Szklane Serce 2

Tetsuya


    Już jakiś czas temu życie nauczyło mnie prawdy o tym, że los czasami lubił płatać ludziom figle. Ale, niestety, jak do tej pory wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do jego niespodzianek.
    Dwa tygodnie w strachu i niepokoju o życie Kagamiego psuło nie tylko mój nastrój i zdrowie psychiczne, ale także mój związek. Ilekroć przelotnie patrzyłem w oczy Kise, widziałem w nich nieme pytanie, dostrzegałem pragnienie poznania prawdy i domieszkę bólu, gdy za każdym razem wymigiwałem się od wyjaśnienia kim jest dla mnie Taiga. Nazwanie go „dawnym kolegą z czasów szkolnych” nie wystarczało, byłem tego od początku do końca świadomy.
    Ale to nie zmieniało faktu, że zwyczajnie nie miałem odwagi przyznać się Ryoucie, że ten, którego odwiedzam w szpitalu praktycznie codziennie, był miłością mojego życia.
    I że wciąż, mimo wieloletniej rozłąki, nie przestałem go kochać.
    W głębi duszy podziwiałem cierpliwość Kise i to, że nie robił mi żadnych awantur, ani nie próbował boczyć się o to, że unikam odpowiedzi na jego pytania. W każdej innej sytuacji pewnie dociekałby prawdy, szalałby z zazdrości i złościłby się o każde moje wyjście. Być może dostrzegł w moim zachowaniu coś, co powstrzymywało go przed naciskaniem na mnie.
    Nienawidziłem siebie za to, że tak bardzo go ranię. Widziałem w jego oczach niepewność, widziałem obawę przed tym, że zbliża się koniec naszego związku.
    I nie miałem pojęcia, co mam z tym zrobić.
    Kochałem Kise – nieporównywalnie do Kagamiego, ale jednak. Próbowałem odpędzić od siebie myśli o tym, że Taiga leży w szpitalu, cały poturbowany, że prawdopodobnie zapadł w śpiączkę i nawet nie wiadomo czy przeżyje – nawet jeśli lekarze mówili co innego – ale w dalszym ciągu nie mogłem przemóc się, by w obecności mojego chłopaka zachowywać się swobodnie i cieszyć się tym, co mam.
    Mogłem jedynie bezustannie zamartwiać się o życie Kagamiego i modlić, by wyszedł cało z tego wypadku.
–    Aomine-kun przyjechał – mruknąłem, wchodząc do kuchni, gdzie Ryouta zmywał naczynia po wspólnym obiedzie. Odwrócił się do mnie, mierząc mnie krótko wzrokiem.
–    Okay, uważaj na siebie – powiedział.
    Jeszcze przez chwilę stałem u progu, patrząc na jego plecy. Otworzyłem usta, by zaproponować, żebyśmy spędzili razem wieczór, ale ostatecznie na powrót je zamknąłem, wymamrotałem jedynie „do zobaczenia”, a potem odwróciłem się i wyszedłem z mieszkania.
    Odwiedzałem Kagamiego każdego dnia, spędzając w jego szpitalnym pokoju przynajmniej kilka godzin. Dla każdego innego pewnie wydawałoby się to dziwne – co można robić przez tak długi czas, siedząc nad nieprzytomnym człowiekiem i co chwila wgapiając się w ekran monitora respiratora?
    Rozmawiałem z Taigą. A raczej – prowadziłem monolog. Nieważne czy w obecności Aomine, czy sam na sam, opowiadałem Kagamiemu o moim życiu. O tym, co działo się u mnie, kiedy zerwaliśmy kontakt. O tym, jak nie udało mi się wydać książki, o tym jak zacząłem pracować w księgarni. Powiedziałem mu o zawale mojego taty, o tym, że każdego roku na święta razem z Kise jeździmy do mojej mamy. O tym, jak zaakceptowała ona to, że kocham mężczyznę, i jak dumna ze mnie jest, iż kierowałem się głosem serca i pozostałem sobą, a nie próbowałem na siłę zmienić tego, kim jestem.
    Przypominałem mu też o starych czasach w liceum. O naszej drużynie, o lekcjach, nauczycielach, jego wpadkach, naszych spotkaniach po zajęciach i fascynujących one on one, w których zawsze przegrywałem zero do trzydziestu. Przypominałem mu o tym jak świetnie się bawiliśmy.
    Siedząc przy jego łóżku po raz pierwszy od naszego rozstania przypomniałem sobie jak ważną był dla mnie osobą. I zacząłem szczerze żałować tego, że decyzja o miłości Kagamiego doprowadziła do tego, iż postanowiłem zerwać z nim kontakt.
    Tak samolubnie i niemądrze postąpiłem.
–    Cześć, Tetsu – rzucił Aomine, kiedy zająłem miejsce pasażera w jego samochodzie.
–    Cześć, Aomine-kun – odparłem.- I jak poszła wczorajsza rozmowa?
–    Nie dostałem tej roboty.
–    Przykro mi...- powiedziałem szczerze.
    Jeżeli na tym świecie istniał ktoś równie rozdarty wewnętrznie, co ja, to z całą pewnością był to Aomine. Nie dość, że został wyrzucony z pracy – nawet jeśli to z jego winy – i teraz nie mógł znaleźć sobie nowej, to przecież potrącił człowieka. Znałem go bardzo dobrze i wiedziałem, że wbrew pozorom nie był złą osobą. Świadomość, że doprowadził kogoś do takiego stanu, musiała go wykańczać.
    Co dwa lub trzy dni Aomine odwiedzał Kagamiego razem ze mną. Siedział wówczas po drugiej stronie łóżka i przysłuchiwał się moim opowieściom, uśmiechając się pod nosem na co zabawniejsze fragmenty. Był spokojny, cichy i poważny, nie taki jak przed wypadkiem. W ogóle nie przypominał tego Aomine, którego znałem. Czasem zdarzało się, że po powrocie z łazienki widywałem go trzymającego delikatnie dłoń oraz nadgarstek Kagamiego, jak gdyby nie ufał aparaturze i sprawdzał, czy Taiga rzeczywiście żyje.
    Do szpitala dojechaliśmy w milczeniu. Od dwóch tygodni żaden z nas nie miał ochoty na rozmowy. Nasze życia sypały się przez jedno nagłe wydarzenie, a my nie mieliśmy pojęcia jak zatrzymać ten rozpad.
–    Dzień dobry!- Recepcjonistka w holu uśmiechnęła się do nas przyjaźnie, kiedy przechodziliśmy obok. Wyglądało na to, że już nas rozpoznawała.- Mam dla panów dobrą wiadomość, Kagami-san obudził się dziś rano!
–    Co?!- wykrzyknęliśmy jednocześnie, odwracając się i wpatrując z niedowierzaniem w kobietę, która nie przestawała się uśmiechać.
–    Proszę go dzisiaj za bardzo nie zamęczać, jest jeszcze bardzo słaby. I proszę opuścić pokój, kiedy zjawi się lekarz, żeby go ponownie zbadać!
–    Dobrze, dziękujemy – bąknął Aomine, kiedy ja już kierowałem pospiesznie kroki w stronę korytarza, gdzie znajdowała się sala z Kagamim. Mój przyjaciel dołączył do mnie chwilę później, oddychając głęboko przez nos.- Co ja... co ja niby mu powiem?
–    Opieprz się go za to, że wpadł ci pod samochód – wyszeptałem, uśmiechając się lekko, lecz szczerze, po raz pierwszy od wypadku Kagamiego.- To na pewno go ocuci.
    Tym razem nie spojrzałem na szybę w ścianie, kiedy zbliżyliśmy się do pokoju. Zawahałem się tylko przez moment, po czym, nie pukając, otworzyłem drzwi i przekroczyłem próg – już bez uśmiechu, a z niepowstrzymanymi łzami w oczach.
    Kagami nie spał. Leżał w łóżku, oparty wysoko o poduszki, z głową obróconą w kierunku okna. Odłączyli mi respirator, oddychał teraz samodzielnie. Chociaż wielki z niego był facet, nawet gdy był niemal cały zabandażowany, leżąc tak niewinnie w łóżku, przykryty kołdrą, wyglądał bardzo, bardzo krucho.
    Odwrócił się ku nam, gdy usłyszał, że weszliśmy. Jego oczy momentalnie stały się większe, rozchylił lekko wargi, nic jednak nie mówiąc. Poprawił się nerwowo na łóżku i westchnął ciężko.
    Rozpiąłem kurtkę, odkładając ją krzesło, na którym zawsze siadałem. Zsunęła się na podłogę, ale zignorowałem to, wpatrując się w Kagamiego. Podszedłem do niego bliżej i machnąłem dłonią w jego kierunku.
–    Mogę cię jakoś...?- zacząłem.
–    Tak, jasne – westchnął Taiga, śmiejąc się lekko.- Trochę boli, ale tak jakby czekałem na to siedem lat!
–    Huh...- sapnąłem cicho, obejmując ostrożnie jego ramiona i przytulając go do siebie. Zacisnąłem mocno powieki, by nie rozpłakać się jak dzieciak, ciesząc się ciepłem jego ciała i dotykiem dłoni, którą położył na moich plecach.
    Niechętnie odsunąłem się od niego, wzdychając cicho i przesuwając wzrokiem po jego bandażach.
–    Hej, jestem...- Aomine zarumienił się lekko, podchodząc ostrożnie bliżej łóżka.
–    Aomine Daiki, wiem.- O dziwo, Kagami uśmiechnął się do niego szeroko.- Koleś, który mnie potrącił. Słyszałem twoje przeprosiny jakieś tysiąc razy. Nie musisz się tym zamartwiać, to była moja wina, nie patrzyłem gdzie idę.
–    Och...- Aomine uścisnął niepewnie dłoń, którą Taiga do niego wyciągnął.- W takim razie zapłacisz mi za wgniecenie w zderzaku?
    Taiga roześmiał się lekko, zaraz jednak syknął boleśnie, chwytając się za żebra. Uśmiechnął się do nas przepraszająco i odetchnął głęboko, spokojnie.
–    Jak się czujesz, Kagami-kun?- zapytałem, przysuwając do łóżka krzesło i siadając na nim. Kurtkę przewiesiłem przez oparcie.
–    Jestem obolały, ale poza tym całkiem dobrze – odparł, opierając się wygodnie o poduszki.- Lekarz był u mnie rano, rozmawiałem z nim. Nieźle się poturbowałem, zupełnie brak mi sił, żeby wstać. Muszę sikać do czegoś, co nazywają tutaj „kaczką”...
–    Pffekhe, ekhe!- Aomine odwrócił głowę, czerwony na twarzy, kaszląc głośno.- S-sorry...
–    Co jeszcze powiedział lekarz?- zapytałem, ignorując ciemnoskórego przyjaciela.- Jak z twoimi nogami? A ręka? A głowa?
–    Na razie będę chodził o kulach.- Kagami uśmiechnął się lekko.- Mogę zapomnieć o bieganiu i graniu w kosza na najbliższe dwa lata, ale na pewno nie będzie tragicznie. Grunt, że nie grozi mi wózek. A z głową w porządku.- Pokiwał nią lekko, jakby na dowód swoich słów.- Nie straciłem pamięci, choć wspomnienia wypadku są trochę rozmazane. Lekarz zakłada, że w momencie wchodzenia na jezdnię, byłem pod wpływem szoku.
–    Ale co się stało?- zapytałem cicho, patrząc na niego bez zrozumienia.- Dlaczego byłeś w szoku? Co się wydarzyło tamtego wieczora?
    Kagami zagryzł lekko wargę i westchnął cicho.
–    Tatsuya...- zaczął, wzruszając ramionami.- Zdradzał mnie z Murasakibarą. Nakryłem ich, jak obściskiwali się w jakiejś uliczce.
–    Ehm, ja wpadnę kiedy indziej – odezwał się Aomine, kciukiem wskazując drzwi.- Macie sporo do obgadania, przyjdę poprzepraszać Kagamiego, kiedy już się nagadacie.
–    No dobrze – zgodziłem się bez zbędnego protestowania. I tak, usłyszawszy przyczynę, przez jaką Kagami był zszokowany tamtej nocy, chciałem podpytać go nieco więcej o tamte wydarzenia.- Poza tym nie powinniśmy zamęczać teraz Kagamiego-kun, więc zadzwonię do ciebie koło piętnastej, gdy będę wychodził.
–    Tak szybko?- wykrzyknął Taiga, chwytając mnie za dłoń i wpatrując się we mnie jakby z niepokojem.- Nie no, weź zostań trochę dłużej! Mam ci tyle do opowiedzenia, może uproszę pielęgniarki, żeby dały ci obiad czy coś...
    Przełknąłem ciężko ślinę, czując jak przyspiesza rytm bicia mojego serca. Świadomość, że Kagami mnie potrzebuje i otwarcie wyraża to w słowach, niezwykle mnie cieszyła. Nawet, jeżeli los zetknął nas znowu ze sobą w tak okrutny sposób.
–    No dobrze – westchnąłem ciężko.- Skoro prosisz...
–    Ta, „skoro prosisz”!- prychnął głośno Aomine, zapinając swoją kurtkę. Zwrócił się do Kagamiego.- Odkąd po niego zadzwoniłem, całymi dniami tutaj siedzi, od dziewiątej rano aż do dwu..
–    Tak jak mówiłeś, przyjdziesz innym razem, Aomine-kun – wycedziłem, podchodząc do niego pospiesznie i pchając go niegrzecznie w kierunku drzwi.- Wracaj do swojej żony i dzieci!
–    He?! Ale ja nie mam ani żony, ani dzieci!
–    Świetnie, w takim razie idź i ich poszukaj! I nie zjawiaj się tu, z łaski swojej, dopóki ich nie znajdziesz!
–    Oi, Tetsu...!- Jego dalsze słowa zostały stłumione przez drzwi, które z trzaskiem za nim zamknąłem.
    Obróciłem się z westchnieniem do Kagamiego. Nie wyglądał na zniesmaczonego moim zachowaniem, patrzył na mnie zupełnie zwyczajnie, może z odrobiną tęsknoty. Chociaż, w moich oczach pewnie mógł dostrzec dokładnie to samo.
    Tyle, że kilkukrotnie spotęgowane.
–    Aomine-kun to w porządku facet – powiedziałem, wracając na swoje miejsce na krześle.- Trochę nieokrzesany i zboczony, ale naprawdę sympatyczny.
–    Wiem.- Kagami uśmiechnął się do mnie lekko.- Słyszałem.
–    Słyszałeś?- powtórzyłem, nie rozumiejąc.
–    Wasze rozmowy – wyjaśnił cicho Taiga, spuszczając wzrok na swoje dłonie.- Jak opowiadałeś o szkole i swoim obecnym życiu, o naszych wygłupach i meczach. Słyszałem też kilka waszych teorii na temat tego, dlaczego moje brwi są rozdwojone...
–    Wybacz – parsknąłem cicho, nie mogąc się powstrzymać.- To wyszło tak samo z siebie. Ale możesz mi wierzyć, Kagami-kun, ich widok dodaje mi teraz otuchy.
    Taiga zaśmiał się lekko, spoglądając na mnie błyszczącymi, wiśniowymi oczami.
–    To było strasznie głupie uczucie – westchnął ciężko.- Słyszałem was, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć, czy choćby się uśmiechnąć. Nie mogłem nawet ścisnąć twojej dłoni. Czułem się, jakbym był uwięziony w jakimś... nie wiem, manekinie, albo robocie. W środku wyrywałem się jak rozszalała bestia, ale nie mogłem ruszyć tego ciała.
–    Brzmi przerażająco – szepnąłem, niemal automatycznie chwytając jego dłoń i ściskając ją lekko w swoich.- Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że żyjesz. Przepraszam za wszystko, Kagami-kun... Przepraszam, że...
    Taiga uniósł drugą dłoń i przycisnął jej palec do moich warg. Uśmiechnął się smutno, kręcąc delikatnie głową.
–    Cieszę się, że tu jesteś, Kuroko – powiedział.- Dziękuję, że byłeś tutaj każdego dnia od rana do wieczora i mówiłeś do mnie, nawet jeśli nie mogłem ci odpowiedzieć. Tylko dzięki tobie miałem jakikolwiek kontakt ze światem. Tylko dzięki temu, że cię usłyszałem, chciałem się obudzić.
    Westchnąłem drżąco, marszcząc w trosce brwi i kręcąc głową na jego słowa. Nie byłem w stanie powstrzymać łez. Otarłem je wierzchem dłoni, a potem podniosłem się z krzesła i pocałowałem Kagamiego. Krótko, ale ze wszystkimi możliwymi uczuciami, jakie kotłowały się we mnie przez siedem lat naszej rozłąki.
    A kiedy oderwałem się już od niego, byłem w stanie jedynie ukryć głowę w ramionach, oparłszy je o nogi Kagamiego, i rozpłakać się jak dziecko.











Daiki


    Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że wizyta u Kagamiego bez Tetsu będzie aż tak stresująca. Pomijając już fakt, że wcześniej Kagami był nieprzytomny, to obecność Tetsu zwyczajnie dodawała mi otuchy. Nie wiem, może bałem się, że kiedy na chwilę odwrócę wzrok od tego faceta, a potem znów na niego spojrzę, będzie wpatrywał się we mnie tak, jak to bywa na horrorach, z wielką strzykawką w ręce, próbując wbić mi ją w szyję.
    Taa, takie chore wizje czasem mnie nawiedzały, ale nic nie mogłem na to poradzić.
    Od ponad trzech minut stałem pod salą Kagamiego, z dłońmi w kieszeniach kurtki i czołem opartym o drzwi. Wyglądałem jak... jak idiota.
    Czyli jak zawsze.
    Nie miałem odwagi do niego wejść, nie miałem pojęcia co powinienem mu powiedzieć. Kiedy tego ranka przyjechałem z Tetsu, miałem zamiar po prostu poprzepraszać kilka razy i wrócić do siebie, żeby użalać się nad sobą przed telewizorem i główkować w jaki sposób zapłacić rachunki za prąd i wodę, nie mając pracy. Ale skoro facet się obudził...
    To mi utrudniało zadanie.
    Bo mógł odpowiedzieć.
    Westchnąłem ciężko, przecierając dłońmi twarz i po raz ostatni zbierając się na odwagę. Raz kozie śmierć. Dlaczego mam się obawiać kolesia, który leży w łóżku w ciężkim stanie po wypadku i sika do „kaczki”?
    Na tę myśl parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem, szybko jednak się uspokajając.
    Ale znów parsknąłem śmiechem.
    Otarłem łezki rozbawienia, mając ochotę porządnie trzepnąć się w łeb. Odchrząknąłem cicho, odetchnąłem głęboko i w końcu otworzyłem drzwi, przekraczając próg sali.
    I kiedy moim oczom ukazał się pusty pojemnik obok łóżka, przypominający kaczkę, znów parsknąłem śmiechem, unosząc dłoń w przepraszającym geście i wracając na korytarz. Zamknąłem za sobą drzwi i kucnąłem pod nimi, próbując się uspokoić. Moje ramiona trzęsły się od śmiechu, mózg odmawiał posłuszeństwa, podstawiając mi jedynie obraz tej pieprzonej „kaczki”.
    Kiedy po kolejnych trzech minutach, czerwony na twarzy ze wstydu, ponownie wszedłem do sali Kagamiego, ten wpatrywał się we mnie z beznamiętną miną.
    A potem uśmiechnął się i skinął głową w stronę krzesła.
–    Jeśli chcesz posikać się ze śmiechu, to możesz jej użyć – powiedział.
–    Stary, błagam – parsknąłem głośno.- Daruj mi, proszę cię. Cały dzień mnie męczy tamten tekst...
    Taiga uśmiechnął się z rozbawieniem.
–    Siadaj. Chyba, że przyszedłeś tylko na chwilę.
–    Niee, ja...- Odchrząknąłem, siadając na swoim krześle po lewej stronie Kagamiego i zdejmując z siebie kurtkę.- Mam sporo wolnego czasu. Prawdę mówiąc, parę minut stałem pod twoimi drzwiami.
–    Uderzałeś w nie czymś?- zapytał, marszcząc lekko brwi.- Bo chyba coś słyszałem.
–    Ta. Czołem.- Skrzywiłem się.
    Kagami zacisnął mocno wargi, odwracając ode mnie wzrok. Drgające lekko kąciki jego ust były doskonałym dowodem na to, że drań śmieje się z moich wewnętrznych rozterek.
–    Przyszedłem cię...
–    Co kilka dni po to do mnie przychodzisz – przerwał mi ze śmiechem.- Szczerze mówiąc, mam już po dziurki w nosie twoich przeprosin. Rozumiem, że czujesz się winny, ja na twoim miejscu też bym się tak czuł, ale... Naprawdę, nie przejmuj się tym aż tak bardzo. Żyję. Może przez jakiś czas nie będę miał się najlepiej, ale serio nie mam ci za złe tego, że mnie potrąciłeś. To była moja wina.
–    Nie czujesz frustracji, albo wściekłości?- Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.- Przeze mnie przez jakiś czas nie będziesz mógł normalnie chodzić, musisz si...- urwałem, zagryzając wargę i westchnąłem ciężko.- Jesteś cały poturbowany i nie wyjdziesz stąd szybko. Najbliższy miesiąc spędzisz pewnie tutaj.
–    To nawet dobrze, i tak przed wypadkiem miałem zamiar poszukać sobie jakiegoś lokum.
–    Jesteś bezdomny?- zmarszczyłem brwi.
    Kagami spojrzał na mnie z westchnieniem i wywrócił lekko oczami.
–    No, powiedzmy – mruknął.- Wcześniej mieszkałem z miłością mojego życia, ale, jak się okazało, zdradzała mnie od kilku miesięcy.
–    Aaa, no tak... Tatsuya, czy jakoś tak? Dziś rano to jeszcze słyszałem, zanim wyszedłem.
–    Ta – bąknął Taiga.- Nie obrzydza cię świadomość, że jestem gejem?
–    Myślałem, że Tatsuya to kobieta.
    Kagami otworzył już usta, jednak zamknął je raptownie i natychmiast zaczerwienił się po same uszy. Najwyraźniej nie pomyślał, że mogłem sądzić, iż Tatsuya to kobiece imię.
–    Żartuję, wyluzuj – zaśmiałem się lekko.- Sam jestem z tej półki, ale akurat facet, którego kocham, jest już zajęty. Powiedzmy, że ty i ja przechodzimy przez sąsiednie bagna.
    Taiga sapnął cicho, kiwając lekko głową.
–    To Kuroko?- zapytał nagle, spoglądając na mnie.
    Przez chwilę patrzyłem na niego w milczeniu, przecierając nerwowo dłonie, a potem spuściłem wzrok na podłogę.
–    Jego chłopak – odparłem.- Opowiadał ci o nim?
–    Co nieco – przyznał.
–    Jest modelem. Pieprzonym przystojniakiem. Ja, on i Tetsu przyjaźnimy się od czasów gimnazjum. I tak jak długo Kise kocha się w Tetsu, tak ja kocham się w Kise. Głupia sytuacja, ale serce nie wybiera.
–    Taa, wiem coś o tym – mruknął Kagami.- Może gdybym siedem lat temu wybrał jednak Kuroko, to teraz całą czwórką siedzielibyśmy na ogródku i zajadali się grillem. Nie myśl o mnie źle, Aomine – dodał z westchnieniem.- Ale ja naprawdę kochałem ich obu. To cholernie ciężkie, kiedy kocha się dwie osoby, i one odwzajemniają twoje uczucie. Nie cierpieli się nawzajem i jeden chciał pozbyć się drugiego. Wiedziałem, że kiedy wybiorę jednego, z drugim rozstanę się na zawsze. I chociaż Kuroko czasami nieźle mnie wkurzał, to mimo to chciałem być właśnie z nim. Ale potem... pomyślałem o tym, jak wiele łączy mnie z Tatsuyą. Jak wiele mnie nauczył i jak wiele mi siebie dał. Znałem go dłużej, bardziej... No, jak się okazało, nie wszystko było prawdziwe.
–    Wiesz, no... nie będę wnikał w to, dlaczego to zrobił...
–    Ja też nie.- Kagami spojrzał na mnie z powagą.- Tatsuya to już przeszłość. Nie chcę o nim myśleć, wolę zapomnieć. Przynajmniej na razie.
–    Masz zamiar bić do Tetsu?- zapytałem, uśmiechając się lekko.
–    Coś ty – zaśmiał się Taiga.- Tęskniłem za nim jak cholera i cieszę się, że między nami wszystko już jest dobrze. Ale ostatnie, czego potrzebuję, to psuć związek, na który on i jego chłopak pracowali przez kilka lat. Wiem, że Kuroko jest z nim szczęśliwy, bo widzę to w jego oczach. I tak pozostanie.
–    Cieszę się, że to powiedziałeś – mruknąłem.- Chociaż zależy mi na Kise i z chęcią wykorzystałbym okazję, żeby z nim być, to i tak w rzeczywistości nie mógłbym tego zrobić. Bo wiem, jak bardzo kocha Tetsu. Jest w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko, zresztą... zawsze tak było.- Wzruszyłem ramionami.- Gdybyś powiedział mi, że chcesz z nim spróbować, dostałbyś ode mnie w twarz.
–    Dzięki, ale już wystarczająco mnie poturbowałeś – zaśmiał się Kagami, poprawiając ostrożnie na łóżku.
–    Przepraszam – powiedziałem szczerze.
–    Przeprosiny przyjęte – westchnął lekko.- Postawisz mi piwo, kiedy stąd wyjdę.
–    Postawię ci, co tylko zechcesz – zapewniłem, kiwając głową. Kiedy Kagami z rozbawieniem wymalowanym na twarzy odwrócił ode mnie wzrok, natychmiast zrozumiałem, o czym pomyślał. Parsknąłem śmiechem.- Zboczeniec!
–    To ty ponoć jesteś niezłym zboczeńcem – zaśmiał się, jednak szybko spoważniał, znów patrząc na mnie.- Słyszałem cię – powiedział cicho.- Kiedy Kuroko gdzieś wychodził, czasem coś do mnie mówiłeś.
–    Tak?- mruknąłem, spuszczając z zawstydzeniem wzrok.- Jakoś nie pamiętam.
–    Sam bym wolał zapomnieć, gadałeś same intymne rzeczy, aż się rumieniłem w mózgu.
–    Bardzo śmieszne!- warknąłem, patrząc na niego ze złością i sam czerwieniąc się po uszy.- Mówiłem tylko, że oddałbym wszystko, żebyś się obudził i modlę się każdego dnia, byś odzyskał zdrowie!
–    Czyli jednak pamiętasz.- Uśmiechnął się do mnie, a ja zarumieniłem się jeszcze bardziej.
–    Może trochę – burknąłem.- Niezbyt wiele... Prawie nic.
–    Jasne – zaśmiał się, znów układając się wygodniej na łóżku.
–    Powinienem już iść, nie chcę cię przemęczać...- zacząłem.
–    Daj spokój, co niby miałbym robić?- Kagami spojrzał na mnie pytająco.- Spałem dwa tygodnie, nie mogąc się ruszyć, więc teraz wolę być jak najdłużej przytomny. Kuroko powiedział, że jutro przywiezie mi jakieś kredki i kolorowanki, póki co pozostaje mi się nudzić we własnym towarzystwie.
–    Kredki i kolorowanki.- Pokiwałem z uśmiechem głową.- Cały Tetsu.
–    Dokładnie – westchnął z uśmiechem Taiga.- Kiedyś swoim poczuciem humoru doprowadzał mnie do granic wytrzymałości, ale przyznam szczerze, że właśnie za tą jego stroną tęskniłem najbardziej.
    Uśmiechnąłem się do niego ze zrozumieniem. Dość często się zdarzało, że Tetsu swoimi sarkastycznymi docinkami cholernie mnie wkurzał, ale dobrze wiedziałem, że gdyby mi tego zabrakło, dałbym sobie rękę uciąć, żeby znów go słyszeć.
    Kiedyś usłyszałem gdzieś, że przyjaciół kocha się nie za coś, lecz wbrew czemuś.
    Coś w tym było.
–    Powiesz mi coś o sobie?- zagadnął Kagami.- Chwilowo nie mamy tematu do rozmów, a Tetsu zapewniał mnie, że jesteś w porządku. Mimo wielu wad.
–    Wielu wad, co?- prychnąłem.- Nie wiem, co mógłbym ci o sobie opowiedzieć. Jestem tylko szarym obywatelem Japonii, który nie może się pogodzić z tym, że potrącił innego obywatela Japonii. Jestem gejem. Prawiczkiem – dodałem, czerwieniąc się jak burak.- Nie wiem, dlaczego ci to właśnie powiedziałem, więc po prostu zapomnij o tym fragmencie. Od dwóch tygodni jestem bezrobotny, szef wywalił mnie za to, że klepnąłem w tyłek jego córkę. Szukam teraz pracy, ale póki co kiepsko mi idzie. Nie mam rodzeństwa, moi rodzice są nadopiekuńczy w stosunku do mnie. Miałem kiedyś taką wizję, żeby być policjantem, ale byłem zbyt leniwy, żeby uczyć się prawa. Lubię grać w kosza.
–    Też lubię.- Kagami uśmiechnął się do mnie lekko.- Mamy więc coś, co nas łączy. Grywasz dla rozrywki na każdej pozycji, czy charakteryzuje cię jakaś konkretna?
–    Silny skrzydłowy.
–    To tak jak ja.- Taiga znów się uśmiechnął. Wgapiłem się w jego twarz, zastanawiając się jakim cudem, mając za tło dziwne, rozdwojone brwi, jego uśmiech może wydawać się tak delikatny.
–    No a ty?- rzuciłem pospiesznie, opierając się wygodnie o oparcie swojego krzesła.- Tetsu dużo mi o tobie opowiadał, ale ostatecznie kilka ostatnich lat twojego życia jest owianych drobną tajemnicą.
–    Jestem strażakiem – powiedział Kagami.- To znaczy, byłem. Jak zakładam, zostałem już wyrzucony z roboty. Och, nie rób takiej miny, i tak miałem już dość ratowania kotów z młodszymi aspirantami. Kiedy w młodości oglądałem filmy, praca strażaków wydawała mi się niesamowicie ekscytująca, sam pragnąłem ratować ludzkie życia. Ale nie, tu, w Japonii, musiałem ratować kocie, chociaż ponoć mają ich aż dziewięć. Rzadko kiedy zdarzały się prawdziwe akcje.
–    Ale miałeś swój wymarzony zawód. Teraz przez najbliższych kilka lat pewnie będziesz zmuszony siedzieć w domu...
–    Przyda mi się trochę lenistwa – zaśmiał się Taiga.- Mam sporo oszczędności na koncie, poza tym dostanę odszkodowanie z firmy ubezpieczeniowej, no i pewnie co miesiąc będę dostawał rentę. Żyć, nie umierać. Potem pomyślę nad jakąś pracą. Może pójdę na kursy kucharskie? Lubię gotować.
–    Zazdroszczę, że w ogóle umiesz – zaśmiałem się z kolei ja.- U mnie w domu zamiast stosu garnków w zlewie, piętrzą się worki na śmieci pełne styropianowych kubków i opakowań po żarciu na wynos, albo po mrożonkach.
–    To niedobrze.- Kagami zmarszczył lekko brwi.- Nie masz chło...? Ah, no tak. Nie masz.
–    Niee. Jesteś chętny na zostanie moją kucharką? Mogę ci zacząć płacić, kiedy znajdę pracę. Mieszkam w małym, parterowym domku, więc nie musiałbyś się tłuc po schodach.
–    Pytasz serio?- zapytał z powagą Kagami.
–    A jesteś serio zainteresowany?- bąknąłem.
–    Zdaję sobie sprawę, że znalezienie sobie mieszkania albo kawalerki koniecznie na parterze, nie będzie łatwe. Winda to cudo wynalezione przez ludzi, ale nie przez Boga – zawsze może się zepsuć, a myśl, że miałbym wspinać się po schodach na któreś piętro, obecnie przyprawia mnie o dreszcze. Jeśli zagwarantujesz mi chwilowe zakwaterowanie, dopóki czegoś nie znajdę, mogę ci gotować nawet za darmo.
    Roześmiałem się lekko, nieco rozbawiony. Oczywiście, żartowałem sobie z tym całym gotowaniem – byłem do bani jeśli chodziło o kucharskie regiony ludzkiego życia, ale nie mógłbym przecież przyjąć pod swój dach obcej osoby. Co innego, gdyby była to prawdziwa gosposia do wynajęcia, taka, która przychodzi i wychodzi o konkretnej godzinie. Kagami to co innego – jadłby u mnie, spałby u mnie i nawet załatwiałby się u mnie, zwyczajnie naruszałby moją przestrzeń prywatną.
    Ale z drugiej strony miałem wrażenie, że jestem mu to winny. Miał rację mówiąc, że będzie mu ciężko znaleźć mieszkanie na parterze, ba – w obecnych czasach w ogóle ciężko jest znaleźć odpowiednie lokum. Mój domek nie był wielki, ale prócz sypialni miał również mały pokój, w którym Kagami mógłby się zadomowić, dopóki nie znalazłby czegoś dla siebie.
    Wiedziałem, że tego potrzebuje.
    I dlatego właśnie postanowiłem się zgodzić.










Ryouta


    Najgorsze uczucie to te, kiedy człowiek ma świadomość, że coraz bardziej oddala się od ukochanej osoby i nic nie może z tym zrobić.
    Taka myśl naszła mnie, kiedy wieczorem kładłem się do pustego, zimnego łóżka, zmęczony ciężkim dniem w pracy. Ludzie sądzą, że pozowanie do zdjęć to drobnostka – że wystarczy stanąć przed aparatem i ładnie się uśmiechnąć, a za moją piękną buźkę gazety zapłacą miliony jenów. Niestety, prawda była o wiele bardziej okrutna i gorsząca, ponieważ żaden model na tym świecie nie miał łatwo. Jeżeli nie chciał przespać się z fotografem, albo właścicielem studia, nie miał nawet co marzyć o traktowaniu go jak człowieka.
    Ja byłem właśnie kimś takim. Przystojny blondyn o pięknych, złotych oczach, wysoki i świetnie zbudowany, do tego utalentowany w wielu dziedzinach – prawdziwa perła w show biznesie. Podczas wspinania się po szczeblach mojej kariery wielokrotnie otrzymywałem propozycje seksu od moich pracodawców a nawet menadżerów. Seks był po prostu przepustką do sławy.
    Problem w tym, że mnie na niej nie zależało – dlatego właśnie fotografowie tak bardzo mnie nienawidzili. Nie miałem zamiaru się sprzedać, pozowałem dla czystej przyjemności i tych fanów, którzy spostrzegli mój urok jeszcze w czasach gimnazjum, kiedy byłem zbyt „niewinny”, by ktokolwiek śmiał mnie tknąć.
    W całym moim życiu nigdy nie żałowałem podjętych przeze mnie decyzji.
    Ale może jednak powinienem.
–    Wróciłem, Ryouta-kun.- Kurokocchi zajrzał do sypialni, wciąż jeszcze w kurtce.- Śpisz?
–    Nie, dopiero się położyłem – odparłem, podnosząc się do pozycji siedzącej i zapalając lampkę na stoliku nocnym.- Menadżer zadzwonił do mnie z informacją, że jednak możemy zrealizować tę popołudniową sesję, więc pojechałem na nią. I tak nie miałem co robić – dodałem, wzruszając ramionami.
–    Rozumiem.- Mój chłopak rozpiął kurtkę i zsunął ją z ramion.- Przepraszam, że wróciłem tak późno. W drodze powrotnej wstąpiłem do supermarketu, żeby kupić parę rzeczy na jutrzejszy obiad, no i okazało się, że zrobili super promocje. Trochę się tam zasiedziałem, przytachałem trzy siaty zakupów.
–    Ech?- Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, wstając i idąc za nim do holu. Kiedy Kurokocchi ściągał z siebie kurtkę i wieszał ją na wieszaku na ścianie, ja wpatrywałem się w oniemieniu na trzy, wypełnione po same brzegi produktami, siatki.- Mogłeś zadzwonić, wyszedłbym po ciebie!
–    Jakoś dałem sobie radę, to nie aż tak daleko.- Kurokocchi uśmiechnął się lekko.
–    Nie aż tak daleko?!- wykrzyknąłem, patrząc na niego z niedowierzaniem. Moja niekontrolowana wyobraźnia podsuwała mi obraz mojego chłopaka, o wzroście ledwie stu sześćdziesięciu ośmiu centymetrów, drepczącego przez miasto z ogromnymi siatkami, ledwie utrzymując je w drobnych dłoniach.
–    Nie zapominaj, proszę, że też jestem mężczyzną.- Kurokocchi spojrzał na mnie tak, jakby właśnie odczytał z moich myśli jego wizję.- Wbrew pozorom jestem całkiem silny.
–    To nie zmienia faktu, że mogłeś po mnie zadzwonić – mruknąłem, a kiedy mój ukochany nachylił się po jedną z siatek, powstrzymałem go, chwytając jego rękę.- Ja się tym zajmę, Kurokocchi, ty idź się już wykąpać. Jeśli jesteś głodny, to ci coś przyrządzę, bo ja już jadłem...
–    Dziękuję, zjadłem wafelka na przystanku.- Kurokocchi uśmiechnął się do mnie zaskakująco przyjaźnie.- Nie powinienem jeść słodyczy na pusty żołądek, teraz czuję się najedzony. Dziękuję – dodał, wskazując ruchem głowy na siatki, po czym skierował się w stronę naszej sypialni, zapewne po to, by zabrać z niej bieliznę i piżamę.
–    Kurokocchi...?- bąknąłem, patrząc za nim. Kiedy zatrzymał się i odwrócił do mnie, uśmiechnąłem się nieco nerwowo, uciekając wzrokiem od jego oczu.- Uhm... przydarzyło ci się coś ciekawego?
    Właściwie to spodziewałem się zwyczajowego pytania „co masz na myśli, Ryouta-kun?”, ale o dziwo się pomyliłem. Mój chłopak westchnął lekko, przeczesując dłonią włosy i zagryzając delikatnie wargę. Spuścił wzrok na swoje stopy, a potem wzruszył ramionami.
–    Kagami-kun się obudził – powiedział dziwnym tonem, jakby coś nieznacznie ściskało jego gardło.
–    Och – mruknąłem. Jedynie na taką reakcję byłem w stanie sobie pozwolić. Na tę wiadomość moje serce zaczęło łomotać dziko w piersi, w uszach rozległ się cichy szum, poczułem delikatne zawroty głowy. Uśmiechnąłem się do Kurokocchiego, pokiwawszy głową, by pokazać mu, że cieszy mnie ta wiadomość.
    Nie oszukiwałem samego siebie. Informacja ta była zupełnie nagła, ale naprawdę mnie ucieszyła. Przez ostatnie dwa tygodnie strasznie zamartwiałem się o niego, ponieważ każdego dnia zdawał się być przygaszony i smutny. Przestał się uśmiechać, żartować, czy dokuczać mi. Przestał także mnie dotykać. Mogłem go przytulać w nocy, w łóżku, ale nie odwzajemniał mojego uścisku, nie próbował chwycić dłoni, jak to czasem robił.
    Czułem, że nie ma ochoty na moją bliskość.
    Kimkolwiek naprawdę był Kagami, musiał bardzo wiele znaczyć dla Kurokocchiego.
    Zabrałem wszystkie siatki do kuchni, mijając błękitnowłosego. Słyszałem jego ciche odchrząknięcie, a potem Tetsuya odwrócił się i zniknął w sypialni, by po chwili, zgodnie z moimi przewidywaniami, z bielizną i piżamą przejść do łazienki.
    Rozpakowywałem zakupy, niespecjalnie się spiesząc. W szybie kuchennego okna widziałem swoje odbicie – blondwłosego mężczyzny, przeglądającego kolejne produkty z beznamiętną miną. Nie wiedziałem nawet, co tak naprawdę biorę do ręki. Dopiero kiedy uporałem się ze wszystkimi siatkami i podczas chowania zakupów niechcący schowałem do lodówki opakowanie mąki pszennej, postanowiłem wziąć się w garść i odzyskać zmysły.
    Gdy skończyłem już zupełnie, schowałem siatki do wysuwanej szuflady w narożniku i wróciłem do sypialni. Mijając drzwi łazienki, słyszałem jak za nimi Kurokocchi pluska wodą w wannie. Przez krótką chwilę miałem ochotę wejść do niego, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu.
    Znów położyłem się do łóżka, nie gasząc jednak światła, żeby Kurokocchi mógł trafić do łóżka. Właściwie to nie byłem pewien, czy od razu zechce pójść spać, ale wolałem to zrobić na wszelki wypadek.
    Ułożyłem się wygodnie, wtulając głowę w miękką poduszkę i przytulając do siebie skrawek ciepłej kołdry. Prawdę mówiąc, w ciągu tych dwóch tygodni czułem się potwornie samotnie. Myśl, że Kurokocchi spędza swój czas z innym facetem doprowadzała mnie do szału, ale mimo wszystko starałem się powstrzymywać moje napady zazdrości i nie komentowałem jego zachowania. Ufałem mu, a widząc jak bardzo martwi się o swojego „kolegę z czasów szkolnych”, nie chciałem go dodatkowo męczyć własnymi egoistycznymi kaprysami.
    Kiedy Kurokocchi wszedł do sypialni, nie odwróciłem do niego głowy. Ułożyłem się na boku, twarzą w kierunku stolika nocnego, toteż mój chłopak nie mógł widzieć, czy śpię. Usłyszałem jak krząta się za moimi plecami, siada na łóżku, nastawia budzik. Kołdra zaszeleściła cicho, kiedy wsunął się pod nią, przysunął do mnie i sięgnął dłonią w kierunku lampki nocnej.
–    W porządku, jeszcze nie śpię – powiedziałem.- Ja zgaszę.
    Wyciągnąłem dłoń do sznureczka zwisającego zza abażuru, pociągnąłem za niego lekko. Światło zgasło, w sypialni zapadła ciemność. Minęło kilkanaście sekund, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do niej na tyle, by widzieć słaby zarys mebli. Kurokocchi za moimi plecami ułożył się wygodnie, wzdychając cicho. Poczułem jego ciepły oddech na moim karku, a więc obrócony był twarzą do moich pleców. Trochę źle czułem się w tej sytuacji, chciałem się do niego odwrócić i przytulić go.
    Chciałem, ale...
–    Śpisz, Ryouta-kun?- cichy szept Kurokocchiego przerwał ciszę zaległą w sypialni niczym złowróżbna mgła.
–    Nie – odparłem.
–    Możemy porozmawiać?
    Przełknąłem ciężko ślinę. Obawiałem się najgorszego. Bałem się usłyszeć, że szpital był tylko wymówką, by zdradzać mnie z przystojnym lekarzem, albo zwykłą podpuchą, by odwrócić moją uwagę od Aominecchiego – tak, podejrzewałem ich o romans. Czasem nienawidziłem sam siebie za swoją osobowość, ale nie byłem w stanie tak po prostu przestać być zazdrosny o największą miłość mojego życia, o którą walczyłem kilka długich lat.
–    Jasne – westchnąłem cicho.- Możemy, Kurokocchi.
–    Wybacz, że dopiero teraz się na to zebrałem – mruknął Tetsuya, przysuwając się bliżej mnie i niemal stykając się nosem z moją głową. Objął mnie w pasie, a w geście tym wyczułem niepewność i jakby obawę. Zupełnie jakby Kurokocchi bał się, że go odtrącę.
    A prawda była taka, że nigdy bym tego nie zrobił. Choćby Kurokocchi zdradził mnie ze wszystkimi facetami i kobietami w Tokio, wciąż kochałbym go tak samo i wybaczałbym mu za każdym razem.
    Może i bardzo bym cierpiał.
    Ale ponad wszystko pragnąłem jego szczęścia bardziej, niż własnego.
–    Lepiej późno niż wcale – powiedziałem, ściskając delikatnie jego dłoń.- Powiesz mi prawdę, Kurokocchi?
–    Tak – odparł po krótkiej chwili.- Powinienem powiedzieć ci to prosto w oczy, ale tak też jest dobrze, prawda?
–    Nawet lepiej – zaśmiałem się niezbyt szczerze.
    Przymknąłem oczy, czekając na słowa Kurokocchiego. Milczał przez chwilę, jakby zbierając myśli. A potem zaczął, cichym i spokojnym tonem:
–    Ja i Kagami-kun znamy się z czasów liceum. Z początku nie bardzo za mną przepadał, zwłaszcza kiedy źle zrozumiał moją propozycję zagrania one on one. Sądził, że chcę go pokonać, ale ja pragnąłem jedynie poznać jego siłę. Sam wiesz, jaki jest mój styl grania. Kiedy w końcu udało mi się uświadomić mu, że od samego początku chciałem po prostu być jego partnerem w drużynie, z czasem zaczęliśmy się zaprzyjaźniać. Nie mieliśmy wielu wspólnych tematów do rozmów, ale nawet milczenie nas nie krępowało. Lubiliśmy przebywać w swoim towarzystwie, potem zresztą zżyliśmy się na tyle, że mogliśmy rozmawiać nawet o głupotach. Ale ja...- Kurokocchi urwał na moment, wziął głębszy oddech.- Zakochałem się w nim, Ryouta-kun. Oboje się w sobie zakochaliśmy. To był pierwszy raz, kiedy poczułem coś takiego, w dodatku tak mocno, że miałem wrażenie jakby moje serce aż rwało się do niego, jakby coś w mojej piersi rozszarpywało je na strzępy, gdy nie mogłem być blisko Kagamiego-kun. I kiedy mu to wyznałem... On przyznał, że również nie jestem mu obojętny. Problem był w tym, że był ktoś jeszcze w jego życiu. Ktoś, kogo kochał i kto odwzajemniał jego uczucie tak, jak on moje. Nazywał się Himuro Tatsuya. Kiedy go poznałem, od razu poczułem do niego niechęć, on zresztą do mnie również. Jakby nie patrzeć, byliśmy rywalami. Rywalami w miłości. Oboje walczyliśmy o serce Kagamiego-kun, ale ostatecznie to on wygrał. Siedem lat temu, po zakończeniu liceum, Kagami-kun wybrał Himuro-san. Miałem mu to za złe. Po części z powodu własnego ego, po części dlatego, że moim zdaniem Himuro-san miał na niego zły wpływ. Kiedy przypadkiem podsłuchałem ich rozmowę, gdy Himuro-san kazał mu zerwać ze mną kontakt, a on się na to zgodził... Sam postanowiłem zniknąć z ich życia. Kagami-kun zapewniał mnie, że kłamał, że miał zamiar wymyślić Himuro-san jakąś wymówkę, ponieważ szczerze mnie kochał i chciał, byśmy pozostali chociaż przyjaciółmi... Ale ja czułem się zbyt zraniony. Dla mnie to była zdrada. Zanim Kagami-kun podjął ostateczną decyzję, pocałował mnie. To był mój pierwszy pocałunek, prawdziwy, namiętny, pełen uczuć... Ale okazał się być jednym z tych pożegnalnych. Długo nie mogłem się po tym pozbierać, nie potrafiłem się ponownie zakochać, zaufać komuś na tyle, by się z nim związać.- Poczułem, że Kurokocchi unosi się lekko i opiera łokciem o materac.- Ryouta-kun, chcę być z tobą absolutnie szczery. Czy mogę?
    Zacisnąwszy lekko usta, odwróciłem się do niego twarzą i westchnąłem cicho. Wiadomość o tym, że Kurokocchi miał już w swoim życiu tę jedyną miłość, sprawiała, że moje serce kołatało boleśnie w piersi, ale mimo wszystko chciałem, by dokończył historię – by powiedział wszystko, co ciążyło mu na duszy.
–    Oczywiście, że możesz, Kurokocchi – szepnąłem.- Nieważne jaka jest prawda, chcę, żebyś w końcu to z siebie wydusił.
–    Prawda jest taka, że...- Mój chłopak zawahał się na moment.- Kiedy pięć lat temu wyznałeś mi miłość, a ja zgodziłem się z tobą być... nic do ciebie nie czułem. Nie kochałem cię, nie żywiłem do ciebie żadnych głębszych uczuć, prócz zwykłej sympatii, jak do zwykłego przyjaciela. Źle się z tym czułem, ale w swoim egoistycznym zapędzie pragnąłem mieć przy swoim boku kogoś, kto by mnie kochał, kto troszczyłby się o mnie i martwił, gdy długo nie odpowiadam na jego wiadomości. No, ty czasami z tym trochę przesadzałeś – dodał, śmiejąc się cicho. Również parsknąłem z rozbawieniem, dobrze pamiętając, jaki kiedyś byłem, jak wielką ochotę miałem śledzić każdy krok Kurokocchiego.- Można powiedzieć, że cię wtedy wykorzystywałem – ciągnął dalej mój ukochany.- Nie dając ci nic w zamian, czerpałem z twojej miłości tyle, ile zapragnąłem, tylko po to, by połechtać własne ego i zadowolić moją samolubną stronę.- Kurokocchi obniżył się, na powrót kładąc głowę na poduszce. Kiedy znów zaczął mówić, czułem na twarzy jego oddech, pachnący miętową pastą do zębów.- Całe trzy lata zajęło mi pokochanie ciebie – szepnął cicho.- Po upływie tego czasu... Po prostu się do ciebie przywiązałem, Ryouta-kun. Przyzwyczaiłem się do twojej zazdrości, do twojego obrażania się, do twojej przesadnej ekscytacji i ogromu życzliwości dla świata. Przyzwyczaiłem się do widoku twojej twarzy po przebudzeniu, do nazywania cię „Ryouta-kun”, przyzwyczaiłem się do twojej szczoteczki do zębów, którą uparcie wkładałeś do mojego kubeczka, nawet jeśli ja odkładałem ją z powrotem do twojego.- Zaśmiałem się cicho, szybko ocierając łzy z policzków i pociągając nosem.- Przyzwyczaiłem się do zapachu twoich włosów na poduszce i do noszenia twoich ubrań po domu... A przede wszystkim przyzwyczaiłem się do myślenia „ja i Ryouta-kun”. Zaakceptowałem cię w moim życiu i już...- Kurokocchi pociągnął cicho nosem.- Już nie potrafię wyobrazić go sobie bez ciebie...
    Nie byłem w stanie dłużej się powstrzymywać. Wtuliwszy twarz w ramię Kurokocchiego, załkałem głośno, przytulając się do niego mocno.
–    Przepraszam, Ryouta-kun – szepnął Tetsuya, całując mnie w czubek głowy.- Przepraszam, że zamartwiałem cię tak długo i nie mówiłem całej prawdy... Kiedy dowiedziałem się o wypadku Kagamiego-kun, strach przed tym, że może umrzeć, bez reszty mnie pochłaniał i obezwładniał, nie byłem w stanie skupić się na niczym innym, nawet na tobie...
–    Kocham cię, Kurokocchi...- wyjąkałem.
–    Ja też cię kocham – odparł Kuroko.- Ale musisz wiedzieć, że moje uczucie do Kagamiego-kun nadal gdzieś tli się wewnątrz mnie...
–    Ja...- Uniosłem głowę, pociągając nosem i patrząc w słaby zarys twarzy mojego chłopaka.- Chcę tylko wiedzieć... czy chcesz być ze mną, czy z nim?
–    Z tobą – odparł Kurokocchi, ku mej uldze i ogromnemu szczęściu, bez chwili wahania.- Chcę być z tobą, Ryouta-kun.
–    Więc... jestem szczęśliwy – wyszeptałem, całując Kurokocchiego drżącymi wargami.- Ja też chcę z tobą być, Kurokocchi...
–    Dziękuję – szepnął mój ukochany, gładząc mnie po policzku.- Ale, Ryouta-kun... chcę tylko ci coś powiedzieć, żebyś nie dowiedział się przypadkiem od kogoś innego.
–    Ech?
–    Dziś w szpitalu... spontanicznie pocałowałem Kagamiego-kun.
–    Ech?!
–    To nic nie znaczyło, po prostu... tak mi ulżyło, że się obudził...
–    Fuuuj, Kurokocchi, dopiero co cię pocałowałem!- jęknąłem, pospiesznie wycierając rękawem piżamy jego usta.- Nie próbuj tego więcej, Kurokocchi!
–    Nie mam zamiaru – odpowiedział.- Przyzwyczaiłem się do zasady w naszym związku, mówiącej, że „Kurokocchi jest tylko twój”.
    Roześmiałem się lekko, znów całując mojego ukochanego. Oczywiście, że byłem wściekły na wieść, że pocałował innego – jednak akurat w tym momencie byłem tak szczęśliwy przez jego poprzednie wyznanie oraz fakt, że to mnie wybrał, iż postanowiłem obrazić się na niego dopiero jutro.











Taiga

    Czasem mam wrażenie, że los od samego początku zaplanował całe moje życie. Wiedział dokładnie, w którym momencie wbić mi do głowy nieodpowiednią decyzję, w którym momencie zepsuć mój związek i w którym momencie wepchnąć mnie pod samochód tego głupka.
–    Mam dosyć leżenia tutaj – westchnąłem ciężko, wtulając głowę w poduszkę. Po wielu nieudanych, cholernie bolesnych i uciążliwych próbach udało mi się położyć na prawym boku i dać odpocząć ścierpniętemu tyłkowi. Dosłownie czułem nieprzyjemne mrowienie w pośladkach.- Nie mam co robić, krzyżówki mi się znudziły, książki przeczytałem, telewizora tu nie mają... I przez to wszystko zaczynam filozofować nad życiem, czego nigdy dotąd nie robiłem.
    Aomine spojrzał na mnie znad swojej gazety, w której przeglądał oferty pracy. Jego wzrok był pełen winy, co tylko bardziej mnie wkurzyło. Tyle razy już mu powtarzałem, że to przecież nie przez niego wylądowałem w szpitalu. To znaczy – owszem, przez niego. Ale nie z jego winy.
    Właściwie to nie byłem do końca pewien, dlaczego tak często mnie odwiedza. Byliśmy sobie zupełnie obcy, a jednak z jakiegoś powodu za każdym razem gdy przychodził, cieszyłem się na jego widok. Wpadał do mnie najczęściej wieczorami, kiedy nie było już Kuroko, opowiadał mi o swoich ciężkich poszukiwaniach pracy, o biuściastych ekspedientkach w sklepie („Ty na serio jesteś gejem?” „Jestem! Po prostu... cycki też lubię, fajne są... N-no nie...?”), o swoim dzieciństwie i o rozmowach z Kise, facetem Kuroko i jednocześnie gościem, w którym zakochał się Daiki.
    Paplał mi dosłownie o wszystkim, a ja chłonąłem każde jego słowo, jakbym oglądał jakiś ekscytujący mecz. Może to przez to, że leżąc samotnie w szpitalu nie miałem zbytniego kontaktu ze światem zewnętrznym, a może to dlatego, że zwyczajnie polubiłem Aomine. Mimo, że był trochę zboczony i narwany (sądząc po opowieściach z jego szkolnych lat, kiedy to często wdawał się w bójki i sypiał na dachu szkoły podczas lekcji), mieliśmy sporo tematów do rozmów, w których oboje czuliśmy się dobrze.
–    Wiesz, mogę pogadać z Kise, żeby ogarnął dla ciebie jakiś laptop, czy coś – powiedział mój ciemnoskóry towarzysz.- Napomknę o tym w obecności Tetsu, to na pewno mnie poprze.
–    Z Kise?- powtórzyłem, marszcząc lekko brwi.- Myślałem, że jest o mnie zazdrosny.
–    On nawet o mnie jest zazdrosny.- Aomine wywrócił oczami.- Tylko udaje, że tak wcale nie jest. Tetsu to jego oczko w głowie, dla niego zrobi wszystko, więc jeśli Tetsu poprze mój pomysł, Kise załatwi ci laptopa.
–    „Załatwi”, to znaczy?- Teraz uniosłem brwi w pytającym geście.
–    No kupi – wyjaśnił Daiki, wzruszając ramionami.
–    Nie chcę, żeby wydawał na mnie kasę...
–    Przecież to model – bąknął Aomine.- Ma kasy po lodu! Gdyby Tetsu nie chciał żyć w normalnym, przeciętnym mieszkaniu, pewnie zamieszkaliby w willi z basenem. No, ja tam bym nie narzekał – dodał, przewracając stronę gazety.- Jakby nie patrzeć, często ich odwiedzam. A lubię pływać...
    Parsknąłem cicho śmiechem, układając wygodniej głowę na mojej poduszce. Właściwie to nie powinienem zgadzać się na jego pomysł, ale wiedziałem, że byłbym gotów zrobić wszystko, żeby tylko obejrzeć jakiś film, albo chociaż pograć w pasjansa.
–    Ty, wiesz co?- Daiki zmarszczył lekko brwi, wpatrując się w gazetę.- Jest taka jedna oferta pracy w klubie hostów. Może spróbuję?
–    Hostów?- bąknąłem, patrząc na niego niepewnie.
–    No wiesz, facetów, co to się umawiają za pieniądze z kobietami – wyjaśnił, sięgając do kieszeni spodni po komórkę.- Zero całowania i zero seksu, po prostu towarzystwo. Z tego, co słyszałem, wiele hostów ma różne charaktery, więc może się nadam? Spróbuję!
–    Będziesz obsługiwał stare babcie – mruknąłem, odwracając od niego wzrok.
–    Jak dobrze zapłacą, to mogę im nawet protezy potrzymać.
    Nie odpowiedziałem na jego głupi żarcik. Szczerze mówiąc, nie byłem w stanie nawet się zaśmiać, czy lekko uśmiechnąć. Zacisnąłem jedynie lekko wargi, nie patrząc na Aomine i zastanawiając się, co to za uczucie w moim sercu.
    Moje tętno przyspieszyło, czułem to wyraźnie. Puls odbijał się niemal echem w mojej głowie, łupiąc głośno w czaszce, zrobiło mi się duszno. Z początku myślałem, że to przez wypadek dzieje się ze mną teraz coś złego, że może mam jakiś atak. Chwilę mi zajęło, zanim przypomniałem sobie podobne uczucie, które czasem odczuwałem przy Tatsuyi.
    Zazdrość.
    Ale, chwila – jak mogłem być zazdrosny o Aomine? Nie jestem żadnym lowelasem, ani kochasiem, nie zakochuję się od tak, po dwóch tygodniach znajomości – no, przynajmniej dwóch tygodniach „przytomnej” znajomości, bo wcześniej były jeszcze dwa, gdy mogłem go jedynie urywkowo słyszeć. Na pewno się w nim nie zakochałem. Podobał mi się, owszem – jestem przecież gejem, to normalne, że oglądam się za przystojnymi facetami. Daiki taki właśnie był – miał pociągłą, gładką twarz, czystą, czekoladową cerę. Był wysoki, szczupły i dobrze zbudowany, przyciągał wzrok.
    Ale, na litość boską, miłość? Na pewno nie! Mam złamane serce po zdradzie Tatsuyi, złamane kości po wypadku i w ogóle złamaną psychikę przez to, że przez leżenie w szpitalu za dużo myślałem.
–    Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia o pracę w waszym klubie hostów – rzucił Aomine do słuchawki. Spojrzałem na niego wilkiem, z napięciem wsłuchując się w kolejne jego słowa.- Tak, jestem zainteresowany. Ile wynosiło by wynagrodzenie? Och...? Aaa, to przepraszam, musiałem źle doczytać.- Daiki zarumienił się, odchrząkując cicho i spoglądając na mnie. Kiedy napotkał mój wzrok, pospiesznie odwrócił głowę.- Dziękuję, do widzenia.
–    Czyżby to coś więcej niż Host Klub?- zapytałem.
–    Co?- Aomine spojrzał na mnie, udając idiotę, a potem znów zaczął przeglądać gazetę.- Nie, nie, pomyliłem numery.
–    Pomyliłeś numery?- powtórzyłem, czując narastające we mnie rozbawienie.- To zadzwoń pod ten właściwy.
–    Nie, wiesz co, rozmyśliłem się, to nie jest dobra praca dla mnie – powiedział, odchrząkując głośno.- Stare pomarszczone babcie, kto wie, czy i nie dziadkowie... Nie, dzięki.
–    Powiedz prawdę – roześmiałem się.- Chodziło o męską prostytucję, prawda?
–    N-nie!- Aomine zarumienił się jeszcze mocniej. Ten widok był tak zabawny i tak uroczy jednocześnie, że nie mogłem oderwać od niego wzroku. Nawet jego uszy zrobiły się całe czerwone.- O-od razu musisz zakładać najgorsze! Po... po prostu...- Spojrzał na gazetę, potrząsając nią ze złością, by wyprostować stronice.- Chcieli sprzątaczkę, a nie hosta...
–    Pfff! Hahahaha!- Parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem, zginając się w pół. Byłem cholernie rozbawiony, ale to uczucie szybko przeminęło, gdy poczułem przeszywający żebra ból. Krzyknąłem cicho, chwytając się za klatkę piersiową i próbując szybko uspokoić oddech.
–    Kurwa, Kagami!- Aomine zerwał się na równe nogi, stając nade mną z bezradną miną.- Wołać lekarza?! Masz atak, czy co?!
–    N-nie...- jęknąłem, powoli dochodząc do siebie.- Za... za mocno się śmiałem...
–    Ja pierdole – warknął Daiki, patrząc na mnie ze złością.- Weź mnie tak nie strasz, bo ci wpierdolę!
–    Opłacisz mój dłuższy pobyt w szpitalu – stwierdziłem z uśmiechem, kładąc się z powrotem na plecy.- Możesz mi poprawić poduszkę? Chcę mieć ją trochę wyżej.
–    Taa – westchnął ciężko, przetarłszy dłońmi twarz.
    Uniosłem ostrożnie głowę, by ułatwić mu zadanie. Kiedy nachylił się nade mną, układając poduszkę i klepiąc ją lekko, by nadać jej puszystości, jego klatka piersiowa znalazła się tuż przed moją twarzą. Poczułem przyjemny zapach jego swetra, który musnął nieznacznie mój nos, i bijące z jego ciała ciepło. Jakkolwiek to zabrzmi, poczułem się wtedy dziwnie dobrze, po części również jakby bezpiecznie. Oczywiście, zrzuciłem winę na fakt, że Aomine odwiedza mnie i dotrzymuje towarzystwa, czasem coś poda, poprawi poduszkę czy kołdrę. Choć na takiego nie wyglądał, w stosunku do mnie zachowywał się... troskliwie. Nawet jeśli czuł, że jest mi to winien, to miałem wrażenie, że robi to nie tylko z uprzejmości dla kolesia, którego potrącił, ale też po prostu „dla mnie”.
–    Dzięki – mruknąłem, układając się wygodnie i spoglądając na niego.
–    Uspokoiłeś się już? Nic cię nie boli? Może dla pewności jednak zawołam lekarza?
–    Nie, nie, w porządku.- Machnąłem lekceważąco dłonią.- Wieczorny obchód będzie za godzinę, więc i tak mnie zbada.
–    Okay – westchnął Aomine, siadając z powrotem na krześle i opierając się wygodnie o jego oparcie. Gapił się na mnie jakoś dziwnie, przez co zacząłem się nieco peszyć.
–    Co?- burknąłem, czując na policzkach lekkie rumieńce.
–    Nie, nic – mruknął, wzruszając ramionami i odwracając głowę w kierunku drzwi. Spuścił wzrok moje nogi, przesuwając nim od góry do dołu.- Po prostu... przypomniał mi się tamten dzień, kiedy czekałem pod salą operacyjną na złe lub najgorsze wieści.
–    Nie było żadnej dobrej?- zapytałem ze słabym uśmiechem.
–    Jakby mi powiedzieli, że jesteś ze stali i nie masz nawet jednego siniaka, to może – odparł, również się uśmiechając, choć raczej ponuro. Szybko spoważniał, przełknął ciężko ślinę, zapatrując się w jakiś punkt na kołdrze, którą byłem przykryty.- Myślałem, że najgorszy dzień w moim życiu to ten, kiedy dowiedziałem się, że Tetsu zgodził się być z Kise. Jeszcze nigdy tak bardzo nie żałowałem tego, że czegoś nie powiedziałem. Zawsze gadam co mi ślina na język przyniesie, lubię być szczery i mówić ludziom wprost, co myślę i czuję. Ale z tym jednym się wstrzymywałem, choć nawet nie wiem po co. Nie chodziło tu o brak odwagi – dodał, spoglądając na mnie.- Nie chodziło też o brak odpowiedniego momentu, miałem takich od cholery. Po prostu coś mnie hamowało. Tak jakby gdzieś we mnie była jakaś bariera, którą los specjalnie we mnie wcisnął, żebym nie podjął decyzji wyznania Kise, że go kocham. Tak jakby od samego początku moim przeznaczeniem było cierpieć, patrząc jak dwie najbliższe mi osoby stają się jedną całością. Nikt, kto czegoś takiego nie przeżył, nie zrozumie, co tak naprawdę czułem.- Od początku nie miałem zamiaru się odzywać i przerywać mu w chwili, gdy się przede mną otwierał, jednak kiedy zobaczyłem łzy w jego oczach, zrozumiałem, że nawet gdybym chciał, gardło nie pozwoliłoby mi wyrzec choć jednego słowa.- Miłość jest najbardziej bolesnym uczuciem w życiu – mruknął Aomine.- Nawet kiedy ktoś umiera, rozpaczamy dlatego, że go kochaliśmy. Całe nasze życie opiera się na miłości i... i to jest do dupy – parsknął cicho, pociągając nosem i spuszczając wzrok na swoje dłonie.- Kiedy tamtego dnia stałem pod salą operacyjną... kiedy wyszedł z niej lekarz i powiedział, że nie udało się ciebie uratować... poczułem, że to najgorszy dzień w moim życiu.- Wciąż mu nie przerywałem, choć na usta cisnęło mi się pytanie. Lekarz mu tak powiedział? Ale przecież żyłem...- Nawet utrata mojej największej miłości nie mogła równać się z tym, że pozbawiłem życia kogoś, kto z pewnością zasługiwał na nią bardziej niż ja... - Sapnąłem cicho, zaciskając wargi, aby powstrzymać ich drżenie. Uniosłem dłoń do twarzy, przyciskając palce do oczu, by zatrzymać w nich łzy.- A potem... potem z sali wybiegła pielęgniarka i zawołała lekarza, zawołała „panie doktorze, on żyje!”.- Aomine parsknął cicho, kręcąc głową.- W jednej chwili moje serce po prostu eksplodowało żarliwą nadzieją na to, że jednak przeżyjesz. Modliłem się do wszystkich bogów, nawet jeśli za bardzo w nich nie wierzyłem... błagałem ich, żeby zabrali mnie, a tobie pozwolili żyć. Nie wiem czym sobie zasłużyłem, że jeszcze mnie nie zabili – dodał ze śmiechem, znów ocierając policzki dłonią.- Ale po prostu... Jak tak sobie przypominam ten dzień, najgorszy i jednocześnie najpiękniejszy w moim życiu, zastanawiam się, czy ci tam, na górze... czy nie próbowali mi przez to przekazać czegoś. Tamtego dnia straciłem coś, czego nigdy nie miałem, ale odzyskałem to, dostałem szansę... Straciłem ciebie, Kagami. Zupełnie cię nie znając, nie mając pojęcia kim byłeś, jaki byłeś i co robiłeś w przeszłości, straciłem cię, ale odzyskałem... Tak jak kilka lat temu straciłem Kise, ale... ale przecież on jest szczęśliwy, więc ja mogłem go stracić? Ty... tak jakby jesteś moim szczęściem, Kagami.
    Znów sapnąłem głośno, kręcąc z niedowierzaniem głową, że taki głupek jak on był zdolny do takich zwierzeń i w dodatku doprowadził mnie do łez. Kiedy oparł łokieć o kolana i zakrył dłonią oczy, sięgnąłem po jego drugą dłoń i ścisnąłem ją mocno moją własną. Poczułem, że Aomine odpowiada tym samym, kurczowo zaciska na niej dłonie. Drżał – mogłem to nie tylko poczuć, ale i zobaczyć. Po raz pierwszy odkąd go poznałem, zobaczyłem go naprawdę, w całości. Na krótką chwilę pozwolił mi wejrzeć w swoją duszę i serce, i zobaczyć to, co ludzie tak uparcie duszą w sobie, próbując ukryć nawet przed sobą.
    Już wtedy wiedziałem, że stanie się ono najcenniejszą rzeczą w moim życiu.












Tatsuya


    Ludzie na całym świecie mają różne dziwne uzależnienia i wyglądało na to, że ja sam zaczynałem popadać w jedno z nich.
    Stojąc przed drzwiami mieszkania ze wzrokiem wbitym w zabrudzoną wycieraczkę, powoli uniosłem dłoń, w której trzymałem klucz, by następnie ostrożnie wsunąć go do zamka i przekręcić. Rozległ się charakterystyczny stukot, kiedy blokada ustąpiła, a wraz z nią głośno zabiło moje serce – jak za każdym razem, niezmiennie od ponad miesiąca.
    Powoli nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi, spoglądając na korytarz prowadzący do salonu. Przekroczyłem próg, odkładając siatkę z zakupami pod ścianę. Przez chwilę stałem bez ruchu, nasłuchując, a potem z cichym westchnieniem zsunąłem z nóg buty i udałem się do głównego pomieszczenia.
–    Taiga?- rzuciłem w pustkę, rozglądając się wokół, choć dobrze wiedziałem, że w mieszkaniu nie ma teraz nikogo, prócz mnie.
    Sam nie wiem, dlaczego od naszego rozstania nieustannie tutaj przychodziłem. Co niby mógłbym powiedzieć Kagamiemu, gdybym niespodziewanie zastał go w mieszkaniu? Przeprosić go? Powiedzieć jak bardzo żałuję tego, co zrobiłem? Czy może naskoczyć na niego i nawrzeszczeć za to, że od ponad miesiąca nie odbiera telefonu?
    Z pewnością zmienił już numer.
    Ale dlaczego ani razu nie pojawił się w naszym mieszkaniu? Mógłby przyjść choćby po to, żeby zabrać swoje rzeczy. Jeżeli potrzebował czasu, to w porządku, ale to ciągnęło się już stanowczo zbyt długo.
    Przecież nie może mnie unikać do końca życia. Nawet, jeśli mnie nienawidzi, to chyba wciąż coś dla niego znaczę, prawda? Przeżyliśmy ze sobą siedem lat w związku i jeszcze więcej będąc jedynie przyjaciółmi. Był mi najbliższą osobą, a i ja byłem jedynym, któremu mógł powiedzieć wszystko.   
    Czy moja zdrada naprawdę przekreśliła wszystkie dobre chwile naszego życia? Czy jedno wydarzenie mogło raz na zawsze zetrzeć ślady każdego naszego uśmiechu, każdej radości i każdego szczęścia? Jak długo będę pokutował za swoje winy i czy mam szansę, by mi wybaczono?
    Mimowolnie otworzyłem szafę, jednak zgodnie z moimi przypuszczeniami, pełna była ubrań Kagamiego. Dokładnie tak, jak je pozostawiłem, odsunięte na prawą stronę i poukładane począwszy od rzeczy grubych takich jak zimowa kurtka i kilka bluz, aż po te cieńsze, jak swetry na wiosnę.
    Wziąłem do ręki jeden z wieszaków i, zagryzając wargę, wtuliłem twarz w beżowy zapinany sweter, wciągając głęboko do nozdrzy jego zapach.
    Pachniał tylko kurzem.
    Odwiesiłem go na miejsce, czując w sercu niemal rozdzierający żal. Jeszcze jakiś czas temu prócz zapachu kurzu, mogłem wyczuć słaby ślad ciała i perfum Kagamiego.
    Teraz miałem wrażenie, jakby ostatnie łączące mnie z nim wspomnienie, dobiegło końca.
    Kiedy w mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do drzwi, aż podskoczyłem w przestrachu. Zamknąłem pospiesznie szafę, po czym poszedłem otworzyć. Choć wiedziałem, kogo zastanę za progiem, nadal miałem nikłą nadzieję, że to jednak Taiga.
–    Proszę, niech pan wejdzie.- Uśmiechnąłem się nieznacznie do pana Morinagi, właściciela budynku.
–    Witam, Himuro-kun.- Mężczyzna skinął mi na powitanie głową, po czym przekroczył próg i, zsunąwszy ze stóp swoje domowe kapcie, ruszył do salonu.- Wiem, że zawsze dbaliście o to mieszkanie, ale sam rozumiesz, muszę zerknąć tu i tam, czy nie ma jakichś uszkodzeń.
–    W porządku, rozumiem – potwierdziłem, skinąwszy głową.
    Ruszyłem za nim, przyglądając się jak staruszek sprawny wzrok przesuwa po oknach w salonie, meblach, potem zlewie w kuchni, umywalce i wannie w łazience. Kiedy przeszliśmy do sypialni, poczułem się w obowiązku wyjaśnić najważniejszą sprawę:
–    Zabiorę wszystkie rzeczy Taigi wieczorem, bo dopiero po godzinie dwudziestej uda mi się załatwić transport.
–    W porządku, rozumiem – rzucił pan Morinaga, sprawdzając pryczę łóżka.- Wierz mi, Himuro-kun, z chęcią pozwoliłbym ci na opłacanie czynszu za to mieszkanie, ale po co masz to robić, skoro będzie stało puste?- Mężczyzna wyprostował się i odwrócił do mnie z uśmiechem, bezradnie unosząc ręce.- Kagami-kun raczej tu nie wróci, skoro nie odezwał się do tej pory, a ty zamieszkałeś z przyjacielem.
–    Być może.- Posłałem mu słaby, niezbyt szczery uśmiech. Lubiłem pana Morinagę, był sympatycznym i tolerancyjnym mężczyzną. Od samego początku wyrażając się o mnie i o Taidze używał słowa „przyjaciele”, ale dobrze wiedział, że byliśmy parą. Nic zresztą dziwnego, w końcu sam wynajmował nam mieszkanie, w którym było tylko jedno łóżko małżeńskie.- To kiedy wprowadza się tutaj ta parka?
–    W przyszłym tygodniu – odparł, zaglądając do szafy.- Nie musisz się więc aż tak spieszyć, ale w poniedziałek przyjdzie moja córka, żeby tu posprzątać. Prosiłbym więc, żebyś do tego czasu zabrał już wszystko, co było tutaj czy to twoje, czy Kagamiego-kun. Klucze możesz zachować na pamiątkę, zamek zostanie wymieniony, bo wolałbym uniknąć sytuacji, kiedy Kagami-kun nagle wróci i wbije tutaj temu narzeczeństwu.
–    Spokojnie, wszystko zabiorę jeszcze dzisiaj – obiecałem.- Mam do pana prośbę, Morinaga-san. Dam panu wieczorem na kartce mój nowy adres i numer telefonu, proszę przekazać go Taidze, gdyby jednak się zjawił. Zabiorę jego rzeczy do siebie, więc będzie mógł je odebrać w każdej chwili.
–    Oczywiście, nie ma problemu.- Pan Morinaga posłał mi dobroduszny uśmiech spod siwych wąsów.- No, to ja wracam do obowiązków. Do zobaczenia, Himuro-kun!
–    Do widzenia, Morinaga-san – odparłem.
    Odprowadziłem go wzrokiem, zatrzymawszy się w salonie. Kiedy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, westchnąłem ciężko i objąłem się ramionami, po raz ostatni rozglądając się po salonie. To były jedne z moich ostatnich chwil w tym mieszkaniu – miejscu, w którym mieszkałem z Taigą przez ponad cztery lata, miejscu pełnym zarówno dobrych jak i złych wspomnień.
    Czasem zastanawiałem się, czy gdybym to ja został zdradzony, patrzyłbym na to miejsce równie tęsknie, z przyjemnym ciepłem w sercu.
    Przeszedłem do holu, gdzie założyłem swoje buty i zabrałem siatkę z zakupami. Po raz ostatni spojrzałem w głąb mieszkania, pozwalając sobie na pełne żalu i smutku westchnienie, po czym wyszedłem na klatkę schodową i na powrót zamknąłem drzwi na klucz. Schowałem je do kieszeni moich spodni, po czym ruszyłem w kierunku schodów.
    Gdyby nie znajomy brzęk wyciąganych z kieszeni kluczy, pewnie nawet nie zwróciłbym uwagę na idącego z naprzeciwka mężczyznę. Ja i Taiga nigdy nie utrzymywaliśmy jakichkolwiek stosunków z sąsiadami, a ten, który przeszedł obok mnie, nie wydawał mi się nawet znajomy. Nie przypominałem sobie, by w bloku mieszkał wysoki ciemnoskóry mężczyzna o krótkich granatowych włosach. Zamierzałem go minąć bez słowa jak każdego innego sąsiada, założywszy, że to po prostu nowy lokator.
    Ale zatrzymałem się i obróciłem za nim, słysząc właśnie ten dźwięk. Brzęk kluczy uderzających nie tylko o siebie nawzajem, ale i o plastikową zawieszkę. Może to się wydać głupie, że do tego stopnia zapamiętałem tak mało znaczący szczegół, ale prawda była taka, że odkąd rozstałem się z Taigą, wspominałem każdą dotyczącą go, choćby i najmniejszą, głupotę.
    Mężczyzna przyglądał się numerom mieszkań, zerkając na trzymaną w dłoni kartkę. Zatrzymał się przy drzwiach, które dopiero co zamknąłem, a potem uniósł trzymany w drugiej dłoni pęk kluczy i zaczął je przerzucać jeden po drugim, szukając odpowiedniego.
    Natychmiast zawróciłem ku niemu.
–    Przepraszam...?- rzuciłem, patrząc na niego pytająco.
–    Mm?- Ciemnoskóry spojrzał na mnie, mierząc wzrokiem.- Coś nie tak?
–    Jest pan nowym lokatorem?- zapytałem.- Tym, który ma się wprowadzić w przyszłym tygodniu?
–    Co? Aaa, nie.- Machnął ręką.- Przyszedłem tu tylko po parę rzeczy.
–    Parę rzeczy?- powtórzyłem, stając obok niego i wpatrując się w niego wielkimi oczami.- Jesteś przyjacielem Taigi? On cię tutaj przysłał? Możesz mi powiedzieć, gdzie on jest?! Dlaczego nie odbiera mojego telefonu?! Nic mu nie jest? Gdzie teraz mieszka? Co u niego?
    Mężczyzna rozchylił lekko wargi, jednak po chwili zamknął je, wsuwając klucz do zamka i prostując się. Spojrzał na mnie nieco chłodno, choć nie nieprzyjemnie.
–    Jesteś Tatsuya?- spytał po prostu.
–    Tak...- odparłem, spuszczając wzrok.- Rozumiem, że wiesz, o co chodzi. Jesteś chłopakiem Taigi?
–    Yyy, znaczy, no wiesz...- Ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna nagle spurpurowiał na twarzy, drapiąc się nerwowo po głowie i unikając mojego wzroku.- To... no... nie tak... znaczy, może coś tam... iskrzy, tak jakby... A-ale to tam nieważne! Zresztą, to nie czas na takie rozmowy!
–    Czekaj!- Chwyciłem jego ramię, kiedy ten otwierał już drzwi, chcąc wejść do mieszkania.- Proszę, nie oczekuję zbyt wiele... Chcę tylko wiedzieć, czy u niego wszystko w porządku. Jak on się czuje? Czy jest... szczęśliwy? Choć trochę?
    Mężczyzna zawahał się, zagryzając lekko wargę. Wyglądało to tak, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
–    Taiga nie odbiera moich telefonów – wymamrotałem.- Martwię się o niego.
–    Cóż...- Ciemnoskóry westchnął ciężko.- Nie powinienem z tobą gadać, nie mam zamiaru wtrącać się do waszych spraw. Kagami powiedział, że jeśli przypadkiem cię spotkam, to mam cię zignorować... No ale mimo wszystko... mogę ci powiedzieć, że nie odbierał telefonów, bo po prostu nie mógł. Przejechałem go. Telefon, znaczy – dodał pospiesznie.- Zniszczyłem go, Kagami zmienił numer.
–    Rozumiem...- mruknąłem.- Mógł zadzwonić... Choć na pewno nie chciał.
–    Wrzuć na luz, stary – powiedział mężczyzna.- On ma zamiar zacząć nowe życie. Kiedy będzie gotowy znów się z tobą spotkać, na pewno to zrobi. Musisz po prostu uzbroić się w cierpliwość.
–    Łatwo powiedzieć – westchnąłem.- Nie dał mi nawet szansy wytłumaczyć się, przeprosić go... Nie oczekuję wybaczenia, chcę tylko, żeby mnie wysłuchał.
–    Nie obraź się, ale jakoś mu się nie dziwię.
–    Nie musisz insynuować, że jestem skończonym dupkiem, bo dobrze o tym wiem.
–    Słuchaj – westchnął ciężko mężczyzna, zerkając ponad moje ramię.- Kiedy Kagami poczuje się na tyle szczęśliwy, że przestanie się zadręczać przeszłością, na pewno będzie miał wystarczająco dużo sił, by znowu się z nią zmierzyć. Nie naciskaj na niego, bo to tylko pogorszy sprawę i wydłuży twój własny czas oczekiwania. Uzbrój się w cierpliwość, zajmij się swoim życiem i po prostu zaczekaj na niego. On na pewno w końcu się odezwie i kto wie, czy nie zostaniecie znowu przyjaciółmi.
–    Jakieś problemy, Aominecchi?
    Odwróciłem głowę, spoglądając na dwójkę mężczyzn, która właśnie do nas podeszła. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn spoglądał na mnie z podejrzliwością wymalowaną na przystojnej twarzy, to właśnie on przed chwilą się odezwał.
    Drugim mężczyzną, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, okazał się być Kuroko Tetsuya.
–    Witaj, Himuro-san – powiedział spokojnie.
–    Ech?- Blondyn spojrzał z zaskoczeniem na błękitnowłosego, a potem na mnie.
–    Kuroko – mruknąłem, nieco speszony, odpowiadając na powitanie skinieniem głowy.- Rozumiem. Więc ty i Taiga pogodziliście się... To dobrze, bardzo mnie to cieszy.
–    Miło mi to słyszeć – powiedział Kuroko.- Przepraszam za nasze nagłe najście, Kagami-kun był przekonany, że się wyprowadziłeś.
–    Tak, tak, dobrze myślał.- Pokiwałem pospiesznie głową.- Mieszkanie jest puste, ale w przyszłym tygodniu mają się tam wprowadzić nowi lokatorzy. Chciałem wieczorem zabrać rzeczy Taigi do siebie, ale... rozumiem, że przyjechaliście tutaj je zabrać?- Mimowolnie spojrzałem z nadzieją w kierunku schodów.- To... trochę przykre, że nie zrobi tego osobiście.
–    Kagami-kun zwichnął sobie kostkę – wyjaśnił Kuroko.- Chciał przyjechać, ale postanowiliśmy go wyręczyć, żeby się nie przemęczał.
–    Och, rozumiem – mruknąłem, kiwając głową.- No tak, nie jestem zaskoczony. Straszna z niego niezdara.
    Między nami zapadła niezręczna cisza. Czułem się nieswojo w ich obecności. Spotkać nowego chłopaka Taigi to jedno, ale spotkać Tetsuyę, z którym w młodości rywalizowałem o serce Kagamiego, to zupełnie inna sprawa. Było mi wstyd stać przed nim ze świadomością, że odebrałem jego miłość życia, a potem tak bardzo ją skrzywdziłem.
–    Pójdę już – powiedziałem, odchrząkując cicho.- Proszę, przekaż Taidze, że... Albo nie – westchnąłem.- Sam mu to powiem, kiedy będzie gotowy znowu się ze mną spotkać.
–    Jak uważasz – odparł Kuroko.
–    Dbaj o niego – rzuciłem, odwracając się do ciemnoskórego, który znów raptownie zapłonął rumieńcem, zerkając nerwowo na dwójkę mężczyzn.- Mam nadzieję, że będziecie ze sobą szczęśliwi.
–    N-no...- bąknął w odpowiedzi.- Dzięki.
    Uśmiechnąłem się do nich słabo na pożegnanie, po czym ruszyłem w kierunku schodów. Kiedy zszedłem kilka stopni na dół, zatrzymał mnie głos Kuroko.
–    Himuro-san!- Odwróciłem głowę, patrząc na niego.- Nie martw się o Kagamiego-kun. Wiem, co o sobie myślisz, ale ty również zasługujesz na własne szczęście. Nie pozwól, żeby tamte wydarzenia zawładnęły twoim życiem. Szkoda na to czasu. On odezwie się do ciebie, kiedy tylko będzie na to gotowy.
    Przełknąłem ciężko ślinę, spuszczając wzrok. Chciałem odpowiedzieć coś Kuroko, podziękować mu, poprosić, by zaopiekował się Taigą, by powiedział mu, jak bardzo go kocham i jak bardzo żałuję tego, że nie potrafiłem sam wziąć sprawy w swoje ręce i naprawić nasz związek, zanim go zniszczyłem. Jednak moje gardło było tak mocno ściśnięte, że nie byłem w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Pokiwałem więc jedynie głową, po czym odwróciłem się i znów ruszyłem na dół po schodach.
    Kiedy wyszedłem na zewnątrz, powitał mnie chłodny powiew wiatru i ciepłe promienie słońca. Dwie różne części natury, dwa przeciwne uczucia, jak miłość i nienawiść. Wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki, ruszając wolnym krokiem ulicą, ze wzrokiem wbitym w chodnik.
    Wracałem do domu.

25 komentarzy:

  1. Najpierw "Chryzantema", teraz "Szklane serce"... Moje serduszko płacze v-v
    ~ Lenka

    OdpowiedzUsuń
  2. Biorę się za czytanie <3 Dobrego z okazji dnia kobiet!

    ~Yui

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohayo!

      Znowu moje kilometrowe komentarze... Podobno ci takie pasują xD

      "Szklane Serduszko"... seria która cholernie mi się podoba, ale jednocześnie nie chce mi się jej czytać, ze względu na losy bohaterów ♡ Cudneeee <3 I albo ja jestem dziwna, albo tutaj jakoś nie płakałam.. Jestem w tym sama... Jestem bezduszna... Sebastian zabrał moją nic nie wartą duszę... Dobra, uroniłam dwie łzy, liczy się?

      Poczekaj... Testu, Daiki, Ryouta, Taiga, Tatsuya. Muszę zachować kolejność :D

      Kto się cieszył razem z Tetsu, gdy okazało się ze Taiga wreszcie wytrzeźwiał!? Ja!
      Strasznie mnie wzruszyła szczerość Tetsu wobec Kise ♡ Takie nooo <3 I te opowieści Kurosza o Taidze, o Daikim, o Ryoucie i o reszcie <3 Awwww *^* Tetsu i jego ostatnie słowa takie motywujące... Przed każdym sprawdzianem będę sobie przypominać " – Yui-chan! Nie martw się o ten cholerny sprawdzian. Wiem, co o sobie myślisz, ale ty również zasługujesz na własne szczęście. Nie pozwól, żeby nauka zawładnęła twoim życiem. Szkoda na to czasu. Kolega odezwie się do ciebie, kiedy tylko ściąga będzie gotowa ._." Tak bardzo ambitne... Tetsu godnie się zachowywał <3

      Daiki i jego żona i grupka dzieci xD To będzie coś coś ten deseń : Matka-Kagami, ojciec-Aomine, dziecko 1-Midoś, dziecko 2-Akashi i dziecko 3-Momoi. Chrzestnym będzie Tetsu xD I rozmowę Aomine z tym od Hostuf, przeczytałam trzy razy, aby zrozumieć że dają mało kasy :c Swoją drogą, oglądałam ostatnio "Ouran Highschool Host Club", więc tak mi się skojarzyło xD
      Czyli... Daiki i Taiga są parą? Bo mam laga musgu, kturego i tak nje pośiatam ._.

      Teraz Kisielek... Owwww *^* Zazdrosne moje kochane blond-włose kochane <3 Ryõta! Nue muf do Kuroko rze iest słapy czy cosi w tym rodźaiu! On iest stóprocęntofym menszczyzmsnom! I aż mi się jego żal zrobiło... Jego wierność i lojalność wobec Tetsui ♡ Ojoj <3

      Taiga, idioto. Budź się wcześniej, bo umrę z ciekawości :c Jak ty podsłuchujesz xD Też tak chce c: I to twoje romantyczne gadanie z Daikim <3 Jshshdgsuh >.< Hehe, ta podpucha na poduszkę xD Będę pamiętać *^*

      Tatsuya, Ciebie nigdy nie lubiłam. Teraz jeszcze bardziej. Ograniczam się do coraz mniejszej ilości osób :c Ale mimo to, twoja dobroczynność mnie rozwala... Nie chce dalej pisać...

      Cholernie mi sie to podobało <3 Majestatycznie cholernie mi sie to podobało <3

      Weny znowu brak :< Dzisiaj już nie będzie pytań i fragmentów z życia Yui-chan, bo nic ciekawego mi sie nie wydarzyło :c Może tyle, ze wygrałam w konkursie plastycznym... Więc tu się będę powolutku żegnać :c Czekam na Ciernie ! ♡

      ~Yui

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za komentarz, kochana! ^^ Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało :D I gratuluję wygrania w konkursie plastycznym! ^^ A gdzie mój obiecany prezent? ^^ Minęło już tyle chwil, że cho-cho xD

      Usuń
    3. Skleroza xD Póki co, mam rysunek Kurosza, więc mogę ci go podesłać na FB czy Mailu.

      ~Yui

      Usuń
    4. Chapsnę z przyjemnością, Kuroko to moja druga miłość xD

      Usuń
    5. A i chce dalej być anonimowa :c Coś wymysle. Po Cierniach ;*

      Usuń
  3. Przeczytane :3 ale wrócę po szkole xD :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wrócę po szkole"- no to się trochę zgubiłam xD

      Gomeeeen! *robi tak niski ukłon, że aż w kręgosłupie strzyka* Ale to naprawdę nie jest moja wina... Może po części moja, ale przede wszystkim Zankyou no Terror, bo mnie bez ostrzeżenia wciągnęło :)

      Dobraaaaa, wracam do istotniejszego tematu... YUUKI, JA NAPRAWDĘ CHYBA CIĘ KOCHAM. Wybacz, nie mogłam tego w sobie trzymać :P

      Jak nie lubię AoKaga (AoKise forever <3) to to było takie kawaii *-* Normalnie mogłabym się rozpłynąć w tej słodyczy <3 No i Kuroko i Kise... no po prostu zrobiłaś mi budyń z mózgu :D

      "Całe trzy lata zajęło mi pokochanie ciebie – szepnął cicho.- Po upływie tego czasu... Po prostu się do ciebie przywiązałem, Ryouta-kun. Przyzwyczaiłem się do twojej zazdrości, do twojego obrażania się, do twojej przesadnej ekscytacji i ogromu życzliwości dla świata. Przyzwyczaiłem się do widoku twojej twarzy po przebudzeniu, do nazywania cię „Ryouta-kun”, przyzwyczaiłem się do twojej szczoteczki do zębów, którą uparcie wkładałeś do mojego kubeczka, nawet jeśli ja odkładałem ją z powrotem do twojego.- Zaśmiałem się cicho, szybko ocierając łzy z policzków i pociągając nosem.- Przyzwyczaiłem się do zapachu twoich włosów na poduszce i do noszenia twoich ubrań po domu... A przede wszystkim przyzwyczaiłem się do myślenia „ja i Ryouta-kun”. Zaakceptowałem cię w moim życiu i już...- Kurokocchi pociągnął cicho nosem.- Już nie potrafię wyobrazić go sobie bez ciebie... "

      JEDNO WIELKIE - AWWWWW *.* Aż mnie policzki bolą od uśmiechania się a mózg nadal pozostaje w formie budyniu. Nawet nie wiem jak opisać słowami uroczość tego opowiadania :D

      Szkoda mi tylko troszkę, że mój kochany Atsushi się nie pojawił :C Ale jakoś to przeżyję :D

      To teraz czekam na Ciernie ;)

      Ściskam :)
      Ruu

      Usuń
    2. Spokojna głowa, po pierwsze - rozumiem te powroty moich czytelniczek, każda ma na głowie... no, życie ma na głowie xD Także, jesteś usprawiedliwiona.
      Po drugie - JESTEŚ PODWÓJNIE USPRAWIEDLIWIONA, BO ZANKYOU NO TERROR. Masz o de mnie dużego tulasa za obejrzenie tego i polubienie tego anime *3* Mam nadzieję, że przy odrobinie czasu zerkniesz na moje opowiadanie Nine x Twelve xD (jedyne, póki co, ale sekcja otwarta, kiedyś na pewno coś jeszcze z nimi napiszę xDD)
      Cieszę się, że spodobało Ci się AoKaga w "Szklanym Sercu"! ^^ Starałam się właśnie przedstawić ich tak, żeby każdy z miejsca polubił ich relacje xD No, w drugiej części już niestety nie starczyło tych dwóch metrów i ośmiu centymetrów na Murasia, ale mam nadzieję, że wybaczysz mi to 08.04, kiedy wrzucę Czytelnik x Murasakibara 2 xDDD
      Dziękuję za komentarz, kochana! ^^ Również ściskam mocno ♥

      Usuń
    3. Niemożliwe, że przegapiłam to opowiadanie :O A starałam się przeczytać wszystko xD Jednak wrodzony blondynizm robi swoje, już się biorę za czytanie NinexTwelve :D I mam nadzieję, że w najbliższym czasie znajdziesz na nic trochę weny, bo oni są tacy kawaiii <3
      Właśnie już od jakiegoś czasu czekam na kontynuację Murasakibara x Czytelnik, więc zaczęłam odliczanie :P
      Ruu

      Usuń
    4. Póki co to tylko Kuroko no Basket i Bleach, bo gdybym miała pisać znowu Nine x Twelve, to muszę obejrzeć raz jeszcze anime, żeby wczuć się w nastrój xD
      A obecnie wczuwam się w nastroje Wybielacza xD
      A co do Murasakibary, to trochę dziwnie jest to nazywać "kontynuacją" bo kontynuacją samą w sobie nie jest, po prostu kolejnym shotem typu "Czytelnik x Murasakibara", no ale tam już się nie czepiajmy szczegółów *już się czepiłaś, Yuuki ._. Ogarnij, kobito*.
      Okay, to tyle :D xD

      Usuń
    5. Ja jestem z tym anime na świeżo, więc pewnie dla tego mam teraz na nie taką fazę :D
      A wracając do Mukkuna, to na górze zakładki Czytelnik x Postać, jest napisane, że następne części są kontynuacją poprzednich, więc dlatego to tak nazwałam :P Ale, spoko, spoko, zrozumiałaś o co mi chodzi a to najważniejsze xD

      Usuń
  4. ~Chlip, chlip~
    Yukiś jak mogłaś?! Przechodzę załamanie nerwowe *spokojnie Haruś Kurokoś Cię przytuli i wszystko będzie dobrze*
    Muszę się jakoś pozbierać po tych wydarzenach *składa puzzle ze swoich organów*
    Przeczówam romansik twojego mężusia i Aomine ( `ิิ∇´ิ)
    Rozdzialik suuuuuuuuuuuper*czyżby Haruś była na haju?*
    Yukiś mam pytanko:
    Kiedy Ciernię!!! Haruś chcę Cierni i kochanego psychola Akashiego!

    Pozdrawiam wszystkie ziemniaczki!
    Haru-chan~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie piszesz z telefonu, no nie? xD Po prawej na pasku jest Plan Wydawniczy do początku kwietnia, co i kiedy będę wrzucać c:

      Usuń
  5. Yukiś jasnowidz

    ~Haruśka

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wczoraj. Wciąż przeżywam. Jeszcze wrócę...

    OdpowiedzUsuń
  7. od niedawna czytam ten rodzaj lektury. i to jest naprawdę piękne! Nie przestawaj! Jakoś pogodzisz obowiązki i twórczość. Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podobało! Dziękuję za miły komentarz, na pewno nie przestanę pisać (chyba, że stracę obie ręce xD).
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Czy jest jakaś możliwość, żeby to opowiadanie było kontynuowane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że się podobało? c: Bardzo mnie to cieszy! Niestety, to tylko two-shot, więc kontynuacji żadnej nie będzie.

      Usuń
    2. Nie ma choćby jakiejś małej szansy? Takiej malutkiej?

      Usuń
    3. Nie no, tak jak mówię, to jest two-shot, a więc składa się tylko z dwóch części. Mam wiele innych shotów z tymi pairingami, więc nie widzę sensu pisać kontynuacji c:

      Usuń
  9. O jenyyyy! Czemu to jest two-shot! TT^TT Tak jak Aomine dałby wszystko by Kagami przeżył, tak ja oddałabym wszystko, żeby poczytać nastepną część tego opowiadania... Ogromna szkoda, że jej nie będzie. T.T To chyba pierwsze opko z wątkiem AoKaga, które tak bardzo mi się spodobało... Jak powiedzieli, że Kagami nie przeżył to mi samej serce się zatrzymało.. Zupełnie jakbym ja sama siedziała tam z Aomine... Wgl kocham w tym opowiadaniu Aomine. Nadałaś mu taki charakter po tym potrąceniu, że nie mogę wyjść z zachwytu. Strasznie go polubiłam w takim wydaniu. Jest tu taki ludzki, zero pewności siebie, pełen strachu.. Mam jakieś dziwne poglądy na temat tego, kiedy charakter bohatera jest inny niż typowy XD Uważam, że Aomine jest tu za***isty. Całe to opowiadanie takie jest. Na pewno do niego wrócę~~ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, trzeciej części już nie będzie, ale bardzo się cieszę, że te dwie Ci się podobały! ^^ Może pewnego dnia najdzie mnie wena na coś podobnego, także... no kto wie xD Ale ciąg dalszy to tylko marzenia, niestety xD
      Dziękuję za komentarz! ^^ ♥

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń