Kiedy Kuroko wrócił do domu, o dziwo zastał w nim jedynie Ryoutę.
– O, jesteś, Tetsucchi – przywitał go Kise, obracając na moment głowę od telewizora.- Jesteś z Daikicchim?
– Nie, sam wróciłem – odparł Kuroko, po czym uniósł trzymaną w dłoniach dużą reklamówkę.- Zrobiłem po drodze zakupy, przy okazji kupiłem twoje płatki.
– Och, dzięki, dopiero co zauważyłem, że już mam resztę – rzucił Ryouta, już powróciwszy spojrzeniem do oglądanego serialu.- Ty wiesz, że ten nowy serial „Glan” jest o gejach? W dodatku o takich buntownikach, jak w tym serialu „Zbuntowany gej”. Chodź, zobacz, streszczę ci pierwsze odcinki, bo to całkiem fajne jest!
– Zaraz, tylko schowam lody.
Kuroko przeszedł do części kuchennej i pochował prędko zakupy. Po paru minutach z cichym westchnieniem ulgi rozsiadł się obok starszego brata na kanapie. Ryouta uśmiechnął się do niego lekko i wyjaśnił mu, co działo się w pierwszych trzech odcinkach serialu, gdyż ten, który właśnie oglądał, był czwartym z kolei.
– No i teraz ten Błażej chce zaliczyć Andrzeja, zwłaszcza, że Andrzej non stop kłóci się z Piotrem, swoim chłopakiem; ale znowuż Błażejowi chodzi tylko o seks, a Andrzej chce związku. Ale coś mi się wydaje, że Błażejowi się to odmieni, o ile Andrzej wytrzyma z dawaniem dupy i go w sobie rozkocha!*
– Zajmuję Andrzeja – stwierdził z powagą Kuroko.
– No weź, mnie też się podoba!- obruszył się Kise.- Pierwszy go zobaczyłem!
– A ja pierwszy zaklepałem. A tak w ogóle, to gdzie jest Daiki?- Tetsuya sprytnie zmienił temat.- Nie powinien być już w domu?
– No powinien...- mruknął Ryouta, dając się nabrać.- Zaraz do niego zadzwonię, tylko niech się odcinek skończy.
– Powiedz mu, żeby się pospieszył, bo jestem głodny – westchnął Kuroko.- Co mu tak długo schodzi to podpisywanie wypowiedzenia? Przecież to chwila, moment.
– Och, pewnie znowu poszedł chlać do Kagamiego.- Kise skrzywił się.- Albo do Tomoyi. Ostatnio coraz więcej czasu ze sobą spędzają... Daikicchi powinien się trochę ograniczyć, to nie wygląda za dobrze.
– Co masz na myśli?
– No jak to co?- Ryouta spojrzał na młodszego brata znacząco.- Przecież Tomoya na niego leci! Oczywiście, nie twierdzę, że Daikicchi jest taki lekkomyślny i zaraz padnie mu w ramiona, ale to niedobrze, że tak szybko zaczął się z nim spotykać, po tym, jak... no wiesz.- Kise posmutniał nieco.
Tetsuya skinął głową. Oczywiście, jemu też przeszło przez myśl, że Aomine nie powinien tak otwarcie spotykać się z Tomoyą, skoro dopiero co Sakurai popełnił samobójstwo. Z drugiej jednak strony wiedział, że Daiki chodzi do gwiazdy sportowej po ty, by pograć w kosza i nieco się rozluźnić, a to działało na jego korzyść. Z tego akurat mógł się tylko cieszyć i liczyć na to, że dzięki temu Daiki szybciej dojdzie do siebie.
Miał jednak nadzieję, że Aomine nie wplącze się w niepotrzebny mu teraz romans...
Odcinek „Glana” skończył się i, po krótkiej dyskusji na jego temat z Kuroko, Kise sięgnął po swoją komórkę i wybrał numer do Daikiego. Odczekał trzy, cztery, siedem sygnałów, ale jak nie było odzewu, tak nie było – zarówno za pierwszym, drugim, jak i trzecim razem.
– Nie odbiera – mruknął Kise, zagryzając wargę i wlepiając zezłoszczone spojrzenie w swoją komórkę.- No oczywiście, najlepiej! Umówić się z braćmi na pyszną kolację, pozwolić Ryoucie wszystko przygotować, a potem nie zjawić się z byle powodu!
– Może ja spróbuję?- Kuroko już wyciągnął swoją komórkę, ale skutek był ten sam, co u Kise.- Mi też nie odbiera. Dziwne... Ode mnie zawsze odbierał.
Ryouta spojrzał na niego z irytacją, dobrze wiedząc, że to mały prztyczek w jego kierunku. Nie pozwolił jednak sobie na żadną ripostę, tylko wybrał ponownie numer do Daikiego, a kiedy znów nie uzyskał żadnej odpowiedzi, zadzwonił do Kagamiego.
– Halo?
– Cześć, Kagami – rzucił Kise. Odkąd Taiga prawie zgwałcił Tetsuyę, Ryouta przestał zwracać się do niego „Kagamicchi”. Nadal był na niego zły, ale prawdą było, że powoli już mu przechodziło.- Jest u ciebie Daikicchi? Daj mi no go do telefonu, jeśli jest w ogóle w stanie gadać, pijaczyna jeden.
– Ale Aho nie ma u mnie – powiedział z wyraźnym zaskoczeniem Kagami.- Nawet z nim dzisiaj nie gadałem. Mówił mi tylko wczoraj, że się z wami pogodził, i że planujecie zjeść jakąś ucztę. To co, nie ma go w domu?
– No... no nie ma – bąknął Ryouta, równie zaskoczony, co Taiga. Słysząc ton jego głosu, Kuroko spojrzał z zainteresowaniem na brata, krążącego po salonie.- Naprawdę nic się do ciebie nie odzywał? Jakoś po jedenastej poszedł podpisać wypowiedzenie w pracy. Sądziłem, że poszedł jeszcze kupić wino i pewnie zahaczył o twoje mieszkanie, żeby się z tobą zobaczyć.
– Cały dzień byłem dzisiaj w pracy, także nie miałem nawet czasu się z nim widzieć, niedawno wróciłem – powiedział Kagami.- I nie widziałem, żeby do mnie dzwonił, chociaż mogę jeszcze sprawdzić... A może...- Taiga zawahał się.- Może jest u tego tam?
– Tego tam?- Kise zbaraniał.
– No, tego Tomoyi – westchnął z irytacją Kagami.- Przecież się zakumplowali, nie?
– Ach, no tak!- Ryouta machnął ręką.- Ech, nie mam do niego numeru... A ty masz do niego numer?
– Niby skąd? Nawet gościa nie lubię, upierdliwiec posrany.
– Cholera no...- Kise skrzywił się.- Z Daikicchiego to naprawdę kretyn! Zniknąć tak, ani nie przysłać wiadomości gdzie jest i kiedy będzie... No a nie masz może adresu do tego Tomoyi? Daikicchi nie mówił ci może, gdzie on mieszka, skoro go ostatnio odwiedził?
– Nic nie wiem – zaprzeczył Taiga.- Raczej mało o nim gadamy. Wspominał mi tylko, że trochę mu się ostatnio zwierzał... Może jest u niego i też mu się zwierza, trochę pochlali i padł? Albo gra w kosza i nawet nie słyszy telefonu. To do niego pasuje.
– No, tak – zgodził się Ryouta. W okresie szkoły, kiedy Aomine często pochłaniały treningi, nigdy nie brał ze sobą komórki na salę.- Dobra, dzięki, spróbuję się jeszcze do niego dodzwonić.
– Pewnie. Daj znać, jak się ten Aho znajdzie.
– Jasne. Na razie!
– Narka.
– I co?- zapytał Kuroko, który bacznie obserwował brata zza oparcia kanapy.
– Kagami nic nie wie; mówi, że może Daikicchi jest u Tomoyi i nie słyszy telefonu... No ale przecież wie, że czekamy na niego z kolacją!- Kise zagryzł w nerwach kciuka, przeglądając historię połączeń w telefonie i ponownie wybierając numer do brata. Niestety, w dalszym ciągu nie uzyskał żadnej odpowiedzi.- Co jest grane...?
– Spokojnie, Ryouta, przecież znasz Daikiego.- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko.- Na pewno siedzi u znajomego, pijany szczęściem. Jak wróci jutro rano, to damy mu nauczkę.
– No ale mógłby chociaż nas, z łaski swojej, poinformować, że wrócić później!- zirytował się Kise.
– Wiem, że się o niego martwisz, ale nie ma sensu o tym tyle myśleć – stwierdził Kuroko, choć w gruncie rzeczy on sam zastanawiał się poważnie, co mogło się stać. Obaj z Aomine wiedzieli, jaki przewrażliwiony był Kise i czasem nie odbierali od niego telefonu, ale jeżeli to Kuroko dzwonił do Aomine, albo Aomine do Tetsuyi, wówczas ten drugi wiedział, że dzieje się coś na tyle poważnego, że powinien odebrać, albo chociaż oddzwonić.- Zjedzmy kolację sami, niech ma za swoje.
Ryouta skrzywił się lekko, wpatrując uparcie w swoją komórkę, jakby próbując wymusić jej dzwonienie. Ledwie kilka dni temu pokłócił w podobnej sprawie z Kuroko, a teraz Aomine wykręca mu taki sam numer! Co z tymi ludźmi było nie tak? Na prawdę był taki upierdliwy? Czy wymaganie jednej głupiej wiadomości o późniejszym powrocie do domu, było przesadą?
– No dobrze – westchnął w końcu, niepocieszony.- Podgrzeję zapiekankę. Idź się przebierz, Tetsucchi, jemy za dziesięć minut.
– Mhm.- Kuroko uśmiechnął się lekko, z niejakim rozbawieniem. Dobrze chociaż, że brat nie kazał mu umyć rąk, jak w dzieciństwie.
– I nie zapomnij rąk umyć!
Tetsuya mógł tylko wywrócić oczami.
Kise chyba naprawdę nigdy się nie zmieni.
***
Kagami nie przywykł do zamartwiania się o swoich bliskich, nawet jeśli ci teoretycznie zachowywali się dość podejrzanie. Właściwie to samo to uczucie było mu raczej obce – zwyczajnie wierzył, że naprawdę złe rzeczy nie przytrafią się ani jemu, ani jego znajomym.
Ale tym razem było coś nie tak. Tym razem ledwie udało mu się zasnąć po telefonie Kise, a kiedy następnego dnia rano obudził się i sprawdził komórkę, nie znalazł od Ryouty żadnej wiadomości.
Czyli Daiki nie wrócił na noc... Czyżby jeszcze siedział u Tomoyi? Bo do kogo innego mógł pójść? Ze wszystkich znajomych tylko z Kagamim trzymał się na tyle blisko, by u niego przenocować. Inoue stanowił tego rodzaju wyjątek, że leciał na Daikiego. Może więc Aho ostatecznie poddał się i wylądował w jego łóżku...?
Taiga zacisnął wargi, przeczesując dłonią wciąż jeszcze zaspaną twarz. Postukał w swoją komórkę i wybrał numer do Kise. Tego dnia miał wolne, a ponieważ w nocy długo zasypiał, teraz obudził się grubo po dziewiątej – Ryouta i Tetsuya na pewno już nie spali.
– Hej, Kagami – usłyszał głos Kise w słuchawce, lecz zanim zdążył zadać zasadnicze pytanie, albo chociaż odpowiedzieć na powitanie, Ryouta zapytał go:- Masz jakieś wieści od Daikicchiego?
– Nie – odparł Kagami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przeczesał palcami włosy i westchnął ciężko.- Aomine nie wrócił na noc?
– No właśnie nie – mruknął Ryouta z podobnym westchnieniem.- Jeżeli u kogoś nocował, to zawsze wracał przed dziewiątą. Coś jest nie tak, jestem tego pewien... Na pewno nie masz żadnej możliwości skontaktowania się z Tomoyą?
– Nie – odpowiedział Taiga, dodatkowo potrząsając głową. Na ten moment nawet żałował, że Daiki nie podał mu adresu willi Tomoyi.- Może poszukaj w Internecie? Zwykle podają adresy takich gwiazd...
– Szukałem już, ale najwyraźniej Tomoya-kun od początku nie życzył sobie naruszania jego prywatności i żadne media nie podają publicznie takiej informacji. Nie wiem, co mam robić, Kagami... Tetsucchi też zaczyna się zamartwiać, dzwoni do paru naszych wspólnych znajomych, ale rzecz jasna nikt nic nie wie.
– Dzwoniłeś do szkoły?- Kagami odrzucił kołdrę i wstał. Sięgnął po spodnie, podkoszulek i sweter, które miał na sobie poprzedniego dnia.
– Tak, tak, na całe szczęście Daikicchi powiedział, w której szkole pracował. Ale sekretarka powiedziała mi, że Daikicchi podpisał papiery i normalnie wyszedł, tyle go widzieli. Ostatni raz przy bramie szkolnej, powiedziała. Już się u nich później nie zjawił. Rany, co z nim, tak się o niego martwię! Nigdy do tej pory nie zdarzyło mu się nie wrócić na noc, nie informując nas o tym!
– Może to podobny przypadek, co ostatnio z Kuroko...?- podsunął niepewnie Kagami. Wiedział od Aomine o kłótni Kise i Kuroko. Tyle że Daiki nie zmienił numeru i telefon teoretycznie powinien mieć przy sobie i go słyszeć.- Albo może nie wiem... Jest u Tomoyi, a wcześniej zgubił telefon, czy coś?
– No może, może, ale w takiej sytuacji powinien wrócić prosto do domu, albo zadzwonić od Tomoyi-kun – jęknął Kise, niepocieszony.- Boję się, że jednak coś mu się stało po drodze... Proszę, daj znać, gdyby się do ciebie odezwał. Ja będę dalej próbował się do niego dodzwonić.
– W porządku – mruknął z troską Kagami.- Mam niedaleko do jego szkoły, więc przejdę się tam i zapytam osobiście. Jeśli tam niczego się nie dowiem, to pojadę do hali sportowej w centrum, tam mają dane wszystkich zawodników, więc spróbuję dowiedzieć się, gdzie mieszka Tomoya.
– Och, naprawdę to zrobisz, Kagami?
– Pewnie. Jeśli okaże się, że Aho się wygłupiał, to potem policzę mu koszta za moją fatygę.- Taiga spróbował się uśmiechnąć, ale nic z tego nie wyszło.- Niedługo się odezwę. Do usłyszenia.
– Do usłyszenia. Uważaj na siebie, Kagamicchi.
Taiga rozłączył się. Odłożył na moment komórkę, tylko po to, by szybko się ubrać. Telefon schował do kieszeni i, nie dbając o pościelenie łóżka, wyszedł ze swojego pokoju.
Przez krótką chwilę zastanawiał się nad zrobieniem sobie szybkiego śniadania, żeby chociaż zjeść je po drodze, ale ostatecznie stwierdził, że raczej niczego nie przełknie. Zabrał więc tylko klucze do mieszkania i ruszył na poszukiwania swojego przyjaciela.
Po drodze do szkoły rozmyślał o tym, co mogło się stać. Znał Aho i wiedział, że czasami daje się ponieść emocjom. Przypuszczał więc, że Daiki, szczęśliwy po pogodzeniu się z braćmi, poszedł świętować do Inoue. Może nie planował zostać na noc, ale Tomoya jakoś go przekonał? A może wręcz go zmusił? Może to on przetrzymuje go w swojej willi, bo miał dość tego, że Daiki mu odmawiał.
Albo wręcz przeciwnie – zgodził się i po prostu balowali do późna, albo i do samego rana, a czasu na odebranie telefonu ciemnoskóry po prostu nie miał.
No bo przecież to niemożliwe, żeby się zgubił. Albo żeby udawał szczęśliwego, a tak naprawdę uciekł z Tokio, albo i z kraju. Nawet jeśli wciąż odczuwał wstyd po tym, jak na jaw wyszło jego kłamstwo, to na pewno nie był na tyle załamany, by porywać się na coś takiego.
Kagami dotarł do liceum w ciągu niespełna piętnastu minut. Począwszy od dziedzińca, aż po wnętrze budynku, wszędzie porozstawiano znaki informujące o żałobie – w holu uszykowano także coś na wzór pomnika pamięci, z fotografią Sakurai'a Ryou, stosem kwiatów oraz małych, palących się zniczy.
Sekretariat mieścił się na parterze, i choć pracująca tam młoda kobieta była bardzo sympatyczna i z troską wyjaśniła mu, że od wczorajszego rana nie widzieli Aomine, nie była w stanie w żaden sposób mu pomóc.
Taiga opuścił budynek, zawiedziony. Sam nie wiedział na co liczył, ale miał nadzieję, że ktoś z pracowników szkoły naprowadzi go chociaż na jakiś trop – zapytał po drodze nawet paru uczniów, czy nie widzieli Daikiego, ale niestety, po jego zrezygnowaniu z pracy, żaden uczeń już go nie spotkał.
– Czy Sakurai-kun nie przepadał przypadkiem za naszym woźnym?- zapytała nieśmiało jedna z trzech drugoklasistek, które zaczepił Kagami. Miała długie brązowe włosy związane luźno czerwoną wstążką, z zaczesaną na bok grzywką. Spojrzała niepewnie na swoje przyjaciółki, marszcząc z troską brwi.
– Widziałam kiedyś, jak Sakurai poszedł do jego kanciapy – przyznała druga, w krótkich czarnych włosach ściętych na bombkę i prostą grzywką.
– Aomine-san pewnie też go lubił, jak my wszyscy – stwierdziła trzecia, o bujnych rudych lokach.- Kiedyś widziałam, jak Sakurai pomagał mu grabić liście za szkołą!
– Sakurai-kun zawsze był taki miły i pomocny...
– Wydaje mi się, że Aomine-san zrezygnował, ponieważ go kochał – westchnęła ta pierwsza.
– Kochał?- bąknął Kagami, patrząc na nią nieco sceptycznie. Dziewczyna poczerwieniała na twarzy.
– M-mam na myśli, jak brata! Albo syna! Sakurai-kun czasami pomagał mu w jego pracach podczas przerw... I zawsze był dla niego miły!
– No dobra, a możecie mi powiedzieć, gdzie mieszkał ten Sakurai?- westchnął Taiga.
– A... a dlaczego chce pan to wiedzieć?- zapytała ruda.
– Bo szukam Aomine – odparł Taiga.- Może pojechał do rodziców Sakurai'a, a ja muszę koniecznie się z nim zobaczyć.
– Nie może pan do niego zadzwonić...?
– Nie odbiera mi telefonu.
– Och, nie!- wykrzyknęła ta w czarnych włosach, zasłaniając dłońmi usta i z niepokojem spoglądając na koleżanki.- A co, jeśli Aomine-san tak się załamał, że sam spróbuje popełnić samobójstwo?!
Kagami miał niedorzeczną ochotę roześmiać im się w twarz na te słowa, ale zdołał się powstrzymać – zresztą, dzięki takiemu tokowi myślenia dziewczyny zapisały mu na kartce adres Sakurai'a. Wszystkie trzy były jego koleżankami z klasy i przynajmniej kojarzyły jego dom.
Ostatecznie wyszedł ze szkoły choć z drobną pomocą. Z westchnieniem ruszył chodnikiem w kierunku przystanka autobusowego, postanawiając od razu pojechać do państwa Sakurai'ów i upewnić się, że nie ma tam Aomine. Po drodze wyciągnął komórkę, chcąc o tym poinformować Kise i Kuroko, ale coś podkusiło go, by najpierw spróbować dodzwonić się do Daikiego.
I wtedy usłyszał znajomy dzwonek.
Zatrzymał się w miejscu, zaskoczony, szerzej otwierając oczy i rozglądając się pospiesznie wokół siebie. Znajdował się w bocznej uliczce otaczającej szkołę, z której korzystali zapewne głównie uczniowie. Wokół nie było żywej duszy, jedynie chodnik, szosa, mur szkoły i kępa krzaków rosnąca pod nim.
To właśnie spod nich dochodził słaby dźwięk dzwonka, który Aomine sobie ustawił.
Taiga był przerażony. Przełykając ciężko ślinę, zaczął przesuwać spojrzeniem po krzakach, próbując odnaleźć wśród nich znajomą, leżącą martwą sylwetkę Daikiego, choć krzaczki były stanowczo zbyt małe, by ukryć choćby truchło psa, a co dopiero człowieka.
Ale komórka Aomine gdzieś tu była, z całą pewnością.
Kagami ruszył powoli przed siebie, z wciąż przyciśniętym do ucha własnym telefonem. Sygnał po sygnale, przesuwał się naprzód, aż w końcu dostrzegł pod krzakiem to, co spodziewał się zobaczyć.
Rozłączył się i klęknął, biorąc do ręki nieco zaśnieżoną komórkę Aomine. Na całe szczęście była wodoodporna, poza tym był to jeden z droższych i sprawniejszych modeli. Kiedy Taiga zaczął go sprawdzać, trochę się zawieszał – ale działał.
W ostatnich połączeniach znalazł informację o prawie setce nieodebranych – niecałe pięćdziesiąt od Kise, dwadzieścia parę od Kuroko, osiemnaście od niego i siedem od Tomoyi, wszystkie zarejestrowane w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Daiki przyszedł do szkoły około jedenastej – i teraz też zbliżała się jedenasta. Aomine z pewnością zorientował się, że zgubił telefon, a nie należał do osób, które tak po prostu by to zignorowały; z pewnością wróciłby tu, żeby poszukać swojej własności.
Ale nie wrócił. Dlaczego?
Kagami poczuł, jak jego ciało oblewa zimny pot. Czy Daikiemu naprawdę stało się coś złego? Czy ktoś potrącił go autem i Aomine trafił do szpitala, nieprzytomny? Skoro nie mieli jego telefonu, nie mogli się skontaktować z rodziną, ale portfel chyba przy sobie miał, prawda? Odczytaliby tożsamość, sprawdzili chociażby u lekarza rodzinnego, doszliby w końcu do miejsca zamieszkania i numerów telefonu do Kuroko i Kise...
Chyba że ten, kto go potrącił, sam zabrał ciało i odjechał, przerażony, że mógł przez przypadek...
Nie. Aomine na pewno żył. Nie było innej opcji – Taiga nie wiedział jak, ale był pewien, że wyczułby, gdyby ciemnoskórego zabrakło wśród żywych.
Poczuł, że szczęka mu zadrżała, bynajmniej nie z zimna. Zacisnął ją mocno, po czym podniósł się i, korzystając z telefonu Aomine, wybrał numer do Tomoyi.
Mężczyzna odebrał dopiero przy drugim podejściu.
– No cześć, kotku, nareszcie raczyłeś mi oddzwonić! Pół dnia się do ciebie wczoraj dobijałem.
– Tu Kagami.- Taiga starał się ignorować zwrot, jakim Tomoya najwyraźniej wciąż zwracał się do Aomine. Czy rzeczywiście ich coś połączyło?- Aomine u ciebie nie ma?
– Co?- Inoue był wyraźnie zaskoczony.- Jaki Ka...? Aaa, to ty – mruknął nadąsanym tonem.- Nie ma go u mnie, no przecież sam dzwonisz z jego numeru... Co się stało?- zapytał. Najwyraźniej dotarło do niego, że skoro Kagami dzwoni z telefonu Daikiego i pyta go o niego, to nie jest to normalne.
– Nie możemy go nigdzie znaleźć – wyjaśnił krótko Taiga.- Znaczy, ja i jego bracia. Myśleliśmy, że może pojechał wczoraj do ciebie po zerwaniu umowy w pracy.
– Nie było go u mnie – odpowiedział Tomoya.- Zadzwonił do mnie jakoś po jedenastej i chwilę gadaliśmy, ale potem coś nam przerwało.
– Coś wam przerwało?- Kagami zmarszczył brwi.
– Nie jestem pewien, co to było – przyznał z wahaniem Inoue.- Urwał w pół zdania, usłyszałem jakieś szelesty, szum... a potem cisza.
– To... nie brzmi za dobrze – mruknął Kagami.
– Chyba nie sądzisz, że ktoś go porwał?
– Na razie wolę nic nie sądzić.- Taiga skrzywił się i przełknął ślinę.- Dobra, dzięki. Będę miał jego telefon przy sobie, jakby coś.
– Gdzie będziesz go szukał?
– Może u ciebie?- burknął Kagami, nie mogąc się powstrzymać. Złość w nim narastała.
– Zmarnujesz tylko czas – prychnął Tomoya.- Nie jestem taki szurnięty, żeby go porywać. Daiki sam lubi do mnie przychodzić, więc lepiej pomyśl o czymś innym.
– Mam już coś w planie – odparł Taiga.- Kiedy go znajdziemy, powiem mu, żeby do ciebie przedzwonił. Na razie.
Kagami nie czekał za odpowiedzią, od razu się rozłączył. Sam nie wiedział czemu dokładnie, ale Inoue po prostu niemożliwie go denerwował. Jeśli okaże się, że to jednak on zrobił Aomine jakąś krzywdę, utłucze go własnymi rękoma...
Ale najpierw czekała go krótka wycieczka do państwa Sakurai. Póki co nie chciał jeszcze dzwonić do Kise i Kuroko, nie chciał ich aż tak niepokoić złymi wieściami. Dowie się, czy Daiki był u Sakurai'ów, a potem pojedzie prosto do domu braci.
Może nawet z Aomine.
Na to liczył.
* Mamy włoską telenowelę „Seme życie”, to niech i będzie tradycyjny polski „Glan” xD
Najpierw myślałam, że to Imayoshi (bo był powiązany z Sakuraiem), potem że Himuro (chociaż to nie ma sensu, a teraz że Nash, mimo że nie ten dupek nie miał powodu, żeby porywać Daikiego. Chociaż gdyby się bardziej zastanowić to może Nash miałby jakiś motyw. Może jest w stanie zrobić wszystko, żeby Kise u niego pracował i porwał Aomine, jako taką... kartę przetargową?
OdpowiedzUsuńJa również pomyślałam o Nashu, w zasadzie było to pierwsze moje skojarzenie po scenie, w której ktoś porywa Aomine. Jeśli tak, to nigdy mu tego nie zapomnę. Niech sobie znajdzie jakąś męską prostytutkę :3
OdpowiedzUsuńChcę jak najszybciej kolejny odcinek ;^;
HaHa widzę, że nie tylko Tygrysek się denerwuje na samą myśl o Tomoyi, mnie też wkurza ten typek ^w^
Chyba każdy pomyślał o Nashu xD
OdpowiedzUsuńHmm... cały odcinek, jakby nie patrzeć, dotyczy Aomine, więc nie wiem co mogę napisać, oprócz tego, że jestem mega ciekawa co się z nim stało i że znajdzie się szybko. :3
No i liczę na równie szybkie pojawienie się kolejnej części! :D
Ahomine, w co ty się wpakowałeś? Jakiś były zazdrosny kochanek?
OdpowiedzUsuńAhooo >,<
OdpowiedzUsuńA może Sakurai nie zginął? Bo w końcu, nikt nie widział jego ciała, nie? Więc co jeśli... tyyyyy... Yuuuuki, błagam, niech to nie będzie to, co ja myślę...
OdpowiedzUsuń