Nijimura
W całym mieszkaniu unosił się odór alkoholu i dymu papierosowego. Mieszał się on z zapachem potu i spermy, a także z czymś nie do końca możliwym do określenia. Gdybym jednak miał posłużyć się wyobraźnią, stwierdziłbym, że pochodzi od umęczonego, osłabionego, krwawiącego ciała. Zapach przepoconej ludzkiej skóry, na której pozostawiono ślady wielu osób.
Przeszedłem powoli przez korytarz, nasłuchując. Gdzieś za oknem przejechała karetka pogotowia, na podwórku dwa koty wydawały z siebie dzikie wrzaski. Ale w mieszkaniu panowała dziwna cisza, przypominająca spokojny ocean krótko po sztormie.
Gdy dotarłem do małego, obskurnego i zabałaganionego salonu, spróbowałem włączyć światło. Jak się jednak okazało, naga żarówka zwisająca z sufitu była roztrzaskana. Odłamki szkła leżały na drewnianym stoliku, błyszcząc słabo w pochodzącym zza okna świetle ulicznych latarni.
Im bardziej zbliżałem się do sypialni, tym gorszy był zapach. Zasłoniłem usta dłonią, kiedy dotarłem do drzwi. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem je delikatnie.
Ciemno jak w dupie. Zasłony były w połowie urwane, zwisały martwo nad zamkniętym, zaparowanym oknem. Na podłodze leżały porozrzucane ubrania, na biurku stało kilka butelek po piwie. Na środkowej półce regału stojącego po prawej, w klatce o niebieskim daszku leżał zdechły królik.
– Kurwa – syknąłem, kopiąc drzwi, by te otwarły się na oścież.- Serio nie mogę mieć tu zwierząt...
Rzuciłem torbę pod ścianę, nie przejmując się tym, że hałasem obudzę śpiące w łóżku dwie sylwetki. Podszedłem pospiesznie do okna, po czym otwarłem szeroko obie jego połowy. Do pomieszczenia wdarł się mroźny wiatr, wypędzając powoli smród. Przez chwilę stałem w miejscu, opierając się dłońmi o parapet, zaciągając się świeżym powietrzem. Przyjemnie. Ale tylko przez chwilę.
Ruszyłem w stronę łóżka i zajrzałem w twarze dwóch mężczyzn, chcąc rozpoznać jedną z nich. Kiedy zakończyłem względne rozpoznanie, obszedłem łóżko, zapaliłem lampkę nocną i szturchnąłem mocno nieznajomego mężczyznę o krótko strzyżonych, czarnych włosach. Musiałem zrobić to kilka razy, nim w końcu raczył unieść leniwie powieki. Dopiero gdy na mnie spojrzał i zamrugał, nagle poderwał się na łóżku z głośnym sapnięciem.
– Co do kur...?!
– Wypierdalaj stąd – warknąłem, odsuwając się o krok i czekając, aż wstanie.
– Kim ty, kurwa, jesteś, człowieku?!- krzyknął, unosząc dłonie i mierząc mnie wrogim spojrzeniem.
– Właścicielem tego mieszkania, a co za tym idzie, również tego łóżka. Wypierdalaj, powiedziałem, albo sam cię stąd wyjebię. Przez okno – dodałem.
Facet przez chwilę wahał się, wpatrując we mnie ciemnymi oczami. W końcu uderzył lekko łokciem śpiącą obok niego sylwetkę i wstał. Odwróciłem wzrok od jego nagiego ciała, gdy pochylał się, zbierając swoje ubrania.
Drugi mężczyzna poruszył się na łóżku, przeciągnął leniwie i krzyknął cicho.
– Kurwa... co jest?- wymruczał sennie.- Która godzina? Po chuj mnie budzisz?
– Wstawaj, twój chłopak wrócił – powiedział nieznajomy, naciągając spodnie.
– Co?- Haizaki podniósł się na łokciach i rozejrzał po pokoju. Kiedy zobaczył mnie, stojącego przy łóżku ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami i zaciętą, wyrażającą wkurw miną, opadł z powrotem na poduszki.- Cześć...
– Idź pod prysznic – mruknąłem.
– Nie chce mi się, jestem śpiący – westchnął, odwracając się na bok i układając do snu.
Znów obszedłem łóżko, zerwałem z niego kołdrę, po czym, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, chwyciłem go za kostki u nóg i siłą wywlekłem na podłogę. Jęknął, kiedy upadł, szarpnął nogami, próbując mnie kopnąć.
– Kurwa!- wrzasnął, uderzając pięścią w panele.
– Zadzwoń, jeśli znów wyjedzie – odezwał się z uśmieszkiem nieznajomy, będąc już u drzwi sypialni.
– Spierdalaj – warknął Haizaki.- To była jedna noc, pedale, wracaj do żony.
Prawie się uśmiechnąłem, widząc jak jego mina rzednie. Spojrzał na mnie, jakbym zwinął mu sprzed nosa miliard jenów, po czym bez słowa pożegnania wyszedł z mieszkania.
Shougo wciąż próbował wstać, opierając się o łóżko. Jego plecy były naznaczone bliznami po uderzeniach pejcza, albo bata, w niektórych miejscach w oczy rzucały się także ślady po przypaleniu papierosem.
– Chodź, pomogę ci – mruknąłem, chwytając jego ramię.
Jęknął, kiedy postawiłem go na nogi. Zarzuciłem sobie jego rękę przez szyję, objąłem go w pasie i, nagiego, poprowadziłem do łazienki. Także i w niej znalazło się kilka butelek alkoholu, paczka papierosów i pozostałości spermy na kafelkach.
– Właź pod prysznic.- Wepchnąłem go do kabiny, po czym zacząłem się rozbierać. Stanąłem obok niego, odkręciłem kurki i sięgnąłem po żel.- Lubiłem Haru.
– Kto to jest Haru?- zapytał, patrząc na mnie spod byka.
– Królik, którego zabiłeś.
– Królik?- Zmarszczył brwi i uśmiechnął się lekko.- Ach, ten królik. Karmiłem go przecież, nie wiem, dlaczego zdechł.
– Też bym zdechł, jakbym siedział w klatce przez dwa tygodnie, dusząc się tym pieprzonym odorem.
– Śmierdzę?
– Bardzo.- Zacząłem wcierać żel w jego zaczerwienione ciało. Trząsł się delikatnie, ale dzielnie utrzymywał w pozycji stojącej. Dopiero po dłuższej chwili oparł czoło o moje ramię, utrudniając mi nieco ruchy.
– Jak było w Ameryce?- mruknął sennie.
– Świetnie. Przywiozłem ci pamiątkę – odparłem, sięgając palcami między jego pośladki, by ostrożnie wybadać w jakim stanie jest jego odbyt. Jęknął głośno, ledwie go musnąłem. Kiedy jednak wycofałem się, chwycił mnie bezwiednie za nadgarstek i poprowadził w dół, z powrotem do otworu.
– Zrób mi dobrze – wymruczał.- Pieprz mnie tu, pod prysznicem. Lubię to.
– Jesteś wykończony i obolały...
– Chuj z tym. Wróciłeś, więc muszę cię odpowiednio przywitać.- Uniósł głowę, po czym nachylił się, by mnie pocałować. Odwróciłem jednak twarz, nie ukrywając niesmaku.
– Dopiero co się ruchałeś – mruknąłem.- Skończ się myć, idę zmienić pościel.
– Shuuzou...
Nie pozwoliłem mu dokończyć. Wyszedłem z kabiny, zamykając go w niej. Nie spojrzałem na niego, po prostu wziąłem z szafki czysty ręcznik i, wycierając się, przeszedłem znów do sypialni.
Było w niej cholernie zimno. Trzęsąc się lekko, z wciąż mokrymi włosami i kilkoma nieporządnie wytartymi skrawkami ciała, pospiesznie zamknąłem okno. Na widok całego tego pieprzonego syfu odechciewało mi się wszystkiego, ale nie miałem zamiaru spać w przepoconej pościeli, w której mój chłopak uprawiał seks niezliczoną ilość razy z niezliczoną ilością osób i, zapewne, nie zmieniając jej przez całe dwa tygodnie mojej nieobecności.
Ze zrezygnowaniem zacząłem szarpać powleczeniami na poduszki i kołdrę, zrzuciłem wszystko z łóżka, na sam koniec zwijając w prześcieradło. Pozostał goły materac, który zapewne również będę musiał wymienić.
Chociaż, znając zapędy Haizakiego, pewnie nie tylko łóżko było do wymiany.
Wrócił do sypialni kilka minut później, kiedy ja szykowałem koce znalezione na dnie szafy. Ich zapach nie był szczególnie przyjemny, ale lepsza stęchlizna niż pot i sperma.
– Zimno tu, po chuj otwierałeś okno?- jęknął Shougo, wspinając się na kolanach na łóżko. Przysiadł na piętach, ziewając, i obserwując jak rozkładam koce.
– Żeby wywietrzyć pokój – odparłem.
Znów podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej nasze piżamy. Rzuciłem mu jego, po czym sam ubrałem swoją i położyłem się na boku, nakrywając szczelnie dwoma kocami. Patrzyłem, jak mój chłopak ślamazarnie zakłada najpierw spodnie, potem ciepłą bluzkę. Wciąż było cholernie zimno, z naszych ust uciekały mgliste obłoczki, każdy kolejny oddech kradł odrobinę ciepła z organizmu.
Shougo położył się obok mnie, jak zawsze nieco niżej, by móc głowę oprzeć o zagłębienie mojej szyi. Przysunął się blisko, wsuwając swoją nogę między moje. Objąłem go powoli, delikatnie. Mimo to syknął z bólu. Czułem jego sterczący członek na udzie, ale ignorowałem go, nawet kiedy Shougo poruszał znacząco biodrami. W końcu jednak westchnął, dając za wygraną. Najwyraźniej zrozumiał, że nic z tego.
Ale czy może mi się dziwić? To już nie jest kwestia tego, że jest poturbowany i nie chcę bardziej niszczyć jego ciała. To nie jest nawet kwestia tego, że znowu mnie zdradził. O co dokładnie chodziło, sam nie wiedziałem do końca. Dlaczego kocham go, choć wciąż coś pierdoli, dlaczego jeszcze się nie wyprowadziłem, dlaczego jego nie wyrzuciłem z mieszkania? Czy życie nie byłoby wtedy o wiele prostsze? Wracałbym codziennie do pustego domu, ale dom ten byłby czysty, wysprzątany, pachnący i ciepły. Przytulny. Mimo samotności być może miałby nawet ślady rodzinnego kąta. Nigdy więcej nie zastałbym w nim obcych mężczyzn, nigdy więcej nie zostałbym zdradzony.
Mógłbym mieć nawet pierdolonego królika.
– Zimno mi – mruknął Shougo.
– Mi też – westchnąłem.
– Ach, tak w ogóle to... witaj z powrotem.
Uśmiechnąłem się słabo w ciemnościach. Przesunąłem dłonią po jego dredach, nawinąłem sobie jeden z nich na palec. No tak. Świetne powitanie.
– Wróciłem.
*
Haizaki
Dzień przywitał mnie jakby z zaskoczenia, waląc w oczy jasnymi promieniami. Zmrużyłem powieki, osłaniając twarz dłonią, odwróciłem twarz od okna, jednocześnie kładąc się na plecach, tym samym budząc ospały ból dupy, do której wczoraj dobrał mi się poznany w barze facet.
Przeciągnąłem się, ziewając, zamrugałem leniwie, przyzwyczajając się do światła. Spojrzałem na okno gdzie zza budynków z naprzeciwka powoli wznosiło się słońce, okrągłe i czerwone jakby od mrozu, który panował. Rozejrzałem się po pokoju, szukając Nijimury, jednak nigdzie go nie było. Zacząłem nasłuchiwać w ciszy, czekając na jakikolwiek dźwięk świadczący o tym, że Shuuzou jest w łazience, albo w kuchni, czy choćby w salonie.
Cisza.
– Ej, wyprowadziłeś się?- zapytałem głośno, patrząc na drzwi sypialni, jakbym czekał, aż otworzą się, a w przejściu pojawi się Nijimura, popijający swoją ulubioną czarną, gorzką kawę.
Ale się nie pojawił.
Podniosłem się z trudem. Moja głowa pulsowała dziko, jakby biegało po niej stado słoni, odbyt piekł jakby ktoś mi go rozrywał przy każdym, choćby najmniejszym ruchu. Wsunąłem na stopy bambosze w kształcie pand – prezent od Nijimury, który nienawidził, gdy chodziłem po mieszkaniu boso – po czym powoli wyszedłem z sypialni.
Sprawdziłem najpierw salon, potem łazienkę, korytarz i kuchnię. Ani śladu mojego chłopaka. Przez krótki moment mnie to obeszło, pomyślałem, że jego powrót zwyczajnie mi się przyśnił. Ale kiedy wróciłem do sypialni i zobaczyłem zwiniętą w prześcieradle pościel, trochę spanikowałem.
Przygryzając wargę, podszedłem do szafy i otwarłem ją z rozmachem. Odetchnąłem, widząc, że wszystkie ubrania Shuuzou są na miejscu. Dobry znak, nie wyprowadził się ode mnie, co właściwie odrobinę mnie dziwiło. Każda moja próba dotrzymania mu wierności kończyła się seksem grupowym, albo chociaż trójkącikiem, to normalne, że mógłby w końcu nie wytrzymać i ode mnie odejść.
Ciągle się tego obawiałem, a i tak wciąż zawalałem sprawę. Cokolwiek chciałem zrobić DLA KOGOŚ, a nie dla siebie, zawsze kończyło się spierdoleniem po całej linii. Z pracy mnie wyrzucali, za każdy prezent na urodziny czy święta płaciłem w naturze.
Ktoś taki jak ja, kto potrafi tylko dobrze dać dupy i ewentualnie zgnoić kogoś na kwaśne jabłko, nie zasługuje na miłość.
Czymkolwiek ona jest.
Zamknąłem szafę i przetarłem twarz dłońmi. Z korytarza rozległ się cichy trzask. Wyszedłem z sypialni z cichym westchnieniem i przystanąłem w salonie, centrum naszego ciasnego mieszkanka, czekając, aż gość do niego wejdzie.
– Cześć – przywitałem się, mierząc go spojrzeniem od góry do dołu.
– Cześć. Wyspany?- Nijimura minął mnie, kierując się do kuchni. W dłoni trzymał siatkę z zakupami. Udałem się za nim, czując narastający głód w żołądku.
– Tak sobie – odpowiedziałem na jego pytanie.- Co na śniadanie?
– Kupiłem kilka bułek, trochę szynki i sera, kilka pomidorów i kiełbaski – odparł, wyciągając wszystko na kuchenną ladę.- To szybsze niż przygotowanie normalnego, japońskiego śniadania, będziesz musiał się tym zadowolić.
– Jasne – mruknąłem, sięgając po garnek i próbując zachować moje poczucie winy głęboko w sobie.
W milczeniu przygotowywaliśmy posiłek. Ja pilnowałem kiełbasek i parzyłem kawę, Shuuzou smarował masłem bułki i obkładał je szynką, serem i pomidorem.
Zastanawiałem się przez chwilę, czy kiedyś wrócą do nas te dni, gdy w takich chwilach pogwizdywał wesoło, uśmiechając się pod nosem i raz po raz zerkając na mnie.
– Znalazłeś pracę?- zapytał, kiedy nakładałem kiełbaski na talerze.
– Taa, pracowałem przez tydzień – mruknąłem.
– Co się stało?
– Wyrzucili mnie, bo...- urwałem, przygryzając wargę. Bo dałem się przelecieć jednemu z pracowników i kamera nas nagrała.
– No, powiedz – westchnął.
Powiedziałem.
– Postaraj się teraz wytrzymać chociaż do pierwszej porządnej wypłaty – powiedział spokojnie.- Jest krucho z kasą, sam nie daję rady płacić za czynsz i rachunki. Jedzenia też nie kupisz, sprzedając tyłek w kasie.
Nie odpowiedziałem, bojąc się, że powiem za dużo. Jasne, nie spodziewałem się, że ma o mnie przesadnie dobre zdanie, ale nie musiał mnie przecież traktować w ten sposób. Idiotą nie jestem.
Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. W końcu porządne śniadanie. Dwa tygodnie życia na chińskich zupkach i mrożonym sushi, byle tylko oszczędzić jak najwięcej kasy, nie było dla mnie rajem. Zwykłe bułki i kiełbaski – owszem. Ale Nijimura nie musiał o tym wiedzieć. Tylko by się wkurzył, że o siebie nie dbam.
– No, nie dąsaj się tak – westchnął nagle, ocierając kciukiem kącik moich ust.- Grunt, że spłaciliśmy wszystkie twoje długi i teraz jesteś czysty.
– Sorry... za to wszystko...
– Nie przejmuj się. Chyba dużo wczoraj wypiłeś, co? Po śniadaniu weźmiesz coś na kaca i się położysz. Ja posprzątam.
– W porządku, pomogę ci, nie jestem niepełnosprawny.- Skrzywiłem się lekko.
– Dobrze, jak chcesz.- Uśmiechnął się lekko, sięgając po poranną gazetę. Rozłożył ją przed sobą na stole i zaczął udawać, że czyta.
Spuściłem wzrok na swoje śniadanie, nie chcąc dać mu do zrozumienia, że wiem, co siedzi w jego głowie. Wszystko to rozumiałem, wszystkiego byłem świadom. Ale co mogłem zrobić? Jak mogłem się zmienić?
„Dla chcącego nic trudnego”, ale co dalej? Chciałem. Próbowałem. Więc dlaczego wciąż mi nie wychodziło? Czemu wciąż paprałem się w tym bagnie, związany, poniewierany, bezsilny? Dlaczego każda moja próba była niewypałem, mimo szczerych chęci?
– Ej... czym jest miłość?- To pytanie wyrwało się z moich ust, nim zdążyłem zgnieść je zębami.
Nijimura znieruchomiał na moment, z kubkiem gorącej kawy przy ustach. Spojrzał na mnie, nieco zaskoczony, jakby przez krótką chwilę mnie nie rozpoznawał. Następnie odwrócił ode mnie wzrok i zrobił powolny łyk. Odłożył kubek na stół i wrócił do gazety.
– Głupie pytanie, co?- mruknąłem ze słabym uśmiechem.- Dziękuję za posiłek.
– Ledwie go tknąłeś – westchnął Nijimura, patrząc z wyrzutem na mój pełen talerz.
– Sorry, jestem zmęczony. Położę się na godzinkę, czy dwie, potem pomogę ci sprzątać. Możesz zjeść za mnie.
Klepnąłem go lekko w plecy, przechodząc obok niego. Miałem ochotę po drodze rozwalić kilka mebli, zrzucić telewizor i kopniakiem otworzyć i zamknąć za sobą drzwi sypialni.
Ale tego nie zrobiłem. Z wymuszonym spokojem zamknąłem się w pokoju i położyłem do łóżka, twarzą w stronę okna, za którym słońce przybrało bardziej pomarańczowy kolor.
Kolejny dzień mojego życia przemykał mi przed twarzą.
Wiesz Yuukiś, zawsze jak coś z nimi piszesz to zapalają mi się takie świeczuszki w oczach, po prostu uwielbiam ten twój sposób ich przedstawiania.
OdpowiedzUsuńOpko bolało w sercu, tak lekko, ale bardzo mi się podobało.
Smutne jest to, że Haizaki chciałby coś zmienić nie zmieniając siebie (nie wiem czy to ego mu nie pozwala się troszku poświęcić czy inne cholerstwo, nieważne)
Wychodzi z założenia, że wszystko jest w stanie załatwić usłigami seksualnymi
No, ale koniec biadolenia, może przejdę do, choć nieco, weselszych rzeczy. Podobało mi się w jaki sposób przedstawiała uczucia Nijimury (mam wrażenie, że tak trochę, częściowo, nie traktuje Haizakiego jako chłopaka a bardziej syna, kocha go miłością bezgraniczną i wybaczającą) stanowi jego przeciwieństwo, jako ten dojrzały i odpowiedzialny.
Myślę, jednak, że musi być zmęczony ciągłym doprowadzaniem Haizakiego do porządku a mimo, to piękne jest jego przywiązanie...
Mam nadzieję, że Shougo w końcu postara się poprawuć (a patrząc na pytanie czym jest miłość, wnioskuję, że stanie się to raczej prędzej niż później)
No to się nagadałam, nagderałam, więc, pozdrowionka i do następnego :*
Ojej, strasznie mi miło, dziękuję :D
UsuńWiesz, co do tej prawie ojcowskiej miłości to myślę, że w mandze było dość podobnie. Nijimura niby go ochrzaniał i takie tam, ale koniec końców chciał dla niego dobrze, także... xD Próbowałam po części zachować ten stosunek między nimi :D
Dzięki za komentarz! :D Zawsze miło przeczytać przemyślenia czytelników c:
Kocham NijiHai tak bardzo.... nie wiem dlaczego.... bo nienawidzę Nijimury i Haizakiego osobno ale razem jakoś tak jest cudownie. Czemu zawsze NijiHai jest takie smutne? Nie wiem ale bardzo podoba mi się ~ Yuukifan
OdpowiedzUsuńU mnie NijiHaiki są smutne, bo ich nie lubię :-) Hehe.
UsuńNijiHai z Haizakim, który zdradza Nijimurę na prawo i lewo, zrobiło się już nudne.
OdpowiedzUsuńJak kawałek jedzonego w kółko kotleta.
I z całym szacunkiem, ale Haizaki wykazuje objawy świadczące o braku zdrowia psychicznego. On po prostu nie chce się zmienić, gdyby chciał to już by to zrobił. I naprawdę nie wierzę w to ,,chciałbym się zmienić, ale nie mogę''. To żałosne, czy zdrowy psychicznie człowiek może robić coś takiego jak on? Nasuwa się jeden wniosek - coś jest z nim mocno nie tak. To się leczy.
Nie podobało mi się to, więc cieszę się, że nie będzie kontynuacji (^_^)
Łał, aż dwa razy mi się zdarzyło napisać coś, w czym Haizaki zdradzał Nijimurę Rozumiem twoją niechęć, pewnie częściej także inni autorzy ich tak przedstawiają, ale to dlatego, że to po prostu do nich pasuje. Haizaki to kobieciarz, wolny wilk, buntownik, nie pasuje do stałego związku - a Nijimura to dobry ojczulek. Nie sądziłam, że to opko wywrze na kimś aż tak wielkie emocje O_O Ale rozumiem, rozumiem... xD
UsuńZapach kapryfolium leczy z zazdrości, gniewu i bólu. ~ Internet.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to całkiem ładne kwiatki :3
Shot był nawet nastrojowy, wczułam się XD
Pozdrawiam trochu na chłodno, bo u mnie taki gorąc, że nie mam serca pisać "cieplej".
~ Mirami
No właśnie jak ze dwa lata temu pisałam to opko, to kierowałam się właśnie znaczeniem kapryfolium, i chyba oznaczał zdradę, czy coś... Już nie pamiętam, a nigdy nie zależało mi na tych NijiHaikach, więc to porzuciłam xD
UsuńTrochę późno, ale ja pozdrawiam ciepło, bo dziś u mnie ziąb, jak nie wiem...