Doskonały kłamca
Czasem zastanawiam się, czym tak naprawdę jest rodzina. Jak się zachowują tworzący ją ludzie, jak często spędzają ze sobą czas, o czym rozmawiają przy rodzinnym obiedzie, jakie łączą ich relacje.
I co robią dla siebie nawzajem.
Bo jeśli w każdej rodzinie ojciec jest tak bezduszny i niecierpiący sprzeciwu jak mój, to nie chcę mieć żadnej.
– Akashi?
Wyrwany z zamyślenia, unoszę głowę i spoglądam na młodego mężczyznę, który podchodzi do mnie z nieco zaniepokojoną miną. Wzdycham cicho, rozluźniam zaciśnięte do tej pory pięści i nieco się uspokajam. Chęć uderzania w ścianę boksu powoli mi mija. Przełykam ciężko ślinę i uśmiecham się słabo do Yagimoto.
– Przepraszam, zamyśliłem się – mruczę pod nosem i odchrząkuję, zirytowany słabym tonem mojego głosu. – Mówiłeś coś?
– Pytałem, czy wszystko w porządku. – Yagimoto rumieni się delikatnie. – Nie chcę ingerować w wasze sprawy, ale... kiepsko wyglądasz, Akashi. Stało się coś złego? Oczywiście, o ile mogę wiedzieć, i o ile chcesz mi powiedzieć – dodaje pospiesznie, uśmiechając się nerwowo.
Znowu wzdycham, przeczesuję palcami włosy. W głębi siebie wciąż czuję złość i bezradność, choć na zewnątrz staram się być opanowany.
Ale ile można...?
– Dziękuję za twoją troskę, Yagimoto – odzywam się łagodnie, obracając w jego stronę. – To nic takiego. Po prostu... kolejne życzenie ojca, na które nie mam żadnego wpływu.
– Uhm... czy to coś, co działa na twoją niekorzyść?
– Nie... Tak. Można tak powiedzieć.
– Chodzi o Alta?
Patrzę na niego, w ogóle niezdziwiony jego spostrzegawczością. Z całej służby pracującej w naszym domu tylko jego tak naprawdę lubię. Jako jedyna osoba, z którą mogę szczerze porozmawiać, i od której nie usłyszę „paniczu Akashi”, jest dla mnie nieodłączną, ważną częścią mojego życia. Nic więc dziwnego, że pozwoliłem mu poznać się na tyle, że potrafi rozpoznać moje rozterki.
– Ojciec chce go wypożyczyć komuś z firmy farmaceutycznej Okazaki – wzdycham, ostatecznie postanawiając podzielić się z nim tym, co ciąży mi na sercu. – To przez to, że jest wyjątkowo płodny. Rozumiem powody, dla których chce to zrobić, ale...
– Alt jest przecież twój – dokańcza za mnie Yagimoto, patrząc ze zmartwieniem w oczach na białego konia. – Akashi-san mógłby chociaż zapytać cię o zdanie.
– Owszem – mruczę, podchodząc do boksu, i delikatnie gładząc dłonią przyjemną w dotyku sierść Alta. – Nie miałbym nic przeciwko wypożyczeniu go, ale... nie na tak długo.
– Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie, jak wielka będzie twoja tęsknota za nim – mamrocze Yagimoto, podchodząc bliżej i również dotykając białego łba. – Przejażdżki konno to jedyne chwile, w których widzę cię naprawdę szczęśliwego. Ujeżdżać jednego z nich to drobnostka, ale jeśli nie będzie przy tobie Alta...
Uśmiecham się lekko, słysząc jego słowa. Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać, dlatego zapomniałem już, jak doskonale rozumie mnie Yagimoto. W jego towarzystwie nigdy nie czułem się jak przy zwykłym stajennym, ale raczej jak przy przyjacielu, lub starszym bracie.
Jeśli istnieje we mnie jakakolwiek cząstka miłości do ludzi, to darzę nią właśnie jego.
– Ojciec zapewne zabronił ci go przemęczać?
– Tak.
– Szkoda. Fajnie by było, gdybyście choć trochę pokłusowali.
– Zmęczyłem go dzisiejszą przejażdżką, więc muszę mu dać spokój – mówię z uśmiechem. – Ojciec wypożycza go już w przyszłym tygodniu, Alt musi więc mieć siły.
– Szkoda – powtarza cicho Yagimoto, spoglądając na mnie. – Ale chyba będziesz zaglądał czasem do stajni, co?
– Oczywiście. Na szczęście ciebie ojciec nie ma zamiaru nikomu wypożyczać. – Uśmiecham się do niego, po czym ruszam w głąb stajni. Słyszę radosny śmiech Yagamito i jego kroki za moimi plecami.
– Kiedy nie będzie Alta, wciąż będę chciał w wolnym czasie udawać się na przejażdżki – mówię, nieco poważniejąc. – Lubię nasze konie, choć żadnego nie darzę sympatią tak wielką jak Alta.
– W takim razie pozwolę sobie później któregoś ci polecić. – Obaj dochodzimy do końca budynku, zatrzymując się przy przedostatnim boksie, w którym stoi piękny, gniady koń. – Gdybym miał odpowiednie przywileje, z chęcią pobiegałbym z tobą.
– Może kiedy nie będzie ojca? – proponuję. – Ostatecznie i tak większość czasu nie ma go w domu.
– Chyba wolałbym nie ryzykować utraty posady – śmieje się Yagimoto, przysuwając się do mnie. Spoglądam na niego, w jego ciemne, choć błyskające radością oczy. Spuszczam wzrok, czując, że po moim kręgosłupie spływa powoli fala ciepła. Yagimoto, jakby sam to czując, kładzie dłoń na środku moich pleców, sprawiając, że to właśnie tam skupia się źródło żaru. Przełykam nerwowo ślinę, starając się zachować spokój.
– Cieszę się, że jest tu ktoś, kto naprawdę kocha konie – mówi cicho mężczyzna. – Bałem się, że to kolejna wysoko postawiona rodzina, która dba tylko o sprzedawanie koni. Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o Escę, to jestem trochę zły, że twój ojciec sprzeda jej źrebię. W końcu to ja się nią zajmuję, i zapewne to ja będę przy jego narodzinach. Wszystkie te zwierzęta, które się tu znajdują... naprawdę je kocham.
– Wiem o tym – odpowiadam, masując dłonią kark. – Wierz mi, gdybym miał jakikolwiek wpływ na decyzje ojca...
– Boli cię kark? – przerywa mi niespodziewanie, stając bliżej mnie i kładąc dłoń na moim biodrze. Drugą chwyta moje ramię i obraca mnie plecami do siebie, delikatnie całując kark, który od dotyku jego gorących ust sztywnieje jeszcze bardziej.
– Yagimoto, jeśli ojciec tu przyjdzie… – zaczynam szeptem.
– To dopiero było zaskoczenie, kiedy tu przyszedł, co? Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby dowiedział się, że ujeżdżasz nie tylko konie?
– Jesteś perwersyjny – wzdycham, czując, że moja twarz robi się czerwona.
– Sam doprowadzasz mnie do takiego stanu – mruczy do mojego ucha, delikatnie przygryzając jego płatek.
– Przestań, mówię poważnie, ojciec może wrócić w każdej...
– Ostatni boks jest wolny, jeśli rzeczywiście wróci, to zauważy, że nikogo nie ma i sobie pójdzie.
– A co jeśli usłyszy hałas? – pytam cicho, starając się zatrzymać błądzące po moim ciele dłonie Yagimoto.
– Nie usłyszy, jeśli będziemy cicho.
Znów chcę zaprzeczyć, jednak Yagimoto pcha mnie delikatnie w stronę ostatniego, wypełnionego jedynie sianem boksu. Zasłania mi usta dłonią, bym nie mógł zaprotestować, jednak oswobadza mnie, gdy znajdujemy się już w środku. Oddycham pełną piersią, odwracając się do niego i patrząc mu w oczy z dezaprobatą. On jednak tylko uśmiecha się do mnie i podchodzi bliżej, popychając mnie, aż upadam na stos miękkiego siana.
Jestem zażenowany, ale nie potrafię mu się przeciwstawić, nawet jeśli to ja jestem jego panem. Mówienie mu tego nie ma jednak sensu, ponieważ odpowiedź będzie tylko jedna – skoro ustaliliśmy, że nie jestem „paniczem”, to dlaczego ma mnie tak traktować?
Cholerny Yagimoto...
– Mógłbyś mnie chociaż nie rozbierać? – pytam z irytacją, kiedy zaczyna zdejmować ze mnie spodnie.
– Przecież to konieczne – odpowiada, patrząc na mnie niewinnie.
– Wcale nie – mruczę, rumieniąc się odrobinę. – Jeśli już tak bardzo chcesz to zrobić, to nie zapędzaj się do tego stopnia. Naprawdę może ktoś tu wejść. Gdy go usłyszymy, zdążę się przynajmniej ubrać.
– Będziemy się tym martwić, kiedy rzeczywiście ktoś tu wejdzie – mruczy Yagimoto, kontynuując pozbawianie mnie ubrań. Gdy jednak wciąż bacznie go obserwuję, ostatecznie ulega w pewnym stopniu i łaskawie pozostawia na mnie koszulę. Wywracam oczami, jednak nie mam czasu tego skomentować, ponieważ moje usta zostają uwięzione w uścisku jego warg.
To mocny i zachłanny pocałunek - jak zawsze. Tak samo zaborczy i nieznoszący sprzeciwu jak polecenia ojca. Jedyne co mogę zrobić, to poddać mu się, rozchylając mocniej usta, i pozwalając, by ruchliwy język Yagimoto robił (przecinek) co chce.
A, zaprawdę, wiele sobie życzy.
Nie jestem w stanie zliczyć, jak wiele razy całowaliśmy się w ten sposób – tak namiętnie jak para romansujących małżonków. Nie jestem w stanie zliczyć, jak wiele razy czułem ślinę Yagimoto nie tylko we wnętrzu moich ust i na wargach, ale również na brodzie. Nie jestem w stanie zliczyć, jak wiele razy powietrze wokół nas robiło się parne przez nasze przyspieszone oddechy, pachniało potem i pożądaniem.
Nie wiem, jak wiele razy uprawialiśmy seks w tym boksie.
Nie wiem nawet, czy byłbym w stanie to zliczyć.
Yagimoto w końcu odrywa się od moich ust po to, by przyssać się nieznacznie do skóry szyi. Nie robi malinki, ponieważ wie, że mógłbym mieć przez to poważne problemy. Zostawia po sobie jedynie mokry ślad, po czym sięga zapalczywie dłonią do moich bokserek i wyciąga z nich mojego członka. Spluwa na swoją dłoń, by po chwili móc zacząć powoli, lecz mocno przesuwać nią wzdłuż niego, przyglądając mi się jednocześnie.
Wbrew pozorom ten akt jest tak naprawdę torturą. Yagimoto robi to specjalnie, sprawiając, że podniecam się coraz bardziej, że jeszcze mocniej pragnę jego dotyku. Lada moment zacznę osiągać szczyt przyjemności, a wtedy on odsunie się ode mnie, by móc patrzeć, jak drżę i zaciskam dłonie na sianie.
Całuje mnie raz jeszcze, a potem chwyta moje nadgarstki i, siadając, przyciąga mnie do siebie. Mam wrażenie, jakby nagle moje pośladki zetknęły się z zimną ścianą. Patrzę, jak Yagimoto odpina pasek swoich spodni, a następnie zsuwa je odrobinę, by wyciągnąć swojego członka. Przysuwa sobie do niego moją głowę, chwytając za włosy i lekko za nie pociągając.
Nie musi wydawać rozkazu. Polecenie jest zbyt oczywiste.
Nabieram nieco śliny w ustach, by ułatwić sobie poślizg, po czym powoli i ostrożnie wsuwam jego męskość do ust. Yagimoto jest niecierpliwy, przyciąga mnie do siebie bardziej, wbijając się między moje wargi. Jęczę cicho, ale nie cofam się. Czuję, że moje policzki płoną z zawstydzenia, a jednak nie przerywam pieszczoty, wręcz przeciwnie – powoli przyspieszam ruchy głową, mrużąc przy tym oczy.
– Spójrz na mnie, Akashi – mówi Yagimoto. – Lubię, kiedy w takich chwilach na mnie patrzysz.
To dosyć trudne zadanie, jednak dzięki temu, że nieco się obniżam, mogę jednocześnie unieść oczy i spojrzeć w jego. Widzę w nich zadowolenie i przyjemność, a do tego jakby odrobinę satysfakcji.
– Tak dobrze – szepcze mężczyzna. – Ssij go mocniej, chcę to poczuć.
Po raz kolejny spełniam jego polecenie. Chwytam dłonią jego członka u nasady, by sobie pomóc. Wpatruję się w jego oczy, wciąż czując na twarzy żywy ogień. Nie tylko na niej, zresztą. Również moje krocze pali mnie niemiłosiernie, boleśnie o sobie przypominając. Chcę dotknąć samego siebie, jednak wiem, że to rozgniewa Yagimoto.
– Wystarczy – syczy cicho, szarpiąc mnie za włosy.
Odsuwa się ode mnie i popycha na siano. Upadam w nie twarzą, sapię, niezbyt zadowolony. Niecierpliwość mojego stajennego jest najgorszą rzeczą, jaką znam.
Czuję, że Yagimoto chwyta mnie za biodra i podnosi je lekko. Wypinam się w jego stronę, zerkając nerwowo na drzwi boksu i modląc się, by za kilka sekund nikomu nie przyszło do głowy, by wejść do stajni. Opieram się łokciami o miękkie siano, po czym mocno przyciskam do ust dłoń. Zamykam oczy, drżąc w oczekiwaniu.
Yagimoto tylko trzy razy był delikatny – były to trzy „pierwsze razy”, zupełnie jakby czekał jedynie, aby przyzwyczaić mnie do tego uczucia.
Wiem, że teraz czeka mnie to samo, co dostałem podczas naszego czwartego zbliżenia.
Najpierw czuję jego język przesuwający się między moimi pośladkami. Jęczę głośno, mocno zaciskając wolną dłoń w pięść. Odruchowo wyginam się bardziej ku niemu, moje ciało jakby samo domaga się więcej pieszczot. Zawsze je dostawało, toteż po chwili cały drżę, ledwie utrzymując się w miejscu.
Kiedy język Yagimoto wsuwa się do mojego wnętrza, muszę zdjąć dłoń z ust, ponieważ oddychanie przez nos mi nie wystarcza. Łapczywie zaczerpuję powietrza, jednocześnie jęcząc, i sapiąc ciężko. Poruszam nerwowo biodrami, podczas gdy Yagimoto składa pocałunki w najwrażliwszym miejscu mojego ciała.
Gdy się odsuwa, wciąż trzęsę się, nie mogąc uspokoić. Wiem, że teraz czeka mnie największa i najboleśniejsza atrakcja tego aktu. Biorąc pospiesznie kilka głębszych wdechów znów zasłaniam usta.
Tłumię krzyk, kiedy Yagimoto siłą nabija się w moje wnętrze. Czuję, jakby rozrywał mnie od wewnątrz, a ból potęguje moje własne ciało, które zaciska się kurczowo na jego męskości, nie pozwalając, by się odsunął. On jednak z jękiem cofa się, by sekundę później ponownie wbić się we mnie z siłą.
Przyzwyczajenie się do tego uczucia zajmuje mi ponad minutę. W tym czasie nie tylko odchodzę od zmysłów, ale powoli tracę również świadomość. Zamykam oczy, by odgonić zawroty głowy, staram się nie myśleć o bólu. Yagimoto posuwa mnie coraz szybciej, oddycha ciężko, zaciskając mocno dłonie na moich pośladkach.
To boli. Bardzo boli, za każdym razem. A jednak wciąż mu na to pozwalam, wciąż uciekam w jego ramiona, spragniony tego cierpienia i tej przyjemności, które mi zapewnia. To właśnie tu odnajduję odrobinę szczęścia, to właśnie tu mogę na chwilę oderwać się od świata, w którym żyję na co dzień.
Tu, w tej stajni, w której znajdę moje dwa największe skarby*.
Opieram czoło o siano, sięgając wolną dłonią do mojego członka. Pręży się w mojej dłoni, domagając intensywnej pieszczoty. Wiem, że szybko dojdę, dlatego póki co tylko przesuwam po nim palcami, by jeszcze bardziej go pobudzić. Czekam, aż Yagimoto przyspieszy ruchy, aż da mi znać, że lada moment dojdzie.
Dopiero wówczas chwytam mocno mojego penisa i zaczynam przesuwać po nim dłonią. Yagimoto jęczy nade mną, uderzając mnie w pośladki, gdyż za bardzo się rozluźniłem. Satysfakcjonuje go, gdy ponownie się na nim zaciskam, a on może w spokoju skończyć w moim wnętrzu.
Uczucie wypełnienia, które następuje po jego wytrysku, jest nie do opisania. Gdy jego członek wysuwa się ze mnie, a po moim pulsującym, piekącym otworze spływa strużka spermy pomieszana z odrobiną krwi, czuję przerażenie i zachwyt jednocześnie. Spełniony, opadam na siano, nie mając siły założyć spodni. Jestem tak wykończony, że nie dbam o to, czy ktoś nas zobaczy. Leżę i nie ruszam się przez dłuższą chwilę.
Yagimoto w tym czasie ubiera się i kładzie obok mnie. Oddycha głęboko, wpatrując się w dach stajni. Na jego przystojnej twarzy widzę zadowolenie i odrobinę szczęścia.
– Cieszę się, że będziesz tu przychodził mimo nieobecności Alta – mówi.
– Musisz mi o nim przypominać? – pytam z rezygnacją. – Dopiero co na chwilę o nim zapomniałem...
– Przychodź do mnie częściej, to będziesz częściej zapominał.
– Wiesz co ci grozi za uprawianie seksu z nieletnim?
– A co tobie grozi, jeśli ktoś się dowie?
Ma mnie. Jak zawsze. Dobrze wie że nawet gdybym pozwał go o gwałt, ojciec wyparłby się mnie w jednej chwili, skoro nie potrafiłem się obronić. Zapewne wylądowałbym wtedy na ulicy.
To przekonuje mnie, by zebrać się w sobie i w końcu ubrać.
– Wracam do domu – mamroczę pod nosem.
– Dasz radę iść? Chyba znowu trochę przesadziłem...
– Wyrzuć z tego zdania pierwsze i trzecie słowo – mówię z westchnieniem, po czym, upewniwszy się, że wyglądam porządnie, opuszczam boks, a następnie stajnię. Udaję się powolnym krokiem w kierunku domu. Obiecuję sobie w duchu, że następnym razem zrobimy to na moich warunkach, delikatnie i romantycznie.
Ale wiem, że jestem doskonałym kłamcą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
*wyściółka do krula*
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałabym podziękować za ten zaszczyt w postaci ficka do ficka *piszczy z radości* Nawet nie wiesz, jaką radość mi tym sprawiłaś. DZIĘKUJĘ ♥ Naprawdę cholernie mi miło z tego powodu, a poniższy shot będzie jednym z moich największych skarbów ♥
UsuńA teraz przejdźmy do rzeczy~
Po raz pierwszy w życiu czytam (czytałam) ficka do własnego opowiadania i powiem szczerze, że naprawdę ciężko jest mi go jednoznacznie odebrać. Powtórzę się, ale na tym przecież polega reguła komentarzy umieszczanych wcześniej w wiadomościach mordoksiążki – one nie mogą się nie powtarzać. Wątpię zresztą, żeby miało Ci to przeszkadzać, w końcu wtedy tłumaczyłam to dość mętnie, a teraz postaram się… no, lepiej xd
Zaczynając od początku, czyli pierwszego wrażenia -
Cieszę się, że podjęłaś się pisania w czasie teraźniejszym, którego używam w Requiem, bez niego ten fick pewnie straciłby trochę w moich oczach. Dziwnie nieco czytało mi się pierwszoosobówkę Akasza, biorąc pod uwagę, że w Requiem używam formy trzecioosobowej i odrobinę mi to nie pasowało, ale to są takie moje „widzimisiowe” szczegóły. Zastanawiam się tylko czemu użyłaś pierwszoosobówki. Bo na pewno nie wynikało to z tego, że trudno opisywać Ci uczucia w trzecioosobówce (czytałam wystarczająco dużo Twoich opek, by wiedzieć, że w obu formach przeżycia wewnętrzne umiesz opisać równie dobrze). Także to tak, taka moja ciekawość. I tak, żądam odpowiedzi xd *wcale nie spodziewa się odpowiedzi w stylu „a tak jakoś wyszło”*
No i ten, jeśli właśnie o pierwsze wrażenie chodzi, to wstępem o rodzinie zaskarbiłaś sobie moje uznanie. Co jak co, ale w końcu komentowałaś tym opkiem trzynasty rozdział Requiem, którego sam tytuł brzmiał „Ojciec i Syn”, więc no. Odniesienie do rodziny było idealnym początkiem, nie mam mu kompletnie nic do zarzucenia.
Czyli ogółem pierwsze wrażenie – całkiem dobre. Lekki minus za pierwszoosobówkę, ale reszta jak najbardziej na plusie.
W następnych akapitach, co zresztą czułam potem niezmiennie przez cały czas czytania tekstu, miałam… lekkiego mindfucka. Nie był to jednak zły mindfuck. Nie był też dobry. Nie sądzę, by dało się go oceniać w takich granicach. On… to taki midfuck, jaki masz, gdy czytasz coś, co wiesz, że jest dobrze napisane, ale jednocześnie nie możesz przestać mieć wrażenia, że coś gdzieś w tym tekście natarczywie brzęczy… Jak odnieść to do „Doskonałego Kłamcy”? Już tłumaczę.
Widzisz… nie umiem właściwie poczuć Twojego Akasza i Yagimoto. Z Akaszem powinnam mieć mniejsze problemy, w końcu nie jest on moją postacią, a jedynie postacią, którą pożyczyłam z pewnego kanonu i zmodyfikowałam w właściwy, indywidualny dla każdego autora sposób. A jednak nawet jego nie mogłam właściwie poczuć. Jakoś tak… Oni, ich zachowania, myśli… to wszystko odbiegało od mojego wyobrażenia relacji, ale nie tylko relacji, a ogółu osobowości w Requiem. Co do Yagimoto – rozumiem. W końcu nie za wiele było jak na razie o nim powiedziane. Jednak myślę, że nawet gdybyś wiedziała o nim dużo więcej, ja i tak nie poczułabym go tak, jak czuję w Requiem. Nie jest to jednak nic złego. Po prostu to dosyć dziwne, trudne do zdefiniowania uczucie. Widzisz, każdy autor pisze inaczej. Czy to wymyśla własne OC, czy pisze postacią z jakiejś serii – nie ma to znaczenia, ponieważ przez swój styl i odbiór danej postaci, każdy przedstawia ją inaczej. Czytelnicy mogą mówić, że „oddałaś tę postać świetnie”, ale to zawsze jest względem tego ogólnego zarysu. W końcu względem szczegółów każdy odbiera daną postać nieco inaczej, ponieważ każdy jest inny, myśli w odmienny sposób. Dlatego nasz punkt widzenia zawsze będzie się w pewnym stopniu różnił.
Nie umiałam poczuć właściwie Twojego Yagimoto i Akasza, nie umiałam patrzeć na nich jak na część Requiem. Ale tak jak mówię, to wcale nie minus. Ponieważ oni wcale nie są częścią Requiem, podobnie jak częścią gejobasu nie są ficki na jego podstawie. To oddzielny, całkowicie odrębny tekst z jedynie wspólnymi postaciami, a raczej ich zarysem. Nie potrafię zobaczyć w Yagimoto i Akaszu ich odbicia z Requiem, ale też wcale nie muszę tego robić, a nawet nie powinnam, w końcu porównywanie ficka z oryginałem nigdy nie będzie miało sensu. Moje sprzeczne wrażenie, o którym mówiłam na początku, wynika z tego, że po prostu nie mogłam powstrzymać się przed patrzeniem na nich jak na te osoby, które żyją w moim opowiadaniu, mimo iż wiedziałam, że zabierając je do własnego ficka, one stały się Twoimi, przestając do mnie należeć. Mimo że wykreowałam Yagimoto, w chwili, w której stał się częścią „Doskonałego Kłamcy”, przestał należeć do mnie. Dlatego nie powinnam też porównywać go z wersją, która zrodziła się w Requiem, choć jak mówię, nie umiałam się przed tym powstrzymać, to było po prostu silniejsze ode mnie xd Cóż… teraz już wiem, jak czują się autorzy mang czy czegokolwiek innego, czytający ficki z wykreowanymi przez nich postaciami, widzący ich nagle w świetle innym, niż te postacie zaistniały w ich głowach. To dosyć… dziwne uczucie. Dziwne, ale jednocześnie przyjemne (choć nie wiem, jak poczułaby się osoba, która przeczytałaby ficka, gdzie jej postać z miłej owieczki została zamieniona w wilka yandere xd W końcu Ty charakteru Akasza tak drastycznie nie zmieniłaś xd *zobaczyła nagle Akasza siekającego Yagimoto piłą łańcuchową* … Powiedziałabym teraz coś, ale to byłby spojler do dalszej fabuły Requiem, więc się powstrzymam xd).
UsuńTak więc jak mówię – jest mindfuck, jest coś dziwnego, ale i coś przyjemnego. Jak to wszystko razem może funkcjonować? A chuj wie xd Po prostu funkcjonuje. Z jednej strony dziwnie się czyta ficka do własnego opka, widząc swoją postać zmienioną. Z drugiej strony jest to cholernie przyjemne i intrygujące. Już samo to, że udało mi się stworzyć (zupełnym przypadkiem) postać, która spodobała się tak bardzo, że dwie osoby chciały z nią pisać ficka, jest dla mnie cholernie przyjemne. Zwłaszcza, że do kreacji Yagimoto nie przykładam szczególnie dużej wagi – owszem, jest stosunkowo ważną postacią, ale… prawdziwą rolę odegra dużo później. Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie to, ilu osobom spodobał się, wystąpiwszy ledwie w jednym rozdziale xd
Tak więc to powód przyjemności. A zaintrygowania? Cóż… z jednej strony czytanie o własnych, lecz innych postaciach jest nieco dziwne, z drugiej strony pochłania. Może właśnie dlatego, że tak dobrze znam tę wersję tych postaci, zagłębiam się w tekst bardziej niż inni, dostrzegając nawet najmniejsze szczegóły ukryte między wierszami. W tekście „obcym mi” mogę interpretować, ale to będą mimo wszystko tylko przypuszczenia. A tu, znając postacie „niemal od podstaw”, mogę postawić dużo pewniejsze teorie, co mnie, jako osobie uwielbiającej interpretacje, zdecydowanie się podoba.
Tak więc reasumując – shot wywołuje we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mam mindfucka, z drugiej mi się podoba. Same sceny opisane są dobrze, a seks… seks jest naprawdę mocny. Choć jeśli o niego chodzi, to był elementem, który najtrudniej było mi czytać „nie myśląc o nim, jak o czymś związanym z fabułą właściwą Requiem”. Tej jednej rzeczy nie potrafiłam odkluczyć w moim umyśle jako „to nie ma nic wspólnego, to zupełnie autonomiczny fick, autonomiczne wydarzenia” – chodzi o formę brutalnego seksu. Ten Akasz, obecny Akasz, jest Oreshim sprzed przemiany. I ja po prostu nie potrafię wyobrazić sobie, by ktoś mógł kochać się z nim tak brutalnie w obecnej chwili, a już zwłaszcza Yagimoto. Ja wiem, że to Twoje postacie, Twoja wizja, Twoja interpretacja. Ale dla mnie, w tym jak widzę Yagimoto i jak on widzi mojego Akasza, nie mógłby potraktować go w „nieromantyczny, brutalny” sposób. Po prostu… Eh. Nie winię Cię o to, ani nic, w końcu z Yagimoto niewiele było fragmentów, póki co. W dalszych rozdziałach nieco obszerniej pokażę, jak widzi on Akasza i wtedy zrozumiesz, czemu mi to nie pasowało. Także nie bierz tego do siebie, to nie minus dla opka, a jedynie moje egoistyczne, personalne odczucie. Yagimoto z Requiem nie potrafiłby po prostu nie kochać Akasza czule (taki mały spojler, ale walić, przebolę go jakoś xd). To tylko to, tylko ja, tylko moja wizja. Więc nie przejmuj się tym ani trochę~
UsuńNo, nie wiem, czy to w tym komentarzu dobrze widać, czy może jednak zrobiłam tu zbyt duży chaos, ale shot naprawdę mi się podobał. Patrząc na niego jak na zupełnie oddzielne opowiadanie, z niczym niezwiązane, naprawdę się nim cieszyłam. Przedstawiłaś dobrze ten dziwny, teoretycznie niewłaściwy związek stajennego z dziedzicem rodzinnego interesu. Wykreowane przez Ciebie, łączące ich relacje były pokazane naprawdę dobrze – to przywiązanie Akasza, to że nie umiał się oprzeć, pożądanie Yagimoto, to jak zmieniał się, gdy rządza przejmowało nad nim górę, to że obaj rezygnowali z relacji „pan i sługa”, no i wreszcie to, że Akasz w pewnym stopniu był uzależniony od Yagimoto, ponieważ chwile z nim, podobnie jak chwile na grzbiecie Alta dawały mu wolność i chwilę wytchnienia – to wszystko przedstawiłaś naprawdę dobrze. „Jestem doskonałym kłamcą” - tak mówi Akasz. Bo choć z jednej strony nie chce brutalnego seksu, z drugiej wie, że podświadomie sprawia mu to w pewnym stopniu satysfakcję. Te chwile, kiedy nie musi grać „panicza”, kiedy odsłania się przed Yagimoto całkowicie, jednocześnie szydząc w ten sposób ze swojego ojca, one dają mu przyjemność. Ponieważ, gdy pozwala, by Yagimoto w pełnie przejął nad nim kontrolę, by na chwilę to on stał się jego „panem”, wtedy Akasz przestaje być Akashim, synem wielkiej szychy, może zapomnieć o swoim nazwisku. Takie właśnie chwile sprawiają, że czuje, że naprawdę żyje. Te jego dwa największe skarby – śnieżnobiały koń z krainy złotych piasków i mężczyzna, przed którym otworzył serce, i któremu pozwolił się poznać i posiąść – on te dwie rzeczy naprawdę kocha, choć prawdopodobnie nie nazwałby tego po imieniu. Nie musi. W końcu jest doskonałym kłamcą i może wmawiać, że to uczucie miłością z definicji nie jest, nawet samemu sobie.
Nie ma to jak przeczytać komentarze CLD na poprawę humoru <3
UsuńOw, ow, staph it xd
Usuńjoł
OdpowiedzUsuń*wchodzi, zasłaniając usta ręką, bo wokół rodzina podsłuchuje*
OdpowiedzUsuńAww, to było takie cudowne!
Co jak co, ale takie opowiadania mogę czytać nawet codziennie!
Co tu więcej mówić?
Było wszystko to, co być powinno - seks, konie, seks, Akashi, seks i jeszcze raz seks. No nic dodać, nic ująć! ♥
Mam tylko nadzieję, że po tym komentarzu nikt nie uzna mnie za niezrównoważonego psychicznie zboczeńca... *refleksja*
A zresztą, co mnie obchodzi opinia ludzkości? Wystarczy, że mam yaoi *^*