Na dworze
pada deszcz. Dawno nie widziałem takiej ulewy. Na ulicy pełno jest różnej
wielkości kałuż, przechodnie tańczą z parasolami w dłoniach, mijają się
nawzajem, pozdrawiają szybkim skinieniem głowy i pędzą w pośpiechu do domu czy
pracy.
A ja siedzę
przy oknie i przeklinam ten deszcz, który odebrał mi możliwość spotkania się z
tobą. Przeklinam też elektrownię, która wyłączyła mi w domu prąd, i własną
głupotę, że moja komórka niechcący wpadła mi do sedesu, kiedy próbowałem
napisać do ciebie smsa, sikając.
Przeklinam
mój zepsuty parasol, i moich rodziców, którzy nie pozwalają mi wyjść z domu w
taką pogodę, nawet, jeśli ich uzasadnienie tej decyzji brzmi rozsądnie.
Ale co mnie
obchodzi rozsądek? Co mnie obchodzi to, że mogę się rozchorować, albo poślizgnąć
na chodniku? Chcę cię zobaczyć, teraz, natychmiast, i tylko to się liczy. W
dupie mam całą resztę tego głupiego świata, który próbuje mi w tym
przeszkodzić.
Chcę
usłyszeć twoją odpowiedź...
Odwracam
głowę i patrzę na leżącą na biurku komórkę. Słyszałem, że jeśli się ją zamoczy,
najlepiej jest wysuszyć suszarką. Tak zrobiłem, suszyłem jak głupi, ale nic to
nie dało. Telefon nadal się nie włącza, nie mam z tobą praktycznie żadnego
kontaktu.
Chyba
pierwszy raz w życiu tak się nudzę. Kiedy byłem mały, bawiłem się w domu z
Satsuki, albo rzucałem piłką do plastikowego kosza zamontowanego w moim starym
pokoju. Teraz już, oczywiście, wyrosłem z niego. Miałem moje gazetki z ukochaną
Mei-chan, ale one również odeszły w niepamięć. Albo raczej w niechęć – po co oglądać
dziewczynę w bikini, skoro o wiele lepiej jest oglądać twój zabójczy uśmiech i
dzikie oczy?
Ah,
Tygrysie...coś ty ze mną zrobił...
Kładę się
na łóżku, podpieram głowę dłońmi i wgapiam się w sufit. W kącie widzę jakiegoś
małego pajączka, snującego mozolnie białą sieć. Ten to dopiero ma problemy.
Musi sobie zrobić pajęczy domek, żeby jednocześnie złapać jakiś posiłek, po za
tym, jeśli nie będzie uważał na te olbrzymie ciemne stworzenie leżące pod nim,
które nie robi nic pożytecznego, może kiepsko skończyć.
Nigdy
wcześniej nie interesowałem się tym, co może sobie myśleć taki pająk. Ale teraz
wydało mi się to nader interesujące. Jeśli mam być szczery to, odkąd
zrozumiałem, że jestem w tobie zakochany, odkąd nie miałem co robić, kiedy nie
było ciebie przy mnie, zacząłem zwracać większą uwagę na otaczający mnie świat.
Wiesz, zacząłem wąchać kwiatki, cmokać na pieski, drapać za uchem okoliczne
kociaki ( mówiłem ci, że pokochałem koty? ), albo właśnie obserwowałem pająki,
albo żuczki mieszkające w ogródku mojej mamy.
A potem,
kiedy już byłem przy tobie, to wszystko, o czym rozmyślałem do tej pory, nagle
traciło jakiekolwiek znaczenie, znikało gdzieś w przestworzach,
wyparowywało...i zostawałeś już tylko ty, ze swoimi rozdwojonymi brwiami,
dzikim spojrzeniem i zabójczym uśmiechem.
Wzdycham
cicho i uśmiecham się pod nosem. Pająk w kącie przestał tkać sieć, chyba zaczął
się na mnie gapić. Pewnie myśli, że go podrywam, bo mogę się założyć, że
wyglądam jak rozmarzony gówniarz myślący o swojej pierwszej miłości.
Cóż...poniekąd
tak właśnie jest.
A może to
on zakochał się we mnie? Jeśli tak, to mamy problem. Pająk kochający Czekoladę
i Czekolada kochająca Tygrysa, to chyba wbrew naturze. A co, jeśli Tygrys kocha
Pająka?
Noo, to będziemy mieć trójkąt.
Marszczę brwi
i uderzam się ręką w czoło. Chyba mózg mi się przegrzał, zaczynam myśleć o
pierdołach. Ale chyba nikt nie może mnie winić. Potrzebuję twojego towarzystwa,
chcę zobaczyć cię, porozmawiać z tobą, spędzić z tobą czas...ewentualnie zrobić
parę innych rzeczy, jeśli będziesz miał na nie ochotę.
Po prostu
chcę znaleźć się przy tobie i usłyszeć odpowiedź na pytanie, które zadałem ci
wieczność temu. No, może nie tak znowu dawno, ale ja to tak odczuwam.
No i co ja
mam teraz zrobić? Denerwuję się, bo mam stracha, że mnie odrzucisz.
Powiedziałeś, że się zastanowisz...ale wiesz, że nie jestem typem cierpliwego
człowieka? Oczywiście, poczekam tyle czasu, ile będziesz potrzebował, ale...
Ok, gówno
prawda. Nie chcę czekać. Chcę iść do ciebie, wpaść do twojego mieszkania,
jeszcze raz powiedzieć, że cię kocham, pocałować cię i...zjeść obiad.
Zdaję sobie
sprawę z tego, że burczy mi w brzuchu. Pająk, najwyraźniej przerażony
nieznanymi trzęsieniami ziemi, schował się, niewiadomo kiedy. Westchnąłem
ciężko i usiadłem na łóżku. Przetarłem dłonią zmęczoną twarz i spojrzałem na
bluzę wiszącą na krześle.
Chyba
właśnie przyszedł mi do głowy idiotyczny pomysł.
Przekonałem
się o tym, kiedy chwilę później spuszczałem się powoli po dachu, starając się
nie robić hałasu. Jeśli rodzice zobaczą, że uciekam z domu, już nigdy więcej
nie będę mógł z niego wyjść...
Widzisz, do
czego mogę być zdolny, kiedy chodzi o ciebie?
Deszcz lał
się strumieniami i, chociaż bluza była gruba i ciepła, bardzo szybko przemokła.
Ledwie pokonałem odległość dzielącą mój dom od przystanku ( czyli jakieś 30
metrów ), a dosłownie nie było na mnie suchej nitki. Serio, czułem, że nawet
gacie mam mokre.
Oczywiście,
nie wziąłem portfela, nie miałem więc pieniędzy na bilet. Musiałem zasuwać na
piechotę, niczym bohater jednej z bajek, usłyszanych w dzieciństwie, z tą
różnicą, że on biegł na koniu i przebył przez kilka krain: Deszczu, Śniegu,
Suszy, Pokus...i jeszcze jakichś tam. A na końcu dotarł do swojej księżniczki i
ją poślubił.
A czy ja
poślubię ciebie? Czy usłyszę z twoich ust to jedno, krótkie słowo, które
prawdopodobnie uczyni mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
Nie mam
pojęcia, ile czasu minęło, kiedy tak biegłem ulicami Tokio, chlapany przez
przejeżdżające w pędzie samochody, obrzucany przerażonymi spojrzeniami
przechodniów, wyśmiewany i obrażany przez grupkę jakichś szczeniaków
wracających z kina.
Ciekawe,
jak by zareagowali, gdyby wiedzieli, że robię to z miłości?
Ludzie mają
to do siebie, że oceniają ludzi już po pierwszym spotkaniu. Kiedy widzą
bezdomnego, ubranego w stare łachmany, odwracają wzrok, odsuwają się, ignorują
go, udają, że nie istnieje. Nie obchodzi ich, dlaczego siedzi na ulicy i żebrze
o kilka drobnych, z góry zakładają, że chce wydać pieniądze na alkohol.
No ale
przecież tu nie o to chodzi, co nie? Jesteśmy tylko ludźmi: jedni są słabszymi,
drudzy silniejszymi, jedni potrafią poradzić sobie z problemami, drudzy
potrzebują pomocy innych. Musimy nauczyć się słuchać. Być może człowiek, który
siedzi samotnie pod oknem jakiegoś zniszczonego budynku, zamyślony i nieobecny,
wspomina swoje dawne życie? Może spotkało go coś fantastycznego, może odnalazł
miłość swojego życia, którą stracił, i nie potrafił sobie z tym poradzić? Każdy
człowiek tworzy swoją własną drogę życia, każdy z nas ma historię i wspomnienia
i, nawet jeśli nie potrafimy udźwignąć ciężaru naszych serc, to jednak wciąż
próbujemy żyć, prawda? Jeśli nauczymy się słuchać, a nie z góry oceniać i
dopisywać sobie całą resztę według wzoru, jestem pewien, że nasz świat byłby
znacznie lepszy.
Tak, jak ci
ludzie, których mijam, którzy patrzą na mnie, zdyszanego, ubranego w spodnie
dresowe i bluzę, z kapturem na głowie, z podkrążonymi oczami od niewyspania, w
dodatku ciemnoskórego. Ich spojrzenia pełne obrzydzenia i odrazy, cicho
wypowiadane obelgi...oni wszyscy mają mnie za ćpuna, który zapewne biegnie po
kolejną działkę. A prawda jest taka, że wybiegłem z domu nie przebierając się,
nie zabierając zepsutej parasolki, miałem cienie pod oczami, bo pół nocy nie
spałem, myśląc o chłopaku, którego kocham, i...cóż, na to, że mam ciemną
karnację, już nic nie poradzę.
Gdyby
ludzie wysłuchali mojej opowieści, na pewno patrzyli by na mnie inaczej, chyba,
że są rasistami albo homofobami. Tacy już są: uśmiechają się, kiedy słyszą
romantyczne opowieści, one poruszają ich serca, pobudzają wspomnienia, albo
rodzą nowe marzenia.
Oczywiście,
nie mówię, że powinni specjalnie zatrzymać się i posłuchać, co mówię. Jednak
gdyby od samego początku byli nastawieni na to, że wygląd nie świadczy o życiu
człowieka, nie patrzyliby teraz na mnie jak na wariata.
Chyba, że
biegłbym jak idiota, wymachując rękoma i wydając z siebie dźwięki małpy...
O tych
rzeczach właśnie myślałem, biegnąc do ciebie. O ludziach, których oczy są
szeroko otwarte, a serca zamknięte, o świecie, w którym panuje wielka
niesprawiedliwość.
I o tej
małpie, która biegła do ciebie w tę ulewę, nie wiedząc nawet, czy zastanie cię
w domu.
***
Jeszcze za
nim otworzyłem drzwi, przeraziłem się nie na żarty. Słyszałem głośny,
świszczący, dziki oddech, miałem wrażenie, że mój nieoczekiwany gość próbuje
zdmuchnąć drzwi mojego mieszkania.
Wyglądam
przez wizjer, ale nikogo nie widzę. Marszcząc brwi, uchylam ostrożnie drzwi,
nie ściągam z nich jednak łańcucha.
Wzdycham,
widząc ociekającą deszczem postać o granatowych włosach.
-
Co ty wyprawiasz, durniu?- pytam, otwierając mu drzwi i
odsuwając się na bok, by mógł wejść.
-
Cz...cze...ść – dyszy, wchodząc do środka, zgięty w połowie.
-
Goni cię yakuza, czy coś? Bo jeśli tak, to wypad.
-
Za...ba...wny....je...steś...
-
Dobra, weź idź do łazienki i ściągaj te ciuchy, bo widzę, że w
twojej dzielnicy nie sprzedają parasolek. Przyniosę ci jakieś ciuchy na zmianę,
a potem odpowiesz mi na moje pytania. Ręczniki są w górnej szafce.
-
Do...bra...
Kręcę głową, patrząc na niego z
politowaniem. Odkąd go poznałem, wiedziałem, że jest
nieobliczalnym wariatem, ale on zaczyna przechodzić sam
siebie. Najpierw w środku nocy dzwoni do mnie, żeby się spotkać, wyznaje mi
miłość, a teraz pojawia się przed drzwiami mojego mieszkania, cały przemoczony
i zdyszany, jakby biegł tu całą drogę od swojego domu.
Przechodząc przez salon, wyglądam
za okno. Ulewa szaleje na zewnątrz, wiatr wygina
gałęzie drzew i psuje parasolki przechodniom.
Gdzie on był w taką pogodę...?
Wybieram jedną z mniejszych
koszulek, bo Aomine jest ode mnie odrobinę węższy w
ramionach. Do tego ciepłe dresowe spodnie i rozpinana bluza.
Po chwili namysłu, biorę również bieliznę.
Staję przed drzwiami łazienki i
nagle nie wiem, czy mam zapukać, czy nie? Niby oboje
jesteśmy facetami, to i tamto mamy takie samo i nie ma się
czego wstydzić, ale skoro on traktuje mnie trochę poważniej niż tylko kumpla...
-
Kagami?!- wrzeszczy nagle, a ja podskakuję, zaskoczony.-
Przynieś mi też jakieś gacie!
Rumienię się i wzdycham cicho. Tylko
on potrafi tak po prostu wrzasnąć na całe gardło
słowa, które generalnie rzecz biorąc, każdy inny wstydziłby
się wypowiedzieć. Jakby nie mógł powiedzieć tego ładniej, np. „bieliznę”, albo
chociaż „bokserki”...
-
Wchodzę – informuję cierpko, otwierając drzwi.
Staram się na niego nie patrzeć,
bo ma na sobie tylko ręcznik przepasany w biodrach.
Drugim, mniejszym, energicznie pociera włosy.
-
Nie zimno ci?- pytam, kładąc ubrania na pralce.
-
Trochę.- Kaszle głośno i sucho, jestem pewien, że gardło go
szczypie.
-
Weź ciepły prysznic – radzę, odwracając się.- Zrobię ci
herbaty.
-
Co tak ładnie pachnie?- pyta, w akompaniamencie głośnego
bulgotania.
-
Co to było?
-
Burczy mi w brzuchu...
-
To twój brzuch?- parskam.- Już myślałem, że się sedes zatkał.
-
Zamknij się!- warczy, rumieniąc się na twarzy.
-
Robię obiad – śmieję się, wycierając łezkę rozbawienia.-
Zapiekany kurczak z ziemniakami i serem, masz ochotę?
-
...ta – burczy, szybkim szarpnięciem ściągając ręcznik i
wchodząc pod prysznic.
Odwracam szybko wzrok i,
przełykając nerwowo ślinę, wychodzę z łazienki. Idę do
kuchni i nastawiam wodę na herbatę. Sprawdzam kurczaka w
piekarniku. Całe szczęście, że zrobiłem go trochę więcej. Planowałem zjeść na
kolację, ale skoro przyszedł Aomine...
Wsłuchuję się w szum wody
dochodzący z łazienki, gapiąc na piekarnik. Czuję się trochę
niepewnie. Wiem, czego oczekuje ode mnie Aomine, ale wciąż
jeszcze nie podjąłem decyzji. Nie wiem, co odpowiem, jeśli zapyta mnie o...
Szum nagle ustał. Rozległy się
ciche piski, a potem trzaski.
-
Co jest...?! Ej, Kagami! Nie mogę wyjść!
Wzdycham ciężko, zamykając na
moment oczy. Co za przygłup...
-
Musisz mocniej szarpnąć!- krzyczę.
-
No przecież szarpię jak debil!
-
To szarp jak wściekły debil!- wrzeszczę, wkurzony.
Słyszę, że w końcu sobie
poradził, choć nie obyło się bez stękania. Wywracam oczami i
chwytam rękawice, by wyciągnąć z piekarnika kurczaka. Woda
już się zagotowała, zaparzam więc herbatę i zanoszę wszystko na stół do salonu.
Akurat kiedy siadam na poduszce,
z łazienki wychodzi Aomine, udając ważniaka. Trzaska
cicho drzwiami i podchodzi do stołu, bujając się jak maczo.
Rzuca mi obojętne spojrzenie i siada naprzeciwko mnie.
-
Gdzie serwetka?- pyta.
-
Serwetka?- powtarzam, unosząc brwi.- A po co ci?
-
Żeby kulturalnie wytrzeć usta po posiłku, ciołku!
-
Zwykle żresz jak świnia, więc stwierdziłem, że ci się nie
przyda.
-
Nie obrażaj mnie tu!- krzyczy, wskazując na mnie palcem.
Odchrząkuje, po czym zabiera się do jedzenia.
Wzdycham i również to robię.
-
No, to możesz mi powiedzieć, po co przylazłeś do mnie w taką
pogodę?- pytam.
-
To oczywiste. Chcę usłyszeć twoją odpowiedź.
Tego się obawiałem...
-
Prosiłem, żebyś dał mi trochę czasu.
-
No przecież dałem!
Zerkam na zegarek.
-
Aha, faktycznie. Dwanaście godzin. Przykro mi, ale spóźniłeś
się. Mam już żonę i siedmioletniego syna.
Aomine nie rozumie żartu. Albo
raczej nie chce go rozumieć. Patrzy na mnie wzrokiem
mówiącym „Zaraz dostaniesz z tego kurczaka”.
-
Dla mnie te 12 godzin cholernie się dłużyły, to było jak
wieczność!- mówi.
-
Takiej decyzji nie podejmuje się od razu – mruczę, dziobiąc
widelcem w ziemniakach.- Wstałem dość niedawno i nie miałem dużo czasu, żeby
się nad tym zastanowić.
-
W porządku, mamy go dużo – mówi Aomine, pochłaniając sporą
ilość kurczaka.- Za godzinkę będzie fajny horror, a o 20:00 meczyk. Ty sobie
spokojnie się...
-
Aomine...- zaczynam z westchnieniem.
-
Kagami – przerywa mi z powagą. Patrzę na niego i drugi raz w
życiu widzę ten wyraz twarzy. Mam wrażenie, jakbym cofał się w czasie do
dzisiejszej nocy, kiedy, wyznając mi miłość, patrzył na mnie w ten sam sposób.-
Po prostu pozwól mi tu posiedzieć, a ty sobie myśl ile chcesz. Mogę czekać, ale
nie, kiedy cię przy mnie nie ma.
-
Zebrało ci się na romantyczność...- mówię cicho, rumieniąc
się.
-
Taka prawda.- Wzrusza ramionami.- Po tej nocy, po prostu nie
mogę usiedzieć w miejscu. Zepsułem parasol, komórkę, wysiadł mi w domu
prąd...wszystko, byle bym tylko nie miał z tobą kontaktu.
-
Więc, przybiegłeś tutaj, bo...?
-
Chciałem cię zobaczyć.
Przełykam głośno ślinę.
-
Nie żebyś był jakiś super piękny.- Niszczy chwilę, a ja z
westchnieniem uderzam czołem o stół.- Po prostu lubię twoje dzikie spojrzenie i
uśmiech.
-
Nigdy więcej na ciebie nie spojrzę, Ahomine...
-
A szkoda, mam dużo do pokazania.
-
Zamknij się, zboczeńcu.
-
Miałem na myśli moją grę w kosza, zboczeńcu.
Czuję silne wypieki na twarzy,
nie mogę uwierzyć w to, że ta cholera tak mnie
podpuszcza. Wychodzi na to, że to JA mam włochate myśli, a
to przecież on przybiegł do mnie w środku ulewy, po to, żeby mnie „zobaczyć”.
-
Pyszne.- Zerkam na jego talerz, który świeci pustkami. Widzę,
że Aomine klepie się po brzuchu, zadowolony. Znów kładę czoło na stół, ale
kiedy słyszę, że mój przyjaciel się ruszył, natychmiast ją podnoszę, obserwując
go bacznie.
Sprząta po sobie. Marszczę brwi,
bo nie sądziłem, że jest do tego zdolny. Ale to nie
wszystko. Wyniósł talerz i sztućce do kuchni i nawet po
sobie pozmywał. Wzdycham po raz...sam nie wiem już, który. Wracam do jedzenia
mojej porcji, zerkając od czasu do czasu na Daikiego.
-
Mogę pooglądać telewizję?- pyta, siadając na kanapie.
-
Jasne.
-
Masz jakiś kocyk? Nadal trochę mi zimno, więc z chęcią się
przykryję.
-
Leży na fotelu, weź sobie.
Patrzę, jak zabiera koc i wraca
na kanapę. Podciąga nogi pod siebie i okrywa się nim, a
potem włącza telewizor. Kończę jedzenie i sprzątam po sobie.
Robię to powoli, bo nie wiem, co mam później robić. W planach miałem posiedzieć
przed telewizją, ale kanapę zajmuje teraz ten głupek. Mogę usiąść obok niego,
ale obawiam się, że albo mnie zagada, albo każe mi również wleźć pod koc.
-
Chodź, Kagami, leci fajny horror!
-
Jaki?
-
Jumanji.
-
To nie horror...- wzdycham, jednak siadam obok niego.
Podnosi koc, uśmiechając się
głupkowato.
-
Wstydzisz się, tygrysie?
-
Zamknij się. Nie jest mi zimno. Lepiej dbaj o siebie, żebyś
się nie przeziębił.
Spuścił wzrok i ułożył usta w
podkowę. Jego szczęka zaczęła delikatnie drżeć. Odwrócił
szybko głowę, pociągając nosem.
Mam ochotę uderzyć się dłonią w
czoło, ale powstrzymuję ten odruch. Chyba jestem
wróżbitą, skoro potrafię przewidywać przyszłość.
Przysuwam się do niego i nakrywam
drugą częścią koca. Aomine opiera się wygodnie o
oparcie kanapy i zaczyna gapić w telewizor.
Mijają kolejne minuty i choć
oboje patrzymy na film, to żaden z nas go nie ogląda.
Ogarnia mnie przyjemne ciepło, które daje nie tylko miękki
koc, ale również obecność Aomine. Czuję zapach jego ciała, zapach deszczu i
mokrych włosów. Nie rozumiem, dlaczego nabieram ochoty oparcia głowy o jego
ramię. Kusi mnie, by pochylić się nad nim i posmakować tej ciemnej skóry, chcę
jej dotknąć, poczuć jej gładkość i...
Przygryzam wargę, kiedy Aomine splątuje
pod kocem palce swojej dłoni z moimi.
-
Co ty wyprawiasz?- pytam cicho.
-
Ciesz się, że łapię rączkę, a nie co innego.
Przez chwilę duszę w sobie
śmiech, a potem parskam, jednak, zupełnie tego nie
kontrolując, nagle zaczynam płakać. To takie dziwne uczucie.
Nie jest mi smutno, nie jestem przybity, a jednak nie mogę powstrzymać łez i
drżenia ciała. Powietrze szybko ulatuje z moich płuc, nie mogę porządnie
odetchnąć. Zasłaniam dłonią oczy, a jedyne, co robi Aomine, to mocniej ściska
moją rękę.
Mija dobrych kilka minut, kiedy w
końcu uspokajam się na tyle, by móc mówić.
Odwracam się do niego i już chcę się odezwać, jednak
momentalnie braknie mi słów.
Jego twarz nie wyraża żadnych
emocji. Patrzy przed siebie niewidzącym wzrokiem, nie
porusza się – jedynie łzy spływają po jego policzkach.
-
No i czego ryczysz?- pytam cicho, pociągając nosem.
-
Bo przez mnie płaczesz – szepcze.- Nie ma nic gorszego niż
doprowadzić do łez kogoś, kogo się kocha, wiesz?
Milknę, nie wiedząc, co na to
odpowiedzieć. Spuszczam wzrok i znów pociągam nosem.
Powinienem iść po chusteczki, ale...
Nie chcę puszczać jego dłoni.
Kiedy to sobie uświadamiam, czuję
dziwne ukłucie w sercu. Zdaję sobie sprawę, że
polubiłem jego towarzystwo, że cieszę się, iż myśli o mnie w
szczególny sposób. Nie obchodzi mnie, że jest chłopakiem, ciepło mi na sercu,
kiedy pomyślę, że jest ktoś, komu na mnie zależy, kto mnie kocha. Komu jest
przykro, że czuję się źle, kto chce mnie uszczęśliwić.
Wcześniej nie zwracałem na to
uwagi. Może dlatego, że bardziej pochłaniała mnie
koszykówka, a może przez to, że zwyczajnie nie miałem okazji
w kimś się zakochać, nie znalazłem nikogo, kto darzyłby mnie jakimś silnym
uczuciem.
Wyglądało jednak na to, że
spotkało mnie to szczęście i znalazłem coś, czego tak uparcie
na siłę szukają inni.
Uśmiechnąłem się lekko,
przymykając oczy.
Nie ja to znalazłem.
To samo do mnie przyszło.
-
Wyglądasz okropnie, kiedy płaczesz – mówię cicho.
-
Ty też.
-
Nie rób tego więcej.
-
Spadaj. Przestań ryczeć, to ja też przestanę.
-
Ok. Na czym to stanęło?
-
Co?
-
Mam udawać, że jesteś niższą ode mnie, słodką, opaloną
laseczką, tak?
Aomine mruga, zdezorientowany.
Chyba zapomniał, że powiedział to przy naszym
nocnym pożegnaniu. Przygryzłem lekko wargę, przez głowę
przechodzi mi myśl, czy na pewno dobrze robię. Nie będę mógł już tego cofnąć,
prawdopodobnie będę pamiętał to do końca życia, a Aomine będzie mi to wypominał
dzień w dzień.
Na 100% się zarumienię, na pewno
zrobię to źle, jak amator – bo przecież jestem
amatorem – na pewno będzie się śmiał, a ja na pewno będę
chciał uciec.
Ale pochylam się powoli i całuję
jego mokre od łez usta. Żaden z nas nie zamknął oczu,
żaden z nas nie odwrócił spojrzenia. Poczułem smak kurczaka
w curry. Z jakiegoś powodu smakował lepiej niż ten, którego jadłem nie tak
dawno. Nie zastanawiałem się, dlaczego. Nie obchodziło mnie to.
Odrywam się od niego i cofam,
rumieniąc. Spuszczam wzrok na koc i czekam, aż
wybuchnie śmiechem.
Ale on milczy. Porusza się na
kanapie i odwraca do mnie plecami, dłonią zakrywa usta.
-
Co...?- mruczę.
-
Nic – odpowiada cicho.
-
To dlaczego się odwróciłeś? Wiesz, że to nieładnie, w takim
momencie...?
-
Daj mi chwilę.
Marszczę brwi, a potem dostrzegam
jego czerwone uszy. Przygryzam wargę, starając się
nie roześmiać.
Słodki...
Cholernie słodki.
-
W porządku – wzdycham.- Dam ci trochę czasu. 12 godzin na
pewno ci starczy, prawda?
-
Musisz być taki złośliwy?!
-
Jakoś nie mogę się powstrzymać – mówię z uśmiechem.- Chcesz
się przytulić, skarbie?
Aomine krztusi się i kaszle,
jeszcze bardziej chowając twarz. Zakrywam dłonią usta,
ciężko mi się nie śmiać.
-
Za chwilę...
W mieszkaniu zapada głucha cisza.
Nawet wiatr wiejący na dworze i deszcz bębniący w
szyby zdaje się być czymś bardzo odległym, jakby nie
dotyczyły naszego świata. Wpatruję się w plecy Daikiego, nie wierząc w to, co
powiedział.
Rumienię się i przełykam ślinę.
Żałuję, że dałem mu aż 12 godzin,
ponieważ w tej chwili zrozumiałem, dlaczego tak mu
się one dłużyły.
-
Tak, Ahomine – mówię cicho.- Dziękuję.
Aomine pociąga nosem, ociera
twarz kocem, a potem odchrząka i odwraca się do mnie.
Pochyla się nade mną i mocno przyciska usta do moich.
-
Kocham cię, Bakagami – mówi.- Chciałem ci to powiedzieć zaraz
po przyjściu tu i, według moich założeń, to ja pierwszy miałem cię pocałować,
ale...
-
Zapomnij. To ja będę facetem w tym związku.
Aomine zamrugał szybko, a potem
odwrócił lekko głowę.
-
Jestem zmuszony się z tym nie zgodzić...- mruczy.
Zakładam ręce na ramiona, udając
zezłoszczonego.
-
Dopiero co zostaliśmy parą, a ty już chcesz się kłócić?
Przygryza wargę i uśmiecha się.
Patrzy na mnie i mruga okiem.
-
No dobra, później o tym podyskutujemy. Jak na razie mam ochotę
jeszcze przez chwilę pobawić się w „niższą od ciebie, słodką, opaloną
laseczkę”.
-
Coś takiego – parskam.- Założę się, że nikomu nie
powiedziałeś, że wychodzisz. Twoi rodzice pewnie umierają z obawy.
-
W porządku, wrócę do domu, jak tylko wyschną moje ciuchy.
-
Przewiesiłeś je w ogóle?
-
No jasne.- Aomine przysuwa się do mnie i cmoka w podbródek.-
Daj im...12 godzin.
Uśmiecham się i kręcę głową.
Całuję go delikatnie, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę
takie przyjemne.
Myślę, że moja ukochana
koszykówka znalazła właśnie poważnego rywala.
THE END
Moja miłość do AoKaga sięgnęło wyższy poziom! :D Było mega słodkie ^,^ ale czekam na AoKise :< albo jakiś trójkącik! :D
OdpowiedzUsuńTO JEST WSPANIAŁE
OdpowiedzUsuńWSPANIAŁE
CUDOWNE
NIESAMOWITE
CZYTAM TO JUŻ 1238123789 RAZ I NADAL MI TEGO MAŁO
Zgadzasz się, żebym postawiła sobie twój ołtarzyk w pokoju?
O-oh rany (/)///(\) Pierwszy raz dostałam tak budujący komentarz xD Dziękuję <3
UsuńI no...no, jeśli chcesz...xD Możesz mi zapalać kadzidełko, jak w Japonii ;_; A jako ofiarę, składaj mi gejporno <3 xD Dzięki temu prześlesz mi moc weny na kolejne opowiadania ! ^^
Piękne!!!
OdpowiedzUsuńBoski Kagami i Cudowny Aomine, czego chcieć więcej? Obaj są tacy niezdecydowani i to jest właśnie takie słodkie. :*
OdpowiedzUsuńRany, jakie kochane! Od razu zaciekawił mnie tytuł, więc kliknęłam :D I nie żałuję, a wręcz przeciwnie- cieszę się! Świetnie Ci wyszło to opowiadanko i naprawdę jestem pod wrażeniem :) Coraz lepiej, no skubana, coraz lepsza...
OdpowiedzUsuńWeny~! Twoja wierna czytelniczka, Megan
Nie jestem fanką AoKaga, ale ten twoshot był świetny! Z humorem i nie przesłodzony, choć wiele wydarzeń na to wskazywało :33 Coś czuję, że znajdę u ciebie więcej supi opowiadań.
OdpowiedzUsuń--
bytaasteful.blogspot.com
OMG..TO JEST PIĘKNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNa początku to trochę jak ja akurat jestem sama więc...
ALE NAPRAWDĘ CUDOWNE!!!!!!!!!!!
(ps.wolę jak Ahomine jest Seme ^^ chyba że jestem głupia i mi się wszystko poje..porąbało...)