[BT] Rozdział szesnasty

    Nie wiedział właściwie, dokąd idzie. Jego nogi jakby same niosły go przed siebie, nie chcąc zdradzić ani celu ich wyprawy, ani powodu, dla którego się tam udają. W jego głowie plątało się jednocześnie tak wiele myśli, że na żadnej nie potrafił się skupić, przez co miał wrażenie, jakby już w ogóle utracił zdolność myślenia.
    Pogoda była piękna – słońce grzało ciepło, promieniami przebijając się między liśćmi drzew, pozostawiając na ziemi niewielkie, tańczące z cieniami jasne plamki. Kuroko szedł ze spuszczoną głową jak w transie, patrząc na swoje stopy, obserwując jak jedna wysuwa się naprzód, podczas gdy druga cofa się. Miał wrażenie, jakby oglądał jakiś emocjonujący wyścig.
    Która z nich wygra?
    Zatrzymał się raptownie i ocknął dopiero, kiedy prawa stopa wylądowała w wodzie. Cofnął się pospiesznie i uniósł głowę, ze zdziwieniem spostrzegając, że znalazł się nad niewielkim jeziorkiem, otoczonym bujnymi zielonymi krzewami oraz wysokimi dębami. Po jego prawej stronie znajdowały się również skały, z których powoli spływał strumyk czystej wody.
    A na środku jeziorka stał Aomine Daiki, wpatrzony w Kuroko z lekkim niepokojem.
–    Oh – mruknął Kuroko.- Aomine-kun.
–    Opętało cię coś?- bąknął Daiki.
–    Nie – odparł Tetsuya, marszcząc lekko brwi.- Dlaczego tak uważasz?
–    Gdybyś widział swoją minę sprzed chwili, to byś nie pytał – mruknął ciemnoskóry, powoli odwracając od niego głowę, jakby bał się, że Kuroko w ostateczności rzuci się na niego z wrzaskiem. Złączył dłonie, zanurzając je w wodzie, a następnie poderwał je, oblewając swoje włosy.
–    Co robisz?- zapytał Kuroko po chwili milczenia. Stał bezradnie w miejscu, nie mając pojęcia co ze sobą począć. Z jednej strony nie chciał rozmawiać z Aomine, z drugiej jednak miał wrażenie, że bardzo potrzebuje obecności swojego najlepszego przyjaciela.
–    Kąp... znaczy, pływam sobie – poprawił się Aomine, w porę przestrzegając się w duchu przed złośliwością swojego przyjaciela.
–    Nie powinieneś robić tego raczej wieczorem?- Kuroko przysiadł na dużym kamieniu stojącym nad brzegiem jeziorka.- No wiesz, w świetle księżyca i takie tam.
–    Jakoś tak spontanicznie wskoczyłem...- Aomine znów zanurzył dłonie w wodzie, po czym chlusnął nią sobie w twarz, jakby chciał zmyć rumieńce, które właśnie się na niej pojawiły.
–    Aha.- Błękitnowłosy pokiwał głową, spoglądając na niego.- W sumie to nawet lepiej – mruknął.- Gdyby było ciemno, nie zauważyłbym cię w tej wodzie. Przestraszyłbym się, myśląc, że to kappa*, czy coś.
–    Oh – burknął ciemnoskóry.- Rozgryzłeś mnie, Tetsu. Od kiedy wiesz, że nocą moja skóra świeci na zielono?
–    Nie wiedziałem – odparł spokojnie Tetsuya.- Ale widziałem twój garb. Teraz mam już pewność.
    Aomine posłał mu piorunujące spojrzenie, jednak im dłużej wpatrywał się w łagodne oczy Kuroko, tym coraz bardziej miękł. W końcu nie wytrzymał i pozwolił sobie na lekki uśmiech. Gdy jego przyjaciel odwzajemnił go, Daiki odchrząknął i odwrócił się, próbując ukryć zaskoczenie.
    Tetsuya przez kilka długich dni unikał go jak ognia. Od momentu, w którym przyznał się do swoich prawdziwych uczuć, nie zamienili nawet słowa. Podczas ostatnich meczów w Turnieju owszem, współpracowali ze sobą, jednak Kuroko w zupełności poświęcił się grze. Aomine przypuszczał, że chłopak nawet nie był świadomy tego, do kogo podaje – wystarczało mu, że widzi znajome barwy koszulek jego drużyny.
    Ale po meczach, kiedy oficjalnie rozpoczęły się wakacje, błękitnowłosy przestał się z nim kontaktować, nie wspominając nawet o widywaniu się. Daiki próbował do niego dzwonić, pisał również wiadomości... jednak aż do tej pory nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Z tego co wiedział, podobnie było z Kise. Gdy zadzwonił do niego w nadziei, że ten będzie w stanie przekazać od niego parę słów Tetsuyi, blondyn poinformował go, że także i on nie ma możliwości porozumienia się z Kuroko.
    Aomine miał wrażenie, że spieprzył sprawę po całej linii. Zamierzał przeprosić za wszystko – ale tym razem bez cofania słów. Kochał Kuroko i nie chciał więcej oszukiwać ani jego, ani siebie samego.
–    A tak właściwie, to dlaczego tu jesteś? Rozpakowałeś już się?- usłyszał pytanie.
–    Chciałem się najpierw rozejrzeć, zanim inni to zrobią. Wiesz, znaleźć jakąś miejscówkę, żeby na przykład... eee...
–    Podrzemać w ciszy, kiedy nie będzie ci się chciało trenować – zgadł Tetsuya. Nie mówił tego jednak jego z dezaprobatą czy naganą, jak normalnie miał w zwyczaju.
–    Powiedzmy – mruknął Aomine.- A ty co tutaj robisz? Serio wyglądałeś jak opętany. Szedłeś z taką ponurą miną i zimnym wzrokiem, wlazłeś w butach do wody... normalnie jakbyś chciał mnie zabić.
–    Zamyśliłem się, to wszystko – westchnął ciężko Kuroko, drapiąc się po głowie nieco zażenowany.- Nie widziałem gdzie idę, i tak jakoś... mniejsza z tym. Woda ciepła?
–    Jasne, wskakuj.
–    Chyba nie to miałem na myśli.
–    Nieważne, co miałeś na myśli.- Aomine uśmiechnął się lekko, kładąc na plecach.- Woda jest naprawdę przyjemna, na tyle ciepła, by w niej nie zmarznąć, i na tyle chłodna, by sprawić, że przestaniesz myśleć o problemach.
–    Pływasz nago...?
–    Co?- Aomine, któremu do uszu naleciała właśnie woda, wyprostował się i potrząsnął głową.- Co mówiłeś, Tetsu?
–    Nic – westchnął Kuroko, spoglądając na swoje buty. Przygryzł wargę, zastanawiając się przez dłuższy moment, czy wskoczenie do wody byłoby dobrym pomysłem, czy też powinien sobie odpuścić. Ostatecznie za godzinę miał się rozpocząć trening... ale czy, będąc w obecnej sytuacji, na pewno chciał w nim uczestniczyć?
    Tetsuya znów wydał z siebie ciężkie westchnięcie, po czym zaczął odsznurowywać adidasy. Odłożył je przy skale, tuż obok niedbale porozrzucanych ubrań Aomine. Zerknął na ciemnoskórego, który przypatrywał mu się wielkimi oczami, zanurzony po czubek nosa.
–    Nie gap się – powiedział Kuroko, rozpinając pasek spodni.
    Aomine odwrócił się posłusznie, czując, jak jego twarz płonie mimo chłodnej wody. Chociaż wiedział, że Kuroko ma prawo zażądać, by na niego nie patrzył, ciemnoskóry łudził się nadzieją, że chłopak zapomni o jego uczuciach i po prostu się rozbierze, uznając, że nie ma się czego wstydzić w obecności drugiego faceta.
    Upłynęło jeszcze kilkanaście sekund, nim Daiki usłyszał cichy plusk wody. Dla pewności, że nie zostanie zbesztany, poczekał jeszcze chwilę, aż Tetsuya zanurzy się chociaż do pasa, a następnie odwrócił się, wzdychając.
–    I jak? Przyjemna woda, no nie?
–    Tak, rzeczywiście.- Kuroko skinął głową.- Myślisz, że pływanie tutaj jest dozwolone?
–    Powinieneś się tym martwić zanim tu wlazłeś.
–    Dopiero teraz o tym pomyślałem.- Tetsuya wzruszył ramionami.- W sumie... nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na basenie, żeby popływać, a nie w celach treningowych.
–    Jak chcesz to możemy się wybrać po... ah, nie. Nie możemy.
    Kuroko przełknął ciężko ślinę, widząc zgaszony wyraz twarzy swojego przyjaciela. Wiedział, że to jego wina. Najwyraźniej Aomine pogodził się z myślą, że ich przyjaźń nigdy nie będzie już taka jak dawniej. I chociaż Tetsuya naprawdę obawiał się, że każdy jego ruch da Daikiego coś w rodzaju nadziei, to jednak bolało go, że doprowadził ciemnoskórego do takiego stanu.
–    Aomine-kun, czy ty mnie nienawidzisz?
–    Nie – odparł chłopak zwyczajnie, zupełnie jakby spodziewał się tego rodzaju pytania. Patrzył na błękitnowłosego, który spoglądał na niego niezbyt przekonany.- Nie mam za co cię nienawidzić. Wiesz już jak wygląda sytuacja między nami.
–    Tak, wiem...- mruknął Kuroko.- Ale bałem się, że po tym jak ignorowałem cię przez tak długi czas, zaczniesz mną gardzić.
–    Skoro się tego bałeś, to dlaczego to robiłeś?
–    No właśnie.- Tetsuya uśmiechnął się słabo.- To jest dobre pytanie. Rozmowa z tobą od samego początku była przecież nieunikniona, a i tak odwlekałem to ile tylko mogłem. Nawet jeśli chciałem z tobą porozmawiać, kiedy już wybierałem do ciebie numer, by zadzwonić, albo zaczynałem odpisywać na wiadomość... ostatecznie kasowałem ją i starałem się zająć czymkolwiek, byle nie myśleniem o tym wszystkim.
–    Rozumiem, że ci ciężko, Tetsu, ale...
–    Nie, Aomine-kun, nie rozumiesz – przerwał mu Kuroko spokojnym tonem. Spojrzał na niego z powagą.- Nie zakochało się w tobie dwóch przyjaciół, nie tworzyłeś karykatury związku z jednym z nich, nie widziałeś też...- urwał, odwracając od niego wzrok i znów przełykając ślinę.- Wszystko nagle zaczęło sypać mi się na głowę. Nie wiem, co mam zrobić, byście obaj zapomnieli o tym, co do mnie czujecie, i jednocześnie nadal pozostali moimi przyjaciółmi. Nie wiem, jak mam przeprosić Kise-kun za to, że go skrzywdziłem, nie wiem w jaki sposób mam powiedzieć tobie, że chcę zaakceptować to, co czujesz, ale zarazem nie mogę tego zrobić. Jeśli to zrobię, będę nie fair wobec Kise-kun, a jeśli tego nie zrobię, dlaczego miałbym mieć nadal prawo do akceptowania Kise-kun? Gdybym go kochał, to co innego, ale ja... nie kocham go. Ciebie również, Aomine-kun. Łączy mnie z wami tylko przyjaźń, z tobą nawet dłuższa, więc to prędzej ciebie powinienem akceptować... To wszystko jest tak skomplikowane, że już nie mam na to siły.
–    Rzeczywiście, niezbyt wiele w ogóle zrozumiałem z tego, co przed chwilą mówiłeś – bąknął Aomine, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.- Ale co miałeś na myśli, mówiąc o „tworzeniu karykatury związku”? Chodzi o Kise, tak? Zgodziłeś się z nim chodzić?
–    Nie, nie zgodziłem się.- Kuroko pokręcił przecząco głową, spuszczając wzrok na taflę wody.- Ale... do pewnego czasu... uhm... całowaliśmy się.
–    Oh.- Aomine zacisnął pod wodą pięści, odwracając wzrok od przyjaciela i rozglądając się po okolicy, jakby w nadziei, że zaraz pojawi się Kise, któremu będzie mógł przywalić.- No popatrz, nie chwaliła mi się, gnida jedna, hahaha...
–    To nie tak, że robiliśmy to szczególnie często...- westchnął cicho Tetsuya, nie zauważając wewnętrznej rozterki swojego przyjaciela.- Pierwszy pocałował mnie, kiedy odprowadził mnie po naszym spotkaniu w oceanarium. To właśnie wtedy zaproponował, że zostanie moim „kumplem do całowania”. Sam nie wiem, dlaczego ci się do wszystkiego przyznaję...
–    Mów dalej, chciałbym wiedzieć jak daleko zaszliście.
–    O czym ty mówisz?- Kuroko zmarszczył lekko brwi.- Chyba nie sądzisz, że zrobiliśmy coś więcej? Nawet jeśli Kise-kun mnie kocha, to szczerze wątpię, by zgodził się na takie coś. Przecież to zbyt zawstydzające, no i... wiesz.- Kuroko zarumienił się lekko.- Nie wyobrażam sobie, żebym miał go... uhm... no.
    Aomine nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć swojemu przyjacielowi. Z jednej strony chciał uświadomić mu, że Ryouta z całą pewnością bardzo często wyobrażał ich sobie w „takim czymś”, z tym że w odwrotnej kombinacji, niż myślał błękitnowłosy. Z drugiej zaś nie chciał go denerwować i głębiej poruszać tematu, który mimo wszystko był zawstydzający także dla niego, Daikego.
–    Ale skoro zaczęliście się całować, to chyba już coś znaczy, prawda?- zapytał zamiast tego.
–    No właśnie nie bardzo – westchnął Tetsuya.- Ja... to mi się po prostu podobało. Wyjaśniłem to Kise, dodając że to niczego nie zmienia, że nic do niego nie czuję... a on się upierał, że doskonale o tym wie, i że w ogóle mu to nie przeszkadza. Wiem, że to niemoralne, Aomine-kun. Z pewnością myślisz o mnie teraz straszne rzeczy...
–    Raczej nie chcesz wiedzieć co teraz myślę.- Daiki skrzywił się lekko, cmokając z niezadowoleniem. W gruncie rzeczy, słysząc, że Kuroko zgodził się całować z Kise, sam chciał mu to zaproponować. Starał się zachowywać spokojnie, ale wewnątrz wręcz szalał z zazdrości, będąc świadomym, że Kise otrzymał przywilej całowania Kuroko. CAŁOWANIA – nie przytulania, czy zwykłego obejmowania. Całowania, a więc stanowczego kroku w kierunku czegoś o wiele ważniejszego. I nie chodziło tu tylko o większe pieszczoty, a raczej o powolne budowanie uczucia. Przecież jeśli Kise będzie to odpowiednio rozgrywał, jeśli Tetsuya przyzwyczai się do tego, istnieje szansa, że poczuje do niego coś więcej – najpierw przywiązanie, a potem stosunkowo rosłoby to do czegoś poważniejszego.
–    Przepraszam...- wyszeptał Kuroko, zgarbiwszy się nieco.- Rozumiem, że teraz naprawdę zacząłeś mną gardzić...
–    Niee, nic z tych rzeczy – westchnął Aomine, podpływając do niego bliżej.- Co innego, gdybyś wiedział wówczas o moich prawdziwych uczuciach. Wtedy pewnie czułbym się okropnie, w dodatku oskarżałbym Kise o nieczyste zagrania. Ale nie uważam, by to, co robisz z nim, było jakieś szczególnie obrzydliwe. Sam doskonale wiem jakie to przyjemne, całować się z tobą. Och, nie gap się tak, Tetsu, wiem, co mówię. Chociaż nie mogę ukrywać, iż mam wrażenie, że Kise tak jakby... no, wykorzystał twoją dobroć. I słabość.
–    Ja... na początku mu odmówiłem, dopiero później...
–    To nie zmienia faktu, że doskonale wiedział, co robi, gdy ci to proponował – przerwał mu Daiki.- Zgaduję, że sam zorientował się, że całowanie ci się podoba, no i tego...- Zarumienił się lekko.- Postanowił to wykorzystać na swoją korzyść. Nie winię go za to, w końcu koleś cię kocha, ale... mimo wszystko czuję się trochę dziwnie.
–    Mnie to mówisz?- mruknął Kuroko.- Chociaż wiem, że całowanie się z Kise-kun jest niewłaściwe, to jednak nie potrafiłem mu odmówić. Wciąż mnie to kusiło, bo... mimo wszystko to miłe. Nie tylko sama ta pieszczota, ale też fakt, że jestem obdarzany czymś tak... w gruncie rzeczy pięknym uczuciem, jak miłość. Nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym ją odwzajemnić.
–    Komu?- zapytał Aomine z krzywym uśmieszkiem.
–    To jest właśnie problem – westchnął Kuroko.- Lubię Kise-kun, bardzo go lubię... myślę, że chciałbym odwzajemnić jego uczucie. Ale... równocześnie także twoje. Znam cię dłużej, a co za tym idzie, lepiej. Tęsknię za czasami, kiedy dzień w dzień chodziliśmy po szkole grać, kiedy zmęczeni po niemal zabójczych one on one wstępowaliśmy do Maji Burgera. Kiedy po prostu spędzaliśmy ze sobą tak wiele czasu. Teraz nam to nie wychodzi, odkąd...
–    Odkąd pocałowałem cię na wycieczce – dokończył za niego Aomine. Spojrzał na niego dość łagodnie, uśmiechając się delikatnie.- Myślisz, że gdybym tamtego dnia nie obrócił tego w żart, mielibyśmy teraz mniej problemów na głowie?
    Kuroko spojrzał na niego z zaciekawieniem, próbując odgadnąć, jak bardzo jest poważny. Jego mina sugerowała, że tym razem nie stroi sobie z niego żartów – naprawdę chciał wiedzieć, naprawdę był ciekaw, jak by się to potoczyło.
    Podobnie jak Tetsuya.
–    Z całą pewnością byłoby między nami mniej nieporozumień – stwierdził z uśmiechem błękitnowłosy.
    Daiki roześmiał się lekko, zadowolony z nowej atmosfery, która zaczęła panować między nimi. Nie mógł przestać cieszyć się jak wariat na widok szczerego uśmiechu goszczącego nieprzerwanie na przystojnej twarzy Kuroko.
–    Wprawiasz mnie w zakłopotanie, kiedy tak się na mnie gapisz – powiedział Kuroko, po czym zamachnął się lekko, pluskając ciemnoskórego wodą.
–    Ooo... jesteś pewien, że chcesz mi wypowiedzieć wojnę na otwartym morzu?
–    Sądzisz, że jestem za słaby, żeby ją wygrać? Przypominam, że jestem zawodnikiem widmo. Nie zauważysz nawet skąd nadejdzie cios.
–    Ja za to jestem szybki i sprawny. Przekonamy się, kto zwycięży wodne one on one?
    Kuroko parsknął cicho, odwracając się szybko, kiedy Aomine pchnął obie dłonie w jego kierunku, oblewając go wodą. Starając się nie odwracać głowy ku sobie, zaczęli pluskać na siebie nawzajem, śmiejąc się radośnie jak dzieci. Dla Kuroko była to czysta zabawa, rozluźnienie po tylu ciężkich dniach pełnych zamartwiania się i myślenia. Dla Aomine zaś – okazja by posłuchać tak rzadkiego śmiechu jego przyjaciela.
    Zabawiali się tak przez dobrych kilka minut, powodując coraz to większe fale, wzburzając spokojną do tej pory wodę, która w gwałtownych kręgach odbijała się od brzegu. Swoją obecnością zaciekawili nawet parę kolibrów, które przysiadły na niskiej gałęzi krzewu, przyglądając im się i przekręcając kolorowe łebki to w prawo to w lewo. W tej jednej chwili wszystko jakby straciło znaczenie, a ważna była jedynie ta dziecięca walka.
    Żaden z nich nie zauważył nawet, jak bardzo zbliżyli się do siebie. Kiedy już zabrakło miejsca na swobodne poruszanie rękoma, obaj zaprzestali bitwy i tylko unosili się na wodzie, uśmiechając do siebie w rozbawieniu. Kuroko zapomniał o tym, co zobaczył, zapomniał na chwilę o Kise, z którym bez powodu przestał rozmawiać, oraz uczuciu, które żywił do niego blondyn. Aomine z kolei zachowywał się, jakby Tetsuya wcale nie przestał się do niego odzywać na ponad tydzień.
–    To co, robimy sobie wagary?- zagadnął Daiki z uśmiechem.
–    No nie wiem – odparł Kuroko.- Na twoją nieobecność z pewnością przymkną oko, ale ja muszę bardziej martwić się o swoją pozycję w drużynie.
–    Daj spokój, powiemy, że się zgubiliśmy, a potem wpadliśmy do rzeki i spłynęliśmy wodospadem do jeziora.
–    Albo zostaliśmy zaatakowani przez kappę.
–    Jedyną kappą, która siedzi w tym jeziorze, jestem ja.
–    Och, bez wątpienia.- Kuroko pokiwał głową z udawaną powagą.- W takim razie zaatakuj mnie, kappo-kun. Jeśli będę miał jakieś zadrapania, będę bardziej wiarygodny.
    Aomine już otworzył usta, by mu odpowiedzieć, jednak zamknął je i przygryzł lekko wargę. Był pewien, że nie powinien odbierać słów Kuroko na poważnie, nie w sensie rzeczywistego zadrapania jego skóry – ale nic nie mógł poradzić na to, że to zabrzmiało jak aluzja, by wykonał krok, którego tak pragnął, i którego jednocześnie tak bardzo się obawiał.
    Ale przecież zrobił go już dwa razy. Dlaczego więc teraz miałby się powstrzymać?
    Chociaż zbliżył się do Tetsuyi dość wolno, nie pozwolił mu na to, by odsunął się, czy w jakikolwiek sposób wyraził niechęć wobec tego, co zamierzał zrobić. Zerknął na jego delikatnie rozchylone usta, sięgnął pod wodą dłonią, kładąc ją na biodrze Tetsuyi. Objął go ostrożnie, przyciągając go do siebie. Kuroko nie oponował, nie opierał się – patrzył w oczy Aomine z lekkim niepokojem ale i z odrobiną ekscytacji. Zerkał nerwowo na jego usta, rumieniąc się delikatnie, jego oddech przyspieszył, serce zaczęło mocniej bić.
    A kiedy wargi Aomine dotknęły jego, wszystko zatrzymało się w miejscu.
   







* kappa – w skrócie, japońska kappa to taki jakby potwór, człowieko-żółw xD

5 komentarzy:

Łączna liczba wyświetleń