Kuroko no Yaoi - Rozdział szósty


Rozdział Szósty

Pozwól mi powiedzieć dwie rzeczy

           
            Kiedy wieczorem kładłem się do łóżka, wiedziałem, że długo nie będę mógł zasnąć. Miałem wrażenie, że dłoń, którą dotknąłem ust Kagamiego pali mnie żywym ogniem, wielokrotnie sprawdzałem, czy nie jest poparzona, nawet jeśli wiedziałem, że to moje urojenia.
            Ale… jeśli tak się dzieje, czy to nie oznacza, że to, co czuję do Kagamiego, jest poważne? W końcu chyba nikt nie zachowywałby się podobnie, jeśli byłby nieszczerze w kimś zakochany.
            Nie rozumiałem, dlaczego to tak szybko się stało. Myślałem, że po ostatnim razie mimo wszystko nabiorę pewnego dystansu do miłości, zwłaszcza, że bardziej pociągała mnie płeć męska. Sądziłem, że minie sporo czasu nim odważę się na nowo kogoś pokochać.
            A tu proszę. To takie irytujące, kiedy dzieje się coś, na co nie mamy wpływu, kiedy uczucie wkrada się do naszych serc nieproszone, nawet niechciane. Bycie homoseksualistą jeszcze bardziej komplikowało sprawę…
            Gdy nastał ranek, moją największą obawą stało się spojrzenie w lustro. Ale niestety nie mogłem uniknąć konfrontacji z moim odbiciem – zmęczonym, bladym, z błękitnym gniazdem na głowie i podkrążonymi oczami. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy wczoraj razem z Kagamim i Kise pokonaliśmy grupę chuliganów, czy może jednak mnie pobili.
            Bandaż na mojej głowie podczas ciągłego przewracania się w łóżku, zsunął się na samą szyję. Zdjąłem go więc i od razu wyrzuciłem do kosza na śmieci znajdującego się pod moim biurkiem. Przy okazji zerknąłem na zegarek stojący na stoliku nocnym – wstałem na pół godziny przed budzikiem, miałem więc jeszcze sporo czasu by zacząć szykować się do szkoły. Postanowiłem wykorzystać ten czas, by pójść do sklepu po chleb i bułki.
            Ubrałem zwykłe dżinsy i koszulkę, po czym wyszedłem na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Nie było jeszcze siódmej, wszyscy domownicy smacznie spali, czego szczerze im zazdrościłem. Miałem nadzieję, że po dzisiejszym dniu w szkole i treningu wrócę do domu tak zmęczony, że zasnę już o 20 i będę spał całą noc, nieprzerwanie.
            Dobrze, że miałem chociaż moje misdirection. Dzięki niemu mogłem bez problemu wtopić się w tłum i nie straszyć nikogo swoim wyglądem.
            Sklep dopiero co otwarli, ale było w nim już sporo ludzi. Zabrałem czerwony koszyk i ruszyłem między bogato wystawione regały w kierunku koszy z pieczywem. Zerwawszy siateczkę, wybrałem kilka bułek oraz chleb, a następnie ruszyłem ku lodówkom.
            Akurat w momencie, kiedy nieświadomie przestałem myśleć o Kagamim, on musiał pojawić się tuż przede mną, niemalże taranując mnie swoim wielkim, muskularnym ramieniem. Westchnąłem cicho, zastanawiając się, czy kiedyś nie zginę przypadkiem w podobny sposób.
- Ah, przepra… oh, to ty.- Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dzień dobry, Kagami-kun – przywitałem się.
- Co ty tu robisz?
- Podkładam bombę, a co innego można robić w sklepie?
- Nie musisz być taki sarkastyczny – westchnął, przeczesując dłonią swoje czarno-czerwone włosy.- Po prostu mnie zaskoczyłeś, jeszcze nigdy nie spotkałem cię w tym sklepie.
- No właśnie, nie masz przypadkiem sklepu bliżej swojego mieszkania?
- A co, nie mogę przychodzić do tego?- mruknął, chwytając kartonik mleka i wrzucając go do swojego koszyka.- Mój od jakichś dwóch tygodni jest w remoncie.
- Rozumiem – mruknąłem, rozglądając się za moim ulubionym żółtym serem. Westchnąłem cicho, kiedy zobaczyłem go na samej górze, w miejscu absolutnie niedostępnym dla ludzi mojego wzrostu.
- Podać ci?- zapytał Kagami, wyciągając w górę rękę.- Który chcesz?
- Ten w niebieskim opakowaniu – wskazałem.- Dziękuję, Kagami-kun. Podasz mi jeszcze masło?
- Jest tuż przed tobą, durniu! Nie rób sobie ze mnie służącego!- warknął, a ja uśmiechnąłem się lekko i wrzuciłem pudełko masła do koszyka. To nie tak, że nie chciałem się z nim droczyć, po prostu poczułem się nieco zażenowany, kiedy sięgnął po ten głupi ser. Nie przejmowałem się zbytnio moim wzrostem, ale…
W taki sposób zachowują się małżeństwa podczas wspólnych zakupów...
- Swoją drogą…- Kagami zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu.- Wyglądasz okropnie.
- Dziękuję – odparłem skromnie.- Miło dla odmiany usłyszeć coś innego.
Kagami zrozumiał mój żart i parsknął cicho śmiechem.
- Jasne, przystojniaku – prychnął.
Odwróciłem szybko głowę, rumieniąc się. Chociaż wiedziałem, że to coś w rodzaju ironii, zrobiło mi się ciepło na duszy, słysząc takie słowa właśnie od niego.
- Długo spałeś?- zapytałem, nie dając po sobie poznać zawstydzenia.
- Jakieś sześć godzin, ale wciąż padam z nóg. Mam nadzieję, że po każdym meczu z twoimi kumplami tak będzie, bo to naprawdę niesamowite. Do tej pory byłem w stanie zagrać nawet kilka meczy pod rząd, a teraz…- Kagami uśmiechnął się radośnie, co w jego wykonaniu wyglądało dość psychopatycznie.- Nie mogę się doczekać kolejnego przeciwnika!
- Zdaje się, że dzisiaj dowiemy się, kto nim będzie – zauważyłem.- Kapitan coś wspominał.
- Taa, aż mam dreszcze, hehehe. Byle jak najszybciej się z nim spotkać i rozgromić go jak Kise.
- Rozgromić?- Uśmiechnąłem się lekko.- Przecież wygraliśmy ledwie dwoma punkami, w dodatku to był tylko sparing.
- Tsk, zamknij się!- cmoknął na mnie, zezłoszczony.- Sparing, czy nie sparing, pokonaliśmy ich!
- Racja.- Skinąłem głową, przyłapując się na tym, że gapię się na niego jak ciele na malowane wrota. Odchrząknąłem lekko i wbiłem spojrzenie w jego koszyk, wypełniony produktami niemal po brzegi. Zmarszczyłem lekko brwi.- Zapas na tydzień?
- Co?- Kagami spojrzał na mnie, a potem na swój koszyk.- Nie, to na śniadanie i dzisiejszy obiad.
- Prowadzisz restaurację, tak?
- Nie! Jestem duży, więc jem więcej niż taki chudzielec, jak ty!- warknął, rumieniąc się ze złości.- Powinieneś więcej jeść, to przez niedobór witamin jesteś taki słaby!
            Westchnąłem cicho, nie odpowiadając. Ile razy już to słyszałem, i to od osoby wyjątkowo podobnej do Kagamiego…
- Muszę iść jeszcze po warzywa, idziesz ze mną, czy…?
- Czemu nie, mamy jeszcze sporo czasu.
Zatrzymaliśmy się przy stoiskach z warzywami i owocami. Spakowałem sobie dwa jabłka,
a potem poczekałem, aż Kagami skończy wybierać produkty. Musiałem przyznać, że robił to z największą uwagą, przyglądając się każdemu z nich i dobierając, niczym zawodowa kucharka.
- Kagami-kun, sam sobie gotujesz?- zagadnąłem.
- Tak – odparł, skinąwszy głową.- Sam mieszkam, to i sam sobie gotuję.
- Nie mieszkasz z rodzicami?
- Teoretycznie mieszkam z ojcem, ale został w Ameryce. Opłaca mi czynsz za mieszkanie i przysyła pieniądze.
- Musisz czuć się bardzo samotny.
- Hm?- Spojrzał na mnie obojętnie.- Nie, nie bardzo. I tak nie spędzam tam dużo czasu, jedynie tyle, ile potrzebuję na sen i posiłek.
- Rozumiem – mruknąłem, patrząc jak pakuje do koszyka siateczkę z pomidorami.- To niesamowite, masz dopiero 16 lat i już jesteś taki samodzielny. Podziwiam cię.
- Znowu sarkazm?- westchnął, kierując się do kasy. Uśmiechnąłem się lekko i podążyłem za nim.
            Po zapłaceniu za zakupy, wyszliśmy na zewnątrz. Poranek był cudownie rześki, odetchnąłem więc pełną piersią, na chwilę zatrzymując powietrze w płucach. Takie dni sprawiały, że aż chciało się pobyć na zewnątrz, mimo zmęczenia i ospałości.
- Jak tam głowa?- zagadnął Kagami, odgryzając spory kęs hot-doga, którego kupił przy kasie.
- Zdecydowanie lepiej. Nie boli i nie pulsuje, myślę, że pożyję jeszcze parę lat.
- To dobrze. Byłoby kiepsko, gdyby to było coś poważnego.
- Tak uważasz?
            Kagami skinął głową, zajęty żuciem gorącej bułki.
- Dobrze się wczoraj spisałeś – pochwalił mnie.- Żal to mówić, ale bez twojej pomocy pewnie byśmy nie wygrali.
- A więc zrozumiałeś, co miałem na myśli mówiąc, że będę twoim cieniem?
- Taa… swoją drogą, ta kwestia…- Kagami zarumienił się lekko.- Bardziej żenującej nie dało się wymyślić, co?
- Co jest w niej żenującego?- Zmarszczyłem lekko brwi.
- Serio nie zdajesz sobie sprawy z tego, co czasem palniesz, nie…?- Kagami westchnął ciężko i dokończył hot-doga.- Mniejsza o to. Rozumiem już to całe gadanie o tym, że będę twoim światłem. Nawet trochę o tym wczoraj myślałem. Wstyd się przyznać, ale bez ciebie chyba faktycznie ciężko będzie mi wzrosnąć w siłę – westchnął i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.- Liczę na ciebie, partnerze.
            Wyciągnął do mnie zwiniętą pięść. Zacisnąłem usta i po krótkiej chwili przybiłem mu żółwika, starając się nie przywoływać głupich wspomnień z gimnazjum. W tym momencie czułem się tak, jak dawniej, kiedy wracałem do domu razem z Nim, kiedy to Jemu przybijałem żółwika, kiedy to Jego cieniem byłem.
- No dobra, ja skręcam. Widzimy się w szkole.- Kagami machnął do mnie na pożegnanie i zaczął oddalać się ulicą.- Zjedz porządne śniadanie, Kuroko!
            Patrzyłem jak odchodzi wolnym krokiem, a potem skręca w kolejną ulicę i znika mi z oczu. Zacisnąłem dłoń na swojej siatce, westchnąłem, i ruszyłem dalej. Dopiero kiedy przekroczyłem próg mojego domu i zamknąłem za sobą drzwi, upuściłem siatkę i ukryłem twarz w dłoniach.
            Wiedziałem, że to nie TO miał na myśli, ale… on naprawdę nazwał nas partnerami!

***

            Nawet będąc w Teiko nie zdarzyło mi się przysypiać praktycznie na każdej lekcji. Początek jeszcze wytrzymywałem, starałem się zapisywać notatki i słuchałem nauczyciela, ale gdzieś w połowie powieki same opadały i odpływałem. Za każdym razem budził mnie siedzący przede mną Kagami, i za każdym razem miał tę samą, niezadowoloną minę. Kiedy jednak spytałem go, o co chodzi, nie chciał odpowiedzieć.
            Dowiedziałem się dopiero po zajęciach, kiedy wszyscy prócz Kagamiego stawiliśmy się na sali gimnastycznej, gotowi do treningu. Byliśmy w trakcie rozgrzewki, kiedy Kagami wpadł na salę, zdyszany i podbiegł kapitana, przepraszając za spóźnienie. Jak się okazało, podobnie jak ja, przysypiał na lekcjach, z tym że nauczyciele go na tym przyłapali i był zmuszony udać się do nich po zajęciach.
- Nie patrz tak na mnie, cieniu – mruknął, kiedy dołączył do mnie podczas rozciągania się.- To ty masz te swoje czarodziejskie zdolności, nie ja.
- Kapitanie!- Nagle do sali wpadł Fukuda, niosąc w dłoni plik kartek.- Właśnie skopiowałem tabelę meczów do wstępnych zawodów!
- Świetnie, Fukuda! Rozdaj to wszystkim, chcę, żeby każdy miał do tego wgląd.
            Skinąłem Fukudzie głową, kiedy podał mi kartkę, i od razu spojrzałem na plan czekających nas meczów, jednocześnie słuchając głosu kapitana Hyuugi.
- Eliminacje Inter-High odbywają się zasadzie turnieju. Jeżeli przegramy, odpadamy. Musimy dać z siebie wszystko w każdym meczu. Spójrzcie wszyscy na rozpiskę. Tokio zajmuje bloki od A do D. Zwycięzca każdego bloku będzie grał w Mistrzostwach Ligi, a trzy najlepsze z nich drużynach będą uczestniczyć w Inter-High. Jedynie trzy szkoły spośród trzystu innych biorących udział są wybierane. Tylko 1% stanie na boisku ich marzeń. To jest właśnie Inter-High.
- Jakoś to sobie wyobrażam – zaczął stojący obok mnie Kagami.- Ale co do jednego się pomyliłeś.
- Hm?
- Oni nie są wybrani… Oni wygrywają! Yyy, kapitanie!
            Hyuuga uśmiechnął się lekko i skinął głową na potwierdzenie jego słów.
- Mamy trzy tygodnie do eliminacji Inter-High. W zeszłym roku mało brakowało… ale w tym na pewno nam się uda! Będziemy grać przeciwko wielu silnym szkołom, ale naszym największym i najsilniejszym przeciwnikiem jest liceum Shuutoku. W zeszłym roku byli w najlepszej czołowej ósemce kraju. W tym roku, podobnie jak w przypadku Kaijou, dołączył do nich zawodnik Pokolenia Cudów. Jeżeli ich nie pokonamy, nie przejdziemy dalej.
- Jeżeli mamy zagrać przeciwko Pokoleniu Cudów, to dopiero w finale – mruknął Kagami, a potem spojrzał na mnie.- Kuroko, ty znasz tego gościa, co nie?
            Spojrzałem na niego z powagą i skinąłem lekko głową.
- Owszem, ale wątpię, byś uwierzył mi, nawet gdybym ci powiedział, jaki jest. Jednak, tak jak powiedział Kise-kun, pozostała czwórka jest na całkiem innym poziomie. Jeżeli stali się jeszcze silniejsi, ciężko mi wyobrazić sobie, jacy są teraz.
- Zanim zagramy z Shuutoku, musimy zmierzyć się z naszym pierwszym przeciwnikiem!- powiedział kapitan.- Dajmy z siebie wszystko!
- Tak jest!- zakrzyknęliśmy razem.
- A tak w ogóle, gdzie jest trenerka?- zapytał Fukuda, rozglądając się po sali.
- Poszła obejrzeć mecz towarzyski naszych pierwszych przeciwników – odparł Hyuuga akurat w momencie, kiedy drzwi ponownie się otworzyły i stanęła w nich Riko Aida.
- Wróciłam – mruknęła, podchodząc do nas.
- Oh, o wilku mowa – powiedział kapitan.
- Przed meczem z Kaijou podskakiwała, ale teraz tego nie robi – zauważył Kawahara, przyglądając jej się.
- Trenerze! Będziesz dziś podskakiwać?- zapytał Furihata.
- Nie!- warknęła Riko, obrzucając go groźnym spojrzeniem, na co oboje z Kawaharą, wzdrygnęli się i umilkli.
- Głąby!- Hyuuga spojrzał na nich karcąco.- Nie będzie się tak zachowywać, jeśli chodzi o mecz oficjalny!- Zwrócił się teraz do Riko, ton jego głosu przybrał nieco zaniepokojoną barwę.- Ale wyglądasz na niezbyt zadowoloną. Są aż tak dobrzy?
- Nie powinniśmy się martwić o mecz z Shuutoku, kiedy nasz pierwszy mecz nie zapowiada się najlepiej – westchnęła Riko.
- Co masz na myśli?- zapytał Hyuuga.
- Jeden z ich graczy może być dla nas problemem – wyjaśniła Riko, zamyślając się.- Później zerkniecie na nagranie, najpierw chciałabym, żebyście zerknęli na to zdjęcie i powiedzieli, co myślicie?- Podała kapitanowi swoją komórkę. Hyuuga uniósł ją tak, byśmy wszyscy, stojąc za jego plecami, mogli spojrzeć na ekranik.
- T-to jest…- Wszyscy byliśmy nieco zbici z tropu, widząc zdjęcie przeuroczego, biało-brązowego kotka o złocistych oczach.- J-jest uroczy, ale…
            W istocie, kotek był wyjątkowo uroczy. Poczułem się nawet trochę zazdrosny, przypuszczając, że Riko jest jego właścicielką. Sam zawsze chciałem mieć jakiegoś zwierzaka.
- Ah, przepraszam, chodzi o następne – westchnęła Riko, machnąwszy ręką.
- Następne?- Kapitan wcisnął strzałkę i teraz zobaczyliśmy zdjęcie ciemnoskórego chłopaka. Patrząc na kąt pod jakim zrobiona została fotografia, musiał być ona bardzo wysoki. Przystrzyżony na krótko, o dużych wargach i pewnym siebie, nieco znudzonym spojrzeniu.
- Nazywa się Papa Mbaye Siki – powiedziała trenerka.- Ma dwa metry wzrostu, waży 87kg. Jest zagranicznym studentem z Senegalu.
- Senegal? Dwa metry?!- jęknął Hyuuga.- Jest ogromny!
- To w ogóle dozwolone?- zapytał Koganei.
- I studiuje za granicą?- mruknął Izuki.- Ale przepraszam, gdzie w ogóle jest Senegal?
- W Zachodniej Afryce – odpowiedziałem, ale chyba nikt mnie nie dosłyszał.
- Jest tylko duży – zauważył Kagami, który jako jedyny, nie licząc mnie, nie wyglądał na przerażonego.
- Ten Papa Mbaye…- zaczął Hyuuga po krótkiej chwili milczenia.- Yyy, jak było dalej?
- Papanpa?- mruknął Tsuchida.
- To Papa-Ganbaru, nie?- zapytał Koganei.
- Papa…- Izuki drgnął lekko i wyciągnął skądś nagle notatnik i długopis.- Papaya Ito.
            W jednej chwili wszyscy zaczęli dyskutować nad imieniem ciemnoskórego zawodnika z Segalu. Trenerka przyglądała się nam z coraz większą irytacją, aż w końcu westchnęła ciężko.
- Ciężko nam to idzie – powiedziała.- Kuroko-kun, ty jedyny się nie wygłupiasz, więc wymyśl mu jakąś ksywkę.
- Hmm…- Zastanowiłem się przez chwilę.- To może „Tatuś”?
- Skąd ty bierzesz te pomysły?- Koganei spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Tatuś!- wykrzyknął Izuki i ponownie sięgnął po notatnik.- Drużyna Tatusia to maminsynki!
- To było słabe!- parsknął Koganei wśród śmiechu wszystkich pozostałych. Tylko ja zachowałem powagę, słuchając trenerki.
- Ale ty też się śmiejesz!
- Także, co do tego Tatusia, musicie wiedzieć…
- Przestań się śmiać, to ja też przestanę!
- Ale ja się śmieję, bo ty się śmiejesz…!
- Słuchać!- krzyknęła Riko. Wszyscy wyprostowali się jak struny, z uwagą wpatrując w trenerkę, jakby poprzedni napad wesołości w ogóle nie miał miejsca. Riko westchnęła ciężko i przeczekała chwilę, uspokajając się.- On nie tylko jest wysoki. Jego ręce i nogi również są długie. Wszystko u niego jest długie. Coraz więcej szkół zaprasza studentów z zagranicy, aby zwiększyć swoją siłę. Nasz następny przeciwnik, Liceum Shinkyo, było słabe tylko do zeszłego roku, jednakże kiedy pozyskali tego zawodnika z Senegalu, stali się całkowicie inną drużyną. Nie mogą się z nim równać. Z tego właśnie powodu nikt nie jest w stanie go zatrzymać.
- Przecież musi być jakiś sposób!- odezwał się Kagami.
- A kto powiedział, że nie ma?- Riko uśmiechnęła się szeroko.- Kagami-kun, Kuroko-kun, zaczynając od jutra wasza dwójka będzie miała własny schemat treningowy.
            Zerknąłem na Kagamiego, ciekaw jego reakcji. Z początku wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili uśmiechnął się całkiem sympatycznie. Wyglądało na to, że naprawdę nie przeszkadza mu już moja obecność w jego doskonaleniu się.
- Eliminacje rozpoczynają się 16 maja!- krzyknęła Riko.- Do tego czasu nie będziecie mieć nawet czasu na narzekanie!
- Tak jest!- krzyknęliśmy jednocześnie.
- I nie myślcie, że skoro od jutra bierzemy się do pracy, dziś pozwolę wam odetchnąć! Wychodzimy na zewnątrz i rozgrzewka: dziesięć okrążeń, dwadzieścia pompek i powtórzyć serię cztery razy!
            Wszyscy ponownie wydaliśmy z siebie bojowy okrzyk i opuściliśmy salę gimnastyczną, ustawiając się na początku szkolnego boiska.
            Choć miałem dość długą przerwę od prawdziwego treningu, cieszyłem się, że czeka mnie ciężka praca w Seirin. Byłem gotów poświęcić się dla zwycięstwa, ponieważ czułem, że tym razem nie skończy się to tak, jak w gimnazjum.
            A przynajmniej taką miałem nadzieję.
           
***

            Riko nie rzucała słów na wiatr – każdy dzień spędzaliśmy na treningach, które skutecznie pozbawiały nas sił, ale jednocześnie poprawiały naszą wytrzymałość. Przebywaliśmy w sali gimnastycznej od końca zajęć aż do późnego wieczora. Często grałem w przeciwnej drużynie niż Kagami, ćwicząc podania i próbując zgrać się z pozostałymi zawodnikami. Od początku było wiadome, że nasi przeciwnicy, jeśli przyzwyczają się do naszego zgrania, odnajdą słabe punkty i skupią się na nich. Dlatego też dużo ćwiczyłem z kapitanem, Izukim, Mitobe, oraz Koganeiem, tym samym również oni trenowali odbiór moich podań.
            Codziennie biegaliśmy po kilkanaście okrążeń boiska jako rozgrzewkę, nie trudno było zauważyć, kto jest w tym najlepszy – Kagami zawsze gnał na początku, a ja zamykałem nasz bieg, docierając do końca jako ostatni i najbardziej zdyszany. Choć starałem się, by moja dieta była zrównoważona i pełna witamin niezbędnych sportowcom, wciąż szybko się męczyłem.
            Nie mogłem też nie zauważyć, że ja i Kagami nieco się do siebie zbliżyliśmy, choć nadal nie do tego stopnia, co bym chciał. Jednak po treningach częściej chodziliśmy razem do Maji Burgera, dużo rozmawialiśmy podczas przerw w szkole i, szczerze mówiąc, z każdym dniem coraz bardziej przypominaliśmy przyjaciół. Nawet w czasie wolnym od szkoły i treningów, spotykaliśmy się na jednym z ulicznych boisk i ćwiczyliśmy podania.
            Coraz lepiej się dogadywaliśmy.
            A 16 maja wszyscy spotkaliśmy się jako pełna drużyna wraz z Riko, gotowi do walki przeciwko Senegalskiemu zawodnikowi z Shinkyo.
- Wszyscy są, prawda?- Riko spojrzała na nas z uśmiechem, patrząc na każdego z osobna.
- Tak jest – odparł Hyuuga, również się uśmiechając.- Idziemy!
- Uhh…- stęknął Kagami, kiedy ruszyliśmy ulicą w kierunku miejsca, w którym miały zaważyć się nasze losy.
            Spojrzałem na niego z troską, przyglądając się silnie podkrążonym oczom, które aż nabiegły krwią od niewyspania. Naprawdę się o niego martwiłem, to nie było dobre dla zdrowia, nieważne jak wielkim i silnym był chłopakiem.
- Znowu nie mogłeś spać?- zapytałem.
- Z-zamknij się – mruknął, jednak bez złości.
            Po dotarciu na miejsce i przebraniu się, ruszyliśmy na boisko, by rozpocząć rozgrzewkę. Podczas podań i rzutów do kosza, kapitan Hyuuga przyglądał się przeciwnej drużynie.
- Nigdzie nie widzę Tatusia – powiedział.
- W sumie racja, też go nie widzę…- mruknął Izuki.
- Aua!- rozległ się nagle czyjś głos o dziwnym akcencie.
            Przestałem się rozciągać i spojrzałem w kierunku drzwi, skąd doszedł nas głośny trzask. Uniosłem lekko brwi, widząc wysokiego, ciemnoskórego chłopaka, który uderzył głową o ich framugę. Pochylił się i przeszedł ponownie, tym razem skutecznie.
- Wszystko jest takie małe w Japonii!- narzekał, podchodząc do swojego trenera, stojącego nieopodal.
- Co ty wyprawiasz?!
- Przepraszam za spóźnienie!- powiedział Tatuś.
- Ej, dlaczego to jest jedyna rzecz, którą mówisz tak płynnie?- zapytał jeden z jego kolegów.
- Ah, przepraszam!- krzyknął Hyuuga, podbiegając do niego i zabierając piłkę, która uderzyła o jego stopę.
- Hmm? Ah, no tak, Seirin.- Chłopak odwrócił się do nas i uśmiechnął lekko.- Naprawdę pokonaliście Kaijou?
- Ehm, cóż… to był tylko mecz towarzyski – powiedział Hyuuga.
- Ah, rozumiem! Wygląda więc na to, że to Pokolenie Cudów nie jest wcale tak silne, jak myśleliśmy.
- Kto to jest?- zapytał cicho Koganei, stojący niedaleko mnie.
- To Tanimura Yusuke, kapitan Shinkyo – odparł Izuki równie cicho.
- Pokolenie Cudów przegrało?- wybrzdąkał z siebie Tatuś.- Sprowadzili mnie tutaj, abym ich pokonał. Jestem rozczarowany, że są tak słabi.- Wzruszył ramionami po czym ruszył w moją stronę. Błędem było nie ustępować mu z drogi, ponieważ, patrząc przed siebie, wszedł prosto na mnie.
            Myślałem, że mnie przeprosi, ale on najpierw rozejrzał się wokół, a dopiero potem spojrzał na mnie, zaskoczony i… uniósł mnie do góry.
- Niedobrze, mały chłopcze – powiedział.- Dzieci nie powinny bawić się na boisku.
- Puść mnie, proszę. To jest molestowanie seksualne.
- Hm? Jesteś zawodnikiem?- Ciemnoskóry w końcu postawił mnie na ziemię i machnął lekceważąco dłonią.- Przegrali z takim chłopczykiem, jak on?- mruknął do siebie.- Czy wszyscy z Pokolenia Cudów są takimi słabeuszami?
            Patrzyłem za nim, jak kierował się ku swojej drużynie, czując narastającą irytację. Moi koledzy ani myśleli jakoś ukoić moje nerwy – praktycznie wszyscy śmiali się myśląc, że tego nie widzę. Ale najbardziej irytowało mnie, że Kagami wręcz klęczał na podłodze, uderzając pięścią w posadzkę i śmiejąc się w najlepsze.
- Szczerze, zaczyna mnie to denerwować – powiedziałem swoim zwyczajowym głosem, jednak postarałem się, by wyczuli w nim również prawdziwe uczucie.
            Natychmiast przestali się śmiać, najwyraźniej zaskoczeni tą drobną zmianą. Tylko Kagami spojrzał na mnie, wciąż się uśmiechając, jednak już nieco bardziej uspokojony.
- Nie lubisz przegrywać, prawda?- zapytał, a potem wstał i ściągnął z siebie koszulkę, ukazując nasz szkolny drużynowy strój z numerem 10.- No to pokażmy Tatusiowi, dlaczego nie powinien denerwować dzieci!
            Westchnąłem cicho, ale ruszyłem posłusznie za drużyną i ustawiłem się w szeregu między Izukim a Hyuugą.
- Niech mecz przeciwko Liceum Seirin i Akademią Shinkyo się rozpocznie – powiedział sędzia.
- Dobrej gry!- krzyknęliśmy wszyscy.
            Rozległ się dobrze nam znany dźwięk oznaczający rozpoczęcie meczu. Sędzia podrzucił wysoko piłkę, a Kagami i Tatuś wyskoczyli jednocześnie w górę.
            Kiedy Tatuś odebrał piłkę, przerzucając ją na stronę naszych przeciwników, mina Kagamiego nie wyglądała na zadowoloną. Gdyby jego dzikie spojrzenie mogło zabijać, ciemnoskóry już dawno płonąłby w piekle.
            Piłka trafiła do kapitana Shinkyo, a ten z uśmiechem na ustach podał ją do Tatusia, który jakimś cudem znalazł się już pod koszem. Kagami natychmiast ruszył w jego kierunku, wyminął go i stanął przed ich koszem, unosząc wysoko ręce, by zablokować Senegalczyka. Przypatrywałem się mu, jak, bez żadnej próby zmylenia Kagamiego, po prostu wyskoczył do góry i wykonał rzut, trafiając prosto do kosza. Reakcja Kagamiego, nawet jeśli była w odpowiednim czasie, niczym nie poskutkowała – mimo wszystko, choć brzmiało to niewiarygodnie, Kagami był niższy.
            Shinkyo zdobyło pierwsze punkty, ale nikomu z Seirin nie zepsuło to humoru.
- Nie przejmujcie się!- krzyknął Hyuuga.- Nasza kolej!
            To mówiąc, podał piłkę do przebiegającego obok Izukiego, który popędził z nią przed siebie, zgrabnie wymijając zawodników. Następnie podał to Mitobe, a ten ponownie do Hyuugi. Nasz kapitan zatrzymał się w pół kroku i wyskoczył, chcąc rzucić za trzy punkty, jednak Tatuś złapał piłkę w locie, kiedy ta była niemalże w najwyższym punkcie.
- No co wy?!- krzyknął Hyuuga, patrząc na niego zszokowany.
- Jesteście jedną z tych ciężko pracujących drużyn?- zapytał kapitan Shinkyo, zwracając się głównie do Hyuugi.
- Co?
- Często się z tym spotykamy – ciągnął Tanimura.- Z osobami mówiącymi, że „posiadanie zawodnika zza granicy jest niesprawiedliwe”. Ale my nie łamiemy żadnych zasad.
- Cóż, można mieć do dwóch takich zawodników w drużynie – potwierdził Hyuuga.
- Prawda? Co jest złego w pozyskiwaniu silnych graczy? To naprawdę łatwe. Musimy jedynie podać mu piłkę, a on zdobędzie punkty.
- Nie wiem, jak proste to jest – zaczął Hyuuga.- Ale jeżeli taki jest wasz styl grania, to lepiej, żebyście później nie narzekali.
- Ha?
- Poza tym sami mamy paru niesamowitych graczy. I przynajmniej nie musieliśmy ich skądś sprowadzać.
- Będzie dobrze!- potwierdził Kagami, ruszając do ataku.
            Poprawiłem frotki na nadgarstkach i również ruszyłem przed siebie, jak zawsze skupiając się na podaniach. Przy okazji obserwowałem Kagamiego, który zaczął blokować Tatusia, wytrącając go tym samym z równowagi. Jego skuteczność spadła i zaczął pudłować, dzięki czemu mogliśmy nieco nadrobić punktację. Wiedziałem, że Kagami w swoim indywidualnym treningu ćwiczył blokowanie razem z Mitobe, którego nasza trenerka nazywała mistrzem obrony. Teraz było widać, jak te ćwiczenia wpłynęły na siłę naszej drużyny.
- Ta metoda też mnie denerwuje – warknął Kagami, kiedy Tatuś po raz kolejny nie trafił i ruszył do obrony.
            Widziałem, jak zbliża się bardziej do Tatusia, by ten mógł go usłyszeć – nie było większego problemu, bo stanął praktycznie przy nim.
- Ej! Pozwól mi powiedzieć dwie rzeczy – zaczął Kagami.- Po pierwsze, zablokuję jeden z twoich rzutów.
- Tsk! Nie ma mowy, żebyś to zrobił!- odparł Tatuś.- Nie przegram z drużyną, w której jest dzieciak!
- Po drugie…!- krzyknął Kagami, ignorując go i wymijając.- Spojrzałem szybko na Izukiego, który był przy piłce i rzucił ją w kierunku Kagamiego. Było oczywiste, że lot piłki kolidował ze stojącym na drodze Tatusiem, ale w ostatniej chwili podbiegłem do niego i pchnąłem piłkę, dzięki czemu ta poleciała od razu do Kagamiego, który złapał ją i wykonał zgrabny wsad, jak zawsze wydając z siebie przy tym okrzyk. - Ten dzieciak może sprawić ci sporo problemów!- dokończył.
- Czy możesz, proszę, przestać nazywać mnie dzieckiem?- zapytałem, nieco zirytowany.
            Kagami roześmiał się radośnie i podszedł do mnie, mijając zszokowanego Tatusia. Uniósł rękę z wyczekiwaniem, uśmiechając się do mnie zadziornie. Westchnąłem cicho, na moment zamykając oczy, a potem przybiłem mu piątkę.
- Dobra robota, partnerze – powiedział, po czym odbiegł do kapitana.
            Westchnąłem głośno, zastanawiając się, czy moje głupie serce będzie za każdym razem tak szaleć, gdy tylko usłyszę to zdanie.
            Głupi Kagami. Jeśli nie przestanie, w końcu nie wytrzymam i pokażę mu, co naprawdę robią „partnerzy”.

7 komentarzy:

  1. Czekałam na to :)

    No dobra...

    Czekałam na Tatusia xD
    I tą scenę z maminsynkami :D

    Wewnętrzne przeżycia Kuroko...
    Jak to brzmi xD
    Lubię jak to piszesz, serio.

    Takie intymne pytanko...
    Czy ich relacje się zacisną?
    no wiesz... czy Tai zrobi xxx Kuroko?

    Szczęśliwa, bo weekend,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, mam ci tak zaspoilerować?! : o
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      W następnym rozdziale COŚ się stanie :P

      Usuń
    2. Yeah !!!!!!

      Myłość evrywhere *.*

      Usuń
  2. hehuhehuhehuhehue
    <3
    "Drużyna Tatusia to maminsynki" :3

    Ale...COŚ to może być też wybuch bomby atomowej ukrytej w cyckach Momoi...
    Tak nie może być!
    Chociaż Satsuki miałaby niezłą minę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejejejejejejej~! Nowy rozdział! Na do dodatek długi :3
    Straaasznie mi się podobało! :D Kuroko jest taki uroczy w Twoim opowiadaniu! I ten Twój styl też jest taki lekki i miły, bardzo wygodnie i dobrze się czyta. Fajne opisy, nie za dużo, nie za mało, ideał :) Nie mogę się doczekać, aż Kagami i Kuroko coś tam ten teges (jeśli wiesz o co chodzi) Ale patrząc na Twoją odpowiedź do pierwszego komentarza COŚ się wydarzy :P Nie mogę się juuż doooczeeekaaać!!!
    Super piszesz i jest wszystko gites :>
    Rozwaliła mnie nazwa "Tatuś" i ostatnie zdanie w myślach Kuroko <3
    "Jeśli nie przestanie, w końcu nie wytrzymam i pokażę mu, co naprawdę robią „partnerzy”." <3 CUUUDO <3 Chcę jak najszybciej kolejny rozdział! :*
    Życzę weny i pozdrawiam )*w*(
    Megan

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, nawet sobie nie wyobrażasz, jak na to czekałam!
    I ba, jakoś chyba podświadomie sobie przypomniałam, bo gadałam dzisiaj z siostrą o scenie z tatuśkiem...
    Opisy i teksty Kuroko są zajebiaszcze, a sądząc pomałym spojlerze z jednego koma... jest na coczekać :-)
    Mam tylko nadzieję, że nie tak długo.
    Pozdrowionka i lećmy na boisko, czytaj przed kompa, oglądać trzecisezon KnB! ;-)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń