Świateczny Cud 2

 Jingle bell, jingle bell, jingle bell rock
Jingle bell chime in jingle bell time
Dancin' and prancin' in Jingle Bell Square
In the frosty air...


    Tysiące ludzkich głosów przeplatało się ze sobą w głośnym chaosie, mimo to przy odpowiednim skupieniu dało się słyszeć słowa popularnej świątecznej piosenki. Kuroko siedział na krześle w hali odlotów, wpatrując się w szklaną ścianę przed sobą, za którą od ponad czterdziestu minut sypał śnieg. Nim w ogóle zdał sobie sprawę z tego co robi, odruchowo potupywał nogą w rytm piosenki.
    Nienawidził świąt.
    Wokół niego piekło trwało w najlepsze – słyszał płacz niezadowolonych dzieci, krzyki nawołujących się bliskich, tupot śpieszących się ludzi; walizki, które za sobą ciągnęli niemal lewitowały w powietrzu. Kątem oka dostrzegał zapłakaną matkę z dzieckiem, których z całych sił ściskał wzruszony mężczyzna. Widział szczęśliwe rodziny wyjeżdżające bądź wracające na święta, witające lub żegnające się pary kochanków.
    Naprawdę nienawidził świąt.
    Odwrócił wzrok od ckliwych obrazków, wzdychając ciężko i patrząc w stronę barierek. Przesunął wzrokiem po licznej grupie ludzi kierujących się w jego stronę, szukał wśród nich znajomej czupryny blond włosów. Według tablicy odlotów i przylotów, samolot z Francji, którym leciał sławny model i przyjaciel Tetsuyi, Kise Ryouta, wylądował w Tokio ponad pół godziny temu.
    Gdzie więc podziewał się ten nieokiełznany optymista?
    Kuroko dzwonił do niego sześć razy, napisał cztery wiadomości, w tym jedną zupełnie niepodobną do niego, wszystko tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę – jednak Kise na żadną nie odpowiedział, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię.
    Błękitnowłosy nie martwił się o swojego przyjaciela – samolot wylądował bezpiecznie, a w jego środku z całą pewnością siedział Kise, ponieważ zadzwonił do niego przed odlotem, informując, że wkrótce będzie w Tokio. Gdyby coś się stało z bagażem, Kuroko i tak zobaczyłby Ryoutę z miejsca, na którym siedział. Co więc go zatrzymało?
    Jeśli okaże się, że Kuroko przeoczył Kise i ten wyszedł już z lotniska, nie będzie zbyt ciekawie – ostatecznie Tetsuya zachował swoje koszykarskie zdolności zawodnika widmo i nadal był raczej mało zauważalny, toteż Ryoucie z pewnością trudno byłoby go odnaleźć choćby w pustej hali, a co dopiero pośród tłumu. Mimo to nie chciał wracać do domu i czekać za telefonem, bo jeśli Kise nadal gdzieś tu był, do końca życia i jeszcze dłużej miałby za złe Kuroko, że ten wrócił samotnie do domu.
    Tetsuya nie mógł jednak nic poradzić na to, że z każdą kolejną minutą irytował się coraz bardziej. Marszczył gniewnie czoło, wciąż szukając między ludźmi wysokiego, przystojnego modela – wciąż z tym samym skutkiem.
    Dopiero po upływie kolejnych dziesięciu minut, kiedy jego cierpliwość sięgnęła granic i Kuroko zerwał się z krzesła, by ruszyć do wyjścia, przy bramce zobaczył w końcu obiekt jego nieco zbyt wulgarnych i morderczych myśli.
    Kise Ryouta nic się nie zmienił. Wysoki, dobrze zbudowany i zabójczo przystojny, kroczył przed siebie ze swoistą elegancją i rozluźnieniem jednocześnie. Miał na sobie drogie czarne spodnie, dwa razy droższe buty i do tego stylowy grafitowy płaszcz ozdobiony zupełnie nie pasującym do niego żółtym szalikiem. Tetsuya na jego widok pokręcił głową z politowaniem. Ryouta mógł znać się na modzie i ubierać się jak na zawodowego modela przystało, ale jeśli chodziło o sentymentalne pamiątki, to choćby dostał w prezencie buty w kształcie kurzych łap, z całą pewnością by w nich chodził.
    Blondyn rozglądał się wokół siebie, przygryzając nerwowo wargę. Wszystkie kobiety na lotnisku spoglądały za nim z zachwytem, żadna jednak nie miała odwagi podejść do niego i zagadnąć.
    Tetsuya uniósł dłoń i pomachał mu, wzdychając ciężko. Kise spojrzał na niego, jednak tylko na krótką chwilę – jego wzrok po niecałej sekundzie przesunął się dalej na prawo, zupełnie jakby nie dostrzegł tak przecież rzucających się w oczy charakterystycznych błękitnych włosów.
    Kuroko odetchnął głęboko, zatrzymał na moment powietrze w płucach, zamykając oczy, następnie zaś powoli je wypuścił, ponownie unosząc powieki. Machanie było bez sensu, ten skończony dureń w życiu go nie zauważy, nawet jeśli stanie przed nim – co zresztą postanowił od razu sprawdzić.
    Czekał całe pięć sekund, wbijając lodowate spojrzenie w Ryoutę. Po tym czasie blondyn westchnął lekko i wyciągnął z kieszeni komórkę, spojrzał na nią, westchnął z irytacją, schował z powrotem i znów się rozejrzał.
–    To już się zaczyna robić nudne – skomentował głośno Tetsuya.
    Ryouta zmarszczył lekko brwi, słysząc znajomy głos. Dopiero wówczas opuścił głowę i spojrzał w dół, jednak zamiast podskoczyć, przestraszony, jak to zwykle miał w zwyczaju, cały rozpromienił się, a na jego ustach wykwitł piękny, szczery uśmiech.
–    Ach, Kurokocchi, szukałem cię właśnie! Wróciłem~ !
–    A ja czekałem na ciebie od prawie godziny – powiedział Kuroko z niezadowoleniem.- Samolot wylądował niemal punktualnie, więc gdzieś ty się podziewał?!
–    Och! Uhm...- Kise odwrócił od niego wzrok, wyraźnie speszony. Widać było, że nie ma zamiaru odpowiedzieć.- Ehm... Strasznie się za tobą stęskniłem, Kurokocchi! We Francji praktycznie każdego dnia o tobie myślałem!
–    Wiem. Codziennie mówiłeś mi o tym przez telefon.
–    Przywiozłem dużo prezentów z Francji, w tym trochę ślimaków, o które prosił Kagamicchi. Ciężko je było przewieźć, bo wiadomo, jak to jest z jedzeniem, ale ostatecznie się udało. Ciekawe, czy ma zamiar coś z nich przyrządzić...
–    Wolę o tym nie myśleć.- Kuroko zmarszczył lekko brwi, ruszając do wyjścia z lotniska. Nie dowiedział się, co zatrzymało Ryoutę na ponad pięćdziesiąt minut, ale nie znaczyło to, że dał sobie z tym spokój.- Jak się udał lot?
–    Turbulencje były straszne, ale jakoś to przetrwałem!- Kise uśmiechnął się szeroko.- Chciałem przespać się w samolocie, żeby nie tracić czasu po powrocie do domu, ale nie mogłem zasnąć. Siedział za mną jakiś otyły gość, który ciągle pchał mój fotel... Chyba przestanę latać klasą ekonomiczną...- mruknął ponuro.- No a co słychać u ciebie, Kurokocchi? Podczas naszych rozmów telefonicznych raczej niewiele o sobie mówiłeś...- Spojrzał na niego z wyrzutem, otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz.
–    Ponieważ nic się u mnie nie zmieniło odkąd ostatnio opowiadałem ci o moim życiu – odparł spokojnie Kuroko.
–    Za to zmieniło się u Kagamicchiego i Eijuna, co?- westchnął Kise, gestem przywołując do siebie jedną z taksówek.
    Kuroko nie spojrzał na niego, dobrze wiedząc, że właśnie na to liczy Ryouta – na złapanie kontaktu wzrokowego, podczas gdy tematem rozmowy był Kagami. Kise robił to z jawną premedytacją, jednak Tetsuya nigdy się na to nie nabierał. I tym razem zachował na twarzy spokój, także jego głos był opanowany, gdy mu odpowiedział:
–    Owszem. Aomine-kun wrócił na dobre.
–    Wiadomo to już na sto procent?- zapytał Kise, podchodząc do bagażnika samochodu, by schować w nim swoją walizkę.
–    Raczej tak – odparł krótko błękitnowłosy.
–    Ale przecież spotkali się dopiero tydzień temu – zauważył z rozbawieniem blondyn.- Jeszcze mi powiedz, że Aomine już z nimi zamieszkał.
–    Z tego co mi wiadomo, to nie – odparł Kuroko, zerkając na przyjaciela. Obaj wsiedli już do samochodu, Ryuota podał taksówkarzowi adres mieszkania Tetsuyi. Błękitnowłosy nie zareagował na to, bardziej pochłonięty myślą o tym, co właśnie usłyszał.
    "Aomine".
    A więc Kise rzeczywiście stracił do niego szacunek – do tego stopnia, że przestał używać względem niego swojego charakterystycznego "cchi".
–    To gdzie się zatrzymał?- zagadnął model, rozsiadając się wygodnie w fotelu i zapinając pasy.
–    Nie wiem.- Kuroko wzruszył lekko ramionami.- Podobno ma jakąś małą kawalerkę w Tokio. Teraz szuka pracy.
–    Eijun go zaakceptował?
–    Na to wygląda. Nie wiem zbyt dużo, Kagami-kun dzwonił do mnie tamtego wieczora i mówił tylko ogólnie, co się działo. Ale wspominał, że Eijun-kun i Aomine-kun bardzo długo ze sobą rozmawiali i grali na playstation.
–    To dobrze, że dogaduje się z Eijunem – stwierdził Ryouta.- A tak swoją drogą, przywiozłem mu super wypasiony samochód na baterie! Będzie śmigał jak szalony!
–    Kagami-kun też pewnie oszaleje – dodał z namysłem Tetsuya.- Sprytnie to przemyślałeś, Kise-kun. Zamierzasz wykończyć Kagamiego-kun i zaadoptować Eijuna-kun, prawda?
–    Hmhm, przejrzałeś mnie, Kurokocchi!- roześmiał się Kise.- Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę, jak bardzo wyrósł ten szkrab! Kiedy ich odwiedzimy?
    Tetsuya otwierał już usta, by odpowiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnował i obrócił twarz do okna. Kise spojrzał na niego pytająco, szybko jednak domyślił się w czym rzecz.
–    Nie masz ochoty się z nimi widzieć przez powrót Aomine, prawda?- zapytał spokojnie.
    Kuroko dalej uparcie milczał.
–    Nie możesz kontaktować się z nimi tylko telefonicznie – westchnął Ryouta.- Jeśli będziesz unikał spotkań, może szybko zorientować się, że coś jest nie tak. Nawet Kagamicchi.
–    Sądzisz, że w domu tylko leżę na kanapie przed telewizorem i czekam za jego zaproszeniem?- zapytał chłodno błękitnowłosy. Taksówka zaparkowała przed jego blokiem, toteż odpiął pasy i wysiadł z auta, z nieukrywaną złością zatrzaskując drzwi. Kise również wysiadł, odebrał swoją walizkę i zapłacił kierowcy.
–    Nie bądź na mnie zły, Kurokocchi, to było tylko pytanie – powiedział, wzruszając ramionami.- Rozumiem, że masz swoje obowiązki i pracę, ale przez ostatnie pięć lat widywałeś się z Kagamicchim na tyle często, że przez obecną zmianę tego może nabrać podejrzeń...
–    Myślisz, że o tym nie wiem?- Kuroko ruszył po schodach na trzecie piętro, gdzie mieściło się jego mieszkanie. Ryouta ruszył za nim, niezrażony tonem, jakim mówił jego przyjaciel.- Tak jakby mnie to obchodziło... Teraz ciągle przesiaduje u nich Aomine-kun, a ja nie mam ochoty go widzieć. Równie dobrze Kagami-kun może zaprosić mnie i jego do rzeźni, skończy się tak samo.
–    Nie bądź taki surowy, Kurokocchi, przecież tu nie chodzi tylko o twoją niechęć do Aomine, czy o błędy, które popełnił. Jestem pewien, że sam Eijun zaczyna tęsknić za wujkiem Tetsucchim!
    Kuroko nie odpowiedział, grzebiąc w kieszeni spodni w poszukiwaniu kluczy. Wyjął je i wsunął w zamek, przekręcając. Usłyszał głośne trzaśnięcie, nacisnął klamkę i pchnął z siłą drzwi, starając się nie podnieść głosu na blondyna.
–    Do tej pory byłem zwyczajnie zajęty – powiedział.- Mam swoją pracę, mam obowiązki w domu, często brakuje mi wolnego czasu. Jeśli takowy dostanę, jeśli nadarzy się okazja, by pojechać do Kagamiego-kun i Eijuna-kun w odwiedziny, zrobię to z największą chęcią. Ale lepiej, żeby Aomine-kun tam nie było.
    Ryouta postanowił nie drążyć tego tematu. Widział już, że Tetsuya z każdą kolejną chwilą złości się coraz bardziej, a nie chciał go przesadnie irytować. Zależało mu na tym, by między nimi panowała przyjemna atmosfera, zwłaszcza na czas pobytu Kise w Japonii. Mężczyzna już i tak pozwolił sobie na zbyt wiele, podejmując wzmiankę o Aomine. Postanowił więc jak najszybciej załagodzić sytuację. Uśmiechnął się promiennie, zamknąwszy za sobą drzwi i spojrzał na Kuroko, który zdejmował właśnie kurtkę i buty.
–    Mam dla ciebie prezent, Kurokocchi!
–    Kise-kun, nieładnie jest grozić gospodarzowi...
–    Kupiłem specjalnie z myślą o tobie, na pewno ci się przyda!- ciągnął z podekscytowaniem, pospiesznie się rozbierając i otwierając walizkę. Kuroko w tym czasie stał obok niego z niepewną miną, przyglądając się Ryoucie, kiedy przerzucał swoje ubrania z prawej na lewą stronę i na odwrót.- Mam!- wykrzyknął nagle, wyciągając z dna prostokątny przedmiot. Podał go Tetsuyi.
–    To książka – stwierdził błękitnowłosy.- Kupujesz mi jakąś za każdym razem, gdy wracasz z zagranicy. Kiedy jesteś w Tokio to też, zresztą...
–    Ale to zupełnie inna książka, niż do tej pory!
–    Rzeczywiście.- Kuroko skinął głową.- Kucharska.
    Tetsuya obejrzał uważnie książkę, obracając ją w dłoniach. Zauważywszy niewielką przerwę między stronicami, otwarł ją na, jak się okazało, oznaczonej zakładką stronie.
–    To moja ulubiona zupa cebulowa, Kurokocchi!- powiedział z entuzjazmem blondyn.- Pomyślałem, że zaznaczę ci stronę z przepisem na nią!
–    Och, jakie to miłe – mruknął Tetsuya, bezceremonialnie wyciągając zakładkę i zatrzaskując książkę.- Dziękuję za prezent, Kise-kun. Tobie dam po kolacji, jeśli nie masz nic przeciwko.
–    Jasne, że...! Ech?! Masz dla mnie prezent, Kurokocchi?!
–    Oczywiście.- Kuroko zmarszczył brwi, nieco zaskoczony.- Przecież są święta. No, to znaczy były, ale jako że nie zdążyłeś na nie dotrzeć...
–    Och, chciałem, Kurokocchi, tak bardzo chciałem przyjechać na święta!- jęknął płaczliwie blondyn.- Niemal na kolanach błagałem reżysera, by pozwolił mi wrócić do Tokio chociaż na dwa dni, ale uparł się jak ten osioł... Potem prosiłem go o wolne w Nowy Rok, ale wyobraź sobie, że...
–    Tak, wiem, Kise-kun. Powiedział ci, że w przyszłym roku też będzie Nowy Rok – przerwał mu Kuroko.- Opowiadałeś mi o tym przez telefon w Sylwestra, przez trzy godziny, pamiętasz?
–    Uhm!- Kise skinął głową na potwierdzenie. Jego mina była wyraźnie naburmuszona.- Burak z niego, prawda?
–    Mhm – mruknął Kuroko, idąc z książką do kuchni. Kise podreptał za nim, wciąż niepocieszony, jednak po chwili rozpogodził się i usiadł wygodnie na krześle przy stole. Tetsuya przez chwilę czytał spis treści w swojej nowej książce, następnie zamknął ją i wsunął na półkę przy lodówce, między trzy inne książki kucharskie, które kupił sobie sam, gdy postanowił rozpocząć eksperymentowanie w kuchni.- Na jak długo wróciłeś?
–    W sumie to nie jestem pewien – odparł Ryouta, podpierając dłońmi głowę i wpatrując się w błękitnowłosego, który włączył kuchenkę i ustawił niewielki garnek na jeden z palników.- Reżyser z pewnością do mnie zadzwoni, jeżeli będą chcieli przyspieszyć zrobienie zdjęć, ale jeśli do tego nie dojdzie, to mam gwarantowane dwa tygodnie. Ach!- Kise poderwał się lekko, Tetsuya odwrócił ku niemu głowę i spojrzał na niego pytająco.- Dwa tygodnie z Kurokocchim! To brzmi jak tytuł filmu! Mógłbym w takim zagrać!- roześmiał się wesoło.
    Kuroko wpatrywał się w niego bez słowa, jednocześnie mieszając zawartość garnka. Po chwili powoli odwrócił się od niego i westchnął cicho. Zdążył zapomnieć o wszystkich odsłonach osobowości blondyna.
–    Hmm...- Kise pociągnął kilka razy nosem.- Czy mi węch szwankuje, czy naprawdę to zapach zupy cebulowej unosi się w powietrzu?
    Tetsuya nie odpowiedział, dobrze wiedząc, że Ryouta zaraz wstanie i sam sprawdzi, co też takiego przygotował na kolację. Od samego początku, gdy tylko w połowie grudnia dowiedział się, że Kise "wkrótce" wróci do Japonii, planował przygotowanie zupy, o której tyle mówił. Co prawda jego przyjazd był wciąż przekładany na późniejsze terminy, jednak niespodzianka, jaką planował mu zrobić Kuroko, nie ulegała zmianie.
–    To zupa cebulowa!- wykrzyknął model, stojąc nad błękitnowłosym.- Och, Kurokocchi, kocham cię!- Kise wtulił się w niego z entuzjazmem.
–    Ile razy mam cię prosić, żebyś się tak na mnie nie rzucał?- westchnął ciężko Tetsuya.- Nie jesteśmy już nastolatkami!
–    Ciężko jest zwalczyć nawyki, Kurokocchi – mruknął Ryouta z twarzą wciśniętą w zagłębienie szyi błękitnowłosego.- A tak swoją drogą, to niezwykle apetycznie pachniesz...
–    Przesiąkłem cebulą? Czyli śmierdzę.
–    Pachniesz – upierał się Kise. Uniósł lekko głowę i, nim Tetsuya zdążył zareagować, szybko cmoknął go w policzek.- Dziękuję, Kurokocchi! Nie mogę się doczekać, żeby spróbować tej zupy!
–    Nie licz na to, że ujdzie ci płazem to, co przed chwilą śmiałeś mi zrobić – powiedział Kuroko spokojnie, patrząc z ukosa na Ryoutę.- A co do zupy, to nie spodziewaj się, że będzie tak pyszna, jak ta oryginalna we Francji.
–    Wszystko, co robisz jest tysiąc razy pyszniejsze, Kurokocchi! Chyba, że mowa o twoich własnych przepisach.
–    Mam doskonały przepis na kopnięcie idealne. Chętny poczuć składniki?
–    Nie, dziękuję.- Kise uśmiechnął się promiennie.- Poczekam grzecznie za posiłkiem! Może potem obejrzymy jakiś film?
–    Pod warunkiem, że to nie ty będziesz w nim grał – westchnął ciężko Kuroko.- Jeden Kise Ryouta w mieszkaniu mi wystarczy...

***

    Dźwięk skrzypiącego materaca roznosił się po pokoju w akompaniamencie westchnień i jęków. Wokół unosił się delikatny zapach pożądania z domieszką odrobiny potu i spełnienia. Wskazówki wiszącego nad drzwiami sypialni zegara przesuwały się z wolna, jednak dla dwóch mężczyzn poruszających się na łóżku, czas zatrzymał się na długo.
    Kuroko wsunął dłonie w miękkie włosy Ryouty i zacisnął je na nich, przyciągając ku sobie jego głowę. Kise wpił się zachłannie w jego usta, nie przestając poruszać biodrami, nabijał się w ciasne, gorące wnętrze Tetsuyi, śliskie od jego spermy. Kochali się od prawie dwóch godzin, z dwiema krótkimi przerwami – ale blondynowi wciąż było mało.
    Po raz kolejny doszedł z głuchym jękiem, spuszczając się we wnętrzu Kuroko. Tetsuya również osiągnął szczyt, poruszając dłonią wzdłuż własnego członka; jego sperma zdobiła teraz jego brzuch w postaci kilku chaotycznych mazajów.
    Ryouta wysunął się z jego ciała i opadł ciężko obok, oddychając głęboko. Za oknem szalała zima, podczas gdy w niewielkiej sypialni błękitnowłosego zawitała prawdziwa gorączka.
–    Czy mi się wydaje, czy byłeś trochę spięty, Kurokocchi?- wyszeptał Ryouta, uspokajając oddech.
–    Co to ma do rzeczy?- mruknął Kuroko, przeczesując dłonią włosy.
–    Nie chciałem cię skrzywdzić...
–    Nie musisz się o to martwić, przecież nie jestem dziewicą.
–    Wiem, w końcu sam cię rozdziewiczyłem.- Kise uśmiechnął się radośnie na samo wspomnienie. Obrócił się do swojego kochanka, obejmując go ramieniem i całując wilgotne usta.- Kiedy już dostanę resztę kasy za ten francuski film, wrócę do Japonii na dłużej. Może zrobię sobie kilkuletnią przerwę? A może chciałbyś gdzieś ze mną wyjechać, Kurokocchi? Jest jakieś miejsce, które chciałbyś zwiedzić?
–    Nieszczególnie – odparł Tetsuya, unikając patrzenia w złote oczy Kise. Nie miał ochoty na takie czułości i przytulanki, ale nie potrafił w bezpośredni sposób odrzucić Ryouty. Wiedział, że blondynowi brakowało jego bliskości i minie jeszcze trochę czasu, zanim mężczyzna ją zaspokoi.
–    Mmm, tam we Francji jest całkiem ładnie – powiedział cicho Ryouta, opierając głowę o dłoń, palcem drugiej zaś kreśląc niewidzialne wzory na klatce piersiowej Kuroko.- Chciałbym cię tam kiedyś zabrać. Jest tam taki ogromny most, nazywa się "Millau". Właściwie to wiadukt. Kiedy jedziesz przez niego rowerem, masz wrażenie, jakbyś leciał tuż pod niebem... jakbyś mógł dotknąć chmur nad swoją głową. Pełno tam ludzi, w dodatku wstęp na niego jest płatny dla turystów, ale to i tak nie odbiera uroku tego miejsca.
–    Pewnie fajnie by się z niego spadało – mruknął Kuroko, wpatrując się bezmyślnie w sufit. Słyszał i rozumiał słowa Kise, ale myślami był daleko, w pewnym przytulnym mieszkaniu, w który mieszkał ojciec z synem.
    Ciekawe, czy Aomine znów u nich siedzi. Wyglądało na to, że dobrze sobie radzi w budowaniu relacji z Eijunem. Z Kagamim zresztą również. Jeśli tak dalej pójdzie, on i Taiga pewnie jeszcze się zejdą.
    Kagami zawsze miał miękkie serce, jeśli chodziło o Aomine. Pewnie nawet, gdyby Daiki dalej go zdradzał, Taiga za każdym razem wybaczałby mu i przyjmował z powrotem.
    Jeśli Aomine zmądrzał, to w porządku. Jeśli postanowił przeprosić wszystkich, to dobrze. Jeśli chce naprawić relacje z synem i w ogóle go poznać – to znakomicie.
    Ale jeśli kiedykolwiek po raz kolejny skrzywdzi Kagamiego, Tetsuya nie powstrzyma się przed niczym.
    Już i tak okazał akt łaski, nie zjawiając się przez tydzień w mieszkaniu Kagamiego, gdzie z pewnością często przebywał Aomine. Gdyby do nich pojechał i zastałby ciemnoskórego, pewnie polałaby się krew...
–    Kurokocchi?
–    Tak?- Kuroko w dalszym ciągu nie odrywał wzroku od sufitu.
–    Wciąż myślisz o Kagamicchim?
–    Cały czas cię słucham, więc skąd ta myśl?
–    Dobrze cię znam i umiem rozpoznać, kiedy słuchasz mnie po prostu z grzeczności.- W głosie Kise słychać było odrobinę żalu, ale uśmiech, choć smutny, wydawał się być szczery.- Czym się martwisz? Boisz się, że wróci do Aomine?
–    Dlaczego miałbym się tego "bać"?
–    Obaj dobrze wiemy, dlaczego – stwierdził Ryouta, marszcząc lekko brwi.- Najzabawniejsze jest to, że teraz masz powód, by nie wyjawiać Kagamicchiemu swoich uczuć. Ale co powstrzymywało cię przez te pięć lat, kiedy Aomine był daleko i nie interesował się ani Kagamicchim, ani Eijunem?
    Tetsuya milczał. Zacisnął lekko wargi, starając się nie poddać irytacji. Dlaczego tego nie zrobił? Gdyby sam to wiedział, z chęcią wykrzyczałby Ryoucie odpowiedź.
    Ile lat minęło, odkąd zorientował się, że kocha Kagamiego? To było tak dawno temu, jeszcze zanim pojawił się Eijun, zanim w ogóle Taiga i Daiki zaczęli ze sobą chodzić po zakończeniu liceum. Po prostu po którymś z meczów, kiedy Kuroko i Kagami siedzieli w szatni naprzeciwko siebie, wykończeni, ale szczęśliwi z powodu wygranej, dysząc ciężko, ledwie żywi... Kiedy patrzyli na siebie z uśmiechem, który wyrażał wszystkie targające nimi emocje... wtedy Tetsuya zrozumiał.
    Zrozumiał, że kocha Kagamiego.
    Nie jak przybranego brata, nie jak najlepszego przyjaciela. Zakochał się w nim, tak jak zwykły szary człowiek potrafi stracić głowę dla drugiego człowieka – w jego oczach pod każdym względem wspaniałego.
    Kagami miał swoje zalety i miał swoje wady, ale bez względu na wszystko Kuroko kochał go niezmiennie przez te wszystkie lata – zarówno te, gdy Taiga był w związku z Daikim, jak i przez te, gdy samotnie wychowywał syna Aomine.
    Co powstrzymywało go po odejściu ciemnoskórego, by wyjawić Kagamiemu prawdę? Nie wiedział. Wiele miał okazji – siedzenie nad śpiącym słodko niemowlęciem, walczenie z energicznym dwulatkiem w wannie, kiedy próbował uciec, usypianie czterolatka, który wciąż potrzebował smoczka, by się uspokoić. Kagami, Kuroko i Eijun nie wyglądali na rodzinę.
    Oni byli rodziną.
    Od samego początku, odkąd tylko kobieta, z którą przespał się Aomine przyszła pod drzwi mieszkania Kagamiego i błagała, by zajął się Eijunem. Już w momencie, kiedy chłopiec chwycił w maleńką dłoń palec Tetsuyi, nawet jeśli był to syn Aomine, Kuroko czuł się poruszony. Wystarczyło jedno spojrzenie na Taigę, krótki kontakt wzrokowy, będący potwierdzeniem na to, że właśnie zaczyna się nowy rozdział w ich życiu – rozdział wypełniony dziecięcym płaczem, krzykiem i śmiechem.
    Przez całe pięć lat był tak blisko Kagamiego, a jednak nie wykorzystał żadnej szansy, by wyjawić mu swoje uczucia. Nawet jeśli zasypiał z głową opartą o jego ramię, nawet jeśli czasem sypiali w tym samym łóżku, dopóki nie wyremontowali pokoju gościnnego, nawet jeśli tak dobrze zgrywali się w opiece nad Eijunem.
–    Teraz to nie ma znaczenia – stwierdził. Pochwalił się w duchu za opanowany ton.
–    Nie powiedziałbym – mruknął Kise.- Wtedy na pewno miało duże znaczenie, ale teraz... teraz będziesz się zadręczał. Tak, jak zadręczałeś się, kiedy Aomine i Kagamicchi zaczęli ze sobą chodzić po liceum.
–    Z własnego doświadczenia tego nie mówisz, co?- Kuroko w końcu na niego spojrzał. Sądził, że Ryouta nieco się speszy, ale blondyn uśmiechnął się do niego lekko.
–    Choćbyś był mężem Kagamicchiego i zaadoptowalibyście jeszcze dwójkę dzieci, i tak powiedziałbym ci o tym, że cię kocham.
–    Cóż, to się nigdy nie stanie. Szczęściarz z ciebie.
–    Szczęściarz?- prychnął Kise.- Bo sypiam z miłością mojego życia, która nic do mnie nie czuje? Bo kocham kogoś, kto lada dzień może związać się z jakąś kobietą i założyć z nią rodzinę?
–    Mówiłem ci, że...
–    Tak, wiem – przerwał mu z westchnieniem Ryouta.- Jeśli tylko będę miał dość, w każdej chwili mogę przerwać nasz romans. Twoim zdaniem co mi to da? Zatęsknisz za mną, jeśli przestanę z tobą sypiać? Zakochasz się we mnie, jeśli zrozumiesz, że straciłeś szansę na szczęśliwe życie u mojego boku?
–    Więc dlaczego to robimy?- zapytał Tetsuya, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.- Dlaczego pozwalam ci sypiać ze mną, dlaczego ty sam chcesz ze mną sypiać, skoro nie czuję do ciebie nic, poza sympatią? Po co dalej to ciągniemy, skoro nie ma dla nas przyszłości?
–    Może dlatego, że oboje z tej przyszłości rezygnujemy?- zapytał z uśmiechem Kise, nachylając się nad Kuroko i sięgając do szafki nocnej po kieliszek wina, który popijali przed dwiema godzinami. Upił kilka łyków, po czym położył go na klatce piersiowej Tetsuyi, niczym na podstawce. Kuroko drgnął, kiedy poczuł chłodne szkło na rozgrzanej skórze.- Ty nie widzisz przyszłości innej, niż przy boku Kagamicchiego... zresztą, nigdy nawet nie dążyłeś do tego, by się o taką postarać. Ja zaś nie mam ochoty na przyszłość, która nie jest związana z tobą. To chyba jedyna nasza wspólna cecha. Skoro więc żaden z nas nie ma przyszłości, to trwamy w czasie obecnym u swojego boku, chcąc wypchać czymś tę dziurę.
–    Moja przyszłość...- zaczął Kuroko. Zastanowił się przez chwilę, z zaskoczeniem zdając sobie sprawę z tego, że w jego głowie nie pojawił się żaden obraz, jaki chciałby urzeczywistnić. Dom? Rodzina? Zupełnie tego nie widział. To, co działo się teraz, liczyło się dla niego bardziej, niż jakieś bezsensowne plany.
–    Wiesz, Kurokocchi, ja widzę moją przyszłość – westchnął Kise.- Nawet, jeśli kochasz Kagamicchiego, to i tak ją widzę. Widzę siebie samego i ciebie, we wspólnym mieszkaniu, spędzających dzień po dniu na zwykłych, codziennych czynnościach. Widzę miłe wieczory w twoich objęciach, wspólne kąpiele, czuły i namiętny seks...
–    Wymienisz coś, czego nie robimy, czy nie mam na co liczyć?- Kuroko uniósł sceptycznie brew.
–    To nie jest nasze mieszkanie.
–    Ale mieszkasz tu, gdy tylko wracasz zza granicy. Codziennie robimy codzienne czynności, zmuszasz mnie do wspólnej kąpieli, tulisz się do mnie w łóżku, o seksie już nie wspominam, bo dopiero co skończyliśmy go uprawiać.
–    Tyle że chciałbym kupić dla nas większe mieszkanie, takie bardziej kolorowe – mruknął z niezadowoleniem Kise, znów popijając wino.- Lubię twoje mieszkanie, Kurokocchi, ale jest w nim tak szaro i chłodno... Myślę, że przydałoby ci się trochę przestrzeni...
–    Właściwie, to dlaczego nie zaproponowałeś mi związku?- zapytał Tetsuya, zdając sobie sprawę, że Ryouta rzeczywiście tego nie zrobił, choć przecież miał szansę, szczególnie po liceum, kiedy Kagami i Aomine już ze sobą byli.
–    Mmm?- Kise spojrzał na niego spokojnie. Wzruszył lekko ramionami.- Pewnie z tego samego powodu, dla którego ty nie powiedziałeś Kagamicchiemu o swoich uczuciach.
–    Z tym, że ja nie znam tego powodu.
–    Ja swojego też jeszcze nie – mruknął, znów pijąc.- Ale jeśli go poznam, to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.
–    Hm – mruknął Kuroko, odwracając twarz i ponownie wbijając wzrok w sufit.
    Czy przyjąłby propozycję Kise, gdyby ten takową złożył? Jego zdaniem już wyglądali i zachowywali się jak para – co prawda był to w głównej mierze związek na odległość, ale jednak związek, a przynajmniej coś bardzo go przypominającego. Sypiali ze sobą, spędzali ze sobą czas, mieszkali razem, gdy tylko Ryouta wracał zza granicy, choć przecież blondyn posiadał własny apartament.
    Ale fakt faktem, że żaden z nich nigdy nie nazwał ich otwarcie parą. Kim w takim razie byli? Mogliby nazywać się kochankami, ale zdaniem Kuroko to nie było jeszcze „to”. Nie byli również seks-przyjaciółmi, przede wszystkim dlatego, że Kise darzył go miłością. Prawdopodobnie w ogóle nie istniało na tym świecie słowo, którym mogliby określić swoje relacje.
–    Chciałbym jutro wpaść do Kagamicchiego – powiedział cicho Kise, unosząc nieznacznie kieliszek i przesuwając go kilka centymetrów w górę, w kierunku lewej piersi Tetsuyi. Z lekkim uśmiechem opuścił szkło, kładąc spodek na sutku. Kuroko drgnął nieznacznie i obdarzył blondyna karcącym spojrzeniem.- Pójdziesz ze mną?
–    Mam kilka spraw do załatwienia – skłamał. Nie miał żadnej sprawy, ale zawsze mógł udać się w odwiedziny do rodziców. Oni nie zdradzą Kise, że to właśnie tam przebywa.
–    Jeśli to ja zadzwonię do Kagamicchiego i powiem, że nie chcę spotkać Aomine, to na pewno go tam nie będzie – zachęcał dalej Ryouta.- No, chyba że to Kagamicchiego nie chcesz teraz widzieć...
–    Nic takiego nie powiedziałem – zirytował się Kuroko.
–    Więc chodź ze mną, Kurokocchi – poprosił Kise, odkładając kieliszek na stolik nocny i podnosząc się lekko. Zgrabnym susem ułożył się nad błękitnowłosym, opierając dłonie po obu bokach jego ciała.
–    Kise-kun, proszę cię, nie mam już siły – westchnął Tetsuya.
–    Dam ci spokój, jeśli się zgodzisz – powiedział Kise, uśmiechając się szelmowsko.- To będą tylko dwie, góra trzy godziny.
–    Mhm.- Kuroko wywrócił oczami.- A pojutrze wyciągniesz mnie do Midorimy-kun, a popojutrze do Kasamatsu-san, a popopojutrze do Akashiego-kun, bo musisz przecież wszystkich odwiedzić.
–    Tylko Kagamicchi, obiecuję!- Kise pochylił się nad nim i pocałował go.- Do Akashicchiego pewnie i tak z chęcią pójdziesz ze mną...- dodał nieco ponurym tonem.
–    Możesz mi powiedzieć, jakim cudem o Akashiego-kun jesteś bardziej zazdrosny, niż o Kagamiego-kun?- zapytał Kuroko z lekkim niedowierzaniem.
–    No bo z Akashicchim mógłbyś się nawet... och, nie wypowiem tego słowa – burknął Ryouta, odwracając od niego wzrok.
–    Być może – stwierdził Tetsuya, marszcząc brwi.- Gdyby Akashi-kun nie miał żony i dwójki dzieci. Których, nawiasem mówiąc, jesteśmy ojcami chrzestnymi.
–    Licho wie, co siedzi w głowie Akashicchiego.- Kise wzruszył ramionami.- To jak będzie? Pójdziesz ze mną jutro do Kagamicchiego i Eijuna? Bo wiesz...- dodał z uśmiechem, spoglądając w dół.- Robię się coraz twardszy...
    Kuroko jęknął cicho, zamykając oczy. Naprawdę nie miał już sił na kolejną rundę, marzył wręcz o długiej kąpieli i ponownym wylądowaniu w łóżku – tym razem w celu, do którego pierwotnie było przeznaczone.
–    W porządku, Kise-kun, pójdę z tobą – mruknął.- O ile Kagami-kun w ogóle znajdzie dla ciebie czas...
–    Jasne, że znajdzie.- Ryouta znów pochylił się nad nim i ponownie pocałował jego usta.- Hmm... Kurczę, mogłem cię jakoś inaczej przekonać, bo naprawdę jestem twardy. A może jednak byś... Kurokocchi?!
    Tetsuyi nie było już jednak w łóżku.

***

    Następnego dnia, punktualnie o godzinie piętnastej, Kuroko i Kise podjechali taksówką pod biało-limonkowy blok mieszkalny. Blondyn był tak podekscytowany tym spotkaniem, że otworzył drzwi auta, zanim te zdążyło na dobre zatrzymać się na podjeździe.
–    Bardzo pana przepraszam – wymamrotał Tetsuya, kiedy w lusterku wstecznym dostrzegł, jakim spojrzeniem obdarzył Ryoutę kierowca. Podał mu kilka banknotów, po czym chwycił jednoramienną torbę i również wysiadł z taksówki.
    Kiedy samochodów odjechał, Kuroko popatrzył na przyjaciela z dezaprobatą. Kise najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy – z zafascynowaniem wpatrywał się w okna drugiego piętra, jakby z nadzieją, że lada chwila wychynie z nich znajoma twarz Kagamiego bądź Eijuna.
–    Mógłbyś się trochę opanować, Kise-kun?- westchnął Kuroko, podając mu jego torbę.
–    Przepraszam, Kurokocchi, ale tak się cieszę, że w końcu ich zobaczę!- Ryouta uśmiechnął się do niego jednym ze swych wyćwiczonych uśmiechów, które w założeniu miały wywołać rozczulenie. Niestety, twarz Tetsuyi pozostawała równie poważna i beznamiętna, jak zawsze.- Przepraszam...- mruknął, speszony, odbierając od niego torbę.
–    Chodźmy, na pewno już na nas czekają.- Kuroko ruszył przodem, wydając z siebie ostentacyjne westchnienie.
    W gruncie rzeczy zachowanie Kise nie drażniło go aż tak bardzo. Oczywiście, z czasem mogło zacząć być irytujące, ale jednak błękitnowłosy wprawił się już w szybkim przyzwyczajaniu się do nastroju blondyna.
    Poza tym wiedział, że reakcja Ryouty na nadchodzące spotkanie brała się z najszczerszych w jego sercu uczuć. Kise był po prostu osobą, która nie potrafiła – i nie chciała – ich w sobie hamować.
    Weszli do budynku i zaczęli wspinać się po schodach na drugie piętro. Kuroko trochę zazdrościł optymistycznemu nastawieniu przyjaciela. Jego kroki były lekkie, blondyn zdawał się poruszać wyjątkowo swobodnie, podczas gdy Tetsuya niemal się za nim wlókł.
    Pierwszy raz był w takim stanie. Zwykle przychodził do Kagamiego w dobrym nastroju, ale teraz, kiedy przez ponad tydzień odmawiał wizyt u niego, miał wrażenie, jakby szedł na spotkanie z katem. Taiga już kilka razy zaprosił go do siebie, a Kuroko wciąż wykręcał się wymyślonymi na poczekaniu wymówkami.
    Od drugiego piętra dzieliło ich tylko kilka schodów, kiedy w korytarzu dostrzegli wychylającą się z mieszkania głowę małego chłopca. Oczywiście Kise, ponieważ był wyższy od Tetsuyi, dostrzegł go jako pierwszy.
–    Tato, już są, już są!- dało się słyszeć, kiedy głowa na chwilę zniknęła.
–    Eijun, zamknij te drzwi, mówiłem, że masz poczekać w środku!
    Chłopiec jednak ani myślał słuchać ojca. Ruszył biegiem korytarzem w kierunku nadchodzących mężczyzn, zostawiając drzwi mieszkania otwarte na oścież. Kise ze śmiechem odłożył torbę na ziemię, po czym przykucnął i wyciągnął ramiona w kierunku ciemnoskórego siedmiolatka.
    Eijun dopadł go z impetem, prawie przewracając. Objął mocno szczupłymi ramionami szyję blondyna i zacisnął oczy, tuląc go z całych sił. Ryouta nie pozostawiał mu dłużny, przytulił do siebie chłopca, kładąc mu dłoń na głowie. Poczochrał granatowe włosy, uśmiechając się i starając ukryć wzruszenie.
    Kuroko nie był w stanie nie uśmiechnąć się na ten widok. Kise wyglądał niczym ojciec, który po długiej podróży powrócił do ukochanego syna. Ale nie było w tym nic dziwnego - tę dwójkę łączyła więź równie silna, co Eijuna i Tetsuyę.
–    Ale wyrosłeś, Eijun!- westchnął Kise, kiedy chłopiec odsunął się nieznacznie i uśmiechnął do Ryouty.- Jeszcze trochę i mnie przerośniesz!
–    Nie przesadzaj, Kise-chan, dzieci nie rosną aż tak szybko – mruknął Eijun, marszcząc lekko brwi. Po chwili uśmiechnął się.- No, chociaż wujka Tetsu pewnie niedługo przerosnę!
–    Zabawne – powiedział z powagą Kuroko, wbijając spojrzenie błękitnych oczu w chłopca. Eijun wyszczerzył się do niego, a potem i jego przytulił, obejmując go w pasie.
–    Tęskniłem za tobą, wujku Tetsu! Nie było cię u nas ze trzy miesiące!
–    Tydzień...- zaczął Kuroko, jednak urwał, odwracając wzrok na bok. Teraz było o wiele bardziej głupio, niż wcześniej. Nie powinien był zaniedbywać relacji z Eijunem tylko ze względu na to, że jego biologiczny ojciec wrócił do Tokio i odnowił kontakt z nim i Kagamim.
–    Mam super grę, chciałem w nią z tobą pograć!- narzekał dalej Eijun. Odsunął się od Kuroko i ponownie dopadł Kise, ciągnąc go za płaszcz.- Z tobą też chcę pograć, Kise-chan! Zobaczysz, jak wymiatam!
–    Och, z całą pewnością wymiatasz – zaśmiał się Ryouta, zarzucając sobie torbę na ramię i chwytając lewą dłonią wyciągniętą dłoń chłopca.- Będziesz musiał dać mi fory, bo już dawno nie grałem...
–    Pewnie!- odparł Eijun, machnąwszy wolną dłonią.- Tatę ciągle ogrywam, ale dla ciebie postaram się grać trochę gorzej!
    Kise roześmiał się wesoło, dając się prowadzić chłopcu prosto do mieszkania, gdzie u progu drzwi czekał już na nich Kagami, krzyżując ręce na piersiach.
–    Cześć, Kagamicchi!- Ryouta uśmiechnął się do niego, po czym objął go ramionami i ścisnął. Taiga stęknął cicho, patrząc na Kuroko ze zmarszczonymi brwiami i szeroko rozłożonymi rękoma. Widać było, że nie ma pojęcia co z nimi zrobić.
–    Cześć, Kise... Ugh, musisz skończyć z tymi europejskimi zwyczajami, zaczynają mi dziać na nerwy.
–    Ech? O czym ty mówisz?- zapytał Kise, odsuwając się od niego.
–    Nie tul się do mnie na środku korytarza!- warknął czerwonowłosy, rumieniąc się lekko.
–    Okej, no to wejdźmy do środka!- Ryouta wzruszył ramionami, po czym wraz z Eijunem weszli do mieszkania. Kagami wzniósł oczy ku niebu, czy raczej w tym przypadku ku sufitowi, a potem spojrzał bezradnie na Tetsuyę.
–    Długo zostanie?- zapytał ponurym tonem.
–    Dwa tygodnie.
–    Mam na myśli u mnie, teraz.
    Kuroko spojrzał na niego sceptycznie, po czym znacząco zerknął na jego syna, który zaglądał właśnie do torby Kise.
–    Dwa tygodnie – powtórzył z przekonaniem.
–    No tak – westchnął Kagami, krzywiąc się.- Wiesz, może łatwiej będzie, jeśli po prostu pożyczę mu Eijuna? Z pewnością spodoba mu się mieszkanie w apartamencie Kise.
–    Cóż, istnieją dwa możliwe zakończenia, jeśli wybierzesz tę opcję – stwierdził Tetsuya, wchodząc do mieszkania i ściągając buty.- Albo stracisz syna, który za bardzo przyzwyczai się do komfortu i luksusu apartamentu Kise-kun... Albo stracisz syna, bo ten zostanie modelem.
–    Eijun modelem?- Kagami zbladł. Spojrzał na syna i zmarszczył lekko brwi.- Kise, dwa metry odległości, jasne?
–    Co?- burknął Ryouta, który oczywiście wszystko słyszał. Wziął Eijuna na ręce, przytulając go w obronnym geście.- Z Eijuna byłby akurat świetny model, więc jeśli będzie myślał o takiej karierze, to z pewnością mu pomogę, a nawet załatwię mu profesjonalną sesję!
–    Ale ja chcę grać w kosza – stwierdził chłopiec, marszcząc brwi.
–    W tym też ci mogę pomóc!- powiedział Kise, uśmiechając się do niego.- Jak jeszcze trochę podrośniesz, to będziesz najlepszym koszykarzem w całej Japonii!- dodał, cmokając chłopca w policzek.
–    Ugh, wujku, nie całuj mnie, jestem już dorosły!- Eijun odepchnął jego twarz dłonią, krzywiąc się.
–    Hoo?- Ryouta uśmiechnął się podstępnie.- Dorosły, mówisz? Wiesz, dorośli mężczyźni też się czasem ca...!
–    Może już starczy tych czułości, zostawcie trochę na później!- Kagami uniósł głos, odbierając blondynowi swojego syna i patrząc na niego ze złością.- Zapraszam teraz wszystkich „dorosłych mężczyzn” do salonu na mały poczęstunek i kawę. Oraz sok – dodał po chwili namysłu.
–    Eeech?- Kise popatrzył za nim z żalem, kiedy Taiga oddalał się z Eijunem w ramionach.- O co mu chodziło, tak nagle...- burknął, spoglądając na Kuroko.
–    Kise-kun, może sprawdzisz, jak szybko spada się z balkonu, co?- zaproponował Tetsuya.
–    Ty też?!- jęknął Kise.
    Kuroko minął go, wzdychając cicho. Ryouta, nieco obrażony, ruszył za nim, zabierając ze sobą torbę.
    Kiedy usiedli już w salonie na kanapie, Kagami zjawił się z tacą. Ułożył na niskim stoliku talerz pachnących, jeszcze ciepłych kruchych ciasteczek oraz trzy kubki kawy i jeden z sokiem pomarańczowym. Zajął swoje ulubione miejsce w fotelu, który przysunął nieco bliżej, by łatwiej mu było sięgać po słodkości i mieć lepszy kontakt z gośćmi.
    Chociaż Kise potrafił być irytujący, to oczywiście Taiga cieszył się, że wrócił do Japonii. W gruncie rzeczy ostatnich pięć lat przybliżyło go praktycznie do wszystkich członków dawnego Pokolenia Cudów, w szczególności do Kise i, co było bardziej zaskakujące, Akashiego. Oczywiście, nie licząc Kuroko, z którym przyjaźnił się znacznie dłużej, oraz Aomine, z którym po liceum zaczął chodzić.
–    Jak ci minęła podróż?- zagadnął.
–    Były jakieś turbulencje, ale tak to żadnych szczególnych wrażeń – stwierdził Kise.
–    Zapytaj go lepiej co robił przez godzinę po wylądowaniu, kiedy na niego czekałem jak jakiś...- Kuroko zerknął na Eijuna, który usiadł na kanapie między nim i Ryoutą i z uwagą przysłuchiwał się rozmowie.- Mieszkaniec lotniska.
–    Wujku, na lotnisku się nie mieszka – mruknął chłopiec, marszcząc brwi.
–    Masz rację – westchnął Tetsuya.
–    Och, dopadły mnie fanki, nie mogłem się od nich uwolnić.- Kise wywrócił oczami.- Wszystko przez to, że zastosowałem kiepski kamuflaż.
–    Żadnego nie zastosowałeś.
–    Toteż mówię, że kiepski.
–    Powiedz jeszcze Kagamiemu-kun, jak pięknie mnie ignorowałeś, gdy do ciebie podszedłem.
–    Przecież cię nie widziałem!
–    Stałem tuż przed tobą.
–    Ale twoje misdirection...!
–    Nie mam już misdirection.
–    Wczoraj widziałem co innego!
–    Skoro „widziałeś”, to na pewno nie było to misdirection, tylko ignorowanie.
    Kagami siedział wygodnie w swoim fotelu, lewą dłonią podpierając policzek i przesuwając wzrok od jednego mężczyzny do drugiego, przysłuchując się ich wymianie zdań. Nieważne, jak długo czy krótko się nie widzieli, gdy posadzić ich obok siebie, zawsze zaczynali te swoje dyskusje...
–    Och, Kurokocchi, już cię za tamto przeprosiłem, no!- jęknął w końcu Kise.
–    Kise-chan, zawsze zwracasz się do osób, które szanujesz z tą końcówką, prawda?- Eijun wkroczył do akcji i przerwał tę niedorzeczną passę.
–    Mhm, zgadza się!- Ryouta uśmiechnął się do niego, gładząc go po głowie.- To takie przyzwyczajenie z dzieciństwa.
–    Czy to znaczy, że mnie nie szanujesz?
    Kagami spojrzał z dezaprobatą na syna. Sądził, że chłopiec zapytał o to, chcąc przerwać tamtą dyskusję, tymczasem on najwyraźniej pragnął rozpocząć nową...
–    Ech?- Kise spojrzał na niego z zaskoczeniem.- Ach, oczywiście, że cię szanuję! Po prostu „Eijuncchi” nie brzmi raczej dobrze...
–    Hmm, racja – stwierdził chłopiec.- Ale to dlatego, że dodajesz to do imienia. A przecież możesz dodać do nazwiska! Aominecchi!
    W salonie zapadła cisza. Kuroko przełknął ciężko ślinę, widział kątem oka, że Kagami cały się spiął, prostując w fotelu. Kise tymczasem wpatrywał się bezmyślnie w Eijuna, wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć. Uśmiech zniknął z jego twarzy, teraz malowała się na niej powaga zmieszana z tak wieloma uczuciami, iż ciężko było wyłapać którąś z nich.
    Ale wśród nich Tetsuya mógł dostrzec przede wszystkim to, co on sam odczuwał – głęboki żal i uczucie, które najbardziej ciążyło mu na sercu – uczucie straty. Wszyscy trzej mężczyźni wiedzieli dobrze, jak ogromnym szacunkiem Kise darzył Daikiego – i jak bardzo uwielbiał go jako rywala i przyjaciela. Bezpowrotna utrata wszystkiego dobrego, co w nim widział, wyryła w jego duszy głęboki ślad, nawet jeśli ciężko było to po nim poznać.
–    A czy pan Aominecchi nie miał przypadkiem pokazać mi swojej nowej gry?- zapytał Kuroko.
–    No tak!- wykrzyknął chłopiec, zrywając się z kanapy.- Zaczekaj tu wujku, zaraz wracam!
–    Mhm, zaraz wsiadam w samolot do Niemiec, więc się pospiesz.
    Chłopiec zniknął już w swoim pokoju. Kise przetarł dłonią kark, na moment odwracając twarz od przyjaciół. Wstydził się swojego zachowania i jednocześnie był za nie na siebie zły. Sądził, że już mu przeszło – że jeśli chodziło o Aomine, to traktował go neutralnie, wręcz obojętnie. Tymczasem prawda okazała się zgoła inna.
    Nawet w myślach ciężko mu było wypowiedzieć „Aominecchi”...
–    Przepraszam – powiedział w końcu cicho.
–    Daj spokój, nic się nie stało – powiedział Kagami.
    Kuroko widział, że Taiga był wyraźnie speszony. Z całą pewnością nie miał zamiaru tego dnia poruszać tematu Aomine. Wiedział, jaki stosunek do niego ma Kise, a także Tetsuya.
–    Pogadam potem z Eijunem...- zaczął z wahaniem.
–    I co mu powiesz?- parsknął cicho Ryouta, posyłając mu zmęczony uśmiech.- Że wujek Kise nie chce się do niego zwracać po nazwisku, bo nazwisko nosi po biologicznym ojcu? To tylko nazwisko...
–    Znalazłem!- Eijun przerwał krępującą ciszę, wybiegając ze swojego pokoju i dopadając kanapy. Podał pudełko Kuroko, a ten przyjrzał się okładce i zmarszczył lekko brwi, czując mimowolne ukłucie zazdrości.
–    Rozpieszczasz go bardziej niż Kise-kun, Kagami-kun – stwierdził, rzucając mu nieco obrażone spojrzenie.- A mnie na urodziny pewnie dasz garnek do kolekcji...
–    To nie ja...- Taiga poczerwieniał na twarzy.
–    Dostałem to od wujka Daikiego!- oznajmił Eijun, podchodząc do telewizora i wyciągając spod niego playstation.
    Kise zerknął na grę z dość krzywą miną. Odczytawszy tytuł, jego policzki zarumieniły się lekko.
–    Nie próbuj mnie denerwować, Kise-kun – powiedział Tetsuya, patrząc na niego wilkiem.- Jedyną zazdrosną osobą w tym pomieszczeniu mogę być ja. Ty sobie możesz kupić ze dwieście takich gier.
–    Łatwo ci mówić, nie mam czasu grać...!- bronił się Ryouta.
–    Możesz pograć ze mną teraz, Kise-chan!- powiedział Eijun, przysuwając konsolę bliżej i podając dżojstik blondynowi.
–    Eijun, nie możecie pograć później...?- zaczął z westchnieniem Kagami.
–    Nie? – odparli jednocześnie Eijun i Kise.
–    Sam pewnie po nocach nie śpisz i w to grasz, przyznaj się!- mruknął Ryouta, przyglądając się dżojstikowi i klikając kilka klawiszów, by przetestować swój refleks.
    Eijun zajął miejsce na kanapie, wyraźnie podekscytowany możliwością pojedynkowania się z Kise. Kagami popatrzył na nich sceptycznie, po czym zwrócił się do Kuroko:
–    Czy to naprawdę tak powinna wyglądać wizyta gości?
–    Nie – odparł z powagą Tetsuya.- To ja powinienem grać.
–    Rzeczywiście, duża różnica.- Taiga wywrócił oczami.- Przyniosę nową porcję ciastek, powinny już być gotowe.
–    Przydałoby się.- Kuroko zmarszczył lekko brwi.- Tylko ty je jesz. Mógłbyś się podzielić z gośćmi.
–    Leżały na talerzu, no! Od tego były, żeby je brać!- warknął Kagami, wychodząc z salonu.
    Tetsuya westchnął lekko, odprężając się i opierając wygodnie o oparcie kanapy. Wyglądało na to, że to drobne napięcie między nim a Kagamim wyparowało. Może i nie widzieli się tydzień, ale Taiga prawdopodobnie prawidłowo odczytywał niechęć Kuroko. Z pewnością wierzył, że błękitnowłosy zjawi się, kiedy będzie gotowy.
    Choć to nadal nie usprawiedliwiało go od niewidywania się z Eijunem.
    Mężczyzna wpatrywał się z uwagą w ekran, kiedy Eijun i Ryouta tworzyli swoich koszykarzy, dyskutując na temat ich umiejętności. Uwadze Kuroko nie uszedł fakt, iż Kise wybierał charakterystyczne cechy błękitnowłosego – niski wzrost zawodnika, blada skóra, błękitne oczy. Próbował jakoś dać mu do zrozumienia, że w żaden sposób mu tym nie imponuje, ale Ryouta nie patrzył na niego. Uśmiechał się tylko pod nosem – bo z pewnością zdawał sobie sprawę z jego obserwacji.
    Kiedy w korytarzu rozdzwonił się telefon, wyglądało na to, że tylko Kuroko był w stanie odebrać. Z kuchni dochodziło głośne skwierczenie, a Eijun i Kise zajęli się już rozgrywką. Tetsuya wywrócił nieznacznie oczami, po czym wstał niechętnie i przeszedł na korytarz.
–    Rezydencja Kagamiego-kun, w czym mogę pomóc?- zapytał, opierając się ramieniem o ścianę i spoglądając na widoczne z tej odległości głowy Kise oraz Eijuna.
    W słuchawce przez długą chwilę panowała cisza, dało się słyszeć jedynie szum, jakby przejeżdżających samochodów.
–    To ty, Tetsu?- Znajomy głos był pełen wahania.
    Kuroko milczał. Spuścił wzrok na podłogę, przełknął ciężko ślinę. Zastanawiał się nawet, czy nie byłoby lepiej po prostu odłożyć słuchawkę i udawać, że to była pomyłka, ale takie zachowanie nie byłoby w jego stylu.
    Zwilżył wargi koniuszkiem języka, powstrzymując westchnienie.
–    Kagami-kun jest w kuchni, poczekaj, pójdę po niego...
–    Czekaj, Tetsu!
    Kuroko zacisnął usta. W całym jego życiu ze wszystkich znajomych i przyjaciół, to Aomine jako jedyny zwracał się do niego po imieniu. Przez ponad pięć lat nie słyszał tego zwrotu, a teraz brzmiało w jego uszach tak... nienaturalnie.
–    O co chodzi?- zapytał cicho.
    W słuchawce znów zapadła chwila milczenia. Kuroko jednak niespecjalnie to dziwiło – na miejscu Daikiego też pewnie nie wiedziałby za bardzo co powiedzieć.
–    Jeśli to wszystko, co masz do powiedzenia...- westchnął Tetsuya.
–    Nie powiedziałeś mu?
    Kuroko skrzyżował wolną rękę na klatce piersiowej, jej dłoń opierając o ramię tej, w której trzymał słuchawkę. Zmarszczył lekko brwi, spoglądając w kierunku salonu.
–    Komu? I o czym?- zapytał.
–    Tetsu...- Aomine zawahał się. W słuchawce rozległo się westchnienie.- Tetsu, ja... od początku wiedziałem, że kochasz Kagamiego.
    Tetsuya miał wrażenie, że serce zamarło w jego piersi. Ponownie przełknął ślinę, odwracając się i odchodząc kawałek w kierunku drzwi wejściowych, na taką odległość, na jaką pozwalał mu kabel.
–    Nie rozumiem – powiedział, jednak jego głos zabrzmiał podejrzanie słabo. Skąd Aomine miałby wiedzieć? Przecież Kuroko świetnie się ukrywał, jedyną osobą, jakiej powiedział o swoich uczuciach był Kise.
–    Koszykówka nie była wszystkim, co nas łączyło, Tetsu – mruknął Daiki.- Na początku, owszem. Ale sam dobrze wiesz, że w liceum wszystko zaczęło się zmieniać. A kiedy związałem się z Kagamim, kiedy z nim zamieszkałem... Zacząłem dostrzegać pewne rzeczy.
–    Ach tak?- spytał chłodnym tonem.- Co takiego dostrzegłeś?
–    Spojrzenie – odparł Aomine.- Mieszkając z Kagamim, ja... widziałem to w jego oczach. Kiedy patrzył na mnie. I widziałem, że ty patrzysz w taki sam sposób na niego. Nie pytałem cię o to, bo było mi głupio... Czułem się trochę tak, jakbym ci go odebrał.- Aomine odchrząknął głośno.- Po powrocie do Tokio, kiedy spotkałem się z nim i z Eijunem, zdziwiło mnie, że... że on nic nie wie.
–    Powiedziałeś mu?- wyszeptał z trwogą Kuroko, szerzej otwierając oczy.
–    Nie, nie, nie – zaprzeczył szybko Aomine.- Nie, Tetsu, nic mu nie mówiłem, ani nie pytałem! Po prostu nie było cię w mieszkaniu, a on mówił o tobie jak o przyjacielu i nie widziałem, żeby choć na moment speszył się, czy zawahał, co by świadczyło, że mieliście... no, poważną rozmowę, a on cię... o-odrzucił, czy coś... Doszedłem więc do wniosku, że mu nie powiedziałeś.
    Kuroko pokiwał lekko głową, zaciskając usta. Obejrzał się, upewniając, że nikt nie zwrócił jeszcze uwagi na jego długą nieobecność.
–    Nie za mądry się zrobiłeś przez te pięć lat?- mruknął.
–    Powiedziałbym raczej, że niewystarczająco – westchnął ciężko mężczyzna.- Jeszcze wiele muszę się nauczyć... Ale staram się, Tetsu. Wiem, że mnie nienawidzisz, tak jak cała reszta naszych przyjaciół, ale... ale chcę to naprawić, Tetsu. Naprawdę chcę.
–    Za dobre chęci Nobla nie dostaniesz – stwierdził sztywno.- Za rozgrzebywanie prywatnych sfer mojego życia też nie.
–    Nie zrozum mnie źle, nie próbuję cię urazić, czy coś... Po prostu kiedy... kiedy odszedłem, sądziłem, że...
–    Że co? Że skorzystam z szansy?
–    Nie chcę tego tak nazywać.
–    Jakby nie patrzeć, to była szansa.- Kuroko przetarł dłonią twarz.- Miałem cholernie dużo szans, ale nie zrobiłem tego. Na pewno jesteś szczęśliwy z tego powodu. Dzięki temu nadal masz szansę wrócić do Kagamiego-kun.
–    Czy mogę wiedzieć, dlaczego?- zapytał cicho Aomine.
    Tetsuya zawahał się. Wziął głęboki oddech i wypuścił go powoli z płuc.
–    Na pewno nie dla ciebie – odparł.
–    To akurat nawet nie przeszło mi przez myśl.- Daiki zaśmiał się niewesoło.- Wiesz, Tetsu... To pewnie zabrzmi ci fałszywie, ale... Miałem nadzieję, że się z nim zwiążesz.- Kuroko znów przełknął ślinę, denerwowało go uczucie suchości w gardle.- Serio. To, co zrobiłem... nigdy sobie tego nie wybaczę. I nie mówię tego po to, by wzbudzić w tobie jakieś pozytywne uczucia, nie próbuję też się nad sobą użalać. Po moim odejściu znienawidziłem sam siebie. Zacząłem wierzyć, że z tobą u boku Kagami będzie szczęśliwy. Że zapomni o mnie, że ułoży sobie życie z kimś, kto kocha go bardziej niż ja. A wiem, że tak właśnie jest, Tetsu. Nigdy byś go nie zdradził, nigdy byś go nie okłamał, ani nie oszukał. Pod tyloma...- Aomine urwał na moment, by zaczerpnąć powietrza.- Pod tyloma względami jesteś lepszy ode mnie, Tetsu. Zawsze byłeś. Trochę za późno zacząłem ci tego zazdrościć, przez co zdążyłem wszystko spieprzyć na całej linii. Kagami mówił mi, że nie chcesz ze mną rozmawiać i rozumiem to, wierz mi, Tetsu, cholernie to rozumiem. Ale chcę tylko ci powiedzieć, że... że to, co teraz robię, to, jak staram się wszystko naprawić... to po części dzięki tobie. Chcę brać z ciebie przykład, Tetsu. Tak, jak zmieniłeś nastawienie do koszykówki całego Pokolenia Cudów, jak zmieniłeś nastawienie Kagamiego do całego świata... Jeżeli chcesz jeszcze powiedzieć mu wszystko, to zrób to, Tetsu. Chciałbym cię wręcz do tego zmusić, ale wiem, jaki jesteś uparty. Myślę, że Kagami ma prawo wiedzieć, ale z drugiej strony ty masz takie samo prawo do tego, by ukrywać swoje uczucia.
    W słuchawce nastąpiła chwila ciszy. Kuroko przetwarzał w głowie jego słowa, marszcząc przy tym czoło. Wydawało mu się, że Aomine jest poważny, tak poważny jakim nigdy go nie widział czy słyszał. Poza tym po raz pierwszy w życiu do tego stopnia otwarł przed nim swoje serce.
    Tetsuya nie miał pojęcia, co powiedzieć. Miał mętlik w głowie i wciąż nie do końca rozumiał. Ale nawet jeśli chciał odpowiedzieć Daikiemu, to nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
–    Będę z tobą szczery – mówił dalej Aomine.- Zamierzam odzyskać Kagamiego. Jeśli mi się nie uda, to trudno, ale będę próbował. To nie tak, że chcę ci pokazać, że popełniłeś błąd, nie korzystając z okazji. To po prostu mój sposób na to, by zacząć wszystko naprawiać. Kocham Kagamiego, zawsze go kochałem. I zależy mi też na Eijunie. Chcę być częścią tej rodziny, Tetsu. Nawet jeśli nikt tego nie popiera.
    Kuroko spuścił wzrok na podłogę, wpatrzył się z odrobiną zrezygnowania w porzucone przez Kise buty. Blondyn tak się spieszył do spędzania czasu z Eijunem, że zrzucił je ze stóp i pozostawił w nieładzie, przewrócone i kopnięte jedynie pod ścianę, by nie zawadzały.
–    Zdaje się, że jest jedna osoba, która popiera ten pomysł – mruknął cicho błękitnowłosy.- Kagami-kun.
–    Cóż, jest teraz raczej... niedostępny.- Aomine zaśmiał się, wyraźnie zażenowany.
–    Ciężko mu się dziwić.- Kuroko znów przełknął ślinę. Tym razem ledwie mu się to udało. Miał wrażenie, że w jego gardle utknęła jakaś wielka kula, której nie był w stanie się pozbyć.- To tylko kwestia czasu, Aomine-kun. Kagami-kun cię kocha. Kochał się w liceum, kochał cię na studiach, kochał cię, kiedy go zdradziłeś i kochał cię, gdy odszedłeś. Teraz, kiedy wróciłeś, kocha cię jeszcze bardziej. Po prostu ze względu na to, że został ojcem, przybyło mu trochę rozsądku.
–    Nawet jeśli tak jest, to uważam, że powinieneś mu powiedzieć, co czujesz.
–    Żeby zaczął mieć wątpliwości?- Kuroko prychnął cicho.- Moje wyznanie zrobiłoby mu tylko burzę w mózgu. Dopadłyby go wahania, czy to aby na pewno dobrze, że pod moim nosem znowu kręci z tobą. Zresztą...- dodał, siląc się na spokojny ton.- Kagami-kun również mnie kocha. Przez te pięć lat dał mi to wystarczająco do zrozumienia. Jesteśmy rodziną. Wasze ponowne zejście się nie zmieni tego.
–    Nie chciałbyś czegoś więcej?- zapytał ostrożnie Aomine.
–    Mam już wystarczająco wiele – stwierdził Kuroko, nachylając się i z westchnieniem układając równo buty Kise.- Mam nawet więcej, niż do tej pory zauważałem.
–    Czy mogę... liczyć na to, że pewnego dnia pozwolisz mi naprawić także nasze relacje?
–    Kurokocchi?
    Kuroko odwrócił się, spoglądając na Ryoutę, który stanął niepewnie na końcu korytarza, przyglądając mu się. Westchnął ciężko i odchrząknął, by nadać głosowi nieco mocy.
–    Do widzenia – powiedział tylko. W słuchawce chwilę panowało milczenie, ale Tetsuya był pewien, że Aomine poprawnie odczytał z tego odpowiedź na jego pytanie.
–    Do zobaczenia, Tetsu. Dziękuję.
    Błękitnowłosy pociągnął cicho nosem, po czym odwrócił się i ruszył do niskiego stoliczka, na którym stał aparat telefoniczny. Przechodząc do holu naciągnął kabel niemal do samych granic możliwości.
–    Z kim rozmawiałeś, Kurokocchi?- zapytał Kise, przyglądając mu się uważnie.
–    Cóż.- Kuroko przybrał na twarzy swój typowy, pokerowy wyraz. Odłożył słuchawkę i spojrzał na blondyna.- Właśnie zaciągnąłem w imieniu Kagamiego-kun kredyt na trzy miliony jenów.
–    Kurokocchi...- Ryouta popatrzył na niego sceptycznie.
–    Już skończyłeś grać? Jeśli tak, zajmuję twoje miejsce.
–    Na chwilę możesz, ja i tak chciałem skoczyć do łazienki – westchnął Kise, przecierając dłonią kark. Kuroko minął go, jednak po kilku krokach, będąc już prawie w salonie, obrócił ku niemu głowę.
–    Kise-kun?
–    Mm?- Ryouta, który otwierał już drzwi do łazienki, spojrzał na niego pytająco.
–    Jeśli nie przesadzisz z kolorystyką, to pomyślę nad tym większym mieszkaniem.
–    Ech?- Kise spojrzał na niego, szerzej otwierając oczy.- Masz na myśli... że my razem?!
–    Jeśli twoje „nasze” wlicza moją skromną osobę...
–    Oczywiście, że tak!- Kise zarumienił się lekko.- Ale... mogę wiedzieć, skąd ta zmiana zdania?
–    Nie przypominam sobie, żebym ci wczoraj odmówił.
–    Wiesz, o co mi chodzi...- wymamrotał Ryouta, przysuwając się do niego.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dla mnie to nadzieja...
–    Jesteśmy na takim etapie relacji, że już się raczej one nie zmienią. Chyba że się zakochasz i postanowisz założyć rodzinę.
–    Wiesz, że to niemożliwe – powiedział cicho Kise, patrząc mu prosto w oczy.- Dla mnie nie ma przyszłości, jeśli nie ma w niej ciebie.
    Kuroko uśmiechnął się lekko, ledwie dostrzegalnie. Wspiął się na palce, po czym czule pocałował Ryoutę. Blondyn poczerwieniał na twarzy, a kiedy Tetsuya odsunął się od niego, spojrzał nerwowo w kierunku salonu.
–    Kurokocchi, to było bardzo, bardzo przyjemne, ale chyba nie powinieneś tego robić w pobliżu Eijuna!- wyszeptał z napięciem.
–    Sam mu powiedziałeś, że dorośli mężczyźni też się czasem całują.
–    C...?!- Kise spąsowiał do reszty.- Ja mu tak powiedziałem?! Kiedy?!
–    Gdy przyszliśmy.
–    Nie przypominam sobie takich niedorzeczności!
–    Nie miałeś przypadkiem iść do łazienki?- zapytał uprzejmie Kuroko.- Zostawiłeś zapalone światło, nabijasz Kagamiemu-kun rachunek za prąd... Och.- Tetsuya zmarszczył lekko brwi, po czym spojrzał na przełącznik w ścianie i nacisnął go, zapalając światło w korytarzu.- Sprytnie, Kise-kun.
–    Kurokocchi, muszę wiedzieć...- westchnął Ryouta.- Wiem, że to nie nagła miłość, więc... dlaczego? Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że moja propozycja nie dotyczyła tylko zmiany mieszkania ale i... bycia ze sobą – szepnął.- Jako para, Kurokocchi.
–    Nie chcesz?
–    Oczywiście, że chcę! Ale chcę też wiedzieć, dlaczego!
    Tetsuya przełknął ślinę, na moment spuszczając wzrok i wbijając go w klatkę piersiową blondyna. Kiedy znów spojrzał w jego miodowo-złote oczy, umysł miał otwarty i z łatwością znajdował słowa, którymi chciał wyrazić to, co czuł.
–    Ponieważ jesteśmy rodziną, Kise-kun – powiedział cicho.- Trochę za późno zdałem sobie z tego sprawę... ale taka jest prawda. Ty i ja już od dawna stanowimy rodzinę.
–    Rodzi...- Ryouta urwał, szerzej otwierając oczy i wpatrując się w błękitnowłosego. Rozchylił nieznacznie usta, ale zamknął je i zacisnął, kiedy te niebezpiecznie zadrżały. Po chwili uśmiechnął się do Kuroko. I, choć nic nie powiedział, ten uśmiech był dla niego wystarczającą odpowiedzią.
    Tetsuya był teraz tego pewien w stu procentach. Słowo, jakiego szukał tak długo, słowo, które mogło określić ich relacje – nie seks-przyjaciele, nie kochankowie... Ich dwoje stanowiło rodzinę.
    I nic nie mogło już tego zmienić.

5 komentarzy:

  1. To było świetne, końcówka taka urocza, zabawnie też było... nic dodać, nic ująć ;)
    "– Kise-kun, może sprawdzisz, jak szybko spada się z balkonu, co?- zaproponował Tetsuya." Te złośliwe komentarze są takie super xD Widać, że za dużo przesiaduje z Akashim :P
    W dodatku ten Kagami, który zjada wszystkie ciastka xD Doskonale go rozumiem, bo robię dokładnie to samo :D

    Eijun to taki słodziak *-* Gdyby wszystkie bachory takie były, to chyba aż bym się do dzieci przekonała c:

    Będą jeszcze kolejne części? Po przeczytaniu tej, czuje niedosyt, więc mam nadzieję że jeszcze będzie ^^

    Pozdrawiam i do następnego :* ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, będzie jeszcze jedna, ale na tę sobie trochę poczekacie, bo nie mam czasu pisać c:
      Cieszę się, że się podobało! Bardzo dziękuję za komentarz c:

      Usuń
  2. To było takie piękne ╥﹏╥
    No po prostu brak słów (i tak się cieszę na kontynuację!), ztakim rodzinnym właśnie klimatem. No i Eijun, uroczy farfocel xD
    Super to wszystko rozwinęłaś ;)
    Wybacz krótki komentarz, ale tak bardzo brak weny ;-;
    Pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało! ^^ Ja również pozdrawiam, do zobaczonka c:

      Usuń
  3. Jednak wolałabym by Kuroko był na koniec z Kagamim. Tyle przeszedł przez te lata że zasłużył na szczęście. Prooooszę niech Kagami pogoni Aho i zejdzie się z Kuroko a Kise może pozna jakiegoś fajnego aktora na planie i się w nim zakocha.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń