Chapter Three




    Kocur zjawił się znikąd, kiedy zbliżałem się do końca lasu Nae. Kwiaty zastąpiły uschnięte badyle, wyglądające niczym powtykane w ziemię gałązki, grzybów zaś było coraz mniej. Im dalej szedłem, tym bardziej traciły swe kolory i ozdóbki, stając się tak zwyczajne, jak były w rzeczywistości.
–    Jak ci się podoba w twojej Krainie Czarów?- zapytał, przysiadając na grzybie i patrząc na mnie z tym swoim niemożliwie szerokim uśmiechem. Czerwone linie na jego ciele i przeraźliwe chude łapki zupełnie nie pasowały do lasu Nae, które, póki co, uznawałem za najciekawsze w moim śnie.
–    Wcale mi się nie podoba – burknąłem.- Chcę znaleźć Kuroko, pomóc mu, i obudzić się.
–    I co dalej?- zapytał kot, zaczynając znikać, jak poprzednim razem, niczym paląca się kartka papieru. Po chwili pojawił się na kolejnym grzybie, nieco po mojej prawej stronie, z przodu.
–    Jak to „co dalej”?- powtórzyłem, marszcząc lekko brwi.- Jutro rano mam szkołę! Muszę iść na zajęcia, a potem na trening. Wieczorem mam lekcje łaciny i gry na skrzypcach, będę musiał odrobić lekcje... Muszę też przygotować się na bal charytatywny, na który idę z moim ojcem. Mam tam zagrać na pianinie.
–    To jest właśnie to, co chcesz robić?
–    Ojciec tego ode mnie wymaga – westchnąłem.
–    Jakie to miłe z twojej strony, że spełniasz życzenia i marzenia swego ojca – rzekł kot, przenosząc się na kolejny grzyb.- Ale co dalej?
–    Co masz na myśli?- Spojrzałem na niego, nieco poirytowany.- Mam mnóstwo obowiązków, aż do zakończenia mojej edukacji muszę się pilnie uczyć, skończyć Uniwersytet Tokijski i pomóc ojcu zarządzać firmą. Jestem jej jedynym spadkobiercą, kiedyś ją przejmę.
–    Mmm, no pięknie – zamruczał kot.- Ale ja nie pytam o to, co będziesz robił, ale o to, co będzie dalej?
–    Sprecyzuj swoje pytanie, to ci na nie odpowiem.
–    Nie da się go sprecyzować. To proste, krótkie pytanie.
–    Może dotyczyć wszystkiego. „Co będzie dalej”, z czym? Ze mną? Ze snem? Ze światem?
–    Nie rozumiesz – powiedział kot, uśmiechając się jeszcze szerzej.
–    Bo mi na to nie pozwalasz – wycedziłem.- Zresztą, co za różnica. Nie muszę ci odpowiadać na to pytanie, w końcu jesteś tylko moją wyobraźnią.
–    Hmm.- Kocur przechylił głowę, a po chwili zniknął ponownie.- Czy spełniając życzenia swego ojca, spełniasz także swoje?
–    Co?- Rozejrzałem się wokół, szukając go, jednak nigdzie nie mogłem go dostrzec. Jego głos dochodził zewsząd.- Nie mogę powiedzieć, że jestem do końca szczęśliwy, bo nie zawsze mogę robić to, co lubię. Ale wiem, że to dla mojego dobra... Żeby w życiu nie brakło mi niczego, żebym sobie doskonale radził i nie przyniósł hańby nazwisku.
–    Naiwne z was istoty – rozległ się złowieszczy śmiech, a zaraz po nim głośne westchnięcie.- Wy, ludzie, pragniecie doprowadzić swoje ciała i umysły do perfekcji. Karmicie się wiedzą, sądząc, że w przyszłości na coś się ona wam przyda. Gotujecie wymyśle potrawy, by zadowolić wasze podniebienia, posługujecie się wyniosłymi językami i pismem, by udowodnić, jak mądrzy jesteście, budujecie szklane wille i ogromne rezydencje, by podkreślić swą pozycję. Śpiewacie, rysujecie, piszecie, i udajecie kogoś, kim wcale nie jesteście, by dostać za to papiery, które później wymieniacie na kolejne, stworzone przez waszą naukę głupstwa. Próbujecie przewyższyć naturę, dociec, jak powstał każdy najmniejszy element wszechświata – chcecie zwiedzić go, zbadać każdą gwiazdę i planetę, odszukać obce wam istoty, nie bacząc na konsekwencje. Staracie się być wiecznie młodzi, poszukujecie leku na śmiertelność, chcecie dowiedzieć się, czym jest śmierć i co po niej następuje... Ciekawe na co przyda ci się twoja wiedza, kiedy umrzesz.
–    Przyda mi się, kiedy będę żył – mruknąłem.- Życie nie jest takie łatwe. Trzeba się uczyć i...
–    Owszem, nie jest łatwe – wymruczał kot.- Ponieważ sami je sobie utrudniacie.
    Nie odpowiadałem przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, co mu powiedzieć. W gruncie rzeczy miał on trochę racji. To nasza cywilizacja stworzyła pieniądze, prawo, zasady, to ona stworzyła warunki, jakie należy spełnić, by móc przewyższać innych i wieść dostatnie życie. A i tak tego życia zbyt wiele nie będzie, jeśli tak wiele czasu poświęcić musimy na doskonalenie samych siebie.
–    Masz trochę racji – westchnąłem.- Ludzie sami utrudniają sobie życie. Ale nic już na to nie poradzę. Jest za późno. Świat gna do przodu, a ja nie mogę zostać z tyłu. Tego procesu nie da się już zatrzymać.
–    Ciekawe, czym się ono zakończy? – zaśmiał się kocur.
–    Zgaduję, że istotą doskonałą.
–    Istotą doskonałą?- powtórzył ciekawsko kot, pojawiając się nagle na dużym kamieniu stojącym nieopodal.- A czymże jest doskonałość?
–    Doskonałość...- zacząłem, i urwałem. Zastanowiłem się przez chwilę.- Doskonałość jest wtedy, kiedy coś nie ma żadnej skazy. Gdy jest idealne i niczego mu nie brakuje. Tak może być kiedyś z ludźmi. Mogą pokonać proces starzenia się i żyć wiecznie młodzi, mogą być niezwykle inteligentni i znać odpowiedź na każde pytanie. Ich ciała mogą być niezniszczalne, tak silne, że byłyby w stanie podnosić ogromne głazy. Być może będą mogli oddychać pod wodą i latać w przestworzach, być może zbudują statek kosmiczny, którym przeniosą się na inną planetę. Być może będą potrafili wszystko.
–    Czy nadal więc będą ludźmi?- zapytał kocur.- Czy człowieka, który nie zna żadnych słabości, można wciąż nazywać człowiekiem? Czy to właśnie nie te drobne niedociągnięcia czynią was ludźmi?
–    Owszem – mruknąłem po chwili zastanowienia.- To właśnie one.
–    Czy nadal więc będziecie ludźmi?- powtórzył swe pytanie kot.
–    Nie – odparłem.- Staniemy się potworami.
–    Nader inteligentnymi – dodał kot.- Jeśli będziecie mogli zapanować nad światem, kto wie, czy nie zapragniecie zawładnąć nad sobą, jeden nad drugim. Wasza wiedza sprowadzi was do upadku. Ale nikt o tym nie pomyślał. Ponieważ kieruje wami chciwość, zazdrość, egoizm i pycha. Jesteście w końcu ludźmi.
    Spojrzałem na niego, nie odpowiadając. Po chwili spuściłem wzrok, wzdychając cicho.
–    Czy wiesz, jak daleko jeszcze do dzwonnicy?- zapytałem.- Minęło dwanaście dni i dwanaście nocy, kiedy jestem w podróży. Powinienem być już na miejscu.
–    Jesteś na miejscu – odparł kot.- Jeszcze kilka kroków, i ujrzysz Wieżę Zbawienia. Pamiętaj tylko, że kiedy zadzwonią dzwony, nie będzie już odwrotu.
–    O czym ty znowu mówisz?- zapytałem ze złością, jednak kot już zniknął.
    Sapnąłem, ze złością kopiąc najbliższy kamień. Miałem dość tego, że mieszkańcy tego świata mówią do mnie zagadkami, półsłówkami, albo językiem tak zawiłym i przesączony metaforami i ukrytymi znaczeniami, że ciężko było nie zastanawiać się nad ich przesłaniem. A niewiele czasu miałem na myślenie. Musiałem odnaleźć Kuroko, i to jak najszybciej.
    Kiedy dotarłem do końca lasu Nae, odetchnąłem z ulgą. Świeże powietrze owiało moją twarz, z radością zaciągnąłem się nim, wdychając głęboko do płuc. Zakaszlałem, pozbywając się resztek drażniącego dymu, a następnie spojrzałem na wznoszącą się przede mną wieżę.
    Była naprawdę ogromna. Podobna do tych, które widuje się w bajkach, gdzie księżniczka spuszcza z okna swe niemożliwie długie włosy, by książę mógł się po nich wspiąć. Zbudowana z dużych kamieni, takich, jakich używano w średniowieczu do budowania europejskich zamków. Miała wiele okien i jedne drzwi – mosiężne, z dużą złotą kołatką w kształcie odwróconych do góry nogami aniołów z ułamanymi skrzydłami, trzymającymi się za ręce.
    Problem był jeden. Mieszkaniec dzwonnicy musiał być najprawdziwszym olbrzymem, bowiem drzwi były tak ogromne, a ja tak maleńki, że czułem się niczym mrówka. Mimo to podszedłem bliżej i spróbowałem załomotać w nie pięścią. Usłyszałem jednak tylko dźwięk, jaki wydaje zwinięta w pięść dłoń uderzająca o marmurową, grubą ścianę lub mur.
    Ale o dziwo, efekt się pojawił – drzwi rozchyliły się ostrożnie, na centymetr ledwie, choć dla mnie było to wystarczająco dużo, bym swobodnie mógł dostać się do środka.
    Wnętrze wieży było naturalnie okrągłe i bogato urządzone. Meble wykonano z jasnego drewna i nadano im delikatnie złotawego połysku, wszystkie miały różnego rodzaju zdobienia w postaci wygrawerowanych wzorów liści i zawijasów. Podłoga była wyłożona miękkim czerwonym dywanem, zaś na suficie zawieszono piękny, złoty żyrandol. Jedyne, co nie do końca pasowało do wnętrza, to obrazy. Przestawiały one coś, co mógłbym nazwać krajobrazem, gdyby nie fakt, że takie miejsca nie istniały. Na jednym z nich namalowano wzgórza wykonane z pordzewiałych, metalowych części – kół z zębami, jakich używano do budowy zegarów, ogromnych śrub, blach, płyt i narzędzi. Inny obraz z kolei przedstawiał czarną, popękaną jakby od trzęsień ziemię, w szczelinach których przepływała lawa. Z ziemi tej wyrastało duże, uschłe drzewo, w korze którego widać było ludzką, zawodzącą twarz.
    Przełknąłem ślinę, spoglądając na ogromny stół pośrodku sali. Był nakryty biało-czerwonym obrusem i syto zastawiony. Z daleka mogłem ujrzeć ogromną pieczeń, prawdopodobnie indyka, oraz galaretkę. Na dużej etażerce wyłożono kolorowe, pysznie wyglądające ciastka.
    Poczułem uścisk w żołądku, z którego po chwili wydobyło się głośne burczenie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo głodny i spragniony byłem. 
    Podszedłem bliżej, spoglądając w górę i zastanawiając się, czy uda mi się wspiąć po nodze stołu na górę. Kiedy jednaj dotknąłem jej i poczułem, jak doskonale jest oszlifowana, nie było dla mnie nadziei. Nie miałem nic, czy mógłbym się podtrzymać.
    I wtem moją uwagę przykuło samotne ciasteczko, które prawdopodobnie spadło ze stołu na podłogę. Wpatrzyłem się w nią uważnie, niczym drapieżca w potencjalną ofiarę. Przełykając ciężko ślinę, pospiesznie ruszyłem w jego kierunku, jakby bojąc się, że mi ucieknie.
    Dopadłem ciasta ozdobionego różowym lukrem i wielkimi, kolorowymi drażetkami. Choć nie przepadałem za słodyczami, kiedy wbiłem w nią zęby, przymknąłem oczy z rozkoszy. Była niesamowicie pyszna i nie przesadnie słodka, za co mogłem ocenić ją podwójnie pozytywnie.
    Jednak, ledwie zrobiłem kilka kęsów, poczułem, że coś zaczyna dziać się z moim ciałem. Raptownie odsunąłem się od babeczki, przeklinając się za to, że nawet nie przyszło mi na myśl, iż jedzenie może być zatrute. Jednak nie odczuwałem żadnych duszności, bólu, czy innych nieprzyjemnych doznań.
    Miałem wrażenie, jakby moje ciało się rozciągało.
    Zacząłem nagle rosnąć, moje oczy widziały coraz to wyższe punkty, aż w końcu byłem wyższy od stołu i mogłem dokładnie przyjrzeć się wyłożonym na nim potrawą.
    Mój wzrost zatrzymał się. Wyglądało na to, że właśnie stałem się olbrzymem, zdolnym do tego, by zasiąść normalnie przy stole. Przełknąłem ślinę, przesuwając wzrokiem po talerzach i półmiskach. A jeśli każda z tych potraw ma inne „zastosowanie”?
    Ale byłem taki głodny...
    Chwyciłem jeden z pustych talerzy i nałożyłem sporą łyżkę purée oraz nóżkę kurczaka. Położyłem je na podłodze, na wypadek, gdyby któreś z dań miało sprawić, iż znów stanę się maleńki. Do tego dołączyłem dużą łyżkę, którą nabrałem wodę z dzbanka, i również ostrożnie położyłem ją na dywanie. A potem chwyciłem kolejny talerz i nałożyłem sobie do samo. Chwyciłem sztućce i zabrałem się do jedzenia. Żałowałem, że nie ma tu dań z japońskiej kuchni.
    Ucieszyłem się, gdy okazało się, iż żadna potrawa mi nie zaszkodziła. Otarłem usta serwetką i już miałem odejść od stołu i rozejrzeć się za dzwonnikiem, kiedy usłyszałem czyjeś kroki.
–    Oh, zacząłeś jeść bez nas, Seijuurou?
–    Powinieneś na nas poczekać, chłopcze.
    Odwróciłem się raptownie, chcąc przekonać się, czy mój słuch się myli, czy może naprawdę właśnie usłyszałem głos własnego ojca.
    Ale oczy nie kłamały. Po znajdujących się na prawo od wejścia schodach schodził mój własny ojciec – o wiele młodszy i jeszcze przystojniejszy niż ten, którego znałem w rzeczywistości. Nie tylko jego wygląd się zmienił, wyraz twarzy również – w jego oczach widziałem drobne iskierki, usta rozciągały się w delikatnym uśmiechu.
    Jednak to po dostrzeżeniu kroczącej u jego boku kobiety, nie mogłem oderwać wzroku. Jej ciepły uśmiech, śmiejące się oczy i długie, piękne włosy, których kolor odziedziczyłem, sprawiły, że nie byłem w stanie zrobić choćby kroku. Pamiętałem dobrze jej wygląd. Co wieczór przed snem zamykałem oczy i przypominałem sobie jej twarz, by nigdy nie zapomnieć tej, która wydała mnie na świat. Jedyne, czego nie mogłem zapamiętać, to dźwięku jej głosu.
    Więc to tak brzmiał. Delikatnie, niemal dziewczęco, i wyjątkowo dźwięcznie.
–    Co się stało?- zapytała, podchodząc do mnie bliżej i chwytając moją twarz w dłonie.- Źle się czujesz, kochanie?
    Nie odpowiedziałem. Gula w gardle nie pozwalała mi na to. Jedyne co mogłem zrobić, to unieść powoli dłonie i położyć je na jej dłoniach.
    Ciepłe. Gładkie. Żywe.
    Zacisnąłem usta, poczułem zbierające się w oczach łzy. Powoli zbliżyłem się do niej i objąłem ją, wtulając twarz w jej szyję. Poczułem przyjemny zapach jej ciała. Kiedy ze śmiechem otoczyła mnie ramionami, objęło mnie niesamowite ciepło, którego brakowało mi przez tyle lat, którego skrycie zazdrościłem każdemu koledze. Nawet jeśli każdy z nich już dawno przestawał z tego korzystać, wstydząc się czegoś tak pięknego, czym była matczyna miłość.
–    Zebrało ci się na czułości, Seijuurou?- zapytała mama, gładząc mnie delikatnie po włosach.
–    Tęskniłem, mamusiu – szepnąłem, pociągając nosem.
–    Daj spokój, nie było nas raptem dwie godziny.- Mama odsunęła się i cmoknęła cicho, ocierając łzy z mojej twarzy.- Wszystko dobrze, kochanie, już nigdzie nie wychodzimy, przynajmniej nie w tym tygodniu.
–    Zapraszam do stołu, kochani, jedzenie stygnie – usłyszeliśmy głos ojca.
–    Seijuurou jest już chyba pełen – powiedziała ze śmiechem mama, podchodząc do stołu i zasiadając przy nim.- A co robi ten talerz na podłodze?!
–    Przepraszam, ja... to długa historia – westchnąłem, podnosząc go pospiesznie wraz z łyżką. Usiadłem na krześle obok mamy, wciąż wpatrując się w nią, jakby w obawie, że zaraz zniknie.
–    Gdzie Sentarou?- zapytał ojciec, marszcząc lekko brwi.
–    Tu jestem!
    Odwróciłem się ku schodom, patrząc z zaskoczeniem, jak zbiega po nich młodsza wersja mnie samego. Chłopiec mógł mieć z pięć, może sześć lat. Jego buzia była roześmiana i odrobinę brudna, w dłoni trzymał miniaturowy samolot. Podbiegł do nas i położył go na stole, po czym pociągnął mnie za nogawkę spodni i wyciągnął ku mnie małe rączki.
–    Co chcesz?- bąknąłem niepewnie.
–    Weź brata na kolana – powiedział tata z uśmiechem, nakładając mamie porcję kurczaka.- Wiesz, że nie usiedzi przy stole, jeśli go nie nakarmisz.
–    Rozpieszczony trochę – mruknąłem, jednak posłusznie wziąłem go na ręce i posadziłem sobie na kolanach. Choć nie przepadałem za dziećmi, z jakiegoś powodu on mi nie przeszkadzał. Może dlatego, że pachniał zupełnie jak mama.- Więc jesteś moim bratem, co? Ciekawe, czy ten sen jest wersją życia, w której mama...- Urwałem, znów spoglądając na siedzącą obok mnie kobietę. Odgarnęła z ramienia włosy, uśmiechnęła się do taty. Gdy na niego spojrzałem, zobaczyłem, że i on się uśmiecha.
    Zawsze się kochali. Wiedziałem, jak ważną osobą w życiu ojca była mama. W końcu byłem świadkiem tego, jak zmienił się po jej śmierci. Zaczął myśleć jedynie o interesach, postarzał się nieco, choć nadal był przystojny.
    Ale nigdy powtórnie się nie ożenił. I wyglądało na to, że nigdy do tego nie dojdzie. Nawet jeśli był pracoholikiem i poważnym biznesmenem, to głęboko w środku jego duszy wciąż płonęło uczucie, którym darzył mamę.
–    Co porabialiście pod naszą nieobecność?- zagadnęła mama.
–    Bawiłem się w pilota – odparł Sentaoru, sięgając po półmisek z purée. Przysunąłem go bliżej, by mógł nałożyć sobie porcję na talerz.
–    A ty, Seijuurou?
–    Uhm... nic ciekawego – odparłem z nerwowym uśmiechem.
–    Zajęty był jedzeniem – powiedział ojciec. Spojrzałem na niego z lekkim zaskoczeniem. Mimo wszystko ciężko było mi przyzwyczaić się do jego „nowego starego” tonu. Choć jego głos brzmiał jak nagana, to jednak kryło się w niej rozbawienie. W rzeczywistości każda nagana brzmiała po prostu jak nagana.
–    Byłem trochę głodny – przyznałem z uśmiechem.
–    Dobrze, że nie zjadłeś wszystkiego – zaśmiał się tata.- Wiesz, że twoja mama musi teraz jeść za dwóch.
–    Oj, jeszcze nie muszę – odparła mama, dąsając się nieco.
–    Za dwóch?- Spojrzałem na nią, zaskoczony.- Jesteś w ciąży?
–    Co... M-mówiliśmy ci już przecież!- Mama poczerwieniała uroczo na twarzy, pospiesznie odwracając ode mnie wzrok.- N-nie rozmawiajmy na takie tematy przy stole!
–    Mama jest święcie przekonana, że tym razem będzie to dziewczynka – powiedział tata.
–    I będziemy mieli siostrzyczkę!- dodał Sentarou, odchylając głowę, by móc na mnie spojrzeć. Uśmiechnąłem się do niego, odruchowo całując go w ciepłe czółko. Zdając sobie sprawę z tego jak troskliwy się stałem, pospiesznie zakryłem twarz za jego główką, by chociaż matka nie dostrzegła mojego rumieńca.
–    Jutro chcemy się wybrać do Wesołego Miasteczka – powiedziała mama.- Wybierzesz się z nami, Seijuurou?
–    Tak, z przyjemnością – odparłem.- Choć nie przepadam za takimi miejscami rozrywki...
–    Dlatego zamierzałam cię wyciągnąć choćby siłą!- powiedziała mama niemal z dumą w głosie.
    Uśmiechnąłem się do niej, znów uważnie przyglądając jej twarzy. Miała delikatną, czystą i jasną cerę, policzki aż prosiły się, by je pogłaskać. Wąskie, różowe usta, duże, piękne oczy o długich rzęsach i uśmiech zdolny podbić serce każdego. Była tak niewiarygodnie piękna, że ciężko było oderwać od niej wzrok.
    Wiedziałem, że nigdzie nie znajdę kogoś podobnego.
    Posiłek skończyli w dobrym nastroju, śmiejąc się z jednego z pracowników ojca. Potem jeszcze długo rozmawialiśmy, o wszystkim, i o niczym. Słuchem opowieści z mojego dzieciństwa i dzieciństwa mojego młodszego brata. Słuchałem planów, jakie rodzice mieli dla mojej nienarodzonej jeszcze siostry – jak dadzą jej na imię, jak bardzo będą o nią dbać, co dostanie. Zastanawialiśmy się wspólnie, jaką karierę rozpocznie. W tym cieple, słuchając kojącego głosu matki, śmiechu ojca i dziecinnego głosiku Sentarou czułem się, jakby to była prawdziwa rzeczywistość. Jakby ojciec nigdy się nie zmienił, nie dyktował mi co mam robić i nie rozporządzał mną. Sam mogłem wybrać to, kim chcę być i co robić.
    Łza zakręciła mi się w oku, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że w świecie, w którym nie ma mojej matki, czeka na mnie tylko jedna przyszłość. Przyszłość, którą wybrano za mnie.
–    Mamo, czy opowiadałem ci o Kuroko?- zapytałem, kiedy wraz z matką wyszliśmy na sam szczyt wieży i stanęliśmy przy murku, spoglądając w dół na las Nae, który teraz wydawał się być najzwyczajniejszą w świecie łąką.
–    Nie, nigdy o nim nie słyszałam – odpowiedziała.- To twój przyjaciel?
–    Naprawdę nic o nim nie wspominałem?- Spojrzałem na nią z lekkim żalem.- Cóż... to mój kolega. Ze szkoły. Jesteśmy razem w drużynie.
–    Oh! I co z tym twoim przyjacielem? Chciałbyś go do nas zaprosić?
–    Nie do końca...- mruknąłem, spuszczając głowę. Oparłem się o murek, przesuwając wzrokiem po grzybach u dołu, które teraz były ledwie maleńkimi punkcikami. Zapadła już noc, wszystkie więc świeciły niczym meduzy.- Ma pewne problemy, i chcę mu pomóc. Ale nie wiem, gdzie się teraz znajduje. Czy mogę jakoś stąd rozejrzeć się i spróbować go znaleźć? Widziałem go jakiś czas temu, obaj spadliśmy do przepaści i, jeśli się nie mylę, wylądowaliśmy w lesie Nae. Pomyślałem, że jeśli znajdę jakiś wysoki punkt, będę mógł go znaleźć. Ale... zapomniałem, kiedy cię zobaczyłem – przyznałem ze skruchą.- Kuroko na mnie czeka... Prosił mnie, żebym się pospieszył.
–    Ten Kuroko musi być dla ciebie kimś bardzo ważnym – powiedziała mama.
–    Bo jest.- Skinąłem głową.- To... cenny przyjaciel. Nie mogę być spokojny ze świadomością, że dzieje mu się krzywda.
–    I chcesz wyruszyć w drogę, żeby mu pomóc?
–    Czy ty nie pomogłabyś tacie, gdyby miał kłopoty? Albo mnie, lub Sentarou?
–    Oczywiście, że tak!
–    Jestem taki jak ty, mamo. Wiele cech odziedziczyłem po ojcu, ale w tej jednej sprawie postąpię tak, jak nakazuje mi to, co mi po sobie zostawiłaś.
–    Zostawiłam?- Spojrzała na mnie nie zrozumiałym wzrokiem.
–    Wiem, że to tylko sen – westchnąłem, zaciskając dłonie w pięści.- Że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, iluzją. I cieszę się, że cię tu spotkałem, ciesze się, że mogłem przypomnieć sobie twój głos i... przytulić cię raz jeszcze. Ale w prawdziwym świecie już cię nie ma.
–    W prawdziwym świecie?
–    W rzeczywistości?
–    A skąd wiesz, czy twoja rzeczywistość jest prawdziwa? Jesteś pewien, że to właśnie teraz śnisz, a nie na odwrót?
–    Oczywiście. Żyję na tamtym świecie zbyt długo, podczas gdy tutaj jestem po raz pierwszy.
–    Czy na pewno?- Mama uśmiechnęła się do mnie delikatnie.- Kochanie, mieszkam tutaj z twoim ojcem od osiemnastu lat. Szesnaście lat temu urodziłam cię i, wierz mi, skarbie, pamiętam każdy dzień, każdy moment naszego życia. Kiedy cię karmiłam, zmieniałam pieluchy, uczyłam chodzić, odprowadzałam do przedszkola, a potem podstawówki, kiedy odwoziłam cię do gimnazjum, aż do teraz, kiedy wkrótce napiszesz ostatnie gimnazjalne egzaminy i pójdziesz do liceum. Pamiętam wszystkie nasze zabawy, książki, które ci czytałam i piosenki, które ci śpiewałam. Pamiętam każdy dzień. Tylko ty – powiedziała, sięgając do moich włosów i głaszcząc je delikatnie.- jakimś cudem ich teraz nie pamiętasz.
–    To niemożliwe – szepnąłem.- To nie jest rzeczywistość, to tylko sen. Tam żyję dłużej.
–    Może w tym drugim świecie czas płynie inaczej.
–    To nie ma znaczenia.- Otarłem pospiesznie łzy z oczu.- Kiedy tam ktoś usiądzie obok mnie, kiedy będę zasypiał, rano zobaczy, że się budzę.
–    Widzi cię tylko ten, kto patrzy. Ilekroć zasiadam obok ciebie tutaj, gdy zasypiasz, następnego dnia również się budzisz.
–    Nie pomagasz – zaśmiałem się.- To by oznaczało, że kiedy umrę w tamtym świecie, będę wiecznie śnił.
–    Kto wie, na czym tak naprawdę polega śmierć. Może właśnie na tym? Na snach.
–    Ale sny mam różne. Przenoszę się z jednych do drugich, raz śnią mi się głupoty, raz zwykłe krajobrazy, pomieszane ze wspomnieniami. Dlatego jestem pewien, że to również jest sen.
–    A co, jeśli to jedyny raz, kiedy jesteś w tym miejscu? Co, jeśli nigdy już tutaj nie wrócisz? Jeśli odejdziesz w poszukiwaniu swojego drogiego przyjaciela i nigdy więcej nie zobaczysz ani mnie, ani taty, ani Sentarou?
–    Nie wiem nawet, czy będę pamiętał ten sen – wyszeptałem.- Ludzie często zapominają sny. Ale jeśli będę go pamiętał... to na całe życie. Bo to najbardziej realistyczny sen, jaki miałem.
–    Skoro to tylko sen, to zostań tutaj – powiedziała cicho mama.- Posiedź z nami, porozmawiajmy, pobawmy się i po prostu spędźmy ze sobą jak najwięcej czasu. Jeśli to tylko sen, nie musisz ratować Kuroko. Masz go w tym drugim świecie.
    Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w nią bez słowa, w jej ciepły uśmiech i spojrzenie ciemnych oczu. Odwzajemniłem uśmiech, ostrożnie chwytając jej dłoń.
–    Nie mogę, mamo – powiedziałem.- Bardzo bym chciał. Tym bardziej, że w rzeczywistości nie ma ani ciebie, ani Sentarou, a tata... tata jest trochę inny, niż tutaj. I chociaż ten świat, świat z tobą przy boku, wydaje się stokroć lepszy niż ten mój... to jednak muszę odnaleźć Kuroko. Ponieważ dzieje mu się krzywda. Nieważne czy to sen, czy rzeczywistość... jeśli cierpi, to zrobię wszystko, by mu pomóc. Ponieważ kocham go, mamo.
    Mama sapnęła cicho, odwracając twarz przed siebie. Pokiwała głową, pospiesznie otarła łzy, które zabłysły w kącikach jej oczu. Zacisnęła usta, uśmiechnęła się słabo.
–    Mówisz mi to za każdym razem – powiedziała ze ściśniętym gardłem.- A ja i tak za każdym razem próbuję cię zatrzymać.
    Milczeliśmy przez długą chwilę, oboje z twarzami zwróconymi ku niebu, na którym rozbłysło tysiące gwiazd. Staliśmy obok siebie, matka i syn, tak blisko, a jednak odseparowani.
–    Nie wiem, gdzie jest Kuroko – powiedziała cicho mama.- Ale jeśli udasz się na południe, do chaty Szalonego Kapelusznika, na pewno znajdziesz tam odpowiedź.
–    Szalony Kapelusznik?- westchnąłem, patrząc na nią. Skinęła głową.
–    On na pewno będzie wiedział, gdzie znajdziesz swojego przyjaciela.- Mama znów uśmiechnęła się lekko, a potem przysunęła do mnie i ucałowała mnie w policzek.- Uważaj po drodze, Seijuurou. I pamiętaj, że będę tu na ciebie czekać.
    Dotknęła mojego policzka, gładząc go kciukiem, przez krótki moment przyglądała się mojej twarzy, jakby chciała ją zapamiętać. Uśmiechnęła się szerzej i ruszyła w kierunku drzwi, którymi tu weszliśmy.
–    Mamo?- zatrzymałem ją, kiedy już je otwierała. Odwróciła się, patrząc na mnie pytająco.- A gdzie jest dzwonnik, który tu mieszka?
    Mama rozchyliła lekko usta i stała przez chwilę w milczeniu. Wyglądała, jakby zaskoczyło ją to pytanie, nie dlatego, że nie znała odpowiedzi, ale dlatego, że to ja powinienem ją znać. Po chwili jednak uśmiechnęła się do mnie delikatnie i odparła:
–    To ty jesteś dzwonnikiem, kochanie.
    Po czym przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi. Wtem usłyszałem wokół siebie głośne bicie dzwonów. Zmarszczyłem brwi, rozglądając się wokół. Wcześniej nawet nie zwróciłem uwagi na fakt, że nigdzie ich nie widziałem, choć przecież znajdowaliśmy się w dzwonnicy.
    Ruszyłem do drzwi pospiesznym krokiem, szarpnąłem za klamkę i wszedłem do środka.
    Kiedy ujrzałem nagie ściany i poczułem chłód wiatru, który przedzierał się przez szpary między kamieniami, zrozumiałem, że moich rodziców i brata już tu nie ma. Zniknęły drogie dywany i meble, zniknęły wszystkie obrazy i ozdoby. Pozostały tylko schody i ściany, zabrudzone i pełne pajęczyn, jakby wieża została opuszczona wiele, wiele lat temu.
    Dzwony nadal biły.
    Nie było już odwrotu.

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wow.
      Ten rozdział kompletnie mnie zaskoczył. Był po prostu niesamowity. Oczywiście parę razy się popłakałam, czytając to, jednak wszystkie łzy spływając mijały mój uśmiech.To było genialne, niezwykłe, niesamowite. Brawa dla Ciebie, Yuuki-san! Udało Ci się zrobić z tego arcydzieło! =^3^=
      Jak w prawie każdym rozdziale dało się czuć przekaz. Tym razem był mało ukryty i był cholernie prawdziwy. ZGADZAM SIĘ Z KOTEM, KOT NA PREZYDENTA! Od zawsze uważałam, że świat ta naprawdę jest ledwo przemyślaną fikcją i pomyłką. Jesteśmy wszyscy niby tak otwarci i bogaci, a jednak ograniczeni i biedni, Stworzyliśmy swój własny świat, który bez wahania nazywamy tym realnym, nie wiedząc, jak tak naprawdę ten realny świat wygląda. Jak coś obala nasze teorie, to oddalamy się od tego nie chcąc psuć naszego wyimaginowanego przez ludzi świata, który my wciąż nazywamy rzeczywistością. Ale jakim prawem ludzie nazywają coś, co stworzyli, rzeczywistością?
      I co dalej?

      Jak się domyślasz, rozdział bardzo mi się podobał. Jest to chyba mój ulubiony (tj. jeden z ulubionych) rozdziałów Akashi in Wonderland. Pozwól, że zaprezentuję perełki:
      " Mama sapnęła cicho, odwracając twarz przed siebie. Pokiwała głową, pospiesznie otarła łzy, które zabłysły w kącikach jej oczu. Zacisnęła usta, uśmiechnęła się słabo.
      – Mówisz mi to za każdym razem – powiedziała ze ściśniętym gardłem.- A ja i tak za każdym razem próbuję cię zatrzymać."
      " - Tak, to był chyba mój ulubiony moment z całego rozdziału. Rany, to było tak cholernie dobrze trafione i dodane! No kurde, to było piękne. Po prostu cudowne, znów chcę więcej!
      " Kiedy ujrzałem nagie ściany i poczułem chłód wiatru, który przedzierał się przez szpary między kamieniami, zrozumiałem, że moich rodziców i brata już tu nie ma. Zniknęły drogie dywany i meble, zniknęły wszystkie obrazy i ozdoby. Pozostały tylko schody i ściany, zabrudzone i pełne pajęczyn, jakby wieża została opuszczona wiele, wiele lat temu.
      Dzwony nadal biły.
      Nie było już odwrotu." - No i oczywiście końcówka również jest moim faworytem. Umiesz pisać zakończenia, Yuuki-san. Serio Ci to dobrze wychodzi, bo to nie pierwszy raz, kiedy bardzo podobała mi się końcówka.

      Dlaczego perełek tak mało, skoro tak bardzo mi się podobało? Ano dlatego, bo cały rozdział uznaję za jedną, wspaniałą, lśniącą perełkę. Z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zaciekawiona, kompletnie nie wiem, czego się spodziewać. Uj z tym, że jest ósma, a ja sypiam do jedenastej, aby przypadkiem nie paść w środku dnia. Liczy się to, że trzeba skomentować rozdział! A szczególnie tak niesamowity rozdział!
      Za dwa tygodnie zapierdzielam do szkoły, a dalej nie mam zakupionych najpotrzebniejszych rzeczy + nie ma mnie dalej w Warszawie i siedzę u cioci, z którą wczoraj się pokłóciłam :') Ale te wszystkie atrakcje z życia pseudo realnego nie mogą równać się z literaturą. Bo to właśnie literatura jest naszym drugim, prawdziwszym światem, w którym nie ma ograniczeń i właśnie za to ją kocham.
      Pozdrawiam Cię cały serduszkiem, życzę nadmiaru weny i nadmiaru pomysłów! Dużo czasu na pisanie oraz jak największej ilości komentarzy c:

      Usuń
  2. Omg! Zajebistość. Zajebistość. Zajebistość. Wątek o mamie Akashiego głęboko mnie poruszył i te sceny czułości ♥. Pamiętam z jednego odcinka pod koniec trzeciego sezonu jak pokazywali małego Seijuurou i teraz wyobraziłam sobie małego Sentarou (którego imię strasznie przypomina Shintarou. Przypadek?). Skąd ty bierzesz te mądrości dziewczyno? To co piszesz w tym opowiadaniu jest bardzo denne i pokazuje wiele wartości w życiu człowieka. Cóż więcej może napisać taki przygłup jak ja? Mój mózg jedzie teraz na wstecznym by przygotować do szkoły (echu, przypominam iż rozpoczęcie roku szkolnego jest za niecałe dwa tygodnie c: ). Stalkuję.
    Weny i czasu.
    Pozdrawiam~
    Ps. Pracuję nad fanartem ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz! Ale nie mam na nic ostatnio czasu, ledwo wyrabiam się z czytaniem że o komentowania to nawet nie ma ci mówić! Obiecuje że już nie barem wszystko wróci do normy i znów będę miała czas na dokładne komentarze.
    Pozdrawiam i weny życzę Yuuki-chan!
    Haru-chan :*

    OdpowiedzUsuń
  4. *zbiera się z podłogi i morza łez* ;____; *3* Wzruszyłam się... Znowu... Co rozdział to piękniejszy i więcej w nim głębi :) nawet nie wiem jak to skomentować x] chyba najprościej jak się da- CUDO!!! *O*
    Pozdrowionka, weny i tulaski ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest.. To mnie strasznie wzruszyło... ;____; Brak mi słów normalnie! Teraz, co prawda, chwilę pospamuję, ale później napiszę coś bardziej składnego... ;-;

    ___
    ***

    Sei-chan..! ;-; Jakiś Ty biedny..! A Twoja mama jest tak wspaniałą kobietą, matką i żoną..! A Ty tak mocno zakochany jesteś, że dla Kurosia zostawiłeś swoją rodzinę, którą przecież zawsze chciałeś mieć... ;-;

    *przypadkowo, w tym momencie spłynęła jej łza zbierająca się przez całe opowiadanie*

    *poleciała druga*

    (więcej chyba nie będzie... ;-; ja tyle nie płaczę ;-;)

    O luju, nie wiem co pisać aż. T^T

    Piękne i przykre jest dla mnie to, że Akasz spotkał się ze światem, w którym jego mama nigdy nie umarła. Widzi teraz, ile tak naprawdę zmieniła jej śmierć... To jest piękne! Kurewsko piękne Yuuki-san..! ;_____;

    Doprawdy, wstyd mi, że się tak rozklejam (aż przeklinam w komentarzach)... Ale każdy przecież ma wykodowane w mózgu jakieś sytuacje, które wyciskają z niego najwięcej łez, ne..?

    U mnie to takie cusie właśnie sprawiają... ;^;

    ___
    ***

    DOBRA, WEŹ SIĘ W GARŚĆ DZIEWCZYNO, BO WSTYD PRZENOSISZ SWOJEJ RASIE...

    *Bierze się w garść*

    ___
    ***

    Ookeeyy! Już piszę normalnie.

    Co tu dużo mówić, rozdział jak dla mnie fenomenalny. Nie ma w nim jakiejś akcji czy coś, ale tak mi wpłynął na myśli, zmysły, wszystko, że... ugh... Że aż nie mogę z siebie!

    A może emocje nadal mnie trzymają po obejrzeniu dzisiejszej powtórki Hałłego Poteła na Tefałenie..? Dumbi... ;-;

    *przypomniała sobie, że miała się wziąć w garść*

    W każdym razie, tym rozdziałem sprawiłaś, że "Akashi in Wonderland" stał się nieodwołalnie jednym z moich ukochanych opowiadań. *3*

    ___
    ***

    (postaram się już jak najmniej spamować w tym komciu)

    Wracając do AkaKuro, miłość Akasza jest piękniejsza nawet od tych świecących grzybków halucynków z Nae. *^* A wyobraziłam je sobie jako naprawdę piękne. Mam nadzieję, że Akasz nauczy się, czego się ma nauczyć i będzie z Kuroko, bo ta ich miłość byłaby jeszcze piękniejsza. *.*

    Btw. Bym zapomniała o moich obiekcjach itp.:
    - Czerwone linie na jego ciele i przeraźliwe chude łapki zupełnie nie pasowały do lasu Nae, które, póki co, uznawałem za najciekawsze w moim śnie.
    Do czego odnosi się "które" oraz "najciekawsze"? Do łapek czy do lasu? A może chodzlo Ci o "miejsce"? W kontekście pasuje mi las, więc uznałam to za błędy, ale może coś mi się porypało. X.X
    - Rozejrzałem się wokół, szukając go, jednak nigdzie nie mogłem go dostrzec. Powtórzenie. Może napisz tutaj " swojego rozmówcy" lub czegoś w tym stylu?
    - (...)na coś się ona wam przyda.
    To nie jest błąd, ale lepiej by chyba wyglądało "wam" przed "ona".
    - Gotujecie wymyśle potrawy (...)
    Zjadłaś literkę. c:
    - Ciekawe, czym się ono zakończy?
    Czego dosytyczy ono, "Życia" czy "procesu"?
    - Był nakryty biało-czerwonym obrusem i syto zastawiony.
    Nie jestem pewna, ale chyba pisze się "suto", ne? ^.*
    - (...) byłem wyższy od stołu i mogłem dokładnie przyjrzeć się wyłożonym na nim potrawą.
    Potrawom.
    - A potem chwyciłem kolejny talerz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i nałożyłem sobie do samo. To.
      - (...) właśnie usłyszałem głos własnego ojca. (...) wejścia schodach schodził mój własny ojciec (...)
      Powtórzeeenia Yuuuuki. x.x
      Może mogłabyś tu napisać coś w stylu "mój rodzic" itp.
      - Weź brata na kolana – powiedział tata z uśmiechem, nakładając mamie porcję kurczaka.
      Myślałam, że to był indyk. xD

      Wgl. to, ach te trudne wybory! I reakcja mamy Akashi'ego na jego miłość względem Testu. T^T

      "(...) – Nie mogę, mamo – powiedziałem.- Bardzo bym chciał. Tym bardziej, że w rzeczywistości nie ma ani ciebie, ani Sentarou, a tata... tata jest trochę inny, niż tutaj. *poryszyło ją to* I chociaż ten świat, świat z tobą przy boku, wydaje się stokroć lepszy niż ten mój... to jednak muszę odnaleźć Kuroko. Ponieważ dzieje mu się krzywda. Nieważne czy to sen, czy rzeczywistość... jeśli cierpi, to zrobię wszystko, by mu pomóc. Ponieważ kocham go, mamo. *to też ją poruszyło*
      Mama sapnęła cicho, odwracając twarz przed siebie. Pokiwała głową, pospiesznie otarła łzy, które zabłysły w kącikach jej oczu. Zacisnęła usta, uśmiechnęła się słabo. *feelsy, feelsy bardzo*
      – Mówisz mi to za każdym razem – powiedziała ze ściśniętym gardłem.- A ja i tak za każdym razem próbuję cię zatrzymać." *rozpływa się, topi i znika wchłonięta przez spękaną glebę*
      To też było piękne. ♥ Tyle feeeeelsóóów! ;3;

      Meh. Co to w ogóle jest? Dawno już nie napisałam tak nieskładnego i dennego komentarza (i weź tu miej dobre chęci). :c

      Swoją drogą, stwierdziłam, że jeśli to Cię uszczęśliwi droga Yuuki, to mogę komentować częściej nowe rozdziały. ;3; Tym bardziej, że w pewnym sensie mi też to sprawia radość... ;3;

      Tylko muszę jeszcze nadrobić komentowanie przy ostatnim chapku BT i Cierni. ;^; To się pewnie zejdzie, bo mi napisanie jednego komentarza (takiego jak ten) zajmuje cały dzień minimum. x.x

      Życzę inspiracji, weny, czasu, szczęścia i z utęsknieniem, czekam na odpowiedź oraz kolejne rozdziały. Ja ne! ^Q^

      Usuń
    2. Meh... Jako że komentarz zaczęłam pisać wczoraj, zapomniałam o wzmiance o Harrym. x.x Stąd ta wczorajsza powtórka, meh... ;-;
      I przy monologu do siebie też popełniłam błąd..! No jak ja mogłam... ;-;
      "przenosisz wstyd swojej rasie"
      No jak..?!

      Teraz wyobraziłam sobie wstyd jako wartościowy międzygalaktyczny materiał energetyczny (za dużo scfiction). O luju, co ja robię ze swoim życiem. :C
      Jeszcze raz życzę weny i proszę, nie myśl o mnie źle po przeczytaniu tego komentarza. X.X

      Usuń
  6. To opowiadanie jest genialne.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń