[LS] Rozdział ósmy

"Miłość nie szuka poklasku. Ona szuka owacji na stojąco."


–    Zdycham – westchnąłem ciężko, rozwalając się na ławce Satoshiego i sponad ramienia spoglądając na Kagami, która również odwróciła się ze swoim krzesłem, aby porozmawiać z Kuroko.- Jak można zmuszać młodzież do tego, żeby tak długo siedziała w szkole? Ile już dzisiaj próbowali nam wcisnąć tej niepotrzebnej wiedzy do głowy?! Od samego rana, Satoshi! Od samego rana siedzimy tutaj i słuchamy tych bzdur!
–    Daiki, minęła dopiero pierwsza lekcja – westchnął Momoi, zmieniając podręczniki z matematyki na historię.- Plus, jeśli chodzi o ciebie, to i tak nie słuchałeś belfra, bo spałeś.
–    Dziwisz mi się? Jestem zmęczony po wczorajszym dniu. Ty na treningu swojej drużyny tylko stoisz i się gapisz, ja muszę użerać się z niewyżytym pod względem rywalizacji ze mną Kise. Koleś uparł się, żeby mnie pokonać i teraz łazi za mną jak jakaś zmora i wyzywa na pojedynek. Gdyby to była epoka Edo, nie masz pojęcia ile razy bym mu łeb odciął moją kataną.
–    Powinieneś się cieszyć – mruknął Satoshi, podpierając policzek dłonią i ze znudzeniem gapiąc się na Kuroko oraz Kagami.- Przecież od dawna marzył ci się ktoś, kto obudzi w tobie chęć do walki.
–    Kise niczego we mnie nie budzi, on wręcz wszystko mi usypia! Jeden z drugim, obaj mnie tak niesamowicie wpieniają...
–    Obaj?- Momoi zmarszczył lekko brwi, spoglądając na mnie.
–    Kise, no i ten, wiesz... ten taki wodorost – machnąłem sobie dłonią nad głową, wskazując włosy.
–    Ach, Midorima-kun.- Momoi skinął głową i znów zagapił się na dziewczyny.
–    Ta, właśnie, Midorima – potwierdziłem, przyglądając mu się podejrzliwie.- A skąd ty właściwie go znasz?
–    To chłopak Takao-san, jednej z dziewczyn w mojej drużynie – wyjaśnił, wzruszając ramionami.- Opowiadała mi o nim. Ponoć naprawdę dobrze strzela za trzy punkty i w dodatku nigdy nie pudłuje. To prawda?
–    Cóż, nie zauważyłem, żeby w czasie treningu spudłował – przyznałem, drapiąc się po brodzie.- Chociaż to pewnie przez to, że ciągle zabierałem mu piłkę...
–    Na tym polega gra w kosza.
–    Noo...- Dalej drapałem się po brodzie.- O ile nie jest się w tej samej drużynie...
    Momoi spojrzał na mnie dziwnie.
–    Odbierasz piłkę zawodnikom ze swojej drużyny?- zapytał.
–    Moja wina, że się guzdrzą?- Wzruszyłem niewinnie ramionami.- No,  Midorima co prawda jest całkiem szybki, ale wkurza mnie to, że się tak popisuje swoimi umiejętnościami. Jak tylko dostanie piłkę, to z taką dziwaczną miną zaczyna szpanować i mówić teksty w stylu „ja zawsze trafiam!”, albo „dzięki Oha-Asa nigdy nie pudłuję”, czy „z moim szczęśliwym przedmiotem sprzyja mi dzisiaj szczęście. Nie uda ci się mnie zatrzymać!”- Sapnąłem ze złością, kręcąc głową.- Koleś jest naprawdę irytujący. Co on, uważa się za najlepszego, czy co? Tak jakby był, kurde, niepokonany! Kto normalny rzuca takie teksty w czasie gry? Nie będzie mu głupio, jak go ktoś ogra? Co ty się tak na mnie gapisz, w ogóle?- zapytałem, widząc, że Satoshi wbija we mnie jakieś dziwne, pełne sceptycyzmu spojrzenie.
–    Bez powodu – mruknął, ale dalej się tak na mnie gapił. Po chwili jednak odwrócił spojrzenie, wbijając je w dziewczyny.
    Również zerknąłem na nie z zaciekawieniem. Góry Fudżi były dzisiaj trochę niespokojne, falowały nieco szybciej, niż zazwyczaj, a czasami trzęsły się w nagłych odruchach. Co też mogło być powodem? Czyżby Kagami czymś się martwiła? Może mógłbym jej jakoś pomóc?
    Nachyliłem się lekko, nadstawiając uszu i próbując wychwycić, o czym rozmawiały dziewczyny.
–    Mówię ci, stara, okres jest do chrzanu...- westchnęła ciężko Kagami, kręcąc głową i opierając czoło o dłoń.
–    Czy mogłabyś przestać nazywać mnie „starą”, Kagami-kun?- zapytała spokojnie Kuroko.
–    Mam ochotę pograć w kosza i zjeść ogórka kiszonego...
–    Myślałaś już nad imieniem?
–    Ech? Dla ogórka?- zdziwiła się Kagami, patrząc na przyjaciółkę spod zmarszczonych brwi. Tetsuna westchnęła cicho i tylko pokręciła głową.
–    Hmm...- usłyszałem obok siebie mamrotanie Momoi. Spojrzałem na niego i zauważyłem, że ten z zastanowieniem przygląda się Kuroko.
–    Co jest?- zapytałem cicho.- Myślisz nad tym imieniem...?
–    Co? Nie.- Satoshi spojrzał na mnie z irytacją.- Po prostu... Jakby to powiedzieć? Do tej pory niezbyt przesadnie zwracałem uwagę na te dwie, ale coś zaczęło mnie nurtować.
–    A mianowicie?
–    No bo...- Momoi nachylił się ku mnie, zerkając na Kuroko.- Ona zawsze jest taka poważna, co nie? W sensie... Nawet kiedy komuś dokucza, albo mówi coś, co teoretycznie mogłoby być nawet śmieszne, gdyby powiedział to ktoś uśmiechający się, to jednak ona zawsze zachowuje na twarzy powagę. Zastanawiam się po prostu, dlaczego? Czy ona nie potrafi się jakoś uśmiechnąć, albo chociaż, no sam nie wiem... wyrazić po prostu jakieś emocje?
–    Ach, o to ci chodzi – odparłem szeptem, spoglądając na Kuroko, która z pełną powagą wpatrywała się w gestykulującą zawzięcie Kagami.- Wiesz, prawdę mówiąc mam własną teorię dotyczącą tego, dlaczego Kuroko jest taka poważna – wyznałem cicho.
–    Ech? Serio?- Momoi spojrzał na mnie z zainteresowaniem, pochylając się jeszcze bardziej nad blatem swojej ławki.- Jaką?
    Odchrząknąłem cicho i, wciąż zerkając na Tetsunę, przysunąłem się do Satoshiego i szepnąłem do jego ucha:
–    Dentysta dał jej za dużą dawkę znieczulenia i tak już jej zostało.
    Odsunąłem się, kiwając lekko głową i wciąż wpatrując w Kuroko, która odgarnęła błękitne włosy za ucho i zaczęła rysować coś w zeszycie. Momoi tymczasem westchnął ciężko, z jakiegoś powodu uderzając się w czoło, po czym z jękiem ukrył twarz w ramionach, kładąc się na swoją ławkę. To przykuło uwagę Kuroko i Kagami, bo obie spojrzały w naszą stronę. Pomachałem więc Taidze ręką, uśmiechając się, jak miałem nadzieję, uwodzicielsko. Zmarszczyła lekko brwi i odwróciła się do Tetsuny, więc zgadywałem, że ją zawstydziłem.
    Świetnie. Jeszcze trochę i będzie moja.
    W tym właśnie momencie za moimi plecami rozległa się ostrzegawcza syrena – czyli pełne podekscytowania piski i westchnienia dziewczyn. Nie musiałem się nawet obracać, żeby wiedzieć, że to Kise.
–    Cześć, Kurokocchi! Cześć, Kagamicchi! Och, Kurokocchi, wyglądasz dzi...!
–    Dziękuję, Kise-kun – przerwała mu Kuroko.
–    N-noo...- Ryouta zarumienił się lekko, drapiąc nerwowo po łbie.- Cześć, Momoi-kun.
–    Cześć – odparł Satoshi, skinąwszy mu głową.
    Korzystając z okazji, że Kise akurat patrzył w naszą stronę, zmrużyłem lekko oczy w porozumiewawczym geście. Chciałem w ten sposób dać mu do zrozumienia, że czekam, aż wyciągnie z Kagami informacje, gdzie ma się spotkać z tym kolesiem, z którym mnie zdradza. Ale Kise już odwrócił się do dziewczyn, ignorując mnie.
–    T-tak sobie pomyślałem, Kurokocchi, że może w tę sobotę przed grą pójdziemy coś zjeść? Co ty na to? Nie warto grać z pustym żołądkiem, co nie?
–    Z pełnym też nie za bardzo – stwierdziła Kuroko.- Co, jeśli będziesz wymiotował przy każdym dwutakcie? Proponowałabym raczej pójść coś zjeść po grze.
–    W sumie racja!- zawołał Ryouta z głupkowatym uśmiechem. Trąciłem go łokciem w biodro, przypominając o swojej obecności. Spojrzał na mnie z lekką złością.
–    No zaraz!- syknął cicho, po czym znów zwrócił się do Tetsuny.- W-wiesz, Kurokocchi, bo ja sobie jeszcze tak myślałem, czy byśmy... no, czy byśmy może nie skoczyli do kina, co? Wiesz, jest fajny film w tę sobotę! Taki horror...- Znów trąciłem Kise łokciem, czując narastającą złość. Przecież mógł o tym porozmawiać z nią później! Mnie się spieszyło, do cholery!- No czekaj!- syknął na mnie jak jakiś rozwścieczały kocur, a potem znów uśmiechnął się anielsko do Tetsuny.- Co ty na to, Kurokocchi?
–    Zobaczymy, czy starczy nam czasu – stwierdziła, po czym zerknęła na mnie dziwnie.- W sumie horror może być ciekawą opcją... O czym dokładnie jest ten film?
    Trąciłem Kise ponownie łokciem, zanim zaczął się rozgadywać. Tym razem użyłem nieco więcej siły, więc blondyn musiał zacisnąć zęby, wydając z siebie śmieszny, stłumiony jęk bólu. Spojrzał na mnie wilkiem i wycedził cicho, tak żebym tylko ja słyszał:
–    Czekaj chwilę!- I znów zwrócił się do Kuroko z pięknym uśmiechem:- No więc główny bohater...- Postanowiłem przybrać nieco inną taktykę i zacząłem go szturchać bez przerwy, raz po raz.- Ugh... udał się na... !... wycieczkę... uhm!... z przyjaciółmi... do lasu... UGH! KAGAMICCHI, AOMINECCHI CHCE WIEDZIEĆ, GDZIE IDZIESZ Z HIMURO-SAN W TĘ SOBOTĘ O CZTERNASTEJ!- wydarł się nagle, na co ja, Momoi, Kagami i Kuroko zareagowaliśmy drgnieniem, wgapiając się w Kise, zszokowani.
    Ryouta, sapiąc i dysząc jak wściekły byk, nagle zorientował się, że cała nasza klasa gapi się na niego z rozdziawionymi mordami – plus moja z nienawiścią i wściekłością.
    Ale kiedy ostatecznie sens jego krzyku dotarł do dziewczyn, obie spojrzały na mnie w milczeniu. Popatrzyłem na Kagami, nie będąc w stanie wydusić z siebie choćby pojedynczego piśnięcia, a moja twarz robiła się coraz bardziej czerwona.
–    Ech?- Kagami zamrugała, marszcząc lekko brwi. I kiedy już miałem, pełen dumy i honoru w sercu, jak na odważnego bohatera przystało, wstać i uciec z kraju, jej twarz nagle pięknie pojaśniała.- Też idziesz na ten sobotni mecz przeciwko Niemcom?
–    Yyy... tak?- Moja odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie, więc szybko się poprawiłem, uciekając na bok wzrokiem.- Tak, idę na niego! Ty też idziesz, Kagami?
–    Tak, znajomy ogarnął dla nas bilety – odparła.- Fajna sprawa, dawno nie byłam na takim meczu. Co prawda jest poza sezonem, no ale...- Taiga podrapała się po podbródku.- Zwykłym meczem też nie pogardzę.
–    Jakim znowu meczem?- Momoi popatrzył to na nią, to na mnie.- Nie mówiłeś mi, że masz bilety na mecz!
–    M-mówiłem – mruknąłem, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.- Pytałem, czy chcesz iść, ale mówiłeś, że nie masz czasu, więc muszę iść SAM...
–    Nic takiego nie mówiłem!- oburzył się, patrząc na mnie z wyrzutem.- Przecież wiesz, że z chęcią poszedłbym na mecz! Jakiś czas temu nawet gadaliśmy, że jakiś by się przydał!
–    No i właśnie wtedy ci mówiłem o tym z Niemcami!- zaśmiałem się sztucznie, spoglądając na dziewczyny, które przyglądały nam się bez żadnego konkretnego wyrazu twarzy.
–    Ani słowa nie pisnąłeś! Przecież bym pamiętał!
–    To dlaczego nie pamiętasz?- postanowiłem zmienić strategię.
    Momoi otwarł usta, by już odszczekać odpowiedź, ale zawahał się, marszcząc brwi i patrząc na mnie podejrzliwie. Najwyraźniej połknął haczyk, bo jego mina stała się zamyślona – pewnie starał się przypomnieć sobie rozmowę, której w rzeczywistości nigdy nie przeprowadziliśmy.
–    No, także tego...- odchrząknąłem, znów spoglądając na Kagami.- Idę właśnie na ten mecz w sobotę. Słyszałem, że... że tam się umawiasz i... i właśnie się tak zastanawiałem... czy, czy tego...- Znów odchrząknąłem, przeklinając się w myślach.- Czy po prostu... no czy też tam idziesz...
–    Ta.- W sumie poczułem się nieco dotknięty, że na cały mój pełen jąkania wywód odpowiedziała sylabą, ale ponieważ przy tym poruszyła się i jej piękne piersi zafalowały, uznałem to za wynagrodzenie.
–    Fa...fajnie – mruknąłem.- To pewnie... się gdzieś tam zobaczymy.
–    Możesz iść z nami, jeśli chcesz – powiedziała Kagami.- W kupie raźniej, nie?
–    Serio?- zdziwiłem się. Szła na randkę i nie miała nic przeciwko, żebym dołączył? W takim razie nie będę musiał zakradać się i pilnować dobrego momentu, by wkroczyć do akcji i przerwać ewentualnie niebezpieczną sytuację między nią a tym piratem.
–    Kagami-kun...- zaczęła Kuroko, ale ja powiedziałem pospiesznie, przejrzawszy jej plan:
–    Pewnie, że pójdę z tobą, dzięki!- oznajmiłem głośno i wyraźnie.
–    Spoko – odparła Taiga, wzruszając ramionami, podczas gdy ja i Tetsuna mierzyliśmy się spojrzeniem.
–    Wiesz, Kise-kun, przepraszam, ale coś mi wypadnie w tę sobotę – powiedziała Kuroko, nie odwracając ode mnie wzroku.- Tak sobie myślę, że jednak pójdę na mecz z Kagami-kun, Himuro-san i A-Aomine-kun.
–    Aomine!- poprawiłem ją ze złością.
–    Ech?!- Kise spojrzał na nią zszokowany, a potem na mnie.- A-Ale przecież...!
–    Tak sobie myślę, że jeśli pójdą we trójkę to będzie...- Kuroko zmrużyła lekko oczy, wgapiając się we mnie.- Nieparzyście.
–    T-to ja pójdę z wami...!- wykrzyknął pospiesznie Ryouta.
–    Wtedy znowu będzie nieparzyście – stwierdziła Tetsuna.- Aomine-kun, dotrzymasz mi towarzystwa, prawda?
–    Hm. Pewnie – burknąłem, odwracając od niej twarz.
–    Uch...- Kise rozejrzał się wokół bezradnie, po czym wbił spojrzenie w mojego przyjaciela. Wycelował w niego palcem i oznajmił stanowczo:- Momoi-kun, dotrzymasz mi towarzystwa! Wtedy będzie parzyście!
–    Przecież nie macie biletów – zauważyłem mądrze. Póki co ignorowałem fakt, że sam również go nie mam.
–    To żaden problem, mam znajomych, którzy pracują przy ich sprzedaży!- Kise skrzyżował ręce na klatce piersiowej, po czym zmierzył mnie spojrzeniem i syknął tak cicho, że tylko ja go słyszałem:- Nie oddam ci mojej Kurokocchi.
–    A bierz ją se!- odysknąłem równie cicho, krzywiąc się.- Jak będę chciał wyjść gdzieś z taką deską, to wezmę z domu, do prasowania.
–    Ja i Tatsuya spotykamy się w sobotę o czternastej na tym wielkim placu z fontanną, niedaleko hali – powiedziała Kagami.- Proponuję, żebyśmy spotkali się tam wszyscy.
–    Aomine-kun, może wpadniesz po  mnie nieco wcześniej?- zaproponowała Kuroko.- Pójdziemy razem, porozmawiamy sobie...
    Kise wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, gapiąc się na Tetsunę i chwytając za serce z dziwną miną. Cofnął się kilka kroków, jakby błękitnowłosa przygrzmociła mu krzesłem w łeb.
–    Jeśli zdążę – odparłem ostrożnie.- W razie, gdybym się nie pojawił, idź beze mnie i spotkamy się na miejscu.
–    Nie zapytałeś nawet o mój adres.
–    Zapytałbym Kise.
–    Kise-kun by ci nie powiedział.
–    Nie powiedziałby?
–    Nie powiedziałbym!- krzyknął ze złością.
–    No to później bym cię zapytał, do soboty jeszcze daleko – stwierdziłem z wyższością, unosząc dumnie podbródek.- Albo zapytałbym Momoi, on wie wszystko, on by mi powiedział.
–    Nie powiedziałbym – burknął Satoshi obrażonym tonem, odwracając ode mnie twarz.
–    A tobie co znowu?- zdziwiłem się, ale mój przyjaciel nie uraczył mnie nawet pierdnięciem.
–    Widzimy się w sobotę – powiedział Kise dziwnym tonem, mierząc mnie spojrzeniem.- To zobaczenia, Aomine-kun.
–    To już nie „Aominecchi”?- mruknąłem obojętnie, ale Ryouta odwrócił się na pięcie i wyszedł z naszej klasy.
    Momoi i Kuroko również na mnie nie patrzyły, nie wspominając o Kagami. Chyba coś im zrobiłem, bo wyglądało na to, że między nami istniało jakiegoś rodzaju napięcie. Nie kumałem tylko o co chodziło? Dlaczego Kuroko chciała odwieść mnie od spotykania się z Taigą?
    Czyżby...?
    Spojrzałem prędko na Kuroko, rozchylając lekko usta. No nie! Momoi to jedno, rzeczywiście mogło zajść nieporozumienie, ale Tetsuna to najprawdziwsza dziewczyna z krwi i kości – choć nie mógłbym powiedzieć, że widać to na pierwszy rzut oka, raczej na czwarty, albo nawet piąty.
    Ale skoro najwyraźniej nie chciała doprowadzić do mojego spotkania z Taigą... może ona się we mnie zabujała? Może to jej przedrzeźnianie i nazywanie mnie „A-Aomine-kun” było tylko pretekstem, żebym zwrócił na nią uwagę? To tak jak ja za czasów przedszkola, kiedy ciągnąłem koleżanki za włosy i zaglądałem im pod spódniczki...
    Ech, wiedziałem, że będę popularny w liceum, ale nie sądziłem, że aż tak. Minął dopiero trochę ponad tydzień, a ja już jestem zmuszony łamać ludziom serce. Kuroko prawdopodobnie chce mi wyznać miłość przed spotkaniem z Kagami.
    Zmierzyłem Kuroko spojrzeniem od góry do dołu. W sumie to była całkiem ładna. Drobna i niska, jej oczy były duże i ładne, w kolorze bezchmurnego nieba. Włosy też były niebieskie i też były ładne, choć preferowałem długie, nie takie do ramion.
    U dziewczyn, rzecz jasna, nie u siebie.
    Gdyby Kuroko miała dłuższe włosy i trochę większe cycki... no, może trochę bardziej niż „trochę”...
    Spojrzałem na Kagami, mój ideał bogini. Nie tak znowu wysoka, ale i też nie niska, szczupła, o idealnych bioderkach, i jeszcze bardziej idealnych zderzakach. Z Kuroko mogłaby się zamienić co najwyżej brwiami.
    Achh, jaka szkoda – westchnąłem, patrząc znów na Kuroko z odrobiną smutku i przypływu sympatii. Dziewczyna pewnie się załamie, ale ja już wybrałem kobietę swojego życia. Całe moje serce i ciało oddałem już Taidze i nie było miejsca dla innej.
    Będę musiał jakoś łagodnie jej to wytłumaczyć.


3 komentarze:

  1. Boże, czy to koniec świata, czy może jednak LS?
    Nie spodziewałam się, tak szczerze, że będziesz kontynuować, ale bardzo się cieszę.
    Oprócz tego, że albo A-Aomine jest ślepy i głupi (w sumie jest) albo Kuroko się zakochał. Znaczy zakochała. No wybacz, będę mylić.
    Rozdział super, nie mogę się doczekać aż dojdzie do tego spotkania <3
    Weny

    ~Rin Akashi

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, chętnie przeczytała bym podobne opowiadanie Twojego autorstwa, tylko z parringiem Midorima x Takao ^.^

    Już samo to wychodzi Ci świetnie ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Kise i jego wybuch, że tak powiem całkowicie mnie rozwalił ;D płaczę ze śmiechu! Oj brakowało mi tego opowiadania :P Czekam z niecierpliwością na następny rozdził ^^
    Życzę dużo czasu i pomysłów na ciąg dalszy
    Pozdrawiam,
    Kida

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń