Chapter Five




–    Wyglądasz na przerażonego.
    Przełknąłem ciężko ślinę, powoli odwracając głowę i patrząc na siedzącego na ściętym pniu drzewa czarnego kota. Jego widok w ogóle mnie nie ucieszył, zwłaszcza kiedy przypomniałem sobie opowiastki, jak to czarne koty przynosiły ludziom pecha. Nawet jeśli w Japonii są niemal czczone, to w moim śnie przypominały mi tylko o złych rzeczach.
–    Właśnie widziałem, jak mój kolega zabija drugiego kolegę – powiedziałem.- Wbijał mu nóż w klatkę piersiową, raz za razem. A ja stałem i patrzyłem, a potem uciekłem. Nie pomogłem mu, a co gorsza widok ten nie sprawił, że się obudziłem.
–    W obliczu zagrożenia nie każdy myśli o byciu bohaterem – rzekł kot, uśmiechając się szeroko i ukazując białe zębiska. Czerwone linie na jego chudym ciele zajaśniały mocniej, by po chwili niemal zniknąć i znów się pojawić.
–    To nie jest kwestia bycia bohaterem – westchnąłem.- Tylko niesienia pomocy komuś, kto cierpi. Kto jest dosłownie mordowany.
–    Ratowanie innych, kiedy i twój żywot zaczyna być wątpliwy, nie jest twoim obowiązkiem. Przeznaczenia nie da się oszukać. Tamten zginął, ty zaś żyjesz. Na razie – zaśmiał się cicho.
–    Właśnie, „na razie” - prychnąłem.- Mam iść do zamku i po raz któryś z kolei stanąć do walki z jakimś Królem. I zapewne znowu przegrać. Który to już raz, kiedy rzekomo tu jestem?
–    Koty nie zajmują się liczeniem.
–    Zresztą, to i tak nie ma znaczenia – mruknąłem.- Chcę się po prostu obudzić i jak najszybciej zapomnieć o tym śnie. A Kise dam jutro na treningu taki wycisk, że padnie szybciej niż Kuroko...
–    A co z Królikiem?
–    Jakim Królikiem?- Spojrzałem na niego pytająco.
–    Z Królikiem, za którym podążasz.
–    Masz na myśli Kuroko?- Oparłem się wygodniej o drzewo, pod którym usiadłem, by odpocząć.- Sam  nie wiem. Chcę go uratować, ale... mama miała rację. Przecież to tylko sen. Kuroko tak naprawdę jest bezpieczny. Jutro rano zobaczę go w szkole. Nie muszę iść do zamku, by go ratować, podczas gdy czeka tam na mnie sama śmierć...
–    Jeszcze nie tak dawno chciałeś umrzeć – zamruczał kot z uśmiechem.
–    Ale nie w taki sposób – burknąłem.- Nie wiem, czy odetnie mi głowę, czy zabije podczas tortur. We śnie często czuje się ból, nawet jeśli to tylko wyobraźnia. Jeśli ten Król zrobi ze mną to, co Kise zrobił z Midorimą, Haizakim, Murasakibarą lub Aomine... nie, dziękuję. Wolę znaleźć inny sposób na przebudzenie się.
–    Jest tylko jeden sposób, by się obudzić – syknął kocur.
–    Powiedz mi jaki!
–    Już ci mówiłem.- Kot wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Znajdź klucz i pasującego do niego drzwi.
–    Ale gdzie mam szukać?
–    Tam, gdzie twoje przeznaczenie.
–    Czyli w zamku, tak? Gdzie czeka na mnie Król?
–    Tylko ty jeden możesz poznać swe przeznaczenie.
–    Czyli to jedna wielka niewiadoma – westchnąłem ciężko.- Pójdę do zamku i albo zginę, albo pokonam Króla. Ale co, jeśli nie znajdę tam klucz i drzwi, o których mówisz? Co, jeśli tym razem stanie się coś zupełnie innego? Na przykład Król uwięzi mnie w lochu, albo na moich oczach zabije Kuroko? Po co więc mam ryzykować?
–    Jeśli nie poddasz się zwątpieniu, będziesz w stanie zdobyć każdy szczyt – rzekł kot, poruszając leniwie ogonem.- Wątpliwości to tylko mur do oazy, którego nie należy budować. Dlaczego wy, ludzie, tak utrudniacie sobie życie? Myślenie jest przydatne, ale gdybanie już nie. Zadawanie sobie pytań „co jeśli...?” i „a gdyby...?”, do niczego cię nie doprowadzi. Tylko działanie to zrobi. Jeśli chcesz tu siedzieć i gdybać, to proszę bardzo, twoja wola. To twoje uczucia, twoje decyzje i twój sen.
    Spuściłem na moment głowę, zastanawiając się nad jego słowami. To naturalne, że miałem wątpliwości. One zawsze targają ludźmi w takich decydujących chwilach. A ja miałem teraz podjąć ważną dla mnie decyzję. Iść i spróbować uratować Tetsuyę, który prosił o pomoc, narażając się, albo zostać tu i znaleźć inny sposób, niezależnie od słów kota, jakoby taki nie istniał.
–    Czy za każdym razem mi to mówiłeś?- zapytałem.
–    Na świecie nie ma wielu takich samych rzeczy. Mogą być do siebie podobne, ale wszystkie się różnią. Kopia pozostanie kopią, nigdy nie stanie się oryginałem, nawet jeśli go zniszczy. Pamiętaj o tym, idąc na zamek.
–    Skąd wiesz, że tam pójdę?
–    Ponieważ za każdym razem taką właśnie podejmujesz decyzję.
–    Nie sądzisz, że...
–    … mógłbyś zrobić mi na złość i zostać? To niemożliwe. W twoim sercu płonie zbyt wielkie uczucie. Zastanawiasz się co zrobić, ale ostatecznie i tak wygra świadomość, że zostawiasz na pastwę losu kogoś, kogo tym uczuciem darzysz.
–    Strasznie mądry z ciebie kot – mruknąłem.- Jest jeszcze coś, co o mnie wiesz, a czego sam nie wiem?
–    Hmm, możliwe, że jest parę takich rzeczy – zamruczał kot z uśmiechem.- Jednak te będziesz musiał już sam odkryć.
    Westchnąłem ciężko, podnosząc się z ziemi i wyglądając zza drzewa w kierunku ogromnego zamku, zbudowanego z ciemnoczerwonych cegieł. Wznosił się niemożliwie wysoko, sięgając prawie chmur i budząc strach i podziw swą monstrualną wielkością.
–    Jak ominę straże?- zapytałem, patrząc na kota, który przeniósł się na gałąź jednego z drzew.- Nie chcę zginąć u samych bram.
–    Nie musisz się obawiać straży, ponieważ żadnej tam nie ma.
–    Nie ma?- bąknąłem, zerkając na zamek.- Jak to „nie ma”? Więc kto pilnuje zamku? Kto go broni?
–    W zamku mieszka tylko Król Kier i jego więzień – odparł spokojnie kot.
–    To dlaczego nie zbierzecie się wszyscy i nie zaatakujecie go? Przecież to tylko jeden człowieka, jedna osoba, przeciwko... ilu?- Machnąłem ręką w kierunku północy, skąd przybyłem.- Mieszkańców tego miejsce na pewno jest więcej.
–    Sam znajdź odpowiedź na to pytanie – powiedział kocur i spojrzał w kierunku zamku.- Tam.
–    Czyli są tam tylko Król i Kuroko, tak?- chciałem się upewnić.- Mogę tam bez problemu wejść? A co z bronią? Czym się bronić, jak mam go pokonać?
–    Wszystko zrozumiesz, gdy już się tam znajdziesz.
–    O nie, nie, nie, nie próbuj nawet znikać...!- zacząłem pospiesznie.
–    Powodzenia, Akashi Seijuurou – rzekł jedynie kocur, po czym zniknął, niczym palona kartka papieru.
    Zacisnąłem usta, by nie krzyknąć czegoś zbyt wulgarnego jak na moje wychowanie. Obiecałem sobie, że od tej pory gdy tylko spotkam na swej drodze kota, przegonię go tupnięciem nogi.
    Westchnąłem, spoglądając z niepokojem na wznoszący się nieopodal zamek. Kocur znowu miał rację. Od samego początku byłem pewien swego wyboru. Już w momencie, w którym skoczyłem za Tetsuyą w przepaść, zdecydowałem, że mu pomogę. Nie miałem zamiaru się wycofać, nawet jeśli targały mną wątpliwości, nawet jeśli strach ściskał moje gardło i zmiękczał nogi. Wiedziałem, że pójdę tam i chociaż spróbuję ocalić Kuroko z rąk okrutnego władcy.
    Choć ciężko było mi uwierzyć słowom kota, kiedy zaszedłem na dziedziniec zamku, na własne oczy przekonałem się, że nie jest on przez nikogo strzeżony. Szczerze jednak wątpiłem, by Król Kier mieszkał tu zupełnie sam, jedynie w towarzystwie Kuroko. Dziedziniec był bowiem fragmentem ogrodu, zadbanego i wyjątkowo pięknego. Droga do ogromnych zamkowych drzwi ozdobiona była starannie przyciętymi krzewami czerwonych róż. Mało tego, gdziekolwiek spojrzałem – czy to na prawo, czy na lewo – wszędzie było ich pełno. Nawet sam Król i Tetsuya musieliby spędzać tu całe dnie i noce, by wszystko utrzymać w takim ładzie.
    Podszedłem ostrożnie do drzwi. Zdziwiło mnie, że były one uchylone, jakby w zapraszającym geście. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że mieszkańcy Krainy Czarów sami mogli załatwić tego całego Króla, a nie czekać na mnie. W końcu mieli w swoich szeregach pewnego obłąkanego blondyna, doświadczonego w karaniu tych, którzy w jakiś sposób skrzywdzili jego Kurokocchiego.
–    Halo?- bąknąłem niepewnie, przekraczając próg.
    Hol, w którym się znalazłem, był kilkanaście, albo i kilkadziesiąt razy większy niż ten, który miałem we własnym domu. Nie znajdowało się tutaj nic, prócz czerwonych dywanów – jeden prowadził prosto, do kolejnych drzwi, dwoma innymi zaś wyłożono schody. Biało-złote ściany wokół mnie i ogromny żyrandol zwisający z sufitu lśniły czystością. Tylko magia mogła doprowadzić zamek do takiej czystości, jeśli nie było w nim służby.
    Powolnym krokiem ruszyłem ku drzwiom naprzeciwko, mając nadzieję, że nie będę musiał przeszukiwać całej budowli, by znaleźć Kuroko. Choć nie ukrywałem, że o wiele bardziej wolałbym znaleźć go i uciec z nim, nim Król by się spostrzegł. Domyślałem się jednak, że to niemożliwe. Prawdopodobnie pilnował go jak oka w głowie, lub też więził zakutego w kajdanach.
    Chwyciłem za uchwyt w drzwiach i zacząłem powoli na nie napierać. Ledwie się rozsunęły, ujrzałem przed sobą wysokie jak ogromne drzewa, białe kolumny podtrzymujące ozdobny sufit. Pchałem dalej drzwi, przełykając nerwowo ślinę. Wiedziałem już, dokąd one prowadzą.
    To była sala tronowa. Ogromne pomieszczenie z równie ogromnymi kolumnami i długim czerwonym dywanem, prowadzącym od drzwi, przez schody u końca sali, aż po sam królewski tron, stojący tam dumnie pośrodku. I choć modliłem się w duchu, by sala okazała się pusta, moje modły nie zostały wysłuchane.
    Król Kier siedział na swoim tronie, wyglądając wyjątkowo dostojnie i elegancko. W wysokich niemal do kolan czarnych butach i długiej, ciemnoczerwonej szacie opinającej ciasno jego klatkę piersiową, rozluźniając się jednak swobodnie od pasa w dół, wyglądał nie tylko jak król, ale jak i doświadczony wojownik. Zaczynałem już przypuszczać, co było powodem moich dotychczasowych klęsk.
–    Podejdź, Seijuurou – powiedział spokojnie.- Zawsze jesteś mile widziany w moim zamku. Nie musisz się niczego obawiać.
    Rozejrzałem się niepewnie wokół, woląc upewnić się, że rzeczywiście nikogo nie ma. Nie chciałem zostać zaskoczony przez kryjącego się za którąś z kolumn rycerza.
–    Jak ci się udała podróż?- zapytał Król, gdy ruszyłem w jego kierunku wolnym krokiem.- Bez komplikacji, jak mniemam? Nasz drogi poddany, Ryouta, ma skłonność do krzywdzenia swoich bliskich i łatwo wpada w gniew. Pewnego razu przyszedłeś do mnie nieźle przez niego poharatany. Widzę jednak, że i tym razem udało ci się uciec.
–    Gdzie jest Kuroko?- zapytałem bez ogródek.
–    Spokojnie, bez pośpiechu – powiedział ze śmiechem władca, wstając ze swojego tronu i ruszając w moim kierunku. Zatrzymałem się i zrobiłem krok do tyłu, gotów uciekać.
–    Nie mam zamiaru grać nieczysto, Seijuurou, nie zaatakuję cię bez uprzedzenia – usłyszałem jego przyjazny ton. Podszedł do mnie, uśmiechając się.- Napijemy się herbaty, nim przejdziemy do spraw biznesowych?
    Otwarłem usta, chcąc odpowiedzieć, jednak urwałem, patrząc z przerażeniem na jego twarz. Z daleka nie mogłem jej się dobrze przyjrzeć, podobnie jak włosom, które skrywała złoto-czerwona korona z kamieniem pośrodku w kształcie serca. Teraz jednak, mając Króla Kier tuż przed sobą, dokładnie widziałem dobrze mi znane rysy twarzy, pewne siebie spojrzenie i znaczący uśmiech.
–    Jak to możliwe...?- szepnąłem.
–    Zupełnie zwyczajnie, Seijuurou – oparł Król.
–    Więc to ja jestem królem?
–    Nie.- Pokręcił głową.- To ja nim jestem. Ty jesteś tylko Seijuurou. Jesteś Alicją.
–    Ten sen... naprawdę jest pełen metafor. Mam walczyć z samym sobą?
    Król rozchylił lekko usta, jednak nie odezwał się. Posłał mi delikatny uśmiech, jednocześnie unosząc dłoń i ostrożnie dotykając mój policzek. Pogładził go delikatnie, a następnie złożył na moich ustach pocałunek.
–    Pójdź ze mną – powiedział, odsuwając się.- Chcesz zobaczyć się z Tetsuyą, prawda?
    Odwróciłem się za nim, gdy mnie minął, przez dłuższą chwilę stojąc tylko i wpatrując się w jego plecy. Kiedy był już przy drzwiach, spojrzał na mnie przez ramię i skinął mi głową. Ruszyłem ku niemu powolnym krokiem, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że Królem Kier, królem Krainy Czarów, jestem ja sam – Akashi Seijuurou.
–    Gdzie są wszyscy?- zapytałem.- Straż, służba, ogrodnicy...?
–    Kiedy na twej drodze stają problemy, musisz się ich pozbyć – zamruczał Król, wspinając się po schodach znajdujących się po prawej stronie od wejścia do zamku.
–    Czy to znaczy, że ich zabiłeś?
–    W dużej mierze wyręczył mnie za to Ryouta. Gdyby nie jego obsesja na punkcie Tetsuyi, zatrudniłbym go jako kata. Oh. No i gdybym miał jeszcze kogoś, kogo mógłbym skazać na śmierć.- Mrugnął do mnie okiem.
–    Kise powiedział, że... okropnie traktujesz Kuroko – mruknąłem.- Sam też go widziałem, wygląda strasznie! Jest pobity i poraniony, dlaczego nie dasz mu spokoju i nie uwolnisz go?!
–    Z tego samego powodu, dla którego ty przyszedłeś to zrobić.
–    Co?- bąknąłem.- Niemożliwe, mój powód jest bardziej...
–    Romantyczny? Łagodny? Wspaniały?- Znów spojrzał na mnie przez ramię, unosząc lekko brwi.- Każdy okazuje miłość na swój własny sposób. Może ci się wydawać inaczej, ale staram się chronić Tetsuyę. Poza zamkiem grozi mu niebezpieczeństwo. Wyobrażasz sobie co robiłby z nim Ryouta, gdyby dostał go w swoje oślizgłe łapska? Odpowiem ci – powiedział, gdy ledwie zdążyłem otworzyć usta.- Godzinami uprawiałby z nim seks, nieważne, czy Tetsuya byłby przytomny, czy też nie. Ryouta żyje tylko piciem herbaty, myśleniem o „jego Kurokocchim” i zabijaniem. To ostatnie robi tylko wtedy, gdy ktoś okaże negatywne uczucia wobec Tetsuyi, więc jeśli będzie miał go przy sobie, zajmie się już tylko nim. I piciem herbaty – dodał po chwili.
    Weszliśmy na wyższą kondygnację i ruszyliśmy prosto bogato wystrojonym korytarzem. Przypuszczałem, że naszym celem są drzwi na jego końcu.
–    Więc twoim zdaniem lepiej jest bić Kuroko i go sponiewierać? Dlaczego go tak traktujesz? Dlaczego doprowadzasz go niemal na skraj śmierci?! To jest twój sposób na wyrażanie miłości?
–    To jest silniejsze ode mnie – powiedział Król.- Tak jak twoja upartość w przychodzeniu tu za każdym razem i próba uwolnienia go ode mnie. Albo raczej od ciebie. To zależy od interpretacji.
    Podeszliśmy do drzwi na końcu korytarza. Król Kier spojrzał na mnie, po czym nacisnął klamkę i pchnął je, wkraczając do środka. Wszedłem za nim powoli, czując, jak moje nogi zaczynając drżeć.
    To była komnata sypialna. Znajdowało się w niej kilka regałów z książkami i duży kominek. Po oknem stał okrągły stolik na jednej nodze, przy nim zaś dwa ozdobne fotele. Jednak najbardziej w oczy rzucało się stojące pośrodku pomieszczenia ogromne łoże z baldachimem. To właśnie na nim siedział Kuroko.
    Był odwrócony do nas plecami i nagi, jednak gdy usłyszał, że weszliśmy, spojrzał na nas i pospiesznie chwycił za kołdrę, zakrywając się niemal po szyję. Patrzył to na mnie to na Króla, jakby obawiał się, że obaj jesteśmy tacy sami.
    Wyglądał gorzej, niż kiedy widziałem go nad przepaścią. Wciąż miał sińce pod oczami i spierzchnięte wargi, na jego policzku wciąż tkwiło zadrapanie. Teraz jednak widziałem również długie, krwawe pręgi na jego plecach.
    Zacisnąłem mocno usta i pięści, powoli ruszając w jego kierunku. Okrążyłem łóżko wolnym krokiem, zerkając przy okazji na Króla Kier. Zamknął drzwi i w spokoju przyglądał mi się, kiedy zbliżałem się do jego więźnia.
–    Cześć, Kuroko – szepnąłem.
–    Akashi-kun – mruknął, spuszczając wzrok.- Wybacz, że znów musiałeś się tu znaleźć.
–    To ja powinienem cię przeprosić – powiedziałem cicho, ostrożnie przed nim klękając i chwytając jego dłoń.- Czy bardzo cię boli?
–    Nie – odparł, uśmiechając się słabo.- Niczym się nie martw. Proszę, odejdź stąd. Nie musisz tego robić, nie musisz znowu z nim walczyć.
–    Nie obudzę się tak łatwo – mruknąłem.
–    Akashi-kun ma klucz – powiedział Kuroko, unosząc głowę i patrząc na Króla.- Odda ci go, nie musisz z nim walczyć.
    Spojrzałem pytająco na Króla Kier, a ten podszedł do nas z uśmiechem i usiadł obok Kuroko. Sięgnął pod swoją szatę i wyciągnął wiszący na złotym łańcuszku czarny klucz z wygrawerowaną piką.
–    Tetsuya nie kłamie – powiedział.- Oddam ci go i wskażę odpowiednie drzwi. Będziesz mógł wrócić do swojej „rzeczywistości”, za którą tak tęsknisz.
–    Co będzie z Kuroko?
–    Jak to „co”?- Król uniósł lekko brew.- Zostanie ze mną.
–    Nie zostawię go tutaj – warknąłem, podnosząc się i patrząc z góry na Króla Kier.
–    Cóż... nikt nie mówi, że w ogóle musisz odchodzić – powiedział cicho Król, całując delikatnie ramię Kuroko.- Nikomu innemu bym na to nie pozwolił, ale ostatecznie ja i ty jesteśmy niemal jednością. Możesz zostać z nami, Seijuurou. Tylko tobie pozwolę dotykać Tetsuyi.- Wstał powoli, przysuwając się do mnie z uśmiechem na ustach i znów gładząc mnie po policzku.- Będziemy żyć tu razem, we trzech. Nigdy niczego nam nie zabraknie, ponieważ nasza moc jest nieskończona. Nic ani nikt nam tutaj nie zagrozi. Tylko my i Tetsuya. Niczego więcej nie potrzebujemy, prawda?
–    Jak możesz decydować o czymś takim, nie pytając nawet Kuroko o zdanie?
–    Wiem, czego on chce. Mnie. A skoro chce mnie, to chce także ciebie. Co dwóch Seijuurou, to nie jeden, czyż nie?
–    Kuroko przez ciebie cierpi! Niby jakim cudem może chcieć zostać przy twoim boku?!
–    Bo mnie kocha – odparł spokojnie Król. Spojrzał na błękitnowłosego i dotknął koniuszkiem palca jego ust.- Kocha mnie niezależnie od tego, jak go traktuję. Niezależnie od tego, co robię i jaki jestem. To właśnie jest prawdziwie czyste uczucie – kiedy kocha się nie za coś, lecz wbrew czemuś. Prawda, Tetsuya? Powiedz, że mnie kochasz.
    Kuroko spojrzał na mnie pospiesznie, a potem szybko spuścił wzrok, rumieniąc się lekko z zawstydzenia. Odwrócił od nas głowę, umykając dłoni Króla Kier.
–    Przy tobie zawsze staje się wstydliwy – westchnął mój bliźniak.- Ale zwykle powtarza mi to niemal non stop. Tobie też by powiedział, gdybyś do nas dołączył. Chcesz?
–    Co? Nie!- odparłem, oburzony.
–    Nie używaj takiego tonu, zrobisz mu przykrość. Jeszcze pomyśli, że się go brzydzisz.
–    A ty nie traktuj go jak zwierzęcia!- odparłem natychmiast.- I odmawiam odejścia. Nie odejdę, póki nie uwolnię Kuroko.
–    I znów to samo – westchnął ciężko król, załamując ręce.- Tyle złości się w tobie rodzi, kiedy wędrujesz przez Krainę Czarów, tyle nerwów tracisz, nim docierasz do zamku, a kiedy masz do wyboru odejść w spokoju, zachowując życie, albo zostać przy boku moim i Tetsuyi... ty zawsze wybierasz walkę.
–    Dziwisz mi się?- wycedziłem.
–    Owszem – odparł zwyczajnie.- Oboje kochamy Tetsuyę równie mocno, i chociaż masz okazję zostać przy nim, zaopiekować się nim i kochać się z nim każdej nocy, to wolisz wpierw zabić samego siebie. A raczej zginąć z własnej ręki.
–    Tak, masz rację – potwierdziłem.- Wolę zginąć z własnej ręki i wrócić tutaj po raz kolejny, by znów spróbować. I, wierz mi, nigdy nie zmienię zdania.
–    Wierzę ci – mruknął Król Kier.- W końcu jesteś mną, a ja tobą.
    Skinąłem głową na potwierdzenie jego słów. Nie było się co sprzeczać. Chociaż mieliśmy inne sposoby okazywania uczuć, nadal byliśmy tą samą osobą. Różnica między nami była tylko jedna.
    Ja byłem oryginałem, a on kopią.
    Kiedy Król Kier wycofał się do kominka i sięgnął ponad niego po wiszące tam katany, zrozumiałem, że to będzie prawdziwa walka na śmierć i życie. Rzucił mi jeden z ostrzy, a ja chwyciłem go i ścisnąłem mocno jego pochwę. Katana wydawała się zaskakująco lekka. Gdy dotknąłem ostrożnie jej rękojeści, poczułem na dłoni dziwnie znajome ciepło.
–    Akashi-kun, proszę cię, nie rób tego – powiedział gorączkowo Kuroko, patrząc na mnie w panice.- Nie musisz tego robić, możesz stąd odejść raz na zawsze, obudzić się i zapomnieć o wszystkim, nigdy tutaj nie wrócić...!
–    Nie mogę – odparłem cicho.- Nie mogę zbudzić się i żyć ze świadomością, że już nigdy nie będę w stanie powrócić do snu, w którym pozostawiłem cię cierpiącego. Już wolę zaryzykować i albo zginąć, by wrócić po ciebie i dalej próbować, albo tym razem zwyciężyć i zabrać cię ze sobą.
    Kuroko pokręcił jedynie głową, wzdychając drżąco. Podciągnął po siebie nogi, przykrywając się szczelniej pościelą, a następnie zakrył twarz dłońmi.
–    Który kolor wybierasz tym razem?- zapytał Król Kier.
–    Który kolor?- powtórzyłem, marszcząc brwi.
–    Jestem Królem Kier. A ty? Również wybierasz kier, czy może karo?
–    Trefl – mruknąłem.
–    Hmm. To tylko trzylistna koniczyna, ale kto wie, może przyniesie ci szczęście. Przybliż się odrobinę. Nie chciałbym, żebyś przypadkiem zabił Tetsuyę.
    Odsunąłem się powoli od łóżka, jednocześnie wyjmując katanę z pochwy, którą następnie odrzuciłem na bok. Chwyciłem rękojeść w obie dłonie, uważnie obserwując ruchy mojego przeciwnika. W realnym świecie miałem okazję uczęszczać na lekcje kendo i choć prawdopodobnie zbyt wiele nie mogło mi to pomóc, to i tak cieszyłem się, że miałem choć niewielkie pojęcie o tym, jak trzymać broń.
    Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy Król Kier ruszył na mnie i zamachnął się swoją kataną. Odparowałem atak, w komnacie rozległ się głośny, charakterystyczny metaliczny dźwięk uderzających o siebie ostrzy. Cofnąłem się o krok, ciesząc z wielkości pomieszczenia. Pole do manewru nie było tak szerokie i puste jak w dojo, ale dało się oswoić.
    Król Kier czekał na mój atak. Wbijając we mnie spojrzenie swoich oczu – jednego w kolorze czerwieni, drugiego zaś złota – na ugiętych lekko nogach przesuwał się w moją prawą stronę, co było dla mnie trochę niekorzystne. Jeśli spróbuje popchnąć mnie do kominka...
    Skoczyłem ku niemu możliwie jak najszybciej, wyprowadzając cios. Król Kier zablokował go i ruszył do kontrataku, zamachując się nieco z ukosa i kierując ostrze w mój lewy bok. Udało mi się w ostatniej chwili odtrącić go kataną i odepchnąć od siebie, jednocześnie odskoczyłem do tyłu, dzięki czemu minąłem kominek i teraz krążyłem w kierunku łoża.
–    Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielką mam przewagę?- zapytał Król Kier.- Toczyliśmy tę walkę niezliczoną ilość razy, doskonale znam każdy twój ruch. Sam wykonuję dokładnie te same, co zawsze, ponieważ wiem, jak skończy się ostatni atak.
–    Mówisz mi to za każdym razem?- mruknąłem.
–    Nie za każdym.- Król uśmiechnął się lekko.- Nieważne czy mówię to, czy nie, twój ostatni atak zawsze jest taki sam.
–    Byłoby o wiele ciekawiej, gdybyś powiedział mi, jakiego ataku do tej pory używałem.
–    Nie jesteśmy głupcami, Seijuurou – zaśmiał się Król Kier.- Nie będę ryzykował, skoro wiem, jak łatwo cię pokonać. Widok Tetsuyi trochę mnie podbudowuje. Mam ochotę na coś o wiele przyjemniejszego niż walka, dlatego chcę to szybko skończyć.
    Nie odpowiedziałem, myśląc gorączkowo. Wiedziałem, że powiedział to specjalnie, by w mojej głowie zapanował mętlik. Który mój atak będzie ostateczny? Ten? Następny? Trzeci z rzędu, czwarty? Z której strony go wyprowadzę i w jaki sposób się zamachnę?
    Te pytania nie miały sensu, a i tak krążyły po mojej głowie.
    Król ruszył do ataku. Zamachnął się z prawej, potem z lewej, spróbował z góry i znowu z lewej. Odparowywałem kolejne ataki z coraz większą siłą i złością. Kątem oka widziałem, że Kuroko wciąż siedział skulony na łóżku, słyszałem jego ciche jęki i westchnienia. Z całej naszej trójki prawdopodobnie to właśnie on chciał, by to wszystko się skończyło.
    Choć to ja miałem największą motywację.
    Przyszła moja kolej na atak. Zacisnąłem zęby, postanawiając dłużej nie zwlekać. Rzuciłem się ku niemu, mocno zamachując z prawej strony. Z krzykiem wściekłości, ciąłem z mocą jego bok, wbijając katanę w biodro.
    To mnie zaskoczyło, ale na krótko. Kiedy Król wydał z siebie głośny krzyk, pospiesznie wykonałem kolejny ruch, tym razem z góry, chcąc ostatecznym ciosem to zakończyć. Całe moje ciało rozpierała pewnego rodzaju euforia, uczucie nerwowego oczekiwania na koniec. A potem zagłębiło się w nim ostrze.
    Król Kier sprawnym ruchem wyszarpnął ze mnie swoją katanę, a ja z jękiem upadłem na podłogę. Czułem niewyobrażalnie silny i piekący ból tuż pod żebrem. Wiedziałem, że ostrze nie przecięło płuc, jednak rana była na tyle głęboko, że po chwili niemal cała koszula i kamizelka, które na sobie miałem, zabarwiły się ciemną czerwienią świeżej krwi.
    Król podszedł do mnie i stanął nade mną, spoglądając łagodnie na moją twarz. Uśmiechnął się delikatnie, unosząc powoli katanę.
–    Właśnie to był ten atak, Seijuurou – powiedział.- Do zobaczenia następnym razem.
    To był dla mnie koniec. W oczach miałem łzy bezradności, wiedziałem bowiem, że i tak zapomnę o tym zdarzeniu, że i tak nie będę pamiętał, jakich ruchów używałem i co mówiłem. Od początku do końca nie mogłem zrobić nic – ponieważ każdy w Krainie Czarów doskonale znał moje reakcje. Znała je Gąsienica, znał je Kapelusznik i czarny kocur.
    Znał je Król Kier.
    Zamknąłem powoli oczy, cicho szepcząc imię Kuroko. Czekałem na cios ostateczny, w ogóle nie ciesząc się ze świadomości, że choć na chwilę wrócę do realnego świata. Chciałem zostać tutaj, dalej walczyć ze swoją kopią i uwolnić Tetsuyę.
    Ale było za późno.
    Przegrałem.
–    Przepraszam...- szepnąłem cicho.- Wybacz, Kuroko...
    Wtem po całej komnacie rozległ się głośny wrzask. Otwarłem raptownie oczy, patrząc w niemym szoku, jak Kuroko, owinięty pościelą, rzuca się na Króla Kier i uderza go silnie królewskim berłem. Król jęknął głucho, osuwając się na podłogę tuż obok mnie. A gdy ledwie dotarło do mnie, jak wielka nadarzyła się okazja, ze zdumieniem ujrzałem, jak Tetsuya podnosi moją katana i, ze łzami w oczach, wbija ją w serce nieprzytomnego króla.
    Nie mogłem w to uwierzyć. Chociaż widziałem to na własne oczy, nie byłem w stanie dopuścić do siebie świadomości, że to sam Kuroko uwolnił siebie od wpływu Króla Kier. On sam sprzeciwił mu się, zaatakował go, zabił...
    Uniosłem się ostrożnie na łokciu, stękając z bólu. Kuroko osunął się na kolana, wypuszczając z rąk katanę i pociągając nosem. Jego twarz wyrażała smutek i jakby niedowierzanie. Dłonie, którymi chwycił za pościel, by mocniej ją do siebie przycisnąć, drżały delikatnie.
    Król Kier leżał bezwładnie na czerwonym dywanie, który powoli wpijał sączącą się z jego rany krew. Jego skóra robiła się coraz bledsza, heterochromiczne oczy straciły charakterystyczny blask i stały się matowe.
    W tamtej chwili czułem się niezwykle dziwnie. Patrzyłem nie tylko na człowieka, z którego uchodziło życie – patrzyłem na moją własną śmierć. Wygląd Króla Kier nie był jedyną rzeczą, jaka nas łączyła. On był mną w zupełności. Z innym charakterem i innym światopoglądem, jednak czułem – nie, wiedziałem – że jesteśmy jedną, tą samą osobą.
    Przysunąłem się ostrożnie do Kuroko, ściskając dłonią własną ranę. Starałem się oddychać spokojnie i nie wykonywać nagłych ruchów, które mogłyby pogorszyć mój stan. Tetsuya jeszcze długo wpatrywał się w martwego mnie, aż w końcu jakby oprzytomniał i zdał sobie sprawę z mojej obecności.
–    Trzeba cię opatrzyć – wymamrotał.
–    W porządku, dam radę.- Uśmiechnąłem się do niego lekko, spoglądając na Króla Kier.- Czy wiesz, gdzie są te drzwi, które nas stąd wyprowadzą?
–    Tak, wiem.- Skinął głową, znów odwracając ją ku martwemu władcy.
–    Wszystko dobrze?- zapytałem cicho.
–    Właśnie cię zabiłem – mruknął błękitnowłosy ze słabym uśmiechem.- Nie jest do końca dobrze.
–    Zabiłeś tylko moją kopię – powiedziałem.- To... zaskakujące. Przybyłem tutaj, by cię uratować, podczas gdy to ty uratowałeś mnie. Nie robiłeś tego wcześniej, prawda?
    Kuroko pokręcił przecząco głową, na krótki moment zamykając oczy. Kiedy znów je otworzył, westchnął cicho i pociągnął nosem.
–    Sam nie wiem, co mnie napadło – odezwał się.- Po prostu... nie chciałem kolejny raz patrzeć, jak umierasz. Do tej pory byłem bezsilny, przyglądałem się tylko, albo zakrywałem oczy i czekałem na koniec. A potem każdego kolejnego dnia żyłem w obawie, że znów zjawisz się w zamku.
–    Widziałem cię na cmentarzu – powiedziałem, marszcząc brwi.- Prosiłeś mnie o pomoc.
–    Nie wolno mi było opuszczać zamku – odparł Kuroko, patrząc na mnie.- Chyba, że do ogrodu, w towarzystwie Akashiego-kun. Może to nie mnie widziałeś...?
–    Nie, jestem pewien, że to byłeś ty – westchnąłem cicho.- Może mi się wydawało, a może...
–    Może...?
–    Nie, nic.- Pokręciłem głową.- To nieważne. Ubierz się, Kuroko, i zabierajmy się stąd. Im szybciej, tym lepiej. Jestem zmęczony... i ranny – zaśmiałem się lekko.- Boli jak diabli. Mam nadzieję, że nie będę miał blizny, kiedy się obudzę.
    Kuroko skinął głową, a następnie podniósł się niezgrabnie z podłogi. Ruszył do łóżka chwiejnym krokiem i sięgnął po leżącą na nim szatę.
    Spojrzałem na Króla Kier. Na jego twarzy malował się spokój, jakby przy ostatnim oddechu pogodził się z myślą, że ostatecznie przegrał. Żaden z nas nie mógł tego przewidzieć, żaden nie mógł nawet pomyśleć, że istniała trzecia opcja. Opcja, w której jedyna osoba znająca zarówno wszystkie ruchy Króla, jak i Alicji, pomaga jednemu z nich.
    Strach wyobrażać sobie, co Król Kier zrobiłby z Tetsuyą, gdyby zdołał uniknąć ciosu...
    Ostrożnie chwyciłem łańcuszek wiszący na jego szyi, a potem szarpnąłem nim silnie, zrywając. Skrzywiłem się, kiedy poczułem rwący ból z boku. Podtrzymując się ramy łóżka, podniosłem się powoli i stanąłem na trzęsących się nogach. Kuroko zdążył już narzucić niechlujnie granatowo-białe szaty, chwilę później znalazł się u mego boku, zarzucając moją rękę przez ramię i delikatnie chwytając mnie w pasie.
–    Na pewno nie chcesz najpierw zatrzymać krwawienia?- zapytał z niepokojem.
–    Słabnę z każdą chwilą – mruknąłem.- Już i tak straciłem zbyt wiele krwi. Chcę już po prostu się obudzić i iść do szkoły. Kiedy cię zobaczę, to chyba cię wyściskam.
    Tetsuya uśmiechnął się lekko, prowadząc mnie ostrożnie przez korytarz.
–    Dziękuję, że przyszedłeś, Akashi-kun – powiedział.- To wiele dla mnie znaczy. Nieważne jak wiele złych rzeczy dowiadywałeś się o tym świecie i jak wiele złego cię tutaj spotkało, twoja decyzja zawsze była taka sama. Przychodziłeś mi pomóc i nie wahałeś się, nawet wiedząc, że Król Kier pamięta każdy twój ruch, że ma nad tobą ogromną przewagę.
–    Cóż... ostatecznie ja miałem coś o wiele lepszego – szepnąłem.- Miałem ciebie.
    Kuroko spuścił głowę, nieco zawstydzony.
–    Żałuję, że tak późno zebrałem się na odwagę – wymamrotał.- Wybacz mi.
–    Nie mam ci czego wybaczać – zaśmiałem się krótko.- Najważniejsze, że to już koniec. Mam nadzieję, że kolejny sen będzie bardziej kolorowy.
    Zatrzymaliśmy się przed starymi drzwiami, zupełnie nie pasującymi wyglądem do tak pięknego zamku. Szare drewno, zniszczone przez czas i korniki, sprawiało wrażenie, jakby pochodziło z zakurzonego strychu, na którego nikt nie wchodził od wielu lat. Klamka była okrągła, pomalowana na złoto, jednak farba zdążyła już odpaść tu i tam, ukazując brzydki, miedziano-czerwony krążek.
–    To są drzwi do mojego życia?- mruknąłem.
–    Odpowiadają twojej wyobraźni – powiedział Kuroko.- Zbyt rzadko jej używasz, Akashi-kun. Ale myślę, że z czasem staną się one o wiele piękniejsze.
–    To tylko sen, Kuroko – westchnąłem z uśmiechem, spoglądając na niego.- Kiedy się obudzę, zapewne szybko o nim zapomnę. Ale jeśli jednak będę pamiętał... to na pewno nie uznam tego za coś „bez znaczenia”.
    Tetsuya uśmiechnął się do mnie delikatnie. Odwzajemniłem ten gest, a potem wsunąłem do zamka czarny klucz z wygrawerowaną piką. Przekręciłem go i położyłem dłoń na klamce.
    Mój sen dobiegał końca. Dotarłem do momentu, w którym mogłem powrócić do świata rzeczywistego, gdzie nie czekał na mnie ciepły uśmiech ojca, kojący głos matki, czy wesoły śmiech brata, gdzie nie było gadających kotów i magicznych lasów pełnych grzybów tak wielkich, jak drzewa.
    Ale niczego nie żałowałem. Ponieważ wiedziałem, że znajdę tam kogoś, kto sprawi, że moje życie będzie jeszcze bardziej barwne i bajeczne, niż niejedna Kraina Czarów.

36 komentarzy:

  1. Miejsce krula tego świata, kosmosu i wszelkiej gejozy *po dzisiejszym obrzucaniu się farbami jestem już pedałem nad pedałami*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak więc jestem. Po czasie długim… zdecydowanie za długim. Przepraszam. Tak mi głupio, w końcu opowiadanie specjalnie dla mnie pisane, a ja dopiero teraz je komentuję… Ale sama wiesz, jak to jest, kiedy ma się tyle obowiązków naraz. Ciężko nawet odetchnąć. Dlatego mam nadzieję, że nie masz mi tego bardzo za złe, chociaż wyklinanie w moją stronę: 'kiedy, kurwa, dostanę ten komentarz' zrozumiem xd Możesz grozić mi bakłażanem, zezwalam xd
      No, ale w końcu jestem! Po wielkich trudach udało mi się wreszcie skończyć ten komentarz, zbijąc do kupy wyrwane z kontekstu fragmenty, które zapisałam na wykładach. Nie wiem, jak to wyszło, sama ocenisz. Tak więc, Panie i Panowie, Geje i Gejoszki, przed Wami prezentacja CLD na temat Akashiego w Wonderlandzie. Miłej lektury życzę~
      _________________________________________

      Jak sama nazwa wskazuje, nasz czerwonowłosy pedałem trafia do Czarodziejskiego Raju, który, jak szybko się okazuje, jest raczej piekłem, a przynajmniej tak Akashi z początku sądzi, znajdując się śnie, z którego nie potrafi się wybudzić.
      I tu najważniejszy aspekt – opowiadanie oparte jest na książce Dodgsona, a więc mniej lub bardziej musiało być związane z pierwowzorem fabularnie. No i w tym przypadku mamy raczej mniej, ale nie jest żadna skaza – opowiadanie jest krótkie, liczy sobie tylko pięć rozdziałów, więc to dosyć logiczne, że nie każdy, a nawet nie połowa oryginalnych wydarzeń mogła zostać w nim zawarta. Ale, jak mówię, nie jest to ujma. Przecież w opowiadaniach opartych (zaznaczam – luźno opartych) na czymś, ceni się przede wszystkim własną interpretację pierwowzoru i na jej podstawie ocenia się dzieło. Oczywiście, skoro mówimy o oparciu zastosowanie oryginalnych wydarzeń lub wydarzeń zbliżonych do nich jest ważne, ale jednak przepisywanie cyklu z jedynie zmianą nazw na własne potrzeby mijałoby się z celem. Inspiracja – to słowo klucz. Inspirując się czymś, wykorzystujemy jego najważniejsze, najbardziej charakterystyczne elementy. Nie przepisujemy, raczej NADpisujemy, tworzymy na pierwotnych fundamentach zupełnie inną, mającą w sobie cząstkę oryginału historię, która zawiera nowy poziom magii. Tylko od nas samych zależy, czy zrobimy to dobrze, czy źle. Jak zdolni jesteśmy, jak dalekosiężnie patrzymy, jak wybujałą mamy wyobraźnię, jak cierpliwi jesteśmy, ile czasu możemy poświęcić pracy i, przede wszystkim, jak dobrze jesteśmy w stanie zrozumieć oryginał, by na jego podstawie stworzyć coś, co nie zniszczy pierwotnego czaru, a jedynie go wzmocni, nową barwą i innym klimatem przenosząc ten czar na nowy, nieznany do tej pory poziom – od tego wszystkiego zależy efekt końcowy i od wielu innych rzeczy, które nie są jednak aż tak bardzo istotne, bym musiała je tu wymieniać – w przeciwnym razie ten wstęp ciągnąłby się w nieskończoność, a tego przecież nikt nie chce, bo kto lubi czytać takie długie wstępy nudne niczym flaki z olejem? Nawiasem mówiąc, nigdy nie rozumiałam tego porównania. Co jest nudnego we flakach? Mięso to mięso. Nigdy nie jest nudne. Nudny może być chleb z nożem, albo inne studenckie jedzenie. A mięso? Mięso to niebo, a tam przecież nie jest nudno. W końcu kto by nie lubił słuchać w nieskończoność przyśpiewek anielskich?

      Usuń
    2. No, ale nie mającym sensu dygresjom, które powstały w mojej głowie w wyniku cudownie niezrozumiałych wykładów ze statystyki i metodologii mówimy 'koniec', czas przejść wreszcie do właściwej części komentarza. Chociaż w sumie, bez tego wstępu by reszta nie istniała, ponieważ do to niego zamierzam się cały czas odnosić. Podsumujmy więc, co mamy.
      a) opowiadanie inspirowane Alicją w Krainie Czarów L. Dodgsona
      b) inspiracja przeniesiona w świat gejozy
      c) gejoza ograniczająca się do świata grających w koszykówkę pedałów
      d) i to wszystko w zaledwie pięciu rozdziałach
      Czyli można by to opowiadanie inaczej nazwać: 'Alicją wrzuconą w świat pedalstwa tęczowego', co w sumie nie mijało by się z prawdą, bo wyobrażając sobie minę Alicji w takiej krainie, widzę przysłowiowego mindfucka i chęć ucieczki (no chyba że skrywałaby w sobie yaosityczne skłonności), a przecież Akasji trafiający do Sennej Krainy Czarów właśnie takiego mindfucka miał i on również bardzo pragnął spierdalać stamtąd w podskokach. Wszystko się więc zgadza, prawda?
      No to może zobaczmy, jak to kicanie panu Czerwonowłosemu wyszło *bo przecież nikt nie spodziewa się, że udało mu się obudzić, taką opcję skreślamy na stracie, jeszcze przed zaczęciem opowiadania – no, może w trakcie pierwszego rozdziału, w końcu nie ma wśród nas raczej jasnowidzów – a może są?*
      Tak więc Akasz wpada do krainy, która od oryginalnej odbiega mocno. Kolory są inne, atmosfera bardziej mroczna. Czytelnicy tak lubią. Czytelnicy lubią jak buduje się napięcie, jak bohater trafia do nieznanego miejsca, które w dodatku przyprawia o ciarki. Biel i czerwień… Ktoś tu lubi albinosów? Oh, albinostyczna kraina… To w sumie całkiem ciekawa wizja jest… Oj, podoba mi się bardzo.
      No, ale wracając do Akasza. Białe nagrobki pod niebem usłanym czerwonymi chmurami. Czy tylko mnie skojarzyło się to z ludzkim ciałem? Kości są białe, krew czerwona. I w naszym ciele oba te kolory spełniają bardzo ważne funkcje. Bez nich byśmy nie istnieli (bez innych też, ale to nieistotny w tej interpretacji fakt). Nie sądzę, by odwołanie do tych kolorów Tobie również, Yuuki, nasunęło takie skojarzenie, ale mnie się to skojarzenie bardzo podoba, dlatego je zaznaczam. W końcu to moja interpretacja i mogę z nią robić co chcę. Bo kto mi zabroni?
      Idąc dalej – Akashi trafia na niezwykle urokliwy cmentarz. Spotyka tak równie uroczego kota, który sarkastycznością i oniryzmem całkiem nieźle dorównuje oryginałowi, na którym był wzorowany, a właściwie dwóm oryginałom – temu książkowemu i temu pedalskiemu, czyli lodówce o bardzo tajemniczym nicku CLD. I tu wielkie brawa za połączenie tych dwóch charakterów w jedną całość. Kot z Cheshire zachował i swoją tajemniczość i urok, który uwieczniony został w książce, jednocześnie jednak ma w sobie wiele z CLD, a raczej z jej twórczości, ponieważ w jego postaci i sposobie mówienia widzę alter ego CLD, tego ducha, który tkwi rozczepiony między wierszami jej tekstów. Przemawiają również za tym cytaty z jej opowiadań (btw. powinny być wzięte w cudzysłów i z gwiazdeczką. W końcu to cytaty, nie? Strony technicznej się trzymajmy, skoro już ktoś pofatygował się i stworzył te reguły dotyczące cytowania), których użycie na pewno było dla niej niezwykle miłe i podniosło jej samoocenę, która już i tak jest chyba zdecydowanie zbyt duża. Ciekawe, czy jej ego może mieć jakiś limit wzrostu..?

      Usuń
    3. Czyli tak, połączenie tych dwóch oryginałów w postaci Kota wyszło Ci świetnie, naprawdę gratulacje. Postać ta urzekła mnie od początku i stał się on moim faworytem opowiadania, mimo że przecież wiedziałam, że główna akcja będzie się toczyć wokół wątku AkaKuro. Oczywiście wiedziałam, że Kot = wcielenie CLD i to jeszcze przed przeczytaniem opowiadania. Cóż, do żadnej innej postaci dziwny charakter CLD nie pasował tak idealnie, jak to ekscentrycznego kota ze zbyt szerokim uśmiechem. Fakt, że lodówka mogła się tym kotem przez jakiś czas rzeczywiście poczuć na pewno bardzo mile łechta jej ego, jako że Cheshirowski zwierzak jest jedną z ulubionych fikcyjnych postaci tejże blogerki. A tak, poczuć się nim mogła bardzo wyraźnie. W końcu istota kota została tutaj zaprezenowana naprawdę dokładnie i dobrze, mimo stosunkowo krótkiego czasu antenowego. Także brawa, brawa, pierwszy szczyt zaliczony, lecimy do następnego.
      Tetsu jako królik – pomińmy fakt, że od samego wyobrażenia białowłosego Tetsu niemal się zapowietrzyłam, bo przecież kocham wszystko co białowłose. To za Królkiem podążała w oryginale Alicja i za nim też podążać musiał Akashi. Dlaczego? No tak, nie z głupiej dziecięcej ciekawości – on po prostu musiał. Miłość nie wybiera. A widząc ukochanego w takim stanie, jak mógłby nie skoczyć za nim w przepaść?
      No i skacze. Jak pierwotna Alicja spełnia swój Alicjowski obowiązek i skacze z królikiem wpadając do odpowiednika króliczej nory.
      Wylądowanie w lesie Nae i główna motywacja, czyli szukanie Tetsu, to bardzo fajny i dobry pomysł na poprowadzenie akcji. Przecież ma być podobnie, ale inaczej niż w oryginale. Magia musi zostać zachowana, ale nie przepisana. No i jak do tej pory wychodzi Ci to, Yuuki, świetnie.
      Wracając do lasu Nae, Akashi spotyka w nim bardzo przystojną gąsienicę, która ratuje go przed śmiercią, całując go (no dobra, wdmuchując do płuc życiodajny dym – a ja myślałam, że nikotyna zabija, czyli jednak okłamują mnie i od palenia fajek nie dostanę raka? Jakby zresztą rak mógł w jakikolwiek sposób dopaść taką chodzącą zajebistość jak ja. Phi. Co to, to nie, ani słowa, asio, ty wiesz, on też, nie dosięgnie cię, nie dostaniesz go, nananana *Disney życiem ok*). I tu włącza mi się tryb *hard shipper NijiAka* Oczywiście AkaKuroAka to życie, nic tego nie przebije, ale jednak NijiAka to jeden z trzech parkingów, które toleruję z Akaszem w opozycji do AkaKuro i naprawdę go lubię. Także no *chwila dla moich pisków i wewnętrznego wydzierania się*
      Gąsienica wyszła Ci naprawdę dobrze, bardziej ludzko, mniej tajemniczo, ale to pasowało do opowiadania, tak więc z przykrością muszę stwierdzić, że i pod tym aspektem nie mam się do czego przyczepić. Ah… A tak bym sobie chciała trochę ponarzekać… W końcu piski nad NijiAka piskami, ale przecież nikt nie lubi jak go ciągle chwalą, nie? Każdy chce, żeby ktoś go czasem zjechał. W końcu prawdziwy masochista wyznaje jedną zasadę: 'le bien qui fait mal'… Oj, chyba zaczynam mówić o sobie. Czas wrócić do przerwanego wątku.

      Usuń
    4. Tak więc wątek z Gąsienicą mamy za sobą. Rozmowa, cel, rady, zagadki… Wszystko się zgadza. Oryginał żyje, czar trwa, ale tkwiąc za pokrywą, którą Yuuki dzielnie tka wraz z biegiem opowiadania, a która właśnie nadaje mu unikatowość.
      No i kiedy już myślałam, że nie mogę zachwycać się niczym bardziej niż wątkiem Akasza chcącego za wszelką cenę uratować Tetsu, to jednak Ty uświadomiłaś mi, że to nic w porównaniu z tym na co się stać.
      Wiesz, cenię sobie niezwykle relacje rodzinne. Może nie bardzo to widać na pierwszy rzut oka, ale naprawdę uwielbiam takie wątki. No a jeszcze wspomnienia zakrapiane angstem? Przepiękne…
      Motyw szczęśliwej rodziny, alternatywnej rodziny Akasza przeszył mnie na wylot. Right in kokoro. Coś nieprawdopodobnego. Ojciec z uśmiechem, kochająca matka, tak realnie, tak żywo przedstawiona, nawet młodszy braciszek o pasującym imieniu… Wszystko takie piękne, takie idealne, takie smutne. Tak, smutne. Decyzja, którą musiał podjąć Akasz była bardzo trudna. Od początku się wahał, od początku chciał się obudzić, a jednak szedł naprzód, prowadzony przez głos serca. A kiedy zobaczył swoją rodzinę szczęśliwą i pomyślał, że sam może taki być, że może tam zostać z dala od rygorystycznych wymagań rzeczywistego ojca… Porzucenie tego marzenia, choć wiedział, że jest ono jedynie iluzją, musiało być dla niego naprawdę trudne. A jednak zrobił to, zrobił to, ponieważ kochał, ponieważ jego serce wyło, kiedy tylko przez jego umysł przebiegała myśl, że mógłby pozostawić Tetsu na pastwę losu. Obrazuje to zresztą jego rozmowa z matką. Kiedy mówi, że go kocha. No i też ta rozmowa przedstawia tak idealnie relacje Akasz – jego matka, zwłaszcza ta chwila, kiedy słysząc wyznanie Akasza, matka musi otrzeć łzy – boże jak to do nich pasuje. Naprawdę, ta scena jest tak cholernie piękna, że czytałam ją w kółko kilka razy, zanim przeszłam dalej. I choć opowiadanie skupia się w głównej mierze wokół AkaKuro, to jednak moim ulubionym rozdziałem pozostanie właśnie trzeci. Ponieważ to w nim, uczucia kotłujące się wewnątrz Akasza zostały przedstawione moim zdaniem najlepiej. No i ta ostatnia scena, która wygrała moje serce – samotny dzwonnik na opuszczonej dzwonnicy, której dzwony wygrywają ostatnią w swoim życiu, żałobną pieść – dźwięk pożegnania, końca ostatniego rozdziału i początku epilogu, który niezależnie od tego, czy dobry czy zły, zakończy wszystko. Nieuniknione starcie z przeznaczeniem – właśnie to słyszę w dźwięku dzwonów, które w tamtej chwili dzwoniły w starej wieży.

      Usuń
    5. No, ale przecież przed udaniem się na bitwę nie można zapomnieć o popołudniowej herbatce. Bo jak to tak, stawać do walki z przeznaczeniem o pustym żołądku? Niedorzeczne.
      Tak więc Akashi udaje się na herbatkę, gdzie spotyka Bardzo Szalonego Kise z Kapelusznikiem zwanego. Pojawia się motyw powrotów i spotkań, który w oryginalnej Alicji również był zawarty, choć może nie tak rozlegle (mam na myśli ich ilość), pojawia się motyw nie pamiętania poprzednich wizyt. Pojawia się fetysz herbaciany i pojawia się niekanoniczność Kapelusznika, czyli jego yanderyczne skłonności, które od razu bardzo mi do gustu przypadły, bo przecież wiesz, jak bardzo ja Kise w takiej odsłonie kocham i uważam, że to tak bardzo do niego pasuje. No a Twoje przedstawienie takich odchyłów wyszło moim zdaniem świetnie. Naprawdę zrobiłaś z niego ślicznego psychola (ruchałabym, bez wątpienia spełniłby mnie masochistycznie xd), nie mam mu nic a nic do zarzucenia. Proces popadania w paranoję, zabijanie przyjaciół – serio świetnie to zarysowałaś. Flaczki, nerki i śledziona, 10/10, idziemy dalej.
      Akasz ucieka, bo to w końcu logiczne, kto by nie uciekł? Choć jak dla mnie, to trochę dziwne, że się nie porzygał. W końcu widział na własne oczy (no, przynajmniej te ze snu), jak jeden jego kolega patroszył drugiego. A Oreshi sadystą nie jest, więc na prosty rozum taki widok powinien wywołać w nim odruch wymiotny. Nie chciałaś brudzić mu kamizelki, Yuukiś? Bałaś się, że Tetsu nie pozwoli mu do siebie podejść, jeśli będzie śmierdział wymiocinami? No cóż, miłość podobno wybacza wszystkie niedoskonałości, więc myślę, że Tetsu jakoś by ten drobny i chwilowy defekt przeżył, zwłaszcza że wiedział, że Akasz będzie później pachnął własnymi wnętrznościami.
      No, ale do ucieczki wracając – Akasz uciekł i kogo spotkał? Pana Kota oczywiście. Do tego Kota cytującego twórczość postaci, na której był w połowie wzorowany (jestem pewna, że CLD w tej chwili wpatrywała się w ekran z niedowierzaniem, mocno sparkląc i uśmiechając się do siebie jak kretyn, zastanawiając się, czy te kilka zdań serio było tak dobrych, żeby ktoś chciał je przytaczać we własnym tekście). O oddaniu pana koteła już mówiłam, niemniej wspomnę raz jeszcze, że jest on moją ulubioną postacią z Twojej wersji Alicji, bardziej ulubioną niż Akashi czy Tetsu. Koteł wygrywa po prostu wszystko. Bo jest zajebisty. Koniec, kropka, sprzeciwu nie przyjmuję.
      Akasz rozmawia sobie z kotełem, koteł sprzedaje mu tajne info w zamian za możliwość obserwowania z góry scena AkaKuroAka (bo przecież na pewno jego wielkie ślepia tkwiły wtedy w suficie pałacu, niemożliwe, żeby przepuścił taki spektakl, nawet jeśli widział go już wcześniej wiele, bardzo wiele razy). No i Akasz ruszył na zamek, w którym spotkał… no właśnie. Tożsamość króla taka zagadkowa *no dobra wcale nie, przynajmniej dla mnie, no ale sorry, AkaAka wychwycę z odległości kilometra tak*

      Usuń
    6. Ale zanim do tego wątku przejdę, chciałabym nadmienić, że w tej części opowiadanie już bardzo mocno odeszło od pierwowzoru, ale nie jest to wada, ponieważ zostało w nim zawarte wszystko to, co dla gejowej fabuły musiało. Dlatego pominięcie wielu perypetii oryginalnej Alicji jest jak najbardziej uzasadnione i zrozumiałe. Ok, co musiałam, to powiedziałam, przejdźmy wreszcie do tego natarcia!
      Nigdy nie lubiłam Kier. Uwielbiałam za to Karo. I tak, chodzi mi o samą figurę. W końcu odwrócone, zniekształcone serce to coś co podchodzi pod schizowe, a ja kocham wszystko takie. Tak, wiem, moje tłumaczenie nie ma sensu. Nieważne. Chciałam to powiedzieć ok. W końcu to mój referat. Nikt mi go pod klucz pisać nie każe. Mogę więc robić, na co tylko mam ochotę. W granicach przyzwoitości rzecz jasna.
      Bokushi jako Król Kier, to wybór oczywisty, przynajmniej dla mnie. Oczywistość ta nie jest jednak ujmą, tak po prostu musiało być i już.
      To co mnie najbardziej w postaci Króla ujęło, to to, że zrobiłaś z tego prawdziwe AkaKuroAka. Król chciał się podzielić, chciał żyć w trójkącie. Kochał Tetsu, ale kochał też Oreshiego w pewien dziwny sposób. W końcu obaj byli jednym, częścią jednej całości. Nie mogła panować między nimi szeroko pojęta nienawiść ani miłość (w tym opku, odnoszę się tylko do tego opka). To było coś innego. Coś jeszcze bardziej metafizycznego i trudnego do wytłumaczenia, ale definiującego ten ship. Tak, zdecydowanie go definiowało.
      Tetsu kochał ich obu. Bo przecież nie mógł inaczej. Bokushi i Oreshi to obie strony tej samej monety, nie mógł kochać jednego, a drugiego nienawidzić, bo przecież… miłość jest ślepa i wszystko wybacza prawda? (Aaaaaaa, no i stało się, złapałam fazę i chcę iść pisać Requiem ;;;;;;;;;;;;;;;).
      Akashi nie wahał się ani chwili. Chwycił za katanę z pewnością. W końcu przez całą podróż miał czas na wahania i niepewność. Nawet jeśli Król miał oczywistą przewagę, Oreshi nie mógł już zawrócić. Ponieważ posiadając wrażliwość, którą zatracił Bokushi, nie mógł przystać na jego warunki. Chciał walczyć w imię swojej miłości. Gdyby tego nie zrobił, gdyby po prostu odszedł – uciekł – nigdy by sobie tego nie wybaczył. Tak, jak sam powiedział, nie miało znaczenia, czy ten Tetsu był rzeczywisty czy nie. Ponieważ go kochał, nie mógł zostawić na pastwę losu nawet sennego obrazu.
      To opowiadanie mogło się skończyć na dwa sposoby. Tylko dwie widziałam opcje. Szczęśliwą i smutną. W smutnej Akashi po prostu ginął – wówczas całe opowiadanie stawało się przedstawieniem jednego ze snów Akasza, procesem formowania jednego białego nagrobka pod czerwonymi chmurami. I tej opcji wiedziałam, że nie wybierzesz. Mimo że opowiadanie pisane jest dla mnie, nie wierzyłam, że byłabyś w stanie przemóc swoją awersję do dead endów i napisać takie właśnie zakończenie.

      Usuń
    7. No, a opcja z końcem szczęśliwym była tylko jedna. Oreshi nie mógł pokonać Bokushiego skoro ten znał wszystkie jego ruchu. Gdyby mu się udało, byłoby to zdecydowanie zbyt naciągane i zniszczyłoby magię opowiadania.
      Dobrze myślisz – spodziewałam się takiego końca. Spodziewałam się interwencji Tetsu. Przewidziałam to, ponieważ już trochę Cię znam. Ale nie zepsuło mi to radości czytania. Nie była to wada. Po prostu… Wyłączając opcję dead endu, takie to zakończenie musiało być i tyle, inne nie mogło. Przewidzenie go więc, czy też nieprzewidzenie, nie gra tu żadnej roli. Liczy się Twoje wykonanie i argumentacja. Jak wytłumaczyć czyn Tetsu by nie wydał się naciągany?
      „Nie mogłem patrzeć jak znowu umierasz”. Jak prosto. Jak zwyczajnie. Jak trafnie. Co innego lepiej by to oddało? Jak inaczej oddać miłość i ból?
      Wiesz, Twój Tetsu to postać tragiczna. Cierpiał w imię miłości, żeby uratować tego, kogo kochał, musiał go, paradoksalnie, zabić. Naprawdę tragiczna sytuacja. Ale skrajne sytuacje właśnie do takich czynów potrafią popchnąć. Za pierwszym czy za drugim razem czegoś takiego by nie zrobił, nie potrafiłby. Ale za setnym? Tysięcznym? Jeśli i tak wiedział, że któryś Akashi umrze, to czy nie lepiej było, rozsądniej, zabić tego, którego śmierć mogła zakończyć ten chory ciąg, przez którego oglądania Tetsu tak cierpiał? Oczywiście, że to logiczniejsze rozwiązanie, jednak podjęte zostać mogło jedynie po bardzo wielu deja vu. No i właśnie tak zrobiłaś, tak więc, gratuluję, Yuuki. Argumentacja przyjęta i zaliczona. Zdała Pani.
      Oryginalna Alicja kończy się powrotem do rzeczywistego świata i tak też kończy się Twoja. Razem przechodzą przez te drzwi, za którymi nie czeka ich już kolejny sen. Nie, coś się kończy i coś się zaczyna. Jaźń, która wyrwała się na wolność, wraca na dno duszy, ręce ściskają się po wyrównanym meczu. Bo właśnie tym jestem dla mnie zakończenie Alicji – to ostatni sen. Seirin wygrywa z Rakuzan, Bokushi odchodzi. Uśmiercony w swoim zamku, pokonany na boisku. Tak, Alicja wbrew pozorom nie tylko postaciami odnosi się do kanonu. Trzeba tylko chcieć ją zinterpretować i czytać między wierszami.
      Akashi in Wonderland to naprawdę śliczne opowiadanie. AkaKuroAka posiadające w sobie niezwykłą magię – hybrydę, która powstała przez zaczerpnięcie czaru z oryginału, dodatnie do tego magii gejowej koszykówki i talentu i wyobraźni Yuuki. Tak, AkaKuroAka to zdecydowanie dobre opowiadanie, pokazujące, jak można połączyć ze sobą tak wiele różnych rzeczy, by stworzyć z nich coś przepięknego i niepowtarzalnego. Akashi in Wonderland zostanie w moim sercu na długo, z pewnością będę do niego wracać. Z kolei ja w jego sercu zostanę na zdecydowanie dłużej – wieczność nie ma limitów. W końcu jestem kotem, prawda?

      Dziękuję, Yuuki.

      Z wyrazami szacunku, uznania i zachwytu, CLD.

      Miau~

      Usuń
  2. Ja tu powrócę rozpryskując na ścianach me zachwycenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy tylko zobaczyłam tytuł wiedziałam, że będzie to coś NAPRAWDĘ dobrego. I od pierwszego rozdziału, byłam już tego stuprocentowo pewna.
      Świat, którym otoczyłaś Akashi’ego, świat który sama wykreowałaś i którego sam wygląd pokazuje nam jak wybrakowane w kolory było życie Sie’ego… cóż, zakochałam się w nim.
      Powinnam zacząć od początku – cmentarz… Oh… ten cmentarz. Cudowne miejsce by zacząć całą akcję i nadać jej tego dziwnego mrocznego ubarwienia. Lubię cmentarze. Chodź cmentarz z kolorami na nagrobkach, to jeszcze nic – TE kostki do gry! Natychmiast mi się skojarzyło z Alice Madness Returns (chodź tam uwagę przykuwały raczej klocki domino). Taka subtelna bajkowość wpasowała się tam naprawdę perfekcyjnie. Mam nadzieję, że nie jest dziwnym moje zachwycanie się kreacją pierwszej „lokacji”, ale pewnie wiesz, że jestem osobą o naprawdę silnej wyobraźni jeśli chodzi o opisane miejsca, a twoja dosłowność i przejrzystość opisów jedynie mi ułatwiła wyobrażenie sobie całej sytuacji. Eh… chciałabym tak jasno pisać.
      Ja wiem, że skrzywdzę braciszka, ale plakietkę mojej ulubionej postaci w opowiadaniu „Akashi in Wonderland” dostaje kot. Nie licząc faktu iż jestem kociarą, psiarą i wgl uwielbiam zwierzęta, to zakochałam się w nim z powodu jego mądrości. Przytoczyłabym najpewniej WSZYSTKIE jego wypowiedzi, ale to by zajęło fchuj miejsca.
      „– Gadający kot (…)
      – My, koty, nie komentujemy zachowania ludzi, kiedy naśladują nasze, jak to nazywają, „miauczenie”(…) Nie dziwimy się, kiedy buczycie jak krowy i wyjecie jak wilki. Nie krzywimy się, gdy szczekacie jak psy i rżycie jak konie. Zaś wam tak trudno jest przyjąć, że i my możemy mówić innymi językami?”
      To mnie autentycznie powaliło na łopatki. Nawet przytoczyłam te zajebiste mądrości ludowe mamie (jej reakcja była podobna), bo czytałam to ściągnięte na telefon na postoju w drodze na urlop. W sumie to się nawet nigdy nad tym nie zastanawiałam (może dlatego, że sama tak nie robię?). Ale kot miał niezwykle trafne uwagi, a jego mądrości na pewno zostaną na długo w mojej pamięci.
      A TO mnie natomiast zniszczyło. Rozpierdoliło mnie na kawałeczki, aż się popłakałam:
      „– Kolory kart do gry, gadający kot i mój strój... to pewnie jakaś bardziej groteskowa wersja Krainy Czarów.
      – Hmm… (…) Mnie to bardziej przypomina cmentarz, ale jak wolisz.”
      Nobla dla tej Pani, proszę…
      Podążając dalej chronologicznie, powinnam przejść do Kuroko, prawda? Cóż… Zrobiłaś coś czego naprawdę nie lubię ;n; „Akashi-kun uratuj moje dupsko, bo sam nie mogę, jestem za słaby” A przynajmniej moja anty-Tetsuyowa części tak to odebrała. Byś może błędnie… a raczej na pewno błędnie. Jednak coś w Kuroko mi się kurewsko podobało – włosy. Taaa BIAŁE włosy. Ja mam jakiś fetysz białych kudłów (albinosi, wszędzie albinosi… *^*) Skok w nicość, to oklepany motyw, ale na swojej zajebistości nie traci nic a nic.
      Dalej… Las. Na szczęście tego nie zmieniłaś. Dla mnie osobiście, osoby wychowanej na Alicji w Krainie Czarów, Las był jednym z najważniejszych miejsc w Krainie. Jakoś zawsze mnie rajcował. A trujące/nie-trujące powietrze było naprawdę świetnym motywem. No i nieznajomy. W pierwszej chwili pomyślałam – Nijimura. Jakoś tak mi wpasował, bo starszy, a i prowadził nasz Alicję przez las, jako przewodnik, a w „realnym świecie” jako kapitan drużyny, również ma podobną rolę. Jego mówienie zagadkami, podziałało na mnie tak jak słowa kota. Wręcz magicznie. Również skłoniły do swego rodzaju przemyśleń. Powiem ci, że to niesamowite. Z pozoru zwykłe opowiadanie, parodia bajki czytanej dzieciom, a jednak… przesłanie ma niezwykle dosadne.

      Usuń
    2. Tak jak cała ta sytuacja z matką Akashi’ego. Z Akasza się takie tam kluchy zrobiły… dziwne to było… Ale mnie rozwaliło pytanie, dlaczego postawił pełny talerz na podłodze. Wyobrażam sobie taką sytuację, wchodzisz sobie do domu, a tu twój syn zajada się w najlepsze a przy jego nodze na podłodze leży obiad *wadafak?* Ta końcówka całej tej sceny… Niezwykle mocna. Nakaz wyboru między odzyskaniem straconego dzieciństwa, posiadaniem tej upragnionej rodziny, a oddaniem tego dla tej jednej osoby… W życiu często trzeba podejmować równie trudne decyzje, których można potem bardzo żałować. To smutne i cholernie prawdziwe.
      „– To ty jesteś dzwonnikiem, kochanie.” To niesamowicie oddaje całość naszego życia…
      Rozmowa z kotem, na początku tego rozdziału (trzeciego bodajże), ukazanie marności naszego żywota, naszej bezsensownej pogoni za materialnością i wiedzą, które po śmierci mogą pójść jedynie w piach razem z nami, by zgnić i oddać się autodestrukcji. To smutne, że świat zmusza nas do marnowania naszego jakże krótkiego życia na ten dziki wyścig szczurów do celu jakim jest błahostka pokroju stanowiska, czy fortuny. Właśnie… na co nam się to zda po śmierci, która może nawet nastąpić w każdej chwili.
      Rozdział czwarty skomentuję krótko. KURWA.
      To mi zrobiłeś dobrze… Oj taaak… Kise z objawami psychozy (to już nawet nie są objawy … ;v;).
      „(…) GDZIE JEST MOJA FILIŻANKA?!
      – Na ziemi (…)”
      Łoh bosz… widzę to. Mam tak… Oj często tak mam. To zajebista sytuacja, kiedy sfrustrowana rzucasz butelką przez całe mieszkanie, a po chwili „Gdzie jest, kurwa, moja woda?!”.
      Piąty… zajebisty tytuł xD
      Nie chcę teraz wyjść na wielkiego krytyka, ale nieco się zawiodłam. Po prostu… spodziewałam się tego. Wiem, że to jedyne logiczne wyjście, sensowne rozwiązanie, pasujące do schematu opowiadania-metafory. Walka z samym sobą, oddająca naszą codzienność i istotę zaburzenia jaźni, na którą choruje Akasz (notabene zastanawiam się dlaczego nikt tego w basugeju nie leczył u niego. Przecież całe Teiko wiedziało…) Ale mimo wszystko mi się podobało. Sam wybór koloru przez Alicję… Trefl. Trzylistna koniczyna, teoretycznie nieszczególnie szczęśliwa „karta”… Cholernie ciekawe.
      Sama walka, niezwykle mnie uwiodła, a fakt, że Król znał każdy ruch Akashi’ego. Tylko… jej rozstrzygnięcie *głośno wyje* Kuroko ty ciemna maso! Nie mogłeś tego zrobić kilkanaście razy temu?! Ej naprawdę… nieco nielogiczne…
      Ale podsumowując. Samo opowiadanie, mimo obecności Kuroko, mimo bycia ff, było… Niesamowite. Bliskie mi jeszcze bardziej, bo ostatnio odgrzebałam z czeluści telefonu rozpoczęty pierwszy rozdział Akashi Madness Returns, które niegdyś pisałam (tak, jestem zjebana na punkcie tej gry). Liczę, że jeszcze kiedyś dane mi będzie przeczytać coś podobnego na Twoim blogu.
      Gratulacje. Naprawdę rzadko dane jest mi czytać tak głębokie i skłaniające do rozmyślań shoty/opowiadania.
      Weny. Dużo weny i chęci do pisania dalej.

      Ps. Ja wiem że komentarz chujowy. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę ;n; Nie umiem w komy ;n;
      Pps… Komentarz długości shita… wow…

      Usuń
    3. Wiesz, droga Eio, powiem Ci tak po cichutku, że "Akashi in Wonderland" powstało kiedy skończyłam trzeci chapter "Alice: Madness Returns" xD Oczywiście, całe opowiadanie z grą nie ma nic wspólnego, po prostu spodobał mi się motyw mrocznej Krainy Czarów.
      Cieszę się ogromnie, że opko wywarło na Tobie tak wielkie wrażenie, zwłaszcza mądrości kota : D I że nawet mamie go zacytowałaś... O_O O rajuśku, chyba pójdę na psychologię, nauczę się jeszcze więcej xD
      A Kise yandere to specjalnie z dedykacją dla pedała, bo lubi go w tej wersji xD
      Pomijając już te drobne elementy, które Ci się nie spodobały, ponieważ to kwestia gustu już, to ogromnie się cieszę, że ogólnie rzecz biorąc opowiadanie się podobało :3 Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek uda mi się napisać coś równie mocnego i znaczącego, ale wiadomo, że będę się starać XD
      Dziękuję bardzo za komentarz i rozległą opinię : D
      Pozdrawiam cieplutko ^^

      Usuń
  3. *doda komentarz jak tylko podejmie decyzję swojego życia*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra! Czas uzupełniać zaległości! Z góry powiem, że ten rozdział komentuje jutro, (to znaczy dzisiaj xd.) ponieważ mój umysł musi trochę ostygnąć ._. .

      Teraz rozdział trzeci.
      Kolejne przecudowne miejsce. Wiem, ze brzmi to trochę banalnie ale nie mam pojęcia jak zabrać się za tą część komentarza. To jak różne miejsca przedstawiasz, jak każde wydaje się coś znaczyć, każdy szczegół, jest genialne. Najpierw to wzgórze, później las Nae, później ta dzwonnica. Kiedy zrobiła się nagle pusta - to był obraz który najbardziej poruszył moje serce. Nawet matka Akasha, która była jak anioł zlatujący z nieba na czerwonych skrzydłach, nie potrafiła się równać z wrażeniem jakie wywołał na mnie ten ostatni akapit. Nie wiem dlaczego, ale ta pusta wieża pod koniec, podbiła moje serce.

      ("Przyszłość, którą wybrano za mnie." To, można uznać, za spojler do mojego konkursowego opka. ._.
      "[..]czułem się, jakby to była prawdziwa rzeczywistość." Nie chce nic mówić, ale wygląda to normalnie jak cytat z SAO. XD)

      Cały rozdział był w sumie dość długi, ale uważam, że nie powinno być to krócej napisane. Te wszystkie opisywane błahe, rodzinne rozmowy, uśmiech i czułe gesty były stanowczo potrzebne nawet jeśli miałabyś opisywać każde poruszenie brwią.
      Zakończenie też bardzo przykuło moją uwagę. Wyjątkowo dobrze wyszło bod względem zakończenia akcji. Postawiłaś cel, jaki Akashi ma zamiar spełnić, a jednak tak pięknie wyciszyłaś końcówkę, że mogłabym od razu się położyć spać i śnić o Akashu ❤.
      (A powinnam bo jest trochę późno, 2:25, a jeszcze mam do przeczytania i skomentowania dwa rozdziały. ;_; Ale muszę cierpieć za moje zaległości!!)

      Usuń
    2. Ee, przeczytałam rozdział czwarty i mnie totalnie zatkało.
      Oh.my.fucking.godness.
      co to było..? Co to było?! Powiedz mi proszę.. CO TO BYŁO?!
      Po czwartym rozdziale mam taki mindfuck, że dzisiaj chyba nie zasne. (Nie no, przeczytam całe AIW, więc chyba jednak jakoś dam rade xd.)
      Ale obłąkany Kise! KISE! Na początku w ogóle nie widziałam go w tej roli, ale nie wiadomo dlaczego (to naprawdę dziwne) im więcej opowiadał o tym, jak zabijał innych tym bardziej mi ta postać do niego pasowała. (?)
      Te jego powody, że ktoś nie dba o Kuroko były genialne. Świetnie wykreowałaś tego psychopatę! To, że miał jakieś W MIARĘ zrozumiałe powody dla mordu czyniło go jeszcze lepszym. A dodając jeszcze fakt, że dzięki temu wyjaśniłaś wiele spraw, uszlachetnia go jeszcze bardziej. BRAWA! (czuje się taka niezdolna ._.)

      (Yuuki, ja wiem, że Królem będzie Akashi. XD To znaczy wersja Oreshi. Nie wiem, czy mam nadzieję, że się nie mylę, ale mam takie przeczucie..)

      Jedna rzecz. Jedna sprawa która rozkroiła moje serce na cztery części.
      NAGROBKI!!!
      Czy może być coś wspanialszego, niż wzmianka o wielokrotnej śmierci? Niż zobrazowanie tego miejscem które jest wręcz porośnięte grobami jednej osoby? Czy może istnieć coś cudowniejszego, niż uświadomienie nam tego w postaci tak samo odległego wspomnienia, jakie również przypominała sobie w tym momencie postać?
      NIE ! NIE MOŻE BYĆ ! W TYM OPOWIADANIU CHYBA NIE MOŻE BYĆ! BO TO JEST.. ghfghfghfhghfgfhghfgfhgfhfghfgfghfgfhfgh!!

      Nie mam więcej słów! Nic więcej nie napisze do rozdziału czwartego, dlatego, że TO po prostu poćwiartowało mój mózg.
      Bay.

      Usuń
    3. No a teraz odbiegając troszeczkę od tego fantastycznego świata, został mi jeszcze 10 rozdział "Cierni" ❤
      Ogółem, to przeczytałam to opko jakieś dwa dni temu, ale go nie skomentowałam. Czemu? Też bym chciała wiedzieć..
      DEMO..!

      Przedstawienie obrazu w jaki sposób Akasz postrzega Tetsu, było tutaj bardzo potrzebne i właśnie miałam nadzieję, że wyjaśnisz to jak najszybciej. Lecz to, że zostawiłaś takie jakby ostatnie puste linijki, było najlepsze. Napisałaś tylko częściowo co Akashi "czuje" do Kurosia, ale zostawiłaś też dużo niewiadomych, dużo pytań (ten pokój.. chce więcej! *-*), które dają do myślenia. Bardzo sprytnie i dobrze rozegrane, moim zdaniem. *kłania się głową*

      Część gdzie Akashi siedzi na podłodze była moim zdaniem najcudowniejsza częścią całego opka! Było to tak realistyczne, ZROBIŁAŚ z Akasha tak realistyczną postać, że aż ciężko uwierzyć! (czy to czyni ją nierealistyczną?) Ma swoją wychowaną, szlachetną stronę - potrafi siedzieć spokojnie w kawiarni, ale potrafi też wyrywać organy, potrafi kochać i ulegać temu uczuciu i potrafi też okazywać swoją prostą, ludzką stronę - siedzieć na dywanie i pijąc alkohol.
      I właśnie TEN MOMENT, gdzie Akashi SIEDZI NA DYWANIE, zapełnia do końca ten dzbanek wszystkich jego twarzy, tworząc kwintesencje postaci!
      BRAWA!

      Cieszę się, że Kuroś też rusza trochę ze swoim życiem (nie skomentuje Kise w wannie) i może wydostanie się z tego bagna. Jestem strasznie ciekawa do czego dążysz posyłając go na te kursy, bo wiem, że to nie skończy się tylko na parzeniu kawy. (A przynajmniej mam taką nadzieję.)

      (Jak ja tylko słyszę, że Kuroko "pragnie prawdziwego mężczyzny przy boku" to normalnie mam ochotę w coś uderzyć ;_;)
      Tak jak już powiedziała CLD, akapit wyjaśniający tytuł był genialny, wręcz perfekcyjny. No po prostu nie mam słów. Tak pięknie wszystko obrabia i obrazuje, że aż weny dostaje (ale i tak jestem leniwa i nie pisze ;_;)!

      Tak jak powiedziałam na początku, piąty rozdział AIW zrobię jut.. dzisiaj jak się obudzę. XD
      To za dużo na raz w tym jednym rozdziale, jak na takie delikatne serduszko jak moje. ;_;

      Flan(wreszcie spełniona).ono.

      Usuń
    4. Droga Flan!
      Dziękuję Ci bardzo za tak rozległy komentarz : D Niezmiernie się cieszę, że tyle rzeczy podobało Ci się w "Akashi in Wonderland", i że, mimo wszystko, tak pozytywnie odbierasz to opowiadanie :3 (choć żadnego SAO się tam nie doszukuj - NIGDZIE się nie doszukuj - bo nie cierpię SAO).
      Co do Kise yandere - to CLD mnie do niego przekonała xD Normalnie nie wpadłabym na pomysł zrobienia z niego psychopaty, ale ona mnie uświadomiła, że w gruncie rzeczy Ryouta całkiem całkiem na takiego pasuje.
      Jeśli chodzi o "Ciernie", to nie spodziewałam się, że siedzący na podłodze Akashi wywrze na Tobie takie wrażenie D: Choć jak tak wyjaśniłaś, dlaczego, to pomyślałam sobie "rzeczywiście, to ma sens". Przypadkowo i nieświadomie opisałam jedną z jego twarzy xD
      A że Tetsu pragnie prawdziwego mężczyzny przy boku, to całkiem konieczne xD W końcu biedak sam musi radzić sobie z problemami, nie ma żadnego wsparcia i kogoś, komu mógłby się wyżalić - a do tego do tej pory był zmuszany do seksu z grubasem Gentą ;_;
      Raz jeszcze dziękuję Ci za komentarz, ale moim zdaniem nie powinnaś siedzieć do tak późna! Niedługo szkoła, szykuj się : D
      Pozdrowionka! ^^

      Usuń
  4. *...* to ten... chyba, chyba... albo może jednak na pewno?... Czuję się jakbym umarła i została wskrzeszona... to opowiadanie jest takie cudowne, że no po prostu nie wiem co pisać...
    Tak sobie leże i płakam i stwierdzam, że pomimo szarej, smutnej rzeczywistości każdy na pewno ma taką osobę dzięki której nie jest tak źle :)
    Dobra idę, bo mi się zbiera na filozoficzne przemyślenia... chyba czas zmienić coś w swoim życiu :)
    Pozdrowionka, ciepłe tulaski i weny ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało, Psycho! *-* Dziękuję zarówno za ten komentarz, jak i pozostałe, które zostawiłaś mi pod innymi opowiadaniami (jednak brak mi czasu, żeby na nie odpisać ;_; Ale wszystkie przeczytałam! ^^).
      Również pozdrawiam cieplusio, bo się jesień zbliża ♥

      Usuń
  5. Dlaczego, dlaczego tak szybko to przeczytałam ;_;
    Opisać wszystko, co mi się zebrało ze wszystkich rozdziałów, taaak?

    Kagami mógł być tym kotem. Bo czarno-czerwony xD *logika na poziomie*
    Człowiek z rozdziału drugiego, który był (chyba) odpowiednikiem Gąsiennicy. Najpierw myślałam, że Midorima (bo zielono-pomarańczowa yukata), potem mnie naszło, że może jednak Takao? W końcu się wkurzyłam i stwierdziłam, że skoro Kraina Czarów, skoro Kise mógł zaciukać Aomine, to równie dobrze człowiekiem w yukacie mógłby być Mitobe. Nawdychał się tyle pyłków z Lasu Nae, może struny głosowe zaczęły mu normalnie pracować?

    Akashi rozmawiający ze swoją matką, takie awww <3

    Scena walki w tym rozdziale. Boże, tyle emocji nie czułam oglądając normalną Alicję ;_; to było takie "Akashi, ej! No zrób coś! Co z tego, że Król zna twoje ruchy! No ej!" xD a potem atak ze strony Kuroko. Bawienie się uczuciami czytelników powinno być zabronione!

    Jak napisałaś, że przecież to Akashi jest Alicją, zobaczyłam go w tej niebieskiej sukience, lakierkach i fartuszku. WYOBRAŹNIO, BŁAGAM!

    Niecierpliwie czekam na zapowiedziany post z ciekawostkami a propos AIW :3 Aż mam ochotę jakiegoś arta rąbnąć (ale nie obiecuję, że się uda xD)

    Yuuki, niech Ci wena sprzyja na pisanie jeszcze innych takich zajebistości~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... No, jeśli chodzi o kolory, to rzeczywiście Kagamiś mógłby być tym kotem, ale... ekhem... za głupiutki jest na to ♥♥♥♥ (oczywiście, ja jako jego żona, kocham to w nim xD).
      Cieszę się, że "Akashi in Wonderland" tak Ci się podobał! : D Mam nadzieję, że jego następca (nad którym pracuję xD) również przypadnie Ci do gustu :3
      A co do arta - trzymam kciuki! *-* Będzie mi niezmiernie miło, jeśli coś skrobniesz ♥
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam cieplusio ^^

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że uda mi się w wrócić

    OdpowiedzUsuń
  7. Z samych czeluści internetu, najgłębszych głębi sieci...
    Swój powrót ogłasza... Yue!
    Lepiej późno niż wcale XD
    Ale wróćmy do tego co mam do powiedzenia, a raczej napisania...
    Gdy przeczytałam zapowiedź tego opowiadania, byłam zaintrygowana. Głowiłam się i wysnuwałam domysły, co też może z tego wyjść. Ale to co zrobiłaś... Przeszło moje najśmielsze oczekiwania!
    Zacznę od tego, że postanowiłam jak na razie nie czytać tego opowiadania i wziąć się za nie, gdy dobiegnie ono końca. Postanowiłam tak ze względu na to, ze jestem niecierpliwą osobą i gdybym przeczytała od razu pierwszy rozdział, to zwyczajnie nie potrafiłabym wytrzymać do kolejnego, a tak mogłam za jednym razem przeczytać wszystkie, co bardzo, ale to bardzo się opłacało.
    Alicja w Krainie Czarów, to była moja ukochana bajka z dzieciństwa. Nie tylko film, ale i książka. Najbardziej uwielbiałam Kota z Cheshire i Królową Kier. Właściwie nie wiem czemu polubiłam Królową. Możliwe, ze to za jej charakter i ten tekst: "Ściąć mu głowę!". Zaś Kota uwielbiałam za jego sama postać i to jaki był. Pojawiał się znikąd i znikał kiedy chciał. Najbardziej przypadła mi do gustu, jego wersja filmowa, niż bajkowa.
    Ale wracając do twojego opowiadania.
    Od pierwszego rozdziału wyznaczyłaś dosyć wysoką poprzeczkę odnośnie klimatu opowiadania, rozwoju zdarzeń, czy nawet samych postaci. Sceneria w pierwszym rozdziale była niezwykle opisana. Te wyróżniające się kostki, ten motyw cmentarza i nagrobków z oznaczeniami kolorów w kartach niezwykle mnie zafascynował. Byłam ciekawa o co w tym chodzi ? Kim są ci, którzy tam zostali pochowani ? Czemu zostali tam pochowani, co się z nimi stało ?
    Gdy tylko przeczytałam gdzie znalazł się Akashi, to od razu przez myśl mi przeszło "Jakże to groteskowy świat Alicji w Krainie Czarów". Sam Akashi i jego przemyślenia wobec tego świata, były niezwykle świetnie opisane. Czytając pierwszy rozdział, zastanawiało mnie jedno. Kto będzie kim ? Czy z reszty głównych bohaterów Kuroko no Basket uczynisz pozostałych bohaterów Alicji w Krainie Czarów, tak jak to uczyniłaś z Akashim, który został Alicją, czy jednak nie. Jeśli tak, to kim będą ? Midorima jako Gasienica ? Aomine jako Marcowy Zając ? Kise jako Szalony Kapelusznik ? Kuroko jako Kot z Cheshire ? Kto w takim razie będzie Królową Kier ? Zaskoczył mnie, ale także zaintrygował, twój Kot. Był znacznie inny od tego, którego ja znałam, ale jakże mądry i zabawny jednocześnie. Jego filozoficzne podejście bardzo mnie urzekło. Do tego stopnia, że sama zaczęłam się zastanawiać nad naszym życiem.
    Postać Kuroko jako Białego Królika, zaskoczyła mnie. Wzbudził we mnie to uczucie współczucia i chęć dowiedzenia się co mu się stało, odkrycia, kto stoi za jego tak poważnym stanem. W mojej głowie pojawiły się kolejne pytania. W czym Akashi musi mu pomóc ? Co tak naprawdę dzieje się w tym świecie ? Po pierwszym rozdziale, w mojej głowie narodziła się masa pytań, na które chciałam jak najszybciej otrzymać odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi rozdział pochłonęłam równie bardzo szybko co pierwszy. Las Nae urzekł mnie jeszcze bardziej. Ten las, tak bardzo podobny do lasu z Alicji w Krainie Czarów, posiadał w sobie nienazwaną magię, która oczarowała mnie na tyle, ze w wyobraźni widziałam ten obraz lasu. Te piękne rośliny w we wszystkich kolorach i wzorach, grzyby jakie tylko można sobie wyobrazić, ta woń trująca/nie-trująca... To wszystko było niezwykle magiczne i piękne. Kolejna postać, która się pojawiła, tak samo jak Kot, zaintrygowała mnie niezwykle. Zamaskowany, tajemniczy nieznajomy, który uratował i pomógł Akashiemu. Jego styl wypowiedzi, filozoficzne podejście, metaforyczne odpowiedzi, aż zastanawiałam się kim jest. Czy to może Nijimura ? Tak jakoś pasował mi do tej postaci, ale zaraz odrzuciłam ten pomysł. Nie wiem czemu, ale skojarzył mi się z Mistrzem Yodą. (Tak, jestem fanką Gwiezdnych Wojen.) Jakoś tak widziałam w twojej postaci Mistrza Yodę.
      Ucieszyłam sie, gdy w trzecim rozdziale znów pojawił się Kot. Jego podejście, to jak nakłaniał Akashiego, w moim mniemaniu, do przemyśleń nad swoim życiem, to jak samą mnie nakłonił do rozmyślań nad swoim życiem. To właśnie ten rozdział najbardziej zapadł mi w pamięć. Nie tylko ze względu na prawdę co tak naprawdę kieruje ludźmi, kim się stajemy, czemu robimy tak, a nie inaczej, ale też ze względów późniejszych. Dzwonnica i jej opis wnętrza. oczami wyobraźni widziałam całe to pomieszczenie. Byłam ciekawa kogo tam zastanie Akashi, a przede wszystkim kim jest ten wcześniej wspomniany, Dzwonnik. Oczywiście przewidziałam, ze to właśnie w tym miejscu, Akashi zmieni swój rozmiar. Było w to w tym momencie, kiedy przeczytałam o tym, że stół był zastawiony potrawami. Ale największym zaskoczeniem w całym tym opowiadaniu okazał się moment, kiedy pojawiły się te postacie mieszkające w Dzwonnicy. Nie mogłam wyjść z podziwu, jakże świetnym pomysłem się wykazałaś, by mieszkańcami Dzwonnicy zrobić rodzinę Akashiego. Ukazanie tego motywu szczęśliwej rodziny bardzo przypadł mi do gustu. Ojciec Akashiego, tak inny od tego w rzeczywistości, matka Akashiego, tak bardzo kochająca syna i próbująca odwlec go od jego wyboru, brat Akashiego, niezwykle uroczy dzieciak, ta rodzinna atmosfera, to ciepło rodzinne, z którym mógłby nie rozstawać się Akashi... To wniosło niezwykle przyjemny i pozytywny moment w całym opowiadaniu. Na zakończenie rozdziału, rozmowa Akashiego z jego matką i jego wybór swojej drogi, którą będzie podążał. Ta rozmowa wniosła niezwykle dużo pytań. O co chodziło jego matce, ze za każdym razem próbuje odwlec go od jego wyboru ? Czemu ? Co będzie dalej ? Jaki jest jego los ? Te uczucia Akashiego względem Kuroko, jego chęć niesienia mu pomocy, jego jakże wielka miłość do błękitno włosego, a raczej teraz biało włosego (Nie pamiętam czy wspominałam, ale Kuroko z białymi włosami bardzo mi przypadł do gustu, podobało mi sie to jakim go zrobiłaś.), a na koniec jego ostateczny wybór, po którym już nie ma odwrotu. Ten moment był jak dla mnie niezwykle trudny i smutny, bo między utraconym ciepłem rodzinnym, utraconą matką, utraconym życiem w tak szczęśliwej rodzinie, a chęcią niesienia pomocy osobie, którą się kocha, wybrać jest naprawdę trudno. Pogarsza to wszystko fakt, że nie można się już wycofać. Jeśli się zrobi ten jeden krok w stronę jednej z tych dwóch dróg, nie można się już wycofać i zmienić swojego wyboru. Tak jak w normalnym życiu. Wybieramy jedną z wielu dróg i musimy nią podążać, bez cienia szansy na zmianę swojej ścieżki. Równym zaskoczeniem był też fakt, że to Akashi jest Dzwonnikiem. Podejrzewałam o to raczej jego ojca, niż samego Akashiego.

      Usuń
    2. Czwarty rozdział przyniósł za to wiele odpowiedzi. Wyjaśniło się istnienie czterech nagrobków na cmentarzu, dlaczego matka Akashiego mówiła o tym, że zawsze odwlekała go od jego wyboru... Motyw powtarzającej się śmierci Akashiego i jego nieuniknionych porażek w walce z Królem Kier.. To było coś! Kise jako Szalony Kapelusznik, Aomine jako Marcowy Zając... Przewidziałam na początku tylko role tych bohaterów. Postać Kise była tu niezwykle jak dla mnie tragiczna. Tak bardzo kochający Kuroko i wściekły po tym co się z nim dzieje, że tylko Akashi może go ocalić, a jednak na nic zdają się jego próby uratowania jego ukochanego, że popadł w stan obłędu i szaleństwa, stał się wręcz psychopatą, zdolnym do zabicia swoich kumpli z drużyny, ludzi, którzy są dla niego bardzo ważni, przyjaciół... Aż termin Szalony Kapelusznik nabiera dosłownego znaczenia w jego przypadku. Heroiczna postawa Aomine też nie uszła mojej uwadze. Zdolny do poświęcenia swojego życia, by Akashi mógł uciec i ruszyć dalej swoją drogą, która miała na celu uratowanie Kuroko.
      Piaty i ostatni rozdział całkowicie przeskoczył poprzeczkę, która ustawiłaś sobie na początku, i której się trzymałaś do samego wręcz końca. Tutaj też ostatni raz pojawia się mój ukochany Kot. Wprowadza tym samy też kilka nowych pytań, na które też znalazłam odpowiedź w dalszej części. Jedynym, głównym pytaniem, które najbardziej mnie intrygowało, było: "Kto jest Królem Kier ?". Na samym początku opowiadania, myślałam o tym, że to może ojciec Akashiego, ale to okazało się błędne, po tym jak pojawił się w Dzwonnicy. Druga koncepcją, był Nijimura. jednakże, gdy już pojawił się Król Kier, byłam całkowicie zaskoczona. Jak mogłam nie pomyśleć o tym, ze to może być Akashi w swojej drugiej osobowości...? Zaskoczyłaś mnie tym całkowicie. Dalsza część opowiadania była już przysłowiową wisienką na torcie. Rozmowa, która odpowiedziała już całkowicie na moje pytania i domysły, walka Akashiego z samym sobą i to, że nieunikniona jest jego przegrana, Kuroko, który mimo tego, ze Akashi go rani, zadaje ból i cierpienie, nie opuści go, bo mimo wszystko go kocha... Tak, ta wielka miłość Kuroko urzekła mnie do tego stopnia, że aż mi się łza w oku pojawiła. Tak wielka i piękna miłość, a jednocześnie tak bolesna i tragiczna... Trefl, najsłabszy kolor w kartach, a jednak może jakoś przyniesie szczęście Akashiemu i uda mu się tym razem wygrać. Podczas walki Akashiego ze swoim drugim "Ja", przeczuwałam, że przegra i coś się stanie co go uratuje, ale nie byłam pewna co. Czytając i zbliżając się końca myślałam o jednym: "No dalej, niech ktoś coś zrobi, bo Akashi nie może przegrać walki z Królem Kier!". Mimo wszystko, gdzieś tam głęboko w sobie, miałam nadzieję, że tym kimś będzie Kuroko, że zdobędzie się na odwagę i uratuje Akashiego. I stało się. Kuroko wreszcie przemógł się i przerwał to błędne koło, z którego Akashi nie mógł się wydostać. Zakończył ta powtarzającą się w kółko historię, zabijając Króla Kier. W moim mniemaniu, było to dobrym odzwierciedleniem tego, co stało się podczas trzeciego sezonu, w meczu Rakuzan vs. Seirin. Bo to dzięki Kuroko, Akashi mógł wreszcie stać się dawnym sobą. To dzięki Kuroko, nastąpił ten przełom w Akashim, który pozwolił mu na zobaczenie, że nie jest idealny, nie jest Bogiem, bo żaden człowiek nim nie był, nie jest i nie będzie. Nikt nie jest idealny i bez skazy. Dzięki odwadze i determinacji Kuroko, Akashi mógł wygrać z Królem Kier, zdobyć klucz i odnaleźć drzwi. Wreszcie mógł znaleźć wyjście z tego świata.

      Usuń
    3. Twoje dzieło, pozwolisz, że tak je nazwę, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jest najlepszym opowiadaniem, jakie do tej pory czytałam i na długo zapadnie w mojej pamięci. Od początku ustawiłaś wysoki poziom i trzymałaś się go do samego końca, do ostatniego zdania. Samą akcje poprowadziłaś tak, że trzymała w napięciu do samego końca, po prostu chciało się czytać dalej i dalej i dalej... Postać Akashiego, tak pięknie wykreowana, tak realistycznie, tak pełna sprzeczności i wyniosłości, jednocześnie tak tragiczna, bo pozbawiony własnych marzeń i własnego zdania, na rzecz pragnienia stania się godnym swojego nazwiska, godnym następcą ojca, by ojciec widział, że ma idealnego syna. Kraina Czarów, w której się znalazł, to odzwierciedlenie jego utraconych marzeń i własnego zdania. Każda postać jaka się tu pojawiła, była niezwykle dopracowana do samego końca. Wszystko zostało zapięte do ostatniego guzika. Cała historia ma charakter psychologiczny, tragiczny z nuta humoru i groteski. Styl pisania, też był świetnie dobrany, czytało się miło, fajnie i nie było problemu ze zrozumieniem tekstu. Widać, że poświeciłaś temu dziełu naprawdę wiele. Niczego nie pominęłaś, tak jak zaczęłaś, tak utrzymałaś wszystko do samego końca, nie pakowałaś się w niepotrzebne wątki, rozwinęłaś akcję na tyle ile było potrzeba i zawarłaś wszystko tak jak należy. Należą ci się niskie pokłony, burza oklasków i wielki szacunek za twoją ciężką pracę. Rzadko można znaleźć tak dobre opowiadanie, które sprawia, że samemu zaczynasz się zastanawiać nad życiem, ze pozwala zobaczyć jak jest naprawdę, ukazuje egzystencję ludzkości i to co jest nieuniknione. Tym opowiadaniem wprowadziłaś mnie w niemały zachwyt i sprawiłaś, ze stałaś się moją uwielbiana ponad wszystko autorką opowiadań. Szczerze powiedziawszy, to momentami miałam wrażenia, jakby to ja była na miejscu Akashiego i to ja była w tej Krainie Czarów, i to ja przeżywała to co on. Jesteś naprawdę wielka i genialna, tworzysz takie dzieła, ze człowiek sam zaczyna i cię podziwiać. Według mnie, to pisana jest ci przyszłość znanego pisarza, autora genialnych opowiadań. Gdybyś wydała kiedyś jakąś książkę, to z pewnością, byłabym twoją wielką fanką, wróć! Tak właściwie, to ja już jestem twoją wielka fanką. :) Podziwiam cię, bo rzadko mogę spotkać osobę, która pisze tak świetnie, ze aż po prostu jestem zachwycona twymi opowiadaniami.
      To chyba tyle, co mam do powiedzenia. Trochę się zbytnio rozpisałam, ale co tam! Było warto! XD
      Pozdrawiam i przesyłam ci telepatycznie mnóstwo weny, zdrowia i czasu. :)
      Do zobaczenia,
      Twoja, jakże wielka fanka, Yue Hoshi-Negai.

      Usuń
    4. Mój, jakże kochany laptop, musiał mi na początku odwali i wysłać dwa razy to samo i musiałam usuwać te komentarze... Tak bardzo jestem zadowolona ze swojego złomu, że naprawdę... Ale wreszcie się udało i wysłałam ten, jakże długi, długi, długi i długi komentarz. Wspominałam, ze jest długi ? XD Hahahaha XD W końcu się zmobilizowałam, postawiłam sobie za cel skomentowanie twojego opowiadania i zrobiłam to! XD Jestem zadowolona ze swojego komentarza i mam nadzieję, ze nie zniechęcił cię on do przeczytania go :) No to Sayonara i do następnego! :)

      Usuń
    5. Witam, witam i o zdrowie pytam : D
      Rzeczywiście, od bardzo dawna Cię nie widziałam u mnie ^^ Cieszę się, że powróciłaś : D I to w TAKIM wydaniu *-* !
      Szczerze powiedziawszy, od samego początku do samego końca Twojego komentarza, cały ten tekst czytałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Jak na razie jesteś jedyną osobą, która przedstawiła mi własne zdanie odnośnie własnej interpretacji, do której "zmusiło" Cię opowiadanie. Naprawdę, bardzo się cieszę, że opisałaś mi wszystkie swoje spostrzeżenia i uwagi, że napisałaś dokładnie i szczegółowo, co cię nurtowało podczas czytania i jakie pytania zadawałaś samej sobie!
      Ale najlepsze z tego wszystkiego jest to... że jako JEDYNA odkryłaś prawdziwą "duszę" tego opowiadania! :D Naprawdę, byłam ogromnie zaskoczona, aż mi szczęka opadła, kiedy przeczytałam, że Twoim zdaniem "Akashi in Wonderland" odzwierciedla mecz Rakuzan vs. Seirin w trzecim sezonie - zgadza się! Dokładnie o to mi chodziło w ostatnim rozdziale : D A skoro już znalazła się osóbka, która odgadła ten motyw, to mogę udostępnić kilka drobnych informacji na temat opowiadania, które przygotowałam dla ewentualnych ciekawskich : D
      Jest mi również ogromnie miło, że nazywasz moją pracę "dziełem", i że tak sobie cenisz moją twórczość! To naprawdę bardzo mnie motywuje, nawet jeśli chwilowo nie mam weny... Wiedząc, że mam tak wierne czytelniczki i fanki, ze spokojem ducha mogę zacząć powoli pracować nad jakąś książką :)
      Bardzo dziękuję za ten wspaniały, obfity komentarz, jestem ogromnie szczęśliwa, że mnie takim zaszczyciłaś! : D
      Witaj z powrotem ^^
      (i nie pisz mi "sayonara" bo to przecież znaczy "żegnaj" ;_; A, mam nadzieję, nie chcesz się ze mną żegnać tak na stałe xD)
      Pozdrawiam cieplutko! ^^

      Usuń
  8. Twoja odpowiedz wywołała u mnie taką euforię, że przez dobre paręnaście minut szczerzyłam sie do laptopa, dusiłam ze szczęścia poduszkę (biedactwo przeżyło na szczęście próbę uduszenia... XD), miałam taki zaciesz, że musiałam nawet piszczeć ze szczęścia. XD
    Jest mi niezmiernie miło, że wywarłam na tobie takie wrażenie. Na prawdę czytając to, to w myślach mi sie pojawiła myśl, ze to totalnie odzwierciedla ten mecz. I na pewno będę zachwycona, gdy dodasz jeszcze pewne ciekawostki, bo jestem strasznie ciekawa co też możesz tam wyjawić... XD
    Postaram się, jeśli mi się uda i oczywiście ze chce, bo jestem strasznym leniem XD, to częściej pisać takie komentarze z własną interpretacją XD
    I nie, nie żegnam się z tobą na stałe. Z całą pewnością będę tu zaglądać i nawet jeśli nie będzie komentarza, to to nie znaczy, że mnie tu nie było.
    To do zobaczenia, a raczej napisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz, że się na tym popłakałam? Było takie wzruszające :). Cieszę się, że był jednak happy end. Weszło ci przecudnie. To pierwsze (od ciebie) dłuższe opowiadanie, które czytam i już za chwilę czytam kolejne :D. Nie sądziłam, że aż tak się wciągne. Myślałam, że będzie nudne i nieciekawe. Nie jestem fanką alicji w krainie czarów. To jednak mnie zdobyło. Było po prostu ... niewiem jak wyrazić to, jak mi się podobało. Ni to teraz idę dalej czytać twoje dzieła :D
    Powodzenia na przyszłość, więcej takich opowiadań i pomysłów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień doberek, witam na blogu :D Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało! ^^ Powiem Ci szczerze, że ja sama nie przepadam za Alicją :D Nigdy jej do końca nie obejrzałam (chyba, że tę kinówkę z Johnym Deepem), a za książkę to się nawet nie brałam :D Ale chciałam napisać, bo mnie nagle naszło xD
      Bardzo dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że znajdziesz tu coś jeszcze dla siebie :D
      Pozdrawiam cieplutko ^^

      Usuń
  10. A więc, zacznę od błędów, bo tego opowiadania nie skomentowałam (chociaż przeczytałam je już dawno). Dalsze błędy będą jako odpowiedź na koma, bo nie chcą mi się ładnie skopiować >,<:
    Chapter One- "Zacisnąłem mocno usta, pierwszy raz w życiu musząc powstrzymać się od przeklęcia."
    Nie jestem pewna, czy to błąd, w każdym razie lepiej brzmiało by "przekleństwa" ...

    ~Rin Akashi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...Chapter Three- "Zacząłem nagle rosnąć, moje oczy widziały coraz to wyższe punkty, aż w końcu byłem wyższy od stołu i mogłem dokładnie przyjrzeć się wyłożonym na nim potrawą."
      Potrawom, to na pewno, i chyba jeszcze 'położonymi' ale tego już nie jestem pewna :)...

      ~R.A.

      Usuń
    2. ...Chapter Four- "[...] z brudnymi oknami i krzywym kominem, wznosiła się wśród wysokiej, spalonej słońce trawy."
      Zajdłaś literkę. SłońceM...

      ~R.A.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. ...Tego wyżej nie było xd
      Dalej 4- "– Gdybym tylko mój – szepnął Kise, wpatrując się w blat stołu z dziwną melancholią."
      Gdybym tylko mógł, bo JEGO Kurokocchi już jest jego :p
      W piątym chyba już nic nie było, a przynajmniej tego nie widziałam. Całość strasznie mi się spodobała, nie dość, że AkaKuro to jeszcze klimat Alicji i mordor <3 Yuuki-senpai, skrycie cię kocham :')
      Weny i słodyczy które pewnie sprzedasz i kupisz jakąś mange xd

      ~Rin Akashi

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń