Chapter Four



    Droga do chaty Szalonego Kapelusznika zajęła mi mniej czasu, niż sądziłem. Wyglądało na to, że tylko w lesie Nae czas płynął tak prędko, a może było to spowodowane tym, iż wówczas byłem maleńki. Teraz, kiedy stałem się olbrzymem – lub jednak przybrałem naturalny wzrost – czas upływał wolniej. Dojście na miejsce nie zajęło mi kilkudziesięciu dni, jak zapowiadał mieszkaniec lasu. Dzwonnicę opuściłem późną nocą, do chaty zaś dotarłem następnego dnia o zachodzie słońca.
    Chata Kapelusznika wyglądała dosłownie jak „chata” - wiejski dom o kamiennych ścianach i słomianym dachu, z brudnymi oknami i krzywym kominem, wznosiła się wśród wysokiej, spalonej słońce trawy. Tuż przed nią, ku mojemu zaskoczeniu, postawiono długi stół z niegdyś zapewne białym obrusem, na nim zaś dwa dzbanki oraz sześć filiżanek, odpowiadające ilości krzeseł.
    To właśnie przy tym stole siedziało dwóch mężczyzn. Jeden z nich miał na sobie ciemne spodnie i frak, a na głowie wysoki cylinder, drugi zaś nieco zjedzony przez mole garnitur. Podczas gdy ten pierwszy w spokoju popijał herbatę, drugi cicho pochrapywał. Kiedy jednak podszedłem bliżej, i Kapelusznik spostrzegł mnie, w jednym momencie wypluł na swojego towarzysza herbatę, którą pił, a następnie zerwał się z krzesła i, krzycząc, szturchnął drugiego mężczyznę tak mocno, że ten przewrócił się na ziemię wraz z krzesłem.
–    Na beczkę herbaty, toż to Akashicchi do nas powrócił! Obudź się, durniu! Wstawaj, no!
–    Ehm...- Spojrzałem niepewnie na Kapelusznika, który podszedł do mnie, wpatrując się we mnie jak wygłodniały łasuch w kawałek czekolady.- Skąd mnie... zaraz, zaraz...- Wytrzeszczyłem oczy, wpatrując się w jego dziwnie znajomą twarz.- Kise?!
–    Jak tak się dziwisz, to źle – warknął, patrząc na mnie ze złością.- Dalej, chodź.- Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do stołu.- Siadaj.
    Przełknąłem nerwowo ślinę, siadając posłusznie i zerkając na drugiego mężczyznę, który leniwie podnosił swoje krzesło i ponownie na nim zasiadał. Moje oczy znów rozszerzyły się w zupełnym szoku, kiedy poznałem drugiego mojego znajomego, Aomine.
–    Co jest grane?- zapytałem.- Dlaczego to właśnie wy odgrywacie rolę Szalonego Kapelusznika i Marcowego Zająca?
–    Znowu te głupie pytania – westchnął Ryouta, nalewając sobie herbaty. Następnie nalał jej także do filiżanki stojącej przede mną, na koniec zaś z hukiem odłożył dzbanek i pociągnął spory łyk.- Tak jakbyś nie miał innego, ważniejszego zadania do wypełnienia! Ale nie, musisz zadawać te swoje chore pytania, jedno po drugim, chociaż odpowiadaliśmy ci na nie niezliczoną ilość razy, tłumaczyliśmy ci całymi godzinami wszystko od nowa, od początku, a mój biedny Kurokocchi wciąż cierpi niewyobrażalne męki i jest coraz gorzej!!!- wrzasnął głośno, z wściekłością rzucając filiżankę przed siebie. Porcelanowe maleństwo rozbiło się o pobliskie drzewo.- Wszystko przez twoją pieprzoną amnezję, Akashicchi!- wydarł się, patrząc na mnie.
–    Nie wrzeszcz tak, uspokój się...- mruknąłem niepewnie.- Co się z tobą stało? Chyba nie chciałem znać tej strony ciebie...
–    Co się dzieje? Co się dzieje?! Jeszcze mnie, kurwa, pytasz?!- Kise szarpnął obrusem, zrzucając go ze stołu i z dzikim wrzaskiem cisnął go na ziemię, przydeptując butem. Dzbanek i filiżanki walały się teraz wszędzie wokół. Tylko jedna – ta, którą spokojnie uniósł Aomine – po chwili znów stała na stole, nienaruszona.
–    Co się dzieje?- zadałem pytanie ponownie, tym razem jednak zwracając się do Daikiego.
–    Życie się dzieje – odparł mętnym tonem.- Śmierć się dzieje. I Król się dzieje.
–    Jaki Król?
–    Tyle tłumaczenia na nic...- jęknął Kise, zrzucając z głowy swój cylinder i szarpiąc się za włosy.- Ciągle historia się powtarza, wszystko od nowa, już nie ma nadziei dla mojego Kurokocchiego...
–    Gdzie jest Kuroko?- zapytałem.- Muszę go znaleźć...
–    Oczywiście, że musisz go znaleźć!- wrzasnął Ryouta, uderzając pięściami o stół.- ZNOWU! Znowu musisz go znaleźć i uratować, choć i tak ci się to nie uda! ZNOWU CI SIĘ NIE UDA! NIENAWIDZĘ CIĘ, AKASHICCHI! Gdybyś nie był jedyną nadzieją dla mojego Kurokocchiego, to zabiłbym cię tu, teraz, tą filiżanką! GDZIE JEST MOJA FILIŻANKA?!
–    Na ziemi – mruknął Aomine, upijając łyk herbaty ze swojej filiżanki. Dopiero kiedy odłożył ją na stolik spostrzegłem, że jest pusta.- Nie krzycz na niego. To nie jego wina.
–    Zamknij mordę, ty pierdolony pojebie!- warknął Kise, patrząc na niego groźnie.- Chcesz skończyć jak Murasakibara?!
–    Nie...
–    Co się stało z Murasakibarą?- zapytałem cicho, spoglądając na nich. Zachowanie Kise było chyba najbardziej przerażającą rzeczą, jaka mnie tu spotkała i spotka.
–    Chcesz go zobaczyć?- wycedził Ryouta.- Idź do chaty i zejdź do piwnicy, myślę, że szczury nie zdążyły jeszcze zjeść wszystkiego.
    Przełknąłem ślinę, zerkając pospiesznie na Aomine. Błagałem własną wyobraźnię, by nie podsuwała mi teraz żadnych obrazów.
–    Sześć krzeseł – powiedział głośno Kise.- Ja i Kurokocchi siedzieliśmy zawsze obok siebie, Aominecchi obok Kurokocchiego. Na twoim miejscu, Akashicchi, siedział Murasakibara, Haizaki i Midorima. Kiedy Król zabrał mojego Kurokocchiego, a ja chciałem go odbić, Haizaki mi się sprzeciwił... HAHAHA!- Kise wybuchł dzikim śmiechem, unosząc dłonie.- Pamiętam jak czerwona była jego krew, kiedy jego ręce i nogi zostały oderwane, hahaha! Przywiązałem je linami do koni, a potem wszystkie spłoszyłem, hahaha! KAŻDY POBIEGŁ W INNĄ STRONĘ, A HAIZAKI ZOSTAŁ, NAHAHAHA!
    Wpatrywałem w Ryoutę z niedowierzaniem, próbując powstrzymać odruch wymiotny. Nawet jeśli to był sen, to świadomość, że Kise postąpił tak z naszym kolegą z drużyny, była naprawdę potworna. Nieważne, że nigdy się nie dogadywali, a Shougo traktował go dość okrutnie. Nikt nie zasługiwał na taką śmierć.
–    Z Midorimą było więcej zabawy!- krzyknął Kise, uderzając dłońmi w stół i kiwając głową.- Och, tak. Kiedy dowiedziałem się, że to on wydał Królowi mojego Kurokocchiego, bo chciał zabłysnąć w jego oczach... tsk! Wykopałem wielki dół i wrzuciłem go do niego, na koniec zaś poczęstowałem go smaczną porcją węży! Kąsały go przez cztery godziny, nim ostatecznie zdechł! Jego skóra miała chyba wszystkie kolory świata, ahahaha! Wcześniej wrzeszczał jak opętany, targany dreszczami i gorączką, dusznością, a do tego dochodziły halucynacje, tiahahahaha! Dobrze mu tak! To przez niego ja i Kurokocchi zostaliśmy rozdzieleni! No i na koniec Murasakibara... co on dokładnie powiedział, Aominecchi, przypomnij mi jego plugawe słowa!
–    Że ma cię dosyć, i że jesteś chory psychicznie – mruknął Daiki.- I że odchodzi, bo żaden Kuroko go nie obchodzi.
–    Właśnie, właśnie, właśnie – wyszeptał gorączkowo Kise, patrząc na mnie i trzęsącym się palcem wskazując na Aomine.- Słyszysz jego słowa, Akashicchi?! Tak właśnie powiedział Murasakibara! MÓJ KUROKOCCHI NIC GO NIE OBCHODZIŁ, PRZECIEŻ TO OCZYWISTE, ŻE TA ŚWINIA NIE MIAŁA PRAWA ŻYĆ!
–    Tak, masz rację – powiedziałem nerwowo. Zaczynałem odczuwać prawdziwy strach, im dłużej tam siedziałem, tym bardziej się niecierpliwiłem.- Trzeba uratować Kuroko.
–    Gdybym tylko mój – szepnął Kise, wpatrując się w blat stołu z dziwną melancholią.- Król mnie zabije. Nie uda mi się nawet wejść do zamku. Ale ty to zrobisz.- Spojrzał na mnie z błyskiem w oku.- Chociaż i tak pewnie skończy się jak zawsze i znowu będziemy musieli stawiać kolejny nagrobek.
–    Nagrobek?- powtórzyłem, czując przechodzący przez moje plecy dreszcz.- O czym ty mówisz? Jaki nagrobek?
–    Twój – odparł po prostu.
–    Ale jaki „kolejny”? Jestem tu po raz...
–    Po raz pierwszy, tak, tak, już to, kurwa, wiemy – warknął Kise, kręcąc głową.- Mówisz nam to za każdym razem, kiedy wracasz z dzwonnicy, po spotkaniu z matką, która za każdym razem próbuje cię zatrzymać, bo wie, że twoja podróż skończy się śmiercią, a ciało zostanie do nas wysłane jako dowód, że Król nadal żyje.
–    Nie wiem, o czym ty...
–    O tym, że za każdym razem, kiedy idziesz do zamku, by uratować mojego Kurokocchiego, stajesz do walki przeciwko Królowi.- Kise cedził wolno słowa, patrząc na mnie uważnie.- I za każdym razem przegrywasz. Mój Kurokocchi nadal jest więziony przez Króla, a ty wracasz do nas, tyle, że już martwy. A my tylko chowamy cię na cmentarzu i czekamy na kolejnego ciebie, który znów nic nie pamięta, i któremu znów trzeba nadać kolor i znów posłać na śmierć.
    Przełknąłem ciężko ślinę, wbijając w niego wzrok. To tylko sen, to tylko sen. To niemożliwe, bym wracał tu za każdym razem jak Alicja z amnezją, do groteskowej wersji Krainy Czarów, i umierał za każdym razem...
    Umierał?
    Przypomniałem sobie pierwsze miejsce, do którego trafiłem po zaśnięciu. Czerwono-biały cmentarz pełen nagrobków oznaczonych jednym spośród czterech kolorów kart do gry: karo, kier, trefl i pik.
    To wszystko... to były MOJE groby?
    Wstałem z krzesła i cofnąłem się kilka kroków, oddychając ciężko.
–    Ten sen jest nienormalny – mruknąłem cicho.- Chcę się obudzić, teraz. Teraz, natychmiast! To tylko sen, prawdziwemu Kuroko nic nie grozi, jest bezpieczny i jutro spotkam się z nim w szkole! Chcę się obudzić, chcę się obudzić – mówiąc to, zacisnąłem mocno oczy.- Chcę się obudzić, chcę się obudzić... CHCĘ SIĘ OBUDZIĆ!
–    Obudzić?- powtórzył Kise.- A co z moim Kurokocchim?! Chcesz zostawić go na pastwę losu Króla?! CHCESZ, BY MÓJ KUROKOCCHI CIERPIAŁ MĘKI I KATUSZE, WIĘZIONY I GWAŁCONY PRZEZ KRÓLA, BO TY CHCESZ SIĘ OBUDZIĆ?! MYŚLISZ, ŻE JA NIE CHCĘ?! ŻE KUROKOCCHI NIE CHCE SIĘ OBUDZIĆ, NIE CHCE SIĘ UWOLNIĆ?! On sam nie może tego zrobić! On na ciebie liczy, ufa tobie i pokłada w tobie nadzieje, a ty... a ty chcesz...- Kise zmrużył oczy, wstając powoli.- Chcesz się obudzić, tak? Dobrze... pomogę ci obudzić się... może następny Akashicchi będzie mądrzejszy!- wrzasnął, wyciągając nagle spod stołu nóż i rzucając się w moim kierunku.
–    Nie, zostaw mnie, Kise!- krzyknąłem, odskakując na bok. Ruszyłem przed siebie biegiem, jednak potknąłem się o wystający korzeń drzewa i upadłem na ziemię. Już myślałem, że Ryouta mnie dopadnie, jednak za mną rozległ się stęk i szalony wrzask.
    Odwróciłem się, wstając pospiesznie. To Aomine rzucił się na Kise i przygniatał go do ziemi. W momencie kiedy Daiki spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, blondyn kopnął go i zepchnął z siebie, siadając na nim okrakiem.
–    Biegnij prosto aż do zamku, szybko!- krzyknął Aomine.- Tam czeka Kuroko, musisz go... AGH!
–    Aomine!- wrzasnąłem w panice, kiedy Ryouta wbił w jego ciało nóż, wrzeszcząc dziko.
–    ZDRAJCA! PODŁY ZDRAJCA! NIKOMU NIE ZALEŻY NA MOIM KUROKOCCHIM!
    Zasłoniłem usta dłonią, kiedy Kise wyszarpnął z jego klatki piersiowej nóż, a następnie znów wbił go w niego. Kilka razy powtórzył to, wciąż krzycząc i wyjąc.
    Jeszcze przez chwilę stałem jak sparaliżowany.
    A potem zacząłem uciekać co sił w nogach.
    Nie mogłem uwierzyć, że coś tak okropnego stało się na moich oczach. Nawet jeśli to wciąż był sen, nawet jeśli usłyszałem o swojej wielokrotnej śmierci w tym miejscu, to nie mogło się to równać z chwilą, w której stałem się świadkiem zamordowania mojego kolegi przez drugiego kolegę.
    Biegnąc, próbowałem wszystko jakoś ułożyć sobie w głowie. Moje spotkanie z kotem na cmentarzu, las Nae, matka w dzwonnicy i obłąkany Kise. Moja wielokrotna śmierć, Kuroko więziony przez Króla.
    Czy rzeczywiście trafiałem tu tak często, czy jednak element mojego snu? Zwykłe wyobrażenie mieszkańców tego świata, którym mój umysł jakby „zaprogramował” myślenie, jakobym już kiedyś się tu zjawił? Które z nas miało rację? Ja, czy oni?
    I jak skończy się ten sen? Kiedy w końcu się obudzę? Chciałem szybko znaleźć odpowiedzi na te pytania.
    Teraz wiedziałem, gdzie mam ich szukać.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. WoW. Jedno wielkie WoWoWoo~ Kisia taki nieokrzesany krul dżungji xD Ale fajna taka Kisia Xd Mi tam się Kisia podoba XD
      Jestem ciekawa o co cho :v No, bo skoro trafiał tam już tyle razy ;-; Namieszałaś mi w głowie, późna godzina tego stanu nie poprawia :') Rozdział taki szuper i wgl itp., itd., itp., itd. :q
      Do następnego~ :*

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Matko, to było genialne. Boskie, cudowne, najlepsze. Ogólnie nie zwracałam uwagi na długość rozdziału, wszystko nadrobiłaś treścią. Ah, to było naprawdę super. Niesamowicie dobrze się to czytało i bardzo łatwo było mi wczuć się w sytuację Akashiego.
      Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, bo jest supi-dupi i ciekawość zżera mnie tak jak za każdym razem ;-;
      Napiszę coś poważnego jutro, bo jest serio późno .-.

      Usuń
  3. *powróciła, skomentuje jak tylko przeczyta wsześniej dodane opowiadania z przed 10 dni :3 *

    OdpowiedzUsuń
  4. *zbiera swoje zwłoki* psychopatyczny Kise <3
    Dejm... Jestem pod wrażeniem i... mój mózg nie pracuje lece do następnego rozdziału
    Pozdrowionka i weny ;**

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń