Kiedy dotarł do bram świątyni
Mistrza Akashiego, na dziedzińcu trwał trening. Jeden ze strażników kiwnął mu
głową, rozpoznając go, Aomine odpowiedział więc tym samym i stanął z boku,
przyglądając się ćwiczącym chłopakom. Jedynym, którego znał, był Kuroko
Tetsuya, dlatego to na nim się skupił, jednak nie omieszkał przypatrzeć się
ruchom pozostałych młodych samurajów.
Aomine czuł się nieco dziwnie
ze świadomością, że, choć chłopcy są jego rówieśnikami, żaden jeszcze nie
opuścił dojo Mistrza Akashiego, w przeciwieństwie do niego i innych uczących
się w tym samym czasie towarzyszy. Nie do końca rozumiał, dlaczego tak się
dzieje. Zupełnie jakby poprzedni uczniowie Akashiego byli kimś wyjątkowym i ze
względu na swoje wyjątkowe talenty i możliwości byli w stanie tak wcześnie
opuścić to miejsce.
- Aominecchi!- usłyszał nagle znajomy głos.
Spojrzał w bok i posłał lekki
uśmiech biegnącemu ku niemu Kise. Na jego ustach na powrót zagościł przyjazny
uśmiech, twarz wręcz emanowała szczęściem. Było jednak coś, co odrobinę
zaskoczyło ciemnoskórego – blondyn miał na sobie treningowy strój, a za pasem
drewnianą katanę.
- Kise.- Skinął mu głową.
- Dzień dobry, Aominecchi! Szybko wróciłeś, a więc misja się powiodła?
- Tak, trochę oberwałem, ale…- Poklepał się lekko po udzie i uśmiechnął,
widząc zaniepokojenie malujące się na przystojnej twarzy Ryouty.- To nic
wielkiego, Riko-sensei poradziła sobie z raną.
- Riko-sensei?- Kise spojrzał na niego pytająco.
- Ah, no tak, nie znasz jej… to medyczka Mistrza Fukudy, bardzo zdolna
kobieta. Potrafi zdziałać cuda, jeśli chodzi o leczenie ran.
- Rozumiem.- Kise skinął lekko głową.- Tym razem przybyłeś na kilka dni,
prawda?
- Ta…- mruknął Aomine, drapiąc się nerwowo po głowie.- Uhm… Mistrz Akashi
jest u siebie?
- Nie, wyszedł gdzieś, ale lada moment powinien wrócić. Przygotować ci
herbaty?
- A… nie jesteś przypadkiem w trakcie treningu?
- Nie ćwiczę z innymi, bo strasznie ich spowalniam… - Kise uśmiechnął się
nieśmiało, przybierając minę zbitego szczeniaka.- A-Ale postanowiłem sam trochę
potrenować! P-przyglądam się więc im z boku i próbuję naśladować.
- Ah, właśnie, Kise…- Aomine podszedł do niego i położył mu dłoń na
ramieniu.- Z tobą również chciałbym porozmawiać. Jeśli więc możesz przerwać
swój trening, z chęcią napiję się herbaty, ale w jakimś bardziej ustronnym
miejscu.
- Dobrze, Aominecchi.- Kise, lekko zarumieniony, skinął głową, po czym
posłał mu uroczy uśmiech.- Na tyłach świątyni nikogo nie ma, tuż za twoim
pokojem! Zaczekaj tam na mnie, proszę, zaraz przyjdę!
Aomine skinął głową i odprowadził go wzrokiem. Westchnął cicho, nieco
zażenowany, przecierając dłonią odrobinę obolały kark. Jeszcze przez chwilę
stał na dziedzińcu, przyglądając się ćwiczącym, po czym oddalił się uboczem,
skinąwszy głową Kuroko, kiedy ten go dostrzegł.
Po drodze zajrzał do swojego pokoju – panowały w nim czystość i porządek,
Akashi najwyraźniej już wcześniej kazał przygotować dla niego pokój, będąc
pewnym, że wróci. Aomine uśmiechnął się lekko, zasuwając drzwi. Odszedł kawałek
dalej i skręcił, znikając z oczu wszystkim na dziedzińcu. Usiadł na deskach
pomostu i odetchnął głęboko, rozkoszując się świeżym powietrzem o delikatnym
zapachu kwiatów.
Kise dołączył do niego niedługo potem. Wciąż z rumieńcem na twarzy,
podszedł do niego trzymając tacę w dłoniach. Klęknął obok, postawił kubki i
spojrzał nieco niepewnie na ciemnoskórego.
- D-dobrze wyglądasz, Aominecchi!
Daiki poczuł, że jego policzki zaczynają płonąć. Co on tak nagle wychodzi
z takim komplementem?!
- D-dzięki – bąknął.- Ty też.
- Uhm.- Kise skinął głową, starając się nie uśmiechać zbyt szeroko.- A
jak noga? Co dokładnie ci się stało? I jak do tego doszło?
- Cóż, nie warto jest wdawać się w szczegóły, nie zaprzątaj sobie tym
głowy…
- A-ależ ja bardzo chcę wiedzieć!- przerwał mu Kise.- Martwiłem się o
ciebie, Aominecchi…
- Martwiłeś?- Aomine spojrzał na niego uważnie, a potem westchnął
ciężko.- Nieważne. W drodze do Mistrza Fukudy napadło mnie kilku zamaskowanych
shinobi. Poradziłem sobie z nimi, ale jeden zdążył mnie ranić ostrzem nasączonym
trucizną.
- O nie…
- Ale spokojnie, Riko-sensei szybko się jej pozbyła, zajęła się mną,
kiedy tylko dotarłem na miejsce. Dzięki temu wciąż mam nogę.- Uśmiechnął się
lekko, mrugając do Kise.
- M-mogę zobaczyć?
Aomine przygryzł wargę, rumieniąc się delikatnie.
- Musiałbym zdjąć spodnie…
- Ah! R-racja! Przepraszam, nie rób tego! To było głupie z mojej strony!
- Nie, w porządku, nie przepraszaj – westchnął Daiki, drapiąc się po
głowie.- Koniec końców oboje jesteśmy mężczyznami, ale mimo wszystko
rozbieranie się w takim miejscu nie jest raczej na miejscu. Może innym razem,
jeśli jesteś taki ciekawy.
- C-chciałem tylko zobaczyć, jak jest głęboka, i czy czasem nie będziesz
przypadkiem potrzebował przy niej pomocy, na przykład… na przykład zmienić
opatrunek, czy coś.
- Zajmujesz się medycyną?
- Dziadek trochę mnie uczył. Nie potrafię wiele, ale jeśli rozpoznam
sytuację, mogę się, że tak powiem, dostosować do sposobu leczenia.
- Cóż, Riko-sensei powiedziała, że kolejna zmiana opatrunku nie będzie
konieczna. Ale dziękuję za twoje chęci.
Kise uśmiechnął się i upił łyk herbaty ze swojego kubka. Wyglądał na
odprężonego i zadowolonego. Aomine nie miał pojęcia jak rozpocząć rozmowę na
nurtujący go temat, nie był pewien, czy Kise chciałby o tym otwarcie mówić,
jednak jeśli nie wyjaśni mu jasno kilku rzeczy, Daiki nie będzie w stanie mu
pomóc.
A udzielić pomocy mu chciał. Z każdą chwilą coraz bardziej.
- Więc, Kise…- zaczął, odchrząknąwszy.- Jak mówiłem, chciałem z tobą
porozmawiać.
- Słucham cię, Aominecchi.- Kise spojrzał na niego z uwagą, widać było,
że skupia się całym sobą na rozmowie.
- Nie wiem, od czego zacząć… Nie wiem także, czy chcesz wdawać się w
szczegóły… Eh, w każdym bądź razie!...etto… M-mówiłeś, że chciałbyś, bym był
twoim nauczycielem, prawda?
- Tak, zgadza się.- Kise kiwnął głową, nieco zaskoczony.- Oh! Niemożliwe!
Czyżbyś zmienił zdanie, Aominecchi?!
- Yyy, nie… znaczy, to nie do końca tak. Ale właśnie o tym chciałem
porozmawiać. Dużo myślałem o twojej prośbie i… o tym, co powiedziałeś.
- Co powiedziałem?- powtórzył Kise.
- Że… zostało ci mało czasu.- Aomine zerknął na niego nerwowo.
Kise westchnął cicho, odwracając głowę od ciemnoskórego i wpatrując się w
spokojną taflę stawu. Daiki przygryzł lekko wargę, nie wiedząc, czy powinien
się odezwać, czy poczekać, aż Ryouta sam zacznie mówić.
- Jeśli mnie jakoś naprowadzisz, będę mógł wyobrazić sobie, w jakim
jesteś położeniu…- zaczął Aomine.- Ale jeśli nie chcesz mówić…
- W porządku, Aominecchi – zaczął powoli Kise.- Oczywiście, że powinieneś
wiedzieć. Hmm… tylko od czego powinienem zacząć… Znasz moją rodzinę? Słyszałeś
o niej?
- Wiem, że to bardzo szanowany klan. Macie w swoich szeregach prawdziwych
samurajów, wiernych i oddanych swemu panu, sprawiedliwych i uczciwych. Chyba
jeszcze nigdy nie słyszałem o was złego słowa.
- To prawda.- Kise uśmiechnął się smutno.- Jesteśmy klanem z tradycjami,
każde pokolenie rodziło niesamowicie zdolnych wojowników, wszyscy byli dumą i
chlubą naszego domu. Z naszego rodu pochodzi wielu Legendarnych, dlatego mamy
się czym szczycić. Na zewnątrz może to wyglądać bardzo elegancko, ludzie mogą
podziwiać Klan Kise, szanować go i prawić o nim dobre słowo, ale we wnętrz
wygląda to nieco gorzej. Bo widzisz, Aominecchi – Kise spojrzał na niego z
smętnym wyrazem twarzy.- sława Klanu Kise bardzo wpływa na ambicje naszego
obecnego przywódcy. Nie dopuszcza on do siebie myśli, że coś mogłoby zepsuć
dobre zdanie na temat naszej wiekowej rodziny. Nie pozwoli więc na żadną
zdradę, żaden błąd, ani tym bardziej żadnego członka przynoszącego mu hańbę,
czy zwykły wstyd. A, jak zapewne dobrze wiesz, właśnie taką osobą jestem.
Kompletne beztalencie, nie potrafiące wykonać nawet najmniejszego cięcia. W
naszej rodziny sztuki walki uczy się od najmłodszych lat, ze mną nie było
inaczej. Możesz sobie wyobrazić, jak od ukończenia pięciu lat szkolono mnie na
samuraja, jednak…- Kise westchnął przeciągle i uśmiechnął się lekko.- Jak to
powiadają, głupiec pozostanie głupcem, a niezdara niezdarą. Raz przyniesiona
hańba rodzinie na długo pozostawi w jej drzewie skazę. Przywódca Klanu Kise,
mój wuj, święcie w to wierzy i nie miał zamiaru dopuścić do czegoś takiego.
Skoro nasi nauczyciele nie potrafili wpoić mi wiedzy i fechtunku, wuj wciąż
wysyłał mnie do przeróżnych Mistrzów. Ale ile można czekać na skutki, gdy w grę
wchodzi dobre imię Klanu?- Ryouta znów spojrzał na taflę wody i ciągnął dalej.-
Wuj stracił do mnie cierpliwość, sądząc, że to z mojej winy wciąż nie potrafię
dobrze walczyć. Postawił więc ultimatum: wyśle mnie do ostatniego znanego mu
Mistrza, a po czterech miesiącach powrócę w rodzinne strony i stanę do walki z
jednym z najsilniejszych ludzi naszego Klanu. Jeśli przegram w walce, zostanę
wydziedziczony.
- Co takiego?- Aomine spojrzał na niego w niedowierzaniu.
- Na domiar złego, wuj nie ma żadnego dziecka – mruknął Kise.- Dlatego to
ja, jako jedyny syn jego młodszego brata, staję w kolejce do przejęcia Klanu.
Jestem jego następcą, czystej krwi dziedzicem. Jeśli nie pokonam mojego
przeciwnika, będę bezwartościowym człowiekiem, bez pozycji, bez domu i bez rodziny.
Mam dwie siostry.- Kise spojrzał na Aomine z uśmiechem.- Obie są do reszty
zakochane w wybrankach swoich serc, ale jeśli nie powrócę, wuj wyda je za mąż
za członków innych klanów, których uzna za dobrą partię, a któregoś z nich za
odpowiedniego następcę. To może być każdy… przystojny młodzieniec o dobrym
sercu, albo podstarzały zwyrodnialec o sadystycznych zapędach.- Kise zacisnął
mocno pięści, zagryzł wargę.- Nie mogę na to pozwolić, Aominecchi. Moje siostry
na mnie czekają. I nie tylko one. Wuj w bardzo rygorystyczny sposób utrzymuje
porządku w Klanu, wielu się go boi… Chcę to zmienić. Chcę zostać silnym
samurajem, godnym następcą przywódcy Klanu Kise. Jeśli mi się nie uda…- Ryouta
zamknął powoli oczy, kilka drobnych łez spadło na jego blade policzki.
Aomine niewiele myślał w
tamtej chwili. Wsunął dłoń w złociste włosy Kise, przysunął się do niego i
dotknął wargami słonych łez. Ryouta otwarł oczy, zaskoczony, podczas gdy Daiki
ucałował również drugi policzek, a na sam koniec – usta.
- Przepraszam, Kise – szepnął.- Powinienem był od razu wysłuchać cię, od
razu zapytać o powód, dla którego pragniesz stać się samurajem. Nie obawiaj
się, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ci pomóc.
- Eh?- Kise spojrzał na niego zaskoczony, chwytając dłoń w jego włosach.-
Naprawdę? Aominecchi, naprawdę mi pomożesz?
- Będę cię uczył.- Aomine skinął głową.- Nauczę cię wszystkiego, co sam
potrafię. Dlatego, proszę cię, Kise, oboje postarajmy się ze wszystkich sił.
Żebyś mógł wrócić do swoich sióstr i zostać głową Klanu Kise.
Ryouta pociągnął głośno nosem, starając się nie rozpłakać. Skinął powoli
głową i, zebrawszy się na odwagę, złożył na ustach Daikiego kolejny pocałunek,
czuły i delikatny, ale jednocześnie mający w sobie moc jego prawdziwych,
szczerych uczuć, które od dziesięciu lat żywił do ciemnoskórego.
- Dziękuję – szepnął.- Dziękuję, Aominecchi.
Daiki skinął głową, przeczesując jego włosy i uśmiechnął się lekko. Nie
był do końca pewny, czy dobrze postępuje, biorąc sobie Kise za „ucznia”, ale o
jednym był przekonany.
Cokolwiek by się stało, był gotów poświęcić się w całości, by mu pomóc.
*
Mistrz Akashi wrócił do
świątyni, gdy słońce rozpoczęło wędrówkę ku koronom drzew. Aomine, w
towarzystwie innych przyszłych samurajów oraz Kise, zdążył już zjeść obiad. Jak
dowiedział się od Kuroko, Mistrz Akashi kazał nie czekać na niego z posiłkiem.
- Ah, już wróciłeś, Aomine? Rad jestem z tego.- Akashi podszedł do niego
ze swoim zwyczajowym uśmiechem.- Porozmawiajmy w moim pokoju. Jak udała się
podróż?
- Bez większych przeszkód, jeśli nie licząc bliskiego spotkania z grupą
shinobi.- Obaj weszli do pokoju Akashiego i usiedli na poduszkach. Mistrz
spojrzał na niego uważnie, czekając na wyjaśnienia. Aomine położył dłoń na
rannym udzie.- To niezbyt głębokie cięcie pozostawione przez zatrute ostrze.
Trucizny pozbyła się Riko-sensei, gdy tylko dotarłem do Mistrza Fukudy i
oddałem mu zwój.- Aomine sięgnął za kimono i wyjął z niego niewielkie
zawiniątko.- Oto odpowiedź, sensei.
Akashi wziął zwój i, zerkając na ciemnoskórego, rozwinął go i odczytał
staranne pismo
Mistrza Fukudy.
Aomine wbił wzrok w podłogę, czekając aż skończy.
- Nie ma potrzeby odpowiadać na nie – usłyszał w końcu spokojny ton jego
głosu.- Noga boli?
- Nie, Mistrzu, już od dawna jest z nią wszystko w porządku. Riko-sensei
wykonała świetną robotę, gdyby nie ona, zapewne nie prędko bym się tu zjawił.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić – mruknął Akashi, przymykając oczy.-
Całe szczęście, że była wówczas na miejscu. Jak twoje samopoczucie?
- Nienajgorzej.- Aomine uśmiechnął się lekko.
- Żywię nadzieję, że wróciłeś po to, by zostać na kilka dni w moich
skromnych progach.
- Tak, Mistrzu.- Daiki ukłonił się przed nim nisko.- Dziękuję za twą
godzinę, z radością z niej skorzystam.
- Świetnie. Na ile planujesz zostać?
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno chciałbym przyjrzeć się bliżej
ćwiczącym. Kuroko Tetsuya to godna zainteresowania osoba.
- Zgadzam się z tym. Daję ci więc przywilej doglądania ich i pouczania,
jeśli zechcesz. Możesz także trenować ich osobiście.
- Nie, to nie będzie konieczne.- Aomine uśmiechnął się lekko.
- Ale jeśli najdzie cię ochota, nie krępuj się.- Akashi również posłał mu
uśmiech.- Ostatnimi czasy mam sporo spraw na głowie, nie mogę więc skupić
pełnej uwagi na moich podopiecznych. Bardzo mi pomożesz, jeśli choć od czasu do
czasu doradzisz im coś i dasz kilka wskazówek.
- Jeśli takie jest twoje życzenie, Mistrzu.- Aomine znów ukłonił się
nisko.
- To nie życzenie, bardziej prośba – sprostował sensei.- A propos moich
podopiecznych… jak udała się rozmowa z Kise?
- Ah, cóż…- Aomine zarumienił się intensywnie.- Cóż… jakby to Mistrzowi…
No, zmieniłem zdanie i…
Akashi zaśmiał się lekko, kręcąc głową.
- Rozumiem. Ale jak zamierzasz go trenować, skoro wkrótce wyruszasz w
podróż?
- Właśnie tu pojawia się moje pytanie, sensei…
- Słucham.
- Czy pozwolisz, by Kise mi towarzyszył? Już rozmawiałem z nim na ten
temat, pytałem, czy w wypadku przyjścia tu jednego z Klanu Kise nie będzie miał
Mistrz problemów, gdy dowiedzą się, że Kise tu nie ma, ale mówi, że ich nie
bardzo obchodzi co się z nim dzieje. Chcą go ujrzeć dopiero za miesiąc.
- Hmm… dlaczego więc nie zostaniesz tu na ten czas?
- To przez to, czego dowiedziałem się w drodze tutaj. Spotkałem Midorimę
i Takao, powiedzieli mi parę ciekawych rzeczy… - Aomine odpowiedział Mistrzowi
szczegóły swej rozmowy ze starymi przyjaciółmi oraz informatorem Reo. Mistrz
przysłuchiwał mu się z poważną miną, od czasu do czasu kiwając lekko głową.
- Tak, słyszałem co nieco o Białym Kle – odparł na zadane przez
ciemnoskórego pytanie.- Oraz o legendarnym ostrzu związanym z jego klanem.
Jednak sądziłem, że jego członkowie dawno już wyginęli. Nie tylko ja zresztą.
Gdybyś zapytał Mistrza Fukudę, albo Mistrza Murasakibarę, ich odpowiedzi nie
różniłyby się od mojej.
- Kim jest Biały Kieł, sensei?- zapytał Aomine, zaciskając pięści.
- Raczej kim „był” – poprawił go Akashi.- To morderca. Ale żeby zrozumieć
jego historię, musielibyśmy cofnąć się o 200 lat…
- Proszę cię, Mistrzu.- Aomine spojrzał na niego z nieukrywaną
zawziętością.- Chcę wiedzieć wszystko.
Akashi westchnął głośno, na krótki moment milknąc. W końcu jednak skinął
głową i zaczął mówić spokojnym, cichym głosem:
- Historia ta zaczęła się 200 lat temu, kiedy to Klan Haizaki przyjął do
swego domu zagubionego kowala. Nie miał dokąd pójść ani co zrobić ze swoim
życiem, nie potrafił również bronić sam siebie. Znalazłszy się pod skrzydłami
Klanu Haizaki, mógł na nowo odbudować swoje życie. Dostał dom, pracę, wkrótce
również ożenił się z urodziwą mieszkanką wioski, słowem: narodził się na nowo.
W podzięce za dobroć jego wybawicieli, w swej pracowni wykuł dla nich wyjątkową
katanę. Do dziś nikt nie wie, z czego została wykonana, jednak każdy potrafiłby
ją rozróżnić: charakteryzowała się śnieżnobiałym kolorem ostrza. Jednak
przywódca klanu, który otrzymał broń, pragnął czegoś więcej. Aby zabezpieczyć
katanę przed kradzieżą, kazał swemu magikowi zakląć ją. Jednak magik,
nieprzychylny jego panowaniu, obmyśliwszy intrygę, nocą skradł duszę przywódcy
i używając jej rzucił klątwę na ostrze. Od tamtej pory katana miała rzekomo żyć
własnym życiem, a dotknąć mógł jej jedynie ten, którego sama wybrała. Jeśli zaś
dotknął jej ktoś niepowołany, stawał się on jej ofiarą – wówczas wpadał w dziki
szał i mordował każdego na swej drodze, a wraz z każdym odebraniem czyjegoś
życia, skracał on swoje własne. Jak zapewne już się domyślasz, kolejny następca
lidera Klanu Haizaki okazał się tym pechowcem. W swym szale wymordował niemalże
całą wioskę, a osób zabił tyle, iż zdołał żyć ledwie dwa tygodnie. Od tamtej pory
uważano, by katany nie dotknął nikt, kto na to nie zasługiwał. Jednakże
dwadzieścia lat temu ostrze zostało skradzione przez jednego z synów przywódcy
klanu Haizaki, którego nazywano Białym Kłem. Zrobił on to zupełnie świadomie, a
w swym szale wymordował całą rodzinę, nie pozostawiając nikogo. Był bardzo
młody, a jego życie zapowiadało się na długie. Minęło więc kilka miesięcy, nim
odnaleziono go martwego. Ciężko jest oszacować liczbę jego ofiar, ale jeśli
miałbym to zrobić, powiedziałbym, że był w stanie opustoszyć wioskę liczącą 50
tysięcy ludzi.
- Bogowie…- szepnął Aomine, kręcąc głową. Ciężko mu było uwierzyć w taką
historię, jednak wiedział, że Mistrz Akashi nie okłamałby go.- Ale… znaleziono
go martwego, czy tak?
- W rzeczy samej.- Akashi skinął głową.- Dlatego zaskoczyła mnie
informacja o jego rzekomym powrocie. Co prawda, władze Japonii podejrzewały, iż
sprawcą śmierci kilku klanów, poczynając od rodu Aomine, jest zagorzały
naśladowca Białego Kła, ale… pierwsze słyszę, by ktoś go widział, w dodatku z
Białym Ostrzem.
- Co stało się z tą kataną po śmierci prawdziwego Białego Kła?
- Przepadła.
- Czy to możliwe, że kogoś opętała?
- Nie.- Akashi pokręcił przecząco głową.- Legenda głosi, że miała ona źle
działać jedynie na członków rodziny Haizakich, jednak dla innych klanów miała
być ona bezużyteczna. Jeśli więc naprawdę katana opętała swego obecnego
właściciela, musi to być ktoś ocalały z Klanu Haizakich. Ale nigdy nie
słyszałem, by ktoś taki się znalazł. Podobno zginęli wszyscy… To naprawdę
zastanawiające.
- Pewności nie mamy, nikt nie może potwierdzić tych plotek – westchnął
Aomine.- Jednak mam zamiar udać się w tamte strony, gdzie znaleziono pijaka i
popytać mieszkańców. Może któryś z nich będzie wiedział coś jeszcze.
- I chcesz zabrać ze sobą Kise?- Akashi wrócił do głównego tematu ich
rozmowy.
- Tak…- Aomine skinął głową.- Dzięki temu będę mógł zająć się szukaniem
mordercy mojego klanu i treningiem Kise jednocześnie. Nie mogę zwlekać ani z
jednym, ani z drugim. A Kise potrzebuje mojej pomocy.
- Opowiedział ci swą historię – bardziej stwierdził niż zapytał Mistrz
Akashi.
- Tak.
- Żal ci go?
- Współczuję mu, jeśli mogę tak określić to uczucie. Jestem w stanie
postawić się w jego sytuacji. Nie ma lekko, ale chłopak się stara. Nie wiem,
czy będę go w stanie czegoś nauczyć, jeśli sam Mistrz Akashi nie brał się za
to. Ty najlepiej oceniasz talent człowieka.
- Cóż…- westchnął Akashi.- Albo zwyczajnie przestaję nadawać się na
nauczyciela.
- Proszę tak nie mówić.- Aomine posłał mu lekki uśmiech.
- Twoja ogłada niezmiennie mnie zadziwia – westchnął Mistrz, przymykając
oczy.- Gdybyś był taki od samego początku, pewnie nigdy nie wypuściłbym cię ze
świątyni.
- Miło mi to słyszeć.
- Masz moje pozwolenie, by zabrać ze sobą Kise. Dbaj o niego.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Dziękuję ci, sensei.- Aomine ukłonił się przed nim.
- Możesz wracać do siebie. Ah, właśnie. Jutro wpadnie z wizytą Mistrz
Murasakibara, mam nadzieję, że nie będziesz przed nim uciekał, jak niegdyś?
- Sensei, to było dawno temu…
- Tylko mówię.- Akashi uśmiechnął się do niego uroczo, a Daiki pokręcił
głową, ukłonił się po raz ostatni i wyszedł z jego pokoju.
Musiał przekazać Kise dobrą wiadomość.
Jak zwykle cudownie <3
OdpowiedzUsuń~Deirdre
Cudne <3
OdpowiedzUsuńAominecchi się zgodził *.*
Ten powód nie jest aż tak banalny...
Czekam na więcej i przepraszam za krótki komentarz :(
Zakochana w Haizakim,
Yew S.
Czy opowiadania Black Game i Błekit Nieba będą kontynuowane? Bardziej zalezy mi na informacji o BG
OdpowiedzUsuńBędą, ale na pewno nie w najbliższym czasie :)
UsuńKocham wiec poczekam xd Dzieki za info. *zapomnialam sie wczesniej podpisac skleroza wieku mlodzienczego xd* ~Deirdre
OdpowiedzUsuńChce żeby Kise zaczął koksić XDD
OdpowiedzUsuń