[MnU] Odcinek 59

Moda na Uke
Odcinek 59



    Aomine leżał na łóżku w swoim pokoju, gapiąc się bezmyślnie w sufit i równie bezmyślnie podrzucając w dłoniach piłkę do kosza. Raz po raz kładł ją sobie na palcu i zakręcał nią, innym razem na knykciu, bądź nadgarstku. Obserwował ją, kiedy wirowała wokół własnej osi, i poruszał ręką w prawo, w lewo, w górę i w dół, nieplanowanym torem, przypominając sobie, jak jego rodzice – nie ci biologiczni, ponieważ tych nigdy nie poznał – robili coś podobnego z pałeczkami, kiedy jako mały chłopiec Daiki odmawiał jedzenia. Udawali wtedy, że ku jego ustom nadlatuje  samolot, a Aomine, wówczas mały buntownik o buńczucznie nadętych policzkach, poddawał się im niechętnie.
    Uśmiechnął się na to wspomnienie. Niewiele pamiętał z okresu, kiedy przebywał w Domu Dziecka, ale wiedział, że trafił tam jeszcze jako niemowlę. Przez to miał nieco trudny charakter, ale rodzice Ryouty oraz Tetsuyi i tak uparli się, by to właśnie jego adoptować. Wówczas nie rozumiał, dlaczego to zrobili. Nie ufał im, nie wierzył, że chcą jego dobra i szczęścia.
    A później przekonał się, że byli najcenniejszym darem w jego życiu.
    Jego komórka rozdzwoniła się nagle, wyrywając go z zamyślenia. Był za to wdzięczny, ponieważ jego myśli lada chwila mogły przejść na niewłaściwy tor, czego zdecydowanie wolał uniknąć. Odłożył piłkę na łóżko, po czym sięgnął po telefon i odebrał.
–    No, co tam?- rzucił.
–    Cześć, Aho – w słuchawce rozległ się głos Kagamiego.- Słuchaj, dzisiaj jednak nie dam rady się urwać. Okazało się, że na dzisiaj przełożyli szkolenie i będę musiał zostać do trzeciej.
–    Hmm.- Aomine pokiwał lekko głową, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Ostatnio zrobiły się trochę za długie, chyba powinien pójść do fryzjera.- Gówno prawda. Po prostu zapomniałeś, że miało być dzisiaj.
    W słuchawce panowała chwila milczenia, a Daiki był tak pewien, że Taiga właśnie się zarumienił, że dałby sobie za to choćby i prawą rękę uciąć – a trzeba podkreślić, że jego ręka była dla niego dość cenna, ponieważ bardzo często jej używał.
–    Ahh, dobra, masz rację, zapomniałem, że mam dzisiaj szkolenie i muszę zostać dłużej w robocie – westchnął ciężko Kagami.- Znowu zawaliłem, znowu mam ci postawić burgery, wiem.
–    Niee – mruknął spokojnie Aomine.- Coś innego.
–    Coś innego?- zdziwił się Taiga.
    Daiki zarumienił się lekko, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Odwrócił się na bok, twarzą w kierunku drzwi wychodzących na korytarz.
–    Jeśli za każdym razem będziesz mi stawiał burgery teriyaki, szybko mi zbrzydną.
–    Że niby tak często nawalam, ta?- burknął Kagami.- Dobra, w takim razie piwo. Piwo nigdy ci nie brzydnie.
–    Po prostu wymyślę dla ciebie karę – stwierdził Daiki.- Nie wiem jeszcze jaką, ale postaram się, żeby spadła na ciebie jak grom z jasnego nieba.
–    Jeśli ma pochodzić od ciebie, to raczej z ciemnego – odgryzł się Kagami.
–    Nie pogarszaj swojej sytuacji, tygrysku...
–    Znowu zaczynasz, KOTKU?- przedrzeźniał go, jak zawsze używając zwrotu, którym odniósł się do Aomine niejaki Tomoya Inoue, zawodnik tokijskiej drużyny koszykówki o nazwie PowerTokio.
–    Uuu, Kagami rozmawia ze swoją dziewczyną!- dało się słyszeć czyjś odległy głos w słuchawce.
–    C...?! Przymknij się, to nie jest moja dziewczyna!
–    Jasne, jasne, pozdrów od nas swojego kotka~!
–    Ugh...
–    Też ich pozdrów – rzucił Aomine z pełnym satysfakcji uśmiechem na twarzy.
–    Wal się – syknął Kagami.- Muszę kończyć, bo szkolenie zaraz się zacznie. Zadzwonię wieczorem, trzymaj się.
–    Jasne, narka.
    Aomine rozłączył się jako pierwszy i spojrzał na ekran swojej komórki. Była godzina trzynasta trzydzieści cztery, dzień – sobota. Od prawie tygodnia on i Kagami mieli w planach udać się na spotkanie z Tomoyą Inoue, podczas którego on i Taiga mieli rozegrać starcie one on one, w którym to z kolei nagrodą miał być teoretycznie Daiki.
    Ciemnoskóry nawet przed samym sobą nie chciał przyznawać, że to, co śniło mu się tej nocy, śniło mu się naprawdę – a śniło mu się, że to Kagami wygrał, a Aomine był jego prawdziwą nagrodą. Bynajmniej nie grzeczną, i bynajmniej nie ubraną.
    Ale skoro Kagami musiał zostać w pracy, oznaczało to, że ze spotkania nici – nie tyle ze spotkania z Tomoyą, co z samym Daikim. A co za tym szło, Aomine miał jednak wolne popołudnie.
    I zero pomysłów na to, jak spożytkować ten czas.
    Wstał z westchnieniem i zszedł na dół, by zajrzeć do kuchni, gdzie spodziewał się zastać swojego brata, Ryoutę. Rzeczywiście, blondyn tam właśnie się znajdował. Stał przy kuchennych szafkach, pochylony z wypiętym tyłkiem, opierając się rękoma o blat. Przydługie blond włosy umocował za pomocą czarnej opaski, aby nie opadały mu na czoło. W dłoni trzymał długopis, którego końcówkę zagryzał w ustach, z pełną skupienia miną wpatrując się w leżącą przed nim kucharską książkę. Tego dnia miał wolne, dlatego założył zwykły, biało-granatowy dres.
–    Hej – mruknął Aomine, stając u progu kuchni i opierając się o framugę.
–    Heeej – odparł powoli Kise, nie odwracając spojrzenia od książki.
–    Co robisz?
–    Szukam jakiegoś ciekawego pomysłu na tort urodzinowy dla Tetsucchiego.
–    Tort? Przecież jego urodziny są za ponad dwa tygodnie.
–    Wiem, ale z moim wolnym czasem różnie bywa, a nie chciałbym wybierać w pośpiechu na ostatnią chwilę – wyjaśnił blondyn, notując coś w notatniku, którego Aomine wcześniej nie zauważył.
–    No a gdzie jest Tetsu?- Daiki rozejrzał się, jak zawsze spodziewając się, iż jego młodszy brat niespodziewanie wyskoczy z którejś strony, narzekając, że Aomine nie spostrzegł go od razu.
–    Pojechał do Takaocchiego na ploteczki.
–    Na ploteczki?- bąknął Aomine.
–    Tak powiedział.- Kise wzruszył ramionami.
–    I nie wydało ci się podejrzane, że twój brat użył słowa „ploteczki”? TEN brat?
–    Chyba powtórzył to, co przez telefon powiedział mu Takaocchi – odparł Ryouta, marszcząc brwi, nie mogąc się skupić. Oderwał się od książki i spojrzał na ciemnoskórego.- O co chodzi? Potrzebujesz go, czy coś?
–    Nie.- Aomine wzruszył ramionami.- Nudzę się.
–    Nudzisz się?- Ryouta uniósł brew, nieco zaskoczony.- Nie miałeś się spotkać z Kagamim?
–    Musi zostać dłużej w pracy – westchnął Daiki, podchodząc do brata i zaglądając mu przez ramię na kucharską książkę.- Ten jest brzydki – stwierdził, wskazując na tort.
–    Nie wygląda może najlepiej, ale dzięki tym składnikom będzie na pewno smaczny. A wygląd zawsze mogę zmienić.
    Aomine oparł się o blat obok Kise, przybierając podobną co on pozę. Przez chwilę oglądał wraz z nim propozycje tortów, jednak szybko mu się to znudziło.
–    Czemu nie pooglądasz telewizji?- zapytał Ryouta, przewracając kartkę. Widział, że jego brat jest wyraźnie znudzony. Czy może raczej słyszał, ponieważ Aomine non stop wydawał z siebie przeciągłe, głośne westchnienia.
–    Nie ma nic ciekawego – odparł.
–    Nawet go nie włączyłeś – zauważył blondyn.
–    Rano przejrzałem program.- Aomine wzruszył ramionami.
    Kise tylko westchnął cicho, najwyraźniej nie miał już więcej żadnych pomysłów, jak zabić nudę brata. Wrócił do przegląda tortów, a ponieważ dalsze głośne wzdychanie i pomrukiwanie Daikiego nie zwracało jego uwagi, ciemnoskóry poddał się i wyszedł z kuchni.
    Trudno – pomyślał, kiedy w holu zakładał kurtkę.- Skoro Kagami nie umie być moim rycerzem i nie może o mnie zawalczyć, sam zawalczę o własną dupę.
–    Wychodzę!- krzyknął do Kise, po czym, nie czekając na odpowiedź, wyszedł i ruszył raźnym krokiem w kierunku parku Haori.
    Pogoda nie była zła. Nad ranem spadło trochę deszczu i przymrozek póki co nie nadchodził, dzięki czemu zamiast ślizgawki na ulicach można było napotkać jedynie zwykłą śnieżno-deszczową breję, która rozchlapywała się głośno na wszystkie strony przy każdym kroku.
    Aomine nie był pewien, czy zastanie na boisku Tomoyę, ale nawet jeśli nie, to z chęcią pogra sam. Co prawda obawiał się, że boisko nie będzie w przesadnie czystym stanie, ale nawet jeśli nie, to zamiast odbijać piłkę, powrzuca ją tylko do kosza. Dzięki temu nie pochlapie ubrań, a jedynie pobrudzi dłonie.
    Kiedy po jakichś piętnastu minutach dotarł na miejsce – dla rozgrzewki całą drogę przebywszy truchtem – ku jego zdumieniu pośrodku niedużego betonowego boiska rzeczywiście zastał znajomą postać.
    Tomoya stał wyprostowany, z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, w pozie wyrażającej maksimum pewności siebie. Nic zresztą dziwnego – jak przekonał się Aomine już podczas meczu, koleś był naprawdę dobry w swoim fachu. Trochę było mu głupio, że to na niego głównie zwracał uwagę i czasami nie wiedział czyją grę komentował Kagami, ale uznał, że to nie była jego wina. Skoro Tomoya go tak jawnie podrywał, nic dziwnego, że Daiki podczas meczu PowerTokio i Kioto Drift, właśnie jemu poświęcał sporo uwagi.
    Stojąc póki co w bezpiecznej odległości, Aomine przełknął nerwowo ślinę. Nie to, żeby wstydził się tego spotkania, ale mimo wszystko odrobinę się wahał. Do tej pory nikt nigdy nie okazywał mu w tak otwarty sposób zainteresowania – no, nie licząc paru prostytutek, które kiedyś mijał – i nie do końca wiedział, jak powinien się zachowywać.
    Ostatecznie jednak postanowił po prostu być sobą – i po prostu zagrać, bo nosiło go już od prawie tygodnia.
–    Hej – rzucił jako pierwszy na powitanie, gdyż Tomoya patrzył akurat w przeciwną stronę, zerkając przy tym na zegarek na ręce.
    Inoue obrócił się ku niemu i zamarł w bezruchu. Miał na sobie ciemne dżinsy, wygodne zimowe buty oraz stylową granatowo-czarną kurtkę. Na głowie zaś nosił czarną czapkę, spod której jednak wystawały znajome brązowe włosy.
–    Cze... cześć – bąknął, rozglądając się na boki.- Ehm... nie sądziłem, że też się zjawisz. Gdzie jest ten goryl?
–    Goryl jest w pracy – odparł Aomine, podrzucając lekko piłkę. Akurat w tej sytuacji nie miał wyrzutów, by nazwać tak swojego przyjaciela.- Nie mógł przyjść.
    Tomoya prychnął wzgardliwie, uśmiechając się pod nosem.
–    Oczywiście, zaprezentował najprostsze z możliwych rozegrań – stwierdził. Następne słowa wypowiedział już przyjaźniejszym tonem, podchodząc z uśmiechem do Aomine.- Nie miałem okazji poznać twojego imienia. Aomine, zgadza się? Czekałem za twoim telefonem, ale chyba zgubiłeś mój numer?
–    Yyy, ta – mruknął Daiki. Prawda była taka, że po prostu go wyrzucił.- I tak, Aomine. Aomine Daiki.
–    Miło mi cię poznać, Daiki – powiedział Tomoya. Teraz, kiedy stał tak blisko, ciemnoskóry mógł stwierdzić, że jest nieco niższy od niego, ale tylko o parę centymetrów.
–    Zawsze tak szybko spoufalasz się z ludźmi?- Aomine zmarszczył lekko brwi.
–    Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zwracać się do siebie tak oficjalnie.- Inoue uśmiechnął się szerzej, wzruszając ramionami.
–    Och, oczywiście, w końcu jesteśmy parą już od tak dawna.- Daiki wywrócił oczami, mijając go i zbliżając się do kosza.- Nie przyniosłeś ze sobą piłki?
–    Nie, ale przyniosłem ze sobą klucze do klubu, który należy do mojej drużyny – odparł.- Planowałem wypożyczyć salę na jedną godzinkę, żeby pokazać temu gorylowi, jak bardzo mylił się w ocenie mojej osoby. Ale zamiast tego przyszedłeś ty – dodał radośniej, podchodząc do niego.- Lubisz też grać w kosza? Jeśli chcesz, możemy razem zagrać i nauczę cię paru rzeczy...
–    Dzięki – prychnął Daiki, rozbawiony.- Uwierz mi, znam się na koszu. Długo grałem w czasach szkolnych, a moja drużyna zawsze wygrywała zawody.
–    Ach, szkolne drużyny, a te zawodowe...- Tomoya ustawił się przed nim, mierząc go spojrzeniem z, jak zauważył Aomine, błyskiem w oku.- Dzieli je spora przepaść. Wiesz, właściwie to nawet lepiej, że goryl się nie zjawił. Może masz ochotę skoczyć do mnie na piwo?
–    W sensie do holetu?
–    Och – bąknął Tomoya.- Wolisz jednak hotel? Dla mnie nie ma p...
–    Nie, nie o to mi chodziło!- warknął ze złością Aomine, rumieniąc się.- Po prostu poprzednim razem mówiłeś, że mieszkacie w hotelu!
–    Noo, tego akurat wymagał taki jakby przepis, bo ja i pozostali zawodnicy drużyny pochodzimy z różnych stron Tokio, więc musieliśmy być wszyscy „pod ręką”. Ale nie mieszkam aż tak daleko stąd, jakieś czterdzieści minut autobusem i kawałek pieszo.
–    Nieważne, i tak nie mam zamiaru się do ciebie wybierać – westchnął Daiki, unosząc dłonie i, przy zgrabnym skoku, rzucając piłkę do kosza. Tomoya obserwował trajektorię jej lotu, a na koniec, kiedy piłka przeszła przez obręcz i z pluskiem uderzyła w beton, zaklaskał ze śmiechem.
–    Jak ładnie!- zawołał.- Nawet nie odbiła się od obręczy.
–    Jasne, że nie – prychnął Aomine, ruszając po piłkę.- Dawno wyrosłem z odbijania piłki o obręcz.
–    Hoo?- Tomoya roześmiał się, ubiegając go i zgarniając mokrą piłkę. Otrzepał ją z grudki śniegu, po czym umknął przed Daikim, który już zamierzał się do tego, by ukraść mu piłkę.- Skoro nie ma goryla, to może założymy się o coś, hm?
–    Dlaczego instynkt podpowiada mi, żeby nigdy o nic się z tobą nie zakładać?- westchnął Aomine.
–    To nie będzie nic strasznego.- Tomoya wyszczerzył do niego zęby.- Zagramy one on one do dziesięciu punktów. Jeśli wygram...- Tu nastała chwila ciszy, a Inoue uśmiechnął się do Aomine i poruszył znacząco brwią, na co ten przełknął nerwowo ślinę.- Dasz mi swój numer. Prawdziwy – dodał ostrzegawczym tonem.
    Ciemnoskóry nie był w stanie się nie uśmiechnąć.
–    Mhm. A jeśli to ja wygram?
–    Wtedy spełnię jedno twoje życzenie – powiedział.- Od razu mówię: mogę być cały twój, wystarczy jedno małe życzonko. Ale, oczywiście, pod warunkiem, że wygrasz.
–    Hm.- Aomine zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.- Cały mój, mówisz?
–    Od stóp do głów – zapewnił mężczyzna, mrugając do niego zalotnie.
–    I jesteś gotowy na każdy rodzaj życzenia?- zapytał Daiki.- Nawet, jeśli karzę ci pójść do miejsca, w którym pracuje Kagami... to znaczy goryl... i powiedzieć mu „cześć, kotku”?
    Tomoya wywrócił oczami, jego uśmiech nieco zrzedł.
–    Tak, nawet to – mruknął.- Ale przypominam, że będziesz miał tylko jedno życzenie, więc proponuję ci wykorzystać je rozważnie. Możesz mieć znacznie więcej.- Spojrzał na niego znacząco.
–    Hmm...- Aomine udał, że się zastanawia. Z jakiegoś powodu cała ta sytuacja z Tomoyą i rozmowa z nim wprawiała go w zaskakująco dobry nastrój. Czyżby był mile połechtany, że ten, bądź co bądź przystojny mężczyzna, okazuje mu zainteresowanie?- No dobrze, zgadzam się.
–    Świetnie!- Tomoya klasnął w dłonie.- Jako zawodowy koszykarz, pozwolę ci zacząć.
–    Proszę bardzo – prychnął Aomine, ustawiając się.- Ale ostrzegam, lepiej nie dawaj mi forów... kotku.
***

    Akashi siedział przy swoim biurku, opierając łokieć o jego blat, a twarz o dłoń i wpatrując się ponuro w ekran swojego laptopa, kiedy do jego biura, po wcześniejszym nieśmiałym pukaniu, wszedł jego sekretarz, Furihata Kouki, niosąc w dłoni niedużą tackę z filiżanką kawy.
    Podszedł do biurka chwiejnym krokiem, mamrocząc pod nosem informację o tym, co przyniósł. Położył na blacie tackę, jak zawsze rozlewając odrobinę kawy na spodek. Krzyknął cichutko, pospiesznie sięgając do kieszeni po chusteczki, które zawsze trzymał pod ręką, po czym wytarł spodek z kawy i położył go wraz z filiżanką na biurko. Następnie zaś, mimochodem patrząc z roztargnieniem w ekran laptopa Akashiego, podskoczył z przerażeniem, tym razem krzycząc nieco głośniej.
    Akashi Seijuurou bowiem przeglądał stronę sklepu oferującą zakup broni palnej.
–    Spokojnie, Kouki – wymruczał dyrektor, marszcząc lekko brwi na widok pokaźnych rozmiarów pistoletu w promocyjnej cenie, z tłumikiem w gratisie.- To nie na ciebie...
–    T-to nie ma znaczenia na ko-kogo!- wyjąkał przerażony Furihata.- I-i tak źle, i tak niedobrze!
    Akashi westchnął ciężko, prostując się i opierając o oparcie swojego fotela. Nie odwróciwszy wzroku od zdjęcia bardzo ładnej strzelby, sięgnął po filiżankę i napił się kawy. Choć jej jedną trzecią wchłonęła już chusteczka, smak wynagradzał Akashiemu małą ilość aromatycznego trunku.
–    Obawiam się, że mój największy biznesowy rywal próbuje odbić mi przyjaciela – wyznał. Nie miał komu się wyżalić, a Furihata wydawał mu się na tyle dobroduszną i jednocześnie przerażoną istotką, iż doszedł do wniosku, że mężczyzna nikomu tego nie powtórzy.
–    I chce pan go za to zabić?!- pisnął Kouki.
–    Zależy o kim mówisz – odparł w zastanowieniu Akashi.
–    Co za różnica?!- jęknął mężczyzna.- Panie dyrektorze, pan żartuje, prawda? Pan żartuje!
    Akashi wzruszył niedbale ramionami, na co biedny sekretarz pobladł. Po chwili jednak, spojrzawszy na Furihatę, czerwonowłosy zlitował się nad nim i westchnął.
–    Oczywiście, że żartuję, Kouki – powiedział.- Po prostu dla odstresowania wyobrażam sobie... to i tamto – dokończył, drapiąc się po podbródku.
–    Ugh...- Furihata przytulił do siebie niedużą tackę, wyraźnie uspokojony.- Uhm... Jeśli wolno mi to skomentować, panie dyrektorze...?
–    Oczywiście.- Akashi machnął ręką.
–    Uważam, że jeśli pański przyjaciel jest prawdziwym przyjacielem, to z pewnością nie ma się pan czego obawiać.
–    Może i racja – odparł, skinąwszy głową.- Ale co, jeśli mój rywal jest moim prawdziwym rywalem?
–    Och – bąknął Furihata.- Uhm... przyjaźń... zwycięży?... Jak przypuszczam?
–    Mam nadzieję, że mój drogi przyjaciel szybciej niż później dojdzie do tego samego wniosku – westchnął Akashi, po czym, skrzywiwszy się z niesmakiem, dodał:- I mam nadzieję, że to będzie jedyna rzecz, do której dojdzie, kiedy w grę wchodzi Mayuzumi... Nie, źle się wyraziłem, lepiej, żeby nie wchodził... Kiedy CHODZI o Mayuzumiego.- Akashi skinął głową, zadowolony, po czym znów napił się kawy.- Wyborna kawa, Kouki. Dobra robota.
–    Dziękuję, panie dyrektorze!- Furihata uśmiechnął się do niego.
–    Jakieś wieści od moich partnerów biznesowych?
–    N-nie, ale...- Furihata zarumienił się lekko.- Dz-dzwonił niejaki Midorima-san i... uhm... wydawał się być mocno czymś poirytowany.
–    Mhm – mruknął swobodnie Akashi, rozkoszując się kawą.- Co mówił?
–    J-ja nie ośmielę się powtórzyć...- wymamrotał Kouki, przestępując z nogi na nogę.- A-ale Midorima-san wyraził w odrobinę niepochlebnych słowach swe zniecierpliwienie faktem, że nie może się do pana dodzwonić i zażą... yyy, to znaczy poprosił, by zadzwonił pan do niego najszybciej, jak się da.
–    Hmm.- Seijuurou zapatrzył się w jakiś punkt przed sobą. Jeśli Midorima przeklinał, to pewnie miał fatalny humor. A to oznaczało, że będzie chciał się na nim trochę wyżyć.
    Za pomocą cech, którymi obdarowała mężczyzn natura, rzecz jasna.
    Ale to akurat nawet dobrze się składało – w końcu Akashi również potrzebował kogoś, dzięki komu na jakiś czas zapomniałby o problemach z Kuroko i Mayuzumim.
–    Dobrze, zadzwonię do niego – powiedział bardziej do siebie, niż do Furihaty.- Coś jeszcze?
–    Nie, panie dyrektorze.
    Akashi pokiwał głową, po czym spojrzał na blat swojego biurka. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale obok spodka filiżanki leżał nieduży ozdobny talerzyk z jakimś kształtnym, złotobrązowym... czymś.
–    Co to takiego?- zapytał Seijuurou.
–    Och, ehm...- Furihata spłonął rumieńcem.- Wczo-wczoraj wieczorem upiekłem drożdżówki i... pomyślałem, że może dam panu dyrektorowi na spróbowanie d-do kawy...
–    Rozumiem.- Akashi skinął głową.- To miłe z twojej strony, aczkolwiek nie przepadam za słodyczami. Ale dziękuję, zrobię wyjątek i jej spróbuję. Możesz wracać do pracy, Kouki.
–    Dobrze, dziękuję!
    Furihata ukłonił się przed nim, po czym ruszył pospiesznie do wyjścia. Kiedy tylko zniknął za drzwiami, Akashi odłożył filiżankę na spodek i wyjął z kieszeni komórkę. O tej godzinie Midorima powinien być raczej w domu, o ile nie pojechał do szpitala na praktyki.
–    W końcu – usłyszał, kiedy w słuchawce umilkł sygnał nadawania połączenia.
–    Shintarou, praca dyrektora wymaga...- zaczął spokojnie Akashi.
–    Przyjadę do ciebie ósmej, może być?
    Seijuurou wywrócił oczami. W normalnych okolicznościach zapewne zbeształby osobę, która przerwałaby mu w tak bezczelny sposób, ale ponieważ był to Midorima, raczej obeszło go to traktowanie.
–    Może być nawet szósta – odparł.- Ostatnimi dniami kończę pracę nieco wcześniej.
–    Świetnie, do zobaczenia.
–    Coś się stało?- zapytał Akashi, unosząc lekko brwi. Nie pytał z grzeczności, czy z ciekawości, po prostu ton Midorimy sugerował, że rzeczywiście coś się wydarzyło.
    A potwierdziło to ciężkie westchnienie, które usłyszał w odpowiedzi.
–    Porozmawiamy, jak się zobaczymy, dobrze?- mruknął Midorima wyraźnie znużonym tonem.
–    Jak najbardziej – odparł Akashi.- W takim razie do zobaczenia.
–    Do zobaczenia.
    To Midorima rozłączył się jako pierwszy. Seijuurou odłożył komórkę na bok, spoglądając jednak na nią, tym razem z zainteresowaniem. Co mogło się wydarzyć, co tak zdenerwowałoby Shintarou? Z tego co wiedział Akashi, sytuacja zielonowłosego ustabilizowała się. Takao miał teraz chłopaka, nie nagabywał już Midorimę, studia szły mu jak zawsze perfekcyjnie, podobnie jak drobne praktyki, które załatwił dla niego ojciec.
    Czyżby ostatni wyjazd do rodziny nie skończył się dla niego najlepiej?
    Akashi wzruszył lekko ramionami, sięgając po drożdżówkę. Nie było sensu głowić się nad tym i zadawać sobie pytania, na które odpowiedzi usłyszy przecież wieczorem.
    Obejrzał pieczywko z różnych stron, podziwiając jego ładny, złotobrązowy kolor i ułożone starannie pośrodku owoce. Ciasto wokół nich polano odrobiną lukru, czego Seijuurou stanowczo nienawidził, ale mimo to zatopił w nim zęby, odgryzając kawałek.
    Po czym, przełknąwszy kęs, zamarł w bezruchu, wgapiając się w drożdżówkę niemal z niedowierzaniem.
    Była przepyszna.
    Pomimo słodkiego lukru, za którym nie przepadał, miękkie i puszyste ciasto zdawało się smakować odrobiną sera, którego używano do pieczenia serników. Owoce były dla słodkiego smaczku idealną równowagą, zachęcającą do uszczypnięcia kolejnego kęsa, jeszcze jednego i jeszcze kolejnego.
    Aż w końcu, zanim Akashi zdał sobie z tego sprawę, drożdżówka została przez niego pochłonięta – a on omal nie ugryzł własnych palców.
    Co jak co – pomyślał z uznaniem Seijuurou.- Ale ja to mam głowę do zatrudniania odpowiednich pracowników.

12 komentarzy:

  1. Bo zamiast pochwalić Furihatę, równie dobrze możesz pochwalić siebie, prawda, Akashi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z pierwszym komentarzem!
    I uwaga, uwaga, poznaje nowe słowo:
    Bu.. bun.. buńczucznie? Ze co? Xd
    Poproszę tłumaczenie dla osób z upośledzeniem równym mojemu, czyli dla jakiegoś 0,5% społeczeństwa xd
    No, więc piękny rozdział, boję się, że Aho przegra, głodna jestem i mam ochotę na drożdżówkę i nie pozwalam Sei'owi na romans z Glonem, przecież uwielbiasz Kuroko xd
    Weny i lodów~

    ~Rin Akashi
    PS chodziło mi o takie lody wiesz, czekoladowe, czy coś xd ale jakie wolisz Yuuki-senpai ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buńczucznie to znaczy tak wiesz... taki zuchwały, taki trochę arogancki, pewny siebie xD
      Cieszę się, że się podobało! ♥
      Oj, lody lubię ☺ xD Także, z chęcią wymienię je nawet na wenę xDD

      Usuń
  3. Nie rób mi tu AkaFuri pls ;_;
    Miało być AkaKuro no! >.<
    Won mi stąd Kouki, nie lubie cię, shipy mi chcesz zniszczyć *^*
    Rozdzialik jak zawsze supi dupi >.<
    Pozdrawiam, tulam i gwałtam ^^
    Wenyyyy
    Akhime^~^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XDDDDDDDD Pozdrawiam, tulam i gwałtam - padłam xDDD Dajcie mi pałerej, bo nie wstaję xDDD

      Cieszkam, że się podobało! ♥ Do następnego c:

      Usuń
  4. AKAFURIIIIIIIIIIIII! <3 <3 <3 TAAAAAAAAK!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszyscy lecą na Aho. W sumie na Akasza też. Albo Akasz na wszystkich. Wyczuwam kłótnie i mordowanka w przyszłych odcinkach hm.....~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  6. ... pomoże mi ktoś wstać z podłogi?

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń