Ostatni Samuraj - Rozdział Czwarty




      Kiedy dotarł do bram świątyni Mistrza Akashiego, na dziedzińcu trwał trening. Jeden ze strażników kiwnął mu głową, rozpoznając go, Aomine odpowiedział więc tym samym i stanął z boku, przyglądając się ćwiczącym chłopakom. Jedynym, którego znał, był Kuroko Tetsuya, dlatego to na nim się skupił, jednak nie omieszkał przypatrzeć się ruchom pozostałych młodych samurajów.
      Aomine czuł się nieco dziwnie ze świadomością, że, choć chłopcy są jego rówieśnikami, żaden jeszcze nie opuścił dojo Mistrza Akashiego, w przeciwieństwie do niego i innych uczących się w tym samym czasie towarzyszy. Nie do końca rozumiał, dlaczego tak się dzieje. Zupełnie jakby poprzedni uczniowie Akashiego byli kimś wyjątkowym i ze względu na swoje wyjątkowe talenty i możliwości byli w stanie tak wcześnie opuścić to miejsce.
- Aominecchi!- usłyszał nagle znajomy głos.
      Spojrzał w bok i posłał lekki uśmiech biegnącemu ku niemu Kise. Na jego ustach na powrót zagościł przyjazny uśmiech, twarz wręcz emanowała szczęściem. Było jednak coś, co odrobinę zaskoczyło ciemnoskórego – blondyn miał na sobie treningowy strój, a za pasem drewnianą katanę.
- Kise.- Skinął mu głową.
- Dzień dobry, Aominecchi! Szybko wróciłeś, a więc misja się powiodła?
- Tak, trochę oberwałem, ale…- Poklepał się lekko po udzie i uśmiechnął, widząc zaniepokojenie malujące się na przystojnej twarzy Ryouty.- To nic wielkiego, Riko-sensei poradziła sobie z raną.
- Riko-sensei?- Kise spojrzał na niego pytająco.
- Ah, no tak, nie znasz jej… to medyczka Mistrza Fukudy, bardzo zdolna kobieta. Potrafi zdziałać cuda, jeśli chodzi o leczenie ran.
- Rozumiem.- Kise skinął lekko głową.- Tym razem przybyłeś na kilka dni, prawda?
- Ta…- mruknął Aomine, drapiąc się nerwowo po głowie.- Uhm… Mistrz Akashi jest u siebie?
- Nie, wyszedł gdzieś, ale lada moment powinien wrócić. Przygotować ci herbaty?
- A… nie jesteś przypadkiem w trakcie treningu?
- Nie ćwiczę z innymi, bo strasznie ich spowalniam… - Kise uśmiechnął się nieśmiało, przybierając minę zbitego szczeniaka.- A-Ale postanowiłem sam trochę potrenować! P-przyglądam się więc im z boku i próbuję naśladować.
- Ah, właśnie, Kise…- Aomine podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.- Z tobą również chciałbym porozmawiać. Jeśli więc możesz przerwać swój trening, z chęcią napiję się herbaty, ale w jakimś bardziej ustronnym miejscu.
- Dobrze, Aominecchi.- Kise, lekko zarumieniony, skinął głową, po czym posłał mu uroczy uśmiech.- Na tyłach świątyni nikogo nie ma, tuż za twoim pokojem! Zaczekaj tam na mnie, proszę, zaraz przyjdę!
Aomine skinął głową i odprowadził go wzrokiem. Westchnął cicho, nieco zażenowany, przecierając dłonią odrobinę obolały kark. Jeszcze przez chwilę stał na dziedzińcu, przyglądając się ćwiczącym, po czym oddalił się uboczem, skinąwszy głową Kuroko, kiedy ten go dostrzegł.
Po drodze zajrzał do swojego pokoju – panowały w nim czystość i porządek, Akashi najwyraźniej już wcześniej kazał przygotować dla niego pokój, będąc pewnym, że wróci. Aomine uśmiechnął się lekko, zasuwając drzwi. Odszedł kawałek dalej i skręcił, znikając z oczu wszystkim na dziedzińcu. Usiadł na deskach pomostu i odetchnął głęboko, rozkoszując się świeżym powietrzem o delikatnym zapachu kwiatów.
Kise dołączył do niego niedługo potem. Wciąż z rumieńcem na twarzy, podszedł do niego trzymając tacę w dłoniach. Klęknął obok, postawił kubki i spojrzał nieco niepewnie na ciemnoskórego.
- D-dobrze wyglądasz, Aominecchi!
Daiki poczuł, że jego policzki zaczynają płonąć. Co on tak nagle wychodzi z takim komplementem?!
- D-dzięki – bąknął.- Ty też.
- Uhm.- Kise skinął głową, starając się nie uśmiechać zbyt szeroko.- A jak noga? Co dokładnie ci się stało? I jak do tego doszło?
- Cóż, nie warto jest wdawać się w szczegóły, nie zaprzątaj sobie tym głowy…
- A-ależ ja bardzo chcę wiedzieć!- przerwał mu Kise.- Martwiłem się o ciebie, Aominecchi…
- Martwiłeś?- Aomine spojrzał na niego uważnie, a potem westchnął ciężko.- Nieważne. W drodze do Mistrza Fukudy napadło mnie kilku zamaskowanych shinobi. Poradziłem sobie z nimi, ale jeden zdążył mnie ranić ostrzem nasączonym trucizną.
- O nie…
- Ale spokojnie, Riko-sensei szybko się jej pozbyła, zajęła się mną, kiedy tylko dotarłem na miejsce. Dzięki temu wciąż mam nogę.- Uśmiechnął się lekko, mrugając do Kise.
- M-mogę zobaczyć?
Aomine przygryzł wargę, rumieniąc się delikatnie.
- Musiałbym zdjąć spodnie…
- Ah! R-racja! Przepraszam, nie rób tego! To było głupie z mojej strony!
- Nie, w porządku, nie przepraszaj – westchnął Daiki, drapiąc się po głowie.- Koniec końców oboje jesteśmy mężczyznami, ale mimo wszystko rozbieranie się w takim miejscu nie jest raczej na miejscu. Może innym razem, jeśli jesteś taki ciekawy.
- C-chciałem tylko zobaczyć, jak jest głęboka, i czy czasem nie będziesz przypadkiem potrzebował przy niej pomocy, na przykład… na przykład zmienić opatrunek, czy coś.
- Zajmujesz się medycyną?
- Dziadek trochę mnie uczył. Nie potrafię wiele, ale jeśli rozpoznam sytuację, mogę się, że tak powiem, dostosować do sposobu leczenia.
- Cóż, Riko-sensei powiedziała, że kolejna zmiana opatrunku nie będzie konieczna. Ale dziękuję za twoje chęci.
Kise uśmiechnął się i upił łyk herbaty ze swojego kubka. Wyglądał na odprężonego i zadowolonego. Aomine nie miał pojęcia jak rozpocząć rozmowę na nurtujący go temat, nie był pewien, czy Kise chciałby o tym otwarcie mówić, jednak jeśli nie wyjaśni mu jasno kilku rzeczy, Daiki nie będzie w stanie mu pomóc.
A udzielić pomocy mu chciał. Z każdą chwilą coraz bardziej.
- Więc, Kise…- zaczął, odchrząknąwszy.- Jak mówiłem, chciałem z tobą porozmawiać.
- Słucham cię, Aominecchi.- Kise spojrzał na niego z uwagą, widać było, że skupia się całym sobą na rozmowie.
- Nie wiem, od czego zacząć… Nie wiem także, czy chcesz wdawać się w szczegóły… Eh, w każdym bądź razie!...etto… M-mówiłeś, że chciałbyś, bym był twoim nauczycielem, prawda?
- Tak, zgadza się.- Kise kiwnął głową, nieco zaskoczony.- Oh! Niemożliwe! Czyżbyś zmienił zdanie, Aominecchi?!
- Yyy, nie… znaczy, to nie do końca tak. Ale właśnie o tym chciałem porozmawiać. Dużo myślałem o twojej prośbie i… o tym, co powiedziałeś.
- Co powiedziałem?- powtórzył Kise.
- Że… zostało ci mało czasu.- Aomine zerknął na niego nerwowo.
Kise westchnął cicho, odwracając głowę od ciemnoskórego i wpatrując się w spokojną taflę stawu. Daiki przygryzł lekko wargę, nie wiedząc, czy powinien się odezwać, czy poczekać, aż Ryouta sam zacznie mówić.
- Jeśli mnie jakoś naprowadzisz, będę mógł wyobrazić sobie, w jakim jesteś położeniu…- zaczął Aomine.- Ale jeśli nie chcesz mówić…
- W porządku, Aominecchi – zaczął powoli Kise.- Oczywiście, że powinieneś wiedzieć. Hmm… tylko od czego powinienem zacząć… Znasz moją rodzinę? Słyszałeś o niej?
- Wiem, że to bardzo szanowany klan. Macie w swoich szeregach prawdziwych samurajów, wiernych i oddanych swemu panu, sprawiedliwych i uczciwych. Chyba jeszcze nigdy nie słyszałem o was złego słowa.
- To prawda.- Kise uśmiechnął się smutno.- Jesteśmy klanem z tradycjami, każde pokolenie rodziło niesamowicie zdolnych wojowników, wszyscy byli dumą i chlubą naszego domu. Z naszego rodu pochodzi wielu Legendarnych, dlatego mamy się czym szczycić. Na zewnątrz może to wyglądać bardzo elegancko, ludzie mogą podziwiać Klan Kise, szanować go i prawić o nim dobre słowo, ale we wnętrz wygląda to nieco gorzej. Bo widzisz, Aominecchi – Kise spojrzał na niego z smętnym wyrazem twarzy.- sława Klanu Kise bardzo wpływa na ambicje naszego obecnego przywódcy. Nie dopuszcza on do siebie myśli, że coś mogłoby zepsuć dobre zdanie na temat naszej wiekowej rodziny. Nie pozwoli więc na żadną zdradę, żaden błąd, ani tym bardziej żadnego członka przynoszącego mu hańbę, czy zwykły wstyd. A, jak zapewne dobrze wiesz, właśnie taką osobą jestem. Kompletne beztalencie, nie potrafiące wykonać nawet najmniejszego cięcia. W naszej rodziny sztuki walki uczy się od najmłodszych lat, ze mną nie było inaczej. Możesz sobie wyobrazić, jak od ukończenia pięciu lat szkolono mnie na samuraja, jednak…- Kise westchnął przeciągle i uśmiechnął się lekko.- Jak to powiadają, głupiec pozostanie głupcem, a niezdara niezdarą. Raz przyniesiona hańba rodzinie na długo pozostawi w jej drzewie skazę. Przywódca Klanu Kise, mój wuj, święcie w to wierzy i nie miał zamiaru dopuścić do czegoś takiego. Skoro nasi nauczyciele nie potrafili wpoić mi wiedzy i fechtunku, wuj wciąż wysyłał mnie do przeróżnych Mistrzów. Ale ile można czekać na skutki, gdy w grę wchodzi dobre imię Klanu?- Ryouta znów spojrzał na taflę wody i ciągnął dalej.- Wuj stracił do mnie cierpliwość, sądząc, że to z mojej winy wciąż nie potrafię dobrze walczyć. Postawił więc ultimatum: wyśle mnie do ostatniego znanego mu Mistrza, a po czterech miesiącach powrócę w rodzinne strony i stanę do walki z jednym z najsilniejszych ludzi naszego Klanu. Jeśli przegram w walce, zostanę wydziedziczony.
- Co takiego?- Aomine spojrzał na niego w niedowierzaniu.
- Na domiar złego, wuj nie ma żadnego dziecka – mruknął Kise.- Dlatego to ja, jako jedyny syn jego młodszego brata, staję w kolejce do przejęcia Klanu. Jestem jego następcą, czystej krwi dziedzicem. Jeśli nie pokonam mojego przeciwnika, będę bezwartościowym człowiekiem, bez pozycji, bez domu i bez rodziny. Mam dwie siostry.- Kise spojrzał na Aomine z uśmiechem.- Obie są do reszty zakochane w wybrankach swoich serc, ale jeśli nie powrócę, wuj wyda je za mąż za członków innych klanów, których uzna za dobrą partię, a któregoś z nich za odpowiedniego następcę. To może być każdy… przystojny młodzieniec o dobrym sercu, albo podstarzały zwyrodnialec o sadystycznych zapędach.- Kise zacisnął mocno pięści, zagryzł wargę.- Nie mogę na to pozwolić, Aominecchi. Moje siostry na mnie czekają. I nie tylko one. Wuj w bardzo rygorystyczny sposób utrzymuje porządku w Klanu, wielu się go boi… Chcę to zmienić. Chcę zostać silnym samurajem, godnym następcą przywódcy Klanu Kise. Jeśli mi się nie uda…- Ryouta zamknął powoli oczy, kilka drobnych łez spadło na jego blade policzki.
      Aomine niewiele myślał w tamtej chwili. Wsunął dłoń w złociste włosy Kise, przysunął się do niego i dotknął wargami słonych łez. Ryouta otwarł oczy, zaskoczony, podczas gdy Daiki ucałował również drugi policzek, a na sam koniec – usta.
- Przepraszam, Kise – szepnął.- Powinienem był od razu wysłuchać cię, od razu zapytać o powód, dla którego pragniesz stać się samurajem. Nie obawiaj się, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ci pomóc.
- Eh?- Kise spojrzał na niego zaskoczony, chwytając dłoń w jego włosach.- Naprawdę? Aominecchi, naprawdę mi pomożesz?
- Będę cię uczył.- Aomine skinął głową.- Nauczę cię wszystkiego, co sam potrafię. Dlatego, proszę cię, Kise, oboje postarajmy się ze wszystkich sił. Żebyś mógł wrócić do swoich sióstr i zostać głową Klanu Kise.
Ryouta pociągnął głośno nosem, starając się nie rozpłakać. Skinął powoli głową i, zebrawszy się na odwagę, złożył na ustach Daikiego kolejny pocałunek, czuły i delikatny, ale jednocześnie mający w sobie moc jego prawdziwych, szczerych uczuć, które od dziesięciu lat żywił do ciemnoskórego.
- Dziękuję – szepnął.- Dziękuję, Aominecchi.
Daiki skinął głową, przeczesując jego włosy i uśmiechnął się lekko. Nie był do końca pewny, czy dobrze postępuje, biorąc sobie Kise za „ucznia”, ale o jednym był przekonany.
Cokolwiek by się stało, był gotów poświęcić się w całości, by mu pomóc.

*

      Mistrz Akashi wrócił do świątyni, gdy słońce rozpoczęło wędrówkę ku koronom drzew. Aomine, w towarzystwie innych przyszłych samurajów oraz Kise, zdążył już zjeść obiad. Jak dowiedział się od Kuroko, Mistrz Akashi kazał nie czekać na niego z posiłkiem.
- Ah, już wróciłeś, Aomine? Rad jestem z tego.- Akashi podszedł do niego ze swoim zwyczajowym uśmiechem.- Porozmawiajmy w moim pokoju. Jak udała się podróż?
- Bez większych przeszkód, jeśli nie licząc bliskiego spotkania z grupą shinobi.- Obaj weszli do pokoju Akashiego i usiedli na poduszkach. Mistrz spojrzał na niego uważnie, czekając na wyjaśnienia. Aomine położył dłoń na rannym udzie.- To niezbyt głębokie cięcie pozostawione przez zatrute ostrze. Trucizny pozbyła się Riko-sensei, gdy tylko dotarłem do Mistrza Fukudy i oddałem mu zwój.- Aomine sięgnął za kimono i wyjął z niego niewielkie zawiniątko.- Oto odpowiedź, sensei.
Akashi wziął zwój i, zerkając na ciemnoskórego, rozwinął go i odczytał staranne pismo
Mistrza Fukudy. Aomine wbił wzrok w podłogę, czekając aż skończy.
- Nie ma potrzeby odpowiadać na nie – usłyszał w końcu spokojny ton jego głosu.- Noga boli?
- Nie, Mistrzu, już od dawna jest z nią wszystko w porządku. Riko-sensei wykonała świetną robotę, gdyby nie ona, zapewne nie prędko bym się tu zjawił.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić – mruknął Akashi, przymykając oczy.- Całe szczęście, że była wówczas na miejscu. Jak twoje samopoczucie?
- Nienajgorzej.- Aomine uśmiechnął się lekko.
- Żywię nadzieję, że wróciłeś po to, by zostać na kilka dni w moich skromnych progach.
- Tak, Mistrzu.- Daiki ukłonił się przed nim nisko.- Dziękuję za twą godzinę, z radością z niej skorzystam.
- Świetnie. Na ile planujesz zostać?
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno chciałbym przyjrzeć się bliżej ćwiczącym. Kuroko Tetsuya to godna zainteresowania osoba.
- Zgadzam się z tym. Daję ci więc przywilej doglądania ich i pouczania, jeśli zechcesz. Możesz także trenować ich osobiście.
- Nie, to nie będzie konieczne.- Aomine uśmiechnął się lekko.
- Ale jeśli najdzie cię ochota, nie krępuj się.- Akashi również posłał mu uśmiech.- Ostatnimi czasy mam sporo spraw na głowie, nie mogę więc skupić pełnej uwagi na moich podopiecznych. Bardzo mi pomożesz, jeśli choć od czasu do czasu doradzisz im coś i dasz kilka wskazówek.
- Jeśli takie jest twoje życzenie, Mistrzu.- Aomine znów ukłonił się nisko.
- To nie życzenie, bardziej prośba – sprostował sensei.- A propos moich podopiecznych… jak udała się rozmowa z Kise?
- Ah, cóż…- Aomine zarumienił się intensywnie.- Cóż… jakby to Mistrzowi… No, zmieniłem zdanie i…
Akashi zaśmiał się lekko, kręcąc głową.
- Rozumiem. Ale jak zamierzasz go trenować, skoro wkrótce wyruszasz w podróż?
- Właśnie tu pojawia się moje pytanie, sensei…
- Słucham.
- Czy pozwolisz, by Kise mi towarzyszył? Już rozmawiałem z nim na ten temat, pytałem, czy w wypadku przyjścia tu jednego z Klanu Kise nie będzie miał Mistrz problemów, gdy dowiedzą się, że Kise tu nie ma, ale mówi, że ich nie bardzo obchodzi co się z nim dzieje. Chcą go ujrzeć dopiero za miesiąc.
- Hmm… dlaczego więc nie zostaniesz tu na ten czas?
- To przez to, czego dowiedziałem się w drodze tutaj. Spotkałem Midorimę i Takao, powiedzieli mi parę ciekawych rzeczy… - Aomine odpowiedział Mistrzowi szczegóły swej rozmowy ze starymi przyjaciółmi oraz informatorem Reo. Mistrz przysłuchiwał mu się z poważną miną, od czasu do czasu kiwając lekko głową.
- Tak, słyszałem co nieco o Białym Kle – odparł na zadane przez ciemnoskórego pytanie.- Oraz o legendarnym ostrzu związanym z jego klanem. Jednak sądziłem, że jego członkowie dawno już wyginęli. Nie tylko ja zresztą. Gdybyś zapytał Mistrza Fukudę, albo Mistrza Murasakibarę, ich odpowiedzi nie różniłyby się od mojej.
- Kim jest Biały Kieł, sensei?- zapytał Aomine, zaciskając pięści.
- Raczej kim „był” – poprawił go Akashi.- To morderca. Ale żeby zrozumieć jego historię, musielibyśmy cofnąć się o 200 lat…
- Proszę cię, Mistrzu.- Aomine spojrzał na niego z nieukrywaną zawziętością.- Chcę wiedzieć wszystko.
Akashi westchnął głośno, na krótki moment milknąc. W końcu jednak skinął głową i zaczął mówić spokojnym, cichym głosem:
- Historia ta zaczęła się 200 lat temu, kiedy to Klan Haizaki przyjął do swego domu zagubionego kowala. Nie miał dokąd pójść ani co zrobić ze swoim życiem, nie potrafił również bronić sam siebie. Znalazłszy się pod skrzydłami Klanu Haizaki, mógł na nowo odbudować swoje życie. Dostał dom, pracę, wkrótce również ożenił się z urodziwą mieszkanką wioski, słowem: narodził się na nowo. W podzięce za dobroć jego wybawicieli, w swej pracowni wykuł dla nich wyjątkową katanę. Do dziś nikt nie wie, z czego została wykonana, jednak każdy potrafiłby ją rozróżnić: charakteryzowała się śnieżnobiałym kolorem ostrza. Jednak przywódca klanu, który otrzymał broń, pragnął czegoś więcej. Aby zabezpieczyć katanę przed kradzieżą, kazał swemu magikowi zakląć ją. Jednak magik, nieprzychylny jego panowaniu, obmyśliwszy intrygę, nocą skradł duszę przywódcy i używając jej rzucił klątwę na ostrze. Od tamtej pory katana miała rzekomo żyć własnym życiem, a dotknąć mógł jej jedynie ten, którego sama wybrała. Jeśli zaś dotknął jej ktoś niepowołany, stawał się on jej ofiarą – wówczas wpadał w dziki szał i mordował każdego na swej drodze, a wraz z każdym odebraniem czyjegoś życia, skracał on swoje własne. Jak zapewne już się domyślasz, kolejny następca lidera Klanu Haizaki okazał się tym pechowcem. W swym szale wymordował niemalże całą wioskę, a osób zabił tyle, iż zdołał żyć ledwie dwa tygodnie. Od tamtej pory uważano, by katany nie dotknął nikt, kto na to nie zasługiwał. Jednakże dwadzieścia lat temu ostrze zostało skradzione przez jednego z synów przywódcy klanu Haizaki, którego nazywano Białym Kłem. Zrobił on to zupełnie świadomie, a w swym szale wymordował całą rodzinę, nie pozostawiając nikogo. Był bardzo młody, a jego życie zapowiadało się na długie. Minęło więc kilka miesięcy, nim odnaleziono go martwego. Ciężko jest oszacować liczbę jego ofiar, ale jeśli miałbym to zrobić, powiedziałbym, że był w stanie opustoszyć wioskę liczącą 50 tysięcy ludzi.
- Bogowie…- szepnął Aomine, kręcąc głową. Ciężko mu było uwierzyć w taką historię, jednak wiedział, że Mistrz Akashi nie okłamałby go.- Ale… znaleziono go martwego, czy tak?
- W rzeczy samej.- Akashi skinął głową.- Dlatego zaskoczyła mnie informacja o jego rzekomym powrocie. Co prawda, władze Japonii podejrzewały, iż sprawcą śmierci kilku klanów, poczynając od rodu Aomine, jest zagorzały naśladowca Białego Kła, ale… pierwsze słyszę, by ktoś go widział, w dodatku z Białym Ostrzem.
- Co stało się z tą kataną po śmierci prawdziwego Białego Kła?
- Przepadła.
- Czy to możliwe, że kogoś opętała?
- Nie.- Akashi pokręcił przecząco głową.- Legenda głosi, że miała ona źle działać jedynie na członków rodziny Haizakich, jednak dla innych klanów miała być ona bezużyteczna. Jeśli więc naprawdę katana opętała swego obecnego właściciela, musi to być ktoś ocalały z Klanu Haizakich. Ale nigdy nie słyszałem, by ktoś taki się znalazł. Podobno zginęli wszyscy… To naprawdę zastanawiające.
- Pewności nie mamy, nikt nie może potwierdzić tych plotek – westchnął Aomine.- Jednak mam zamiar udać się w tamte strony, gdzie znaleziono pijaka i popytać mieszkańców. Może któryś z nich będzie wiedział coś jeszcze.
- I chcesz zabrać ze sobą Kise?- Akashi wrócił do głównego tematu ich rozmowy.
- Tak…- Aomine skinął głową.- Dzięki temu będę mógł zająć się szukaniem mordercy mojego klanu i treningiem Kise jednocześnie. Nie mogę zwlekać ani z jednym, ani z drugim. A Kise potrzebuje mojej pomocy.
- Opowiedział ci swą historię – bardziej stwierdził niż zapytał Mistrz Akashi.
- Tak.
- Żal ci go?
- Współczuję mu, jeśli mogę tak określić to uczucie. Jestem w stanie postawić się w jego sytuacji. Nie ma lekko, ale chłopak się stara. Nie wiem, czy będę go w stanie czegoś nauczyć, jeśli sam Mistrz Akashi nie brał się za to. Ty najlepiej oceniasz talent człowieka.
- Cóż…- westchnął Akashi.- Albo zwyczajnie przestaję nadawać się na nauczyciela.
- Proszę tak nie mówić.- Aomine posłał mu lekki uśmiech.
- Twoja ogłada niezmiennie mnie zadziwia – westchnął Mistrz, przymykając oczy.- Gdybyś był taki od samego początku, pewnie nigdy nie wypuściłbym cię ze świątyni.
- Miło mi to słyszeć.
- Masz moje pozwolenie, by zabrać ze sobą Kise. Dbaj o niego.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Dziękuję ci, sensei.- Aomine ukłonił się przed nim.
- Możesz wracać do siebie. Ah, właśnie. Jutro wpadnie z wizytą Mistrz Murasakibara, mam nadzieję, że nie będziesz przed nim uciekał, jak niegdyś?
- Sensei, to było dawno temu…
- Tylko mówię.- Akashi uśmiechnął się do niego uroczo, a Daiki pokręcił głową, ukłonił się po raz ostatni i wyszedł z jego pokoju.
Musiał przekazać Kise dobrą wiadomość.




6 komentarzy:

  1. Jak zwykle cudownie <3
    ~Deirdre

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne <3

    Aominecchi się zgodził *.*
    Ten powód nie jest aż tak banalny...

    Czekam na więcej i przepraszam za krótki komentarz :(

    Zakochana w Haizakim,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy opowiadania Black Game i Błekit Nieba będą kontynuowane? Bardziej zalezy mi na informacji o BG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą, ale na pewno nie w najbliższym czasie :)

      Usuń
  4. Kocham wiec poczekam xd Dzieki za info. *zapomnialam sie wczesniej podpisac skleroza wieku mlodzienczego xd* ~Deirdre

    OdpowiedzUsuń
  5. Chce żeby Kise zaczął koksić XDD

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń