[MnU] Odcinek 76



    W domu trójki braci zapanowały ciche dni – pierwsze od czasu śmierci ich rodziców.
    Kuroko niewiele się odzywał, a jeśli już, to tylko do Aomine. Podobnie było z Kise. Blondyn unikał spotkań z Tetsuyą, a gdy ewentualnie do jakiegoś doszło – najczęściej w kuchni, lub w korytarzu na piętrze – odwracał głowę i w milczeniu przechodził obok niego.
    Tak naprawdę tylko Daiki zachowywał się neutralnie. Nie było to jednak dla niego proste. Zdarzało się co prawda już wcześniej, że bracia sprzeczali się i kłócili, ale nigdy do tego stopnia. Zaś tym, kto odbudowywał dobry nastrój i przywracał na twarze uśmiechy, był Kise.
    Teraz to Aomine musiał zrobić coś, by w domu przestało być tak cicho. Próbował zagadywać ich obu jednocześnie, ale okazje miał rzadko, gdyż Kuroko większość czasu spędzał na uczelni albo w pracy – a jeśli  nie tam, to u siebie w pokoju. Starał się jak mógł, by chociaż okazywać obojgu uczucia. Codziennie rano czochrał Tetsuyę po włosach, kiedy on szykował się do pracy, a Kuroko na uczelnię; chwalił potrawy Kise, oglądał z nim „Seme życie”, choć Ryouta zdawał się przestać już czerpać tyle radości z tej telenoweli – aczkolwiek wciąż oglądał z uwagą.
    Życie w ich wspólnym domu było teraz ledwie do zniesienia.
–    Cześć – przywitał się cicho Aomine jednego dnia, kiedy po powrocie z pracy zastał Kise w kuchni, jak zawsze gotującego obiad. Zapach cytryn roznosił się wszędzie wokół.- Pichcisz coś nowego?
–    Zupę cytrynową, na jutro – odparł Ryouta.- Znalazłem przepis w zeszycie mamy i pomyślałem, że spróbuję ją przyrządzić. Na razie wychodzi całkiem dobra, chociaż będzie oczywiście kwaśna.
–    Jesteśmy zdolni zjeść umeboshi*, to i cytrynową zjemy – stwierdził Daiki, opierając się o blat obok blondyna i spoglądając w jego twarz. Od kłótni z Tetsuyą, Kise ani razu się nie uśmiechnął.- Przywitasz mnie jakoś miło?
    Ryouta spojrzał na niego zupełnie zwyczajnie, po czym sięgnął po pałeczki i chwycił nimi kawałek smażonego w cieście kalmara. Podsunął go Aomine do ust, a ten rozchylił je i pochłonął smakołyka. Kise odłożył pałeczki.
–    Pycha – stwierdził Daiki, kiedy panierka niemal rozpłynęła mu się w ustach. Idealnie doprawiona, podobnie jak sam kalmar.- Mmm! Pomóc ci w czymś?
–    Nie trzeba, już kończę – stwierdził Kise, przykrywając garnek pokrywką. Zerknął na maszynę do gotowania ryżu.- Jeszcze dwie minuty i nałożę ci obiad. Idź się przebrać.
    Aomine pokiwał głową, ale zamiast ruszyć się z miejsca, westchnął tylko ciężko, zrezygnowany. Nie miał już sił ani pomysłów, jak mógłby rozweselić braci, jak mógłby przywrócić przyjemną atmosferę w domu. Gdyby tylko miał taki dar jak Kise, gdyby tylko mógł rozświetlać ich mały braterski światek niczym słoneczko...
–    Hej, a co robisz w weekend?- zapytał.
–    Hm?- mruknął bez większego entuzjazmu Kise, zajęty aktualnie krojeniem na desce warzyw.- Nie mam planów.
–    Świetnie, bo ja też nie – powiedział. Prawdę mówiąc, umówił się już z Tomoyą na trening, ale w obecnej sytuacji postanowił zmienić plany i dać pierwszeństwo bratu.- Co powiesz na małą wycieczkę, hm? Pojedźmy gdzieś razem na weekend, tylko ty i ja! Będziemy chodzić po barach i po klubach, tańczyć, upijać się i szaleć na całego.
–    Daikicchi...- Kise westchnął, patrząc na niego sceptycznie.- Mamy prawie po dwadzieścia pięć lat...
–    No właśnie!- wykrzyknął Aomine niemal z oburzeniem.- Kiedy myśmy tak dorośli, co? Pamiętasz dyskoteki w gimnazjum? A imprezowanie w liceum? Pamiętasz nasz pierwszy wypad do prawdziwego klubu, gdzie udawaliśmy dorosłych? Teraz jesteśmy wreszcie dorośli i kiedy ostatnio byliśmy w jakimś klubie potańczyć, zabawić się? Kiedy w ogóle robiliśmy coś razem, tylko my dwaj?
–    Nie wiem – westchnął Kise, zgarniając warzywa na patelnię.- Nie pamiętam, Daikicchi.
–    Ja właśnie też sobie nie mogę przypomnieć. No, Ryouta!- Aomine złapał go za ręce, odrywając go od pracy i zmuszając, by spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się zniewalająco.- Zrób to chociaż dla mnie, co? Wyskoczmy na weekend gdzieś do innego miasta, gdzie nas nie znają! Wynajmiemy sobie hotel, przetestujemy okoliczne kluby, zabawimy się, może wyrwiemy jakieś fajne dupy, co?
    Kise uśmiechnął się ledwo-ledwo. Aomine jednak wystarczyło to, by wzbudzić w sobie entuzjazm. Zaczął bujać ich złączonymi dłońmi w prawo i w lewo, uśmiechając się głupkowato, dopóki Ryouta sam nie uśmiechnął się szerzej i nie sapnął cicho. Potrząsnął głową, wyswobadzając dłonie z uścisku Daikiego.
–    No dobrze – powiedział blondyn.- Pojedziemy gdzieś razem na weekend, żeby się rozerwać.
–    Zobaczysz, że nie pożałujesz swojej decyzji!- zawołał z entuzjazmem Aomine.- Już ja wszystko zaplanuję. Zarezerwuję nam hotel i zrobię spis wszystkich klubów! Z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę będziemy całe noce balować, póki nie pękną nam głowy! Raz się żyje, nie?
–    No, no, tylko bez przesady, w poniedziałek idziesz do pracy, a mnie czekają obowiązki w domu – stwierdził Ryouta. Zawahał się lekko, unikając spojrzenia ciemnoskórego.- Będziesz musiał powiedzieć Tetsucchiemu, że nie będzie nas w weekend...
–    Spokojna głowa, o wszystkim go poinformuję – zapewnił Aomine.- Tak to już jest, że bracia w tym samym wieku mają pewne przywileje, a do naszych należy przywilej spędzania ze sobą czasu we dwoje, jak za dawnych czasów.
–    Nigdy wcześniej o tym nie słyszałem.
–    Bo wymyśliłem to dopiero teraz.- Aomine skrzywił się lekko.- A powinienem był już znacznie wcześniej. No bo sam zobacz... właściwie to mało spędzamy razem czasu, prawda? Okej, rozumiem rodzinne obiady we troje, nasz ostatni wypad na lodowisko, jakieś tam inne okazje, kiedy jesteśmy razem... Ale jakby nie patrzeć, dla samych siebie nie zostaje nam dużo czasu. Pamiętam czasy liceum, kiedy byliśmy tacy zgrani i tak dobrze się dogadywaliśmy.- Daiki westchnął ciężko.- Wszędzie łaziliśmy razem, o ile nie otaczały cię twoje fanki...
–    Albo o ile ty nie spałeś na dachu szkoły, zamiast siedzieć na lekcjach – wtrącił z uśmiechem Kise.
–    Właśnie – potwierdził Aomine.- Ostatnio zatęskniłem za tamtymi czasami, dlatego właśnie postanowiłem, że zaproszę cię na ten weekend. Ja stawiam!
–    Nie musisz, możemy się podzielić – stwierdził Ryouta, szykując dla niego talerz i zabierając się za nakładanie porcji ryżu z warzywami oraz smażonych kalmarów.
–    Ja cię zapraszam, więc ja stawiam – zdecydował Aomine.- Nie marudź. Ty tylko spakuj niezbędne rzeczy i zadbaj, żebyśmy mieli jakąś awaryjną apteczkę, bo może się skończyć czymś więcej niż bólem głowy.
–    No niech będzie – westchnął Kise.- Ale teraz idź już się przebierz, zanim ci obiad wystygnie.
–    Pewnie.- Aomine skinął głową, ale zawahał się jeszcze i przy drzwiach kuchni odwrócił się do Ryouty.- Ehm... wiesz może gdzie jest Tetsu?
–    Nie.- Kise pokręcił przecząco głową.
–    Pewnie polazł do Akashiego – stwierdził w końcu Daiki.- Zaraz wracam. Wstaw, proszę, wodę na herbatę. Strasznie mnie dzisiaj suszy.
    To powiedziawszy, Aomine wyszedł z kuchni. Kise spojrzał za nim z westchnieniem, kładąc na stole gotowy już posiłek. Przez kilka sekund stał w miejscu ze wzrokiem wbitym smętnie w blat stołu. Po chwili jednak otrząsnął się z zamyślenia i sięgnął po czajnik elektryczny.
    Nie mógł pozwolić, by znów pochłonęły go rozmyślenia.


***


    Zdaniem Kuroko miał on święte prawo do tego, żeby trochę poleniuchować. Nieważne gdzie.
–    Może też powinienem pomyśleć o wyprowadzce – zastanawiał się głośno, przyciskając mocniej dłonie do kubka gorącej herbaty i rozglądając się wokół.- Macie bardzo ładne mieszkanie, Takao-kun.
    Kazunari spojrzał na niego i uśmiechnął się w podzięce za komplement. Obaj mężczyźni siedzieli na sofie w niedużym, lecz bardzo przytulnym salonie nowego mieszkania Takao i Miyajiego, do którego wprowadzili się niecały tydzień wcześniej.
    Najbardziej Tetsuya zazdrościł im kominka w salonie – takiego prawdziwego, w którym rozpalało się prawdziwy ogień, który ogrzewał salon i zalewał go pomarańczowym blaskiem. Wizja w jego głowie, kiedy w takim momencie czytałby sobie książkę w fotelu, przykryty ciepłym kocem, z ciastkami i herbatą pod ręką, uparcie nie opuszczała jego głowy.
    Poza tym samo mieszkanie również było przytulne. Kazunari oprowadził go i pokazał wszystkie zakamarki jego nowego domu – ciasną kuchnię w czerwonymi szafkami i czarnym blatem, w której dwie osoby były już tłumem, ale wszystko można było bez problemu przygotować; równie niedużą łazienkę, mieszczącą sedes, szafkę z umywalką oraz prysznic, a do tego także schowek na środki do czyszczenia; salon, w którym obecnie siedzieli – z kwiecistą sofą, pasującym do niej fotelem, stolikiem do kawy i dywanikiem, stojącą w kącie lampą oraz kilkoma szafkami pod wolną ścianą; no i sypialnię, z dwuosobowym łóżkiem, szafą, komodą oraz telewizorem. W salonie go nie było, ale kominek wydawał się Kuroko i tak lepiej pasować.
    Było jeszcze jedno puste pomieszczenie, którego parka jeszcze nie urządziła, a które miało służyć za pewnego rodzaju gabinet – póki co stało tam tylko biurko z krzesłem oraz futerał z gitarą Kazunariego. Czarnowłosy wyjaśnił przyjacielowi, że kiedy już skończą z dokładnym urządzaniem mieszkania, pokój będzie służył mu za mini-studio.
    Ogólnie rzec biorąc mieszkanie nie miało dużo wolnej przestrzeni. Ale było niesłychanie przytulne i ciepłe. W sam raz dla dwojga zakochanych w sobie ludzi.
–    Zazdroszczę ci, Takao-kun – westchnął Kuroko, popadając w swój nieco melancholijny nastrój.- Chciałbym już zamieszkać na swoim. Nieważne, czy z chłopakiem, czy bez.
–    Wiesz, gdyby nie fakt, że jestem wokalistą znanego zespołu i zarabiam, to nie stać by mnie było na wynajmowanie choćby najmniejszej klitki – mruknął Kazunari, rozsiadając się wygodniej na sofie obok błękitnowłosego.- Mając na uwadze fakt, że chodzimy na studia i pracować możemy jedynie dorywczo... ciężko jest w taki sposób oszczędzać. Wierz mi, Kuroko, lepiej żebyś póki co korzystał z przywilejów posiadania domu. Sam bym z chęcią mieszkał dalej z rodzicami, gdyby moja uczelnia była bliżej – dodał z westchnieniem, odwracając twarz w kierunku płonącego w kominku ognia. On i Kuroko już wcześniej wyciągnęli nogi w jego kierunku. Teraz Kazunari zamachał nimi wesoło.- Ale fakt, fajnie się mieszka na swoim! Nikt nade mną nie stoi... prócz Miyajiego... nikt mną nie rządzi!... Prócz Miyajiego. No i generalnie mogę bałaganić do woli, bo nikt mnie nie wyzywa i nie każe sprzątać... też prócz Miyajiego.
–    Biedny Takao, taki pokrzywdzony!- dobiegło ich głośne prychnięcie z kuchni za ich plecami.
–    No, i do tego dochodzi zero prywatności – westchnął ciężko Kazunari, kiwając głową, ale uśmiechając się przy tym.
–    Jesteście taką uroczą parą – mruknął w zastanowieniu Tetsuya.
–    No co ty!- Takao roześmiał się, zażenowany, jego policzki zaróżowiły się lekko.- Naprawdę tak uważasz?
–    Tak – odparł szczerze Kuroko. Jego zdaniem Kazunari zbyt wiele się wycierpiał i zasługiwał na taki związek. Miyaji dobrze go traktował i opiekował się nim, kochał go. A tego właśnie Takao potrzebował najbardziej.
–    Aww.- Kazunari uśmiechnął się głupkowato, po czym spytał głośno:- Słyszałeś, Miyaji?
    Cisza.
–    Słyszał – stwierdził Takao, uśmiechając się do Tetsuyi.- Pewnie się teraz rumieni, chowa twarz za dłońmi i miota się w ciszy po całej ku-.. ałł!
    Takao zawył, kiedy nagle coś trzepnęło go w potylicę. Był to oczywiście Miyaji, który cichaczem zakradł się za niego. Ale kiedy Kazunari odchylił głowę, by spojrzeć na swojego chłopaka i go zbesztać, Kiyoshi pochylił się, opierając ręce o oparcie sofy, i pocałował ukochanego w czoło.
–    Mógłbyś normalnie podziękować Kuroko za komplement, zamiast wygłaszać idiotyczne uwagi – stwierdził rzeczowym tonem.- Skoczę na chwilę do sklepu po butelkę wina.
–    Kolejną?- westchnął Takao, po czym spojrzał na Tetsuyę, kręcąc głową.- Opijamy naszą przeprowadzkę z każdym znajomym, który do nas przyjdzie.
–    Oczywiście, że tak, mamy do tego absolutne prawo – stwierdził Kiyoshi, będąc już w małym korytarzyku, połączonym przejściem z salonem. Kuroko i Takao obserwowali go, gdy zakładał buty i kurtkę.- Macie jakieś dziesięć minut, żeby zdradzić sobie wszystkie sekrety sprzed ostatnich tygodni. Mam zamiar się spieszyć, bo jest zimno na dworze, i wam radzę to samo.
–    Okej, okej...- Takao wywrócił oczami.
    Miyaji wyszedł. Kuroko uśmiechnął się delikatnie. Kiyoshiego poznał już dawno temu, kiedy on i Takao byli jeszcze przyjaciółmi, ale było to poznanie czysto okazjonalne – po prostu wpadli na Miyajiego, kiedy Kuroko i Takao byli razem na mieście. Potem w podobny sposób widywali się przelotnie, nigdy nie trafiając na sposobność, by dłużej ze sobą porozmawiać.
    Tego dnia jednak, kiedy Tetsuya wpadł do nich w odwiedziny, w końcu dostał szansę poznania Kiyoshiego nieco bliżej. I musiał przyznać, że mimo dość chłodnej postawy, Miyaji był całkiem sympatyczny. Rzetelny i rzeczowy – tak go w myślach określał. Podchodził do wszystkiego z pewną dozą rezerwy, ale kiedy patrzył na Kazunariego, widać było jak wiele on dla niego znaczy. Kuroko przypadło również do gustu to, że dla niego samego, jako przyjaciela Takao, Miyaji odnosił się w sposób miły, ale nie próbował też się z nim spoufalać.
–    Ehh...- Takao westchnął ciężko, rozciągając się.
–    No i jak?- zapytał Kuroko.- Mamy dziesięć minut, więc streszczaj się.
–    Och, jest naprawdę świetnie, Kuroko – powiedział Takao, zapatrując się w ogień i uśmiechając lekko.- Nie kłócimy, a jeśli już, to tylko w żartach. Miyaji sam zaproponował, żebyśmy w wolnym pokoju urządzili dla mnie miejsce do pracy. Codziennie jemy razem śniadanie, planujemy sobie, co będziemy robić razem, kiedy dostanie wolne, wieczorem oglądamy przed snem filmy i seriale... żyć nie umierać – zakończył z westchnieniem Kazunari.
–    Czyli nie żałujesz swojej decyzji?
–    Nie.- Takao nie wahał się z odpowiedzią, pokręcił nawet przecząco głową.- No, oczywiście... tęsknię za Shin-chanem i w ogóle, nawet jeśli widujemy się codziennie na uczelni, a ostatnio po zajęciach poszliśmy razem na miasto, ale... No, na razie jest jeszcze za wcześnie i nie przyzwyczaiłem się do tego, że zamiast Shin-chana w domu jest Miyaji.
–    Ale wiesz, że Midorima-kun i Akashi-kun...?- Kuroko nie wiedział jak dokończyć zdanie.
    Takao spojrzał na niego z powagą.
–    Wiem – odparł.- Shintarou mi powiedział, wtedy, na mieście.
–    I... jak się poczułeś?
–    Jakby ktoś mnie potrącił tirem.- Takao skrzywił się.- To był niemały szok i z początku nie wiedziałem, co w ogóle zrobić, co powiedzieć. Ale kiedy już przyswoiłem sobie tę informację, jakoś zacząłem to lepiej znosić. Teraz tylko martwię się, czy Akashi wytrzyma z wiernością i czy nie skrzywdzi Shin-chana... Albo czy w ogóle nie bawi się nim już teraz.
–    Wygląda na to, że nie – powiedział cicho Kuroko.- Akashi-kun... chyba troszkę się zmienił. Tak troszeczkę-troszeczkę. Wydaje się być z jakiegoś powodu zmotywowany, by pracować nad związkiem z Midorimą-kun. Przepraszam, pewnie nie takie chciałbyś usłyszeć słowa...
–    Właśnie, że takie – westchnął ciężko Takao.- Skoro Shin-chan układa sobie w końcu życie z Akashim i jest zapewne przeszczęśliwy, to tym lepiej dla mnie. Nie będzie mi już tak w głowie zawracał, dzięki czemu sam będę mógł skupić się na Miyajim. Ja... ja go naprawdę kocham, Kuroko – powiedział Takao, spoglądając na przyjaciela z lekkim niepokojem i mnąc nerwowo sweter.- Wiem, że to może wyglądać trochę dziwnie... Zupełnie, jakbym uciekał od Midorimy, albo próbował wzbudzić w nim zazdrość, czy coś... Ale naprawdę zależy mi na Miyajim.
–    Wierzę ci – powiedział Kuroko, nieco zaskoczony jego nagłą wylewnością.- Prawdę mówiąc, nigdy nie myślałem inaczej. Znam cię trochę, Takao-kun, i wiem, że nigdy nie posunąłbyś się do wykorzystania drugiej osoby, żeby zagrać na uczuciach Midorimy-kun i spróbować jakoś go do siebie przekonać.
–    No.- Takao odetchnął z wyraźną ulgą.- Kiedy wpadli do nas znajomi Miyajiego, odniosłem wrażenie, że... trochę sceptycznie odbierają nasz związek.
–    Dlaczego?
–    Sam nie wiem.- Takao znów zapatrzył się w ogień.- Nie pytałem o to Miyajiego, ale przypuszczam, że mówił przyjaciołom o tym, że jest we mnie zakochany... A nawet jeśli nie wspomniał mnie z imienia i nazwiska, to pewnie wyjaśnił im, że związał się z „tym, którego od dawna kochał, ale który kochał innego”...
–    „...który kochał jeszcze innego, który nie kocha nikogo” - dokończył pod nosem Kuroko, również zapatrzony w ogień.
–    Właśnie – westchnął Kazunari.- Nagrywam openingi i endingi do gejowskiej telenoweli, a sam muszę sobie w życiu z jedną radzić.
–    To błędne koło – mruknął Tetsuya.
–    No a jak sprawy prezentują się u ciebie?- Kazunari postanowił zmienić temat.- Nie licząc tego, że od paru dni nie rozmawiasz z Ryoutą...
–    Tak sobie.- Kuroko wzruszył ramionami.- Na uczelni może być, w pracy może być... Mój szef dowiedział się, że jestem gejem, zanim mnie w ogóle poznał.
–    Co?- bąknął Takao.- Jak to możliwe?
    Tetsuya wytłumaczył przyjacielowi, że jego szef, właściciel cukierni – Murasakibara Atsushi – jest chłopakiem Himuro Tatsuyi, który jest byłym chłopakiem Kagamiego oraz jego przyjacielem.
–    Aha – mruknął Kazunari.- Już mi się nawet nie chce wymieniać, kto jest w kim zakochany, kiedy zaczniemy od twojej strony.
–    Cóż – westchnął Tetsuya.- Gdybyś rzeczywiście miał zacząć od mojej strony, skończyłbyś bardzo szybko.
    Takao umilkł na chwilę, rozważając jego słowa.
–    Ogiwara?- zgadywał.
–    Ogiwara – potwierdził cicho Kuroko.
    Takao wiedział, że pierwszą wielką i prawdziwą miłością Tetsuyi był Ogiwara Shigehiro, z którym błękitnowłosy spędził cudowne lata. W tamtych czasach był chodzącym słońcem, jeszcze większym niż jego starszy brat, Kise. Ogiwara był dla niego prawdziwą ostoją, ucieczką od świata pozbawionego w brutalny sposób rodziców, jego opoką. Kochał go jak nikogo innego, i Ogiwara odwzajemniał to uczucie – był w niego zapatrzony, jakby nie istniał nikt inny.
    Tylko w nim wypaliło się później to uczucie. Rozstali się w zgodzie, choć Kuroko długo nie mógł się z tym pogodzić. I, jak widać, Tetsuya nadal nie potrafił pozbyć się tamtego uczucia.
–    Wiesz, co u niego słychać?- zapytał z wahaniem Kazunari. Kuroko pokręcił przecząco głową.
–    Nie rozmawialiśmy od czasu naszego rozstania. Będą już chyba ze dwa lata. Nie przyszedł się nawet pożegnać, kiedy się wyprowadzał.
–    Myślę, że jemu też było trochę ciężko – mruknął Takao, obejmując ramię przyjaciela, by dodać mu otuchy.- W końcu wiedział, jakim uczuciem go darzysz. Chyba nie chciał cię ranić jeszcze bardziej.
    Kuroko skinął głową ledwie dostrzegalnie. Sam nawet w końcu pewnego dnia doszedł do takiego wniosku – ale mimo wszystko wtedy bardzo go bolał fakt, że Ogiwara tak po prostu zniknął, jakby nigdy w ogóle go nie było.
    Czasem zastanawiał się, czy dla Shigehiro nie był on przypadkiem ciężarem. Z początku było ciężko, kiedy snuł się bez celu w życiu, wiecznie przygnębiony i ponury po śmierci rodziców. Ogiwara nigdy  nie zwracał na to uwagi i zawsze atakował go tym swoim entuzjazmem i promiennym uśmiechem, wokół którego walały się okruszki po ciastkach, kanapce, czy czymkolwiek innym. Kuroko zawsze wycierał mu buzię, a Shigehiro uśmiechał się szerzej i kradł mu pocałunki...
    Błękitnowłosy otrząsnął się ze wspomnień i skupił na bliskości Takao.
–    Mayuzumi-kun zaprosił mnie do oceanarium w ten weekend – powiedział.
–    Co?- Kazunari spojrzał na niego z wymownym uśmiechem.- Rany, niezbyt się koleś kryje...
–    O czym ty mówisz?- Kuroko zmarszczył brwi, ale poczuł, że zrobiło mu się trochę gorąco.
–    No jak to o czym?- Kazunari wytrzeszczył na niego oczy.- Najpierw wycieczka z twoim ulubionym motywem przewodnim, zakończona romantyczną nocą w pensjonacie...
–    Do niczego nie doszło!
–    … a teraz zaprasza cię na randkę do oceanarium?- Takao prychnął z rozbawieniem.
–    To nie randka! On zbiera informacje do powieści...
–    Och, coś dużo pisze tych powieści – parsknął Kazunari.- Tutaj powieść o samotnym ojcu wychowującym dziecko, tam powieść o samuraju, tutaj o randkach w oceanarium...
–    To o ojcu już kończy!- obruszył się Kuroko.- I to właśnie dlatego chce iść do oceanarium, ma jakąś scenę do opisania.
–    Ahh, daj spokój, to tylko zwykła podpucha, ja to czuję. Gdzie ty masz oko, Kuroko!
    Tetsuya westchnął ciężko, kręcąc z rezygnacją głową.
–    Już wolę twoje żarty o Takao i kakao – mruknął.
–    Och, ostatnio wymyśliłem rymowankę o Shintarou!- Takao zachichotał, uderzając się dłonią w czoło.- Słuchaj, jakie śmieszne! „Midorima... członka ni ma!” Ahahaha!
    Kuroko patrzył na przyjaciela bardzo sceptycznym wzrokiem, choć w duchu rzeczywiście się zaśmiał. Rymowanka głupia, ale biorąc pod uwagę relacje Takao i Shintarou, mogła dodać wręcz otuchy i rzeczywiście rozweselić.
–    Lepiej nie próbuj mu tego powtarzać – poradził.- Chyba że sam chcesz skończyć w takiej rymowance.
–    „Takao” nie rymuje się z „ni ma”!
–    Ale rymuje się z „wyrwało” - zauważył mądrze Kuroko.
    Takao pobladł na twarzy.
–    Masz rację – wyszeptał.- Och... Okej. Lepiej nie będę żartować z Midorimy...
    Tetsuya uśmiechnął się, rozbawiony.
    Wierzył, że właśnie ocalił życie swojego przyjaciela.







*Umeboshi – śliwki umeboshi marynowane w soli. Bardzo, bardzo kwaśne. Takie słono-kwaśne.

5 komentarzy:

  1. Nowiutki sezon yaay~ :D
    Ale Kise i Kuroko... no nie wyczymię no... chociaż wyjazd z Aomine zapowiada się nieźle, tylko nie przesadź Aho xD
    Co prawda nie jestem fanką Miyaji'ego ani Takao, ale ich związek uważam za całkiem uroczy <3
    Czyżby Mayuzumi? Czyżby..? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takao wyrwało xD
    To zdanie wygrało
    Nie zgadzam się na Majuneza z Kuroko, jestem przeciwna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww w końcu trochę więcej informacji o Shigehiro 💞

    OdpowiedzUsuń
  4. Uczcijmy nowy sezon głośnym BOŻE KOCHANA YUUKI JAKIE TO JEST WSPANIAŁE i mimo iż to długie jak brazylijska telenowela bardziej niepowtarzalne i zdecydowanie ciekawsze. ♡ ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń