[MnU] Odcinek 62

Moda na Uke
Odcinek 62



–    Nie wiem, po jaką cholerę dałem się na to namówić...- westchnął ciężko Aomine, krzywiąc się z niesmakiem i zaciskając kurczowo dłonie na barierce.
–    Nie marudź, Daikicchi, będziemy się świetnie bawić!- zapewnił go brat, Kise, płynnym ruchem podjeżdżając do niego i wyciągając ku niemu dłoń.- Potrzebujesz pomocy?
–    Umiem jeździć na łyżwach!- warknął ze złością Daiki, obrzucając go nieprzyjemnym spojrzeniem.- Po prostu muszę sobie o tym przypomnieć, tak?
    Blondyn patrzył na niego przez chwilę w milczeniu, po czym ostatecznie opuścił rękę i wzruszył ramionami.
    Aomine, Kise i Kuroko tego dnia wybrali się na kryte lodowisko. Wciąż panowała zima i mogli wybrać się nad jezioro, albo skorzystać z zewnętrznego lodowiska, ale z tym pierwszym Ryouta nie miał zamiaru ryzykować (kto wie, jak gruby jest lód? A może któryś z nich by się utopił?), na drugie zaś było jego zdaniem za zimno. Przebywając pod dachem nie musieli obawiać się nagłych opadów śniegu, ani nieprzyjemnych porywów wiatru.
    O tyle o ile Kise był szczęśliwy, o tyle Aomine był nieszczęśliwy i o tyle Kuroko – obojętny. Podjechał właśnie do obu braci z twarzą niewyrażającą żadnych konkretnych emocji i zatrzymał się tuż przed Daikim, patrząc na niego.
–    Zamknij się – warknął Aomine, przeczuwając, iż młodszy brat zechce rzucić jakąś kąśliwą uwagę bądź obelgę. Zwłaszcza, że już otwierał usta.- Po prostu się zamknij.
    Tetsuya milczał posłusznie, i choć jego twarz naprawdę nie wyrażała niczego, zarówno Kise jak i Aomine potrafili dostrzec błysk rozbawienia w jego dużych, niebieskich oczach.
    Daiki odetchnął spokojnie, łapiąc równowagę i puszczając się barierki. Stanął nieco pewniej na nogach. Wcześniej mówił szczerą prawdę – potrafił jeździć na łyżwach, musiał tylko przypomnieć sobie podstawy. Poruszył więc powoli nogami, przesuwając ostrzem po ludzie i patrząc, jak o dziwo nie pozostawia po sobie charakterystycznych linii.
    Kise asekurował go z jego prawej strony, Kuroko zaś z lewej – tak na wszelki wypadek. Aomine jednak nie miał zamiaru zachowywać się jak amator i już po paru minutach zaczął się poruszać pewniej.
–    Przypomnijcie mi, po co my tutaj w ogóle przyjechaliśmy?- zapytał z westchnieniem.
–    Dla zdrowia – odparł Ryouta.
–    I psychicznego relaksu – dodał Tetsuya.
–    Spędzenie paru godzin w towarzystwie braci każdemu z nas zrobi dobrze!- Kise uśmiechnął się promiennie.
–    Znam o wiele przyjemniejsze sposoby na zrobienie sobie dobrze, wiesz?- warknął cicho Aomine.
–    Wiem, wielokrotnie cię na nich przyłapywałem – odgryzł się blondyn, posyłając mu nieprzyjemne spojrzenie.- To tylko łyżwy, Daikicchi. W dzieciństwie często na nich jeździliśmy!
–    Co niektórzy częściej się przewracali, ale...- Kuroko umilkł pod naporem dwóch par ciężkich spojrzeń.- … ładna pogoda – stwierdził, spoglądając na sufit z nagłym zainteresowaniem.
    Kise westchnął, wymijając niewysokiego mężczyznę o czarnych włosach oraz niższego od niego nastolatka, który wrzeszczał na niego z wyraźną wściekłością.
–    Słuchajcie, chciałem po prostu, żebyśmy spędzili razem czas w inny sposób, niż na kanapie przed telewizorem, albo w kinie!
–    Przecież przynajmniej raz w tygodniu jemy razem obiad – zauważył Aomine, spoglądając na brata.- Nie mówię, że łyżwy to zły pomysł, ale dla takich facetów jak my, łyżwy to trochę kiepski pomysł.
    Ryouta wpatrywał się ponuro w ciemnoskórego, który najwyraźniej w ogóle nie zauważył, że to zdanie przeczyło jego poprzednim słowom. Ciągnął bowiem dalej:
–    Czemu nie wybierzemy się razem na jakiś mecz? Wszyscy lubimy koszykówkę, więc moglibyśmy poświęcić jakiś dzień, zrobić sobie wolne i pójść jak człowiek obejrzeć mecz koszykówki.
–    Chodzenie na mecz koszykówki to domena twoja i Kagamiego – burknął Kise.- Ja chciałem zrobić coś, co nie przyszłoby tobie na myśl! Ty myślisz tylko o koszu i jedzeniu, ewentualnie o kanapie i telewizorze! Głupi, zboczony Daikicchi!- prychnął, po czym wysunął się na przód, pozostawiając braci za sobą.
–    Ej, czemu zaraz „zboczony”?- warknął cicho Aomine, rumieniąc się.- Przecież nie powiedziałem nic zboczonego!
–    Po prostu zawsze na takiego wyglądasz – wyjaśnił mu Kuroko ze stoickim spokojem. Zignorował nieprzyjemne spojrzenie, które posłał mu ciemnoskóry.- Powinieneś przeprosić Ryoutę. On tylko stara się utrzymać nasze relacje na odpowiednio braterskim poziomie.
–    A teraz nie są na takim?- westchnął Daiki, jednak widać było, że nieco ochłonął. Wpatrywał się w plecy blondyna, który z wdziękiem sunął po lodzie kilka metrów przed nimi.- Masz wrażenie, że nie zachowujemy się jak bracia?
–    Skąd.- Kuroko wzruszył ramionami.- Ryouta... Wydaje mi się, że ostatnio stał się odrobinę bardziej uczuciowy.
    Aomine spojrzał powoli na błękinookiego.
–    „Odrobinę” uczuciowy to on był jeszcze jako plemnik – stwierdził.
–    Okej...- Tetsuya zmarszczył lekko brwi, spoglądając na Daikiego.- No to jeszcze bardziej.
    Przez chwilę jeździli w milczeniu, jednak Kuroko non stop zerkał na ciemnoskórego, który z kolei wpatrywał się prosto przed siebie. W końcu, nie mogąc już dłużej wytrzymać, wyrzucił z siebie dręczące go pytanie:
–    Skąd wiesz skąd się biorą dzie-...?
–    Zaraz ci przywalę – warknął Aomine, po czym, podobnie jak wcześniej Kise, wysunął się na prowadzenie, pozostawiając uśmiechającego się pod nosem Tetsuyę.
    Dogonienie Ryouty nie było dla niego problemem, zdążył już przypomnieć sobie podstawowe ruchy i zapanować nad równowagą. Podjechał do blondyna i objął go, zarzucając mu rękę na ramiona.
–    Ścigamy się do drugiego końca lodowiska?- zapytał.
–    Co?- Kise spojrzał na niego, wyrwany z zamyślenia. Zamrugał, spoglądając za siebie.- Jest za dużo ludzi...
–    No to co?- Daiki wzruszył ramionami.- To jak bieg z przeszkodami. Pamiętasz festyn szkolny w liceum? Druga klasa, byliśmy w tej samej drużynie w sztafecie.
–    Himoto podciął ci podeszwę buta, żeby rozwalił ci się w czasie biegu.- Ryouta pokiwał z uśmiechem głową.- Strasznie cię nie lubił...
–    But rozwalił się zaraz na początku mojego biegu. To od ciebie przejąłem pałeczkę, ale w takiej sytuacji nie dało się biec.
–    Chciałeś biec w skarpetkach – parsknął Kise.
–    A ty uratowałeś mnie z opresji i rzuciłeś mi swojego buta.- Aomine wyszczerzył zęby w uśmiechu.- W tamtej chwili cholernie się cieszyłem, że mamy ten sam rozmiar! Nie przeszkadzało mi nawet, że trafiłeś mnie w twarz... Zawsze miałeś dobry cel.
–    Wybacz za tamto.- Ryouta uśmiechnął się do niego, marszcząc lekko brwi.- Chociaż wtedy też pół dnia cię przepraszałem...
–    A ja potrafiłem wkurzać się tylko o to, że przez moją nieuwagę zajęliśmy drugie miejsce – westchnął Daiki.- Chciałem pomóc nam zdobyć pierwsze, bo nagrodą była wycieczka, na którą chciałeś jechać.
    Kise uśmiechnął się, pogrążając we wspomnieniach. Humor od razu mu się poprawił.
–    Cały wieczór chodziłem przygnębiony, a kiedy przyszedł weekend, rodzice oznajmili, że mają dla nas niespodziankę i zabrali nas w tamto miejsce! Od razu wiedziałem, że to ty się im wygadałeś!
    Aomine również się uśmiechnął, kiwając głową. Pamiętał tamte czasy – podobnie jak pamiętał tysiące, setki tysięcy, a może nawet i miliony innych chwil spędzonych zarówno z Ryoutą, jak i Tetsuyą. A także z rodzicami – cudownymi, spokojnymi ludźmi, którzy od samego początku mieli dla niego tyle cierpliwości i miłości.
    Więcej, niż jego biologiczni rodzice, kimkolwiek w ogóle byli.
–    Nie rozumiem, dlaczego z uśmiechem na twarzy wspominacie czasy, gdy Daiki był gnębiony w szkole – stwierdził Kuroko, który pojawił się u ich boku nie wiadomo kiedy. Zarówno Kise jak i Aomine podskoczyli z cichym krzykiem.
–    T-Tetsucchi, nie rób tak!- skarcił go Ryouta.- Jesteśmy na lodzie i mamy ostre łyżwy, komuś może stać się krzywda, jeśli się przewrócimy!
–    I wcale nie byłem gnębiony!- dodał Aomine, marszcząc gniewnie czoło i wytykając palcem młodszego brata.- Świetnie sobie radziłem z tymi kretynami! Ani razu nie dałem się zastraszyć!
–    Samo to, że robili ci psikusy, jest dosyć przykre – zauważył Tetsuya.- Nade mną nigdy się nie znęcali.
–    Bo cię nie widzieli!- Daiki poczerwieniał ze złości.- O mnie byli zazdrośni, bo byłem zajebiście cool, zajebiście fajny i zajebiście dobry w kosza!
–    I zajebiście przystojny~!
–    No dokładnie.- Aomine skinął z zadowoleniem głową, po czym zerknął na braci, by przekonać się, który z nich właściwie zwrócił uwagę na ten jakże ważny szczegół. Przekonał się jednak, że zarówno Kise jak i Kuroko z zainteresowaniem wpatrują się gdzieś ponad jego ramię.
    Daiki zmarszczył lekko brwi i odwrócił się z dość nonszalancką miną, pewien, że nie znajdzie tam nic bardziej interesującego niż on. A zrobiwszy to, zobaczył...
–    Cześć!- zawołał radośnie Tomoya Inoue, uśmiechając się promiennie.
–    Ugah!- wykrzyknął Aomine, odskakując od niego i tym samym potrącając Kise, który krzyknął z przestrachem, chwiejąc się niebezpiecznie na swoich łyżwach. W ostatniej chwili chwycił się młodszego brata, który jakimś cudem zdołał odzyskać równowagę i powstrzymać Ryoutę od upadku.
–    Ugah?- powtórzył z zaskoczeniem Tomoya, po czym wybuchnął śmiechem.- W życiu nie słyszałem takiego uroczego okrzyku na mój widok!
–    Uro...?!- Aomine poczerwieniał na twarzy, cofając się kilka „kroków”. Oczywiście, kiedy Kise i Kuroko omal się nie przewrócili, cała czwórka zatrzymała się na lodzie.
–    Uważaj trochę!- fuknął na niego Kise,  prostując się i puszczając błękitnowłosego.
    Daiki jednak nie zwracał na niego uwagi. Wciąż czerwony na policzkach, wpatrywał się podejrzliwie w emanującego pewnością siebie Tomoyę. Inoue stał przed nimi lekko, zupełnie jakby utrzymywanie balansu na ostrzach łyżew było równie proste co zwykłe stanie na ziemi. Uśmiechał się miło, skrzyżowawszy dłonie za plecami.
–    Cześć, kotku!- przywitał się ponownie.
–    Kotku?- Kise wybałuszył oczy najpierw na Tomoyę, potem na Aomine. Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy mężczyzna przysunął się bliżej i cmoknął ciemnoskórego w policzek.
–    W-weź tak przy ludziach nie rób, kretynie!- zganił go Daiki, odruchowo dotykając pocałowanego policzka. Zrobił to tak nagle, że Kise i Kuroko usłyszeli nawet głośne plasknięcie.
–    Och... okay!- Tomoya uśmiechnął się.- To może się gdzieś schowamy?
–    N-nie o to mi...! A zresztą, co ty robisz?!
–    Przyszedłem z moją młodszą siostrą i jej koleżankami – wyjaśnił, wskazując palcem nieokreślony kierunek.- Chciały mnie poznać, ale teraz zajęły się babskimi pogaduszkami, a ja akurat zauważyłem ciebie, więc...
    Inoue uśmiechnął się pięknie, po czym spojrzał na Kise i Kuroko, którzy obserwowali go niezbyt dyskretnie. Poruszył znacząco brwiami, znów wracając spojrzeniem do Daikiego. Kiedy Aomine nie zareagował, wciąż rumiany na buzi, Tomoya znów poruszył brwiami, tym razem unosząc je na dłużej i lekko zarzucając głową na bok, jakby poprawiał grzywkę – tym samym wskazując na blondyna i błękitnowłosego.
–    Co się tak gapisz?- burknął Aomine.
    Tomoya wywrócił oczami.
–    No przedstaw mnie!
–    A-a...- bąknął Daiki, dopiero teraz przypominając sobie, że bracia wciąż stoją po jego prawym boku. Wskazał na nich machnięciem dłoni.- To jest Ryouta, a to Tetsu. Ryouta, Tetsu, to jest Tomoya Inoue.
–    Cześć! Miło mi was poznać!- Tomoya podał im dłoń, a po powitalnych uściskach, uśmiechnął się promiennie do Kise.- Jesteś Kise Ryouta, prawda? Przebyło ci co prawda piegów, no i fryzura się nie zgadza, ale moja siostra za tobą szaleje, więc od razu cię poznałem.
–    Ech?- Kise zarumienił się lekko. Rzeczywiście, tego dnia, aby nie być zbyt rozpoznawalnym, namalował sobie piegi na policzkach i nosie. Fryzurę także miał inną, niż zwykle pozował do zdjęć. Włosy mu urosły, więc spiął je u góry w małą kiteczkę z tyłu głowy, pozostałe zaś opadały luźno na jego kark.- B-bardzo mi miło... Uhm, Tomoya-kun, ty zaś chyba jesteś koszykarzem, no nie?
–    Tak, zgadza się.- Inoue skinął z uśmiechem głową.
–    Skąd znacie się z Daikicchim?- zapytał Ryouta, rozluźniając się zupełnie. Wcześniejsze zaskoczenie minęło, po względnych oględzinach mężczyzna uznał, że Tomoya to prawdopodobnie sympatyczny człowiek.
–    Och, poznaliśmy się na moim meczu, Daiki przyszedł mnie obejrzeć!
–    Tak konkretnie to poszedłem obejrzeć mecz, a nie ciebie – westchnął Aomine.
–    Poznaliśmy się na korytarzu przed meczem. Nasza drużyna wygrała, ostatnie punkty zdobyłem ja, robiąc wsad ze specjalną dedykacją dla waszego brata.- Tomoya puścił Aomine oczko, na co ten znów poczerwieniał. Nie miał pojęcia dlaczego, ale po prostu nie potrafił inaczej reagować na te zuchwałe zaloty.
–    Naprawdę?- Kise spojrzał z zaskoczeniem na brata.- Nie chwaliłeś nam się, że poznałeś zawodnika drużyny TokioPower!
–    Autografu też nam poskąpiłeś...- Kuroko zmarszczył lekko brwi. Zarówno on jak i Kise również byli fanami tokijskiej drużyny koszykówki.
–    A kto by chciał jego...?- zaczął Aomine, jednak Tomoya wszedł mu w słowo:
–    Koleżanki siostry przyniosły swoje notatniki i długopisy, więc mogę wam dać autograf choćby i za parę minut!- zaśmiał się.- A może wpadniecie na nasz mecz w sobotę, co? Gramy przeciwko Fukushimie, mają nowych zawodników, więc zrobi się ciekawie.
–    Myślę, że uda mi się załatwić dzień wolnego – stwierdził z namysłem Kise.
–    Mnie tym bardziej.- Kuroko wzruszył lekko ramionami. Jako student wolny miał niemal każdy weekend.
–    Świetnie! Załatwię wam zniżkę na bilety, jako honorowych gości – powiedział Tomoya z uśmiechem, po czym zwrócił się do Aomine, znów mrugając okiem.- Oczywiście, ty wejdziesz za darmo.
–    Ta?- burknął Daiki.- W zamian za co?
–    Za to, że ja też będę mógł wejść za darmo – odparł, odchylając się lekko na bok i znacząco patrząc na jego tyłek. Tym razem poczerwieniał zarówno Aomine, jak i Kise.
–    Ha, ha, bardzo śmieszne – warknął Daiki.- Przykro mi, ale wszystkie bilety wyprzedane!
    Uśmiech Tomoyi nieco przygasł, kiedy wpatrywał się z zaskoczeniem w Aomine – podobnie jak Ryouta i Tetsuya. Wszyscy milczeli. Dopiero po chwili ciemnoskóry zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział.
    Miał ochotę zapaść się pod ziemię – czy może w tym przypadku pod lód. Może przy odrobinie szczęścia ochłodziłby on jego płonącą twarz i uszy.
–    Ja... nie to chciałem...- wybełkotał.
    Tomoya parsknął śmiechem. Był to wyjątkowo szczery i radosny śmiech, który w uszach Daikiego brzmiał zaskakująco przyjemnie. Nie zmieniało to jednak faktu, iż mężczyzna czuł się mocno zawstydzony.
–    Prześlę ci w wiadomości specjalne kody, które podacie przy okienku, gdy będziecie kupować bilety – powiedział Inoue, wyraźnie rozbawiony. Nie dało się jednak nie zauważyć, że jego policzki były zaróżowione – czego cholernie zazdrościł mu Aomine. Nawet mimo jego ciemnej karnacji, u niego bardziej widać było zawstydzenie.- Miło było was poznać, Ryouta, Tetsu!- Tomoya ukłonił się przed nimi z wdziękiem, jednocześnie powoli się oddalając.- Do zobaczenia!- zawołał na koniec, machając im na pożegnanie.
    Kuroko odmachał mu ze spokojem, podczas gdy Kise wpatrywał się uporczywie w ciemnoskórego. Aomine starał się unikać jego spojrzenia, jednak przy takiej intensywności było to wyjątkowo ciężkie.
–    No co, no?- sapnął na niego w końcu.
–    Nie, żebym chciał oceniać wasze relacje, czy coś – zaczął ostrożnie Kise.- Tomoya-kun wygląda bardzo sympatycznie, ale chyba na ciebie leci, Daikicchi.
–    Ta? Co ty nie powiesz – westchnął Aomine, krzywiąc się.
–    Wiem, że nie mam prawa cię pouczać...- mruknął Ryouta, odwracając od niego wzrok.- Ale nie zapominaj, że masz chłopaka, dobrze?
    Aomine już otwierał usta, by zbesztać brata, jednak umilkł, dostrzegłszy w jego spojrzeniu dziwny błysk. Podrapał się po głowie, wciąż zarumieniony. Kise być może domyślał się, że Sakurai niewiele znaczy dla Daikiego – nie w tym sensie, co Kagami. Ale, kocha czy nie kocha, jeśli Aomine zdecydowałby się na krok w kierunku Tomoyi, zdradziłby Ryou.
    A kto jak kto, ale Kise doskonale wiedział, jak to jest być zdradzonym.
–    Daj spokój, przecież widzisz, że go olewam – powiedział cicho.- Koleś działa mi na nerwy tym swoim podrywem. Wstydu nie ma – dodał, krzywiąc się.- Raz wyszedłem z nim pograć w kosza i wyobraża sobie nie wiadomo co.
    Bracia znów ruszyli przez lodowisko. Kise wyraźnie się uspokoił, jednak po chwili zmarszczył brwi, patrząc podejrzliwie na Kuroko, który obracał co chwilę głowę.
–    A ty co się tak za nim oglądasz, co?- zapytał, mrużąc oczy.
–    A, nic – westchnął Tetsuya.- Zastanawiam się tylko, czy da nam te autografy, o których mówił...
–    Pożegnał się i nic nie wspomniał o nich – zauważył Kise.- Może w sobotę po meczu go poprosisz...
–    Ale gdyby dał mi go dzisiaj, miałbym czym przekupić Akashiego-kun.
–    Przekupić Akashicchiego?- powtórzył z zaskoczeniem Ryouta.- A czemu chcesz go przekupić?
–    Wygląda na to, że się na mnie obraził.
–    Obraził? O co?- Tym razem odezwał się Aomine.
    Kuroko wzruszył ramionami.
–    Akashi-kun też miewa swoje humorki. Nie odzywa się do mnie, więc po lodowisku do niego pojadę.
–    I chcesz go przekupić autografem?
–    On też lubi TokioPower.
–    Ale to Akashicchi – zauważył Kise z uśmiechem.- Mógłby sobie kupić pięćset autografów Tomoyi-kun.
    Aomine prychnął, kręcąc głową.
–    Mógłby sobie kupić całą jego rękę – stwierdził.
    Ryouta roześmiał się lekko, trącając ciemnoskórego łokciem w bok za głupi żarcik. Kuroko mimowolnie również się uśmiechnął, choć prawdą było, że okazja, aby zdobyć autograf Tomoyi Inoue wydawała mu się dobrą okazją, by udobruchać Akashiego.
    Oczywiście, wiedział dlaczego Seijuurou się na niego gniewa. Nie odzywał się do niego od momentu, kiedy podwiózł go do kawiarni, w której błękitnowłosy miał się spotkać z Mayuzumim. Tetsuyi wydawało się, że jego przyjaciel jest trochę przewrażliwiony na punkcie ich znajomości, a przecież on i Chihiro spędzali czas w zupełnie zwyczajny sposób. Spotykali się na kawie lub ciastku – albo obu naraz – i dyskutowali na wiele tematów, dalekich od powiązania z Akashim, czy jego firmą. Rozmawiali o książkach, dzieciach, ostatnich wydarzeniach w kraju i za granicą, a nawet o polityce. Mayuzumi nie pytał go o Akashiego, właściwie sprawiał wrażenie, jakby w ogóle zapominał o fakcie, iż Tetsuya jest jego najlepszym przyjacielem.
    Może Akashi-kun jest odrobinę zazdrosny?- pomyślał Kuroko.- O to, że spędzam z Mayuzumim-kun czas, który mógłbym spędzać z Akashim-kun?
    W każdym razie, Kuroko wydawało się, że jeśli zjawi się przed drzwiami Seijuurou z autografem kogoś takiego jak Tomoya Inoue oraz subtelnym żarcikiem na ustach, zdoła udobruchać przyjaciela.
    Taką przynajmniej miał nadzieję.







* Do tej pory Kuroko w swoich kwestiach zwracał się do braci z sufiksem -kun, ale teraz będzie mówił zwyczajnie, tylko imię (o ile nie zapomnę xD). Uznałam, że tak będzie lepiej, no bo są braćmi. Ale Kise i jego „Tetsucchi” i „Daikicchi” zostaje c:

3 komentarze:

  1. Dobra, zaczynamy.
    "Poruszył więc powoli nogami, przesuwając ostrzem po ludzie i patrząc, jak o dziwo nie pozostawia po sobie charakterystycznych linii."
    Po czym? Po ludzie? xD
    Coś jeszcze było, jak znajdę, dopiszę.
    Bilety wyprzedane.. hahaha, leżę i nie wstaje.
    Seijuuro mógłby nawet uciąć jego głowę i powiesić na choince
    Fajny, lekki odcinek.
    No, więc weny i do następnego :)

    ~Rin Akashi

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam momenty, gdzie w trójkę spędzają czas (w sensie Kise, Aomine i Kuroko) i mam nadzieję, że Tetsu pogodzi się z Akashim! Masz talent do pisania! Obym doczekałą się części tego i "Anarchii" <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kise, Ahomine i Kuroko razem stanowią taką słodką i zarazem nieziemsko śmieszną grupkę :") oj płaczę ze śmiechu! Cudny odcinek ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń