Kuroko no Yaoi - Rozdział Dwunasty

Rozdział Dwunasty

Po raz pierwszy



 - No dobra, kochani, wracamy do domu!- powiedziała Riko, wchodząc do naszej szatni i  uśmiechając się sympatycznie.
- Yyy... nie, czekaj... chwilkę - wystękał Hyuuga.- Dopiero co zagraliśmy dwa mecze z rzędu. W dodatku z Królami...
- Oh, no tak - bąknęła trenerka.- Przepraszam.
- Damy radę, jeśli odpoczniemy parę minut, ale Kagami...- Hyuuga uśmiechnął się znacząco.- Za bardzo się przemęczył.
- Nie mogę nawet wstać, a co dopiero chodzić - wychrypiał mój chłopak, trzęsąc się jak stary dziadek.
- Ale nie możemy tu zostać zbyt długo - mruknęła Riko.- No trudno, na razie chodźmy coś zjeść do jakiejś restauracji. Niech ktoś zaniesie Kagamiego.
- Więc, zdecydujemy grając w "Papier, kamień, nożyce" - powiedział Hyuuga.- Ustawmy się w kółku.
    Westchnąłem cicho, czując, że to na mnie spadnie ta robota. Z jednej strony to nie było takie złe, w końcu Kagami był moim chłopakiem, ale... dużym i ciężkim chłopakiem...
    Ja, Hyuuga, Mitobe, Koganei i Izuki  stanęliśmy obok siebie w kółku, przygarbieni i wyciągnęliśmy pięści.
- Kamień, papier, nożyce...- zaczęliśmy jednocześnie.
    Wynik był wręcz powalający - wszyscy senpaie pokazali nożyce, ja, jakżeby inaczej, papier.
- Kondolencje - mruknął Hyuuga, klepiąc mnie po ramieniu i wychodząc z szatni. To samo zrobiła cała reszta.
    Spojrzałem, nieco zrezygnowany, na mojego chłopaka. Westchnąłem głośno, po czym podszedłem do niego i kucnąłem przed nim.
- Obejmij mnie, Kagami-kun, postaram się ciebie nie zabić.
- Bardzo śmieszne - stęknął.
    Ledwie udało mi się go podnieść, ale kiedy miałem to już za sobą, chodzenie nie sprawiało większej trudności. Ale wiedziałem, że jutrzejszego ranka obudzę się obolały jak nigdy dotąd, szczególnie na rękach i plecach - w końcu niosłem na nich dobre osiemdziesiąt dwa kilo, w dodatku będąc po dwóch ciężkich meczach i konfrontacji z pięścią mojego chłopaka.
    Wyszliśmy na zewnątrz. Pogoda niezbyt nam dopisywała, wiatr nasilał się z każdą chwilą i widocznie zanosiło się na deszcz.
- Co z tym obiadem u mnie?- mruknął Kagami.
- Przykro mi, Kagami-kun, nie doniosę cię tak daleko - powiedziałem, podrzucając go lekko, gdy zaczął zsuwać się z moich pleców.- Może jeśli odzyskasz po drodze siły...
- W porządku, zjedzmy coś w restauracji - westchnął.- Pójdziemy do mnie innym razem.
    Przygryzłem wargę, zastanawiając się poważnie, czy nie uda mi się może jednak donieść go do jego mieszkania. Bądź co bądź, po naszej drobnej sprzeczce na meczu miałem ochotę chociaż się do niego przytulić, a przy naszych kolegach nie bardzo mogłem to zrobić.
    Sam na sam w mieszkaniu Kagamiego to idealna okazja na spędzenie razem intymnych chwil. Oczywiście, to nie tak, że liczyłem, że dojdzie do czegoś między nami, ale...
    Naprawdę potrzebowałem jego bliskości.
    Bliskości. Nie ciężaru...
- Myślę, że...- zacząłem z trudem, znów próbując go sobie podrzucić na plecach, kiedy się zsuwał, jednak tym razem zrobiłem to tak nieporadnie, że praktycznie zrzuciłem go z pleców wprost do niewielkiej kałuży.
    Reszta drużyny, z trenerką na czele, odwrócili się do nas, ale chyba nie mieli siły by się chociaż uśmiechnąć.
- Przepraszam, Kagami-kun - bąknąłem, przyglądając mu się bez wyrazu.
- Z-z-zabiję c-cię...- stęknął Kagami.
- Jeśli to zrobisz, nie doniosę cię nawet do restauracji - zauważyłem, podając mu rękę.- Spróbujmy jeszcze raz.
- S-sam sobie p-poradzę...- jęknął, wstając i otrzepując ubranie.- Jakoś dojdę...
    Wzruszyłem ramionami. W sumie dla mnie trochę lepiej...
- Możesz się oprzeć o moje ramię, jeśli chcesz - zacząłem, ale on już ruszył przed siebie, człapiąc i włócząc nogami jak zombie.
- Wejdziemy tutaj, bo zaraz się rozpada!- zawołała Riko na przodzie, wskazując restaurację z okonomiyaki.
- Kuroko, draniu, zapamiętam to sobie - warknął Kagami, kiedy wchodziliśmy do środka.
- Przepraszam, byłeś zbyt ciężki - powiedziałem.
- Eh?- Kagami spojrzał zaskoczony w jakiś punkt ponad głowami naszych senpaiów.- Kise i Kasamatsu!
    Kiedy nasi koledzy odsunęli się, by pójść zająć miejsca, zobaczyłem ich siedzących przy stoliku, naprzeciwko siebie. Zaskoczyło mnie to, w końcu ich szkoła znajdowała się w Kanagawie.
    Ruszyłem w ich kierunku, chcąc się przywitać. Kagami, z nieco mniej zadowoloną miną, ruszył za mną, po drodze rozpinając kurtkę.
- Pójdę zapytać, czy mogą mi to wysuszyć - mruknął, podając mi swoją torbę.
- Dobrze.
- Cześć, Kurokocchi!- wykrzyknął Kise, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Dobry wieczór, Kise-kun - odpowiedziałem.- Dobry wieczór, Kasamatsu-san.
- Cześć - mruknął senpai Kise, machnąwszy w moim kierunku widelczykiem, którym jadł smażące się przed nim okonomiyaki.
- Kochani, zajmijcie wolne miejsca, gdzie się da!- krzyknęła do nas Riko.
    Usiadłem obok Kise, wzdychając cicho. W tym samym czasie wrócił Kagami, bez kurtki i, widząc, że przysiadłem się do dawnego kolegi, zajął miejsce naprzeciwko mnie.
    Cisza, która zapadła, była wyjątkowo dziwna.
- Czemu siedzimy razem?- zapytał Kise bardziej siebie.- I, Kagamicchi, czemu byłeś cały w błocie?
- Przewróciłem się, szkoda gadać - mruknął mój chłopak.- I przestań nazywać mnie Kagamicchi!
- Jeżeli nie zaczniesz jeść, przypalą się - powiedział Kasamatsu do Kise, który jako jedyny siedział spokojnie na swoim miejscu i zajadał się okonomiyaki.
- Ah, tak...
- Przepraszam!- Rozległ się nagle znajomy głos od strony drzwi.- Znajdą się dwa wolne miejs...?
    Odwróciłem się i spojrzałem, zaskoczony, na Midorimę i Takao, którzy właśnie przekroczyli próg restauracji. Oni również wyglądali na zszokowanych i, do tego, raczej niezbyt zadowolonych z naszego widoku.
- Co wy tu robicie?- zapytał głośno Hyuuga.- I w ogóle, gdzie reszta?
- Ahaha, zgubiliśmy ich, kiedy Shin-chan płakał - zaśmiał się Takao, machając dłonią lekceważąco.
- EJ!- Midorima spojrzał na niego ze złością.
- Więc pomyśleliśmy, że równie dobrze możemy pójść coś zjeść!- dokończył Takao, nie zwracając na niego uwagi.
- Idziemy gdzie indziej!- warknął zielonowłosy, odwracając się i wychodząc.
- Ah, czekaj na mnie!- Takao ruszył za nim.
    Patrzyłem, jak zasuwa shoji, ale ani ja, ani Kise, jeszcze się nie odwróciliśmy. Zaintrygował nas widok czerwonych noren, który załopotały silnie na wietrze. Tak jak się spodziewałem, drzwi znów się otworzyły i do środka weszli Midorima i Takao, tym razem zmoknięci od deszczu. Ich miny wyglądały fatalnie.
- Eh?- Takao spojrzał nagle, zaskoczony, na nasz stolik.- Ty jesteś Kasamatsu-san z Liceum Kaijou?
- Skąd mnie znasz?- zdziwił się Kasamatsu.
- Widziałem cię w miesięczniku koszykarskim!- zaśmiał się Takao, podchodząc do nas.- Jesteś jednym z najlepszych rozgrywających w kraju! Ale super! Z chęcią wysłucham opowieści od osoby, która jest na tej samej pozycji, co ja! Możemy się przysiąść? Ah, porozmawiajmy tam!- Nagle Takao chwycił Kasamatsu pod ramię i poprowadził go do innego stolika, gdzie siedzieli już Furihata, Kawahara i Fukuda.
    Midorima, nie mając żadnego innego wyjścia, usiadł obok Kagamiego.
- Może coś zamówimy?- zapytałem, chcąc przerwać ciszę trwającą już od dobrej minuty.- Jestem głodny.
- Ja jestem praktycznie pełny, więc mnie to obojętne - powiedział Kise, uśmiechając się lekko.
- Dziwię się, że mogłeś zjeść to gówno - powiedział z wyższością Midorima.
- Jak mogłeś to powiedzieć?!
- Przepraszam!- krzyknął w tej samej chwili Kagami do obsługi.- Chciałbym zamówić kulki z kałamarnicy, kulki wieprzowe, kulki mieszane, kulki z ośmiornicy i kulki z wieprzowiny z kiszonymi warzywami!
- Za dużo zamawiasz!- wrzasnął na niego Midorima.
- Ogarnij się!- krzyknął również Kise.
- W porządku - odezwałem się, patrząc na nich.- Kagami-kun zje to wszystko sam.
- Czy to w ogóle jest człowiek?- zapytał Kise.
    Nikt mu nie odpowiedział.
    Szczerze mówiąc, po piętnastu minutach ciszy, przerywanej tylko pytaniami Kise o błahostki i mlaskaniem Kagamiego przy jedzeniu około stu różnych kulek, miałem ochotę stamtąd uciec. Mój chłopak był zajęty jedzeniem, to jedno, ja zresztą także, ale...
    Midorima ledwie skubał swoje okonomiyaki, siedząc z obrażona miną i nawet nie patrząc na swojego sąsiada.
- Wiem, że przegrana boli, ale daj już spokój - powiedział łagodnie Kise, najwyraźniej też nie wytrzumując tego napięcia.- No weź! Wczoraj wrogowie, dzisiaj przyjaciele!
- Przegrałem jedynie z nim!- powiedział Midorima, krzyżując ręce na klatce piersiowej.- Nie mogę uwierzyć, że nie widzisz problemu w siedzeniu z nimi - dodał, patrząc na Kise spode łba. - Już raz z nimi przegrałeś.
- Cóż...- Kise zamknął na moment oczy, a kiedy znów je otworzył, uśmiechnął się szeroko.- Zrewanżuję się im na Inter-High.
    Spojrzałem na niego, trzymając w dłoniach łopatki, którymi podrzucałem moje okonomiyaki. Kise patrzył na mnie z uśmiechem.
- Następnym razem nie przegram - powiedział.
    Już chciałem mu coś odpowiedzieć, kiedy wyprzedził mnie mój chłopak. Uśmiechając się szeroko, co wyglądało dość śmiesznie, jako iż jego usta zdobiły kawałeczki jakieś drobno posiekanej zieleniny.
- Nie mogę się doczekać - powiedział.
- Kise - mruknął Midorima, patrząc na niego uważnie.- Trochę się zmieniłeś.
- Eh? Naprawdę?
- Twoje oczy... są dziwne.
- Dziwne?! Yy... No, może to dlatego, że zacząłem więcej trenować, odkąd przegrałem z Kurokocchim.  Poza tym, tak sobie myślałem... "To całkiem fajne, grać w koszykówkę z innymi chłopakami z Kaijou"
    Midorima westchnął i wziął do ręki pałeczki. Oddzielił nimi kawałek swojego okonomiyaki.
- Wygląda na to, że się jednak pomyliłem - powiedział.- Nic się nie zmieniłeś. Po prostu wróciłeś do stanu, zanim zdobyliśmy trzy mistrzostwa z rzędu.
    Kise zaśmiał się tylko.
- Ale wszyscy tacy byliśmy - odezwałem się.
- To, jak się zmieniasz, zależy tylko od ciebie - powiedział Midorima.- Jednakże ja nie gram w koszykówkę dla zabawy, nanodayo.
- Za bardzo się tym przejmujecie - wtrącił się Kagami, patrząc po nas wszystkich.- Oczywiście, że gramy w koszykówkę dla zabawy.
- Co takiego?- Midorima spojrzał na niego ze złością.- Jak śmiesz odzywać się, kiedy nie masz o niczym po...
    Patrzyłem z zainteresowaniem jak zza jego pleców wyłania się obracające okonomiyaki i ląduje na czubku jego głowy, idealnie dopasowując się do jej kształtu.
    Kise uśmiechnął się nerwowo, a Kagami gapił na niego w oniemieniu.
- Zostawmy tę rozmowę na później - powiedział Midorima, wstając.- Takao, podejdź tutaj.
- Aaah, przepraszam, przepraszam!- zaśmiał się Takao.
    Patrzyliśmy w milczeniu, jak Midorima, chwytem zapaśniczym za szyję, wyprowadza go na zewnątrz. Słyszeliśmy jeszcze jak Takao mówi "Przepraszam! Przepraszam!", a potem zielonowłosy zamknął drzwi i rozległ się już tylko krzyk i głośne łupnięcie.
- Kagami-kun ma rację.- Wróciłem do głównego tematu naszej rozmowy.- To właśnie zrozumiałem podczas dzisiejszego meczu. - Uśmiechnąłem się lekko.- Gdyby to było nudne, nigdy nie zaszlibyśmy tak daleko.
    Drzwi za nami otwarły się i do restauracji ponownie wszedł Midorima, bez towarzystwa swojego przyjaciela. Podszedł do nas i zabrał najpierw swoją torbę, a potem Takao.
- Kagami, pozwól, że coś ci jeszcze powiem - rzekł.- Prócz Kuroko jest dwóch członków Pokolenia Cudów w Tokio. Ja i niejaki Aomine Daiki. Zmierzysz się z nim w Mistrzostwach Ligi. Jest tym samym typem zawodnika, co ty.
    Spojrzałem uważnie na reakcję Kagamiego. No tak, koniec końców nie mówiłem mu nic o Aomine, choć przecież powinienem był to zrobić.
    Zwłaszcza, że Aomine był nie tylko moim dawnym przyjacielem  z gimnazjum i partnerem na boisku.
    Był również moim byłym chłopakiem.
- Co?- Kagami spojrzał na Midorimę, marszcząc brwi.- Nie bardzo rozumiem, ale jest silny, tak?
- Jest silny - powiedziałem.- Ale jego styl grania... nie podoba mi się.
- Cóż, powodzenia - powiedział Midorima po krótkiej chwili milczenia, ruszając do wyjścia.
- Midorima-kun!- zatrzymałem go, wstając od stołu. Zatrzymał się, jednak nie odwrócił. Mimo to, uśmiechnąłem się do niego lekko.- Zagrajmy jeszcze kiedyś!
- Oczywiście - odpowiedział.- I następnym razem wygram.
- Cóż, ja też pewnie będę się zbierał - westchnął Kise, wstając.- Jutro czeka mnie ciężki trening! Nie ma mowy o zrobieniu sobie wolnego.
- My też się zbieramy - powiedziała Riko, podchodząc do nas.- Zapłaćcie za posiłek i poczekajcie na zewnątrz.
- Tak jest - mruknął Kagami, sięgając po portfel.
    Kiedy zapłaciliśmy już za nasze zamówienia, wyszedłem na zewnątrz razem z Kise i Kasamatsu.
- Ah, senpai, możesz iść chwilę beze mnie? Zaraz cię dogonię - powiedział blondyn.
- Eh? No dobra.- Kasamatsu wzruszył ramionami i, skinąwszy mi głową, ruszył wzdłuż ulicy.
- Kurokocchi?- Kise uśmiechnął się do mnie.- Odprowadzisz mnie kawałek?
- Dlaczego miałbym to robić?- mruknąłem.
- Nie bądź taki, chciałbym porozmawiać!
    Przyjrzałem mu się uważnie, marszcząc lekko brwi. Niby uśmiechał się sympatycznie i wyglądał zupełnie niegroźnie, ale wiedziałem, że pod jego maską niewinności zawsze może czaić się jadowity wąż. Westchnąłem, ale skinąłem głową i ruszyłem wraz z nim w kierunku oddalającego się Kasamatsu.
- Wiem, że nie bardzo lubisz rozmawiać o swoich prywatnych sprawach - zaczął Kise poważnie.- Ale chciałem cię o coś zapytać.
- Słucham.
- Chodzi o Kagamicchiego. Coś was łączy... prawda?
- Skąd te przypuszczenia?- Spojrzałem na niego bez wyrazu. Zdążyłem już zapomnieć o tym, że Kise, jako jedyny z całego Pokolenia Cudów, wiedział o moim związku z Aomine.
- Nie jestem głupi, Kurokocchi.- Kise uśmiechnął się do mnie.- Widzę, jak na niego patrzysz. On też zresztą czasem ci się przygląda jakoś tak... sam nie wiem, jak mogę to określić... jakby chciał cię pożreć całego.
- Nie wiem, czy chcesz, żeby zrobiło mi się przez to miło, czy żebym się przestraszył - westchnąłem.
- Ah, wiesz, że życzę ci jak najlepiej!- wykrzyknął, unosząc dłonie jakby w obronnym geście.- Zawsze... kibicowałem tobie i Aominecchiemu. Trochę szkoda, że tak to się skończyło... Ale... nie mówiłeś o nim Kagamicchiemu, prawda?
- Nie - przyznałem.
- Zamierzasz powiedzieć mu o wszystkim? Wiesz, to nie tak, że chcę się wtrącać w twój związek, ale... nie chciałbym, żebyś potem cierpiał, jeśli Kagamicchi za późno się o wszystkim dowie.
- Rozumiem - westchnąłem.- Wiem o tym, Kise-kun. I mam zamiar mu powiedzieć, wkrótce. Na pewno nie dzisiaj, ale... zanim przyjdzie nam się z nim zmierzyć, mam zamiar powiedzieć mu o wszystkim.
- Aominecchi... nie widziałeś się z nim od tamtego czasu, prawda?- zapytał cicho.- Znaczy... widziałem, że w szkole się unikacie.
- Tak, nie chciałem z nim rozmawiać - mruknąłem.- Zresztą, on ze mną też nie.
- Konfrontacja z nim... poradzisz sobie?
    Zatrzymałem się i spojrzałem na niego uważnie. Zarumienił się lekko i spuścił głowę, zawstydzony.
- Przepraszam - mruknął.- Nie chciałem cię urazić tym pytaniem... po prostu trochę się martwię.
- Niepotrzebnie - westchnąłem.- Ale dziękuję. Poradzę sobie. Aomine-kun to przeszłość. Ja... kocham Kagami-kuna. I nie pozwolę, żeby głupie wspomnienia w jakikolwiek sposób skomplikowały nasz związek. Liczę również na twoją dyskrecję - dodałem.
    Kise uśmiechnął się do mnie promiennie i skinął głową.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, Kurokocchi!- zawołał.
- Nie mam innego wyjścia, w końcu przyłapałeś nas, jak się całowaliśmy - mruknąłem.- Nigdy nie miałem zamiaru komukolwiek powiedzieć o mnie i o Amine-kunie.
- Okrutny!- jęknął Kise.- Eh, nieważne... Mam nadzieję, że między tobą a Kagamicchim będzie układało się o niebo lepiej! Chociaż... wygląda trochę jak dziki zwierz...
- Potrafi być całkiem miły. Czasem nawet zabawny.- Uśmiechnąłem się lekko.
- Widzę, że jesteś w nim bardzo zakochany...
- Eh?
- Nic takiego! Lecę dogonić Kasamatsu-senpaia, zanim mi ucieknie! Trzymaj się, Kurokocchi! Powodzenia!
    To powiedziawszy, odwrócił się ode mnie i, machając dłonią, pobiegł ulicą.
    Westchnąłem ciężko, kręcąc głową. Czasami ciężko mi go było zrozumieć.
    Ruszyłem w drogę powrotną do restauracji, kiedy nagle, mijając jedną z bocznych uliczek, usłyszałem ciche piski. Stanąłem i spojrzałem w tamtą stronę, nieco zaskoczony. W słabym świetle stojącej obok mnie latarnii zobaczyłem stojący przy kontenerze na śmieci duży karton, a w nim...
- Skąd się tu wziąłeś?- zapytałem, podchodząc do uroczego, czarno-białego pieska.
    Zaszczekał na mnie, merdając czarnym puszystym ogonkiem, wywiesił różowy język i wpatrzył się we mnie. Przykucnąłem przy nim i pogłaskałem go po łebku. Od dziecka uwielbiałem zwierzęta, szczególnie psy i koty, ale jakoś nigdy żadnego nie przygarnąłem.
- Hmm... ktoś cię tu zostawił?
    Zerknąłem na jego szyję w poszukiwaniu obroży, jednak żadnej nie znalazłem. Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się, kiedy psiak podniósł się i ochoczo nadstawił do głaskania.
    Nie mogłem go tu zostawić.
    Zabrałem karton i, niosąc go ostrożnie, wróciłem pod restaurację, gdzie czekali już moi koledzy z drużyny.
- Uhm, przepraszam...- zacząłem.- Znalazłem pieska.
    Wszyscy spojrzeli na mnie w milczeniu, a później jak jeden brat wrzasnęli:
- Pies?!
- Weź go odnieś!- krzyknął Hyuuga.
- Co my niby z nim zrobimy?!- zapytał Koganei.
- Okropność, kto go zostawił?!
- Hola, chłopaki, jesteście za głośno - powiedziała Riko, która właśnie wychodziła z restauracji.
    Spojrzała na mnie i stanęła raptownie w miejscu. A potem nagle podbiegła z krzykiem i chwyciła w objęcia pieska, obracając się z nim wokół własnej osi.
- Kyaa! Jaki puszysty! Jaki uroczy! Jaki słodki! Skądś ty się tu wziął?! Aleś ty śliczny!
- Trenerze... uspokój się trochę - mruknął Hyuuga.
- Eh?- Riko zatrzymała się nagle i przyjrzała pieskowi.- Hmm... nie przypomina wam kogoś?
    Wszyscy spojrzeliśmy na zwierzaka w milczeniu. Przyjrzałem mu się dokładnie. Jego sierść była biała na brzuszku i łapkach, a czarna na grzbiecie. Na pyszczku, nad oczami, w miejscu łączenia się obu kolorów miał widoczne dwa "krzaczki", które jakby tworzyły coś w rodzaju brwi.
    No i miał duże, niebieskie oczy. Pewnie dlatego senpaie spoglądali to na niego, to na mnie.
- Oczy! Oczy!- krzyknął Izuki.
- Cholera, już się przywiązał!
- Dobra, od dziś będziesz się nazywał Tetsuya Nigou!- zarządził Koganei.
- Nie nazywajcie go!- krzyknął Hyuuga.- Będzie nam jeszcze trudniej go zostawić!
    Izuki włożył pieska z powrotem do kartona i teraz wszyscy zajęli się oglądaniem go i głaskaniem. Ja z kolei spojrzałem na Kagamiego, którego zachowanie trochę mnie zaintrygowało - mój chłopak schował się za tablicą reklamową i, trzymając się za głowę, drżał na całym ciele.
- Ej, tak się zastanawiam...- zaczęła Riko, która najwyraźniej również zainteresowała się tym widokiem.- Ehm... Co ty robisz, Kagami-kun?
- Uh... no więc... - Kagami odwrócił się do nas.- Ja... nie bardzo radzę sobie... z psami...
- Pierwszy raz widzę takiego Kagamiego...- bąknął Hyuuga.
- On naprawdę się boi - stwierdził Koganei.
- Cóż, w każdym razie, trzeba zdecydować, co z nim zrobić...- westchnęła Riko.- Kuroko-kun?
- Jestem chętny go zabrać - powiedziałem.- Nie mam żadnych zwierząt w domu. Myślę też, że moi rodzice nie bądą mieli nic przeciwko.
- No dobrze. Możesz go przyprowadzać na treningi!
- Może zostać naszą drużynową maskotką!- zawołała Koganei.
- Serio macie zamiar to zrobić?- Kagami zbliżył się do nas odrobinę, choć wciąż stał kilka kroków od kartonu.
- To dobry pomysł, jest naprawdę słodziutki!- zachwycała się Riko.- Oh, ale już późno! Myślę, że na dzisiaj dosyć mamy wrażeń. Jutro zrobimy sobie dzień wolny od treningu, więc wypocznijcie! Ale od następnego dnia ostro zabieramy się za ćwiczenia!
- Tak jest!
    Zabrałem pieska na ręce, a Izuki podarł karton i wrzucił go do pobliskiego śmietnika. W końcu i tak na nic by się przydał. Podszedłem do Kagamiego i uśmiechnąłem się do niego.
- Jest słodki - stwierdziłem.
- Trzymaj tę bestię ode mnie z daleka!- warknął, odsuwając się.
- Nie nazywaj go tak, proszę - mruknąłem, nadąsany.- Ma na imię Nigou. W ogóle, dlaczego tak się go boisz?
- Tsk, jak byłem w Ameryce to mnie jeden piers użarł w d... dość czułe miejsce.
- Ale ten jest malutki. Zobacz, jakie ma malusie ząbki.
- Nie obchodzi mnie to, bestia to bestia!- warknął, a po chwili spojrzał na mnie niepewnie.- Więc... nie idziesz do mnie?
- Eh?- Spojrzałem na niego uważnie. Przygryzłem lekko wargę.- Cóż, jestem co prawda najedzony, ale z chęcią napiłbym się herbaty.
- Jasne.- Kagami zarumienił się lekko.- Zostaw go i chodźmy.
- Nie ma mowy - powiedziałem.- Nigou idzie z nami.
- Albo on albo ja!- warknął cicho mój chłopak.
- Nigou - odparłem bez namysłu.
- Ts! D-draniu! Dobra, bierz go, ale ma się do mnie nie zbliżać, jasne?!
- Dobrze.- Skinąłem z uśmiechem głową, przytulając do siebie pieska. Nigou polizał mnie po policzku, na co zaśmiałem się lekko.- Przestań, Nigou!
- Muszę pamiętać, żeby nigdy nie całować cię w ten policzek...- mruczał pod nosem Kagami, kiedy skierowaliśmy się do jego mieszkania.
    Spojrzałem na niego z uśmiechem. Dobrze było wiedzieć, że jest w stanie znieść nawet to, czego tak się bał, byle tylko spędzić ze mną trochę czasu.

***

    Mieszkanie Kagamiego okazało się bardzo przytulne i, przede wszystkim, przestronne. Kiedy weszliśmy do holu, w oczy od razu rzucił mi się salon połączony z jadalnią i kuchnią.
- Siadaj gdzie chcesz, przygotuję herbaty - powiedział Kagami.- A tego tutaj...- Spojrzał na trzymanego przeze mnie pieska.- Wyrzuć.
- Dobrze, że załatwił się, zanim tu weszliśmy, nie pobrudzi ci dywanu - powiedziałem, odkładając Nigou na ziemię i zdejmując z siebie buty i kurtkę.- Przepraszam za najście.
- Rozgość się.
    Przeszedłem do salonu, rozglądając się po korytarzu. Któreś z tych drzwi prowadzą do pokoju Kagamiego...
- Masz ładne mieszaknie, Kagami-kun - powiedziałem.- Takie... dość luksusowe.
- Serio?- mruknął, wstawiając wodę w czajniku.- Jakoś nie zwracam na to uwagi, ojciec je kupił, chociaż i tak w nim nie mieszka. Mówiłem mu, że nie jest mi potrzebne takie wielkie. Nie wiem, co on sobie myśli... Zresztą, mniejsza. Słodzisz?
- Łyżeczkę - odparłem, siadając na kanapie. Nigou również przydreptał do niej i, merdając ogonem, przycupnął obok mojej nogi.
    Po kilku minutach Kagami podszedł do mnie z dwoma kubkami, które położył na stoliku przed kanapą. Usiadł obok mnie, wzdychając ciężko i zerkając na Nigou. Skrzywił się, ale nic nie powiedział.
- Więc... - zacząłem trochę nerwowo.- Chyba musimy coś sobie wyjaśnić, prawda?
- Eh?- Spojrzał na mnie pytająco.
- Dzisiejszy mecz... i twoje zachowanie.- Westchnąłem.- Co się stało, Kagami-kun? Dlaczego zacząłeś grać, jakbyś był sam jeden w naszej drużynie?
    Kagami spuścił na moment wzrok i zacisnął szczękę. Po chwili rozpiął kurtkę i zdjął ją, by następnie przerzucić przez oparcie kanapy. Przesunął dłonią po karku, przymykając na moment oczy.
- Jakby to...- mruknął, nieco zawstydzony.- Po prostu pomyślałem, że... do tej pory wygrywałem dzięki tobie. Wiesz... to nie tak, że nie chcę na tobie polegać, ale... kiedyś może nadejść taki dzień, kiedy będę grał bez ciebie, nie? Sam muszę wzrosnąć w siłę, a nie wiecznie opierać się na twojej pomocy.
- To prawda - powiedziałem cicho.- Ale proszę, nie rób tego, kiedy jednak gramy razem. Nie chcę, żebyś skończył jak... jak reszta z Pokolenia Cudów - dokończyłem słabo.
- Taa, jeszcze raz przepraszam - westchnął, przysuwając się do mnie i obejmując mnie ramieniem.- Głupio wyszło, ale nie jesteś zły, prawda?
- Nie - odparłem, uśmiechając się do niego lekko.
- No i sorry za to walnięcie - dodał ciszej, głaszcząc mnie po policzku.- Trochę przesadziłem, ale nie myślałem trzeźwo.
- Przyzwyczajam się do twojej wybuchowości - powiedziałem z uśmiechem, trącając nosem jego podbródek. Uniosłem lekko głowę, nadstawiając usta do pocałunku. Kiedy poczułem na nich jego ciepłe wargi, westchnąłem błogo.- Trochę... brakowało mi tej bliskości...
    Kagami przełknął ślinę, patrząc na mnie z góry. Znów mnie pocałował, tym razem mocniej, wsuwając język do ust.
- Ja...- zaczął, rumieniąc się. Nie dokończył, znów mnie całując.
- O co chodzi?- zapytałem cicho.
- Wiesz, że...- Przygryzł mocno wargę i westchnął.- No... to nie tak, że mi się spieszy, ale... wiesz, chciałbym... z-zrobić coś więcej, niż... niż do tej pory...
- Masz... jakieś doświadczenie?- zapytałem cicho, rumieniąc się.
- Nie bardzo...- westchnął.- Znaczy... kiedyś tam... raz tam... czy coś, ale... wiesz no, "raz", co to takiego...
- Uhm...- Pocałowałem go powoli, a potem westchnąłem cicho.- Muszę przyznać, że sam od jakiegoś czasu myślałem o tym, żebyśmy posunęli się dalej...
- Tak?- Kagami kompletnie zburaczał na twarzy.- Więc nie masz nic przeciwko, jeśli...?
- Nie, nie mam - szepnąłem gorączkowo, patrząc mu prosto w oczy.
    Kagami pocałował mnie znienacka, wpijając się w moje usta. Jęknąłem cicho i objąłem go ramionami, podczas gdy on wstał i wziął mnie na ręce.
    Na ręce! Rany, cóż za wstydliwa sytuacja...!
    Czułem się jak księżniczka, kiedy mój chłopak szedł korytarzem, nie przestając mnie całować. Kopniakiem otworzył drzwi i wszedł do niewielkiego pokoju. Podszedł do łóżka i ułożył mnie na nim delikatnie.
    Patrzyłem trochę zdenerwowany jak ściąga z siebie koszulkę. Obrączka, którą miał zawieszoną na łańcuszku, zabłysła w świetle lampki, którą zapalił.
- Uhm, zgaś...- mruknąłem.
- Oh... dobrze - bąknął.- Tylko się rozbiorę...
    Westchnąłem cicho, przygryzając wargę i przyglądając się Kagamiemu. Widziałem go już nago, pod prysznicem, po treningu, ale... teraz wydał mi się jeszcze piękniejszy i jeszcze większy.
    Szczególnie jego penis... Kagami zdążył się już podniecić, dlatego jego członek stał teraz na baczność, w całej swej okazałości - długi i gruby. Nie miałem pojęcia, ile może mieć centymetrów, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Sam siebie pytałem tylko o jedno - zmieści się?
- Nie patrz tak... - bąknął Kagami, rumieniąc się intensywnie.- J-jeśli się boisz, to... m-możesz to zrobić ręką... nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Przepraszam - szepnąłem, ściągając z siebie koszulkę, czując na plecach pot.- Nie dziw mi się, proszę... Jesteś naprawdę... duży...
- No...- mruknął, klękając na łóżku i chwytając za pasek moich spodni.- Pomogę ci...
    Pozwoliłem, by zdjął ze mnie spodnie i bieliznę. Sam zdążyłem się już podniecić, ale mój członek w porównaniu do jego... nie mogłem nawet znaleźć takiego porównania. Nigdy nie miałem kompleksów na punkcie swojej męskości, tu po prostu chodziło o to, że ja i Kagami byliśmy parą. To normalne, że w końcu zaczniemy uprawiać seks...
- Jesteś naprawdę piękny - westchnął Taiga, przykrywając mnie swoim ciałem i całując szyję.
- Światło?- przypomniałem nerwowo.
- Ah, tak...- Sięgnął do lampki nocnej i wyłączył ją. W pokoju zapadła ciemność, tylko drobne światło z korytarza sączyło się przez szparę pod drzwiami. Jednak, kiedy oczy się trochę przyzwyczaiły, mogłem rozpoznać niewyraźną sylwetkę nade mną.
    Przygryzłem wargę, czując dużą, ciepłą dłoń na moim kroczu. Kagami przesuwał dłonią po moim członku, całując jednocześnie mój tors.
- Nie jesteś zbyt zmęczony?- zapytał, jakby właśnie przypomniał sobie o dwóch meczach, które dziś rozegraliśmy.
- Nie, właściwie to... chciałbym się trochę rozluźnić - wymruczałem, wsuwając dłonie w jego włosy.
- Ok... postaram się ci pomóc.- Mogłem wyczuć, jak uśmiecha się lekko. A potem uniósł mojego penisa i zaczął całować i ssać delikatnie jądra.
    Westchnąłem drżąco, zasłaniając dłońmi twarz. Nagle zrobiło mi się tak gorąco, jakbym leżał na rozżarzonym węglu. Czułem ogromne zawstydzenie i cieszyłem się, że Kagami zgasił chociaż tę głupią lampkę. Wolałem, żeby akurat teraz nie widział moich reakcji na jego pieszczoty.
    Przesunął pocałunki na uda, a potem znów na brzuch i klatkę piersiową. Zaczął ocierać się członkiem o mojego penisa, ssąc sutki i liżąc je swoim gorącym językiem. Wzdychałem pod nim cicho, odruchowo wyginając się ku niemu.
    I wtedy przypomniałem sobie o tym, co robił mi w szatni.
    Chyba przyszła pora na to, żeby mu się odwdzięczyć...
    Oblizałem nerwowo wargi i odsunąłem go od siebie lekko. Przez chwilę stawiał opór, ale później wycofał się, wyprostował, wciąż klęcząc na łóżku. Pocałowałem jego podbródek, potem szyję i muskularną klatkę piersiową. Possałem chwilę oba sutki, przy okazji chwytając w dłoń jego penisa i przesuwając nią po nim, od czasu do czasu delikatnie ściskając. Nachyliłem się jeszcze niżej, aż w końcu oparłem drugą dłoń o miękki materac i pocałowałem czubek gorącego przyrodzenia.
- K-Kuroko...- Kagami przeczesał palcami moje włosy.- Ostrożnie... nie wiem, czy przypadkiem nie skończę za szybko...
    I tak nie bardzo zwracałem uwagę na to, co do mnie mówi. Polizałem jego członka, smakując go, nawilżając przy pomocy śliny. Nie zostawiłem na nim ani kawałka suchej skóry, a kiedy skończyłem, wziąłem głęboki oddech i zacząłem wsuwać go sobie do ust.
    Na początku szło mi dość ślamazarnie. Dopiero kiedy splunąłem na niego i rozsmarowałem kolejną dawkę śliny, mogłem wsuwać go i wysuwać gładko, bez problemów. Kagami jęczał głośno, trzymając dłonie na mojej głowie. Raz po raz pchał mnie delikatnie, ale nie przejmowałem się tym.
- Ja... Oh, rany...- sapnął.- Z-zaraz dojdę, Kuroko, weź głowę...
    Wypuściłem z ust jego członka i zacząłem przesuwać po nim energicznie dłonią. Wysunąłem język, dotykając nim czubka - w końcu nic nie widziałem, a nie chciałbym, by Kagami spuścił mi się na twarz.
    To nie był pierwszy raz, kiedy próbowałem spermy, ale ostatni był dość dawno temu i zapomniałem już jak smakuje ta ciepła substancja.
    Kagami chwycił mnie delikatnie za ramię i pociągnął lekko, dając znać bym się odwrócił. Przygryzłem nerwowo wargę, zaczerpnąłem głośno powietrza. Nie mogłem uwierzyć w to, że zaraz naprawdę zaczniemy uprawiać seks.
    Kiedy poczułem między pośladkami jego język, krzyknąłem zaskoczony. Moja twarz płonęła żywym ogniem, dziękowałem Bogu, że zgasiliśmy tę cholerną lampkę. W życiu nie spodziewałbym się czegoś takiego! Było to tak zawstydzające, że nie byłem w stanie nawet trzeźwo myśleć.
- Zaczekasz chwilę, przyniosę coś z łazienki, żeby cię...? No wiesz... ślina raczej nie wystarczy...
- Uhm, ok - bąknąłem, wciąż zaskoczony, że przed chwilą lizał mnie w takim miejscu.
    Materac zatrząsł się, kiedy Kagami wstał i wyszedł z pokoju. Usiadłem na piętach, drżąc cały i oczekując jego powrotu. Starałem się nie dopuścić do siebie wahania. Prędzej czy później chciałem uprawiać seks z Kagamim, to było nieuniknione. Teraz po prostu nadeszła ta chwila... jeśli teraz się zlęknę, nigdy nie będziemy w stanie tego zrobić.
    Po chwili Kagami wrócił - zobaczyłem jego twarz w świetle korytarzowej lampy. Zostawił drzwi nieco mocniej uchylone, tak, że w pokoju zrobiło się odrobinę jaśniej. Podszedł do łóżka i klęknął na nim.
- Nie mam nic innego...- wymruczał.
- Co to jest?- zapytałem szeptem, patrząc na trzymaną w jego dłoni butelkę.
- Uhm... ż-żel pod prysznic - szepnął.
- W porządku - bąknąłem, stając na czworakach i opierając łokcie na poduszkach.- Proszę, bądź delikatny.
- O-oczywiście!
    Poczułem, jak Kagami przysuwa się do mnie, usłyszałem dźwięk otwieranej butelki. Zamknąłem oczy, przygryzając wargę, oczekując w nerwowym napięciu chłodnego dotyku żelu.
    Westchnąłem głośno, kiedy przesunął palcami po pulsującej mocno dziurce. Zacisnąłem dłonie na poduszkach, wypiąłem się bardziej w jego stronę.
    Musiałem przyznać, że był naprawdę delikatny. Prawie nie poczułem, kiedy wsunął we mnie palec i zaczął powoli nim poruszać, wsuwać go i wysuwać, nawilżając odbyt. Kiedy dołączył drugi palec, zacisnąłem odrobinę swoje wnętrze, ale dotyk mojego chłopaka był tak kojący i tak uspokajający, że po krótkiej chwili ochoczo poruszałem biodrami.
    Myślałem, że skończy się na trzech palcach, ale Kagami, o dziwo, wsunął jeszcze jeden. Jęknąłem cicho, czując tę przyjemność. Poruszał nimi powoli, wręcz leniwie, rozszerzając mnie coraz bardziej. Musiał być bardzo cierpliwy, starając się nie spieszyć - zwłaszcza, że słyszałem jego głośny oddech.
- Już możesz - szepnąłem. Nie chciałem kazać mu dłużej czekać. Zasługiwał na jakąś nagrodę.
- Jesteś pewien?- zapytał cicho.
- Zaraz zmienię zdanie.
    Natychmiast się poruszył, przysunął do mnie swojego członka i, wyciągając powoli palce, jednocześnie wsuwał penisa.
- Nie mam prezerwatyw - bąknął.
- Najwyżej zostaniesz ojcem.
- Bardzo śmieszne - parsknął.
    Oboje krzyknęliśmy jednocześnie, kiedy zacisnąłem się na nim odruchowo.
- Przepraszam - jęknąłem cicho.- Boże, jaki wielki...
- N-nie przepraszaj... Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz... tylko proszę, nie zmieniaj teraz zdania...
- Mmm.- Skinąłem głową, choć nie mógł tego zobaczyć.
    Minęła dobra minuta, nim w końcu opanowałem się i rozluźniłem ścianki odbytu. Kagami, czując to, zaczął powoli zagłębiać się dalej. Uczucie wypełnienia było niesamowite. Owszem, bolało, ale w porównaniu z odczuwaną przyjemnością, nie tylko z samego seksu ale też faktu, że to właśnie Kagami - chłopak, którego kocham - jest we mnie, ten ból był niczym.
    Wypiąłem się bardziej ku niemu, sam nabijając na jego członka. Usłyszałem, jak jęczy przeciągle i mruczy z przyjemności. Położył mi dłonie na biodrach i poruszał się powoli, dysząc ciężko.
- Jak dobrze...- szepnął.- Niesamowite uczucie... d-dobrze ci, Kuroko? Nie boli cię?
- Nie - skłamałem.- Możesz trochę przyspieszyć... już się przyzwyczaiłem.
- Okey...
    Kagami pochylił się nade mną i położył dłoń na mojej dłoni, złączając nasze palce. Przygryzłem wargę, czując łzy w oczach.
    Ten gest był taki... Nie potrafiłem go nawet określić. Czuły? Kochany?
    To za mało.
    Wciąż, wciąż za mało.
    Przyspieszył ruchy, czułem, jak wbija się we mnie gwałtownie. Nie zwolnił, kiedy odruchowo się zacisnąłem, chyba przestawał zwracać na to uwagę. Ale ignorowałem to, ściskając jego palce między swoimi. Wcisnąłem twarz w poduszkę, gdy sięgnął drugą dłonią, śliską od żelu, do mojego penisa i zaczął poruszać nią energicznie.
    Zacząłem zaczerpywać szybko powietrza, krótkimi wdechami i wydechami, chwyciłem nadgarstek Kagamiego i zacisnąłem na nim dłoń. Mój chłopak pocałował mnie w ramię, a potem w szyję, przygryzł lekko płatek ucha.
    Doszliśmy w tym samym czasie. Kagami puścił mojego penisa, uniósł się i wyjął ze mnie swojego członka, choć i tak poczułem, jak odrobina spermy wypływa z mojego odbytu. Usłyszałem, jak sam robi sobie dobrze, dysząc szybko i pojękując. Po chwili uspokoił się i westchnął ciężko.
- W porządku?- zapytał, przysuwając się do mnie i przytulając mnie.- Mm, Kuroko... kocham cię - wymruczał, całując mnie delikatnie w usta.- Kocham cię - powtórzył i znów mnie pocałował. I tak jeszcze jeden raz, dwa, trzy...
- Mogę zostać na noc?- spytałem nieśmiało.- Chyba... nie dam rady wrócić do domu.
- Oczywiście - westchnął.- Rano zrobię ci pyszne śniadanie.
    Zaśmiałem się lekko, całując go w policzek.
- Jestem absolutnie za - mruknąłem.- Aha, właśnie... ja ciebie też, Kagami-kun.
    Pocałowaliśmy się leniwie, obejmując nawzajem.
    Nawet gdybym nie był teraz taki obolały, pewnie i tak wymyśliłbym pretekst, żeby tu zostać.

7 komentarzy:

  1. Tak szybko me błagania zostały wysłuchanie *^*

    Idę czytać


    ZAAAKLEPUJE! !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG
      100% Basugejów
      Sprawiłaś, że moja chęć na yaoi została w pełni zaspokojona :3

      O mój borze sosnowy (czy coś)
      Wg nie wiem co powiedzieć, che więcej

      Przepraszam za to co jest wyżej

      Usuń
  2. Zaskoczyłaś mnie pod koniec xD
    Myślałam, że tylko się podotykają i tyle...
    Zbieram szczękę z podłogi

    Zabiłaś mnie zdaniem o doświadczeniu Kuroko ze spermą...

    Kurczę liczyłam na jakieś AoKise (wciąż liczę) i czekam na ich mecz
    A Dai-chan z Tetsiu był...

    Co do meczu z Ao... Czekam na tego żółwika pod koniec :D

    Bo Kagami po meczu jest jak stary dziadek xD,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AoKise w opowiadaniu pisanym oczami Kuroko? o_O Jak? o_O Omake to co innego, omake będzie oczami Kise, to luzik, ale na razie nie mam siły tego pisać.

      Usuń
  3. Nie wiem co powiedzieć. Nie mam swojego ulubionego momentu w tym opowiadaniu, z bardzo prostego powodu - było zbyt idealne. Po prostu... Brak mi słów.
    I przy okazji przypomnialas ze na głowie Midorimy wylądowały okonomiyaki :D
    Ogólnie to made my day :))
    Och, jeszcze chciałam powiedzieć, że myślałam, ze do niczego nie dojdzie, Kuroko sie wycofa, albo co, a tu taka miła niespodzianka :D
    Czytałam to cały czas z uśmiechem (a raczej wyszczerzem :D ) na twarzy
    Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że uda ci się napisać ten ostatni. Powodzenia, weny, tęczy i gejów! (to nie ma sensu :D )

    OdpowiedzUsuń
  4. HEHESHKI.
    Czemu, kiedy Kuroko tyle razy zaznaczał, jaki wielki jest interes Taigi, miałam wrażenie, że z Aomine nie miał tak dobrze? *chichocze*
    Spoko rozdział, Nigou jest, strach Taigi też, teraz brakuje czegoś w stylu obrony Tetsuyi przed napalonym udżynem, jak Ao się dowie, że jego były cień tak wesoło sobie poczyna xD
    Pozdrowionka od krowy i weeeny dużo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oł maj Gaad! Taki Taiga jest boski. Jeszcze dwa rozdziały i koniec. Mam nadzieję, że sezon zakończysz szczęśliwie.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń