[Ciernie] Rozdział piętnasty

    Mieszkanie tonęło w ciemnościach. Słabe, przytłumione przez abażur światło stojącej na stoliku lampki, dawało jedynie fałszywe uczucie ciepła, rzucało cienie na najbliżej stojące meble, tworząc iluzje zniekształconych, pokracznych sylwetek. Niczym monstra chowające się w kątach, trwały nieruchomo, niezależnie od tego, jak długo wpatrywał się w nie mężczyzna leżący na kanapie.
    Wydawało mu się, że w nocy przebudził się około pięciu razy, w kilkugodzinnych przerwach – ale być może tak naprawdę były to tylko minuty, bowiem wokół niego wciąż trwały te same ciemności. Gdyby nastał ranek, z pewnością pojawiłby się gdzieś choćby jeden snop słonecznego światła, nieważne czy w salonie, kuchni, czy sypialni, której drzwi zostały uchylone.
    Zupełnie jakby czas stanął w miejscu, razem z jego życiem.
    Kuroko zmarszczył lekko brwi, zamrugał powoli, pozbywając się uczucia piasku pod powiekami. Przełknął ciężko ślinę, odwrócił lekko głowę, niemal z utęsknieniem patrząc na szklankę wody, stojącą na stoliku przy kanapie. Chociaż nie czuł żadnego bólu, miał dziwne wrażenie, że wystarczy najmniejszy ruch, a rana w brzuchu natychmiast da o sobie znać.
    Która mogła być godzina? Miał już dosyć spania, za każdym razem, gdy się wybudzał, zastanawiał się, czy to pora iść do pracy. Nie widział nigdzie w pobliżu żadnego zegarka, nie potrafił też oszacować godziny po świetle – a raczej ciemnościach – w salonie. Kiedy wbił spojrzenie w uchylone drzwi sypialni Akashiego, nie dostrzegł żadnego światła.
    Wszędzie było ciemno, nie licząc otoczenia salonowej lampki.
    Czy powinien zawołać Akashiego? Tylko po co? Bo chce mu się pić, a boi się ruszyć? Bo czuje, jak coś naciska na jego pęcherz, a on sam ma ochotę po prostu się przespacerować? Nie chciał budzić gospodarza, w końcu już i tak zrobił dla niego wiele tej nocy, opiekując się nim i siedząc przy nim niemal do trzeciej.
    Zaciskając zęby, chwycił się kanapy i zaczął ostrożnie podciągać do pozycji siedzącej. Tak, jak przewidział, ból szarpnął jego raną. Nie był w stanie powstrzymać jęku, jednak udało mu się usiąść. Oparł się, oddychając głęboko, następnie przysunął się powoli na skraj kanapy i, nachyliwszy się, podniósł butelkę ze stolika.
    Woda była dla niego jak cudowne lekarstwo – nie tylko pozbył się suchości w gardle, ale także nieprzyjemnego uczucia płonących wnętrzności. Opróżnił niemal całą butelkę, a potem z cichym westchnieniem zakręcił ją i odłożył na bok, by mieć ją pod ręką. Spojrzał na prawo, upewniając się, że w słabym świetle lampki zobaczy drzwi prowadzące do łazienki. Już chciał wstać i skierować się ku nim, kiedy nagle za jego plecami rozbłysło kolejne światło.
–    Już nie śpisz?
–    Akashi-kun?- Tetsuya odwrócił głowę, nieco zaskoczony.- To ty też nie śpisz?
–    Hm, oczywiście, że nie – odparł jakby z rozbawieniem, podchodząc do okien i naciskając jeden z przycisków znajdujących się na ścianie. Kuroko patrzył wielkimi oczami, jak żaluzje podnoszą się powoli, odsłaniając widok na ogromną, skąpaną w świetle dnia panoramę Tokio.- Jest trzynasta dwadzieścia sześć. Właśnie kończę przygotowywać obiad. Mam nadzieję, że lubisz warzywa gotowane na parze, bo Shintarou zalecił ci ich dużą dawkę.
–    Przepraszam, uhm... możesz powtórzyć, która jest godzina?
–    Trzynasta dwadzieścia sześć.
–    Trzynasta?
–    Dwadzieścia sześć.- Akashi skinął głową, podchodząc do niego i przysiadając na podłokietniku fotela.- Domyślam się, o czym myślisz, ale i tak jesteś spóźniony o kilka godzin, jak mniemam. Niczym nie musisz się martwić, Kuroko. Pozwoliłem sobie zadzwonić do twojego szefa i poinformować go o wypadku.
–    Oh rany.- Tetsuya momentalnie zbladł na twarzy.- Był bardzo zły?
–    W ogóle – odpowiedział Seijuurou, unosząc lekko brew.- Powiedział, że rozumie i poprosił, bym przekazał ci, abyś do niego zadzwonił po powrocie do domu.
–    I nic więcej?
–    Podziękował za telefon.- Akashi wzruszył ramionami.- Chyba nie jesteś pracoholikiem? Nie zadręczaj się tak tym, twoja nieobecność jest przecież usprawiedliwiona.
–    Mimo to, wolałbym być teraz w pracy. Nie dostanę przecież zwolnienia ze szpitala, ani żadnego innego dokumentu potwierdzającego leczenie. Myślę, że nawet oni będą chcieli dostać świstek...- dodał ciszej, krzywiąc się nieco.
–     Jeśli nie wystarczy im dowód w postaci blizny na brzuchu, to Shintarou z całą pewnością wypisze ci zwolnienie, jest przecież lekarzem – powiedział spokojnie Akashi.- I tak będziesz musiał poleżeć parę dni w domu. W obecnym stanie nie możesz się przemęczać, straciłeś sporo krwi, poza tym Shintarou wspominał, że masz anemię. I to na dość poważnym poziomie.
–    Tak, wiem – westchnął Kuroko.- Zdrowie jakoś nigdy szczególnie mi nie dopisywało. Szczęście zresztą też nie... Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Akashi-kun. Gdyby nie ty, z pewnością zginąłbym w tamtej uliczce.
    Akashi już rozchylił usta, jednak zamknął je pospiesznie nim Kuroko zdążył zauważyć, że chce coś powiedzieć. Czy zginąłby? Oczywiście, że tak. Seijuurou nie poszedł przecież za nim, by go uratować. Nie wiedział, że w alejce czeka inny morderca. Nie wiedział, że Kuroko zostanie zaatakowany. To on chciał go zabić. Gdyby nie tamten mężczyzna, Tetsuya zginąłby z ręki Akashiego.
    Ale chyba nie powinien mu tego mówić.
–    Jak się czujesz?- zapytał łagodnie.
–    Trochę kręci mi się w głowie, ale to akurat da się przeżyć – odparł Kuroko, ostrożnie unosząc splamioną krwią koszulkę i przyglądając się opatrunkowi.- Wygląda jak nasza flaga.
    Akashi zacisnął usta, powstrzymując uśmiech. Rzeczywiście, biały opatrunek w kształcie prostokąta, z czerwonym okręgiem pośrodku w miejscu rany, przypominał flagę Japonii. Wyglądało na to, że Tetsuya miał bardzo specyficzne poczucie humoru. Teraz, mogąc z nim swobodnie porozmawiać poza restauracją, Akashi w końcu miał okazję poznać go bliżej.
–    Bardzo boli?- zapytał, spuszczając wzrok. Blada skóra brzucha Kuroko oraz klatka piersiowa, którą odsłaniał, zbyt mocno przyciągały jego uwagę.
–    Dosyć mocno – przyznał Tetsuya, puszczając materiał swojej koszulki.
–    Zapewne chciałbyś się wykąpać przed obiadem – powiedział Seijuurou, podnosząc się z fotela.- Przygotuję dla ciebie ręczniki i ubrania na zmianę. Moje powinny pasować idealnie, w końcu jesteśmy podobnej postury. Uważaj tylko, by nie zamoczyć rany. Ze zmianą opatrunku musimy czekać na Shintarou.
–    Więc Midorima-san jeszcze tu przyjdzie?- zapytał Kuroko.- Chciałbym mu podziękować osobiście.
–    Tak. Szczęśliwie się złożyło, że i on ma parę dni wolnego. Pojechał pozałatwiać jakieś sprawy. Zadzwonię do niego po obiedzie.
–    Dobrze, dziękuję.- Kuroko uśmiechnął się do niego słabo.- Zawdzięczam ci tak wiele, że aż czuję się odrobinę onieśmielony w twoim towarzystwie.
–    Taka ze mnie kiepska gospodyni?- zapytał Akashi.
–    Oh, nie, broń Boże – westchnął Tetsuya ze śmiechem.- Nie to miałem na myśli! Po prostu... dzięki tobie mam szansę na lepszą pracę. Nawet, jeśli szef będzie na tyle zdenerwowany moją nieobecnością, że mnie wyrzuci, to i tak posiadając dyplom baristy, mogę znaleźć pracę w jakimś lepszym miejscu... No i zawdzięczam ci życie. Tego chyba nic nie pobije.
–    Być może – zgodził się Seijuurou.- Rozumiem, że jesteś honorowym człowiekiem, Kuroko, i za pewne zastanawiasz się w jaki sposób mógłbyś mi się odwdzięczyć. Chciałbym jednak, żebyś się tym za bardzo nie przejmował. Nie próbuję być nieskromny, czy wręcz arogancki, ale, jak sam widzisz, w swoim życiu mam dość wiele.- Akashi machnął ręką, przesuwając wzrokiem po swoim mieszkaniu.- Nie chcę, żebyś myślał, że od zawsze byłem rozpieszczonym dzieciakiem i będę żądał czegoś w zamian. Nie uratowałem cię przecież dla zysku.
–    Tak, rozumiem to.- Kuroko pokiwał głową.- Wiem, jacy są stereotypowi biznesmeni, ale, choć nie znam cię zbyt długo, Akashi-kun, jestem pewien, że bardzo się od nich różnisz. Zdaję sobie sprawę z tego, że właściwie nie mam nic, co mógłbym ofiarować ci w podzięce, ale... Myślę, że gdybyśmy byli w odwrotnej sytuacji, zrozumiałbyś, jak się czuję. Taki już jestem, nie potrafię przyjmować bezinteresownej pomocy, nie odwdzięczając się za nią.- Błękitnowłosy wzruszył ramionami.- W ogóle staram się nie przyjmować żadnej pomocy. Staram się być samodzielny aż do bólu, choć, jak widać, nie zawsze wychodzi mi to na dobre. Honor to czasami bardzo problematyczna sprawa, prawda?
–    Prawda.- Seijuurou uśmiechnął się lekko, skinąwszy głową.- Myślę, że kiedyś jeszcze wrócimy do tej rozmowy, Kuroko. Przygotuję dla ciebie te ubranie, rozgość się.
    Kuroko westchnął cicho, przecierając dłońmi twarz. Choć spał na tyle długo, by być wypoczętym, z jakiegoś powodu czuł się wyjątkowo zmęczony. Nie wiedział, czy to wina środków przeciwbólowych, czy po prostu kolejnych ciążących na jego barkach problemów, jednak to, czego obawiał się najbardziej, to jego intuicja, która od samego początku podpowiadała mu jedno.
    To jeszcze nie koniec.

***

    Posiłek miał być przede wszystkim zdrowy – tak, jak zalecił mu przygotować Midorima.
    Akashi po raz pierwszy w życiu, odkąd zaczął sam dla siebie gotować, nie czuł się dobrze we własnej kuchni. Do tej pory obiady, które dla siebie przyrządzał, doprawiał według własnego gustu, nie przejmując się zbytnio, jeśli potrawa nie wyszła taka, jaka powinna smakować najlepiej. Ale teraz, kiedy miał ugotować obiad dla Kuroko, irytowały go nawet najmniejsze czynności.
    Pure ziemniaczane z sałatką z buraczków, a do tego gotowane na parze warzywa oraz kurczak – dużo witamin mających na celu jak najszybciej postawić Tetsuyę na nogi. Posiłek wydawał się właściwie być prostym w przyrządzeniu, jednak Seijuurou wciąż nie był pewien, czy warzywa są odpowiednio miękkie, a sałatka z buraczków zbyt słodka.
    Chciał jedynie, by mu zasmakowało...
–    Akashi-kun?- Kuroko zajrzał do kuchni, jedną rękę przyciskając do brzucha. Kiedy Seijuurou na niego spojrzał, omal nie upuścił sztućców, które miał właśnie zamiar ułożyć przy talerzach na stole. Widok Tetsuyi w jego ubraniach – eleganckim czarnym swetrze i granatowych spodniach – zaparł mu dech w piersi.- Gdyby nie ten smakowity zapach, który wywabił mnie z łazienki, pewnie zasnąłbym w tej wannie.
–    Cieszę się, że tego nie zrobiłeś – powiedział Seijuurou, odchrząkując cicho.- Proszę, usiądź. Już nakładam. Masz na coś uczulenie? Nie miałem jak zapytać, gdy spałeś, a nie chciałem czekać zbyt długo z gotowaniem.
–    Z tego, co mi wiadomo, to nie.
–    Doskonale.- Akashi rozłożył na talerzach tej samej wielkości porcje, zaszczycając Tetsuyę większą ilością warzyw.
–    Mam nadzieję, że nie narzucam się za bardzo, zostając na obiedzie...
–    Miło mi, że ze mną zjesz – zapewnił go Seijuurou, siadając powoli naprzeciwko niego i starając się nie patrzeć na Kuroko zbyt długo.- Smacznego, Kuroko.
–    Smacznego, Akashi-kun.
    Czerwonowłosy siedział w bezruchu z widelcem w dłoni, przyglądając się jak Tetsuya próbuje pure oraz marchewki. Czekał w napięciu, aż mężczyzna powie coś na temat posiłku, starając się opanować euforię, która nim zawładnęła. Myśl, że to pierwszy raz, kiedy je wspólny posiłek z prawdziwym Kuroko, a nie z jego zdjęciem sprawiała, że ledwie był w stanie usiedzieć w milczeniu na miejscu.
    Tak wiele chciał mu opowiedzieć...
    Tetsuya nadal się nie odzywał. Jadł w milczeniu ze wzrokiem wbitym we własny talerz. Dopiero kiedy uniósł głowę i spostrzegł, że Akashi nawet nie tknął swojego posiłku, czekając za opinią, przełknął pospiesznie kawałek brokuły i otarł usta serwetką.
–    Przepyszny obiad, Akashi-kun – powiedział.- Smakuje doprawdy wybornie. Gdzie uczyłeś się gotować?
    Akashi skinął głową na komplement, odrobinę rozbawiony.
–    Jestem samoukiem – odpowiedział, zabierając się za swój posiłek.- Cieszę się, że nie wyszło najgorzej. Gotowanie dla samego siebie to jedno, ale kiedy trzeba przygotować coś dla gościa, to już inna sprawa.
–    Nigdy nie byłem szczególnie wybredny, jeśli chodzi o jedzenie.- Kuroko wzruszył lekko ramionami.- W porównaniu z tym, co ja sobie przygotowuję w domu, twój obiad to jak posiłek w pięciogwiazdkowej restauracji. Z tym, że kilka razy większa porcja.
–    Dlatego właśnie nie lubię pięciogwiazdkowych restauracji – powiedział Akashi.- Nie jestem skąpy, nic z tych rzeczy, ale nie potrafię zrozumieć jak można wydać tak ogromną sumę na obiad, który w gruncie rzeczy ma wielkość przystawki.
    Kuroko odkaszlnął, starając się nie parsknąć śmiechem. Pokiwał głową na znak, że zgadza się ze zdaniem Akashiego. Seijuurou patrzył na niego chwilę jakby z zaskoczeniem, szybko jednak wrócił do przerwanego posiłku. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, jak zabawnie brzmiał w tym momencie.
    Chwilę jedli w milczeniu, skupiając się na posiłku, kiedy nagle na korytarzu rozległ się cichy trzask zamykanych drzwi.
–    Czyżby twoja żona, Akashi-kun?- zapytał Tetsuya.
–    Jestem kawalerem – odparł spokojnie.- To Shintarou.
–    Oh, rozumiem. Musisz mieć do niego sporo zaufania, dając mu klucze do swojego mieszkania...
–    To nie do końca tak – rzekł Akashi, upiwszy łyk wody mineralnej.- Shintarou jest właścicielem tego apartamentowca, więc siłą rzeczy ma własne klucze. Ale fakt, mam do niego zaufanie. Przyjaźnimy się niemal od narodzin.
    Wysoki, zielonowłosy mężczyzna ubrany w jasne dżinsy i szarą bluzę, stanął w progu kuchni i zapukał lekko w drzwi, drugą dłonią poprawiając swoje okulary. Kuroko znów przetarł usta serwetką i chwycił się stołu, chcąc wstać i przywitać się z Midorimą, ten pokręcił głową.
–    Niech się pan nie kłopocze – powiedział.- Maniery obowiązują tylko pełnosprawnych.
    Kuroko, nie mając pojęcia jak odebrać jego słowa, postanowił przejść do rzeczy.
–    Bardzo dziękuję za pańską pomoc, doktorze Midorima. To, co pan dla mnie zrobił, wiele dla mnie znaczy. Nie mam pojęcia, jak mógłbym się panu odwdzięczyć.
–    Jestem lekarzem, Kuroko-san – powiedział Shintarou.- Ratowanie ludzkiego życia to nie tylko mój sposób na zarabianie, ale również mój obowiązek. Podobnie jak Seijuurou – dodał nieco oschlej, spoglądając na przyjaciela. Akashi popatrzył na niego spod przymrużonych powiek, jakby chciał ostrzec go przed powiedzeniem czegoś, czego nie powinien. Uniósł szklankę wody i upił niewielki łyk.
–    Witaj, Shintarou. Jadłeś już obiad?
–    Na mieście – odparł zielonowłosy.- Wróciłem nieco wcześniej i pomyślałem, że do was zajrzę. Jak się pan czuje?- zwrócił się do Kuroko.
–    Bardzo dobrze, dziękuję. Rana oczywiście boli, ale nie jest tragicznie. Wszystko dzięki...
–    Kiedy skończy pan posiłek, zmienię panu opatrunek – przerwał mu Midorima.- Pójdę po niego do siebie, przy okazji wypiszę również zwolnienie. Z tego, co słyszałem, pracuje pan w restauracji Yokozuna.
–    Tak, zgadza się, ale... uhm... czy mogę wiedzieć, jak długo zaleca mi pan odpoczynek?
–    Minimum tydzień. Rana po nożu, to rana po nożu, nie można tego bagatelizować. Do tego jest pan osłabiony przez utratę krwi, będąc anemikiem... Tydzień to bardzo naciągane minimum.
–    Rozumiem...- mruknął Kuroko. Nie chciał się sprzeczać z doktorem, w końcu znał się na rzeczy o wiele bardziej niż on. Nie oznaczało to jednak, że miał zamiar zastosować się do jego zaleceń. Może pakować w siebie witaminy i pić litrami sok z buraków, ale na pewno nie będzie siedział w domu przez cały tydzień, gdy jego stanowisko w pracy było tak niepewne.- Bardzo dziękuję.
    Midorima skinął głową, po czym wyszedł z kuchni, nie zaszczycając Akashiego choćby spojrzeniem. Wiedział zapewne, że napotka wówczas bardzo niezadowolony wzrok Seijuurou.
–    Nie przejmuj się nim, Kuroko – powiedział spokojnie.- Da się znieść Shintarou, choć momentami jego charakter staje się potworny. Jeśli będzie dla ciebie oschły, albo wręcz niemiły, po prostu go zignoruj. Widać lekarze już tak mają.
–    Nieważne, jakim jest człowiekiem. On również uratował mi życie, więc i jemu jestem wdzięczny, w równym stopniu, co tobie, Akashi-kun.
–    Niepotrzebnie – mruknął pod nosem czerwonowłosy, jednak Kuroko już tego nie dosłyszał. Wzdychając, zaczął kończyć swój posiłek, by przygotować się do zmiany opatrunku.
    Kiedy Midorima wrócił z apteczką zawierającą niezbędne rzeczy potrzebne do zmiany opatrunku, Kuroko siedział już w salonie na kanapie. Akashi w tym czasie sprzątał po obiedzie, starając się pospieszyć i jednocześnie nie roztrzaskać wszystkich naczyń. Nie chciał na długo zostawiać Tetsuyi i Shintarou samych, zwłaszcza, że zielonowłosy miał wyraźnie kiepski humor, spowodowany nie tylko śmiercią ich sąsiada, ale również faktem, że został zmuszony do pomocy Kuroko.
–    Jak to wygląda?- zapytał Tetsuya, leżąc na kanapie z uniesioną koszulką i odrobinę opuszczonymi spodniami. Przygryzał wargę, wpatrując się w sufit i nawet nie myśląc o tym, by choćby przelotnie spojrzeć na ranę.
–    Wizualnie wygląda ohydnie, ale pomijając estetykę, rana ładnie się zagoi, zostanie jedynie prosta blizna. Za jakieś trzy, cztery tygodnie ściągniemy panu szwy.- Midorima zaczął ostrożnie przemywać ranę.- Ma pan szczęście, że ostrze noża nie naruszyło żadnych ważnych narządów wewnętrznych i nie trzeba było pana operować. Nie mam zamiaru wtrącać się w pana sytuację finansową, ani potępiać czynów Seijuurou, ale to było głupie, przywozić pana tutaj. Nie mam pod ręką odpowiedniego sprzętu do przeprowadzania operacji, a gdyby ta była konieczna, z pewnością wykrwawiłby się pan w drodze do szpitala.
–    Oh.- Kuroko nie miał pojęcia co powiedzieć po usłyszeniu czegoś tak przerażającego. Wyglądało na to, że naprawdę miał wiele szczęścia.
–    Domyślam się, że chce pan jak najszybciej wrócić do pracy – dodał Midorima, sięgając po czysty opatrunek.- Z pewnością nie ma pan zamiaru odpoczywać w domu przez ten tydzień, który stanowczo zalecam, dlatego pozwolę sobie pana ostrzec: jeżeli rana się otworzy przez wysiłek, jakiego zamierza się pan podjąć, nie pomogę panu ponownie. Jeśli chodzi o zasłabnięcie z powodu anemii, sytuacja prezentuje się tak samo. A zapewniam, że będzie pan bardzo słaby przez najbliższe dni. Ma pan anemię i stracił pan sporo krwi, trzeba uzupełnić te „braki” w organizmie. Przygotowałem już dla pana specjalną dietę, której musi – powtarzam, musi – pan przestrzegać. Jest pan na coś uczulony?
–    Nie.
–    Doskonale.- Shintarou przycisnął nieco opatrunek, upewniając się, że dobrze go przykleił.- Dam panu kilka kompletów opatrunku i napiszę, kiedy ma pan go zmieniać. Trzy dni w domu.- Midorima wbił w niego poważne spojrzenie.- Ostateczne minimum. Po trzech dniach może pan wrócić do pracy, ale zalecam bardzo dużo przerw, w każdej wolnej chwili, a nawet i bez niej. Nie może się pan przemęczać. Jeśli pan się do tego nie zastosuje i coś się stanie, nie odpowiadam za to, zrozumiano? Nie będę też służył pomocą, ani nie poślę do kogokolwiek innego.
–    Zrozumiałem.- Kuroko skinął głową, podnosząc się ostrożnie.- Dziękuję, panie doktorze.
–    Niech mi pan nie dziękuje za coś, do czego się pan nie dostosuje, bo to mi ubliża – powiedział Midorima, zamykając apteczkę. Podniósł się z podłogi, na której do tej pory klęczał, zmieniając opatrunek, po czym bez słowa wyszedł z mieszkania.
    Tetsuya odprowadził go wzrokiem, z lekko uchylonymi ustami. Wyglądało na to, że Akashi niewiele się mylił, mówiąc, że momentami charakter jego przyjaciela był „potworny”. Chociaż Midorima miał trochę racji – w końcu Kuroko miał zamiar wrócić do pracy po kilku dniach i dawać z siebie wszystko – to jednak jego słowa brzmiały ostro i nieco bezczelnie.
–    Shintarou już poszedł?- zapytał Akashi z zaskoczeniem, wychodząc z kuchni.
–    Tak – odparł Tetsuya.- Bardzo mi pomogliście, dziękuję za wszystko. Będę już zbierał się do domu, nie chcę nadużywać twojej gościnności.
–    Nie nadużywasz jej.- Seijuurou wzruszył lekko ramionami, wycierając dłonie w ręcznik, który ze sobą przyniósł.- Poczekasz chwilę? Przebiorę się i cię odwiozę.
–    Będę... ponownie... wdzięczny.- Tetsuya uśmiechnął się do niego.- Przechodzenie tak niewielkich dystansów jak z łazienki do kuchni, czy z kuchni do salonu to nic przerażającego, ale droga do domu zapewne byłaby problemem. Poza tym nie mam pojęcia, jak stąd trafić do siebie.
–    Żaden problem. Wrócę za moment, poczekaj tutaj.
    Kuroko odprowadził go wzrokiem, wzdychając cicho. Po raz ostatni rozejrzał się wokół siebie, sunąc spojrzeniem po eleganckich meblach i nowoczesnym wystroju wnętrza. Oczywiście, nie mógł nawet porównywać swojego mieszkania do tego pięknego apartamentu, i w głębi duszy zaczynał już tęsknić za kanapą, na której właśnie siedział. Stanowczo zbyt szybko był gotów przyzwyczaić się do luksusów, które zastał w domu Akashiego. Powrót do własnego domu był jak powrót z Krainy Czarów – czekała na niego szara rzeczywistość i walka o każdy radosny moment w jego ponurym życiu.
    Żywił jednak nadzieję, że ostatnia noc, podczas której został uratowany przez Seijuurou, była szansą na nowe życie. Chciał wierzyć, że uda mu się wyjść na prostą i stanąć na nogi, że w końcu zacznie budzić się z uśmiechem na twarzy.
    Naprawdę, bardzo chciał w to wierzyć.

5 komentarzy:

  1. Aaaaaaa!!!
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Biorę się za czytanie. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaaa!!!
      .
      .
      .
      .
      Przeczytałam. XDDDDD
      No to tak...
      Akaś, seriosly? Gdyby nie napastnik Tetsu, to Sei by go zabił... Da faq. XD
      Midorima taki oschły Tsundere. XD
      Rozdział super, i zacnie, że jest. XD
      ~Arisu.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jezu, to jest świetne *-* Miałam nadzieję, że Kuroko zostanie u Akashiego trochę dłużej xD
      "– Już nie śpisz?
      – Akashi-kun?- Tetsuya odwrócił głowę, nieco zaskoczony.- To ty też nie śpisz?
      – Hm, oczywiście, że nie – odparł jakby z rozbawieniem, podchodząc do okien i naciskając jeden z przycisków znajdujących się na ścianie. Kuroko patrzył wielkimi oczami, jak żaluzje podnoszą się powoli, odsłaniając widok na ogromną, skąpaną w świetle dnia panoramę Tokio."
      Ten fragment mnie rozwalił xDD
      Czekam na więcej *----*


      Weny~
      Mahi

      Usuń
  3. cud, miód i nożyczki, alee... co ma oznaczać to zakończenie?! tylko mi nie mów, ze z Kurosiem, albo raczej jego przyszłością wiąże się tylko dwumetrowy dół i trumna!!!
    czekam na następny rozdział :3 przesyłam ciepłe tulaski i duuuuużo weny ;**

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń