[Ciernie] Rozdział szesnasty

    Powrót do rzeczywistości wydawał się Kuroko być bardziej bolesnym, niż dźgnięcie nożem. W jego szarym mieszkanku, wyposażonym jedynie w najpotrzebniejsze meble panowała ta sama cisza, co zawsze, przerywana jedynie przez dźwięki przejeżdżających za oknem samochodów. Ten jeden dzień, kiedy po przebudzeniu miał z kim porozmawiać, i z kim zjeść posiłek, zdawał się być wyśnionym marzeniem.
    Rana nie bolała tak bardzo, jak się spodziewał. Już następnego dnia był w stanie poruszać się bez krzywienia miny, choć jego tempo spadło o jakieś siedemdziesiąt procent. Często dopadały go zawroty głowy i mdłości, dlatego też większość czasu drzemał na kanapie, oglądał telewizję lub czytał książkę. Nie było mowy, by pójść na zakupy i uzupełnić braki w szafkach i lodówce – i tym samym nie było również mowy, by nikogo nie prosić o pomoc.
    Kiedy rozległy się trzy, szybko po sobie następujące dzwonki, Tetsuya odrzucił z westchnieniem koc, którym się nakrył, po czym wstał z kanapy i udał się powolnym krokiem do drzwi. W tym czasie jego gość zadzwonił ponownie – tym razem długo naciskając przycisk.
–    Tak, tak, otwieram – mruknął Kuroko.
–    Oh.- Mężczyzna, który stał u progu z dużą siatką z zakupami zamrugał, zaskoczony.- Przepraszam, myślałem, że to mieszkanie mojego przyjaciela, a nie kostnica...
–    Bardzo śmieszne – burknął Tetsuya, przesuwając się na bok.- Miło, że do mnie wpadłeś, Ogiwara-kun. Dziękuję za zrobienie zakupów.
–    Żaden problem!- zawołał radośnie szatyn, wchodząc do jego mieszkania i od razu ściągając buty oraz kurtkę.- Strasznie blady jesteś, Kuroko! Chyba masz mi sporo do opowiedzenia, co?
–    Tak, ale cierpliwości, wszystko po kolei.- Tetsuya zamknął za nim drzwi i poczekał, aż jego przyjaciel zawiesi kurtkę na wieszaku.- Wybacz, że oderwałem cię od twoich obowiązków...
–    Daj spokój, mówiłem ci, że mam dzisiaj wolne.- Ogiwara zmarszczył czoło, wyraźnie rozdrażniony.- Wiem, że oboje pracujemy i kiepsko u nas z czasem, ale ostatnio tak rzadko się widujemy, że zapomniałem jakiego koloru są twoje włosy!
–    Zawsze sądziłem, że nie da się ich zapomnieć...
–    No właśnie!- Shigehiro wyszczerzył do niego zęby, chwytając za siatkę i raźnym krokiem ruszając do kuchni.- Jadłeś już coś, czy masz tak zwane studenckie pustki?
–    Niestety to drugie – westchnął Kuroko.- Przygotuję herbaty...
–    Żadne mi „przygotuję herbaty”, Panie Zombie.- Ogiwara spojrzał na niego znacząco.- Ty już sobie lepiej usiądź, ja się wszystkim zajmę. A przynajmniej się postaram, bo wiesz, że u mnie z gotowaniem nie jest najlepiej.
–    Pamiętam o tym.- Tetsuya uśmiechnął się lekko, siadając posłusznie przy stole i przyglądając się szatynowi, który rozpoczął przygotowywanie posiłku.- Mogę wiedzieć, co przygotowuje dzisiejszy szef kuchni?
–    To zależy od poziomu twojego głodu. Określ go w skali od jeden do dziesięć.
–    Cz...
–    I pomnóż przez dwa, znając ciebie.- Shigehiro wywrócił oczami.
–    Eh...no to osiem – westchnął Tetsuya.
–    Świetnie, bo ja dziesięć. W takim razie zrobimy coś w miarę sytego. Starałem się trzymać listy, którą mi przesłałeś w smsie, ale wypisałeś prawie same warzywa...
–    Lekarz mi tak zalecił.
–    Lekarz?- Ogiwara spojrzał na niego z zaskoczeniem.- To co ci dolega? Myślałem, że się po prostu przeziębiłeś.
–    Nie, to głównie przez anemię. Uhm... chyba właśnie to będzie najciekawszym punktem programu, jeśli chodzi o opowiadanie sobie co słychać.- Tetsuya uniósł ostrożnie czarną koszulkę, którą na sobie miał. Shigehiro wpatrzył się w milczeniu w świeżo założony opatrunek na bladym brzuchu Kuroko.
–    Wycięli ci wyrostek?
–    Wyrostek jest bardziej po prawej. To jest... to jest po prostu rana. Zostałem zaatakowany i dźgnięty nożem.
    Ogiwara jeszcze przez chwilę patrzył na jego ranę, po czym powoli uniósł spojrzenie na twarz Tetsuyi. Przyglądał mu się podejrzliwie, jakby sądząc, że sobie z niego żartuje, a potem odrzucił paczkę sera, którą trzymał w dłoniach, i natychmiast usiadł przed Kuroko z zaniepokojoną miną.
–    Co ty fanzolisz, Kuroko?- jęknął.- Jak to zostałeś dźgnięty nożem? Ale że jak?! Czym?!
–    No... nożem – mruknął Tetsuya.- Przecież mówię...
–    Kiedy? I jak to się stało?! W ogóle, kto ci mógł zrobić coś tak potwornego, i po co?!
–    Ogiwara-kun, uspokój się, proszę – powiedział spokojnie błękitnowłosy.- To nie jest nic poważnego, szybko otrzymałem pomoc. Nie wiem, kto to zrobił, ale... - Tetsuya westchnął ciężko.- To był morderca. On... po prostu chciał mnie zabić, dla czystej przyjemności.
–    Mordowanie nie jest przyjemne!- zaprotestował żywo Ogiwara, łapiąc dłonie Kuroko i ściskając je delikatnie.- To dlatego jesteś taki blady? Oh, biedaku, pewnie straciłeś mnóstwo krwi, a przecież masz anemię... Jeśli potrzebujesz krwi, to mogę ci oddać swoją, pamiętaj! Z tego co wiem, mamy tę samą grupę!
–    Tak, dziękuję za twoją nadmierną troskę, ale naprawdę, nie potrzebuję transfuzji, Ogiwara-kun. Już jest lepiej, muszę po prostu trzymać się odpowiedniej diety, a wszystko wróci do normy. Jedyne co, to będę miał bliznę, to wszystko.
–    Jak to się stało?- zapytał Ogiwara, wpatrując się uważnie w jego twarz.
–    Nie dokończysz najpierw obiadu?- westchnął Kuroko, nie czując się zbyt komfortowo, mając twarz przyjaciela niemal przed nosem.- Mamy sporo czasu, żeby sobie poopowiadać historie. Chyba, że będziesz się spieszył?
–    Oh, nie, nie, nie.- Shigehiro pokręcił szybko głową.- Szczerze mówiąc, kiedy napisałeś mi, że kiepsko z twoim zdrowiem, to chciałem się tobą zaopiekować i zostać na noc.
–    Bardzo mi miło, ale...- Tetsuya przygryzł lekko wargę.- Wątpię, żeby Hisato-san była zadowolona...
–    Ah, jeśli o Chiyo chodzi... - Ogiwara podrapał się po głowie, uśmiechając nieśmiało.- Rozstaliśmy się.
–    Rozstaliście?- powtórzył z niedowierzaniem Kuroko.- Ale... jak to? Przecież byliście zaręczeni.
–    To ja zerwałem – westchnął Shigehiro, wstając i wracając do przerwanego przygotowywania obiadu.- To nie było nic przesadnie poważnego, nie zdradzaliśmy się, ani nic z tych rzeczy, ale... No wiesz, uczucie się jakoś tak, yyy... wypaliło, czy coś.
–    Wypaliło?- Kuroko uniósł lekko brew.- Ogiwara-kun, znam cię od ponad piętnastu lat i dobrze wiem, kiedy kłamiesz. Co się stało?
–    Czy to ma teraz jakieś znaczenie?- mruknął Shigehiro.- Jesteś ranny, Tetsu. Pierdziulkam, mogłeś zginąć, normalnie! Chcę znać szczegóły, i to szybko.
–    Chyba nie dojdziemy do porozumienia, za wcześnie na to – westchnął Tetsuya, przecierając dłońmi twarz.- Zrobimy inaczej. Dopiero co przyszedłeś, jesteś... obaj jesteśmy głodni, więc najpierw coś zjemy, a potem usiądziemy z herbatą w salonie i na spokojnie porozmawiamy. Możesz zostać na noc, nie mam nic przeciwko, ale czy będzie ci wygodnie dojechać stąd do pracy?
    Ogiwara przez dłuższą chwilę nie odzywał się, wypakowując zakupy. Minę miał nieco obrażoną, ale wyglądało na to, że powodem wcale nie jest sprzeczka z Tetsuyą.
–    Nie idę do pracy – burknął Shigehiro.
–    Ponieważ...?
    Szatyn cisnął ze złością opakowaniem szynki o blat kuchennej lady, po czym spojrzał na swojego przyjaciela.
–    Wylali mnie.
–    Wyla...- Kuroko urwał, na moment zamykając oczy.- Okay, stanowczo zbyt rzadko się widujemy. Wygląda na to, że mamy o wiele więcej tematów do omówienia, niż nam obu się wydawało. Powiedz mi tylko, czy zamierzasz zrzucić na mnie jeszcze jedną bombę w postaci szokującej informacji, czy nie, bo wolałbym się jakoś psychicznie na to przygotować.
–    Nie, raczej nie.- Ogiwara zastanowił się przez moment.- Chyba, że chcesz posłuchać o moich zaparciach.
–    To sobie podarujemy – mruknął Tetsuya, jednak uśmiechnął się, odrobinę rozbawiony.- Weźmy się lepiej za ten obiad. Im szybciej, tym lepiej.

    Niecałe dwie godziny później mężczyźni usiedli w salonie, rozsiadając się wygodnie i nakrywając kocem. Na stoliku przed nimi stały już dwa kubki gorącej herbaty oraz skromny zbiór słodkości, które kupił Ogiwara. Ponieważ Tetsuya jadł swój posiłek dwa razy wolniej niż jego przyjaciel, Shigehiro zdążył posprzątać w kuchni i teraz obaj mieli całe popołudnie dla siebie.
–    Myślisz, że to właśnie tak czują się kobiety, kiedy przychodzą do siebie na ploteczki?- zapytał Ogiwara z grobową miną.- Jestem przerażony, Kuroko. Czuję się jak na spotkaniu dla anonimowych alkoholików.
–    Racja. W końcu będziemy mówić o naszym uzależnieniu od problemów. Z tym, że nie jesteśmy anonimowi.
–    Weź przestań...- westchnął Shigehiro, przeczesując dłonią włosy.- Ja tu od zmysłów odchodzę, Kuroko... Powiedz mi w końcu, jak to się stało, że zostałeś zaatakowany? Nie mogę przestać o tym myśleć...
–    Zauważyłem – mruknął Tetsuya, upijając łyk herbaty. Jeszcze przez chwilę milczał, a potem zaczął cicho opowiadać o nocy, kiedy udał się na kurs baristów, pomijając intymne chwile spędzone z Kise. Starał się nie okazywać po sobie zdenerwowania, zacisnął jedynie dłonie na kubku herbaty, gdy w końcu doszedł do fragmentu, w którym przewrócił się, a napastnik przygniótł go do ziemi i wbił nóż. Shigehiro słuchał go z uwagą, patrząc na niego wielkimi oczami. Zdołał się jednak lekko uśmiechnąć, kiedy Kuroko powiedział mu o tym, jak Akashi Seijuurou zatroszczył się o jego komfort.- Midorima-san zmienił mi opatrunek, a Akashi-kun odwiózł do domu. Dzwonił do mnie dziś rano, by zapytać, jak się czuję.
–    Czy to twój nowy najlepszy przyjaciel?- zapytał szatyn.
–    Proszę?- Kuroko spojrzał na niego bez zrozumienia.
–    Ah, wybacz – zaśmiał się Shigehiro.- Przyzwyczaiłem się do myśli, że to ja jestem twoim najlepszym przyjacielem, ale kiedy tak słucham o tym, jak wiele zrobił dla ciebie ten Akashi, czuję, że moja pozycja w twoim życiu jest zagrożona!
–    Jesteś głupi, Ogiwara-kun – stwierdził dobitnie Tetsuya.- Znam go niemal przelotnie, to tylko stały klient w Yokozunie. Rzeczywiście zrobił dla mnie wiele, ale to chyba nie powód, żeby nazywać go od razu przyjacielem? Poza tym... proszę cię, naprawdę jesteś zazdrosny?
–    No, trochę.- Ogiwara wzruszył lekko ramionami.- Ale cieszę się, że ci pomógł! Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby go tam nie było! A tak swoją drogą, to co on tam robił?
–    Nie wiem – odparł szczerze Tetsuya.- Nie pytałem go. Zresztą, czy to ważne? Pewnie miał jakieś sprawy do załatwienia na mieście, albo był u kogoś w odwiedzinach.
–    Hmm...- Shigehiro zsunął się nieco z kanapy, by móc wygodnie oprzeć głowę o ramię przyjaciela.- Bardzo boli ta twoja rana?
–    Da się żyć. Chyba bardziej dokucza mi teraz anemia.
–    A tak poza tym? Radzisz sobie, Kuroko? Teraz z tym dyplomem baristy pewnie będziesz miał lepiej w pracy, co?
–    Taką mam nadzieję. Może wyjdę na prostą. Chociaż pracowanie dla yakuzy trochę mnie przeraża...
–    Yakuza? To Genta jest w Yakuzie?
–    Genta? Ah, no tak, przecież ty nic nie wiesz...- Tetsuya westchnął lekko.- Genta zniknął. Okazało się, że miał długi u jednego gościa, szefa yakuzy. Głupi grubas zapadł się pod ziemię, a mafia przejęła restaurację. Cudem udało mi się zachować pracę, bo chcieli mnie zwolnić. Przekonał ich Akashi, a dokładnie fakt, że przychodzi do Yokozuny, ponieważ lubi kawę, którą przygotowuję.
–    Ojej, to miłość!
–    Ogiwara-kun, nie komentuj.- Kuroko wywrócił oczami z uśmiechem.- W każdym razie zgodzili się, żebym został, pod warunkiem, że podszkolę się na baristę. Teraz, po remoncie, zapewne jest tam ładniej i schludniej. A przynajmniej taką mam nadzieję, nie chciałbym, żeby Yokozuna stała się czarno-czerwonym barem z nagimi kobietami tańczącymi na rurze tuż nad talerzem gości...
–    I jeszcze w klatce – dodał od siebie Ogiwara.- Ah, sorki, miałem nie komentować.
–    Przede wszystkim nie próbuj przeciągać tematu – skarcił go Tetsuya.- Wiesz już, co słychać u mnie, i to poniekąd ze szczegółami. Teraz twoja kolej. Co się stało z tobą i Hisato-san?
–    Rozstaliśmy się.
–    To już słyszałem. Nie poznałem tylko powodu. Coś się między wami nie układało?
–    Można tak powiedzieć – westchnął szatyn.
–    Ogiwara-kun, proszę cię, bądź ze mną szczery.
–    Rozzłościsz się, jeśli ci powiem – burknął Shigehiro.
–    Jeśli mi nie powiesz, też się rozzłoszczę, więc na jedno wychodzi.
–    Noo...- Ogiwara zerknął na niego, myśląc nad jakąś ripostą, jednak ostatecznie nie był w stanie wymyślić czegoś sensownego. Westchnął ciężko, po czym odchrząknął cicho.- Pokłóciliśmy się o ciebie.
–    O mnie?- Kuroko spojrzał na niego ze zdziwieniem. Ponieważ Shigehiro wciąż opierał głowę o jego ramię, Tetsuya był w stanie widzieć w głównej mierze jego brązowo-czarne włosy.- Jak to o mnie? Domyślam się, że Hisato-san nie przepadała za mną, bo dość długo z wami mieszkałem, ale... przecież od tak dawna się nie kontaktowaliśmy, że powinna już o mnie zapomnieć.
–    No i zapomniała – westchnął Ogiwara.- A ściślej mówiąc: miała zamiar zapomnieć. No wiesz, powoli zaczęliśmy myśleć nad tymi wszystkimi pierdółkami dotyczącymi ślubu. Chcieliśmy ustalić datę, rozplanować mniej więcej menu weselne, wystrój sali, no i przede wszystkim zająć się listą gości.
–    Oh.- Kuroko zaczął już domyślać się, o co jego przyjaciel mógł pokłócić się z narzeczoną.
–    „Oh” to mało powiedziane.- Shigehiro przygryzł wargę, siadając normalnie i opierając się o oparcie kanapy.- Rozumiem, że mogła nie być przesadnie zadowolona, kiedy u nas nocowałeś... mnie to oczywiście nie przeszkadzało, jesteś dla mnie jak brat!- zapewnił, patrząc na niego z powagą.- Ale kiedy usiedliśmy nad kartką, żeby zrobić tę głupią listę, i Chiyo spojrzała na mnie i powiedziała „Shige... nie chcę, żeby Kuroko był na naszym ślubie”... no... no po prostu zdębiałem, rozumiesz? Przecież nigdy nie zrobiłeś nam nic złego! Gdy z nami mieszkałeś, każdego dnia okazywałeś nam, jak głupio ci z tego powodu, wynajdowałeś byle pretekst, żeby dać nam prywatność, każdą wolną chwilę poświęcałeś na szukaniu mieszkania! Nie wyciągałeś mnie na żadne piwo, ani nie zachęcałeś do podrywania dziewczyn na mieście, byłeś lokatorem perfekcyjnym...! A ona mimo to nie chciała, żebyś był na naszym ślubie.
–    To nie koniec historii, prawda?- zapytał cicho Kuroko.- Przecież to nie jest powód, żeby zerwać zaręczyny. Byliście ze sobą od prawie pięciu lat.
–    Mylisz się, to jest powód – mruknął Ogiwara.- Pytałem ją, dlaczego nie chce, żebyś był na naszym ślubie, a ona za każdym razem odpowiadała, że po prostu tego nie chce! Gdybyś był heteroseksualny, pewnie pomyślałbym, że się ze sobą przespaliście, i dlatego nie chce jakiejś konfrontacji czy coś, ale to niemożliwe! Pomijając fakt, że wolisz facetów, to przecież jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie ma opcji, żebyś zrobił mi coś takiego!
–    Cieszę się, że tak uważasz – powiedział Kuroko.- I, oczywiście, nie mylisz się. Ale dlaczego zerwaliście z takiego powodu? Chciałbym być na twoim ślubie, ale skoro Hisato-san sobie tego nie życzyła, mogłeś na to przystać, nie pogniewałbym się...
–    Wiem, że byś się nie pogniewał – westchnął Shigehiro.- I właśnie dlatego postanowiłem na to nie przystawać. Za dobrze cię znam, Kuroko. Gdyby to miało mnie uszczęśliwić, byłbyś w stanie nawet ograniczyć kontakty ze mną do minimum, co zresztą i tak zrobiłeś.- Spojrzał na niego z wyrzutem.- Oczywiście, wiem, że masz teraz sporo na głowie, więc wybaczam ci.
–    Ale tu nie chodzi o mnie i o ciebie, tylko o ciebie i Hisato-san – zauważył Tetsuya.- Przecież się kochacie.
–    Nie myśl, że nie próbowałem jakoś walczyć o nas – mruknął Ogiwara.- Chciałem ją przekonać, że nie jesteś złym przyjacielem, że przecież zawsze starałeś się robić wszystko dla mojego dobra, ale ona się uparła. Chociaż wysuwałem bardzo logiczne argumenty, nie chciała mnie słuchać. Czułem się jak pupilek, którego próbowała zmusić do podania łapy, albo aportowania. Do tej pory byłem ugodowy, zgadzałem się na prawie każdą jej zachciankę... ale skoro nie potrafi zaakceptować ciebie, to jak niby mamy tworzyć szczęśliwy związek? Nie sądzę, by na niezaproszeniu ciebie się skończyło, na pewno wkrótce zaczęłaby przekonywać mnie, byśmy w ogóle przerwali jakiekolwiek relacje, które nas łączą. Mogłem zrobić dla niej wiele, ale z jakiej racji miałbym porzucić wieloletnią przyjaźń z takim super gościem?
–    Może minęłoby jej po ślubie, nie możesz tego wiedzieć.
–    Dobrze ją znam, Tetsuya.- Ogiwara znów westchnął ciężko, tym razem kładąc się na kanapie i układając głowę na kolanach Kuroko. Skrzyżował ręce na piersiach, wbijając oburzony wzrok w sufit.- Mówię ci, byłem na nią wściekły! Powiedziałem, że skoro nie chce zaprosić ciebie, to ja nie chcę widzieć na ślubie jej przyjaciółki, Miyo, która mnie zresztą jakiś czas temu podrywała! A ona się zaczęła pieklić, że robię jej na złość. Ostatecznie po paru dniach, kiedy nadal jej nie przechodziło, powiedziałem, że skoro nie chce cię zaakceptować, bezpodstawnie nie darząc cię sympatią, to nasz związek nie ma sensu. Nie zrozum mnie źle, Kuroko, to nie tak, że przestałem ją kochać w jednym momencie, ale... bardzo straciła w moich oczach. Wiesz, co mam na myśli? Po prostu... no po prostu ma u mnie bardzo dużego minusa za to zachowanie. A mówią, że to faceci są jak dzieci...
–    Myślę, że wiem, o co ci chodzi – powiedział Kuroko. Choć był przyzwyczajony do zachowania szatyna oraz jego otwartości, nie bardzo wiedział co ma zrobić z rękoma, kiedy Shigehiro ułożył się na jego kolanach. Koniec końców, ściskając w dłoniach kubek, położył go na jego przedramieniu i westchnął cicho.- Cieszę się, że broniłeś dobrego zdania o mnie. Myślisz, że nie pasowało jej to, że jestem gejem?
–    Eh?- Ogiwara spojrzał na niego ze szczerym zdziwieniem.- Serio? Nawet mi to przez myśl nie przeszło!
    Kuroko uśmiechnął się do niego pobłażliwie.
–    Nie każdy jest tak tolerancyjny, jak ty – powiedział.- Wielu ludzi uważa gejów za odmieńców, podobnie zresztą jest z lesbijkami, albo Afroamerykanami, czy albinosami. Może Hisato-san nie chciała mieć kogoś takiego na ślubie. Kobiety lubią wyidealizowane śluby, wszystko piękne i idealne.
–    Ale przecież z tych osób, które byśmy zaprosili, o twojej orientacji wiedzielibyśmy tylko ja i Chiyo – mruknął Ogiwara.- Aha, i jeszcze Kiyoshi. Choć nie wiem, czy udałoby mi się ściągnąć go z Hiszpanii...
–    Porozmawiaj z nią jeszcze raz, proszę – powiedział Tetsuya, trącając lekko nos przyjaciela.- Szkoda marnować tyle lat związku przez jedną kłótnię. Wytłumacz jej, że nie muszę być na ślubie, ale uprzedź, że na tym się skończy. Ja również nie chciałbym, żebyś dla niej przestał ze mną rozmawiać, czy spotykać się. Już i tak mamy dla siebie stanowczo zbyt mało czasu.
–    No dokładnie – westchnął Shigehiro.- Pogadam z nią, ale jeśli mam być szczery, to wydaje mi się, że jej już tak bardzo nie zależy na nas. Zrobiła mi tylko scenę, że nie chcę dla niej tego zrobić, a potem zabrała manatki i się wyprowadziła. Teraz sam muszę opłacać mieszkanie. Tia... ciekawe tylko z czego. Nie potrzebują tam u ciebie nowego kelnera?
–    Obawiam się, że mamy ich już za dużo – powiedział Kuroko.- No właśnie, dlaczego straciłeś pracę?
–    Oh, to już zupełnie nudna i stereotypowa opowiastka.- Ogiwara wywrócił oczami.- Ot, masowe zwalnianie pracowników. Po prostu wypadło też na mnie. Szukam już nowej roboty. A tak swoją drogą, co z twoją klitką?- Szatyn rozejrzał się wokół.- Wspominałeś, że dzięki pracy w Yokozunie masz o połowę mniejszy czynsz, ale skoro teraz zmienił wam się szef, czy nadal będzie ci przysługiwać ta zniżka?
–    Nie, chyba nie...
–    Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u mnie!- Ogiwara uśmiechnął się radośnie.- Chiyo już nie ma nic przeciwko, zgaduję, że dobrze jej u rodziców, a póki nie znajdę pracy, przyda mi się współlokator. Oczywiście, nie każę ci płacić całego czynszu, mam trochę oszczędności, nawet całkiem sporo, skoro do ślubu raczej nie dojdzie.
–    Tego jeszcze nie wiesz – powiedział z uśmiechem Tetsuya.- Nie ukrywam, że trochę się obawiam, iż stracę to mieszkanie... ale nie chcę znów wchodzić ci na głowę.
–    Ah tam, nie martw się, sam leżę ci bezczelnie na kolanach, niebezpiecznie blisko twojej rany, a i tak za to nie przepraszam.
–    To co innego...
–    Zawsze pomagaliśmy sobie w kłopotach, a teraz tak jakby obaj je mamy. Póki nie znajdę pracy, potrzebuję współlokatora, tobie potrzebne jest nowe mieszkanie i musisz stanąć na nogi, poza tym jesteś ranny i potrzebujesz mojej opieki!
–    Ah, „twojej”?- Kuroko upił z uśmiechem łyk herbaty.- Skromny jesteś, Ogiwara-kun.
–    No jasne. Spadłem ci jak gwiazdka z nieba, nie?- Ogiwara zaśmiał się wesoło.- Ah, zgłodniałem! Masz ochotę na chipsy?
–    Dziękuję, ale dobre pół godziny temu zjedliśmy obiad...
–    Ja się poczęstuję – rzekł z uśmiechem Shigehiro.- Potem możemy obejrzeć film i dalej sobie plotkować. Chyba to polubię... Zastanów się nad moją propozycją, Kuroko. Jutro się zgodzisz.
    Tetsuya zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Tak dawno nie widział się ze swoim przyjacielem, że zdążył już zapomnieć, jakim cudownym jest człowiekiem. Nie chciał korzystać na rozstaniu jego i Hisato, ale być może rzeczywiście ta sytuacja spadła mu jak gwiazdka z nieba.
    Kolejne szczęście w nieszczęściu.
    Albo i nie.

2 komentarze:

  1. – Genta? Ah, no tak, przecież ty nic nie wiesz...- Tetsuya westchnął lekko.- Genta zniknął. Okazało się, że miał długi u jednego gościa, szefa yakuzy. Głupi grubas zapadł się pod ziemię, a mafia przejęła restaurację. Cudem udało mi się zachować pracę, bo chcieli mnie zwolnić. Przekonał ich Akashi, a dokładnie fakt, że przychodzi do Yokozuny, ponieważ lubi kawę, którą przygotowuję.
    – Ojej, to miłość!

    TAK, TO JEST KURNA MIŁOŚĆ~!
    Heh, ewidentnie najwybitniejszy fragment w rozdziale. Wali ironią na kilometr XDD

    Z racji tego, że nie do końca wiem co chciałabym napisać, to tylko powiem, że czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały. Kocham Twoje opowiadania, co ja na to poradzę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poważnie zaczynam się bać, co z tego wszystkiego wyniknie. Jeżeli mam być szczera, nie chcę, aby Kuroko i Ogiwara zamieszkali razem, co to to nie. Wyczuwam, że ten drugi nie ma do końca czystych zamiarów, ale mogę się oczywiście mylić *chce wiedzieć*.
    Aaa! Cierpię na niedosyt AkaKuro. Ja tego łaknę, pragnę, chcę, a tu nic, mniej niż zero, kurde! *chlip* ;__________;
    Ale tak poza tym to rozdział był naprawdę dobry. Tylko że ja nie przepadam za Shigehiro... i przez to leci mały minusik xd
    Czekam na dalszy ciąg wydarzeń tego oraz innych opowiadań :3
    Życzę wenki <3


    Nożyczki z Tobą ✂
    ~Yuni

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń