[Chryzantema] Rozdział szósty

    Upłynęło kilka długich dni, nim w końcu doszedłem do siebie na tyle, by być w stanie z kimkolwiek porozmawiać. Oczywiście, pierwszą osobą, do której się odezwałem, był Reo. Chociaż Riko, usłyszawszy o tym, co się wydarzyło zabroniła służbie mnie niepokoić, Mibuchi przychodził do mnie w każdej wolnej od pracy chwili. Stał się mi jeszcze bliższy niż wcześniej, nie tylko ze względu na wsparcie, które okazywał, ale również za troskliwą opiekę, którą mnie obdarzał.
–    Aida-sama wkrótce przyjdzie cię odwiedzić – powiedział pewnego popołudnia, powróciwszy od jednego ze swoich klientów. Kurtyzana, której usługiwał pochorowała się, toteż zmuszona była zostać w swym pokoju, co jednak nie zwalniało Reo z pozostałych jego obowiązków – od rana przyjął już trzech klientów.
–    Myślisz, że ukarze mnie za to, iż nie zadowoliłem jednego z najważniejszych tutejszych gości?
–    No co ty!- Reo spojrzał na mnie z uśmiechem.- Owszem, właściciele burdelu mają w zwyczaju karać pracownice za źle wykonaną pracę, ale Aida-sama i Hyuuga-sama aż za dobrze znają Haizakiego. Nawet, jeśli się uskarża, to nic sobie z tego nie robią, upominają jedynie kurtyzany. A w tym wypadku Momoi, bo to ona głównie go przyjmuje. Ale ile razy można mówić jej, by bardziej się starała, skoro Haizaki jest wiecznie niezadowolony?- Mibuchi wzruszył ramionami i pokręcił z rezygnacją głową.- Nie, nie masz się czym przejmować, Ryou-chan! Na pewno będziecie rozmawiać o... no wiesz, tamtym dniu. Ale nic ci nie grozi, bez obaw.
–    Mam taką nadzieję – westchnąłem, ostrożnie poruszając się na futonie. Skrzywiłem się lekko, czując delikatne szczypanie odbytu. W gruncie rzeczy jednak ból ten był miliardy razy lepszy niż to, co czułem dzień po gwałcie. Dzięki maściom, którymi smarował mnie Reo, z dnia na dzień czułem się coraz lepiej. Wkrótce miałem powrócić do pracy, lecz wciąż wahałem się między posłuszeństwem Aidzie-sama, a ucieczce przed okrutnym światem kurtyzan.
–    Jak się czujesz, kwiatuszku?- zapytał Reo, uśmiechając się do mnie łagodnie.- Potrzeba ci czegoś?
–    Nie, dziękuję.- Również uśmiechnąłem się do niego, delikatnie ściskając jego dłoń.- Już wystarczająco wiele dla mnie zrobiłeś. Chyba nigdy ci się nie odwdzięczę.
    Usłyszawszy moje słowa, Reo wyraźnie się rozpromienił. Otwierał właśnie usta, by coś powiedzieć, kiedy nagle shoji naszego pokoju rozsunęły się, a w progu ujrzeliśmy Riko Aidę. Miała na sobie jedwabne, biało-czarne kimono przewiązane czerwonym pasem, w brązowych włosach tkwiła wpięta czerwona róża. Jej twarz wyrażała powagę, choć w oczach tliły się małe iskierki radości, jakby mimo wszystko tego dnia dopisywał jej humor.
–    Moja pani.- Reo skłonił się przed nią nisko, a kiedy ta odpowiedziała skinieniem głowy, zabrał grzebień oraz małe lusterko i opuścił pokój, zostawiając nas samych.
–    Witaj, Ryouta – powiedziała Aida, podchodząc do mnie i przysiadając na piętach tuż przy moim futonie.
–    Pani...- Spróbowałem się podnieść, by odpowiednio ją powitać, jednak ta położyła dłoń na mojej klatce piersiowej i pokręciła głową.
–    Nie nadwyrężaj się – powiedziała.- Winnam ci przeprosiny za to, że przychodzę do ciebie dopiero teraz. Usłyszałam o twoim nieszczęściu tego samego dnia, gdy się ono wydarzyło, jednakże byłam zmuszona wyjechać w interesach. Sporo jednak o tobie myślałam. Jak się czujesz?
–    Czuję się nie najgorzej – przyznałem.- Reo opiekował się mną jak młodszym bratem, zapewnił mi... uhm, opiekę medyczną. Dzięki niemu powoli się regeneruję.
–    Niezmiernie się cieszę, że znalazłeś tu sobie przyjaciela.- Riko uśmiechnęła się łagodnie.- Mimo, że znajdujemy się w Domu Uciech, zależy mi, by panowała tu możliwie jak najprzyjemniejsza atmosfera. Satsuki również cię odwiedzała, prawda?
–    Tak.- Skinąłem głową.- Mam nadzieję, że nie jest pani na nią o to zła. Nie zaniedbywała swoich obowiązków, po prostu się martwiła...
–    Wiem o tym – przerwała mi Riko, skinąwszy głową.- Niczym się nie przejmuj, rozumiem ich troskę. Ostatecznie są to dwie najbliższe ci osoby, to zupełnie naturalne, że niepokoi ich twój stan. Właśnie o tym przyszłam z tobą porozmawiać. Przykro mi z powodu tego, co ci się przytrafiło. Bez względu na to, czy ofiarą gwałtu jest kobieta, czy mężczyzna, wszyscy cierpią w tym samym stopniu. To, co cię spotkało, nie powinno było mieć miejsca. Wierz mi, drogie dziecko, gdyby służąca poinformowała mnie o tym, że Haizaki ma zamiar zapłacić za godzinę z tobą, nie dopuściłabym do tego. Bądź co bądź jesteś tutaj zupełnie nowy, z tego, co mi wiadomo, to był dopiero drugi raz, gdy cię sprzedano.
–    Trzeci – mruknąłem cicho, starając się nie rozpłakać.- Wcześniej dwóch klientów Satsuki chciało za mnie dopłacić. Myślę, że dzięki temu jeszcze żyję.- Skrzywiłem się lekko. Zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby Kasamatsu nie udowodnił mi, że seks potrafi być przyjemny, gdyby nie czekał cierpliwie, aż się przyzwyczaję, z całą pewnością byłoby gorzej.
    Bo wierzyłem, że mogło być gorzej. O wiele gorzej.
–    Hmm...- Riko w zamyśleniu skinęła głową.- Zawsze uważałam, że Dom Uciech jest jednym wielkim paradoksem. Choć na pozór przynosi przyjemność i rozkosz, jest to jedno z najsmutniejszych, pełnych cierpienia miejsc. Z całą pewnością Haizaki będzie twoim najgorszym wspomnieniem. Wiem, że to dla ciebie trudne, Ryouta. Możesz mi wierzyć bądź i nie, lecz gdybym miała jakikolwiek wybór, zwolniłabym cię stąd. Ale nie mogę. Musisz wytrzymać, tak jak każdy inny pracownik tego miejsca.
–    Aida-sama...- zacząłem niepewnie, patrząc na nią nieśmiało. Choć wiedziałem, że powinienem znać swe miejsce i nie spoufalać się z ludźmi będącymi na stanowisku wyżej mnie, to jednak czułem palącą potrzebę zadania pytania, które od dawna krążyło po mojej głowie.- Dlaczego to robisz? Dlaczego prowadzisz Dom Uciech? Dlaczego w ogóle ludzie otwierają takie miejsca?
    Riko przez dłuższą chwilę milczała, przypatrując mi się uważnie. Na jej twarzy malowała się powaga, dostrzegłem również wahanie i smutek. Sądziłem, że lada moment postanowi zbyć mnie i odejść, jednak ona westchnęła ciężko i spuściła wzrok na swoje dłonie, które ułożyła na udach.
–    Zanim postanowiliśmy z mężem otworzyć Dom Uciech, oboje byliśmy zupełnie innymi ludźmi. Junpei był szanowanym samurajem, pan, któremu służył był niezwykle litościwym i dobrym człowiekiem. Ja również pracowałam, prowadziłam na rynku niewielki stragan z tkaninami. Uwielbiałam szyć kimona, yukaty i wszelkiego rodzaju ozdóbki, toteż często przyjmowałam zlecenia od mieszkańców miasta, w którym mieszkaliśmy.- Riko zamrugała szybko i odchrząknęła, jakby chcąc, by jej głos nabrał mocy.- Moje dwie córki, Tsuki i Sora, często pomagały mi w sprzedaży. Radziliśmy sobie nad wyraz dobrze, mogliśmy pozwolić sobie na kupno większego domu i dostatnie życie. Lecz pewnego dnia, wracając z rynku, zostałyśmy napadnięte przez grupę pięciu roninów. Wówczas nasz dom znajdował się na wzgórzu, nieopodal świątyni, toteż za każdym razem musiałyśmy przeprawiać się przez las. Nikt nie mógł nas usłyszeć, nie miałyśmy też dokąd uciec. Zostałyśmy zgwałcone i pobite, każda przez każdego z całej piątki.- Otworzyłem szerzej oczy, rozchylając usta w niedowierzaniu. Nie miałem pojęcia co mogłem rzec, jednak wiedziałem, że zdecydowanie nie chciałem usłyszeć dalszego ciągu.- Moje córki tego nie przeżyły, były bardzo młode, jedna miała czternaście lat, druga piętnaście. Obie zmarły w moich ramionach, gdy tylko tamci odeszli. Tamte czasy były ciężkie zarówno dla mnie, jak i dla mojego drogiego męża, żyliśmy w rozpaczy i tęsknocie za utraconymi dziećmi... ale również w strachu.- Aida uniosła wzrok i spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem.- Byłam w ciąży. Dziecko narodzone z gwałtu wydawało nam się być drugą najbardziej przerażającą rzeczą, jaka mogła nas spotkać, jednak nie miałam odwagi zabić go nim jeszcze rozwinęło się w mym łonie. Postanowiłam je urodzić. Sama nie wiem, czy rozwiązanie było łaską bogów, czy nieszczęściem, jednak dziecko zmarło podczas porodu. To był chłopiec. Dałam mu na imię Kiku, czyli chryzantema. To kwiat, który wszystkim kojarzy się ze smutkiem i rozpaczą po utracie bliskich, kwiat, którym nie obdarowuje się nikogo. Mnie nim jednak obdarowano. Niechciane dziecko zrodzone z aktu przemocy... Mimo nienawiści do mężczyzn, którzy mi to zrobili, chłopiec pozostawał niewinny. Nie zrozum mnie źle, Ryouta, nie chciałam być dla niego matką, ale to nie tak, że nic do niego nie czułam, czy co gorsza darzyłam go nienawiścią. To było niewinne stworzenie, które nie zdążyło nawet mnie zobaczyć. Dlatego właśnie nazwałam je „Chryzantemą”. Ponieważ tak naprawdę kwiat ten oznacza miłość, oddanie i myślenie o bliskich. Tak jak wspominam do dziś moje ukochane córki, tak wspominam również to maleństwo.
    Aida pociągnęła nosem, pospiesznie otarła łzy, które zabłysły w jej orzechowych oczach. Odchrząknęła i znów uśmiechnęła się do mnie nieszczerze, nieco szerzej niż wcześniej.
–    Dlatego właśnie postanowiliśmy z Junpeiem otworzyć Dom Uciech. Aby już żadna kobieta nie musiała cierpieć katuszy, które ja sama znosiłam. Być może nie zapewnimy bezpieczeństwa wszystkim, ale z całą pewnością ograniczymy poszerzającą się w Edo rozpustę i przemoc. To trudne, Ryouta, wiem o tym. Nawet tutaj dziewczęta są ranione, zwłaszcza te, które nie potrafią pogodzić się ze swoim losem, jednak wierzę, że to dobre rozwiązanie. Ludzie mogą wykłócać się o to i gardzić mną, ponieważ prowadzę burdel, ale nie robię tego tylko dla pieniędzy.- Znów odchrząknęła, po czym ostrożnie ujęła moją dłoń i ścisnęła ją lekko.- Przepraszam, że cię to spotkało, Ryouta. Odpoczywaj teraz, nabierz sił, by wrócić do Satsuki. Strasznie za tobą tęskni i wciąż narzeka na zastępczego wakizashi.- Mrugnęła do mnie porozumiewawczo okiem, a następnie podniosła się i wyszła cicho z pokoju, pozostawiając mnie samemu sobie.
    Byłem w rozsypce. Nie byłem w stanie hamować łez, nawet tego nie chciałem – pozwalałem, by spływały strużkami po moich policzkach, opłakiwałem niesprawiedliwy los Tsuki, Sory i Kiku, a także wszystkich osób, które cierpiały tak jak oni i Aida-sama. Nie wstydziłem się tego, łkałem cicho tak długo, dopóki nie zabrakło mi łez, dopóki nie straciłem sił. Potem już tylko długo leżałem w milczeniu, wpatrzony w sufit, myśląc o tym, co usłyszałem.
    Chyba rozumiałem Riko. Kiedy trafiłem do Domu Uciech, kierowały mną obrzydzenie i pogarda do tego miejsca, ponieważ zostałem zmuszony do tego, by tam pracować, wbrew własnej woli. Myślałem również o Satsuki, o wszystkich tych, które sprzedawały swe ciało, ponieważ ich właśni rodzice oddali ich do tak potwornego miejsca. Teraz jednak zacząłem powoli zmieniać swoje zdanie. Nadal byłem przekonania, że to okropne miejsce, tak jak powiedziała sama Riko – pełne cierpienia i smutku. Lecz jednocześnie dzięki niemu świat był odrobinę lepszy – odrobinę bezpieczniejszy.
    Chociaż wciąż czułem się podle po spotkaniu z Haizakim, zacząłem nieco pozytywniej patrzeć na własną przyszłość.

***

    Kilka dni później w końcu mogłem wrócić do pracy. Łącznie przeleżałem na futonie niemal dwa tygodnie, więc kiedy wróciłem do przerwanych zajęć, czułem się wręcz trochę nieswojo. Magnolia zaś nie posiadała się z radości. W wolnych chwilach zajmowała mnie rozmową, z radością korzystała z mojej pomocy przy poprawianiu ubrania w włosów. Uśmiechałem się do niej, rad, że humor jej wrócił i w końcu możemy spędzać ze sobą czas.
    Wciąż obawiałem się Haizaiego. Myśl, że pewnego dnia zjawi się ponownie, chcąc skrzywdzić Satsuki lub mnie, nie dawała mi spokoju. Póki co jednak nie odwiedzał Domu Uciech, dzięki czemu wraz z Momoi mogliśmy cieszyć się samymi spokojnymi klientami.
    W tym również dawno nie widzianym Aomine Daikim.
–    Słyszałem o tym, co się stało – powiedział na wstępie, gdy tylko przywitał się z nami i usiadł na jedwabnych poduszkach. Dziwnie czułem się w jego obecności, mając na uwadze fakt, że jakiś czas temu kochałem się z nim – i był on pierwszym mężczyzną w moim życiu.
–    Aomine-sama za każdym razem chciał cię odwiedzić, ale mu na to nie pozwoliłam!- oznajmiła Magnolia, dumnie unosząc głowę.- Gdyby nie fakt, że Reo i Tetsu-kun dzielą z tobą pokój, ich też pewnie bym wygoniła, bylebyś miał spokój, Ryou-chan.
–    Dziękuję – roześmiałem się lekko.- Bardzo mi miło, że tak się o mnie troszczysz, Momocchi. Ale nie było takiej potrzeby, cieszyłem się, kiedy ktoś dotrzymywał mi towarzystwa. Rad jestem również, że o mnie myślałeś, Aomine-sama.- Ukłoniłem się grzecznie, nie śmiąc spojrzeć mu w oczy.
–    Darujcie sobie te grzecznościowe zwroty – westchnął z irytacją.- W każdym razie... no, przykro mi, że spotkała cię taka potworność. No i przy okazji, przepraszam również za siebie – dodał, rumieniąc się lekko.- Chyba nie byłem wówczas zbyt delikatny jak na twój pierwszy raz... Ale to przez to, że tak na mnie działałeś, no!
    Spojrzałem nerwowo na Momoi czując, jak na moje policzki wstępuje rumieniec. Przygryzłem wargę, okropnie zawstydzony. Nie mogłem uwierzyć w to, że Aomine tak otwarcie rozmawiał o nas w jej obecności! Przecież to bardzo intymna sprawa!
    No, nie tak intymna jak uprawianie seksu z Kasamatsu w obecności Satsuki i Moriyamy... ale wciąż intymna! O pewnych rzeczach się po prostu nie mówi.
–    Zrobiłem naprawdę kiepskie wrażenie – westchnął ciężko Aomine.- Bądź co bądź, jeszcze parę razy się spotkamy, nim wykupię wolność Satsuki, dlatego postanowiłem oficjalnie cię przeprosić i wręczyć ci drobny prezent.
–    Prezent?- powtórzyłem, wybałuszając oczy na ciemnoskórego. Ku memu zdziwieniu, mężczyzna wyjął zza pasa małą drewnianą lalkę, ubraną w kwiecistą yukatę. Jej subtelny brązowy koczek na czubku głowy został wykonany z grubego włosia, oczy i uśmiech namalowano przy pomocy farb. Po chwili wahania ostrożnie odebrałem kukiełkę.- Dzię-dziękuję... Jest mi niezmiernie miło, Aomine-sama...
–    Wystarczy samo Aomine – westchnął ciężko.- Satsuki mówiła, że kiedyś robiłeś takie lalki. Co prawda uznała, że nie powinienem ci kupować, bo jeszcze bardziej zatęsknisz za domem, ale ponieważ nie jesteś kobietą, kupienie ci naszyjnika, bransoletki czy kolczyków nie wchodziło w grę...
    Roześmiałem się niepowstrzymanie, rozbawiony. Rzeczywiście, laleczka bardzo przypominała mi te, które tworzyłem w dzieciństwie, poczułem też drobne ukłucie w sercu, tęsknotę za dawnymi czasami... lecz mimo tego cieszyłem się, że ją dostałem.
–    Jest śliczna – stwierdziłem, uśmiechając się do ciemnoskórego.- Bardzo ci za nią dziękuję, Aomine...cchi!
–    „Cchi”?- bąknął, mrugając niezrozumiale.- Ale, że co to znaczy?
    Ja już jednak mu nie odpowiedziałem, zbyt zafascynowany jego prezentem. Słyszałem, że Momoi zaczęła z nim rozmawiać, lecz po chwili odpłynąłem niemal zupełnie – wróciłem wspomnieniami do mojej wioski, do wszystkich przyjaciół, do ukochanych sióstr, które – taką miałem nadzieję – miewały się dobrze. Zastanawiałem się, czy ojciec specjalnie nie wysłał mnie do Domu Uciech zamiast jednej z nich, sądząc, że mężczyzna jest w takim miejscu bezpieczniejszy. Pierwszy raz odkąd znalazłem się w tym miejscu, czułem wobec niego wdzięczność za to, że nie skazał swych córek na podobny los, co rodzice Satsuki.
    Aomine był ostatnim klientem Magnolii, kiedy więc już się pożegnali, Momoi odeszła do swego pokoju, ja zaś postanowiłem odprowadzić Daikiego do wyjścia. Wydawał się być z tego zadowolony, ale i jednocześnie jakby podenerwowany. Szliśmy obok siebie długim korytarzem, kiedy niespodziewanie zatrzymał się i spojrzał na mnie z powagą.
–    Przeze mnie zostałeś zmuszony do sprzedawania własnego ciała – powiedział.- Gdybym wtedy na ciebie nie naciskał, z pewnością nie musiałbyś się zgadzać na Haizakiego...
–    Prędzej czy później musiałbym to zrobić – zauważyłem, uśmiechając się łagodnie.- Gdybym to na Haizakiego trafił za pierwszym razem, byłoby gorzej.
–    Nie.- Aomine pokręcił głową ze stanowczą miną.- Wiesz, jaki on jest. Mógłbyś odmówić, powiedzieć o tym Aidzie, ona by się nie zgodziła na sprzedaż ciebie.
–    Gdyby zapłacił potrójną cenę i tak by do tego doszło – mruknąłem.- Nie jesteś niczemu winien, Aomine-sa... Aominecchi. Właściwie to dzięki tobie zdecydowałem się na to wszystko. Wiedziałem już co robić, toteż było mi lżej – odrobinę lżej, ale jednak.
–    Wciąż czuję się podle, ponieważ ja sam również cię zraniłem – westchnął ciężko z nieszczęśliwą miną.- Do tej pory nie korzystałem z takich miejsc, gardzę nimi przez to, do czego jest zmuszana Satsuki. Tamten dzień, w którym dowiedziałem się, dokąd wysłali ją rodzice, był chyba najgorszym w moim życiu. Wiesz, że Satsuki była zakochana? I to z wzajemnością! Głupie dzieciaki z nas były, ale chłopak, którego kochała, był naprawdę porządnym gościem, i mimo młodego wieku poważnie o sobie myśleli. A potem wszystko się posypało, pierwszy raz, który chciała oddać jemu, oddała jakiemuś pięćdziesięcioletniemu staruchowi...- Aomine skrzywił się z niesmakiem.- Poprzysiągłem sobie, że nigdy nie tknę żadnej kobiety. To nie tak, że się ich brzydzę, podobają mi się, czasem nawet bardzo... Ale nienawidzę tego pożądania w sobie. Tej chęci...- Spojrzał na mnie, zaciskając usta, w jego oczach ujrzałem rozpaczliwą prośbę o zrozumienie.- Dopiero ty to zmieniłeś, Kise... Gdy tylko zobaczyłem cię po raz pierwszy, coś mnie tknęło... Całą noc o tobie myślałem, walcząc z własnym pragnieniem, i o ile do tej pory udawało mi się powstrzymywać, o tyle nie mogłem się pohamować. To... wtedy, to był mój pierwszy raz – wyznał cicho, rumieniąc się.- I czuję się podle, że tak źle cię potraktowałem.
–    N-nie musisz się tym przejmować, naprawdę – zapewniłem, wciąż będąc pod wrażeniem jego słów.- Przecież nie cierpiałem... aż tak bardzo, mimo wszystko starałeś się być delikatny i miałeś dobre chęci! Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszyłem, że byłeś dla mnie wyrozumiały!
–    Naprawdę?- Popatrzył na mnie niepewnie.
–    Tak.- Pokiwałem głową, uśmiechając się do niego szczerze. Byłem zaskoczony jego zachowaniem. Do tej pory sądziłem, że jest poważnym żołnierzem, pewnym siebie i eleganckim, a jednocześnie z dobrym poczuciem humoru. Wyglądało jednak na to, że w głębi siebie skrywał również wrażliwą duszę.
–    Więc...- Nagle spłonął rumieńcem, odwracając ode mnie wzrok.- Więc czy miałbyś coś przeciwko... to znaczy... Zdaję sobie sprawę z tego,że powinienem się powstrzymywać, cały czas się staram, ale... czy mimo wszystko mógłbym raz na jakiś czas... ku-kupić cię?
–    Eh?- Wybałuszyłem na niego oczy.- A-ale... Aominecchi, powinieneś oszczędzać pieniądze na wykupienie wolności Momoi!
–    Tak, tak, wiem – westchnął lekko.- Cały czas oszczędzam, wierz mi, już niedługo stać mnie będzie na to. Ale... no wiesz, nie wszystkie pieniądze odkładam dla niej. Muszę jeść, pić, kupować sobie ubrania... teraz zaistniała również ta jedna potrzeba... Możesz odmówić, jeśli mnie nie chcesz...
    Już otwierałem usta, by coś odrzec, jednak zamilkłem słysząc ostatnie jego zdanie. Jeśli go nie chcę? To brzmiało co najmniej jak wyznanie. Oczywiście, z pewnością nim nie było, wyglądało na to, że po prostu podobam się Aomine, że zwyczajnie czuje wobec mnie pożądanie.
    Czy to była pewnego rodzaju gra, by przekonać mnie do zgody? Ale przecież nie musiał mnie o to pytać, mógł po prostu mnie kupić, bez pozwolenia. W momencie, gdy oddałem mu się po raz pierwszy, przypieczętowałem swój los jako męska kurtyzana – czy jakkolwiek powinienem się nazwać. Czyżby więc zależało mu nie tylko na przyjemności, ale także na moim samopoczuciu? Co miałem sobie o tym wszystkim myśleć?
    Ostatecznie po dłuższej chwili milczenia skinąłem powoli głową. A wówczas on zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałem – nachylił się nade mną i pocałował mnie.
    Byłem tak bardzo zaskoczony, że nie mogłem ruszyć się choć na centymetr. W głowie mi zaszumiało, gdzieś z oddali słyszałem śmiechy i rozmowy mężczyzn z poczekalni, jęki i westchnięcia z pobliskich pokoi, czyjś rozbawiony krzyk.
    A potem wszystko ucichło, zamknąłem oczy i odpowiedziałem na tę delikatną pieszczotę.
    Kiedy Aomine powoli odsunął się, zobaczyłem w jego oczach niewielką iskierkę radości. Uśmiechnął się do mnie, ściskając moją dłoń, po czym odwrócił się i ruszył dalej korytarzem. Patrzyłem, jak zbiega po schodach i znika na parterze. Wśród dźwięków, które znów brzmiały w moich uszach, nie słyszałem zamykanych shoji, jednak z jakiegoś powodu wiedziałem, że wyszedł. Nie czułem już jego obecności.
    Szok powoli zaczynał ustępować, a ja musiałem przygryźć mocno wargę, gdy moje usta zaczęły rozciągać się w szerokim uśmiechu. Odetchnąłem głęboko, szybko, czując, że coś pragnie wyrwać się z mej piersi na wolność, tak jakby rozpierało mnie od środka.
    Wróciłem do mojego pokoju, przypominając sobie, jak ludzie zwykli nazywać to uczucie.
    Euforia.


9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Łaaaa!
      Pewnie Cię zdziwiłam~!
      Ja i AoKise? JA?
      Coś tu nie gra, no nie? Ta która pomijała seksy z nimi w roli głównej właśnie komentuje kolejne opowiadanie z nimi.
      Właśnie!
      Przecież ja nie lubię tego pairingu! więc co tu robię?
      Odpowiedź jest prosta;
      Mi się nudziło a ty nie raczyłaś dać opisu do tego opka, więc postanowiłam sama się dowiedzieć co to jest i czym to popić :)))
      No i kurcze... Spodobało mi się.
      Co prawda to ciężko było mi czytać seksy pomiędzy Ao i Kise, ale zrobiłam to bez pomijania jakiegokolwiek fragmentu *duma* :•》 {•~•}/
      No i dzisiaj tak patrzę a tu kolejny rozdzialik, który swoją drogą jest bardzo fajny pomimo pocałunku Aośka z Kisiom, który sam w sobie mi się podobał :)
      Kumasz? AoKise i ja + spodobało mi się.
      Sam fakt, że to przeczytałam i pozytywnie komentuje oznacza, że to jest świetne xd
      W ogóle to wszystko co jest spod twych paluszków jest świetne. Nawet to czego nie czytałam jest świetne, bo jest twoje :)
      Pozdrawiam ciepło (pomimo, że mi gorąco xd) i życzę miłego i pozytywnego tygodnia :*
      ~#TaKtóraMaOchotęRozwalićTelefonOściane

      Usuń
    2. Proszę, proszę, jeszcze troszkę i z całą pewnością polubisz AoKiski! :D "Chryzantema" to tylko jeden z wielu kroków w tym kierunku, hehe :D
      A opis opowiadania dałam wczoraj - do "Cierni" też w końcu dopisałam, ale chyba taki roboczy, bo nie powiem, żebym była z niego jakoś mega zadowolona xDD
      Dziękuję bardzo za komentarz i opinię *-*
      Również pozdrawiam cieplusio i posyłam uściski~ ♥

      Usuń
    3. Jeżeli tak się stanie to oficjalnie zostaniesz Bogiem przekonywania ... Bynajmniej mnie :)))
      No cóż, za moich czasów opisu jeszcze nie było xd Człowiek musiał sobie jakoś radzić :D
      <3

      Usuń
  2. Rozdział cudny. Wyjaśnia wiele rzeczy, których nawet nie podejrzewałam ;D Miejmy nadzieje, że Aomine dotrzyma obietnicy i następnym razem będzie trochę. .. łagodniejszy xd
    Pozdrawiam i weny życzę :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało! : D
      Również pozdrawiam cieplusio i dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
  3. Love, love, LOVE ♥. Najpierw pokochałam "Ciernie", potem "Akashi in Wonderland" a teraz "Chryzantemę". Ten rozdział rozwiał nieco kurzu z tego opowiadania i trochę więcej wiadomo dlaczego tak a nie inaczej. A tak poza tym to rozdział cud, miód, gejoza ;*. Niespodziewałam się, że Aida jednak ma w sobie tutaj jakieś jednostki dobroci :). To tyle, ja już schodzę ze sceny *ucieka za kurtyny*.
    Pozdrawiam i duuuużo weny życzę~:)
    PS. Kobito! Ty żeś miała na urlop iść a ty tu rzucasz rozdziałami. Ja nie wiem. Chyba wpakuję cię do jakiegoś samolotu do Tokio lub Kioto XD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, wpakuj mnie *-* W Tokio z całą pewnością będę zbyt zajęta Kagamim, żeby pisać, do Kioto też mogę wstąpić, na kawę z Akashim, popatrzę sobie jak morduje Alex : - )
      OJ TAK PODOBA MI SIĘ TA WIZJA.
      W każdym razie, cieszę się, że chapterek się podobał! ^^ Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplusio : D

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń