Słabe odgłosy kroków dochodziły do niego z bardzo daleka. Przez jego umysł zdawały się przepływać rozmazane śmiechy i nawoływania, niezrozumiałe słowa, poplątane zdania. Zdawało mu się, że kilka osób wypowiedziało jego imię, ale głosy były zniekształcone, jakby ktoś formułował je niczym plastelinę we wciąż nowe wzory, ugniatał je, nadając inny wydźwięk, wydłużając sylaby.
Przed sobą widział tylko biel. Zdawało mu się, że stoi pośrodku niekończącego się białego pokoju, a przed na ziemi tkwi ciemnoszara plama, zupełnie jakby cień niewidzialnej osoby. Poruszała się z wolna, przesuwając raz w prawo raz w lewo, falowała przed nim, hipnotyzując go.
Co się stało? Gdzie był? Kim był? Co robił? I dlaczego?
– ...on... je...?
– … upo... asz!
– … da...!
– Taka... sei!
– Co wy... ?!
– Chcie... się przy... ać!
– Takao-sensei, czy Kuro-chan nie żyje?
Tetsuya powoli otworzył oczy. Ciężko było mu oddychać i wciąż czuł się nieco zamroczony, ale odzyskał czucie i pozostałe zmysły. Zobaczył nad sobą biały sufit szpitalnej sali i małą dziewczęcą głowę, po bokach której zawiązano dwie brązowe kitki. Ciemne oczy wpatrzyły się w niego z ciekawością, drobne usteczka rozchyliły się odrobinę, napięte mięśnie szczupłych ramion gotowały się do ucieczki.
– Zjeżdżaj... - westchnął Kuroko, marszcząc lekko brwi.
– Obudził się!- zawołała radośnie dziewczynka, zeskakując z jego kolan na podłogę. Kuroko odczuł wyraźną ulgę, kiedy ciężar zniknął z jego ciała. Mała opierała się dłońmi o jego klatkę piersiową, więc teraz w końcu mógł zaczerpnąć powietrza.
– Dzieciaki, dajcie mu trochę odpocząć, zmykajcie do swoich łóżek!- Takao zamachał dłońmi niczym odpędzający duchy egzorcysta.- Kuroko-san jest zmęczony, miejcie że litość dla gościa!
– Łeee!- Dzieciaki zawyły z zawodem, niezbyt chętnie cofając się do drzwi. Tylko dziewczynka stała nieruchomo obok łóżka Tetsuyi, patrząc na niego z uśmiechem.
– Kuro-chan, doktor Takao zrobił ci wczoraj lewatywę?
– Maiko!- wykrzyknął Kazunari, rumieniąc się intensywnie.
– Uhm...- Tetsuya zmarszczył brwi, przecierając dłonią czoło i starając się przypomnieć, co działo się poprzedniego wieczora.
– Precz stąd, mały łobuzie, bo zawołam Midorimę!- denerwował się Takao.
– Łiii!- Dziewczynka ze śmiechem przebiegła na drugą stronę łóżka i ponownie wspięła się na kolana Kuroko.- Kuro-chan, Kuro-chan, a wiesz skąd się biorą dzieci?
– Dosyć, już naprawdę wystarczy!- Kazunari chwycił małą pod pachy i zdjął ze swojego dorosłego pacjenta. Odstawił ją na podłogę i zaczął popychać delikatnie w kierunku drzwi.- Jeśli chcesz zabłysnąć wiedzą, to idź do Midorimy!
– Doktor Shin-chan powiedział mi, skąd się biorą, on już to wie!
– Ach, tak? To idź do niego i zapytaj się, kiedy i jak on będzie miał dzieci! No, już, sio mi stąd!
Takao z ciężkim westchnieniem zamknął za małą drzwi i ruszył w kierunku Kuroko.
– Słowo daję, z dnia na dzień te małe diabły stają się dojrzalsze ode mnie... Jak się czujesz?- zapytał łagodnie, przysiadając na sąsiednim łóżku i patrząc na Kuroko.
– Zaskakująco żywo – mruknął błękitnowłosy.- Dlaczego to zrobiłeś?
– Chciałeś, żeby sześciolatka zaczęła ci opowiadać skąd się biorą dzieci? Nie chcę cię martwić, ale jeśli rzeczywiście dowiedziała się tego od Midorimy, to zna tę szokującą prawdę.
– Nie mówię o tym. Podałeś mi wczoraj leki na uspokojenie.
Kazunari popatrzył na niego w milczeniu, a potem westchnął ciężko, przecierając dłonią kark.
– To jest klinika dla dzieci, Kuroko – zaczął ze zrezygnowaniem.- Staramy się, żeby nie dochodziły tutaj żadne wzmianki o wojnie i nieszczęściach, jakie ona sprowadza na ludzi.
– Nie jestem nienormalny...!- zaczął gniewnie Tetsuya, jednak lekarz przerwał mu ostrzejszym tonem:
– Nie mówię, że jesteś! Po prostu zacząłeś zachowywać się jak obłąkany, obudziłeś kilkoro dzieci i te też zaczęły panikować. Były przerażone, bały się, że to Niemcy chcą zaatakować szpital. Zrozum, że...- Takao przełknął ciężko ślinę.- Większość z nich to ofiary wojny. Straciły rodziców i rodzeństwo, straciły zdrowie... cholera, niektóre straciły nawet rękę czy nogę! To miejsce to póki co jedyne, co trzyma ich przy zdrowych zmysłach. Staramy się jak możemy, żeby pozostały dziećmi jeszcze trochę, okej?
– Nie zostaną nimi, jeśli jak najszybciej ich nie przeniesiecie – powiedział cicho Kuroko, spuszczając wzrok.- Przepraszam za moje zachowanie w nocy... Ale nie było ono bezpodstawne. Wiem, że przeniesienie teraz może być ciężkie, ale staram się was ocalić...
Takao przyglądał mu się przez dłuższą chwilę w milczeniu. Widział, że Kuroko wcale nie wyglądał na psychicznie chorego. Jako lekarz był w stanie stwierdzić to ze stu procentową pewnością. Mężczyzna, który leżał przed nim w łóżku, z nogą uwięzioną w gipsie, był tylko trochę blady i bardzo, bardzo zmęczony. Jego funkcje życiowe zdawały się być na granicy wytrzymałości, mięśnie ciągle miał spięte, a spojrzenie jego błękitnych oczu przypominało wzrok spłoszonego zwierzęcia, gotowego w każdej chwili uciec przed czającym się w pobliżu zagrożeniem.
– Co się wydarzyło?- zapytał cicho.- Jesteś w posiadaniu jakichś ściśle tajnych informacji? Czy może jesteś zbiegiem z Korei albo Chin?
– Czy rząd udostępnił już Czarną Listę?
Kazunari spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem. Czarna Lista była dokumentem publikowanym w każdy możliwy sposób obywatelom Japonii. Zawierała nazwiska i profile najgroźniejszych przestępców ich oraz okolicznych krajów. Po raz pierwszy pojawiła się ona dopiero kilka lat temu, ale zawierała może ze trzy nazwiska – ponieważ przedstawiała tylko tych, którzy byli na wolności.
Czy Kuroko znajdował się na niej...?
– Nie – odpowiedział powoli Takao.- Ale nie trudno się temu dziwić. Teraz, po wojnie, zebranie informacji na temat przestępców będzie nie lada wyczynem. Więzienia i szpitale psychiatryczne zostały zniszczone, skazani albo się ukryli, albo już dawno zbiegli do innych krajów. Rząd ma teraz na głowie odbudowę najważniejszych punktów Japonii, więc pewnie dopiero w przyszłym roku zajmą się dochodzeniami w sprawie odszukania dawnych i obecnych przestępców. Dlaczego oto pytasz? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś na tej liście?
– Nie – odparł Tetsuya, zaciskając nieznacznie pięści. Spojrzał ponuro na czarnowłosego lekarza.- Ale mężczyzna, który mnie ściga, z pewnością znajdzie się na niej, gdy zostanie już opublikowana. I będzie na pierwszym miejscu.
– To więzień, czy pacjent psychiatryka?
– Ani to, ani to.- Kuroko pokręcił głową, uśmiechając się ze zmęczeniem.- Przed wojną pracował w firmie ubezpieczeniowej.
– Rzeczywiście, czołówka Czarnej Listy – mruknął Takao, krzywiąc się lekko.
– To nie jest pora na żarty, Takao-sensei.- Tetsuya przetarł dłońmi twarz.- Mnie i jego łączą dość skomplikowane relacje. Nie cofnie się przed niczym, byle mnie dopaść. A teraz, kiedy go rozzłościłem, będzie gotów wysadzić całe Tokio, żeby tylko znaleźć moje zwłoki. Do tej pory zrobił wiele okrutnych rzeczy. Zabicie dziecka nie jest dla niego żadnym wyzwaniem. Dlatego właśnie proszę, żebyś natychmiast przeniósł dzieci z kliniki.
– Myślisz o tym dosyć późno...
– Nie sądziłem, że... tak go rozzłoszczę – dokończył niezgrabnie Kuroko. W gruncie rzeczy nie spodziewał się, że Akashi ponownie zaproponuje mu związek. Sądził, że przyszedł do niego tylko po to, by oznajmić mu, że pozwoli mu odpocząć kilka dni ze względu na złamaną kostkę, a potem znów wrócą do ich chorej gry.
Ale ostatnie wydarzenia najwyraźniej wzbudziły w Seijuurou jego najgorszego demona – nadzieję.
– Więc... wczoraj w nocy on tutaj był, tak?- chciał się upewnić Takao.
– Tak.- Tetsuya skinął głową.- Jak mówiłem, łączą nas skomplikowane relacje. Nie zjawił się tu ze złymi zamiarami, dopiero po rozmowie ze mną... zmienił je.
– Próbował cię udusić?
– Skąd wiesz?
– Och, błagam!- Takao zmierzył go pełnym oburzenia spojrzeniem.- Jestem lekarzem, do cholery!
– Więc musisz mi uwierzyć! Przecież nie dusiłbym się sam!
– Wierzę ci, Kuroko...- westchnął ciężko Takao, wstając z łóżka i zaczynając nerwowo przechadzać się w tę i we w tę.- Już wczoraj oboje z Midorimą ci uwierzyliśmy, wystarczyło spojrzeć na okno, które przecież lekarze osobiście zamykają przed zgaszeniem świateł. Ja i Midorima mieliśmy dziś w nocy dyżur, siedzieliśmy w pokoju na końcu korytarza i widzieliśmy aż za dobrze, że świecił on pustkami. Jeśli ktoś otworzył okno, to mogłeś być to tylko ty, albo włamywacz. Nie mówię tego z dumą, ale nie jest trudno otworzyć okno od zewnątrz. Ale kogo to niby miałoby dziwić?- Kazunari wzruszył ramionami.- Kto chciałby włamywać się do szpitala dla dzieci? No, są tacy zboczeńcy, ale mamy również ochroniarza, który obserwuje teren w kamerach...
– Zauważył coś?- Kuroko spojrzał na niego z napięciem.
– Ciężko to tak nazwać – przyznał Takao.- Przejrzeliśmy nagrania zaraz po tym, jak cię uśpiliśmy. Pewnym jest, że ktoś rzeczywiście zakradł się tutaj w nocy i wszedł do tej sali około drugiej czterdzieści pięć w nocy. Najbardziej niepokojące jest to, że ktokolwiek to był, aż za dobrze znał martwe punkty kamer. Nie widać go praktycznie na żadnej prócz tej, która bezpośrednio skierowana jest na ścianę po tej stronie.- Takao wskazał ruchem głowy okno.- Na nagraniu widać tylko zakradający się pod nią czarny cień. Po jakichś dwudziestu minutach twój zamachowiec uciekł tą samą drogą, korzystając z martwych punktów.
– To Akashi-kun – westchnął Kuroko.- Nie mogę tutaj dłużej zostać, muszę jak najszybciej opuścić to miejsce! On nie będzie czekał do nocy, nie musi! Jest gotów zaatakować w biały dzień, wystarczy, że rzuci w nas granatem, albo i samą bombą!
– I mówisz, że jest gotów skrzywdzić dzieciaki?
– On je po prostu zabije – sapnął Kuroko, kręcąc głową.- Nieważne, czy je wysadzi, czy wejdzie tu ze strzelbą i zacznie do każdego z osobna strzelać. Jeśli myślicie o wzmocnieniu ochrony, to też możecie sobie darować. Wątpię, żebyście mieli na to fundusze, a żadna ochrona i tak nie będzie w stanie sobie z nim poradzić. Wysyłano już na niego elitarne jednostki wojskowe, specjalnie wyszkolone do tego typu zadań. Chyba nie muszę ci mówić, że żadna z nich nie przeżyła spotkania z nim?
– Chcesz mi powiedzieć, że Japonia wyhodowała takiego potwora?
Tetsuya rozchylił lekko usta, chcąc odpowiedzieć, jednak szybko zmienił zdanie. Nie było sensu rzucać kłamstwem w takich okolicznościach.
– Ja to zrobiłem – poprawił więc doktora.
Takao spojrzał na niego dziwnie, mierząc od góry do dołu i marszcząc lekko brwi.
– To... twój syn?- bąknął.
– Nigdy się z tobą nie dogadam...- Kuroko spojrzał na niego beznamiętnie, po czym odrzucił koc i ostrożnie zsunął nogę w gipsie na podłogę.
– Hej, hej, wyluzuj, żartuję sobie!- Kazunari zaśmiał się lekko, podchodząc do niego.- Staram się rozluźnić nieco atmosferę, to wszystko.
– To nie czas na rozluźnianie czegokolwiek!- fuknął na niego Kuroko.- Powinieneś zająć się przeniesieniem dzieci do innego ośrodka i ratowaniem swojego tyłka!
– Kuroko, spokojnie.- Takao wyraźnie spoważniał. Skinął mu głową, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, by powstrzymać go przed wstaniem.- Tylko się wygłupiałem, to wszystko. Od samego początku braliśmy cię na poważnie. Midorima zajął się już kwestią przeniesienia dzieci. Za trochę ponad godzinę to miejsce zupełnie opustoszeje. Na moich barkach zaś spoczęło zadbanie o ciebie – dodał znacznie ciszej. Tetsuyę zdziwiło, że Takao zerknął pospiesznie na okno, a potem na drzwi sali. Wyjął z kieszeni białego kitla podłużną, zgiętą w pół kopertę, po czym podał ją Kuroko.
Tetsuya nie bawił się w pytające spojrzenia. Od razu odkleił górną zakładkę i zajrzał do środka, z zaskoczeniem odkrywając bilet na samolot.
– Dlaczego...?
– Nie zrozum mnie źle – przerwał mu od razu Kazunari.- To nie tak, że polubiłem cię tak bardzo, że postanowiłem zafundować ci bilet na samolot. W gruncie rzeczy to fałszywka, ale na tyle dobra, że nikt się o niej nie zorientuje. Wcześniej była moja, ale oddaję ci ją w dobrej wierze.
– Co masz na myśli?- Kuroko spojrzał na niego bez zrozumienia.
– Cóż...- Takao uśmiechnął się do niego zaskakująco drapieżnie.- Powiedzmy, że ja sam nie do końca działam zgodnie z prawem i od czasu do czasu muszę się przenosić. Tym razem zamierzałem wybyć do Kioto, ale Midorima zgodził się ruszyć ze mną, więc nieco zmieniam plany i wybywam z nim za granicę.
– Midorima...? To twój...?- Kuroko machnął niezręcznie dłonią.
– Swój zawsze pozna swego, co?- Takao roześmiał się, trącając łokciem błękitnowłosego.- Po wojnie ja i Shin-chan rozdzieliliśmy się, ale znalazłem go trzy miesiące temu. Zatrudniłem się w tej klinice, żeby nie wyglądać podejrzanie, ale nie dla mnie jest wieczny spokój. Rząd mnie ściga i jest coraz bliżej, muszę się zbierać. Midorima początkowo nie chciał współdziałać, ale wiem, że szaleje na moim punkcie... Nie mam innego wyjścia, muszę zabrać go ze sobą.- Takao westchnął ostentacyjnie, przeczesując dłonią włosy. Kuroko zmarszczył lekko brwi. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że doktor nie do końca jest z nim szczery.
– Dlaczego oddajesz mi ten bilet?- zapytał.- Nie mogłeś go po prostu wyrzucić? Przecież nie znasz mnie, nie wiesz nawet, czy mówię prawdę...
– Muszę zdradzać ci powód, czy może jednak mogę zachować go dla siebie?- Kazunari uśmiechnął się do niego ujmująco.
Kuroko zamyślił się na dłuższą chwilę. Spuścił wzrok na trzymany w dłoniach bilet. Przeznaczony był na samolot o kodzie BR-217, lecący z Tokio prosto do Kioto. Jeśli z niego skorzysta, zaoszczędzi kilka cennych godzin przewagi nad Akashim.
Ale czy powinien zaufać Takao? Jak do tej pory każdy, któremu postanowił zaufać, okazywał się być albo zdesperowany, albo psychicznie chory. Najpierw Hayama, potem Murasakibara, w końcu Momoi... Tetsuya czasem zastanawiał się, czy i Kise koniec końców nie okazałby się podobny do nich.
– Co, jeśli odkryją, że to fałszywka?- zapytał cicho.
– Nie odkryją, bo to doskonała fałszywka. Ma nawet znak wodny! Myślisz, że załatwiałbym dla siebie byle gówno?- Takao parsknął śmiechem.- Bilet jest zarejestrowany na moje nazwisko, ale zadzwoniłem już na lotnisko i poinformowałem, że mój współpracownik poleci za mnie.
– Skąd mam wiedzieć, że mnie nie wrabiasz?- westchnął Kuroko, nie mogąc się powstrzymać.
– Uratowałem ci życie i poskładałem kostkę do kupy.- Kazunari skrzywił się lekko.- Poza tym, nie każę ci korzystać z tego biletu. Zrób z nim co chcesz, możesz go podrzeć i wyrzucić, albo podetrzeć sobie nim tyłek. Ja po prostu daję ci szansę na szybką ucieczkę. Od ciebie zależy, jaką podejmiesz decyzję.
– Cóż, dziękuję – powiedział z westchnieniem Kuroko. Popatrzył uważnie na Takao, który uśmiechał się do niego zupełnie zwyczajnie, jak podczas zwykłej pogawędki.- Jesteś na Czarnej Liście?
– Nooo, pewnie za jakiś czas się tam znajdę!- Kazunari roześmiał się, drapiąc po głowie.
– Co takiego zrobiłeś?
– Hmm...- Czarnowłosy milczał przez chwilę ze wzrokiem wbitym w okno, a później spojrzał na Tetsuyę z zagadkowym uśmiechem.- Przeraziłbyś się, gdybym ci powiedział, że to ja rozpętałem tę wojnę?
– Tak – odparł bez wahania Kuroko.
– Ahahah! Spokojnie, to nie była moja wina! Nie jestem aż tak niegrzecznym kolesiem. Przed wojną byłem prawdziwym lekarzem, za dobre mam serce, żeby przyczyniać się do mordowania niewinnych. Ale powiedzmy, że miałem niezdrowy nawyk zdobywania informacji i sprzedawania ich.
– To dlatego tak ci się zaświeciły oczy, gdy pytałeś, czy jestem w posiadaniu jakichś ważnych informacji.
– Ech?- Takao spojrzał na niego z zaskoczeniem, a potem wybuchnął niepowstrzymanym śmiechem.- Ahahah! No proszę, a jednak masz poczucie humoru! Wiedziałem! Powinieneś je częściej pokazywać, Kuroko!
– Niestety, brakuje mi na to czasu – westchnął Tetsuya.- Muszę się już zbierać, Takao-san.
– Wystarczy samo „Takao” - rzucił Kazunari, uspokoiwszy się.- Przyniosę twoje ubrania. Samolot odlatuje za godzinę, więc pomogę ci też dotrzeć na lotnisko. Postaraj się przez te kilka minut nie ruszać. Załatwię ci kule i poinstruuję, jak masz obchodzić się z tą kostką.
Takao opuścił salę, cicho zamykając za sobą drzwi. Kuroko znów spojrzał na trzymany przez siebie bilet i westchnął przeciągle. Naprawdę miał szansę uciec od Akashiego tak szybko? Groźba Seijuurou tej nocy nie dawała mu spokoju, non stop zerkał z niepokojem na okno, dziwiąc się samemu sobie, że jego umysł nie zaczął jeszcze płatać mu figli i podsyłać mylnych zwidzeń.
Jeśli uda mu się dotrzeć do Kioto, stamtąd od razu ruszy dalej. Może na samym końcu kraju będzie bezpieczny? A może zaskoczy Seijuurou i popłynie na Okinawę? Do tej pory nie zaciągał się tam, ponieważ bał się, iż na tak małym terenie Akashi od razu go schwyta, ale może powinien zaryzykować? Może Seijuurou zgubi jego ślad i będzie szukał dalej na głównych wyspach?
– Hayaaa!- Nagle do sali wpadła dobrze Tetsuyi znana łobuziara o dwóch kitkach, wymachując balonowym mieczem.- Zobacz, co dostałam, Kuro-chan! Do szpitala przyszedł Pan Clown i robił balony! Zobacz, zobacz!
– Maiko-chan, doktor Takao będzie zły, jeśli znowu cię tutaj zobaczy...- westchnął Tetsuya, spoglądając w kierunku okna. Choć mała była wyjątkowo głośna i energiczna, i przeważnie zawracała mu głowę setkami pytań lub swoimi przemyśleniami, to jednak ciężko było za nią nie przepadać. Nawet Kuroko, który starał się unikać bliższych relacji z ludźmi, nie mógł oprzeć się jej urokowi.
– Haha, Doktor Maruda nic mi nie zrobi, bo ja mam broń i nie zawaham się jej użyć!- oznajmiła wyniośle, uśmiechając się, jakby już wygrała walkę z doktorem.- Pan Clown powiedział mi, że z tym magicznym mieczem mogę przeciąć nawet super twardy budynek!
Kuroko spojrzał dość sceptycznie na różowy balon w kształcie miecza i już sprowadzić małą przyjaciółkę na ziemię, kiedy spostrzegł, że w drugiej dłoni trzyma coś jeszcze – znacznie mniejszego i jasnozielonego.
– Co tam jeszcze masz, Maiko-chan?- zapytał, czując w sercu dziwny niepokój.
– Och!- Dziewczynka spojrzała na swoją dłoń.- Poprosiłam Pana Clowna, żeby dla ciebie też zrobił miecz, żebyśmy mogli się razem bawić... Ale Pan Clown powiedział, że to ci się bardziej przyda! Proszę!- Maiko podała mu małe zawiniątko.
Kuroko wziął je do ręki z bijącym mocno sercem. Przełknął ciężko ślinę, przyglądając się nierówno przyciętemu materiałowi w zielonym kolorze, w które owinięto nieduży przedmiot, mieszczący się w sam raz w jego dłoni. Kiedy zaczął obracać je na drugą stronę, od razu zorientował się, co to takiego.
– Maiko, gdzie on jest?- zapytał pospiesznie dziewczynkę, która, straciwszy zainteresowanie, biła mieczem niewidzialnego przeciwnika.
– Ech? Kto?- zapytała.
– Ten facet! Clown!
– Powiedział, że skończyły mu się balony i zaraz wróci – odparła z uśmiechem.- Pewnie poszedł po więcej! Może zrobi dla ciebie miecz, będziemy mogli razem walczyć!
Tetsuya jednak już jej nie słuchał. Podtrzymując się łóżka, podniósł się ostrożnie i zaczął kuśtykać w kierunku drzwi, nie zwracając uwagi na dotkliwy ból, który z każdym kolejnym krokiem odzywał się w kostce.
– Ech? Kuro-chan, dokąd idziesz? Doktor Maruda będzie zły!
Błękitnowłosy jednak nie zwracał więcej uwagi na małą. Wypadł na korytarz, podtrzymując się drzwi i spojrzał w kierunku odległego o kilkanaście metrów wejścia do budynku. W okół niego kręciły się dzieci, podskakując i bawiąc się kolorowymi balonami o różnych kształtach, walcząc między sobą i porównując, który z balonowych zwierząt jest ładniejszy. Ich roześmiane buzie przepełnione były szczęściem i zachwytem.
Tylko Tetsuya stał w bezruchu, zlany zimnym potem.
Trzymając w dłoni owiniętą zieloną bluzą Momoi komórkę.
O nie!
OdpowiedzUsuńO Boże!
Tak, ludzie w autobusie dziwnie się na mnie patrzą bo krzyczę do telefonu.
Ale, Yuuki-senpai!
To było jak bomba, nikt nie wiedział czy Kuroko zdola uciec, ale clown..
Płacze, Boże, zrobiło mi się żal tych niewinnych dzieci. O nie...
[*]
Będę czekać z niecierpliwością na lipiec <3
Ohoho, będzie się działo, prawda?
Ale dziękuję ci chociaż ze nie skonczylas w jakimś super głupim momencie, ale ja sobie wyobrazilam jak Kuroko zauważa Seijuuro a on łagodnie się uśmiecha, patrzy mu w oczy i łup. Koniec części pierwszej.
Czekam i czekam, weny, szczęścia twojej siostrze :)
~Rin Akashi
W sumie. Nie za bardzo wiem co powiedzieć. To nie tak, że opowiadanie mi się nie podoba - broń mnie boże przez bluźnierstwem! Jednak nie umiem skomentować rozwoju wydarzeń. Jest to akakuro, a jednak jest w nim coś dziwnego, nawet na taki obrany motyw. Fascynujące
OdpowiedzUsuńHmm... obecna sytuacja nieco niszczy moje przewidywania, nawet jeśli wciąż mam nadzieję, że Akashi i Kuroko się w końcu spikną, nawet na zasadach wymuszonej współpracy. Nie wiem. Kuroko zrobi coś co sprawi, że pojawi się na czarnej liście i razem z Sei'm będą uciekać?
AAAAAAhhhhhh jester taka ciekawa, co zrobi Kuroko. Skoro już to spieprzył, nich coś zrobi!
Nah...
To ten... Weny i szczęścia młodej parze!
c:
Ech..... a teraz 2 tygodnie czekania. Trudno, wytrzymam. Szczęścia i długiego życia młodej parze! Ale co do dzisiejszego rozdziału: Takao jest informatorem/sprzedawaczem informacji, wiedziałam! Zgadzam! Osoba ktora tak dużo gada musi być kimś takim! Chociaż, co jeśli to tylko przykrywka a on naprawdę jest osobą odpowiedzialną za początek tej wojny? Tego dowiemy się kiedy indziej lub nie dowiemy się nigdy. Właśnie zrozumiałam ze mam strasznie niezrozumiałe komentarze. Współczuję wszystkim co je czytają. Ale są szczere. I starają się wyrazić podziw i uznanie i .... to wszystko co się powinno wyrażać w komentarzach. Końcówka przerażająca. To z telefonem. Nie mogę się doczekać dalszej części~ Yuukifan
OdpowiedzUsuńAkashi jako Klaun to musi, być ciekawy widok.
OdpowiedzUsuńAghh no wyobraźcie sobie Sei-chana z tym czerwonym fałszywym pomidorkiem zamiast nosa!
Piękna sprawa.
Co do wydarzeń tak całościowo no cóż nie spodziewałam się po prostu,
że to tak się potoczy. Jest to koniec 1. części, co skłoniło mój mózg do przejechania się po tym, co się w ogóle w tych 18. rozdziałach nawyczyniało.
Pierwszy wątek jaskrawo się żarzący i krzyczący o upomnienie, to Kisiaczek.
Zabiłaś Kisiaczka. I ogólnie nam to nie przeszkadza, co więcej było spoko zajebiste, tylko odczuwamy niedający się ugasić malutki żal z powodu,
że nie mogliśmy poznać trochę bardziej i dłużej Kise egzystującego w tym brutalnym świecie. Więc no cóż, jedyne co w związku z tym chciałam napomknąć
prócz swego fangirlowskiego żalu, to nadzieja. Nadzieja, że może kiedyś,
w dalekiej przyszłości, gdy jakimś cudem będziesz miała tak dużo wolnego czasu, że zaczniesz się nudzić, tak potwornie, potwornie nudzić i najdzie cię ochota na pisanie, ale jakimś bardzo, bardzo wielkim cudem nie będziesz wiedzieć o czym napisać zerkniesz na coś żółtego i sobie przypomnisz.
Przypomnisz sobie o złotowłosym Kise, którego tu zabiłaś i z powodu ciepłych
uczuć jakie żywisz do tej postaci postanowisz napisać choćby miniaturkę mówiącą o tym, jak się wiodło Ryoucie zanim spotkał Kuroko.
Amen.
Amen wydaję mi się na miejscu mojego pragnienia.
Amen.
Dobra jebać Kise i jedziemy dalej.
Dżeneralnie wszystko pięknie. Prócz tych ''filmowo-serialowych'' scen,
które mi zapadły w pamięć należy też przywołać jedne z najlepszych fragmentów opowiadania, którymi niepodważalnie były rozmowy telefoniczne
z Akashem. No cycuś glancuś.
Pochwalić pragnę również scenkę z piwnicy, gdy Sei-chan zakończył rozdział
czymś w stylu, że Momoi nie może kochać Tetsu bardziej niż on, bo zabił wszystkich, którzy by mogli go kochać. To pozamiatało moim serduszkiem.
No i najlepsze: nie wiem, co będzie dalej. Fakt iż świat jest pełny psychopatów i złych czy tam ''nie całkiem o szczerze dobrych intencjach'' ludzi sprawia, że nie wiem.
''Jak rozpętałem III Wojnę Światową?'' w reżyserii Takao Kanuzari... nie odchodź od tematu Klaudku!
W moim głowie 1. część jest podzielona na takie 4. ''arki''.
Pierwszy ark to Akashi, drugi to Kise, trzeci to Momoi, a czwarty do szpital.
I z pewnych powodów czwarty najmniej nam leży i z pewnych przyczyn jednym z tych powodów jawi się być Takao. Nie wiem, to po prostu takie subiektywne odczucie, że mimo wszystko żartujący Kanuzari, niezmienny Shincianek
i szpitalek dla dzieciaczków, które są dzieciaczkami nam nie leżą.
Myślę, że zbyt mi to ucukrzyło Anarchię na chwilę, pomimo tego iż nie bije tam cukierkowością. Wina leży w tym, że według mojego skrzywienia pojawiający się psychopaci, którzy obdarzyli Kuroko uczuciem zaliczali się
do tej tęczowej strony świata, a nie brutalnej i szarej.
Wracając do wydarzeń z tego rozdziału.
Mam kurewską nadzieję, że Takao i Shintarou zginą. Nie wiem skąd się wzięło we mnie tyle nienawiści dla tej dwójki teraz, ale no tak jest.
Ogólnie to NIE MAM POJĘCIE JAK KUROKO MA ZAMIAR Z TEGO WYBRNĄĆ.
On ma jebaną nogę w gipsie. Przepraszam, za ten wulgarny język ,-,
No, ale tym w tej historii miażdżysz. Enigma. Nawet jeżeli ma się jakieś spekulacje i ogólny zarys co do tego, jak się może potoczyć los tej dwójki, to przewidzenia jak, czemu, w jaki sposób, jest przynajmniej dla mnie niezbyt możliwe.
W mojej głowie teraz zrodził się scenariusz w którym Tetsu więzi Akasha.
UsuńBo wtedy ma go na oku, on go ma w ryzach, więc nie ma jak go zabić, on nikogo nie zabija i Kuroś nie musi się ''zmuszać'' do związku. Schodzi sobie codziennie, umówmy się, że już do standardowej piwnicy i ''przyjaźni się''
z Sei-chanem, tak jak ''chciał''. Potem by się to mogło przerodzić w coś więcej znów i wszyscy hepi.
Eeeeeee, no to tak to jest.
Czekam z niecierpliwością na drugą część. Tytuł intrygujący. Nasuwa, czego będzie dotyczyć ta część, no ale przecież w Anarchii NIC PEWNEGO.
Tak, więc, no...niezgrabnie kończąc. Dziękuję. Dziękuję Yuuki, że piszesz. Bardzo dobrze się bawię przy Anarchii. Już się do niej przyzwyczaiłam.
Że jest. To już moja kumpela.
No, no...to weny!
I dużo radości w tym czasie, gdy Pani Yuuki Siostra zaczyna ''nowy rozdział w swoim życiu'' (ble, jakie oklepane, ała).
Tobie jak i szczęśliwej parzę szczęścia. A Tobie ponadto życzę by na ślubie/weselu panowie w garniakach nie omieszkali się Cię natchnąć na jakieś ciekawe stuffy.
-----------------------
No to pa!
za multum błędów i inne niedogodności przepraszamy
UsuńDLACZEGO TO JEST TAK DOBRE
OdpowiedzUsuńDAMN