Rozdział
Jedenasty
Nie
pozwolę na to
- Jestem wykończony… - westchnął
kapitan Hyuuga, kiedy wszyscy staliśmy w okręgu z dłońmi opartymi
na kolanach, na kilka minut przed meczem.- W ogóle od rana jestem
jakiś taki przygnębiony… Dwa mecze pod rząd, na dodatek oba z
Królami Tokio… I nawet, kiedy graliśmy przeciwko Seiho, myślałem
tylko o następnym meczu, kiedy już to wygramy… - Hyuuga zamknął
oczy i uśmiechnął się.- Ale pozostał już tylko jeden mecz. Nie
musimy martwić się już niczym innym, jak następny mecz czy
oszczędzanie siły. Możemy skupić się na jednej rzeczy, którą
mamy do zrobienia. Dać z siebie wszystko i wygrać to!
-
Tak jest!- krzyknęliśmy jednocześnie.
Usłyszeliśmy
głośny gwizdek i głos sędziego, nakazujący nam ustawić się.
Przystanąłem na moment, patrząc na Kagamiego. Ta mała drzemka w
szatni musiała mu pomóc – wyglądał na spokojnego i opanowanego.
No,
przynajmniej jak na niego.
-
Nie przypuszczałem, że uda wam się dojść aż tutaj.- Obok mnie
stanął Midorima Shintarou, patrząc na mnie z góry.- Ale tutaj to
zakończymy. Nieważne jak słaba, mała lub nieznana: każda drużyna
może walczyć dopóki ze sobą współpracuje. To tylko iluzja.-
Patrzyłem na niego w milczeniu, zastanawiając się nad jego
słowami.- Chodź – powiedział, poprawiając okulary.- Pokażę
ci, jak głupia była twoja decyzja.
-
Nikt nie wie, czy decyzje, które podejmujemy, są dobre czy złe –
odpowiedziałem.- Nie to zmusiło mnie do podjęcia swojej. I pozwól,
że dodam coś jeszcze. Seirin nie jest słabe. Nie przegramy. Za
nic.
Midorima
zmarszczył gniewnie brwi, mierząc mnie nieprzyjemnym spojrzeniem.
Odwróciłem się od niego i ruszyłem w kierunku naszych drużyn,
ustawionych na środku boiska. Stanąłem naprzeciwko czarnowłosego
chłopaka, Takao, wytrzymując spojrzenie jego ciemnych oczu, w
których lśnił jakiś metaliczny blask. Znów uśmiechał się do
mnie, pewny siebie i przekonany o przesądzeniu losu.
Oni
również nas nie doceniają. Jednak udowodniliśmy swoją siłę
pokonując Seiho. Przyszła pora na nich.
-
Niech rozpocznie się finał eliminacji bloku A pomiędzy Liceum
Seirin, a Liceum Shuutoku!
-
Dobrej gry!- krzyknęliśmy, kłaniając się sobie.
Odwróciliśmy
się i ruszyliśmy na wyznaczone wcześniej miejsca, kiedy mnie i
Kagamiego zatrzymała rozmowa Takao i Midorimy:
-
Czy Kuroko to jedyna osoba, z którą powinieneś porozmawiać?-
zapytał czarnowłosy.- Co z Kagamim?
-
Nie ma takiej potrzeby – odparł Midorima.- Nie ma powodu, dla
którego miałbym rozmawiać z kimś, kto zagrał tak żałosny mecz,
nodayo.- Chodź nie odwrócił się do Kagamiego, nie trudno było
się domyśleć, że następne jego słowa były skierowane właśnie
do niego.- Jeśli masz mi coś do powiedzenia, pokaż mi to swoją
grą.
Spojrzałem
na Kagamiego. Przez chwilę jego twarz nie wyrażała niczego
konkretnego, jednak po chwili prychnął cicho i uśmiechnął się.
-
Zgadzam się – powiedział.- Samo myślenie o tym wprawia mnie w
furię. Muszę to z siebie wszystko wyrzucić, więc zacznijmy w
końcu. Dusiłem w sobie to wszystko tylko dla tej chwili.- Spojrzał
na Midorimę wręcz szaleńczym wzrokiem.- Nie mogę już się
powstrzymywać!
-
Coś ty powiedział?- zawarczał gniewnie Midorima, marszcząc brwi.
Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go tak zdenerwowanego.- Tsk. Rób
co chcesz, o ile dasz radę.
Kagami
uśmiechnął się do niego wrednie, po czym odwrócił i ruszył w
kierunku sędziego. Ja również zająłem swoją pozycję, zerkając
na mojego chłopaka. Rzeczywiście, w jego słowach mogło być nieco
prawdy. Być może w poprzednim meczu nie radził sobie za dobrze,
ponieważ myślami cały czas był przy nadchodzącym meczu z
Shuutoku.
No
tak. Ten nabuzowany energią tygrys pragnął pokonać całe
Pokolenie Cudów. Nic dziwnego, że tak palił się do rozgrywki
przeciwko Midorimie.
Kiedy
rozległ się gwizdek, a sędzia podrzucił piłkę do góry, Kagami
oraz kapitan Shuutoku skoczyli do góry, krzycząc. Piłkę przejął
Taiga, odrzucając ją wprost w ręce Mitobe. Patrzyłem, jak ten
podaje do Izukiego, a on rusza w stronę kosza, ale przed nim stali
wszyscy zawodnicy – Shuutoku natychmiast zablokowało nas, nie
mieli zamiaru dopuścić do tego, byśmy pierwsi zdobyli punkt, jak
mieliśmy w planach.
Poruszyłem
się ostrożnie w moją prawą stronę, a kiedy blokujący mnie
zawodnik spojrzał na Izukiego, natychmiast ruszyłem biegiem w
bezpieczne miejsce, tak, by Izuki mógł podać mi piłkę, a wtedy
cisnąłem ją wprost w ręce Kagamiego, który już skakał do
kosza, dobrze wiedząc, że to zagranie nam wypali.
Nie
było innej opcji, ponieważ byliśmy zdeterminowani, by już na
wstępie przejąć prowadzenie.
Jednak
nieoczekiwanie pod koszem zjawił się Midorima, który zdążył
wybić piłkę, nim Kagami przerzucił ją przez obręcz.
-
Wiedziałem, że dasz radę, Shin-chan!- krzyknął Takao, który
odebrał ją i ruszył w kierunku naszego kosza.
-
Cóż za rozczarowanie, nanodayo – powiedział Midorima i spojrzał
na Kagamiego wrogo.- Myślisz, że możesz pokonać nas czymś takim?
Odwróciłem
się od nich i pobiegłem w stronę naszych senpaiów. Izuki stanął
Takao na drodze, jednak ten podał piłkę biegnącemu za nim
koledze, a ten ruszył z nią do kosza i rzucił z dwutaktu. Na
szczęście w pobliżu był Hyuuga, udało mu się doskoczyć do niej
i trącić lekko, tak, że odbiła się od obręczy i upadła na
ziemię – nie udało nam się szybko zdobyć pierwszych punktów,
ale to nie znaczy, że pozwolimy zdobyć je im.
Minęła
ledwie minuta od początku meczu, a tłum na trybunach już wiwatował
jak szalony. Wiadome było, że ta drużyna, która jako pierwsza
zdobędzie punkty, przejmie kontrolę nad grą. Dlatego też każda z
obu drużyn starała się nie dopuścić do tego, by to ta przeciwna
decydowała o tempie gry. Nawet, jeśli w ciągu tych czterdziestu
minut w każdej chwili jej przebieg mógł ulec zmianie, nie miało
to znaczenia – najważniejsze były właśnie te pierwsze punkty.
Najgorszy
był fakt, że czas leciał, a tablica wciąż nie pokazywała innego
wyniku niż 0:0. Przez to bardzo prawdopodobnym było, iż drużyna,
która jako pierwsza zdobędzie punkty, wygra pierwszą kwartę.
Dwie
minuty meczu. Mitobe nie udało się podać piłki, Shuutoku przejęło
ją i ruszyło z atakiem. Powstrzymaliśmy ich, teraz Hyuuga znów na
nich nacierał, ale ci dzielnie się bronili. Presja była
niesamowita, atmosfera zacieśniała się z sekundy na sekundę.
-
Jazda!- wrzasnął kapitan Shuutoku, kiedy Hyuudze nie udało się
trafić za trzy punkty.
Podał
piłkę do Takao, a ten ruszył przed siebie, jednak nasz kapitan
zastąpił mu drogę. Takao bronił się lewą ręką, jednak w końcu
podał piłkę do tyłu, wprost do…
Midorimy.
Który w dodatku stał niemalże na środku boiska. Wykonał
precyzyjny rzut, piłka zaczęła lecieć po idealnym łuku.
Widziałem, jak Kagami patrzy na nią bezradnie i wściekle.
-
Biegnij do ich kosza!- powiedziałem do niego, mijając go.
Shuutoku
zdobyli trzy punkty. W momencie kiedy piłka odbiła się od
parkietu, chwyciłem ją w dłonie, a potem zakręciłem się w
miejscu, nabierając rozpędu i siły, poczym cisnąłem ją w
kierunku przeciwnego kosza. Midorima, który akurat przystanął i
odwrócił się w moim kierunku, spojrzał na mnie zszokowany. Piłka
minęła jego głowie ledwie o parę centymetrów.
Kagami
był już pod ich koszem. Odebrał moje podanie i skoczył, wykonując
wsad.
-
Tsk… Kuroko – wycedził Midorima.
-
Przepraszam. Nie pozwolę ci tak szybko przejąć pierwszej kwarty –
powiedziałem, patrząc na niego z powagą.
Ruszyliśmy
do obrony. Przy piłce był teraz blond włosy zawodnik Shuutoku,
jednak kiedy Hyuuga zastąpił mu drogę, podał do Midorimy. Ten
zatrzymał się raptownie przed Kagamim i przyszykował do rzutu.
Natychmiast ruszyłem pod nasz kosz, zerkając na nich. Midorima
jakby ustawił się, gotów do rzutu, jednak nieoczekiwanie podał
piłkę swojemu koledze.
Następny
był Takao. Ruszył do naszego kosza, zgrabnie wymijając Izukiego, a
kiedy stanął przed Mitobe, zmrużył lekko oczy i, nie odwracając
ich od niego, podał do swojego senpaia. Na jego twarzy niezmiennie
gościł ten sam uśmieszek.
Zmarszczyłem
lekko brwi. W jego oczach naprawdę było coś niepokojącego. W
dodatku te jego nieoczekiwane podania…
Piłka
przeleciała obok mnie. Spojrzałem szybko w stronę kosza naszych
przeciwników, ale broniło go trzech chłopaków. Odnalazłem jednak
między nimi lukę, za którą przebiegał Mitobe. Podałem mu, a on
zrobił wsad, zdobywając dla nas punkty.
Następny
znów był Takao i znów drogę zastąpił mu Izuki. A ten, nie
odwracając spojrzenia, podał piłkę do tyłu, złapał ją blondyn
z wcześniej i rzucił do kosza. Ruszyłem na drugą stronę boiska,
kiedy dogonił mnie Takao, uśmiechając się.
-
Wiedziałem, że tak będzie – powiedział mi.- Shin-chan
przewidział, że będziemy musieli się ze sobą zmierzyć. To
przeznaczenie.- Zatrzymałem się, jednak wciąż nic nie mówiłem.-
Hm. Nie przypuszczałem jednak, że nastąpi to tak szybko.
Zrozumiałem coś, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Ty i ja
jesteśmy tacy sami. W dodatku obaj jesteśmy pierwszakami. Podawanie
to nasz chleb powszedni, więc można powiedzieć, że cię
nienawidzę, ponieważ jesteś taki jak ja. Nie chcę z tobą
przegrać – dodał, marszcząc gniewnie brwi.
Takao
zaczął mnie blokować. Widziałem, że wcześniej ich trener go
zatrzymał i coś do niego mówił – najwidoczniej kazał mu
zmienić pozycję. Tylko nie rozumiałem jeszcze, dlaczego właśnie
on?
Piłka
nadleciała z naprzeciwka, już chciałem ją odebrać, kiedy
niespodziewanie Takao mi ją zabrał tuż sprzed twarzy i podał
swojemu koledze. Shuutoku zdobyli kolejny punkt.
-
Nigdy jeszcze się tak nie czułem – odezwał się znów Takao.-
ale myślę, że jest tak, ponieważ jest w tobie coś innego.
-
Przepraszam – mruknąłem.- Nikt mi jeszcze czegoś takiego nie
powiedział, więc nie wiem, jak powinienem zareagować.
-
Co?- bąknął Takao.
-
Jednak wydaje mi się, że czuję podobnie – dodałem.
-
Hahah, to dobrze! Możemy w końcu zacząć.
Skinąłem
głową i natychmiast ruszyłem do biegu. Za mną rozległ się
jeszcze jego krzyk:
-
Ej, czekaj! Jak możesz tak bezczelnie sobie znikać?!
Piłka
była w locie, akurat tuż przy mnie, zerknąłem na biegnącego
dalej Hyuugę. Idealna luka w obronie przeciwników. Cisnąłem piłką
w jego stronę, kiedy nagle Takao zastąpił mi drogę i odrzucił
ją.
Spojrzałem
na niego zdumiony. Jak on mnie zobaczył? I jakim cudem odczytał mój
ruch, skoro nabiegł zza moich pleców?! Przy większym staraniu
mógłby dokonać tego tylko i wyłącznie Izuki, który posiadał…
No
tak… Izuki posiadał sokole oko, zdolność, dzięki której mógł
widzieć duży obszar boiska z różnych stron. Jeżeli Takao również
posiada coś takiego, z tym że znacznie bardziej zaawansowane, moje
misdirection może na niego nie działać.
A
to oznacza, że prawdopodobnie będę w tym wypadku…
Bezużyteczny.
-
Seirin, przerwa!- rozległ się krzyk sędziego tuż po krótkim
sygnale.
Udaliśmy
się na naszej trenerki i usiedliśmy na ławce. Odebrałem od
Kagamiego butelkę napoju izotonicznego, jednak nie odezwałem się
słowem. Upiłem kilka łyków i sięgnąłem po mój ręcznik, by
wytrzeć pot z twarzy.
-
Hej, nie mów mi, że masz zamiar pozwolić im tak sobą pomiatać –
powiedział Kagami, kładąc swoją wielką dłoń na mojej głowie.
-
Cóż…- mruknąłem.- Rzeczywiście, nie bardzo mi się to podoba.
-
I oto chodzi!- zawołał ze śmiechem.- Trenerze!
-
Eh?- Riko spojrzała na niego, odrywając wzrok od mierzonych przez
nią przeciwników.
-
Pozwól nam grać tak, jak dotychczas… Yyy, proszę!
-
Jak dotychczas?- powtórzyła i spojrzała na mnie.- Wiesz, że twoje
misdirection nie działa na Takao, prawda? Poradzisz sobie?
-
No… nie wiem – odparłem, nieco przybity.- I to jest problem.
-
Ah, rozumiem…- mruknęła, a potem nagle jakby się zreflektowała.-
Czekaj. Że jak?!
Ale
wtedy rozległ się dźwięk kończący przerwę i nie mieliśmy już
czasu rozmawiać.
-
Zajmij się Takao – powiedział Kagami, patrząc na mnie
pokrzepiająco.
-
Dobrze.
Westchnąłem
cicho, kiedy ponownie stanąłem obok Takao. Co prawda, Kagami dodał
mi nieco otuchy, jednak mimo to wciąż trochę się zamartwiałem.
-
Hej, obmyśliłeś już jakiś plan?- zagadnął mnie.
-
Wciąż myślę – odpowiedziałem.
-
No co ty?- zaśmiał się.
Wróciłem
spojrzeniem do przebiegającej gry. Izuki wyminął swojego
przeciwnika, podając do Mitobe, jednak piłkę przechwycił jeden z
Shuutoku i podał do Takao. Zerknąłem na tablicę. Trzy minuty do
końca pierwszej kwarty, wynik 13:8 dla Shuutoku.
-
Kto by się tam przejmował Królami? Zdechnijcie!- wrzasnął
Hyuuga, który jako kolejny był przy piłce i rzucił ją za trzy
punkty. Świetnie! 13:11, nadal mieliśmy szansę objąć
prowadzenie.
Ale
Shuutoku nie pozostawali nam dłużni. Nawet kiedy udało mi się
ukraść ich podanie, Takao wkraczał do akcji i przejmował piłkę.
-
Co wy wyprawiacie?- krzyknął Midorima, patrząc na mnie i
Kagamiego.- My dajemy z siebie wszystko. Brońcie się lepiej.- Jeden
z jego kolegów podał mu piłkę.- Zasięg moich rzutów nie jest
mały.
Patrzyłem,
zaskoczony, jak z samego środka boiska wykonuje perfekcyjny rzut. W
gimnazjum ten zasięg był mniejszy…
W
czasie lotu piłki, Midorima wrócił pod swój kosz i odwrócił się
do nas.
-
Dopóki tu jestem, nie możecie mnie ominąć podaniem Kuroko! Ale to
i tak bez znaczenia. Moje rzuty są warte trzy punkty, a wasz
kontratak jedynie dwa. Nawet, jeżeli nie będziemy nic z nimi robić,
różnica będzie się wciąż powiększać.
Hyuuga
podał do Kagamiego, a ten zbliżył się nieco do Midorimy.
-
Masz naprawdę ciekawą umiejętność – powiedział.- Jednak…
Kagami
skoczył lekko, rzucając do kosza z odległości, która pozwoliłaby
na zdobycie trzech punktów, a następnie ruszył biegiem. Nie był
zbyt dobry w tych rzutach, ale mógł je wykorzystać, by podbiec do
kosza i wykonać wsad.
Tak
właśnie zrobił teraz.
Wracając
do obrony i przebiegając obok Midorimy, uśmiechnął się do niego
wrednie. Ja również uśmiechnąłem się lekko, jednak sam do
siebie. Jednoosobowy alley-oop. Mój chłopak był naprawdę
niesamowity.
-
Ładnie – pochwaliłem go, kiedy mnie dogonił.
-
Dzięki, ko… roko? – poprawił się szybko, a ja uśmiechnąłem
się do niego szerzej i pokręciłem głową.
Chociaż
chciałem to usłyszeć, w tym momencie naprawdę powinien uważać.
15
sekund do końca pierwszej kwarty, a Shuutoku prowadziło trzema
punktami.
-
Jak na ciebie, to był całkiem niezły rzut – powiedział
Midorima. Spojrzeliśmy na niego wszyscy. Był teraz przy piłce.-
Jednakże…
Patrzyłem
na niego, zszokowany. Stał na samym końcu boiska, pod swoim koszem,
a mimo to… szykował się do rzutu. Widziałem, jak ugina nogi,
unosi ręce do góry, podskakuje i… rzuca.
-
Mówiłem, że nie jest mały – powiedział Midorima.- Zasięg
moich rzutów to całe boisko.
-
Koniec pierwszej kwarty! Dwie minuty przerwy!- krzyknął sędzia.
W
dość ponurych humorach poczłapaliśmy do naszej ławki i opadliśmy
na nią jakby wypompowani z sił.
-
Kuroko-kun, czy Midorima zawsze potrafił tak rzucać?- zapytała
trenerka.
-
Nie – odparłem.- Wiedziałem tylko, że potrafi rzucać z połowy
boiska. To pierwszy raz, kiedy widzę, jak rzuca z tak wielkiej
odległości.
-
Widziałem nagrania zawodników NBA, którzy rzucali w ten sposób
podczas treningów – powiedział Izuki.- Ale wykonanie czegoś
takiego w meczu jest po prostu niedorzeczne.
-
Pokolenie Cudów jest niemożliwe – westchnął ciężko Hyuuga.
-
Jak mamy niby to powstrzymać?- zapytał Koganei.
-
Będziemy musieli czegoś spróbować – westchnęła Riko.- Kuroko!
Wykorzystaj swój talent do back-tipów. Robiłeś to już w
przypadku Kise-kuna. Kiedy Midorima będzie przy piłce, postaraj się
zajść go od tyłu i mu ją wytrącić. Musisz zatrzymać Midorimę!
Skinąłem
głową.
Wróciliśmy
na boisko i gra zaczęła się ponownie. Tak jak przewidywałem,
zawodnicy Shuutoku podawali do Midorimy. Kiedy dostał piłkę,
natychmiast stanąłem przed nim.
-
Myślisz, że możesz mnie zablokować?- zapytał, po czym wyminął
mnie i ruszył biegiem.
Ostrożnie
przesunąłem się w bok, chcąc zajść go od tyłu, kiedy nagle
zablokował mnie Takao.
-
Ej, ej, nieładnie tak robić!- powiedział z uśmieszkiem.
Odwróciłem
się i spojrzałem na Kagamiego, który spróbował go zatrzymać.
Niestety, Midorimie udało się go zmylić, zrobił obrót i
podskoczył, rzucając prosto do kosza.
-
Nie wchodź mi w drogę, Takao!
-
Nie bądź taki niedostępny!
Kagami
skinął na mnie ręką, dając mi znak, bym ruszył razem z nim.
Kiedy Midorima stanął mu na drodze, Taiga podał mi piłkę i
wyminął go, a wtedy ja znów mu ją odesłałem, jednak Takao
ponownie zepsuł nasz atak. Wyglądało na to, że póki był na
boisku, będzie bronił Midorimy.
Zielonowłosy
znów rzucił piłkę, jak zawsze idealnie celną. Spojrzałem z
przerażeniem na tablicę wyników. Było już 24:13, a druga kwarta
trwała zaledwie trzy minuty.
-
Izuki!- krzyknął Hyuuga.- Podaj mi piłkę, nie możemy polegać
tylko na tych dwóch, sami musimy coś zrobić!
Hyuuga
odebrał piłkę od Izukiego i podał ją do Mitobe, a temu udało
się rzucić ją bez przeszkód do kosza. Różnica punktów nadal
jednak była duża, tym bardziej, że Midorima od razu chwycił
piłkę.
-
Nie pozwolę!- wrzasnął Kagami, biegnąc ku niemu.
Skoczyli
w tym samym momencie, jednak było za późno. Piłka przeleciała
przez całe boisko, trafiając do kosza. Patrzyłem na nią,
zszokowany, czując bezradność. Czy istnieje jakikolwiek sposób,
by go zatrzymać? Te perfekcyjne rzuty z samego końca boiska…
nawet jeśli zdobywaliśmy punkty, różnica wciąż się
powiększała, bo Midorima dostawał piłkę i jeden za drugim rzucał
ją za trzy punkty.
I
wtedy usłyszałem czyjś śmiech. Spojrzałem zaskoczony na
Kagamiego. To właśnie on się śmiał. Stał przed Midorimą i
parzył na niego dzikim spojrzeniem, śmiejąc się pod nosem. Miałem
wrażenie, jakby całe jego ciało płonęło żywym ogniem.
Uczucie,
które opanowało moje serce, kiedy ponownie wznowiliśmy grę, było
nie do opisania. Sam dokładnie nie wiedziałem, czy to zawód,
bezradność, szok czy coś jeszcze innego. Chociaż robiłem co
tylko mogłem, by moje podania trafiały do moich przyjaciół,
chociaż starałem się ze wszystkich sił wspomóc moją drużynę,
miałem dziwne wrażenie, że tak naprawdę biegam po boisku bez
celu, zupełnie nieprzydatny. Miałem ochotę krzyczeć, płakać,
uderzyć cokolwiek, wyładować złość i pozbyć się tego
dręczącego mnie uczucia. Na zewnątrz starałem się być
opanowany, nie okazywać po sobie emocji, wzrokiem podążałem za
moimi kompanami, szukałem w ich oczach czegoś w rodzaju
pocieszenia, co choć trochę dodałoby mi otuchy.
Zagryzłem
wargę, patrząc na tablicę wyników. Pierwsza połowa meczu za
nami, 45:27 dla Shuutoku. Cholera. Musiałem wziąć się w garść,
musiałem przestać myśleć o tej różnicy, nie mogłem dopuścić
do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak, że przegramy. Na pewno
tak nie będzie. Obiecałem to senpaiom, a przede wszystkim obiecałem
to sobie – tym razem wszyscy dojdziemy do Mistrzostw, staniemy na
szczycie i zdobędziemy puchar.
W
szatni panowała cisza, zagłuszana jedynie ciągłym tykaniem zegara
i odgłosem deszczu głucho bębniącego o dach. Od czasu do czasu
dało się słyszeć w oddali grzmoty błyskawic.
Siedziałem
najdalej od wszystkich, odwrócony do nich plecami, trzymając w
dłoni niewielką kamerę i oglądając nagranie z pierwszej połowy.
Przyglądałem się grze Takao, starając się jakoś rozgryźć go,
znaleźć na niego sposób.
-
H-hej… słuchajcie – zaczęło Riko.
-
Trenerze – przerwał jej błyskawicznie Hyuuga.- Nie trzeba.
Naprawdę. I tak pewnie zamierzasz powiedzieć coś głupiego. Wczuj
się w sytuację.
-
Kuroko, co ty robisz?- usłyszałem pytanie Izukiego.
-
Oglądam nagranie Takao z pierwszej połowy – odparłem.
-
Hm? Masz jakiś plan?
-
Eh? Nie wiem.
-
Nie wiesz…?
-
Myślałem o wygranej, ale nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy
mogę wygrać, czy nie – powiedziałem, odwracając ku nim głowę.-
Nawet jeśli przegrywamy stoma punktami, zawsze istnieje szansa, że
w ostatnich sekundach meteor uderzy przeciwną drużynę.
Wszyscy
patrzyli na mnie poważnie przez dłuższą chwilę. Nie byłem
pewien, czy zrozumieli mój żart, ale chciałem jakoś poprawić tę
wiszącą nad nami ponurą atmosferę.
-
Masz rację – mruknął w końcu Izuki.
-
Tak – potwierdzili Koganei i Tsuchida, kiwając głową. Mitobe
dołączył się do nich.
-
Nie no, co wy, nie chrzańcie!- powiedział Hyuuga, wstając.- Nie
będzie żadnego meteoru! Co to w ogóle za pomysł?
-
A może wszyscy nagle dostaną niestrawności?- zaproponował
Tsuchida.
-
Już nie wymyślaj! To też się nie zdarzy!
-
Cóż, w porównaniu z tym, to cudowny powrót w drugiej połowie
wydaje się być bardziej realistyczny – westchnął Koganei z
rozmarzeniem.
-
Heh. Po prostu dajmy z siebie wszystko – powiedział Hyuuga.-
Przemyślenia zostawmy na później. Dobra, idziemy!
-
Tak jest!
Odłożyłem
kamerę do torby i spojrzałem na Kagamiego, który wciąż siedział
na ławce.
-
Kagami-kun?- Nachyliłem się do niego lekko.- Senpaie już idą. My
też chodźmy.
Nie
odpowiedział mi. Wstał, nie patrząc na mnie i wyszedł z szatni.
Wyglądało na to, że obecna sytuacja działała na niego gorzej,
niż myślałem.
-
Kuroko-kun, na razie usiądź na ławce – powiedziała Riko.- Mam
nadzieję, że rozumiesz?
-
Tak.- Skinąłem głową.- Spróbuję przypatrzeć się bliżej grze
Takao-kuna, może uda mi się w końcu coś wymyśleć.
-
Niech trzecia kwarta się rozpocznie!- krzyknął sędzia, kiedy
reszta zawodników ustawiła się na boisku.
Rozległ
się głośny gwizdek. My pierwsi rozpoczynaliśmy atak. Mitobe
ruszył w kierunku przeciwległego kosza, podał Hyuudze piłkę,
kiedy na jego drodze stanął przeciwnik, jednak kiedy tylko kapitan
przyszykował się do skoku, spod jego ramienia wychynęła czyjaś
dłoń – Takao odbił piłkę, podając do Midorimy. Zielonowłosy
natychmiast skoczył, a wtedy w oka mgnieniu znalazł się przy nim
Kagami. Niestety, mimo wysokiego skoku, nie zdołał sięgnąć piłki
– poleciała pięknym łukiem wprost do naszego kosza.
I
znów atak z naszej strony. Izuki podał piłkę do Koganeia, a ten
wykonał rzut, dzięki czemu Seirin zdobyło dwa punkty. 48:29 dla
Shuutoku to jednak wciąż była zbyt duża różnica.
Po
raz kolejny piłkę miał Takao. Podał ją do Midorimy, którego
krył Kagami. Wyglądało na to, że w najbliższym czasie ci dwoje
stoczą ze sobą niemało pojedynków. Z bijącym szybko sercem
patrzyłem, jak Taiga wzbija się w powietrze, coraz wyżej i wyżej,
aż…
To
było niesamowite. Nawet z daleka widać było, że udało mu się
koniuszkami palców dotknąć piłki – kiedy ta przeleciała łukiem
przez boisko, trafiła w obręcz i zaczęła zataczać po nim kółko,
jednak ostatecznie wpadła do środka.
-
Niesamowite – mruknął siedzący obok mnie Furihata.
-
Mało brakowało!- jęknął Kawahara.
Owszem,
brakowało bardzo mało. Ale to, czego przed chwilą byliśmy
świadkami, prawdopodobnie stanie się naszą szansą…
Kiedy
po raz kolejny Midorima i Kagami stanęli 1 on 1, patrzyłem na nich
z zapartym tchem, czekając. Przez krótką chwilę Midorima stał z
piłką w ręce, a wtedy podbiegł do nich Takao i, osłoniwszy go z
tyłu, dał szansę zielonowłosemu na wyminięcie go. Kagami
krzyknął coś, postąpił krok w bok i błyskawicznie go wyminął,
podbiegając do Midorimy i skacząc już w biegu. Znów udało mu się
trącić piłkę palcem, kiedy ta zaczęła szybować w powietrzu. I
tym razem nie wpadła do kosza! Odbiła się od obręczy i gdyby nie
kapitan Shuutoku, który wsadził ją do środka, Mitobe zdołałby
ją przejąć.
Kiedy
kapitan Shuutoku ponownie zablokował jeden z naszych rzutów,
zaczęli go blokować Mitobe oraz Hyuuga. Takao chciał do niego
podać, ale, nie mając wyboru, zmienił decyzję i rzucił do
Midorimy. Zielonowłosy przyszykował się do rzutu, skoczył i już
rzucił piłkę, kiedy przed nim zjawił się Kagami – skoczył i…
Udało
mu się. Tym razem całą dłonią zatrzymał piłkę i odrzucił ją
na parkiet. Midorima, Takao, całe Shuutoku – dosłownie wszyscy
byli w szoku. Izuki wykorzystał okazję, złapał piłkę i podbiegł
z nią do kosza. Kolejne punkty dla nas, teraz wynik wynosił 53:34
dla Shuutoku. Różnica wciąż duża, ale nadal mieliśmy szansę to
zmienić. Do końca trzeciej kwarty zostało nam ponad siedem minut.
-
Takao, podaj mi piłkę!- krzyknął kapitan Shuutoku.
-
Ale jesteś kryty przez dwóch…!
-
Dawaj!
Takao
rzucił posłusznie piłkę, a ten odebrał ją i, po mimo bloku
dwóch osób, skoczył do kosza. Kagami natychmiast ruszył w ich
kierunku, skoczył, i strącił piłkę po raz kolejny.
Wydawało
się, jakby wpadł w jakiś dziki szał. Zupełnie jakby nie miał
zamiaru oddać im żadnego kolejnego punktu.
-
Faul! Czarny, numer 10!- krzyknął sędzia, dmuchając w gwizdek.
Rzeczywiście,
strącając piłkę przy okazji Kagami trącił kapitana Shuutoku. Z
jednej strony było to niesamowite, ale…
Wyglądał,
jakby grał na boisku zupełnie sam. Jakby nie było reszty drużyny,
jakby nie miał żadnego wsparcia. Zachowywał się, jakby wygrana
zależała tylko od niego, jakby sądził, że jest w stanie pokonać
ich sam jeden.
-
Niesamowite!- krzyknął Furihata.
-
Jak tak dalej pójdzie, to…!
-
Tak myślicie?- przerwałem Kawaharze, patrząc w skupieniu na
Kagamiego.- Jeżeli będzie się tak dalej zachowywał, konsekwencje
tego mogą być tragiczne.
Z
każdą kolejną chwilą mój wzrok stawał się coraz bardziej
ponury. Kagami odbierał podania i zdobywał punkty, ale sam nikomu
nie oddał piłki. Kiedy zepsuł rzut blondyna z Shuutoku za trzy
punkty, a Hyuuga posłał do niego piłkę, natychmiast pobiegł pod
ich kosz i wykonał rzut z daleka.
Spojrzałem
na tablicę wyników. 56:47 dla Shuutoku. Jednak z jakiegoś powodu
nie odczuwałem szczególnej radości na ten widok.
Kagami
strasznie dyszał, był cały spocony. Kiedy znów stanął
naprzeciwko Midorimy, wiedziałem, że to koniec.
Nie
mógł skoczyć. Prawdopodobnie nadwerężył ścięgna, co było
zresztą do przewidzenia, w końcu mimo wszystko nie ćwiczył tak
dużych wyskoków. Nie mógł nawet lekko podskoczyć, w ogóle nie
potrafił oderwać się od parkietu.
Shuutoku
zdobyli kolejne trzy punkty. Widać było, że Kagami jest wściekły,
krzyczał coś, w szale rzucił się z piłką ku koszowi, jednak
obrał zły moment, a przeciwnicy od razu to wykorzystali – kiedy
Midorima zablokował jego wsad, odebrali piłkę i posłali ją
prosto do naszego kosza.
Kiedy
nadszedł koniec trzeciej kwarty, gotowałem się ze złości.
Zszedłem z ławki, by ustąpić senpaiom, którzy od razu rzucili
się do swoich butelek i ręczników.
Ale
ja i tak patrzyłem tylko na Kagamiego. Był bardziej spocony od
reszty, jego nogi drżały delikatnie, spojrzenie mówiło wszystko.
Był naprawdę wściekły i zdeterminowany.
-
Do diabła!- warknął, zaciskając pięści.
-
Kagami, za bardzo się nakręcasz – powiedział Izuki.- Zwracaj też
uwagę na otoczenie.
-
To prawda – powiedział Hyuuga, przełknąwszy kilka dużych łyków
napoju.- I to nie był dobry moment na atak, powinieneś był podać.
-
Co dobrego niby wyniknie z tego całego podawania?- warknął Kagami.
Zmarszczyłem
gniewnie brwi na te słowa.
-
Jestem jedyną osobą, która może coś zrobić przeciwko Shuutoku –
ciągnął mój chłopak.- Nie potrzebujemy teraz gry zespołowej.
Potrzebujemy mnie, zdobywającego punkty.
Te
słowa podziałały na mnie jak płachta na byka. Podszedłem powoli
do Kagamiego, a kiedy ten uniósł głowę i spojrzał na mnie,
zamachnąłem się pięścią i z całej siły uderzyłem go w twarz.
Kagami upadł na posadzkę z nogami na ławce i spojrzał na mnie
zaskoczony. To się jednak szybko zmieniło. Wstał i podszedł do
mnie z wściekłością wypisaną na twarzy. Chwycił mnie brutalnie
za koszulkę, jakbym był szmacianą lalką.
-
Kuroko, ty draniu! Co to miało być?!- wrzasnął.
-
Nie możesz grać samemu w koszykówkę – powiedziałem, nieco
uspokojony. Wstyd mi było się do tego przyznać, ale to uderzenie
sprawiło, że trochę się wyładowałem.
-
Dopóki gramy razem, nie ważne czy wygramy?!- zacytował mnie.-
Jeżeli nie wygramy, to nie ma sensu!
-
To nie ma sensu, jeśli wygrasz samemu!- poprawiłem go. W jego
oczach na krótki moment pojawiła się niepewność.- Powiedziałeś,
że chcesz pokonać Pokolenie Cudów, ale zaczynasz myśleć
dokładnie tak, jak oni. Nawet jeżeli pokonamy Shuutoku jako
drużyna, która sobie nie ufa, nikt nie będzie zadowolony.
-
Tsk, nie bądź taki naiwny!- wrzasnął, po czym uderzył mnie
pięścią w twarz. Upadłem na podłogę ze stęknięciem.- Jeżeli
nie wygramy, to będzie nic więcej, tylko piękne słówka!
-
Więc czym jest zwycięstwo?- zapytałem, nie patrząc na niego.
Czułem piekący ból lewego policzka, miałem wręcz wrażenie, że
starł mi z niego skórę.- Nieważne, ile punktów masz pod koniec
meczu… Jeśli nie jesteś szczęśliwy… - Spojrzałem na niego.-
To nie jest zwycięstwo!
-
Racja, racja – powiedział nerwowo Koganei po długiej chwili
milczenia.- To nie jest tak, że nie chcemy wygrać!
-
Po prostu mówimy, że nie ma powodu, żeby grać samemu – wyjaśnił
Izuki.
-
Masz coś przeciwko?- zapytał Hyuuga.
-
Nie, ale… cóż… Przepraszam – mruknął, patrząc na mnie.-
Oczywiście, że wolałbym być szczęśliwy, kiedy wygramy.
-
Więc, teraz, kiedy już Kuroko uspokoił Kagamiego, sytuacja jeszcze
się nie zmieniła. Jest 61:47 dla nich. Co powinniśmy zrobić?
-
Przepraszam – powiedziałem, wstając.- Jest jedna rzecz, którą
możemy zrobić.- Zdjąłem z siebie koszulkę rezerwowego.- Mogę
tylko podawać, ale mogę to przenieść na inny poziom.
-
To jakieś twoje nowe podanie?- zapytała Riko.
-
Czemu nie wspomniałeś o tym wcześniej?- zapytał Hyuuga.
-
Tylko parę osób potrafi je przyjąć – wyjaśniłem.- Ale w swoim
obecnym stanie, Kagami-kun może być jedną z nich. Jednakże same
podania do Kagami-kuna nie wystarczą. Będziemy musieli uwolnić się
od Takao i zacząć używać również zwykłych podań.
-
Może damy radę – powiedział Izuki.
-
Eh?- Spojrzałem na niego pytająco.
-
Moje oczy dopiero się rozkręcają.
Uśmiechnąłem
się do niego i skinąłem głową.
-
Jest jeszcze jeden problem – westchnęła Riko, zamyślona.-
Kagami-kun. Jak myślisz, ile jeszcze razy dasz radę skoczyć?
-
Skoczyć?- powtórzył mój chłopak.
-
Masz na myśli te super skoki, które powstrzymywały Midorimę?-
domyślił się Hyuuga.
-
Wykorzystują naturalny talent Kagamiego do wysokich skoków do
granic możliwości, więc są męczące. A do tego twoje ciało nie
jest jeszcze wystarczająco silne. Podczas meczu możesz wykonać
określoną liczbę skoków.
-
Mogę skakać!- zapewniał Kagami.- Ile tylko trzeba!
-
Nie musisz udawać twardziela!- powiedziała Riko i spojrzała na
jego nogi.- Hmm… dwa to twój limit.
-
Jak mamy niby powstrzymać Midorimę tylko dwoma?- zapytał Hyuuga.
-
Zatrzymaj jeden na decydujący moment meczu, a drugi wykorzystaj, aby
zablokować pierwszy rzut Midorimy w tej kwarcie!
-
Tak jest!- krzyknął Kagami, kiwając głową.
-
A teraz jazda na boisko!
Wraz z głośnym sygnałem
rozpoczęliśmy ostatnią, decydującą kwartę.
10
minut na zwycięstwo.
Hyuuga
był przy piłce, podczas gdy biegł do kosza przeciwników, jeden z
nich wciąż siedział mu na ogonie. Biegałem równo z innymi,
dzięki długiemu odpoczynkowi wróciły mi siły. Oczywiście, Takao
od razu zaczął mnie kryć.
Nasz
kapitan podał piłkę do Kagamiego, a ten ruszył z nią przed
siebie, kryty przez Midorimę. Przed nimi wyrósł kolejny zawodnik
Shuutoku, Kagami zatrzymał się i, wykorzystując lukę między
nimi, posłał piłkę do Mitobe, a ten zdobył dla nas kosza. Kiedy
tylko to się stało, kapitan Shuutoku podał ją do Midorimy, a ten
przyszykował się do skoku. Jednak, zgodnie ze słowami trenerki,
Kagami ruszył ku niemu biegiem i skoczył, odbijając piłkę do
Hyuugi. Ten podał do Izukiego, a senpai rzucił ją wprost do kosza.
-
Chyba naprawdę liczą na ciebie – powiedział do mnie Takao,
patrząc na mnie z uśmiechem.- Ale nieważne, co zrobisz, ja i tak
cię zatrzymam. Nie możesz uciec przed moim jastrzębim okiem.
I
tu się mylił. Ponieważ mogłem to zrobić. Zrozumiałem to podczas
oglądania nagrania. Jastrzębie oko Takao miało zasięg nawet
całego boiska. Mógł więc bez problemów obserwować wszystkich
zawodników. Jednak mój plan polegał na tym, żeby skupił się
tylko i wyłącznie na mnie.
Odwrócone
misdirection.
Stałem
maksymalnie blisko niego, uważnie go obserwując. Jeżeli najpierw
skieruję jego uwagę na mnie, później może zostać ona skierowana
gdzie indziej. Wykorzystując ten kluczowy moment, wyminąłem go
błyskawicznie i ruszyłem w kierunku Izukiego, który był przy
piłce. Kagami pobiegł już w kierunku kosza naszych przeciwników.
Kątem oka widziałem, że Takao rzuca się w kierunku lecącej ku
mnie piłki, ale było za późno.
Tym
razem jej nie dosięgnie. Do tej pory moje podania polegały jedynie
na zmianie kierunku. Ale teraz miały one nabrać prędkości i po
prostej linii trafić do celu.
Uderzyłem
z całych sił piłkę, a ta przeleciała błyskawicznie po długości
boiska, trafiając wprost do rąk Kagamiego. Na jego drodze jednak
wciąż stał Midorima.
-
Nie pozwolę!- wrzasnął zielonowłosy.
Kagami
najwyraźniej zrezygnował z czekania na „decydujący moment meczu”
i wykorzystał jeden ze swoich skoków, by wykonać perfekcyjny wsad.
-
Kuroko – powiedział Kagami zaskakująco łagodnym tonem, kiedy
biegliśmy do obrony.
-
Hm?
-
Trochę to do bani, ale trenerka miała rację. Chyba nie mogę już
więcej skakać. Muszę jednak jakoś nabrać Midorimę, że jeszcze
mogę.- A już myślałem, że przeprosi mnie za powalenie ciosem i
powie cicho, że mnie kocha… - Nie chcę tego za bardzo mówić,
ale reszta w twoich rękach!- To mówiąc, klepnął mnie w ramię.
Spojrzałem
na niego z uśmiechem, ciesząc się, że zniknął ten obcy Kagami,
który jeszcze nie tak dawno był jednoosobową drużyną.
-
W porządku – odparłem.
Moje
kolejne podania, nawet te zwykłe, w końcu zaczęły przynosić
rezultaty. Bez problemu posyłałem piłkę do obranego celu,
zdobywaliśmy kolejne punkty, jeden po drugim, aż w końcu stało
się to, na co tak ciężko pracowaliśmy – do końca meczu zostały
ponad dwie minuty, a tablica pokazywała wynik 78:76 dla Shuutoku.
Wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Shuutoku
nawet poprosiło o czas.
-
Nie przypuszczałem…- wydyszał Midorima.- Nie przypuszczałem, że
aż tak bardzo nas dogonicie…
-
Midorima-kun, kiedyś powiedziałeś, że wsady to rzuty, które są
warte tylko dwa punkty – powiedziałem, nie odwracając się do
niego.- Twoje rzuty za trzy są naprawdę imponujące. Ale
inspirujące wsady zdobyte przez współpracę drużyny, jak te przed
chwilą, są warte dużo więcej, niż punkty przez nie zdobyte.
Zaraz
po przerwie, presja wzrosła jeszcze bardziej. Zwycięstwo było
coraz bliżej, a różnica punktów bardzo niewielka, dlatego obie
drużyny musiały starać się ze wszystkich sił.
Kagami
był już wyczerpany, a Shuutoku zrozumiało już, że poprzednie dwa
skoki były blefem. Dlatego oczywistym było, że będą chcieli
skupić się na podaniach do Midorimy.
Tak
więc przy pierwszym podaniu do niego, wyprzedziłem Midorimę i
pchnąłem piłkę wprost do przebiegającego obok Hyuugi. Ten
chwycił ją i już miał wykonać wsad, kiedy dogonił go kapitan
Shuutoku, uderzając piłkę nim ta wpadła do kosza. Zdobył ją
Midorima i tym razem Kagamiemu nie udało się go powstrzymać.
30
sekund do końca meczu, różnica pięciu punktów. Stratę nadrobił
Hyuuga, rzucając do kosza za trzy punkty. Jeszcze tylko trzy i
obejmiemy prowadzenie, wciąż możemy wygrać ten mecz!
Kapitan
Shuutoku zaczął kryć Hyuugę. Nic dziwnego, zamierzali powstrzymać
nas przed zdobyciem decydujących punktów, a nasz kapitan był
najlepszy, jeśli chodziło o rzuty za trójkę.
Ale
nie mieliśmy zamiaru im na to pozwolić. Hyuuga ruszył do tyłu, a
kapitana Shuutoku zablokował Kagami.
Hyuuga
odbiegł nieco dalej od linii rozpoczynające obszar z którego
rzucano za trzy punkty, stanął, odwrócił się i wykonał
precyzyjny rzut.
Udało
się! Zdobyliśmy trzy punkty i przejęliśmy prowadzenie! Do końca
meczu zostały tylko trzy sekundy, kiedy nagle…
Niespodziewanie
Midorima był przy piłce. Patrzyliśmy zaskoczeni, nie wierząc
własnym oczom, podczas gdy on już szykował się do rzutu.
Widziałem, jak Kagami staje przed nim, jego nogi drżały, gdy
próbował skoczył.
Jednak
ja wiedziałem. Wierzyłem w niego, że spróbuje zrobić to
ponownie.
Skoczył,
wyciągając rękę wysoko w górę, widziałem wysiłek na jego
twarzy, ale nie chciał dać za wygraną, pragnął bronić Seirin do
samego końca. Wszyscy już myśleli, że uda mu się zablokować
Midorimę, ale okazało się, że to była zmyłka.
Tak
jak przewidziałem, chciał go oszukać.
Midorima
nie skoczył. Przykucnął, podczas gdy Kagami wciąż unosił się w
górę, wykorzystał jego determinację, wiedząc, że będzie chciał
skoczyć ten ostatni raz. A kiedy on zacznie opadać, Midorima skoczy
i…
Nie
mogłem na to pozwolić. Zbierając w sobie wszystkie siły, zacząłem
biec w ich stronę. Czułem się, jakbym grał w zwolnionym filmie,
Midorima odsunął piłkę od Kagamiego, w bok, przykucnął powoli,
a potem skoczył, unosząc ręce w górę.
I
wtedy dobiegłem do niego i wytrąciłem mu ją z rąk.
-
Wierzyłem, że Kagami-kun skoczy – powiedziałem, kiedy spojrzał
na mnie zszokowany.- I że ty, wierząc w to, ponownie opuścisz
piłkę.
Rozległ
się dźwięk kończący mecz. Poczułem, że któryś z moich
kolegów z krzykiem radości rzuca się na mnie i ściska w
objęciach, widziałem roześmiane twarze wszystkich moich kolegów z
drużyny. Kątem oka dostrzegłem wiwatujących rezerwowych i
podskakującą trenerkę.
Kiedy
spojrzałem na Kagamiego, jego uśmiech był tak szczery i radosny,
jak jeszcze nigdy dotąd. Odetchnąłem głęboko, odpowiadając mu
uśmiechem. Słyszałem krzyki kolegów i oklaski widzów z trybun.
Gdy
ustawiliśmy się naprzeciwko Shuutoku, widziałem na ich twarzach
zawód, rozczarowanie i zaskoczenie. Ale mimo to stali z
podniesionymi głowami.
-
82:81, Seirin!- krzyknął sędzia.
-
Dziękujemy bardzo!- krzyknęliśmy jednocześnie.
-
Ej, Kuroko – powiedział cicho Kagami, kiedy ruszyliśmy w kierunku
szatni.
-
Hm? O co chodzi, Kagami-kun?
-
Uhm… przepraszam za wcześniej…
-
Oh, no tak.- Uśmiechnąłem się do niego.- Nic się nie stało. I
ja również przepraszam. Bolało?
-
Taa, trochę…
-
Cieszę się.
-
Co?!
-
Cieszę się, że dało ci to do myślenia, oczywiście. Mam
nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy. Naprawdę nie chcę,
byś stał się taki, jak reszta Pokolenia Cudów.
-
Uhm… wiesz… chciałbym jakoś zrekompensować ci za ten policzek.
Może chcesz do mnie wpaść na obiad? Ugotuję ci, co tylko
zechcesz.
-
Eh?- Spojrzałem na niego, nieco zaskoczony. Czy on naprawdę
zaprasza mnie do swojego mieszkania?- Z przyjemnością. Jestem
naprawdę głodny, więc z chęcią skorzystam z zaproszenia.
-
Super!- Wyszczerzył się do mnie.- Więc, pospieszmy się i dogońmy
resztę. Ja sam umieram z głodu!
Skinąłem
głową i ruszyłem za nim. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z
tego, że właśnie zgodziłem się na pójście do mieszkania
Kagamiego. Obiad czy nie, zostaniemy ze sobą sam na sam.
Przełknąłem
ślinę. Takie sytuacje kończą się tylko jednym. Z jednej strony
zacząłem się denerwować, z drugiej zaś czułem podekscytowanie.
Nie miałem wątpliwości co do uczuć żywionych do Kagamiego,
kochałem go i byłem tego pewien. Ale czy do tego stopnia, by zrobić
z nim to?
Oczywiście, możliwe, że wcale do tego nie dojdzie, ale koniec
końców kiedyś musi być nasz pierwszy raz, prawda?
Cholera.
Ta sytuacja była naprawdę niepojęta…
Rozdział jak zwykle przecudny *3*
OdpowiedzUsuń- Nie ma takiej potrzeby – odparł Midorima.- Nie ma powodu, dla którego miałbym rozmawiać z kimś, kto zagrał tak żałosny mecz, nodayo
zgubiłaś ..na'' przy nanodayo ;D
Meh,,,czas spać ^^
-Deirdre
A otóż właśnie nie zgubiłam xD
UsuńBo, generalnie rzecz biorąc, Midorima często używa słówka "nanodayo", jednak w niektórych zdaniach ostatnie słowo łączy z samym "nodayo". Możesz to zauważyć, jeśli się przysłuchasz, Takao też czasami go "kopiuje" i do ostatniego słowa w zdaniu dodaje "nodayo". Podobnie robi np. Kise w anime, z tym, że on słówka łączy z "ssu", robi długie "s" i krótkie "u" - bardziej słyszalne jest to w przypadku Chuutorau z anime "Donten ni Warau", Kisia robi to samo, ale krócej ^^
Cieszę się, że rozdzialik się spodobał! ^^
Pozdrawiam cieplusio ♥
No więc tak...
OdpowiedzUsuńTakao *.*
MidoTaka *.*
Powiem Ci co mnie troszutke boli...
Mianowicie brakuje mi trochę takich codziennych scen
Takiech, których nie ma w anime, a są Twoim wymysłem...
Z bolesna migreną,
Yew S.
Emm... Gdyby oni mieli jakąś chwilę wolną to z przyjemnością bym coś dopisała, ale jak zauważyłaś, mieli dwa mecze z rzędu, więc nawet gdybym chciała, to nie mam JAK dopisać ich codziennych scen, skoro ciągle grają... ^^" Jak kończą mecz z Shin-chanem, wtedy tak - w 12 rozdziale będzie już moja własna scena :3
UsuńYupi :)
UsuńNie chodziło mi o tylko te rozdziały z meczami.
Chociaż jakaś scenkę po meczu też chętnie bym zobaczyła
A, zanim zapomnę, ładny szablon :D
Weekend, ja pierniczę bede spać i spać,
Yew S.
Heheshki...
OdpowiedzUsuńHEHESHKI...
Następny chapek będzie zabwny...
Ten też spoko, tak bardzo dostać od ukochanego w ryj xD
A na koniec będę szczera.
Ten nowy obrazek na stronie przyprawia mnie o zawał shiperskiego serduszka co rusz na niego patrzę TT.TT
Było tak pięknie i wyszło jak zawsze... bo kolor ładny, ale AoKaga jest dlq mnie jak kołek w serce...
Tak bardzo mam ochotę na więcej... To chyba źle zabrzmiało. Ale na prawdę chcę wiedzieć co będzie dalej. Wg zakończenie w takim momencie powinno być zakazane ._.
OdpowiedzUsuńWiecznie kochająca twoje opki
Meg