziecko? Wiesz, która jest godzina?!
- Tak, ale... chodzi o...- Machałam rękoma na wszystkie strony, nie mogąc się wysłowić.- M-muszę się z kimś spotkać!
- Na pewno nie - powiedziała kategorycznie moja mama.- Jutro też jest dzień, nigdzie nie wychodzisz.
- Mamo, błagam...! J-ja naprawdę muszę się z tym kimś spotkać! To jest sprawa... bardzo poważna, no!
    Spojrzałam z błaganiem na tatę, kiedy mama wciąż nie odpowiadała, patrząc w telewizor z zaciętą miną. Ale on tylko rzucił mi bezradne spojrzenie.
- To twój chłopak?- zapytała mama.
- Co?- bąknęłam.
- Pytam, czy chcesz się spotkać z chłopakiem?- Mama spojrzała na mnie surowo.
- No...- Poczułam, że moje policzki zaczynają płonąć.
- Masz pół godziny - warknęła.
- Ale... dojechanie do miejsca zajmie mi 20 minut!- jęknęłam.
- No to godzinę. Za godzinę widzę cię z powrotem w domu!
- Dzięki, pa!- krzyknęłam, będąc już w połowie drogi do drzwi.
    Chwyciłam kurtkę i wybiegłam na zewnątrz. Pędząc w kierunku przystanku autobusowego, narzuciłam ją na siebie. Oby tylko to nie było nic poważnego...
    Kiedy dotarłam na miejsce, mimo, że przez dziesięć minut jechałam autobusem, wciąż dyszałam. Usiadłam na drewnianej ławeczce pod centrum handlowym i spróbowałam uspokoić oddech, przy okazji rozglądając się za kimś, kto wyglądałby na czekającego na kogoś chłopaka. Nie miałam pojęcia jak wygląda Castiel, więc trochę bałam się, że znalezienie się nawzajem zabierze nam zbyt dużo czasu i będę musiała już wracać...
- Sasha?- Usłyszałam nagle czyjś donośny głos po mojej prawej.
    Ponieważ akurat rozlągałam się na lewo, niespodziewany gość zaskoczył mnie. Podskoczyłam na ławce z cichym krzykiem i spojrzałam na nieznajomego.
    Przełknęłam głośno ślinę.
    Jeśli to był Castiel, to zasługiwał na to imię. Albo nick, bo nie wiedziałam, którym z nich była ta nazwa.
    Był z pewnością najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego w życiu widziałam. Wysoki na jakieś 185 centymetrów, i, choć miał na sobie czarny płaszczyk, nie mogłam przyjrzeć się jego sylwetce, ale z pewnością była dobrze umięśniona i szczupła. Jego twarz przypominała twarz anioła - czysta, delikatna, jasna cera, lazurowe oczy o długich rzęsach i wystająca spod czarnej czapki blond czupryna.    Patrzył na mnie z lekkim niepokojem, przygryzając czarny kolczyk tkwiący w dolnej wardze.
- To ty, Sasha?- zapytał.
- T-tak.- Skinęłam głową.
    Castiel odetchnął głośno, na moment odchylając ku niebu głowę. Potem znów spojrzał na mnie, zmierzył mnie od góry do dołu, a potem przesunął wzrokiem wokół mnie.
- Jest tutaj?
- Co?
- Duch.
- Nie - odparłam, rozglądając się.- Castiel, tak?
- A jak myślisz?- westchnął, zirytowany.- Chodź, pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce.
- Nie mam zbyt dużo czasu...- mruknęłam, ale chyba nie bardzo zwrócił na mnie uwagę.
    Ruszyłam za nim truchtem, jako że robił duże kroki i szedł dość szybko. Nie odzywał się do mnie, po prostu gnał przed siebie, jak się okazało, w kierunku... McDonalda.
    Dziwiłam się, że w ogóle jest jeszcze otwarty, ale nie protestowałam, kiedy weszliśmy do środka. Podeszliśmy do jednego ze stolików, Castiel kazał mi przy nim poczekać, a sam ruszył do lady, by złożyć zamówienie.
    Przycupnęłam na miękkiej kanapie i przygryzłam nerwowo wargę, patrząc na grupkę dziewczyn siedzącą niedaleko i spoglądających to z zachwytem na Castiela, to z niedowierzaniem na mnie.
    Cóż się dziwić, taka przeciętna dziewczyna jak ja - o płomiennorudych, długich włosach z grzywką na bok, ciemnych brązowych oczach, ubrana w znoszone dżinsy, bluzę i skórzaną kurtkę - w towarzystwie kogoś takiego jak Castiel była jak brzydula u boku popularnego modela...
    Castiel wrócił z zamówieniem, rzucił tacę z frytkami i dwoma hamburgerami na stół, po czym usiadł naprzeciwko mnie i zabrał się do jedzenia.
- Więc...?- mruknęłam cicho, przebierając nerwowo palcami.
    Zdziwiłam się, kiedy pociągnął nosem, hamując cisnące się do oczu łzy. Pochłonął prawie wszystkie frytki, zanim się odezwał:
- Mathew nie żyje.
- C...co?- bąknęłam, nierozumiejąc.
    Castiel odchrząknął, zjadł resztę frytek i zaczął odwijać hamburgera z papierka.
- Byłem dziś u niego, zastałem jego rodziców i starszego brata. Przyjechał do nich, bo zadzwonili po niego. To jest jakieś, kurwa, pokręcone - westchnął, biorąc kęs ciepłej bułki.- Jego mama go znalazła. Leżał w swoim pokoju na podłodze, cały zakrwawiony. Ktoś go zamordował. Nie ktoś, a raczej coś - poprawił się i spojrzał na mnie twardo.- Założę się, że to twój pieprzony duch.
- A-ale...- zająkałam się.- C-co? Jak to możliwe... o czym ty mówisz?! Niby... niby jak?
- Normalnie też bym nie uwierzył - powiedział, kończąc hamburgera w zastraszającym tempie.- Jego brat powiedział mi, jak zginął. Miał dziurę w brzuchu i rozorane całe ciało. Jakby jakiś zwierz podrapał go pazurami.
- To...
- Tak, wiem, brzmi chujowo i niewiarygodnie - warknął, biorąc się za kolejnego hamburgera.- Ale przecież by mnie nie okłamał w takiej sprawie! Nikt nie wierzy, żeby to był zwierz, no bo jak by się dostał do jego pokoju, na pierwsze piętro? W dodatku nie było żadnych śladów włamania, ale wszyscy sugerują, że to jakiś chory psychol.
- Może faktycznie...- zaczęłam cicho, czując łzy w oczach.
- Ta, może - mruknął.- Ale pomyślałem o tym twoim "Panu Kąciku". Mówiłaś, że powiedział jego imię.
- No tak, ale...!
- Nie znasz tego swojego ducha?- Spojrzał na mnie uważnie.- Może przed śmiercią był w tobie zakochany, czy coś? A teraz bzikuje na twoim punkcie?
- Ale dlaczego miałby zabijać Mathew?- szepnęłam konspiracyjnie, bo obok nas przeszła jakaś parka.
    Castiel skończył drugiego hamburgera, westchnął, opierając się ciężko o oparcie kanapy.
- Mathew na serio był w tobie zakochany - powiedział gorzko.
- Co...?
- Non stop o tobie gadał. Sasha to, Sasha tamto, jak wrócę do domu to powiem Sashy, że coś tam coś tam, kiedyś spotkam się z Sashą, kocham Sashę... pełno tego było.- Skrzywił się lekko.- Dlatego, kiedy napisałaś, że ten duch powiedział jego imię, trochę się przestraszyłem. No bo Mathew mówił mi, że jeszcze ci się nie przedstawił, że chce to zrobić na żywo, w cztery oczy...- Wywrócił oczami, a potem zaśmiał się lekko. Umilkł jednak szybko, jego szczęka zadrżała.- To jest popierdolone...- szepnął.- Nie wiem już, co mam o tym myśleć, ale... może to przez filmy, których się naoglądałem, czy coś, ale może taka jest właśnie prawda?
    Nie miałam pojęcia, co mam mu odpowiedzieć. Nie mogłam uwierzyć, że Pan Kącik mógłby kogoś zabić. Nie znałam go nigdy wcześniej, pierwszy raz zobaczyłam go prawie dziewięć miesięcy wcześniej, kiedy zjawił się w rogu mojego pokoju.
- Nie wiem, kim jest ten duch...- szepnęłam.- Nie znam go... On po prostu pewnego dnia pojawił się w moim pokoju i... jest przy mnie od tego czasu.
- Musisz coś z tym zrobić - powiedział z powagą Castiel.- Nawet, jeśli to nie ten duch skrzywdził Mathew, to i tak sam fakt, że cię nawiedza jest popierdolony! Radzę ci jak najszybciej iść z tym do jakiegoś księdza, czy chuj wie kogo.
    Skinęłam tylko słabo głową, nie zdolna powiedzieć choćby słowa. Castiel przez chwilę wpatrywał się we mnie uważnie, a potem westchnął ciężko.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz - powiedział.- Mogę zapytać mojego chło...- Urwał nagle, rumieniąc się intensywnie. Przełknęłam ślinę, również czując wypieki na policzkach. Chłopak odchrząknął głośno i przetarł dłonią kark.- Dobra, chuj, nie będę już udawał... Mój chłopak interesuje się całym tym gównem i zna parę osób, więc w sumie... Zresztą, znasz go - westchnął, wywracając oczami. Kiedy zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytająco, wzruszył ramionami z uroczą, niewinną miną.- Kawior.
- Oh - bąknęłam.- Cóż, dziękuję... ja... wrócę do domu i pomyślę nad tym wszystkim...- Przetarłam dłońmi twarz, czując się nagle niesamowicie zmęczona.- Za dużo tego... i wciąż ciężko mi w to uwierzyć... Dam ci znać jutro, ok?
- Spoko. Tylko wiesz...- Castiel spojrzał na mnie uważnie.- Jeśli twój duch ni z dupy ni z chuja powie "Colin" albo "Jeffrey", to daj mi znać, ok?
- Ok.- Skinęłam głową.- Czyli ty jesteś...?
- Colin - odparł.- Zapisz sobie mój numer.
    Skinęłam głową i zapisałam sobie jego numer w pamięci telefonu. Potem pożegnaliśmy się i rozeszliśmy, każdy w swoją stronę.

*

- Saaashaaa.
    Przełknęłam ślinę, zamykając powoli drzwi mojego pokoju. Pan Kącik siedział na podłodze przed moim łóżkiem, po turecku, i gapił się na mnie bez wyrazu. Odwróciłam się od niego i przebrałam z powrotem w piżamę.
- Sasha.
- Czego?- warknęłam.
- Gdzie byłaś?
    Odwróciłam się błyskawicznie, patrząc na niego przerażona. Nie spodziewałam się, że mi odpowie! Cofnęłam się pod ścianę, kiedy zobaczyłam, że wstał i zrobił krok w moją stronę.
- T-Ty...- pisnęłam.- Ty mówisz?! Teraz ci się, kurwa, zebrało?! Może byś tak w końcu powiedział, kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! I co zrobiłeś Mathew?!
    Ale on gapił się tylko na mnie, stojąc naprzeciwko lekko zgarbiony. Wytarłam ze złością policzki, po których znów zaczęły cieknąć łzy. Położyłam się do łóżka i spojrzałam na niego. Z lekko przekrzywioną głową wpatrywał się w mój komputer.
- Mogę zgasić światło?- burknęłam, pociągając nosem.- Teraz pewnie zaczniesz mnie straszyć, wyląduję w wariatkowie, albo w trumnie.
- Sasha - szepnął cicho, spoglądając na mnie. Cofnął się do swojego kąta, usiadł na ziemi i, podpierając brodę o kolana, wpatrzył się we mnie.
    Przełknęłam ciężko ślinę i ułożyłam się powoli twarzą do ściany, żeby na niego nie patrzeć. Zamknęłam oczy. Nie zgasiłam lampki.
    I ani razu się nie odwróciłam.

    Kiedy rano otworzyłam oczy, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Poderwałam się na łóżku, z przerażeniem patrząc na leżącego na podłodze Pana Kącika. Trzymał nad głową... moją komórkę.
- Co ty wyprawiasz?!- krzyknęłam, zrywając się na równe nogi i podchodząc do niego szybko. Zabrałam swoją własność i spojrzałam z przerażeniem na ekranik, a potem na niego.
- Sasha!- powiedział jakby radośnie, siadając i wgapiając się we mnie z uśmiechem.
- Ja pierdolę, nie wytrzymam - jęknęłam, cofając się od niego jak najdalej, aż napotkałam na drodze łóżko. Usiadłam na nim ciężko, nie odrywając wzroku od Pana Kącika.- Czego ty ode mnie chcesz?!
    Oczywiście, duch natychmiast zamilkł. Mało tego. Odwrócił ode mnie głowę, totalnie mnie ignorując i wpatrzył się w podłogę. Nie miałam już siły płakać, krzyczeć, czy kopać. Nie miałam na nic siły. Musiałam po prostu jak najszybciej znaleźć dobrego egzorcystę, pozbyć się Pana Kącika i zapomnieć o wszystkim.
    Inaczej nie będę mogła normalnie żyć...
    Ponieważ wyglądałam okropnie - byłam blada, niewyspana i z podkrążonymi oczami, postanowiłam śniadanie zjeść w swoich czterech kątach. No, nie tylko moich - w końcu duch też je sobie upodobał. W kuchni zrobiłam sobie kanapki i kawę, a potem zaniosłam do mojej sypialni. Pan Kącik tym razem stał w kącie pokoju, twarzą do niego. Przełknęłam głośno ślinę. Miałam nadzieję, że nie zacznie drapać ściany...
    Właśnie kiedy zabierałam się do jedzenia, żując powoli kanapkę, która nie miała smaku i popijając kawę, która, o dziwo, również smaku nie miała, usłyszałam to, czego najbardziej się obawiałam - cichy głos ducha.
- Rasmus.
    Zastygłam w bezruchu i spojrzałam na niego. Ciągle stał odwrócony do mnie plecami, ale teraz głowę miał obróconą w bok, patrzył się na łóżko.
    Odłożyłam w połowie zjedzoną kanapkę i szybko sięgnęłam po komórkę. Było wcześnie rano, a o tej porze nikt z moich okultystycznych znajomych nie logował się na czacie. Wiedziałam jednak, że byłam jedną z ostatnich osób, które dołączyły do tej grupy, możliwe więc, że Colin znał jakiegoś Rasmusa.
    Ale kiedy weszłam w spis kontaktów w moim telefonie...
- Co...- Spojrzałam z niedowierzaniem na Pana Kącika, który siedział po turecku w kącie z niewinną miną.- Co to ma, kurwa być?!- wrzasnęłam.
    Spojrzałam raz jeszcze w ekran mojej komórki. Wszystkie kontakty... wszystkie moje pieprzone kontakty...
    Wszystkie były podpisane "Sasha"...
- Co to... co to jest...- jęknęłam płaczliwie, szukając numeru do mamy, do taty, do mojej przyjaciółki...nic. Wszystkie były podpisane "Sasha" i tylko znając numer na pamięć mogłabym odnaleźć te, których potrzebowałam.- Żarty sobie robisz, kurwa?! Ty pieprzony...!- Umilkłam raptownie, kiedy duch podniósł się z podłogi i zaczął iść w moją stroną.- Nie... nie zbliżaj się!- szepnęłam słabo, bo nagle zabrakło mi oddechu.
    Zupełnie jak wielokronie w snach... kiedy brakło mi oddechu, by zawołać pomoc...
    Oparłam się o ścianę przy łóżku, patrząc z przerażeniem jak Pan Kącik staje przede mną. Żałowałam, że nie mogę teraz zniknąć tak, jak duchy na filmach.
    Uniósł powoli dłoń i dotknął nią mojego policzka. A potem uśmiechnął się lekko, ścisnął go między kciukiem a palcem wskazującym i pociągnął delikatnie.
    Na koniec mnie pocałował.
    Tak, kurwa. Wyobrażacie to sobie?! Nachylił się nade mną, nie zamknął nawet oczu! Po prostu złączył nasze usta, jakby to było nic wielkiego, jakbyśmy oboje tak napradę byli żywymi ludźmi, parą zakochanych w pokoju dziewczyny.
    Jego usta były chłodne, podobnie jak skóra. Nie rozumiałam, jakim pieprzonym prawem jestem w stanie czuć jego dotyk... przecież jest duchem! Ciałem astralnym, czy czymś w tym rodzaju, więc czemu czuję chłodny dotyk jego palców, jego warg, zupełnie, jakby miał prawdziwe ciało!
- Sasha - wymruczał, ocierając kciukiem łzę, która uciekła gdzieś z kącika oka.
- Dlaczego...- szepnęłam.- Dlaczego to zrobiłeś?
    Przekrzywił lekko głowę.
- Sasha.
- Dla...
- Jest ładna.
- Co?- pisnęłam, przylegając mocniej do ściany.
    Pan Kącik westchnął ciężko, spoglądając wymownie w sufit.
    Spojrzał. Wymownie. W sufit. NAPRAWDĘ. ZUPEŁNIE, JAKBY ZIRYTOWAŁO GO MOJE PTAYNIE!
- O co ci chodzi?!- krzyknęłam płaczliwie.- Czego ty ode mnie chcesz?! Kim ty jesteś?! Dlaczego zmieniłeś moje kontakty?! Co się stało z Mathew?! Skąd go znasz?!
- Rasmus - powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
- Jaki Rasmus?!- westchnęłam ciężko.- TY jesteś Rasmus?
    Pochylił głowę i patrzył na mnie z dołu.
- Ras... masz na imię Rasmus?- zapytałam, już nieco bardziej uspokojona.- A więc Rasmus... Ok - zaśmiałam się nerwowo.- Pierwszy krok za nami... Właściwie to nawet drugi, ale...- Poczułam, że się czerwienię.- Nie rób tego więcej! Nie znam cię!
- Sasha.
- I skończ z tą Sashą! Chcę jasnych i pełnych odpowiedzi! Pierwsze pytanie: dlaczego tu jesteś?!
    Zamiast odpowiedzieć, wziął do ręki moją dłoń i splótł nasze palce, patrząc na nie uważnie. Trzymał je tak przez chwilę, a potem spojrzał na mnie. Pociągnęłam nosem.
- Nic już nie rozumiem...- szepnęłam.- Sama nie wiem, o czym dokładnie myślę... pojawiłeś się tu prawie dziewięć miesięcy temu... tyle czasu się nie odzywałeś, nie patrzyłeś na mnie... a potem nagle... myślałam, że jesteś jakiś straszny, że mnie nawiedzasz, że chcesz mnie straszyć, albo zabić! Dlaczego mnie pocałowałeś?! Dlaczego zachowujesz, się, jakbym...
- Kocham...
    Umilkłam, wytrzeszczając na niego oczy.
- Kocham cię - powiedział, patrząc na mnie uważnie.
- Co...?
- Znam.
- Znasz mnie?
- Tak.
- Skąd?
- Przed... śmie...rć...
- Przed śmiercią?- szepnęłam.- Znałeś mnie przed śmiercią?! Ale... ale ja cię nie znam! Pierwszy raz zobaczyłam cię, jak się tu zjawiłeś!
- Ja... widziałem. Sashe.- Nagle pocałował mnie znowu, mocno wpijając się w moje usta. Poczułam falę gorąca spływającą po całym moim ciele. Duch czy nie duch, całował bosko...
    Nie, chwila, ja pierdole, o czym ja myślę!
    Oderwał się ode mnie równie nagle, co przykleił.
- W autobusie - powiedział.
- Co? Co w autobusie?- mruknęłam, oszołomiona po pocałunku.
- Widywałem cię w autobusie.
- Eh?! Tylko tyle?!
- Nie.
- To co jeszcze?! No dalej, mów!
- W szkole.
- Chodziłeś do mojej szkoły?
- Tak. W klasie... innej - bąknął, odwracając wzrok.- Patrzyłem. Przyszłaś po... mapy. Spadły na ciebie.
- N-niemożliwe!- Jęknęłam, dokładnie przypominając sobie ten bolesny moment.
- Pomogłem ci. I kocham cię - podsumował.
- To się w ogóle kupy nie trzyma...- mruknęłam.- Co z Mathew? Skąd go znałeś? Zrobiłeś mu coś?
- Sasha...- szepnął, znów się nachylając, ale tym razem go powstrzymałam.
- Odpowiedz!
- Nie możesz.
- Czego nie mogę?!
- Spotykać się z innymi.
- Co...? Nigdy nie spotkałam się z Mathew!
- Ale on chciał.
- Co chciał?!
- Spotkać się z tobą!- Poraz pierwszy uniósł na mnie głos, patrząc w moje oczy płonącym wzrokiem.- Nie pozwolę.
- Z-zabiłeś go...- szepnęłam.- Tylko dlatego, że chciał się spotkać?
- Kocham cię - mruknął, odwracając głowę.- Nie pozwolę.
- Nie możesz...- szepnęłam słabo, bezradnie zsuwając się po ścianie.
- Sasha...
    Rasmus przytrzymał mnie za ramiona, przytulił, obejmując mocno. Nie miałam siły go odepchnąć, nie miałam siły dosłownie na nic. Pozwoliłam, by wziął mnie na ręce i przeniósł do łóżka. Gdyby teraz ktoś wszedł do mojego pokoju, zobaczyłby pewnie, że lewituję...
- Sasha...
- Nie dotykaj mnie - szepnęłam, zasłaniając dłońmi twarz.- Jesteś mordercą...! Przez ciebie... nie... przeze mnie... Mathew nie żyje...
- Ja też nie żyję.
    Westchnęłam drżąco, spojrzałam na niego.
- Co się stało?- zapytałam szeptem.
- Samochód - odparł, kładąc się obok mnie, na boku.- Potrącił mnie, kiedy wracałem z domu dziecka. Chodziłem tam... bo pomagałem dzieciom. Uczyć się. Radzić sobie z problemami.
    Spojrzałam na niego, pociągając nosem.
- Robiłeś coś dobrego... a spójrz, co zrobiłeś teraz - szepnęłam.- Zabiłeś człowieka, Rasmus! Dlaczego?
- Bo nie pozwolę. Kocham cię.
- Mathew nie żyje... bo jesteś o mnie zazdrosny?
- Rasmus.
- Co?
- Rasmus.
- O co ci chodzi?
- Mathew. Ciągle mówisz jego imię. Powiedz moje.
    Zamrugałam, zaskoczona, a potem parsknęłam niepohamowanym śmiechem. Ta sytuacja, te jego słowa... wszystko nagle wydawało mi się cholernie śmieszne. Pan Kącik patrzył na mnie bez słowa, bez żadnych szczególnych emocji.
- Oh, rany - westchnęłam, przecierając dłońmi policzki i pozbywając się łez.- To wszystko zaczyna mnie powoli przerastać...  Nie wiem, jak powinnam na to zareagować.
- Jesteś dziewicą?
- Co?- Spojrzałam na niego z lekkim przestrachem.
- Uprawiałaś już z kimś seks?
- A jeśli tak, zabijesz go?
- Tak.
    Westchnęłam ciężko. Grunt to szczerość...
- Słuchaj, nie możesz się tak zachowywać - powiedziałam.- Wiesz jak to się kończy na filmach? Chłopak tak bzikuje, że próbuje zabić swoją dziewczynę, żeby tylko nie była  z nikim innym!
- Nie skrzywdzę Sashy.- Rasmus zmarszczył gniewnie brwi.- Kocham cię. Nie bój się mnie.
- Teraz mi to mówisz...
- Jesteś dziewicą?
- Nie powiem.
- Chcę to zrobić.
- C-co?- bąknęłam.
    Westchnął cicho, spoglądając w okno, a potem znów na mnie.
- Seks - odparł po prostu.
- Nie będę uprawiać seksu z duchem - powiedziałam, kręcąc głową.
    Wbił we mnie świdrujące spojrzenie. Jestem pewna, że chciał powiedzieć coś bardzo niewłaściwego...
- Nie patrz tak na mnie! To niemożliwe! Jestem żywa, a ty jesteś duchem! I nie ma możliwości, żeby któreś z nas to zmieniło. Jeśli będziesz próbował mnie zabić...
- Już mówiłem. Nie skrzywdzę cię. Będę cię chronić.
- Ale...
- Opętam kogoś.
- Co?!- Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.- O... co zrobisz?!
- Opętam.
- Nie ma mowy!
- Dlaczego? Będę wtedy żywy.
- Nie możesz tego zrobić, w ten sposób... no... nie możesz odebrać komuś... d-duszy!
- To co mam zrobić?- zapytał cicho, spuszczając wzrok.- Umarłem... młodo. Moje marzenie... Sasha... razem ze mną. Chcę byż z Sashą. Bo nie zdążyłem wyznać ci miłości.
    Przygryzłam wargę, powoli odwróciłam się na bok, twarzą w jego stronę.
- To niemożliwe...- szepnęłam łagodnie.- Ja się będę starzeć, a ty...
- Wiem.
- Nie moglibyśmy mieć dzieci.
- Wiem.
- To jak romans z wampirem.
    Uśmiechnął się do mnie. Poczułam, że zapiera mi dech w piersi. To był naprawdę piękny, szczery uśmiech, sięgający orzechowych oczu.
    Serce mnie zabolało, gdy znikł po chwili.
- Kocham cię - powiedział.
- Dziękuję - szepnęłam, przygryzając wargę.
- Chcę tutaj zostać.
- Ale w niebie...
- W niebie cię nie ma - przerwał mi, zamykając oczy.- Nie pójdę tam. Zostanę tutaj.
- I co będziesz robił?
- Chronił cię. Dopóki nie umrzesz. I wtedy cię zabiorę.
- A co jeśli będę miała męża, który też będzie na mnie czekał?
- Nie pozwolę.- Otworzył oczy i spojrzał na mnie, jakby zaskoczony moimi słowami.
- Nic z życia nie będę miała - zaśmiałam się.
- Będziesz miała mnie - powiedział i pocałował mnie lekko w czoło.- Sasha i Rasmus. Razem. Mogę cię dotknąć. Mogę całować. Mogę uprawiać z tobą seks. Nie możemy mieć dzieci. Ale możesz jedno zabrać... z domu dziecka. Tam pracowałem.
- Nie będzie widziało "ojca" - mruknęłam.
- Dzieci są wyjątkowe - powiedział.- One często nas widzą. Ponieważ nie wiedzą jeszcze, w co mają wierzyć.
- Ale mogę rozpowiadać innym, że widzą duchy...- wymamrotałam.- Takie dziecko jest potem nieszczęśliwe...
    Rasmus nie odpowiedział. Kiedy spojrzałam na jego twarz, zobaczyłam, że przygląda mi się uważnie.
    Po chwili przysunął się, całując mnie delikatnie. Przymknęłam oczy z cichym westchnieniem. Poczułam straszne rozleniwienie, nie miałam ochoty się odsuwać, chociaż jego pocałunki i język, który po chwili wsunął do moich ust, były chłodne. Przesunął powoli dłonią wzdłuż mojego ciała, od góry do dołu, a potem odwrotnie - wsuwając dłoń pod górną część piżamy.
    Na noc zawsze zdejmowałam stanik, dlatego szybko dostał się do moich piersi i zaczął je gładzić delikatnie i ugniatać. Drażnił palcami sutki, naciskał na nie, pociągał lekko, trącał opuszkami. Zdałam sobie sprawę z tego, że dolne rejony mojego ciała zaczynają reagować.
- Jeśli ktoś wejdzie...- szepnęłam, rumieniąc się.- Nie, czekaj, mówię tak, jakbym chciała się z tobą...
- Nie pozwolę - wymruczał, podnosząc się lekko, opierając na przedramieniu i unosząc moją bluzkę, ukazując piersi.
- Rasmus...- jęknęłam cicho, kiedy jego chłodne usta dotknęły sutków. Zaczął ssać jednego delikatnie, dłoń wsunął do moich majtek.- Oh, Boże...- sapnęłam, kiedy jego palce prześlizgnęły się po mojej łechtaczce, szybko odnajdując dziurkę.
- Jesteś dziewicą?- zapytał, całując moje piersi.
- Uu...eehm...- Wahałam się z odpowiedzią. Jeśli powiem "tak" będzie mnie wypytywał kim on jest, jeśli przyznam się, że jestem dziewicą, to...
    Mam stracić dziewictwo z ... duchem?
- Tak...- szepnęłam, przygryzając mocno wargę.
- Będę delikatny - szepnął łagodnie, wsuwając palce do środka, jednak bardzo płytko, jakby badał wnętrze.
    Jęknęłam, mój oddech przyspieszył, podobnie jak serce. Miałam ochotę złączyć nogi, zacisnąć mocno uda, ale... to, co robił Rasmus, było tak przyjemne, że moje ciało samo mu się poddawało.
- Sasha...- szepnął, całując moje usta.- Kocham cię, Sasha.
- Czy... czy duch może w ogóle się podniecić?- zapytałam.
    W odpowiedzi podniósł się i zaczął zdejmować z siebie ubrania - najpierw za długą kurtkę, potem koszulę, spodnie, buty, skarpetki... na koniec bokserki.
    Magia. Po prostu magia.
    Ułożył się ostrożnie między moimi nogami, nachylił, by znów mnie pocałować. Tym razem zamknął oczy, rozkoszował się tą chwilą, co chwila wzdychał lekko. Zaczęło robić się naprawdę gorąco...
    Przyciągnął mnie do siebie, by zdjąć górę piżamy, potem zajął się dołem. Bardzo powoli, wpatrując się intensywnie w moje wstydliwe rejony, zdjął spodnie od piżamy oraz majtki. Odrzucił je na bok, chwycił mnie za łydki i uniósł je delikatnie, przesuwając tym samym moje stopy. Pochylił się, jedną dłoń kładąc na moim udzie, drugą zaś manewrując przy rozgrzanej kobiecości.
    Jęknęłam, kiedy przesunął chłodnym językiem wzdłuż całej jej długości. Zacisnęłam dłonie na pościeli, wpatrując się w niego, jak, mając zamknięte oczy, przesuwał językiem po łechtaczce, raz po raz całując ją. Gdy wsunął czubek języka do mokrej dziurki, myślałam, że dojdę...
    Ale nie pozwolił mi na to. Co chwila przerywał, spoglądając na mnie, czekał, aż się uspokoję, a potem znów zaczynał mnie lizać. Wstyd było mi się przyznać przed samą sobą, że chciałam poczuć coś więcej... nie chciałam, by przerywał, wręcz przeciwnie, chciałam... chciałam... orgazmu.
    Uprawiam seks z duchem. Świat stanął na głowie...
    Jeszcze przez chwilę przesuwał koniuszkiem po dziurce, a potem podniósł się, chwycił mnie delikatnie za uda i przysunął do siebie.
- Za blisko ściany - szepnął.- Twoja głowa. Mogłabyś się uderzyć.
    Przygryzłam wargę, nie odpowiadając, w napięciu patrząc, jak zbliża czubek swojego penisa do mojej cipki. Wsunął się powoli, ledwie na kilka centymetrów, a potem spojrzał na mnie i westchnął.
- Kocham cię - powiedział.
    Zacisnęłam szczęki, by nie krzyknąć, kiedy zaczął we mnie wchodzić. Myślałam, że jestem wystarczajaco rozluźniona, ale okazało się, że stawiałam większy opór. Rasmus też to najwidoczniej zrozumiał, bo zaczął być trochę nerwowy.
- Nie wejdę - mruknął.- Sasha...
- Nie mogę uwierzyć w to, że uprawiam seks z duchem - jęknęłam.
- Nie myśl o tym!- Pochylił się nade mną, pocałował mnie w policzek.- Zrobię to raz. Dobrze?
- Jak to "raz"?- Spojrzałam na niego niepewnie.
- Musisz się otworzyć - wymruczał.- Wejdę "na pięć", dobrze?
- Kłamiesz - szepnęłam gorączkowo.- Wejdziesz "na trzy", prawda?
- Mogę "na trzy"...
- W takim razie wtedy wejdziesz na... ah!- Zasłoniłam usta dłonią, kiedy wbił się we mnie nagle.
    Natychmiast przytulił mnie do siebie, szepcząc do ucha przeprosiny. Jęknęłam głośno, kiedy zaczął powoli się poruszać. Boli, boli, boli! Cholera, to naprawdę boli!
    Ale z drugiej strony... to uczucie, jak mnie wypełnia, jak jest w środku i porusza się we mnie... to było naprawdę przyjemne. Dlatego miałam mieszane uczucia, jednak...
- Sasha - szepnął jękliwie, przyspieszając odrobinę.- Rozluźnij... za ciasno...!
- Jak mam... się rozluźnić... jak mnie posuwasz...?!- jęknęłam, wbijając paznokcie w chłodną skórę jego ramion.
    Zwolnił ruchy, ale wciąż nie przestawał się poruszać. Bardzo powoli, wsuwając się i wysuwając ledwie na parę centymetrów, ale jednak wciąż.
    Odetchnęłam głęboko, uspokoiłam oddech. Zwilżyłam wargi, zamknęłam oczy i postarałam się pomyśleć o czymś przyjemnym.
    Jego penis był chłodny. Tak nieziemsko przyjemnie chłodny w mojej rozgrzanej kobiecości. Choć nie wiem, czy się przypadkiem przez to nie przeziębię. Ale... naprawdę jest przyjemnie.
    Sam zaczął się poruszać, kiedy tylko nacisk zmalał. Przytuliłam go mocno, dysząc głośno z każdym kolejnym jego pchnięciem. Słyszałam, jak cicho szepcze moje imię, jęczy mi do ucha, czułam całym ciałem jego chłodne ciało.
- R-Rasmus...- mruknęłam.- Duchy... się spuszczają...? A jeśli jednak...
- Nie...- szepnął gorączkowo, jeszcze bardziej przyspieszając.- Nie będzie...
    Nie zdążył jednak dokończyć - i tak mnie zresztą przestała obchodzić odpowiedź, kiedy poczułam tak niewyobrażalną przyjemność, którą ciężko mi by było opisać. Doszliśmy w tym samym czasie, ja zaciskując na jego penisie ścianki mojego wnętrza, on...
    No właśnie.
    Nie poczułam w sobie niczego konkretnego. Wyglądało na to, że się nie spuścił.
    Opadł ciężko na miejsce obok mnie i szybko wtulił się we mnie, dysząc ciężko.
- Sasha...- mruczał.- Sasha...
- Oh, rany...- westchnęłam.- Co ja zrobiłam...
- Sasha...
    Spojrzałam na niego, zaskoczona, słysząc ton jego głosu. Orzechowy oczy pełne były ogromnego smutku, usta drżały lekko.
- Rasmus...?
- Chcę zostać - szepnął duch.- Chcę zostać!- Przytulił mnie do siebie mocno, a mnie zrobiło się dziwnie ciepło na sercu.- Kocham Sashe. Chcę zostać z Sashą.
- Eh...- Objęłam go delikatnie ramionami i przytuliłam lekko.- Cóż... myślę, że nic złego się nie stanie, jeśli jeszcze trochę tu pobędziesz.
- Co?- Spojrzał na mnie, zaskoczony.
- Wiesz, no... może nie na zawsze... znaczy, nie wiem sama... oh, po prostu zastanowimy się nad tym później. Na razie zostań, tylko... Rasmus?
- Tak, Sasha?
- Nie możesz zrobić nikomu krzywdy.
- Ale ja nie pozwolę...
- Wiem, że nie pozwolisz. Ale nie możesz krzywdzić ludzi. To jest złe.
- Będziesz ze mną?- zapytał cicho, spuszczając wzrok i przyglądając się moim piersiom - wodził spojrzeniem od jednej do drugiej.
- Nie uprawiam przygodnego seksu - uśmiechnęłam się lekko.- Wiesz, nie mogę ci powiedzieć, że cię kocham, ale... Widzę cię, słyszę cię, dotykam... dla mnie jesteś jak człowiek, nie?
- Tak.- Skinął głową.
- Na filmach wszyscy wybierają zawsze żywych... a ja zawsze lubiłam naginać reguły!
- Więc... Rasmus i Sasha?
- Razem... no, tak jakby.
- Będę grzeczny - powiedział z tym swoim przeuroczym uśmiechem.- I będę cię chronił!
- Ok.- Roześmiałam się, i przeczesałam dłonią jego włosy.- Dziękuję, Rasmus.
    Uśmiechnęłam się, kiedy ochoczo nadstawił się do głaskania.
    Tak jak już mówiłam... wiele rzeczy może się wydawać nienormalnych i niedorzecznych... ale nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, jak zachowa się w danej sytuacji.
    Ja wybrałam ducha.
    A ty co byś wybrał?

5 komentarzy:

  1. To było amaizing *.*
    Tak trochę mowę mi odjęło...

    Więcej takich, więcej...
    Ale żal mi Mathewa :(

    Ale HFOD też tak na mnie podziałało, wena +100% normy

    Od początku wiedziałam, źe będzie z tym duchem. Serio.
    Chociaż wolałabym by był żywy xD

    Koffająca duchy,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja. Pierdole. To było tak porażająco dobre, że aż mnie zatkało. Czytałam to jak w transie, łażąc po domu z nieprzytomną miną i wlepiając spojrzenie pełne wrażenia w ekran telefonu. Naprawdę ten tekst podbił mnie całkowicie, a pomysł rozmiękczył mi kolana. Rozwaliłaś mnie tym, podbiłaś i po prostu wygrałaś wszystko. Niesamowite, genialne, mistrzowskie, perfekcyjne, idealne. Nigdy nie czytałam takiego opowiadania, a oryginalność cenię najbardziej. To opowiadanie powala na łopatki i przebija wszystkie inne, nawet Trudną Sprawę, którą kocham całym sercem.
    Bardzo spodobał mi się klimat tego opowiadania. Duchy, egzorcyzmy, wszystko takie tajemnicze i z lekka przerażające. W niektórych momentach serio czułam niepokój i sama zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu jakiś wymyślnych duchów. Wspaniale się to czytało, a ja nadal jestem pod wrażeniem pisząc ten komentarz, na który mam nadzieję, że otrzymam odpowiedź! :)
    Byłam też trochę przestraszona jak ona się wpatrywała w to lustro i on się wtedy na nią patrzył, aż mnie ciarki przeszły. Albo jak z nim rozmawiała... Genialnie wszystko ujęte. Zwykle nie zachwycam się opowiadaniami hetero, gdyż już od długiego czasu czytam same gejostwa, jednakże ten mnie poraził całkowicie. Jestem zachwycona i bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. Liczę na to, że czasami będziesz wstawiała właśnie opowiadania tego typu, bo bardzo przypadły mi one do gustu.
    A te moje wyobrażenia Colina, ah :'D Serio, moja wyobraźnia umie wytworzyć takich przystojniaków, że aż wzdycham normalnie. A ten Rasmus... no, też niczego sobie. Moja wyobraźnia działaaa XD Kurde, podobało mi się to opowiadanie. Serio. Milutko się czytało, a moja wiecznie głodna dusza domaga się więcej! Uwielbiam takie klimaty, ah, świetne, świetne :) Mam nadzieję, że wena będzie Ci długo dopisywać, bo kocham Twoje opowiadania <3 A! No i prawie bym zapomniała! Jutro Kuroko no Yaoi ♥♥♥ Tą serię też kocham <3 I ogólnie kocham Ciebie i Twoją twórczość! Nie mogę się doczekać kolejnych tekstów i notek :) Ah wracając: To było niesamowite. Podziwiam Cię, naprawdę, a to się rzadko zdarza ;) Miałam perełkę w tym tekście:
    "- Jesteś dziewicą?
    - Nie powiem.
    - Chcę to zrobić.
    - C-co?- bąknęłam.
    Westchnął cicho, spoglądając w okno, a potem znów na mnie.
    - Seks - odparł po prostu." <--- To mnie bardzo zaskoczyło. Pierwszy raz czytałam o seksie z duchem i muszę przyznać, że mi się bardzo podobało. Z chęcią przeczytałabym takie cuś jeszcze raz >w< Superowskie to było, seriooo, a to jest chyba mój najdłuższy komentarz w historii świata! No, ale cóś, zasługujesz na niego :)
    No, ale jak wiadomo, każdy komentarz musi się kiedyś skończyć... Tak więc, życzę Ci masy weny, pełno komentarzy i żebyś miała miliony tak dobrych pomysłów jak ten!
    PS dziękuję Ci za to opowiadanie. Bardzo miło się czytało i jestem zachwycona tym opowiadaniem. Kocham, po prostu kocham! :*
    Megan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to zdecydowanie jest najdłuższy komentarz, jaki w ogóle kiedykolwiek widziałam! xD
      Bardzo cieszę się, że spodobało Ci się to opowiadanie, bo, szczerze mówiąc, kiedy byłam w 1/4 pisania go, zaczęłam mieć wątpliwości, czy komukolwiek się spodoba. Ale widzę, że jest zupełnie odwrotnie, skoro dostałam tak piękny i długi komentarz! Będę się modlić o wenę, żeby pisać też troszkę więcej tej mojej własnej twórczości, kto wie, może będę ćwiczyć właśnie pisanie takich opowiadań "z dreszczykiem" ( no, może nie koniecznie każde zakończone w taki sposób... xD ). A co do zakończenia - dałam takie, ponieważ stwierdziłam, że stereotypowe wybieranie człowieka - żywego człowieka - jest trochę nudne, i warto tak odskoczyć od "normalności", poza tym... mam słabość do psychopatów xD Obawiam się, że na miejscu Sashy sama wybrałabym Rasmusa xD
      Jeśli chodzi o Kuroko no Yaoi, w ogóle nie spodziewałam się, że tak dobrze się przyjmie ;_; Dlatego bardzo się cieszę, że jednak jest fajnie ♥
      Bardzo dziękuję Ci za ten CUDOWNY komentarz! Naprawdę, wszystkie Twoje opinie są strasznie budujące i dzięki nim nabieram więcej pewności siebie ;_; Mam nadzieję, że, jeśli dalej będzie mi tak dobrze szło, to w końcu zajmę się czymś co będę chciała wydać ( może Black Game? XD Albo coś nowego! ). No i jak zawsze dziękuję Ci, że ze mną jesteś i mnie wspierasz, czytając te opowiadania! :D
      Uwielbiam Cię!
      ~ Yuuki

      Usuń
  3. To było zajebiste, ale szczerze to na początku się bałam xD Wczoraj o 1 w nocy czytałam to i doszłam tylko do jego twarzy odbitej w monitorze, bo rozładował mi się telefon. Dodatkowo czytał to pod kołdrą, a u mnie o tej porze śpi tylko mama. No i wtedy się zaczęło xD Usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Na początku dobra spoko. Zaraz ten ktoś pójdzie, ale wtedy ktoś zdarł ze mnie kołdrę. Myślałam, że zacznę krzyczeć. Okazało się, że mój brat zostawił u mnie w pokoju swój kocyk i po niego przyszedł, a widząc, że siedzę pod kołdrą postanowił mnie przestraszyć. OMG Ale ogólnie opowiadanie wciąga, intryguje, tworzy napięcie i jest zajebiste. A Castiel! Uwielbiam to imię. Chyba przez to, że oglądałam Supernaturala a tam shippuje Destiela <3
    Było pięknie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. To... było... niesamowite! Kurcze, jesteś świetna! Opowiadanie nieziemskie (If you know what I mean xD)! Pan Kącik to bardzo fajne przezwisko, zapadło mi w pamięć od razu.
    Szkoda mi Mathew'a... jakoś tak wydawał się trochę wkurzająca postacią, ale jednak miał swój urok tutaj.
    Jeżeli chodzi o Castiela, to był w dobry sposób przerysowany i dawał takie "Ah, Aw" do tekstu :) był ładnie wpleciony.
    Natomiast duch jak najbardziej przypadł mi do gustu. Tak mi się spodobał, że nawet jak czytałam, to zamiast odczuwać niepokój, to się uśmiechałam sama do siebie jak idiotka. Tylko imię mi nie pasowało do niego, ale nie można mieć wszystkiego xD
    Bardzo ładnie opisane wszystko. Płynnie akcja przechodziła, a to wielki plus!
    Kocham twoje opowiadania, a to jest na jednej z wyższych pozycji :)
    Życzę dalszej owocnej pracy!

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń