Kuroko no Yaoi - Rozdział Jedenasty

Rozdział Jedenasty

Nie pozwolę na to


- Jestem wykończony… - westchnął kapitan Hyuuga, kiedy wszyscy staliśmy w okręgu z dłońmi opartymi na kolanach, na kilka minut przed meczem.- W ogóle od rana jestem jakiś taki przygnębiony… Dwa mecze pod rząd, na dodatek oba z Królami Tokio… I nawet, kiedy graliśmy przeciwko Seiho, myślałem tylko o następnym meczu, kiedy już to wygramy… - Hyuuga zamknął oczy i uśmiechnął się.- Ale pozostał już tylko jeden mecz. Nie musimy martwić się już niczym innym, jak następny mecz czy oszczędzanie siły. Możemy skupić się na jednej rzeczy, którą mamy do zrobienia. Dać z siebie wszystko i wygrać to!
- Tak jest!- krzyknęliśmy jednocześnie.
Usłyszeliśmy głośny gwizdek i głos sędziego, nakazujący nam ustawić się. Przystanąłem na moment, patrząc na Kagamiego. Ta mała drzemka w szatni musiała mu pomóc – wyglądał na spokojnego i opanowanego.
No, przynajmniej jak na niego.
- Nie przypuszczałem, że uda wam się dojść aż tutaj.- Obok mnie stanął Midorima Shintarou, patrząc na mnie z góry.- Ale tutaj to zakończymy. Nieważne jak słaba, mała lub nieznana: każda drużyna może walczyć dopóki ze sobą współpracuje. To tylko iluzja.- Patrzyłem na niego w milczeniu, zastanawiając się nad jego słowami.- Chodź – powiedział, poprawiając okulary.- Pokażę ci, jak głupia była twoja decyzja.
- Nikt nie wie, czy decyzje, które podejmujemy, są dobre czy złe – odpowiedziałem.- Nie to zmusiło mnie do podjęcia swojej. I pozwól, że dodam coś jeszcze. Seirin nie jest słabe. Nie przegramy. Za nic.
Midorima zmarszczył gniewnie brwi, mierząc mnie nieprzyjemnym spojrzeniem. Odwróciłem się od niego i ruszyłem w kierunku naszych drużyn, ustawionych na środku boiska. Stanąłem naprzeciwko czarnowłosego chłopaka, Takao, wytrzymując spojrzenie jego ciemnych oczu, w których lśnił jakiś metaliczny blask. Znów uśmiechał się do mnie, pewny siebie i przekonany o przesądzeniu losu.
Oni również nas nie doceniają. Jednak udowodniliśmy swoją siłę pokonując Seiho. Przyszła pora na nich.
- Niech rozpocznie się finał eliminacji bloku A pomiędzy Liceum Seirin, a Liceum Shuutoku!
- Dobrej gry!- krzyknęliśmy, kłaniając się sobie.
Odwróciliśmy się i ruszyliśmy na wyznaczone wcześniej miejsca, kiedy mnie i Kagamiego zatrzymała rozmowa Takao i Midorimy:
- Czy Kuroko to jedyna osoba, z którą powinieneś porozmawiać?- zapytał czarnowłosy.- Co z Kagamim?
- Nie ma takiej potrzeby – odparł Midorima.- Nie ma powodu, dla którego miałbym rozmawiać z kimś, kto zagrał tak żałosny mecz, nodayo.- Chodź nie odwrócił się do Kagamiego, nie trudno było się domyśleć, że następne jego słowa były skierowane właśnie do niego.- Jeśli masz mi coś do powiedzenia, pokaż mi to swoją grą.
Spojrzałem na Kagamiego. Przez chwilę jego twarz nie wyrażała niczego konkretnego, jednak po chwili prychnął cicho i uśmiechnął się.
- Zgadzam się – powiedział.- Samo myślenie o tym wprawia mnie w furię. Muszę to z siebie wszystko wyrzucić, więc zacznijmy w końcu. Dusiłem w sobie to wszystko tylko dla tej chwili.- Spojrzał na Midorimę wręcz szaleńczym wzrokiem.- Nie mogę już się powstrzymywać!
- Coś ty powiedział?- zawarczał gniewnie Midorima, marszcząc brwi. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go tak zdenerwowanego.- Tsk. Rób co chcesz, o ile dasz radę.
Kagami uśmiechnął się do niego wrednie, po czym odwrócił i ruszył w kierunku sędziego. Ja również zająłem swoją pozycję, zerkając na mojego chłopaka. Rzeczywiście, w jego słowach mogło być nieco prawdy. Być może w poprzednim meczu nie radził sobie za dobrze, ponieważ myślami cały czas był przy nadchodzącym meczu z Shuutoku.
No tak. Ten nabuzowany energią tygrys pragnął pokonać całe Pokolenie Cudów. Nic dziwnego, że tak palił się do rozgrywki przeciwko Midorimie.
Kiedy rozległ się gwizdek, a sędzia podrzucił piłkę do góry, Kagami oraz kapitan Shuutoku skoczyli do góry, krzycząc. Piłkę przejął Taiga, odrzucając ją wprost w ręce Mitobe. Patrzyłem, jak ten podaje do Izukiego, a on rusza w stronę kosza, ale przed nim stali wszyscy zawodnicy – Shuutoku natychmiast zablokowało nas, nie mieli zamiaru dopuścić do tego, byśmy pierwsi zdobyli punkt, jak mieliśmy w planach.
Poruszyłem się ostrożnie w moją prawą stronę, a kiedy blokujący mnie zawodnik spojrzał na Izukiego, natychmiast ruszyłem biegiem w bezpieczne miejsce, tak, by Izuki mógł podać mi piłkę, a wtedy cisnąłem ją wprost w ręce Kagamiego, który już skakał do kosza, dobrze wiedząc, że to zagranie nam wypali.
Nie było innej opcji, ponieważ byliśmy zdeterminowani, by już na wstępie przejąć prowadzenie.
Jednak nieoczekiwanie pod koszem zjawił się Midorima, który zdążył wybić piłkę, nim Kagami przerzucił ją przez obręcz.
- Wiedziałem, że dasz radę, Shin-chan!- krzyknął Takao, który odebrał ją i ruszył w kierunku naszego kosza.
- Cóż za rozczarowanie, nanodayo – powiedział Midorima i spojrzał na Kagamiego wrogo.- Myślisz, że możesz pokonać nas czymś takim?
Odwróciłem się od nich i pobiegłem w stronę naszych senpaiów. Izuki stanął Takao na drodze, jednak ten podał piłkę biegnącemu za nim koledze, a ten ruszył z nią do kosza i rzucił z dwutaktu. Na szczęście w pobliżu był Hyuuga, udało mu się doskoczyć do niej i trącić lekko, tak, że odbiła się od obręczy i upadła na ziemię – nie udało nam się szybko zdobyć pierwszych punktów, ale to nie znaczy, że pozwolimy zdobyć je im.
Minęła ledwie minuta od początku meczu, a tłum na trybunach już wiwatował jak szalony. Wiadome było, że ta drużyna, która jako pierwsza zdobędzie punkty, przejmie kontrolę nad grą. Dlatego też każda z obu drużyn starała się nie dopuścić do tego, by to ta przeciwna decydowała o tempie gry. Nawet, jeśli w ciągu tych czterdziestu minut w każdej chwili jej przebieg mógł ulec zmianie, nie miało to znaczenia – najważniejsze były właśnie te pierwsze punkty.
Najgorszy był fakt, że czas leciał, a tablica wciąż nie pokazywała innego wyniku niż 0:0. Przez to bardzo prawdopodobnym było, iż drużyna, która jako pierwsza zdobędzie punkty, wygra pierwszą kwartę.
Dwie minuty meczu. Mitobe nie udało się podać piłki, Shuutoku przejęło ją i ruszyło z atakiem. Powstrzymaliśmy ich, teraz Hyuuga znów na nich nacierał, ale ci dzielnie się bronili. Presja była niesamowita, atmosfera zacieśniała się z sekundy na sekundę.
- Jazda!- wrzasnął kapitan Shuutoku, kiedy Hyuudze nie udało się trafić za trzy punkty.
Podał piłkę do Takao, a ten ruszył przed siebie, jednak nasz kapitan zastąpił mu drogę. Takao bronił się lewą ręką, jednak w końcu podał piłkę do tyłu, wprost do…
Midorimy. Który w dodatku stał niemalże na środku boiska. Wykonał precyzyjny rzut, piłka zaczęła lecieć po idealnym łuku. Widziałem, jak Kagami patrzy na nią bezradnie i wściekle.
- Biegnij do ich kosza!- powiedziałem do niego, mijając go.
Shuutoku zdobyli trzy punkty. W momencie kiedy piłka odbiła się od parkietu, chwyciłem ją w dłonie, a potem zakręciłem się w miejscu, nabierając rozpędu i siły, poczym cisnąłem ją w kierunku przeciwnego kosza. Midorima, który akurat przystanął i odwrócił się w moim kierunku, spojrzał na mnie zszokowany. Piłka minęła jego głowie ledwie o parę centymetrów.
Kagami był już pod ich koszem. Odebrał moje podanie i skoczył, wykonując wsad.
- Tsk… Kuroko – wycedził Midorima.
- Przepraszam. Nie pozwolę ci tak szybko przejąć pierwszej kwarty – powiedziałem, patrząc na niego z powagą.
Ruszyliśmy do obrony. Przy piłce był teraz blond włosy zawodnik Shuutoku, jednak kiedy Hyuuga zastąpił mu drogę, podał do Midorimy. Ten zatrzymał się raptownie przed Kagamim i przyszykował do rzutu. Natychmiast ruszyłem pod nasz kosz, zerkając na nich. Midorima jakby ustawił się, gotów do rzutu, jednak nieoczekiwanie podał piłkę swojemu koledze.
Następny był Takao. Ruszył do naszego kosza, zgrabnie wymijając Izukiego, a kiedy stanął przed Mitobe, zmrużył lekko oczy i, nie odwracając ich od niego, podał do swojego senpaia. Na jego twarzy niezmiennie gościł ten sam uśmieszek.
Zmarszczyłem lekko brwi. W jego oczach naprawdę było coś niepokojącego. W dodatku te jego nieoczekiwane podania…
Piłka przeleciała obok mnie. Spojrzałem szybko w stronę kosza naszych przeciwników, ale broniło go trzech chłopaków. Odnalazłem jednak między nimi lukę, za którą przebiegał Mitobe. Podałem mu, a on zrobił wsad, zdobywając dla nas punkty.
Następny znów był Takao i znów drogę zastąpił mu Izuki. A ten, nie odwracając spojrzenia, podał piłkę do tyłu, złapał ją blondyn z wcześniej i rzucił do kosza. Ruszyłem na drugą stronę boiska, kiedy dogonił mnie Takao, uśmiechając się.
- Wiedziałem, że tak będzie – powiedział mi.- Shin-chan przewidział, że będziemy musieli się ze sobą zmierzyć. To przeznaczenie.- Zatrzymałem się, jednak wciąż nic nie mówiłem.- Hm. Nie przypuszczałem jednak, że nastąpi to tak szybko. Zrozumiałem coś, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Ty i ja jesteśmy tacy sami. W dodatku obaj jesteśmy pierwszakami. Podawanie to nasz chleb powszedni, więc można powiedzieć, że cię nienawidzę, ponieważ jesteś taki jak ja. Nie chcę z tobą przegrać – dodał, marszcząc gniewnie brwi.
Takao zaczął mnie blokować. Widziałem, że wcześniej ich trener go zatrzymał i coś do niego mówił – najwidoczniej kazał mu zmienić pozycję. Tylko nie rozumiałem jeszcze, dlaczego właśnie on?
Piłka nadleciała z naprzeciwka, już chciałem ją odebrać, kiedy niespodziewanie Takao mi ją zabrał tuż sprzed twarzy i podał swojemu koledze. Shuutoku zdobyli kolejny punkt.
- Nigdy jeszcze się tak nie czułem – odezwał się znów Takao.- ale myślę, że jest tak, ponieważ jest w tobie coś innego.
- Przepraszam – mruknąłem.- Nikt mi jeszcze czegoś takiego nie powiedział, więc nie wiem, jak powinienem zareagować.
- Co?- bąknął Takao.
- Jednak wydaje mi się, że czuję podobnie – dodałem.
- Hahah, to dobrze! Możemy w końcu zacząć.
Skinąłem głową i natychmiast ruszyłem do biegu. Za mną rozległ się jeszcze jego krzyk:
- Ej, czekaj! Jak możesz tak bezczelnie sobie znikać?!
Piłka była w locie, akurat tuż przy mnie, zerknąłem na biegnącego dalej Hyuugę. Idealna luka w obronie przeciwników. Cisnąłem piłką w jego stronę, kiedy nagle Takao zastąpił mi drogę i odrzucił ją.
Spojrzałem na niego zdumiony. Jak on mnie zobaczył? I jakim cudem odczytał mój ruch, skoro nabiegł zza moich pleców?! Przy większym staraniu mógłby dokonać tego tylko i wyłącznie Izuki, który posiadał…
No tak… Izuki posiadał sokole oko, zdolność, dzięki której mógł widzieć duży obszar boiska z różnych stron. Jeżeli Takao również posiada coś takiego, z tym że znacznie bardziej zaawansowane, moje misdirection może na niego nie działać.
A to oznacza, że prawdopodobnie będę w tym wypadku…
Bezużyteczny.
- Seirin, przerwa!- rozległ się krzyk sędziego tuż po krótkim sygnale.
Udaliśmy się na naszej trenerki i usiedliśmy na ławce. Odebrałem od Kagamiego butelkę napoju izotonicznego, jednak nie odezwałem się słowem. Upiłem kilka łyków i sięgnąłem po mój ręcznik, by wytrzeć pot z twarzy.
- Hej, nie mów mi, że masz zamiar pozwolić im tak sobą pomiatać – powiedział Kagami, kładąc swoją wielką dłoń na mojej głowie.
- Cóż…- mruknąłem.- Rzeczywiście, nie bardzo mi się to podoba.
- I oto chodzi!- zawołał ze śmiechem.- Trenerze!
- Eh?- Riko spojrzała na niego, odrywając wzrok od mierzonych przez nią przeciwników.
- Pozwól nam grać tak, jak dotychczas… Yyy, proszę!
- Jak dotychczas?- powtórzyła i spojrzała na mnie.- Wiesz, że twoje misdirection nie działa na Takao, prawda? Poradzisz sobie?
- No… nie wiem – odparłem, nieco przybity.- I to jest problem.
- Ah, rozumiem…- mruknęła, a potem nagle jakby się zreflektowała.- Czekaj. Że jak?!
Ale wtedy rozległ się dźwięk kończący przerwę i nie mieliśmy już czasu rozmawiać.
- Zajmij się Takao – powiedział Kagami, patrząc na mnie pokrzepiająco.
- Dobrze.
Westchnąłem cicho, kiedy ponownie stanąłem obok Takao. Co prawda, Kagami dodał mi nieco otuchy, jednak mimo to wciąż trochę się zamartwiałem.
- Hej, obmyśliłeś już jakiś plan?- zagadnął mnie.
- Wciąż myślę – odpowiedziałem.
- No co ty?- zaśmiał się.
Wróciłem spojrzeniem do przebiegającej gry. Izuki wyminął swojego przeciwnika, podając do Mitobe, jednak piłkę przechwycił jeden z Shuutoku i podał do Takao. Zerknąłem na tablicę. Trzy minuty do końca pierwszej kwarty, wynik 13:8 dla Shuutoku.
- Kto by się tam przejmował Królami? Zdechnijcie!- wrzasnął Hyuuga, który jako kolejny był przy piłce i rzucił ją za trzy punkty. Świetnie! 13:11, nadal mieliśmy szansę objąć prowadzenie.
Ale Shuutoku nie pozostawali nam dłużni. Nawet kiedy udało mi się ukraść ich podanie, Takao wkraczał do akcji i przejmował piłkę.
- Co wy wyprawiacie?- krzyknął Midorima, patrząc na mnie i Kagamiego.- My dajemy z siebie wszystko. Brońcie się lepiej.- Jeden z jego kolegów podał mu piłkę.- Zasięg moich rzutów nie jest mały.
Patrzyłem, zaskoczony, jak z samego środka boiska wykonuje perfekcyjny rzut. W gimnazjum ten zasięg był mniejszy…
W czasie lotu piłki, Midorima wrócił pod swój kosz i odwrócił się do nas.
- Dopóki tu jestem, nie możecie mnie ominąć podaniem Kuroko! Ale to i tak bez znaczenia. Moje rzuty są warte trzy punkty, a wasz kontratak jedynie dwa. Nawet, jeżeli nie będziemy nic z nimi robić, różnica będzie się wciąż powiększać.
Hyuuga podał do Kagamiego, a ten zbliżył się nieco do Midorimy.
- Masz naprawdę ciekawą umiejętność – powiedział.- Jednak…
Kagami skoczył lekko, rzucając do kosza z odległości, która pozwoliłaby na zdobycie trzech punktów, a następnie ruszył biegiem. Nie był zbyt dobry w tych rzutach, ale mógł je wykorzystać, by podbiec do kosza i wykonać wsad.
Tak właśnie zrobił teraz.
Wracając do obrony i przebiegając obok Midorimy, uśmiechnął się do niego wrednie. Ja również uśmiechnąłem się lekko, jednak sam do siebie. Jednoosobowy alley-oop. Mój chłopak był naprawdę niesamowity.
- Ładnie – pochwaliłem go, kiedy mnie dogonił.
- Dzięki, ko… roko? – poprawił się szybko, a ja uśmiechnąłem się do niego szerzej i pokręciłem głową.
Chociaż chciałem to usłyszeć, w tym momencie naprawdę powinien uważać.
15 sekund do końca pierwszej kwarty, a Shuutoku prowadziło trzema punktami.
- Jak na ciebie, to był całkiem niezły rzut – powiedział Midorima. Spojrzeliśmy na niego wszyscy. Był teraz przy piłce.- Jednakże…
Patrzyłem na niego, zszokowany. Stał na samym końcu boiska, pod swoim koszem, a mimo to… szykował się do rzutu. Widziałem, jak ugina nogi, unosi ręce do góry, podskakuje i… rzuca.
- Mówiłem, że nie jest mały – powiedział Midorima.- Zasięg moich rzutów to całe boisko.
- Koniec pierwszej kwarty! Dwie minuty przerwy!- krzyknął sędzia.
W dość ponurych humorach poczłapaliśmy do naszej ławki i opadliśmy na nią jakby wypompowani z sił.
- Kuroko-kun, czy Midorima zawsze potrafił tak rzucać?- zapytała trenerka.
- Nie – odparłem.- Wiedziałem tylko, że potrafi rzucać z połowy boiska. To pierwszy raz, kiedy widzę, jak rzuca z tak wielkiej odległości.
- Widziałem nagrania zawodników NBA, którzy rzucali w ten sposób podczas treningów – powiedział Izuki.- Ale wykonanie czegoś takiego w meczu jest po prostu niedorzeczne.
- Pokolenie Cudów jest niemożliwe – westchnął ciężko Hyuuga.
- Jak mamy niby to powstrzymać?- zapytał Koganei.
- Będziemy musieli czegoś spróbować – westchnęła Riko.- Kuroko! Wykorzystaj swój talent do back-tipów. Robiłeś to już w przypadku Kise-kuna. Kiedy Midorima będzie przy piłce, postaraj się zajść go od tyłu i mu ją wytrącić. Musisz zatrzymać Midorimę!
Skinąłem głową.
Wróciliśmy na boisko i gra zaczęła się ponownie. Tak jak przewidywałem, zawodnicy Shuutoku podawali do Midorimy. Kiedy dostał piłkę, natychmiast stanąłem przed nim.
- Myślisz, że możesz mnie zablokować?- zapytał, po czym wyminął mnie i ruszył biegiem.
Ostrożnie przesunąłem się w bok, chcąc zajść go od tyłu, kiedy nagle zablokował mnie Takao.
- Ej, ej, nieładnie tak robić!- powiedział z uśmieszkiem.
Odwróciłem się i spojrzałem na Kagamiego, który spróbował go zatrzymać. Niestety, Midorimie udało się go zmylić, zrobił obrót i podskoczył, rzucając prosto do kosza.
- Nie wchodź mi w drogę, Takao!
- Nie bądź taki niedostępny!
Kagami skinął na mnie ręką, dając mi znak, bym ruszył razem z nim. Kiedy Midorima stanął mu na drodze, Taiga podał mi piłkę i wyminął go, a wtedy ja znów mu ją odesłałem, jednak Takao ponownie zepsuł nasz atak. Wyglądało na to, że póki był na boisku, będzie bronił Midorimy.
Zielonowłosy znów rzucił piłkę, jak zawsze idealnie celną. Spojrzałem z przerażeniem na tablicę wyników. Było już 24:13, a druga kwarta trwała zaledwie trzy minuty.
- Izuki!- krzyknął Hyuuga.- Podaj mi piłkę, nie możemy polegać tylko na tych dwóch, sami musimy coś zrobić!
Hyuuga odebrał piłkę od Izukiego i podał ją do Mitobe, a temu udało się rzucić ją bez przeszkód do kosza. Różnica punktów nadal jednak była duża, tym bardziej, że Midorima od razu chwycił piłkę.
- Nie pozwolę!- wrzasnął Kagami, biegnąc ku niemu.
Skoczyli w tym samym momencie, jednak było za późno. Piłka przeleciała przez całe boisko, trafiając do kosza. Patrzyłem na nią, zszokowany, czując bezradność. Czy istnieje jakikolwiek sposób, by go zatrzymać? Te perfekcyjne rzuty z samego końca boiska… nawet jeśli zdobywaliśmy punkty, różnica wciąż się powiększała, bo Midorima dostawał piłkę i jeden za drugim rzucał ją za trzy punkty.
I wtedy usłyszałem czyjś śmiech. Spojrzałem zaskoczony na Kagamiego. To właśnie on się śmiał. Stał przed Midorimą i parzył na niego dzikim spojrzeniem, śmiejąc się pod nosem. Miałem wrażenie, jakby całe jego ciało płonęło żywym ogniem.
Uczucie, które opanowało moje serce, kiedy ponownie wznowiliśmy grę, było nie do opisania. Sam dokładnie nie wiedziałem, czy to zawód, bezradność, szok czy coś jeszcze innego. Chociaż robiłem co tylko mogłem, by moje podania trafiały do moich przyjaciół, chociaż starałem się ze wszystkich sił wspomóc moją drużynę, miałem dziwne wrażenie, że tak naprawdę biegam po boisku bez celu, zupełnie nieprzydatny. Miałem ochotę krzyczeć, płakać, uderzyć cokolwiek, wyładować złość i pozbyć się tego dręczącego mnie uczucia. Na zewnątrz starałem się być opanowany, nie okazywać po sobie emocji, wzrokiem podążałem za moimi kompanami, szukałem w ich oczach czegoś w rodzaju pocieszenia, co choć trochę dodałoby mi otuchy.
Zagryzłem wargę, patrząc na tablicę wyników. Pierwsza połowa meczu za nami, 45:27 dla Shuutoku. Cholera. Musiałem wziąć się w garść, musiałem przestać myśleć o tej różnicy, nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak, że przegramy. Na pewno tak nie będzie. Obiecałem to senpaiom, a przede wszystkim obiecałem to sobie – tym razem wszyscy dojdziemy do Mistrzostw, staniemy na szczycie i zdobędziemy puchar.
W szatni panowała cisza, zagłuszana jedynie ciągłym tykaniem zegara i odgłosem deszczu głucho bębniącego o dach. Od czasu do czasu dało się słyszeć w oddali grzmoty błyskawic.
Siedziałem najdalej od wszystkich, odwrócony do nich plecami, trzymając w dłoni niewielką kamerę i oglądając nagranie z pierwszej połowy. Przyglądałem się grze Takao, starając się jakoś rozgryźć go, znaleźć na niego sposób.
- H-hej… słuchajcie – zaczęło Riko.
- Trenerze – przerwał jej błyskawicznie Hyuuga.- Nie trzeba. Naprawdę. I tak pewnie zamierzasz powiedzieć coś głupiego. Wczuj się w sytuację.
- Kuroko, co ty robisz?- usłyszałem pytanie Izukiego.
- Oglądam nagranie Takao z pierwszej połowy – odparłem.
- Hm? Masz jakiś plan?
- Eh? Nie wiem.
- Nie wiesz…?
- Myślałem o wygranej, ale nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy mogę wygrać, czy nie – powiedziałem, odwracając ku nim głowę.- Nawet jeśli przegrywamy stoma punktami, zawsze istnieje szansa, że w ostatnich sekundach meteor uderzy przeciwną drużynę.
Wszyscy patrzyli na mnie poważnie przez dłuższą chwilę. Nie byłem pewien, czy zrozumieli mój żart, ale chciałem jakoś poprawić tę wiszącą nad nami ponurą atmosferę.
- Masz rację – mruknął w końcu Izuki.
- Tak – potwierdzili Koganei i Tsuchida, kiwając głową. Mitobe dołączył się do nich.
- Nie no, co wy, nie chrzańcie!- powiedział Hyuuga, wstając.- Nie będzie żadnego meteoru! Co to w ogóle za pomysł?
- A może wszyscy nagle dostaną niestrawności?- zaproponował Tsuchida.
- Już nie wymyślaj! To też się nie zdarzy!
- Cóż, w porównaniu z tym, to cudowny powrót w drugiej połowie wydaje się być bardziej realistyczny – westchnął Koganei z rozmarzeniem.
- Heh. Po prostu dajmy z siebie wszystko – powiedział Hyuuga.- Przemyślenia zostawmy na później. Dobra, idziemy!
- Tak jest!
Odłożyłem kamerę do torby i spojrzałem na Kagamiego, który wciąż siedział na ławce.
- Kagami-kun?- Nachyliłem się do niego lekko.- Senpaie już idą. My też chodźmy.
Nie odpowiedział mi. Wstał, nie patrząc na mnie i wyszedł z szatni. Wyglądało na to, że obecna sytuacja działała na niego gorzej, niż myślałem.
- Kuroko-kun, na razie usiądź na ławce – powiedziała Riko.- Mam nadzieję, że rozumiesz?
- Tak.- Skinąłem głową.- Spróbuję przypatrzeć się bliżej grze Takao-kuna, może uda mi się w końcu coś wymyśleć.
- Niech trzecia kwarta się rozpocznie!- krzyknął sędzia, kiedy reszta zawodników ustawiła się na boisku.
Rozległ się głośny gwizdek. My pierwsi rozpoczynaliśmy atak. Mitobe ruszył w kierunku przeciwległego kosza, podał Hyuudze piłkę, kiedy na jego drodze stanął przeciwnik, jednak kiedy tylko kapitan przyszykował się do skoku, spod jego ramienia wychynęła czyjaś dłoń – Takao odbił piłkę, podając do Midorimy. Zielonowłosy natychmiast skoczył, a wtedy w oka mgnieniu znalazł się przy nim Kagami. Niestety, mimo wysokiego skoku, nie zdołał sięgnąć piłki – poleciała pięknym łukiem wprost do naszego kosza.
I znów atak z naszej strony. Izuki podał piłkę do Koganeia, a ten wykonał rzut, dzięki czemu Seirin zdobyło dwa punkty. 48:29 dla Shuutoku to jednak wciąż była zbyt duża różnica.
Po raz kolejny piłkę miał Takao. Podał ją do Midorimy, którego krył Kagami. Wyglądało na to, że w najbliższym czasie ci dwoje stoczą ze sobą niemało pojedynków. Z bijącym szybko sercem patrzyłem, jak Taiga wzbija się w powietrze, coraz wyżej i wyżej, aż…
To było niesamowite. Nawet z daleka widać było, że udało mu się koniuszkami palców dotknąć piłki – kiedy ta przeleciała łukiem przez boisko, trafiła w obręcz i zaczęła zataczać po nim kółko, jednak ostatecznie wpadła do środka.
- Niesamowite – mruknął siedzący obok mnie Furihata.
- Mało brakowało!- jęknął Kawahara.
Owszem, brakowało bardzo mało. Ale to, czego przed chwilą byliśmy świadkami, prawdopodobnie stanie się naszą szansą…
Kiedy po raz kolejny Midorima i Kagami stanęli 1 on 1, patrzyłem na nich z zapartym tchem, czekając. Przez krótką chwilę Midorima stał z piłką w ręce, a wtedy podbiegł do nich Takao i, osłoniwszy go z tyłu, dał szansę zielonowłosemu na wyminięcie go. Kagami krzyknął coś, postąpił krok w bok i błyskawicznie go wyminął, podbiegając do Midorimy i skacząc już w biegu. Znów udało mu się trącić piłkę palcem, kiedy ta zaczęła szybować w powietrzu. I tym razem nie wpadła do kosza! Odbiła się od obręczy i gdyby nie kapitan Shuutoku, który wsadził ją do środka, Mitobe zdołałby ją przejąć.
Kiedy kapitan Shuutoku ponownie zablokował jeden z naszych rzutów, zaczęli go blokować Mitobe oraz Hyuuga. Takao chciał do niego podać, ale, nie mając wyboru, zmienił decyzję i rzucił do Midorimy. Zielonowłosy przyszykował się do rzutu, skoczył i już rzucił piłkę, kiedy przed nim zjawił się Kagami – skoczył i…
Udało mu się. Tym razem całą dłonią zatrzymał piłkę i odrzucił ją na parkiet. Midorima, Takao, całe Shuutoku – dosłownie wszyscy byli w szoku. Izuki wykorzystał okazję, złapał piłkę i podbiegł z nią do kosza. Kolejne punkty dla nas, teraz wynik wynosił 53:34 dla Shuutoku. Różnica wciąż duża, ale nadal mieliśmy szansę to zmienić. Do końca trzeciej kwarty zostało nam ponad siedem minut.
- Takao, podaj mi piłkę!- krzyknął kapitan Shuutoku.
- Ale jesteś kryty przez dwóch…!
- Dawaj!
Takao rzucił posłusznie piłkę, a ten odebrał ją i, po mimo bloku dwóch osób, skoczył do kosza. Kagami natychmiast ruszył w ich kierunku, skoczył, i strącił piłkę po raz kolejny.
Wydawało się, jakby wpadł w jakiś dziki szał. Zupełnie jakby nie miał zamiaru oddać im żadnego kolejnego punktu.
- Faul! Czarny, numer 10!- krzyknął sędzia, dmuchając w gwizdek.
Rzeczywiście, strącając piłkę przy okazji Kagami trącił kapitana Shuutoku. Z jednej strony było to niesamowite, ale…
Wyglądał, jakby grał na boisku zupełnie sam. Jakby nie było reszty drużyny, jakby nie miał żadnego wsparcia. Zachowywał się, jakby wygrana zależała tylko od niego, jakby sądził, że jest w stanie pokonać ich sam jeden.
- Niesamowite!- krzyknął Furihata.
- Jak tak dalej pójdzie, to…!
- Tak myślicie?- przerwałem Kawaharze, patrząc w skupieniu na Kagamiego.- Jeżeli będzie się tak dalej zachowywał, konsekwencje tego mogą być tragiczne.
Z każdą kolejną chwilą mój wzrok stawał się coraz bardziej ponury. Kagami odbierał podania i zdobywał punkty, ale sam nikomu nie oddał piłki. Kiedy zepsuł rzut blondyna z Shuutoku za trzy punkty, a Hyuuga posłał do niego piłkę, natychmiast pobiegł pod ich kosz i wykonał rzut z daleka.
Spojrzałem na tablicę wyników. 56:47 dla Shuutoku. Jednak z jakiegoś powodu nie odczuwałem szczególnej radości na ten widok.
Kagami strasznie dyszał, był cały spocony. Kiedy znów stanął naprzeciwko Midorimy, wiedziałem, że to koniec.
Nie mógł skoczyć. Prawdopodobnie nadwerężył ścięgna, co było zresztą do przewidzenia, w końcu mimo wszystko nie ćwiczył tak dużych wyskoków. Nie mógł nawet lekko podskoczyć, w ogóle nie potrafił oderwać się od parkietu.
Shuutoku zdobyli kolejne trzy punkty. Widać było, że Kagami jest wściekły, krzyczał coś, w szale rzucił się z piłką ku koszowi, jednak obrał zły moment, a przeciwnicy od razu to wykorzystali – kiedy Midorima zablokował jego wsad, odebrali piłkę i posłali ją prosto do naszego kosza.
Kiedy nadszedł koniec trzeciej kwarty, gotowałem się ze złości. Zszedłem z ławki, by ustąpić senpaiom, którzy od razu rzucili się do swoich butelek i ręczników.
Ale ja i tak patrzyłem tylko na Kagamiego. Był bardziej spocony od reszty, jego nogi drżały delikatnie, spojrzenie mówiło wszystko. Był naprawdę wściekły i zdeterminowany.
- Do diabła!- warknął, zaciskając pięści.
- Kagami, za bardzo się nakręcasz – powiedział Izuki.- Zwracaj też uwagę na otoczenie.
- To prawda – powiedział Hyuuga, przełknąwszy kilka dużych łyków napoju.- I to nie był dobry moment na atak, powinieneś był podać.
- Co dobrego niby wyniknie z tego całego podawania?- warknął Kagami.
Zmarszczyłem gniewnie brwi na te słowa.
- Jestem jedyną osobą, która może coś zrobić przeciwko Shuutoku – ciągnął mój chłopak.- Nie potrzebujemy teraz gry zespołowej. Potrzebujemy mnie, zdobywającego punkty.
Te słowa podziałały na mnie jak płachta na byka. Podszedłem powoli do Kagamiego, a kiedy ten uniósł głowę i spojrzał na mnie, zamachnąłem się pięścią i z całej siły uderzyłem go w twarz. Kagami upadł na posadzkę z nogami na ławce i spojrzał na mnie zaskoczony. To się jednak szybko zmieniło. Wstał i podszedł do mnie z wściekłością wypisaną na twarzy. Chwycił mnie brutalnie za koszulkę, jakbym był szmacianą lalką.
- Kuroko, ty draniu! Co to miało być?!- wrzasnął.
- Nie możesz grać samemu w koszykówkę – powiedziałem, nieco uspokojony. Wstyd mi było się do tego przyznać, ale to uderzenie sprawiło, że trochę się wyładowałem.
- Dopóki gramy razem, nie ważne czy wygramy?!- zacytował mnie.- Jeżeli nie wygramy, to nie ma sensu!
- To nie ma sensu, jeśli wygrasz samemu!- poprawiłem go. W jego oczach na krótki moment pojawiła się niepewność.- Powiedziałeś, że chcesz pokonać Pokolenie Cudów, ale zaczynasz myśleć dokładnie tak, jak oni. Nawet jeżeli pokonamy Shuutoku jako drużyna, która sobie nie ufa, nikt nie będzie zadowolony.
- Tsk, nie bądź taki naiwny!- wrzasnął, po czym uderzył mnie pięścią w twarz. Upadłem na podłogę ze stęknięciem.- Jeżeli nie wygramy, to będzie nic więcej, tylko piękne słówka!
- Więc czym jest zwycięstwo?- zapytałem, nie patrząc na niego. Czułem piekący ból lewego policzka, miałem wręcz wrażenie, że starł mi z niego skórę.- Nieważne, ile punktów masz pod koniec meczu… Jeśli nie jesteś szczęśliwy… - Spojrzałem na niego.- To nie jest zwycięstwo!
- Racja, racja – powiedział nerwowo Koganei po długiej chwili milczenia.- To nie jest tak, że nie chcemy wygrać!
- Po prostu mówimy, że nie ma powodu, żeby grać samemu – wyjaśnił Izuki.
- Masz coś przeciwko?- zapytał Hyuuga.
- Nie, ale… cóż… Przepraszam – mruknął, patrząc na mnie.- Oczywiście, że wolałbym być szczęśliwy, kiedy wygramy.
- Więc, teraz, kiedy już Kuroko uspokoił Kagamiego, sytuacja jeszcze się nie zmieniła. Jest 61:47 dla nich. Co powinniśmy zrobić?
- Przepraszam – powiedziałem, wstając.- Jest jedna rzecz, którą możemy zrobić.- Zdjąłem z siebie koszulkę rezerwowego.- Mogę tylko podawać, ale mogę to przenieść na inny poziom.
- To jakieś twoje nowe podanie?- zapytała Riko.
- Czemu nie wspomniałeś o tym wcześniej?- zapytał Hyuuga.
- Tylko parę osób potrafi je przyjąć – wyjaśniłem.- Ale w swoim obecnym stanie, Kagami-kun może być jedną z nich. Jednakże same podania do Kagami-kuna nie wystarczą. Będziemy musieli uwolnić się od Takao i zacząć używać również zwykłych podań.
- Może damy radę – powiedział Izuki.
- Eh?- Spojrzałem na niego pytająco.
- Moje oczy dopiero się rozkręcają.
Uśmiechnąłem się do niego i skinąłem głową.
- Jest jeszcze jeden problem – westchnęła Riko, zamyślona.- Kagami-kun. Jak myślisz, ile jeszcze razy dasz radę skoczyć?
- Skoczyć?- powtórzył mój chłopak.
- Masz na myśli te super skoki, które powstrzymywały Midorimę?- domyślił się Hyuuga.
- Wykorzystują naturalny talent Kagamiego do wysokich skoków do granic możliwości, więc są męczące. A do tego twoje ciało nie jest jeszcze wystarczająco silne. Podczas meczu możesz wykonać określoną liczbę skoków.
- Mogę skakać!- zapewniał Kagami.- Ile tylko trzeba!
- Nie musisz udawać twardziela!- powiedziała Riko i spojrzała na jego nogi.- Hmm… dwa to twój limit.
- Jak mamy niby powstrzymać Midorimę tylko dwoma?- zapytał Hyuuga.
- Zatrzymaj jeden na decydujący moment meczu, a drugi wykorzystaj, aby zablokować pierwszy rzut Midorimy w tej kwarcie!
- Tak jest!- krzyknął Kagami, kiwając głową.
- A teraz jazda na boisko!
Wraz z głośnym sygnałem rozpoczęliśmy ostatnią, decydującą kwartę.
10 minut na zwycięstwo.
Hyuuga był przy piłce, podczas gdy biegł do kosza przeciwników, jeden z nich wciąż siedział mu na ogonie. Biegałem równo z innymi, dzięki długiemu odpoczynkowi wróciły mi siły. Oczywiście, Takao od razu zaczął mnie kryć.
Nasz kapitan podał piłkę do Kagamiego, a ten ruszył z nią przed siebie, kryty przez Midorimę. Przed nimi wyrósł kolejny zawodnik Shuutoku, Kagami zatrzymał się i, wykorzystując lukę między nimi, posłał piłkę do Mitobe, a ten zdobył dla nas kosza. Kiedy tylko to się stało, kapitan Shuutoku podał ją do Midorimy, a ten przyszykował się do skoku. Jednak, zgodnie ze słowami trenerki, Kagami ruszył ku niemu biegiem i skoczył, odbijając piłkę do Hyuugi. Ten podał do Izukiego, a senpai rzucił ją wprost do kosza.
- Chyba naprawdę liczą na ciebie – powiedział do mnie Takao, patrząc na mnie z uśmiechem.- Ale nieważne, co zrobisz, ja i tak cię zatrzymam. Nie możesz uciec przed moim jastrzębim okiem.
I tu się mylił. Ponieważ mogłem to zrobić. Zrozumiałem to podczas oglądania nagrania. Jastrzębie oko Takao miało zasięg nawet całego boiska. Mógł więc bez problemów obserwować wszystkich zawodników. Jednak mój plan polegał na tym, żeby skupił się tylko i wyłącznie na mnie.
Odwrócone misdirection.
Stałem maksymalnie blisko niego, uważnie go obserwując. Jeżeli najpierw skieruję jego uwagę na mnie, później może zostać ona skierowana gdzie indziej. Wykorzystując ten kluczowy moment, wyminąłem go błyskawicznie i ruszyłem w kierunku Izukiego, który był przy piłce. Kagami pobiegł już w kierunku kosza naszych przeciwników. Kątem oka widziałem, że Takao rzuca się w kierunku lecącej ku mnie piłki, ale było za późno.
Tym razem jej nie dosięgnie. Do tej pory moje podania polegały jedynie na zmianie kierunku. Ale teraz miały one nabrać prędkości i po prostej linii trafić do celu.
Uderzyłem z całych sił piłkę, a ta przeleciała błyskawicznie po długości boiska, trafiając wprost do rąk Kagamiego. Na jego drodze jednak wciąż stał Midorima.
- Nie pozwolę!- wrzasnął zielonowłosy.
Kagami najwyraźniej zrezygnował z czekania na „decydujący moment meczu” i wykorzystał jeden ze swoich skoków, by wykonać perfekcyjny wsad.
- Kuroko – powiedział Kagami zaskakująco łagodnym tonem, kiedy biegliśmy do obrony.
- Hm?
- Trochę to do bani, ale trenerka miała rację. Chyba nie mogę już więcej skakać. Muszę jednak jakoś nabrać Midorimę, że jeszcze mogę.- A już myślałem, że przeprosi mnie za powalenie ciosem i powie cicho, że mnie kocha… - Nie chcę tego za bardzo mówić, ale reszta w twoich rękach!- To mówiąc, klepnął mnie w ramię.
Spojrzałem na niego z uśmiechem, ciesząc się, że zniknął ten obcy Kagami, który jeszcze nie tak dawno był jednoosobową drużyną.
- W porządku – odparłem.
Moje kolejne podania, nawet te zwykłe, w końcu zaczęły przynosić rezultaty. Bez problemu posyłałem piłkę do obranego celu, zdobywaliśmy kolejne punkty, jeden po drugim, aż w końcu stało się to, na co tak ciężko pracowaliśmy – do końca meczu zostały ponad dwie minuty, a tablica pokazywała wynik 78:76 dla Shuutoku. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Shuutoku nawet poprosiło o czas.
- Nie przypuszczałem…- wydyszał Midorima.- Nie przypuszczałem, że aż tak bardzo nas dogonicie…
- Midorima-kun, kiedyś powiedziałeś, że wsady to rzuty, które są warte tylko dwa punkty – powiedziałem, nie odwracając się do niego.- Twoje rzuty za trzy są naprawdę imponujące. Ale inspirujące wsady zdobyte przez współpracę drużyny, jak te przed chwilą, są warte dużo więcej, niż punkty przez nie zdobyte.
Zaraz po przerwie, presja wzrosła jeszcze bardziej. Zwycięstwo było coraz bliżej, a różnica punktów bardzo niewielka, dlatego obie drużyny musiały starać się ze wszystkich sił.
Kagami był już wyczerpany, a Shuutoku zrozumiało już, że poprzednie dwa skoki były blefem. Dlatego oczywistym było, że będą chcieli skupić się na podaniach do Midorimy.
Tak więc przy pierwszym podaniu do niego, wyprzedziłem Midorimę i pchnąłem piłkę wprost do przebiegającego obok Hyuugi. Ten chwycił ją i już miał wykonać wsad, kiedy dogonił go kapitan Shuutoku, uderzając piłkę nim ta wpadła do kosza. Zdobył ją Midorima i tym razem Kagamiemu nie udało się go powstrzymać.
30 sekund do końca meczu, różnica pięciu punktów. Stratę nadrobił Hyuuga, rzucając do kosza za trzy punkty. Jeszcze tylko trzy i obejmiemy prowadzenie, wciąż możemy wygrać ten mecz!
Kapitan Shuutoku zaczął kryć Hyuugę. Nic dziwnego, zamierzali powstrzymać nas przed zdobyciem decydujących punktów, a nasz kapitan był najlepszy, jeśli chodziło o rzuty za trójkę.
Ale nie mieliśmy zamiaru im na to pozwolić. Hyuuga ruszył do tyłu, a kapitana Shuutoku zablokował Kagami.
Hyuuga odbiegł nieco dalej od linii rozpoczynające obszar z którego rzucano za trzy punkty, stanął, odwrócił się i wykonał precyzyjny rzut.
Udało się! Zdobyliśmy trzy punkty i przejęliśmy prowadzenie! Do końca meczu zostały tylko trzy sekundy, kiedy nagle…
Niespodziewanie Midorima był przy piłce. Patrzyliśmy zaskoczeni, nie wierząc własnym oczom, podczas gdy on już szykował się do rzutu. Widziałem, jak Kagami staje przed nim, jego nogi drżały, gdy próbował skoczył.
Jednak ja wiedziałem. Wierzyłem w niego, że spróbuje zrobić to ponownie.
Skoczył, wyciągając rękę wysoko w górę, widziałem wysiłek na jego twarzy, ale nie chciał dać za wygraną, pragnął bronić Seirin do samego końca. Wszyscy już myśleli, że uda mu się zablokować Midorimę, ale okazało się, że to była zmyłka.
Tak jak przewidziałem, chciał go oszukać.
Midorima nie skoczył. Przykucnął, podczas gdy Kagami wciąż unosił się w górę, wykorzystał jego determinację, wiedząc, że będzie chciał skoczyć ten ostatni raz. A kiedy on zacznie opadać, Midorima skoczy i…
Nie mogłem na to pozwolić. Zbierając w sobie wszystkie siły, zacząłem biec w ich stronę. Czułem się, jakbym grał w zwolnionym filmie, Midorima odsunął piłkę od Kagamiego, w bok, przykucnął powoli, a potem skoczył, unosząc ręce w górę.
I wtedy dobiegłem do niego i wytrąciłem mu ją z rąk.
- Wierzyłem, że Kagami-kun skoczy – powiedziałem, kiedy spojrzał na mnie zszokowany.- I że ty, wierząc w to, ponownie opuścisz piłkę.
Rozległ się dźwięk kończący mecz. Poczułem, że któryś z moich kolegów z krzykiem radości rzuca się na mnie i ściska w objęciach, widziałem roześmiane twarze wszystkich moich kolegów z drużyny. Kątem oka dostrzegłem wiwatujących rezerwowych i podskakującą trenerkę.
Kiedy spojrzałem na Kagamiego, jego uśmiech był tak szczery i radosny, jak jeszcze nigdy dotąd. Odetchnąłem głęboko, odpowiadając mu uśmiechem. Słyszałem krzyki kolegów i oklaski widzów z trybun.
Gdy ustawiliśmy się naprzeciwko Shuutoku, widziałem na ich twarzach zawód, rozczarowanie i zaskoczenie. Ale mimo to stali z podniesionymi głowami.
- 82:81, Seirin!- krzyknął sędzia.
- Dziękujemy bardzo!- krzyknęliśmy jednocześnie.
- Ej, Kuroko – powiedział cicho Kagami, kiedy ruszyliśmy w kierunku szatni.
- Hm? O co chodzi, Kagami-kun?
- Uhm… przepraszam za wcześniej…
- Oh, no tak.- Uśmiechnąłem się do niego.- Nic się nie stało. I ja również przepraszam. Bolało?
- Taa, trochę…
- Cieszę się.
- Co?!
- Cieszę się, że dało ci to do myślenia, oczywiście. Mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy. Naprawdę nie chcę, byś stał się taki, jak reszta Pokolenia Cudów.
- Uhm… wiesz… chciałbym jakoś zrekompensować ci za ten policzek. Może chcesz do mnie wpaść na obiad? Ugotuję ci, co tylko zechcesz.
- Eh?- Spojrzałem na niego, nieco zaskoczony. Czy on naprawdę zaprasza mnie do swojego mieszkania?- Z przyjemnością. Jestem naprawdę głodny, więc z chęcią skorzystam z zaproszenia.
- Super!- Wyszczerzył się do mnie.- Więc, pospieszmy się i dogońmy resztę. Ja sam umieram z głodu!
Skinąłem głową i ruszyłem za nim. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że właśnie zgodziłem się na pójście do mieszkania Kagamiego. Obiad czy nie, zostaniemy ze sobą sam na sam.
Przełknąłem ślinę. Takie sytuacje kończą się tylko jednym. Z jednej strony zacząłem się denerwować, z drugiej zaś czułem podekscytowanie. Nie miałem wątpliwości co do uczuć żywionych do Kagamiego, kochałem go i byłem tego pewien. Ale czy do tego stopnia, by zrobić z nim to? Oczywiście, możliwe, że wcale do tego nie dojdzie, ale koniec końców kiedyś musi być nasz pierwszy raz, prawda?
Cholera. Ta sytuacja była naprawdę niepojęta…

7 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle przecudny *3*

    - Nie ma takiej potrzeby – odparł Midorima.- Nie ma powodu, dla którego miałbym rozmawiać z kimś, kto zagrał tak żałosny mecz, nodayo

    zgubiłaś ..na'' przy nanodayo ;D

    Meh,,,czas spać ^^
    -Deirdre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A otóż właśnie nie zgubiłam xD
      Bo, generalnie rzecz biorąc, Midorima często używa słówka "nanodayo", jednak w niektórych zdaniach ostatnie słowo łączy z samym "nodayo". Możesz to zauważyć, jeśli się przysłuchasz, Takao też czasami go "kopiuje" i do ostatniego słowa w zdaniu dodaje "nodayo". Podobnie robi np. Kise w anime, z tym, że on słówka łączy z "ssu", robi długie "s" i krótkie "u" - bardziej słyszalne jest to w przypadku Chuutorau z anime "Donten ni Warau", Kisia robi to samo, ale krócej ^^

      Cieszę się, że rozdzialik się spodobał! ^^
      Pozdrawiam cieplusio ♥

      Usuń
  2. No więc tak...
    Takao *.*
    MidoTaka *.*

    Powiem Ci co mnie troszutke boli...
    Mianowicie brakuje mi trochę takich codziennych scen
    Takiech, których nie ma w anime, a są Twoim wymysłem...

    Z bolesna migreną,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emm... Gdyby oni mieli jakąś chwilę wolną to z przyjemnością bym coś dopisała, ale jak zauważyłaś, mieli dwa mecze z rzędu, więc nawet gdybym chciała, to nie mam JAK dopisać ich codziennych scen, skoro ciągle grają... ^^" Jak kończą mecz z Shin-chanem, wtedy tak - w 12 rozdziale będzie już moja własna scena :3

      Usuń
    2. Yupi :)
      Nie chodziło mi o tylko te rozdziały z meczami.
      Chociaż jakaś scenkę po meczu też chętnie bym zobaczyła

      A, zanim zapomnę, ładny szablon :D

      Weekend, ja pierniczę bede spać i spać,
      Yew S.

      Usuń
  3. Heheshki...
    HEHESHKI...
    Następny chapek będzie zabwny...
    Ten też spoko, tak bardzo dostać od ukochanego w ryj xD
    A na koniec będę szczera.
    Ten nowy obrazek na stronie przyprawia mnie o zawał shiperskiego serduszka co rusz na niego patrzę TT.TT
    Było tak pięknie i wyszło jak zawsze... bo kolor ładny, ale AoKaga jest dlq mnie jak kołek w serce...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo mam ochotę na więcej... To chyba źle zabrzmiało. Ale na prawdę chcę wiedzieć co będzie dalej. Wg zakończenie w takim momencie powinno być zakazane ._.

    Wiecznie kochająca twoje opki
    Meg

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń