12 godzin


            Na dworze pada deszcz. Dawno nie widziałem takiej ulewy. Na ulicy pełno jest różnej wielkości kałuż, przechodnie tańczą z parasolami w dłoniach, mijają się nawzajem, pozdrawiają szybkim skinieniem głowy i pędzą w pośpiechu do domu czy pracy.
            A ja siedzę przy oknie i przeklinam ten deszcz, który odebrał mi możliwość spotkania się z tobą. Przeklinam też elektrownię, która wyłączyła mi w domu prąd, i własną głupotę, że moja komórka niechcący wpadła mi do sedesu, kiedy próbowałem napisać do ciebie smsa, sikając.
            Przeklinam mój zepsuty parasol, i moich rodziców, którzy nie pozwalają mi wyjść z domu w taką pogodę, nawet, jeśli ich uzasadnienie tej decyzji brzmi rozsądnie.
            Ale co mnie obchodzi rozsądek? Co mnie obchodzi to, że mogę się rozchorować, albo poślizgnąć na chodniku? Chcę cię zobaczyć, teraz, natychmiast, i tylko to się liczy. W dupie mam całą resztę tego głupiego świata, który próbuje mi w tym przeszkodzić.
            Chcę usłyszeć twoją odpowiedź...
            Odwracam głowę i patrzę na leżącą na biurku komórkę. Słyszałem, że jeśli się ją zamoczy, najlepiej jest wysuszyć suszarką. Tak zrobiłem, suszyłem jak głupi, ale nic to nie dało. Telefon nadal się nie włącza, nie mam z tobą praktycznie żadnego kontaktu.
            Chyba pierwszy raz w życiu tak się nudzę. Kiedy byłem mały, bawiłem się w domu z Satsuki, albo rzucałem piłką do plastikowego kosza zamontowanego w moim starym pokoju. Teraz już, oczywiście, wyrosłem z niego. Miałem moje gazetki z ukochaną Mei-chan, ale one również odeszły w niepamięć. Albo raczej w niechęć – po co oglądać dziewczynę w bikini, skoro o wiele lepiej jest oglądać twój zabójczy uśmiech i dzikie oczy?
            Ah, Tygrysie...coś ty ze mną zrobił...
            Kładę się na łóżku, podpieram głowę dłońmi i wgapiam się w sufit. W kącie widzę jakiegoś małego pajączka, snującego mozolnie białą sieć. Ten to dopiero ma problemy. Musi sobie zrobić pajęczy domek, żeby jednocześnie złapać jakiś posiłek, po za tym, jeśli nie będzie uważał na te olbrzymie ciemne stworzenie leżące pod nim, które nie robi nic pożytecznego, może kiepsko skończyć.
            Nigdy wcześniej nie interesowałem się tym, co może sobie myśleć taki pająk. Ale teraz wydało mi się to nader interesujące. Jeśli mam być szczery to, odkąd zrozumiałem, że jestem w tobie zakochany, odkąd nie miałem co robić, kiedy nie było ciebie przy mnie, zacząłem zwracać większą uwagę na otaczający mnie świat. Wiesz, zacząłem wąchać kwiatki, cmokać na pieski, drapać za uchem okoliczne kociaki ( mówiłem ci, że pokochałem koty? ), albo właśnie obserwowałem pająki, albo żuczki mieszkające w ogródku mojej mamy.
            A potem, kiedy już byłem przy tobie, to wszystko, o czym rozmyślałem do tej pory, nagle traciło jakiekolwiek znaczenie, znikało gdzieś w przestworzach, wyparowywało...i zostawałeś już tylko ty, ze swoimi rozdwojonymi brwiami, dzikim spojrzeniem i zabójczym uśmiechem.
            Wzdycham cicho i uśmiecham się pod nosem. Pająk w kącie przestał tkać sieć, chyba zaczął się na mnie gapić. Pewnie myśli, że go podrywam, bo mogę się założyć, że wyglądam jak rozmarzony gówniarz myślący o swojej pierwszej miłości.
            Cóż...poniekąd tak właśnie jest.
            A może to on zakochał się we mnie? Jeśli tak, to mamy problem. Pająk kochający Czekoladę i Czekolada kochająca Tygrysa, to chyba wbrew naturze. A co, jeśli Tygrys kocha Pająka?
Noo, to będziemy mieć trójkąt.
            Marszczę brwi i uderzam się ręką w czoło. Chyba mózg mi się przegrzał, zaczynam myśleć o pierdołach. Ale chyba nikt nie może mnie winić. Potrzebuję twojego towarzystwa, chcę zobaczyć cię, porozmawiać z tobą, spędzić z tobą czas...ewentualnie zrobić parę innych rzeczy, jeśli będziesz miał na nie ochotę.
            Po prostu chcę znaleźć się przy tobie i usłyszeć odpowiedź na pytanie, które zadałem ci wieczność temu. No, może nie tak znowu dawno, ale ja to tak odczuwam.
            No i co ja mam teraz zrobić? Denerwuję się, bo mam stracha, że mnie odrzucisz. Powiedziałeś, że się zastanowisz...ale wiesz, że nie jestem typem cierpliwego człowieka? Oczywiście, poczekam tyle czasu, ile będziesz potrzebował, ale...
            Ok, gówno prawda. Nie chcę czekać. Chcę iść do ciebie, wpaść do twojego mieszkania, jeszcze raz powiedzieć, że cię kocham, pocałować cię i...zjeść obiad.
            Zdaję sobie sprawę z tego, że burczy mi w brzuchu. Pająk, najwyraźniej przerażony nieznanymi trzęsieniami ziemi, schował się, niewiadomo kiedy. Westchnąłem ciężko i usiadłem na łóżku. Przetarłem dłonią zmęczoną twarz i spojrzałem na bluzę wiszącą na krześle.
            Chyba właśnie przyszedł mi do głowy idiotyczny pomysł.
            Przekonałem się o tym, kiedy chwilę później spuszczałem się powoli po dachu, starając się nie robić hałasu. Jeśli rodzice zobaczą, że uciekam z domu, już nigdy więcej nie będę mógł z niego wyjść...
            Widzisz, do czego mogę być zdolny, kiedy chodzi o ciebie?
            Deszcz lał się strumieniami i, chociaż bluza była gruba i ciepła, bardzo szybko przemokła. Ledwie pokonałem odległość dzielącą mój dom od przystanku ( czyli jakieś 30 metrów ), a dosłownie nie było na mnie suchej nitki. Serio, czułem, że nawet gacie mam mokre.
            Oczywiście, nie wziąłem portfela, nie miałem więc pieniędzy na bilet. Musiałem zasuwać na piechotę, niczym bohater jednej z bajek, usłyszanych w dzieciństwie, z tą różnicą, że on biegł na koniu i przebył przez kilka krain: Deszczu, Śniegu, Suszy, Pokus...i jeszcze jakichś tam. A na końcu dotarł do swojej księżniczki i ją poślubił.
            A czy ja poślubię ciebie? Czy usłyszę z twoich ust to jedno, krótkie słowo, które prawdopodobnie uczyni mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
            Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, kiedy tak biegłem ulicami Tokio, chlapany przez przejeżdżające w pędzie samochody, obrzucany przerażonymi spojrzeniami przechodniów, wyśmiewany i obrażany przez grupkę jakichś szczeniaków wracających z kina.
            Ciekawe, jak by zareagowali, gdyby wiedzieli, że robię to z miłości?
            Ludzie mają to do siebie, że oceniają ludzi już po pierwszym spotkaniu. Kiedy widzą bezdomnego, ubranego w stare łachmany, odwracają wzrok, odsuwają się, ignorują go, udają, że nie istnieje. Nie obchodzi ich, dlaczego siedzi na ulicy i żebrze o kilka drobnych, z góry zakładają, że chce wydać pieniądze na alkohol.
            No ale przecież tu nie o to chodzi, co nie? Jesteśmy tylko ludźmi: jedni są słabszymi, drudzy silniejszymi, jedni potrafią poradzić sobie z problemami, drudzy potrzebują pomocy innych. Musimy nauczyć się słuchać. Być może człowiek, który siedzi samotnie pod oknem jakiegoś zniszczonego budynku, zamyślony i nieobecny, wspomina swoje dawne życie? Może spotkało go coś fantastycznego, może odnalazł miłość swojego życia, którą stracił, i nie potrafił sobie z tym poradzić? Każdy człowiek tworzy swoją własną drogę życia, każdy z nas ma historię i wspomnienia i, nawet jeśli nie potrafimy udźwignąć ciężaru naszych serc, to jednak wciąż próbujemy żyć, prawda? Jeśli nauczymy się słuchać, a nie z góry oceniać i dopisywać sobie całą resztę według wzoru, jestem pewien, że nasz świat byłby znacznie lepszy.
            Tak, jak ci ludzie, których mijam, którzy patrzą na mnie, zdyszanego, ubranego w spodnie dresowe i bluzę, z kapturem na głowie, z podkrążonymi oczami od niewyspania, w dodatku ciemnoskórego. Ich spojrzenia pełne obrzydzenia i odrazy, cicho wypowiadane obelgi...oni wszyscy mają mnie za ćpuna, który zapewne biegnie po kolejną działkę. A prawda jest taka, że wybiegłem z domu nie przebierając się, nie zabierając zepsutej parasolki, miałem cienie pod oczami, bo pół nocy nie spałem, myśląc o chłopaku, którego kocham, i...cóż, na to, że mam ciemną karnację, już nic nie poradzę.
            Gdyby ludzie wysłuchali mojej opowieści, na pewno patrzyli by na mnie inaczej, chyba, że są rasistami albo homofobami. Tacy już są: uśmiechają się, kiedy słyszą romantyczne opowieści, one poruszają ich serca, pobudzają wspomnienia, albo rodzą nowe marzenia.
            Oczywiście, nie mówię, że powinni specjalnie zatrzymać się i posłuchać, co mówię. Jednak gdyby od samego początku byli nastawieni na to, że wygląd nie świadczy o życiu człowieka, nie patrzyliby teraz na mnie jak na wariata.
            Chyba, że biegłbym jak idiota, wymachując rękoma i wydając z siebie dźwięki małpy...
            O tych rzeczach właśnie myślałem, biegnąc do ciebie. O ludziach, których oczy są szeroko otwarte, a serca zamknięte, o świecie, w którym panuje wielka niesprawiedliwość.
            I o tej małpie, która biegła do ciebie w tę ulewę, nie wiedząc nawet, czy zastanie cię w domu.

***

            Jeszcze za nim otworzyłem drzwi, przeraziłem się nie na żarty. Słyszałem głośny, świszczący, dziki oddech, miałem wrażenie, że mój nieoczekiwany gość próbuje zdmuchnąć drzwi mojego mieszkania.
            Wyglądam przez wizjer, ale nikogo nie widzę. Marszcząc brwi, uchylam ostrożnie drzwi, nie ściągam z nich jednak łańcucha.
            Wzdycham, widząc ociekającą deszczem postać o granatowych włosach.
-         Co ty wyprawiasz, durniu?- pytam, otwierając mu drzwi i odsuwając się na bok, by mógł wejść.
-         Cz...cze...ść – dyszy, wchodząc do środka, zgięty w połowie.
-         Goni cię yakuza, czy coś? Bo jeśli tak, to wypad.
-         Za...ba...wny....je...steś...
-         Dobra, weź idź do łazienki i ściągaj te ciuchy, bo widzę, że w twojej dzielnicy nie sprzedają parasolek. Przyniosę ci jakieś ciuchy na zmianę, a potem odpowiesz mi na moje pytania. Ręczniki są w górnej szafce.
-         Do...bra...
Kręcę głową, patrząc na niego z politowaniem. Odkąd go poznałem, wiedziałem, że jest
nieobliczalnym wariatem, ale on zaczyna przechodzić sam siebie. Najpierw w środku nocy dzwoni do mnie, żeby się spotkać, wyznaje mi miłość, a teraz pojawia się przed drzwiami mojego mieszkania, cały przemoczony i zdyszany, jakby biegł tu całą drogę od swojego domu.
Przechodząc przez salon, wyglądam za okno. Ulewa szaleje na zewnątrz, wiatr wygina
gałęzie drzew i psuje parasolki przechodniom.
Gdzie on był w taką pogodę...?
Wybieram jedną z mniejszych koszulek, bo Aomine jest ode mnie odrobinę węższy w
ramionach. Do tego ciepłe dresowe spodnie i rozpinana bluza. Po chwili namysłu, biorę również bieliznę.
Staję przed drzwiami łazienki i nagle nie wiem, czy mam zapukać, czy nie? Niby oboje
jesteśmy facetami, to i tamto mamy takie samo i nie ma się czego wstydzić, ale skoro on traktuje mnie trochę poważniej niż tylko kumpla...
-         Kagami?!- wrzeszczy nagle, a ja podskakuję, zaskoczony.- Przynieś mi też jakieś gacie!
Rumienię się i wzdycham cicho. Tylko on potrafi tak po prostu wrzasnąć na całe gardło
słowa, które generalnie rzecz biorąc, każdy inny wstydziłby się wypowiedzieć. Jakby nie mógł powiedzieć tego ładniej, np. „bieliznę”, albo chociaż „bokserki”...
-         Wchodzę – informuję cierpko, otwierając drzwi.
Staram się na niego nie patrzeć, bo ma na sobie tylko ręcznik przepasany w biodrach.
Drugim, mniejszym, energicznie pociera włosy.
-         Nie zimno ci?- pytam, kładąc ubrania na pralce.
-         Trochę.- Kaszle głośno i sucho, jestem pewien, że gardło go szczypie.
-         Weź ciepły prysznic – radzę, odwracając się.- Zrobię ci herbaty.
-         Co tak ładnie pachnie?- pyta, w akompaniamencie głośnego bulgotania.
-         Co to było?
-         Burczy mi w brzuchu...
-         To twój brzuch?- parskam.- Już myślałem, że się sedes zatkał.
-         Zamknij się!- warczy, rumieniąc się na twarzy.
-         Robię obiad – śmieję się, wycierając łezkę rozbawienia.- Zapiekany kurczak z ziemniakami i serem, masz ochotę?
-         ...ta – burczy, szybkim szarpnięciem ściągając ręcznik i wchodząc pod prysznic.
Odwracam szybko wzrok i, przełykając nerwowo ślinę, wychodzę z łazienki. Idę do
kuchni i nastawiam wodę na herbatę. Sprawdzam kurczaka w piekarniku. Całe szczęście, że zrobiłem go trochę więcej. Planowałem zjeść na kolację, ale skoro przyszedł Aomine...
Wsłuchuję się w szum wody dochodzący z łazienki, gapiąc na piekarnik. Czuję się trochę
niepewnie. Wiem, czego oczekuje ode mnie Aomine, ale wciąż jeszcze nie podjąłem decyzji. Nie wiem, co odpowiem, jeśli zapyta mnie o...
Szum nagle ustał. Rozległy się ciche piski, a potem trzaski.
-         Co jest...?! Ej, Kagami! Nie mogę wyjść!
Wzdycham ciężko, zamykając na moment oczy. Co za przygłup...
-         Musisz mocniej szarpnąć!- krzyczę.
-         No przecież szarpię jak debil!
-         To szarp jak wściekły debil!- wrzeszczę, wkurzony.
Słyszę, że w końcu sobie poradził, choć nie obyło się bez stękania. Wywracam oczami i
chwytam rękawice, by wyciągnąć z piekarnika kurczaka. Woda już się zagotowała, zaparzam więc herbatę i zanoszę wszystko na stół do salonu.
Akurat kiedy siadam na poduszce, z łazienki wychodzi Aomine, udając ważniaka. Trzaska
cicho drzwiami i podchodzi do stołu, bujając się jak maczo. Rzuca mi obojętne spojrzenie i siada naprzeciwko mnie.
-         Gdzie serwetka?- pyta.
-         Serwetka?- powtarzam, unosząc brwi.- A po co ci?
-         Żeby kulturalnie wytrzeć usta po posiłku, ciołku!
-         Zwykle żresz jak świnia, więc stwierdziłem, że ci się nie przyda.
-         Nie obrażaj mnie tu!- krzyczy, wskazując na mnie palcem. Odchrząkuje, po czym zabiera się do jedzenia.
Wzdycham i również to robię.
-         No, to możesz mi powiedzieć, po co przylazłeś do mnie w taką pogodę?- pytam.
-         To oczywiste. Chcę usłyszeć twoją odpowiedź.
Tego się obawiałem...
-         Prosiłem, żebyś dał mi trochę czasu.
-         No przecież dałem!
Zerkam na zegarek.
-         Aha, faktycznie. Dwanaście godzin. Przykro mi, ale spóźniłeś się. Mam już żonę i siedmioletniego syna.
Aomine nie rozumie żartu. Albo raczej nie chce go rozumieć. Patrzy na mnie wzrokiem
mówiącym „Zaraz dostaniesz z tego kurczaka”.
-         Dla mnie te 12 godzin cholernie się dłużyły, to było jak wieczność!- mówi.
-         Takiej decyzji nie podejmuje się od razu – mruczę, dziobiąc widelcem w ziemniakach.- Wstałem dość niedawno i nie miałem dużo czasu, żeby się nad tym zastanowić.
-         W porządku, mamy go dużo – mówi Aomine, pochłaniając sporą ilość kurczaka.- Za godzinkę będzie fajny horror, a o 20:00 meczyk. Ty sobie spokojnie się...
-         Aomine...- zaczynam z westchnieniem.
-         Kagami – przerywa mi z powagą. Patrzę na niego i drugi raz w życiu widzę ten wyraz twarzy. Mam wrażenie, jakbym cofał się w czasie do dzisiejszej nocy, kiedy, wyznając mi miłość, patrzył na mnie w ten sam sposób.- Po prostu pozwól mi tu posiedzieć, a ty sobie myśl ile chcesz. Mogę czekać, ale nie, kiedy cię przy mnie nie ma.
-         Zebrało ci się na romantyczność...- mówię cicho, rumieniąc się.
-         Taka prawda.- Wzrusza ramionami.- Po tej nocy, po prostu nie mogę usiedzieć w miejscu. Zepsułem parasol, komórkę, wysiadł mi w domu prąd...wszystko, byle bym tylko nie miał z tobą kontaktu.
-         Więc, przybiegłeś tutaj, bo...?
-         Chciałem cię zobaczyć.
Przełykam głośno ślinę.
-         Nie żebyś był jakiś super piękny.- Niszczy chwilę, a ja z westchnieniem uderzam czołem o stół.- Po prostu lubię twoje dzikie spojrzenie i uśmiech.
-         Nigdy więcej na ciebie nie spojrzę, Ahomine...
-         A szkoda, mam dużo do pokazania.
-         Zamknij się, zboczeńcu.
-         Miałem na myśli moją grę w kosza, zboczeńcu.
Czuję silne wypieki na twarzy, nie mogę uwierzyć w to, że ta cholera tak mnie
podpuszcza. Wychodzi na to, że to JA mam włochate myśli, a to przecież on przybiegł do mnie w środku ulewy, po to, żeby mnie „zobaczyć”.
-         Pyszne.- Zerkam na jego talerz, który świeci pustkami. Widzę, że Aomine klepie się po brzuchu, zadowolony. Znów kładę czoło na stół, ale kiedy słyszę, że mój przyjaciel się ruszył, natychmiast ją podnoszę, obserwując go bacznie.
Sprząta po sobie. Marszczę brwi, bo nie sądziłem, że jest do tego zdolny. Ale to nie
wszystko. Wyniósł talerz i sztućce do kuchni i nawet po sobie pozmywał. Wzdycham po raz...sam nie wiem już, który. Wracam do jedzenia mojej porcji, zerkając od czasu do czasu na Daikiego.
-         Mogę pooglądać telewizję?- pyta, siadając na kanapie.
-         Jasne.
-         Masz jakiś kocyk? Nadal trochę mi zimno, więc z chęcią się przykryję.
-         Leży na fotelu, weź sobie.
Patrzę, jak zabiera koc i wraca na kanapę. Podciąga nogi pod siebie i okrywa się nim, a
potem włącza telewizor. Kończę jedzenie i sprzątam po sobie. Robię to powoli, bo nie wiem, co mam później robić. W planach miałem posiedzieć przed telewizją, ale kanapę zajmuje teraz ten głupek. Mogę usiąść obok niego, ale obawiam się, że albo mnie zagada, albo każe mi również wleźć pod koc.
-         Chodź, Kagami, leci fajny horror!
-         Jaki?
-         Jumanji.
-         To nie horror...- wzdycham, jednak siadam obok niego.
Podnosi koc, uśmiechając się głupkowato.
-         Wstydzisz się, tygrysie?
-         Zamknij się. Nie jest mi zimno. Lepiej dbaj o siebie, żebyś się nie przeziębił.
Spuścił wzrok i ułożył usta w podkowę. Jego szczęka zaczęła delikatnie drżeć. Odwrócił
szybko głowę, pociągając nosem.
Mam ochotę uderzyć się dłonią w czoło, ale powstrzymuję ten odruch. Chyba jestem
wróżbitą, skoro potrafię przewidywać przyszłość.
Przysuwam się do niego i nakrywam drugą częścią koca. Aomine opiera się wygodnie o
oparcie kanapy i zaczyna gapić w telewizor.
Mijają kolejne minuty i choć oboje patrzymy na film, to żaden z nas go nie ogląda.
Ogarnia mnie przyjemne ciepło, które daje nie tylko miękki koc, ale również obecność Aomine. Czuję zapach jego ciała, zapach deszczu i mokrych włosów. Nie rozumiem, dlaczego nabieram ochoty oparcia głowy o jego ramię. Kusi mnie, by pochylić się nad nim i posmakować tej ciemnej skóry, chcę jej dotknąć, poczuć jej gładkość i...
Przygryzam wargę, kiedy Aomine splątuje pod kocem palce swojej dłoni z moimi.
-         Co ty wyprawiasz?- pytam cicho.
-         Ciesz się, że łapię rączkę, a nie co innego.
Przez chwilę duszę w sobie śmiech, a potem parskam, jednak, zupełnie tego nie
kontrolując, nagle zaczynam płakać. To takie dziwne uczucie. Nie jest mi smutno, nie jestem przybity, a jednak nie mogę powstrzymać łez i drżenia ciała. Powietrze szybko ulatuje z moich płuc, nie mogę porządnie odetchnąć. Zasłaniam dłonią oczy, a jedyne, co robi Aomine, to mocniej ściska moją rękę.
Mija dobrych kilka minut, kiedy w końcu uspokajam się na tyle, by móc mówić.
Odwracam się do niego i już chcę się odezwać, jednak momentalnie braknie mi słów.
Jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Patrzy przed siebie niewidzącym wzrokiem, nie
porusza się – jedynie łzy spływają po jego policzkach.
-         No i czego ryczysz?- pytam cicho, pociągając nosem.
-         Bo przez mnie płaczesz – szepcze.- Nie ma nic gorszego niż doprowadzić do łez kogoś, kogo się kocha, wiesz?
Milknę, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. Spuszczam wzrok i znów pociągam nosem.
Powinienem iść po chusteczki, ale...
Nie chcę puszczać jego dłoni.
Kiedy to sobie uświadamiam, czuję dziwne ukłucie w sercu. Zdaję sobie sprawę, że
polubiłem jego towarzystwo, że cieszę się, iż myśli o mnie w szczególny sposób. Nie obchodzi mnie, że jest chłopakiem, ciepło mi na sercu, kiedy pomyślę, że jest ktoś, komu na mnie zależy, kto mnie kocha. Komu jest przykro, że czuję się źle, kto chce mnie uszczęśliwić.
Wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Może dlatego, że bardziej pochłaniała mnie
koszykówka, a może przez to, że zwyczajnie nie miałem okazji w kimś się zakochać, nie znalazłem nikogo, kto darzyłby mnie jakimś silnym uczuciem.
Wyglądało jednak na to, że spotkało mnie to szczęście i znalazłem coś, czego tak uparcie
na siłę szukają inni.
Uśmiechnąłem się lekko, przymykając oczy.
Nie ja to znalazłem.
To samo do mnie przyszło.
-         Wyglądasz okropnie, kiedy płaczesz – mówię cicho.
-         Ty też.
-         Nie rób tego więcej.
-         Spadaj. Przestań ryczeć, to ja też przestanę.
-         Ok. Na czym to stanęło?
-         Co?
-         Mam udawać, że jesteś niższą ode mnie, słodką, opaloną laseczką, tak?
Aomine mruga, zdezorientowany. Chyba zapomniał, że powiedział to przy naszym
nocnym pożegnaniu. Przygryzłem lekko wargę, przez głowę przechodzi mi myśl, czy na pewno dobrze robię. Nie będę mógł już tego cofnąć, prawdopodobnie będę pamiętał to do końca życia, a Aomine będzie mi to wypominał dzień w dzień.
Na 100% się zarumienię, na pewno zrobię to źle, jak amator – bo przecież jestem
amatorem – na pewno będzie się śmiał, a ja na pewno będę chciał uciec.
Ale pochylam się powoli i całuję jego mokre od łez usta. Żaden z nas nie zamknął oczu,
żaden z nas nie odwrócił spojrzenia. Poczułem smak kurczaka w curry. Z jakiegoś powodu smakował lepiej niż ten, którego jadłem nie tak dawno. Nie zastanawiałem się, dlaczego. Nie obchodziło mnie to.
Odrywam się od niego i cofam, rumieniąc. Spuszczam wzrok na koc i czekam, aż
wybuchnie śmiechem.
Ale on milczy. Porusza się na kanapie i odwraca do mnie plecami, dłonią zakrywa usta.
-         Co...?- mruczę.
-         Nic – odpowiada cicho.
-         To dlaczego się odwróciłeś? Wiesz, że to nieładnie, w takim momencie...?
-         Daj mi chwilę.
Marszczę brwi, a potem dostrzegam jego czerwone uszy. Przygryzam wargę, starając się
nie roześmiać.
Słodki...
Cholernie słodki.
-         W porządku – wzdycham.- Dam ci trochę czasu. 12 godzin na pewno ci starczy, prawda?
-         Musisz być taki złośliwy?!
-         Jakoś nie mogę się powstrzymać – mówię z uśmiechem.- Chcesz się przytulić, skarbie?
Aomine krztusi się i kaszle, jeszcze bardziej chowając twarz. Zakrywam dłonią usta,
ciężko mi się nie śmiać.
-         Za chwilę...
W mieszkaniu zapada głucha cisza. Nawet wiatr wiejący na dworze i deszcz bębniący w
szyby zdaje się być czymś bardzo odległym, jakby nie dotyczyły naszego świata. Wpatruję się w plecy Daikiego, nie wierząc w to, co powiedział.
Rumienię się i przełykam ślinę.
Żałuję, że dałem mu aż 12 godzin, ponieważ w tej chwili zrozumiałem, dlaczego tak mu
się one dłużyły.
-         Tak, Ahomine – mówię cicho.- Dziękuję.
Aomine pociąga nosem, ociera twarz kocem, a potem odchrząka i odwraca się do mnie.
Pochyla się nade mną i mocno przyciska usta do moich.
-         Kocham cię, Bakagami – mówi.- Chciałem ci to powiedzieć zaraz po przyjściu tu i, według moich założeń, to ja pierwszy miałem cię pocałować, ale...
-         Zapomnij. To ja będę facetem w tym związku.
Aomine zamrugał szybko, a potem odwrócił lekko głowę.
-         Jestem zmuszony się z tym nie zgodzić...- mruczy.
Zakładam ręce na ramiona, udając zezłoszczonego.
-         Dopiero co zostaliśmy parą, a ty już chcesz się kłócić?
Przygryza wargę i uśmiecha się. Patrzy na mnie i mruga okiem.
-         No dobra, później o tym podyskutujemy. Jak na razie mam ochotę jeszcze przez chwilę pobawić się w „niższą od ciebie, słodką, opaloną laseczkę”.
-         Coś takiego – parskam.- Założę się, że nikomu nie powiedziałeś, że wychodzisz. Twoi rodzice pewnie umierają z obawy.
-         W porządku, wrócę do domu, jak tylko wyschną moje ciuchy.
-         Przewiesiłeś je w ogóle?
-         No jasne.- Aomine przysuwa się do mnie i cmoka w podbródek.- Daj im...12 godzin.
Uśmiecham się i kręcę głową. Całuję go delikatnie, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę
takie przyjemne.
Myślę, że moja ukochana koszykówka znalazła właśnie poważnego rywala.



 THE END


8 komentarzy:

  1. Moja miłość do AoKaga sięgnęło wyższy poziom! :D Było mega słodkie ^,^ ale czekam na AoKise :< albo jakiś trójkącik! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. TO JEST WSPANIAŁE
    WSPANIAŁE
    CUDOWNE
    NIESAMOWITE
    CZYTAM TO JUŻ 1238123789 RAZ I NADAL MI TEGO MAŁO
    Zgadzasz się, żebym postawiła sobie twój ołtarzyk w pokoju?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O-oh rany (/)///(\) Pierwszy raz dostałam tak budujący komentarz xD Dziękuję <3
      I no...no, jeśli chcesz...xD Możesz mi zapalać kadzidełko, jak w Japonii ;_; A jako ofiarę, składaj mi gejporno <3 xD Dzięki temu prześlesz mi moc weny na kolejne opowiadania ! ^^

      Usuń
  3. Boski Kagami i Cudowny Aomine, czego chcieć więcej? Obaj są tacy niezdecydowani i to jest właśnie takie słodkie. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany, jakie kochane! Od razu zaciekawił mnie tytuł, więc kliknęłam :D I nie żałuję, a wręcz przeciwnie- cieszę się! Świetnie Ci wyszło to opowiadanko i naprawdę jestem pod wrażeniem :) Coraz lepiej, no skubana, coraz lepsza...
    Weny~! Twoja wierna czytelniczka, Megan

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem fanką AoKaga, ale ten twoshot był świetny! Z humorem i nie przesłodzony, choć wiele wydarzeń na to wskazywało :33 Coś czuję, że znajdę u ciebie więcej supi opowiadań.

    --
    bytaasteful.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hizuma Matsuoka2 maja 2017 22:13

    OMG..TO JEST PIĘKNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Na początku to trochę jak ja akurat jestem sama więc...
    ALE NAPRAWDĘ CUDOWNE!!!!!!!!!!!
    (ps.wolę jak Ahomine jest Seme ^^ chyba że jestem głupia i mi się wszystko poje..porąbało...)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń