-
Haa? Więc
to jest dom Shin-chana?- mruknął do siebie Takao, wpatrując się uważnie w duży,
piętrowy biały dom.- Cholera, jego rodzinka musi być naprawdę bogata... .
Z tego, czego dowiedział się
chłopak, wynikało, że oboje rodzice Midorimy są
szanowanymi i podziwianymi lekarzami. Nic więc dziwnego, że
mieszkali w tak pięknym domu. Z jednej strony Takao bardzo chciał ich poznać,
by przekonać się na własne oczy, jakimi się ludźmi, z drugiej jednak trochę się
tego obawiał.
Podszedł wolnym krokiem do
uliczki i, wahając się tylko przez moment, po chwili
nacisnął dzwonek.
Przez niecałą minutę stał wyprostowany niczym struna, w napięciu oczekując, aż ktoś wyjdzie na zewnątrz.
Przez niecałą minutę stał wyprostowany niczym struna, w napięciu oczekując, aż ktoś wyjdzie na zewnątrz.
W końcu się
doczekał. Drzwi się otwarły i z domu wyjrzała wysoka, szczupła dziewczyna o
długich, zielonych włosach, zapewne siostra Shintaro, o której wspominał może
raz czy dwa od początku ich znajomości.
-
W czym mogę pomóc?- zapytała, poprawiając swoje okulary, w
podobny sposób co Shin-chan. W ogóle, była do niego bardzo podobna i to
spojrzenie, którym obdarzyła Takao było tak samo obojętne jak jego.
-
Ehm...cześć! – przywitał się chłopak.- Ja do Shin...znaczy, do
twojego brata... . Przyniosłem mu...
-
Ah, wejdź – powiedziała dziewczyna, najwidoczniej nie zainteresowana
powodem, dla którego zjawił się tu kolega jej brata.- Furtka jest otwarta.
Takao przełknął nerwowo ślinę,
poczym otworzył uliczkę i wszedł na podwórko.
Podszedł do białych drzwi i skinął dziewczynie głową. Ta
przepuściła go i ruchem dłoni
wskazała białe domowe papcie.
-
Ah, dzięki – mruknął Takao.
-
Shintaro jest w swoim pokoju, na piętrze, drugie drzwi na
prawo – dziewczyna spojrzała na niego dość chłodnym, delikatnie morderczym
wzrokiem – DRUGIE – powtórzyła.
-
A...ja-jasne – Kazunari skinął głową, odłożył swoje adidasy,
zdjął kurtkę, czapkę i szalik, założył laczki, poczym wspiął się po schodach na
górę.
Korytarz wyglądał jak rodem
wyjęty z filmu. Długi, zadbany, bez grama kurzu, czy
choćby najmniejszej pajęczynki, utrzymany w biało-złotych kolorach.
W dodatku to marmurowe popiersie na końcu... .
Zgodnie ze wskazówką, Takao
podszedł do drugich drzwi po prawej stronie i stanął pod
nimi z cichym westchnieniem.
Już miał zapukać, kiedy do jego
uszu dotarł dziwny dźwięk...
-
Oh...nah! Oh, cholera...- to w stu procentach był głos
Shintaro. Takao, stojąc jak wryty i gapiąc się tępym spojrzeniem w drzwi, z
uniesioną do góry ręką...czekał. – Ah...aaaah! Oooh....niech to....o boże...ah!
Takao nawet nie zauważył, kiedy
zaczął się delikatnie trząść.
Co on tam robi?
Niemożliwe! – pomyślał Takao,
rozdziawiając gębę. – Czyżby on się ma...mas....mastu...?
-
Oh! W końcu!
DOSZEDŁ?!
Kazunari przełknął nerwowo ślinę,
zrobił krok do przodu i ostrożnie pochylił się,
przytykając ucho do drzwi. Ledwie udało mu się usłyszeć
jakieś ciche szmery. Przed oczami stanął mu obraz ubierającego się Midorimy,
który, jak gdyby nigdy nic, poprawia swoje włosy i wraca do nauki.
Wtedy drzwi otworzyły się z
rozmachem, a Takao zachwiał się niebezpiecznie.
-
Takao?!- Midorima spojrzał na niego i zarumienił się
momentalnie.- Co...co ty tu robisz, nanodayo?! Co ty właśnie...?!
-
Ah, cześć, Shin-chan!- wykrzyknął Takao nerwowo.-
Eee....p...przyniosłem ci notatki z lekcji! Bo...nie było cię dzisiaj.
-
Czy ty...- Midorima był czerwony jak nigdy.- Po...podglądałeś?
-
Yy!- Takao momentalnie przybrał pozę ,,na baczność’’. – Skąd!
-
Ah...ro...rozumiem
Zapadła bardzo, bardzo niezręczna
cisza, podczas której chłopcy wgapili się w podłogę. Po chwili Takao uniósł
dłoń z siatką, w której miał zeszyty dla Midorimy i bez słowa
podał mu ją.
-
Dziękuję – powiedział cicho Shintaro.- We...wejdź może.
Kazunari skinął głową i wszedł
sztywnym krokiem do pokoju przyjaciela. Rozejrzał się
po nim dyskretnie, najpierw rzucając okiem na duże łóżko z
nieco pogniecioną kołdrą, dopiero potem na resztę pomieszczenia. Pokój był
urządzony w zwykłych odcieniach szarości, ze zwykłym, prostym umeblowaniem.
Oczywiście, panował tu idealny porządek... .
-
Usiądź, proszę – Midorima poprawił pośpiesznie pościel.
Na łóżku? – Takao spojrzał na nie
z lekką paniką, poczym powoli podszedł do niego i
usiadł na nim jak na gwoździach, z kamienną twarzą.
-
Działo się wczoraj coś ciekawego? – zagadnął Shintaro,
siadając przy biurku i przeglądając notatki Takao.
-
Nie bardzo – odparł chłopak.
-
Zostawisz mi zeszyty, czy chcesz poczekać, aż przepiszę?
Widzę, że nie ma tego dużo, nodayo... .
-
Uhm... – Takao zawahał się. Strasznie korciło go, żeby zapytać
Midorimę, czy się masturbował.
To była w końcu normalna sprawa,
prawda? Takao często to robił ( czasem wydawało mu
się, że aż nawet ZBYT często ). Ale Midorima to przecież,
mimo wszystko, też dojrzewający nastolatek. Chyba też lubi sobie ulżyć?
Zapytać go, czy nie?
Midorima, widząc intensywne
spojrzenie lekko zarumienionego Takao, również się
zarumienił i przełknął cicho ślinę. Miał nadzieję, że jego
przyjaciel nie widział, jak...
-
Nee, Shin-chan...- zaczął Takao.
-
O-O co chodzi, nanodayo?- Midorima poprawił nerwowo okulary.
-
Czy ty... – Takao pochylił się lekko ku niemu.- Ma... .
-
Ma...nodayo?
-
Masturbowałeś się?
Midorima zamrugał, będąc w
kompletnym szoku.
-
Co...?! Co ty...?! – aż się zapowietrzył, tak bardzo
zszokowało go to pytanie. Spalił na twarzy porządnego buraka, poczym odwrócił
głowę od Takao, poprawiając okulary. Odetchnął kilka razy i znów na niego
spojrzał, jego oczy błyskały morderczo.- CO TY INSYNUUJESZ, BAKAO?!- wrzasnął.
-
Ja...! Bo...!- Takao przełknął ślinę. Raz kozie śmierć!- No bo
właściwie to zawsze jesteś taki sztywny! Zastanawiałem się, czy, tak jak każdy
inny nastoletni chłopak, lubisz czasem sobie ulżyć?!
-
NIE DRZYJ SIĘ TAK, NA DOLE JEST MOJA MŁODSZA SIOSTRZYCZKA, TY
CHORY ZBOCZEŃCU!
-
To...nie jestem zboczeńcem!- oburzył się Takao.- To normalne
pytanie! Jesteśmy przyjaciółmi, przecież możesz mi powiedzieć – dodał już
ciszej.
-
Nie jesteśmy przyjaciółmi! Ja jestem normalnym nastolatkiem, a
ty chorym zboczeńcem! W tej chwili wynoś się z mojego pokoju, nanodayo!
-
Ha?! Po prostu nie chcesz się przyznać, prawda?! Wyobraź
sobie, że wszystko, WSZYSTKO słyszałem! Te twoje jęki i westchnięcia, przed
chwilą, stojąc przed drzwiami! WSZYSTKO słyszałem! I nie wywiniesz się! Na
pewno pob....czekaj, ja zaraz znajdę dowody!
-
Co ty wyprawiasz, nodayo?!
Takao zerwał się z łóżka i wręcz
rzucił, niczym dziki zwierz, na pościel, przebierając ją i
szukając śladów małego grzechu Shintaro. Zielonowłosy
patrzył na to z rozdziawionymi ustami, nie mogąc z wrażenia ruszyć się z
miejsca.
-
Tu nie ma...ale na pewno w śmieciach!- Takao podszedł do
Midorimy i odsunął krzesło, na którym siedział ( oczywiście, wraz z samym
Midorimą ). Rzucił się pod biurko i wyjął z pod niego kosz na śmieci,
wyrzucając jego zawartość na podłogę. Oprócz pojedynczej, poplamionej sokiem
kartki, opakowaniu po chrupkach, oraz kilku innych drobnych śmieciach, nie było
tego, czego chłopak szukał.
-
Przestań, Bakao! Rozwalasz mi śmieci po pokoju! Nanodayo?!
-
Na pewno gdzieś tu jest chusteczka, której użyłeś!
-
Do czego niby, ty skończony idioto?!
Takao jednak nie odpowiedział,
chodząc szybko po całym pokoju. Shintaro wstał i już
chciał go powstrzymać, kiedy nagle Kazunari upadł na podłogę
i zajrzał pod łóżko.
-
Nie! Czekaj, Bakao, nie rób tego!
Ale było za późno. Takao wyjął z
pod łóżka dużą paczkę owiniętą w ozdobny, świąteczny
papier. Widać było, że ten, kto pakował prezent, nie miał w
tym zbyt dużego doświadczenia. Paczka miała kwadratowy kształt. Wyglądało na
to, że ,,owinięcie’’ paczki nie było problemem, gorzej natomiast z zawinięciem
papieru po bokach. Autor tego małego cuda, w jakiś dziwny sposób się z tym
uporał, ale teraz prezent wyglądał jak kwadratowy, duży garnek z rączkami z
papieru ozdobnego po bokach.
-
Eh? Prezent dla twojej sio...- zaczął Takao, ale wtem
spostrzegł przyklejoną karteczkę z jego imieniem i nazwiskiem, napisanymi
charakterystycznym, dobrze mu znanym pismem. Wybałuszył oczy, nie wierząc w to,
co widzi. Odwrócił się do Midorimy i już miał zapytać o szczegóły, kiedy....
Shintaro wyglądał, jakby miał się
rozpłakać. Dosłownie. Stał z zaciśniętymi pięściami na
środku pokoju, wlepiając błyszczące zza okularów oczy w
Takao. Trząsł się lekko, jakby powstrzymywał się od wybuchu. Kazunari gapił się
na niego z na wpół otwartymi ustami, nie wiedząc co robić.
-
Ee...to...dla m...- chłopak nie potrafił się wysłowić.-
Ale...to co to były za jęki...?
Dopiero teraz przyszło mu do
głowy, że Shintaro najwyraźniej męczył się z
zapakowaniem prezentu. Stąd te jęki, westchnięcia i
delikatne sapanie. Prezent był na tyle duży, by zmieścić się pod łóżkiem
Midorimy ( które, swoją drogą, było wysokie, jak łóżko rodziców Kevina ) ale
był również dość ciężki.
-
Oddaj to – warknął Midorima.
-
Nie!- powiedział Takao, obejmując paczkę niczym matka swe
dzieciątko.
-
Oddawaj to, idioto!- krzyknął Midorima, rzucając się w jego
stronę.
-
Nie! Nie oddam, to moje!- wrzasnął Takao, rzucając się na
łóżko i turlając się po nim, by odgrodzić się nim od Midorimy.- Zrobiłeś go dla
mnie, prawda?! Jest więc moje! Należy do mnie! Odwal się!
-
Jeszcze ci go nie dałem, a więc wciąż jest moje! ODDAJ MI TO W
TEJ CHWILI!
-
NIE! Nie, nie, nie! – Takao tupnął nogą ze złością, sam nie
wierząc w to, jak się zachowuje.- Znalazłem, więc jest moje!
Midorima odetchnął głęboko,
poprawiając okulary. Nagle, ruchem tak szybkim, że ledwie
zauważalnym, chwycił z biurka swoją komórkę i rzucił nią w
Takao, trafiając go w głowę. Kazunari jęknął, odruchowo puszczając paczkę i łapiąc
się za głowę. Zrobiło mu się nieco słabo i osunął się na podłogę. W tym czasie
Midorima okrążył pośpiesznie łóżko i chwycił paczkę. Takao jednak zdążył już
się nieco ocknąć i również ją chwycił, przez co Midorima, szarpiąc się z nim,
praktycznie ciągnął chłopaka po podłodze.
-
Puszczaj, debilu!- krzyknął.
-
Nie! To jest moje! Shin-chan, ty puść!
-
Nie jest! To ode mnie zależy, czy to dostaniesz, czy nie! JA
MAM WŁADZĘ, DO CHOLERY!
-
NIE ODDAM!
Nagle Midorima potknął się o
własną nogę i upadł na podłogę, zostawiając paczkę w rękach Takao. Upadając,
nieźle uderzył głową o panele. Kazunari, nieco przestraszony, odsunął swój
skarb na bezpieczną odległość i podpełzł do przyjaciela, pochylając się nad
nim.
-
Shin-chan, wszystko w porządku?- zapytał, zaniepokojony.
-
Zamknij się – mruknął ponuro Midorima.
-
Ah, widzę, że to nic poważnego – westchnął Takao, podpełzając
z powrotem do paczki i obejmując ją.- Wigilia jest za dwa dni! Zabiorę go do
domu, u mnie będzie bezpieczny.
-
Bierz go i wynoś się!- warknął Shintaro, wstając i poprawiając
ubrania i włosy.
Takao odwrócił od niego głowę,
prychając, obrażony. Podniósł się z podłogi, zabierając
ze sobą prezent, poczym dumnym krokiem wyszedł z pokoju i
odwrócił się, by rzucić ostatnie spojrzenie na Shintaro. Ten jednak kopnął go w
tyłek i zatrzasnął drzwi swojego pokoju.
-
Zabieraj to i umrzyj, nanodayo!
Takao był nieco zaskoczony tą
reakcją. Spojrzał na paczkę, którą trzymał w objęciach i
westchnął głośno. To był pierwszy raz, kiedy Midorima zrobił
dla niego prezent, ale chyba za bardzo się z tego powodu podniecił... .
Podszedł do drzwi i zapukał
cicho.
-
Czego chcesz?- mruknął Shintaro, jakby zmęczonym głosem.
-
Przepraszam, Shin-chan – westchnął Takao. – Trochę się
zagalopowałem.
Midorima milczał.
-
Ja...też mam dla ciebie prezent, w domu – powiedział
Kazunari.- Może...może spotkamy się w drugi dzień świąt i wtedy damy sobie
prezenty?
Wciąż zero odpowiedzi.
-
Zostawiam mój prezent pod drzwiami – mruknął smętnie Takao,
odkładając pakunek na podłogę.- No to...do zobaczenia. Wesołych świąt.
Drzwi otworzyły się powoli.
Shintaro wyglądał już na uspokojonego. Zabrał paczkę i
wrócił do pokoju, nie zamknął jednak drzwi.
-
Wejdź – rzucił.- Skoro już idziesz, zabierzesz od razu
zeszyty. Zaraz przepiszę notatki.
-
Uhm – Takao uśmiechnął się lekko, nieco podniesiony na duchu.
Cieszył się, że Shin-chan już się nie gniewa.
Choć z bólem patrzył na jego
prezent, który zielonowłosy znów schował pod swoim
łóżkiem.
Takao
usiadł ponownie na łóżku Midorimy i westchnął cicho, wpatrując się w
przyjaciela, który przepisywał starannie notatki. Kiedy skończył, oddał zeszyty
Kazunariego, z poważną miną.
-
No to...- mruknął Takao, wstając.
-
Odprowadzę cię do drzwi – powiedział Shintaro.
-
Dzięki, Shin- !
-
...żeby mieć pewność, że tym razem poszedłeś.
-
...chan – dokończył Takao z westchnieniem.
Chłopcy zeszli na dół i podeszli
do drzwi frontowych. Takao ubrał buty, szalik, kurtkę,
oraz czapkę, poczym spojrzał smętnie na przyjaciela.
-
No to...cześć – bąknął, machając mu, jakby wcale nie stał tuż
przed nim.
Midorima bez słowa otworzył mu
drzwi. Takao westchnął, poczym, zapominając nawet
pożegnać się z siostrą Shintaro, wyszedł i udał się do
furtki. Kiedy ją za sobą zatrzasnął, usłyszał nagle:
-
Oi!
Chłopak odwrócił się, zaskoczony.
Midorima stał przy otwartych drzwiach, lekko
zarumieniony. Poprawił okulary.
-
We...Wesołych świąt, Bakao!- krzyknął, poczym zatrzasnął z
rozmachem drzwi.
Takao patrzył na nie, zaskoczony.
Po chwili jednak uśmiechnął się promiennie.
-
Wesołych Świąt, Shin-chan!- krzyknął.
Radosnym krokiem, z szerokim
uśmiechem na twarzy, ruszył w drogę powrotną do domu.
Uwielbiał święta!
Śmieszył mnie moment pod drzwiami :D był zajebisty, no ale muszę przyznać, że zawiódł mnie fakt, iż on się nie masturbował ;-; Tak, jestem niewyżytym zboczeńcem, przyznaję się bez bicia! Ale samo opowiadanko ma fajny, świąteczny klimat i bardzo mi się podobało :) PS teraz jest 0:12 ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Megan