Pewna osoba z otoczenia błędnego koła miłości z pewnością była zadowolona i dobrze wykorzystywała fakt, jakim było zerwanie Kagamiego i Kuroko.
Osobą tą był nie kto inny, a Himuro Tatsuya.
– Otwórz buzię – polecił z uśmiechem Himuro, przysuwając się do Taigi i podsuwając mu pod nos mini-drożdżówkę maślaną z owocami.
Kagami odruchowo położył dłonie na jego biodrach, kiedy ten oparł się wolną ręką o jego klatkę piersiową. Otworzył usta i spróbował wypieku. Przeżuł, posmakował, przełknął.
– Mm, dobre – stwierdził, obejmując Himuro w talii. Tatsuya odłożył na bok drożdżówkę i zarzucił Kagamiemu ręce na szyję, przyciskając się do niego całym ciałem.
Obaj mężczyźni stali właśnie w kuchni – zgłodnieli po wcześniejszych długich igraszkach w łóżku. A ponieważ Himuro tego dnia przywiózł ze sobą kilka smakołyków z cukierni swojego chłopaka, Murasakibary, kochankowie postanowili najeść się nimi, zamiast trwonić czas na gotowanie.
Tak więc teraz Kagami opierał się pośladkami o blat szafek w swojej kuchni, a Himuro, wtulony w niego, dopiero co skończył go karmić. Nie mieli na sobie nic prócz bokserek. Bo i po co mieliby się ubierać, skoro czekało ich jeszcze kilka godzin w swoim towarzystwie?
Kagami w gruncie rzeczy cieszył się z obecności Tatsuyi. Po zerwaniu z Kuroko wciąż było mu jeszcze ciężko, nawet jeśli już się pogodzili; Himuro swoją obecnością wspierał go na duchu, a swoim ciałem pomagał Taidze pozbyć się frustracji, sam przy tym sporo zyskując.
– Została ostatnia babeczka – stwierdził Tatsuya, odsuwając się nieznacznie od mężczyzny i przesuwając powoli palcem wzdłuż jego klatki piersiowej, w dół, nieuchronnie zbliżając się do krocza.- Ta z kremem. Dałbym ci ją, ale... to naprawdę dobry krem.
– Hmm.- Kagami śledził spojrzeniem jego palec; wciągnął nieznacznie brzuch, kiedy ten połaskotał go w czułym miejscu. Himuro zahaczył wskazującym palcem o gumkę bokserek Taigi i pociągnął za nią lekko.- Możemy... jakoś się wymienić.
– Co proponujesz?
– Krem... za podobny krem...- Kagami przysunął go do siebie i pochylił się nieznacznie, całując usta Himuro.
– Hmm... A może w zamian za... mój krem... podaruję ci tę babeczkę, co?
– A nie lepiej krem za krem?- Taiga uśmiechnął się z zakłopotaniem, ciaśniej obejmując kochanka w talii. Tatsuya zaśmiał się mrukliwie, całując go w podbródek.
– Zawsze stronisz od zrobienia mi loda – stwierdził.
– Ty masz w tym wprawę...- wymamrotał Kagami, nieco zażenowany. Nie chciał powiedzieć mu wprost, że po prostu nie lubi tej czynności – chyba że była ona czyniona na nim.
Himuro jednak najwyraźniej doskonale to rozumiał. Spojrzał na Taigę, kręcąc z politowaniem głową.
– Jesteś takim typowym samcem, Taiga – powiedział.- Ale ja też jestem facetem, i też lubię, kiedy mi obciągasz.
– No wiem...- westchnął Kagami.- Wiem też, że pod tym względem wygląda to tak, jakbym tylko brał, a nie dawał nic od siebie, ale... Naprawdę nie jestem w tym dobry.
– Daj spokój, przecież nie oczekuję od ciebie, że będziesz zdolny jak Sashimoto Gureyu.- Himuro wywrócił z uśmiechem oczami.- Sam widok ciebie między moimi nogami wystarcza, żebym czuł się cholernie dobrze – wymruczał, wsuwając powoli palce w jego włosy.
– Serio?- mruknął cicho Kagami, obserwując uważnie wyraz jego twarzy.
– Serio – odparł równie cicho Himuro, nadstawiając się do pocałunku.
Kagami może i nie był zbyt łasy na komplementy, ale na pewno był na nie podatny – na jego policzkach wykwitły malutkie rumieńce, a on sam bardziej ochoczo wynagrodził kochanka czułym pocałunkiem. Złączył ze sobą ich wargi na kilka długich sekund.
Oczywiście, nie miał zamiaru na tym poprzestać. To było stanowczo zbyt małe wynagrodzenie i nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że skoro poznał już zdanie Himuro na ten temat, to może schować swój wstyd.
W końcu w mieszkaniu byli tylko oni dwaj.
Przycisnąwszy do siebie Tatsuyę, Kagami zacisnął mocno dłonie na jego pośladkach. Usłyszał cichy jęk Himuro, stłumiony przez ich pocałunek; zobaczył, jak mężczyzna marszczy brwi. Odepchnął się lekko od szafek i powoli obrócił wraz z Tatsuyą, do czasu aż to Himuro opierał się pośladkami o blat. Wówczas Kagami, pochylając się i smakując ponownie jego ust, sięgnął dłońmi do jego bokserek, zsunął je nieznacznie i chwycił dłonią członka. Zaczął powoli poruszać nią wzdłuż trzonu, powoli i sprawnie.
Naprawdę nie przepadał za robieniem komuś loda. No, może poza Kuroko... Jego smakował zawsze z największą przyjemnością, z największym oddaniem – uwielbiał jego drobne, blade ciało, uwielbiał obsypywać je pocałunkami w każdym możliwym miejscu, zostawiać na delikatnej skórze lekkie zaczerwieniania po pocałunkach, ssaniu czy mocniejszych uchwytach.
Szczególnie na udach, na pośladkach i na klatce piersiowej. Gdyby nie cholerna przyzwoitość, z ogromną radością zostawiałby malinki na jego szyi, ramionach, nawet na dłoniach – we wszystkich mniej i bardziej widocznych miejscach.
Oczywiście, teraz to już były tylko marzenia.
Znowu.
Klęknął przed Himuro, zsuwając jego bokserki do kostek. Tatsuya uniósł prawą nogę, wyswobodził ją z materiału, który następnie odrzucił na bok. Stał teraz przed Taigą kompletnie nagi, odrobinę zarumieniony, z błyszczącym wzrokiem, wpatrując się w Kagamiego.
Jego członek był zupełnie naturalnych rozmiarów, miał około osiemnastu centymetrów długości. Trochę dłuższy niż Tetsuyi... ale do Kuroko pasował jego rozmiar. Był taki... idealny. Kagamiemu ciężko było to określić, nie potrafił nazwać swoich myśli słowami. W czasie związku z Tetsuyą nabawił się chyba jakiegoś chorego fetyszu – bardzo lubił patrzeć na członka Kuroko. Wyglądał po prostu jak „penis mężczyzny” ale też „penis dobrego uke”.
O czym ja myślę? - westchnął w duchu Taiga, rozchylając wargi i wsuwając czubek członka Himuro do ust. Zaraz... jak robił to Kuroko? Był w tym taki świetny... Gdyby Kagami nie był taki napalony i nie chciał również seksu, pewnie błagałby i na kolanach, byle tylko Kuroko codziennie mu obciągał.
Czyli... jak on to robił?
Kagami zaczął poruszać powoli językiem, koniuszkiem drażniąc żołądź penisa Tatsuyi. Prawą dłonią przytrzymywał go sobie, raz po raz lekko ściskając i powolutku przesuwając w górę i w dół. Himuro obserwował go w milczeniu, oddychając głęboko i od czasu do czasu wydając z siebie pełne rozkoszy westchnienie.
Taiga na razie nie spoglądał w górę, na jego twarz. Powoli zagłębiał penisa kochanka głębiej w usta – nie był do tego przyzwyczajony i wiedział, że nie da rady wsunąć go do gardła. Owszem... parę razy mu się to udało, chociaż akurat nie z Himuro.
Zdaje się... zdaje się, że zrobił tak z Aomine. Tak, właśnie z nim. Ale trochę wtedy wypili, więc Kagami był rozluźniony, a poza tym penis Daikiego był długi i niezbyt gruby, więc było mu nawet wygodnie.
Taiga westchnął, czując narastające, silne podniecenie. O czym on myślał, do cholery?! Najpierw o Kuroko, teraz o Aomine... jeszcze tylko Kise brakowało do kompletu!
Dobrze, że z nim nie spał...
– Mm, Taiga – westchnął Himuro, zagryzając wargę. Wsunął palce we włosy kochanka, zacisnął je na nich delikatnie.- Szybciej...
Szybciej... Kagami posłusznie przyspieszył ruchy, nieco się czerwieniąc. Dlaczego szybciej? Kiedy Kuroko obciągał Taidze w ten sposób, Kagami wolał nie raz, by zwolnił jeszcze bardziej. Po prostu czuć usta Tetsuyi na jego członku było czymś... czymś, czego nawet nie dało się nazwać!
Taiga zmienił odrobinę taktykę. Palcami chwycił członka Himuro u samej nasady. Następnie zacisnął odrobinę mocniej wargi i równocześnie zaczął nieco mocniej ssać.
– Mmm!- Himuro odrzucił do tyłu głowę, mocno zaciskając powieki i marszcząc przy tym w skupieniu brwi.
Czyli jednak technika, którą lubi Aomine, lepiej działa na Himuro – pomyślał Taiga, po czym...
Prawie udławił się penisem Tatusyi.
– Ekhe, ekhe!- zakaszlał, szybko się wycofując i czerwieniąc po same uszy.
– Eh? Co się stało, Taiga?- wysapał Himuro z odrobiną niepokoju.
– P...szam...- wymamrotał Kagami, kompletnie zażenowany. Jak mógł zakrztusić się penisem Tatusyi, skoro ten ani nie doszedł, ani nawet nie wsunął się do jego gardła?!
I, co ważniejsze, dlaczego pamiętał, jaką technikę lubił Aomine?!
Przecież to było prawie rok temu!
– Chcesz przerwać?- wymruczał Tatsuya.- Możemy...
– Skończę – westchnął Taiga, przełykając ślinę.
Nie dając już Himuro dojść do słowa, ponownie wsunął jego członka do swoich ust. Tatsuya sapnął z zaskoczenia i przyjemności, chwycił się dłońmi brzegu lady, o którą się opierał. Wpatrywał się w Kagamiego, kiedy ten obciągał mu z taką niesłychaną pasją i siłą, z taką agresją...
Tatsuya nie miał pojęcia, co wstąpiło w jego kochanka, ale... ale powinno robić to częściej.
Doszedł w jego ustach, odruchowo chwytając obiema dłońmi jego głowę, jakby w obawie, że odsunie się, nim Himuro skończy. Kagami nawet chciał to zrobić, ale pod naciskiem rąk kochanka, pozostał w miejscu i przyjął całą spermę.
Tyle przynajmniej był w stanie zrobić – po połknąć już tego nie zamierzał. Przez chwilę wahał się, czy wypada tak po prostu wypluć wszystko na podłogę, ale ostatecznie stwierdził, że lepsze to, niż żeby odruchowo przełknął wszystko, a potem zwrócił wraz z babeczkami i drożdżówkami, którymi karmił go Himuro.
Niedługą chwilę potem podniósł się i westchnął. Tatsuya przysunął go do siebie i pocałował, przymykając przy tym z rozkoszą oczy.
– Byłeś taki dzielny...- zażartował.
– Z-zamknij się...- Kagami poczerwieniał.
– Dziękuję, że tak się dla mnie postarałeś.- Himuro cmoknął go w usta.- Och, ale... może lepiej skocz umyć ząbki, co?- dodał, uśmiechając się przepraszająco.- Lubię twoją spermę, ale smakowanie własnej jakoś mi nie leży...
– Ach, lubisz?- Taiga uśmiechnął się zawadiacko.- To się dobrze składa, bo mam jej trochę w zanadrzu. Odwdzięczysz się ładnie?
– Za takie cudowne poświęcenie, w dodatku na krawędzi śmierci, odwdzięczę się nawet czymś więcej – wymruczał Himuro, wyraźnie zadowolony.- Musimy jednak wrócić do łóżka, żebym mógł się tobą zająć.
– Brzmi cudownie – stwierdził Kagami, całując go ochoczo.- Zanieść cię tam?
– Wykorzystam możliwość chodzenia, póki mogę.- Tatsuya uśmiechnął się z błyskiem w oku.- Zaczniesz mnie rozpieszczać, kiedy już skończymy.
Kagami uśmiechnął się dziwko w odpowiedzi.
Och, tak.
Jemu to odpowiadało.
***
Aomine miał tego dnia całkiem dobry humor.
Odśnieżając „zgarniaczem” dziedziniec szkoły, ciemnoskóry pogwizdywał cicho pod nosem. Roboty tego dnia miał dosyć dużo – odpowietrzył już sześć kaloryferów w klasach, naprawił bezpieczniki w piwnicy oraz komputer w sali informatycznej. Teraz zostało mu już tylko zgarnianie śniegu, a w tym przypadku roboty będzie miał za pewne na dwie godziny, jak sądził. Ale mimo to humor mu dopisywał.
Co prawda w domu nadal trwała dość ponura atmosfera – Kise i Kuroko nadal ze sobą nie rozmawiali, a Daiki nie miał bladego pojęcia, jak ich ze sobą pogodzić. Jednak niezmiernie cieszyło go, że udało mu się namówić Ryoutę na wyjazd w nadchodzący weekend – nadal jeszcze nie zaplanował, gdzie dokładnie go spędzą, ale miał już wizję tego, co będą robić.
Przede wszystkim, kiedy dotrą do hotelu, trochę się poobijają. Porozmawiają jak za dawnych czasów, o swoim życiu, o pierdołach, głupotach, duperelach. Może nawet się sobie pozwierzają ze spraw intymnych? Bywało już kiedyś, w młodości, że Kise tak robił: przychodził na palcach do pokoju Aomine, pukał i zaglądał nieśmiało. Wahał się przed otwarciem w tym sprawach, ale Daiki zawsze go wysłuchiwał. Sam nie lubił przed kimkolwiek się otwierać, nie był w stanie mówić o intymnych sprawach, zwłaszcza tych związanych z nim... Ale jednak potrafił to zrobić przed Kise, jeśli tylko miał odpowiedni humor.
Może więc porozmawiają ze sobą właśnie w taki sposób? Teraz byli już dorośli, więc pewnie będą sobie opowiadać nieco pikantniejsze rzeczy, śmiać się ze swoich kochanków, z głupich wpadek w łóżku.
A potem...- Aomine uśmiechnął się lekko, odrzucając stertę śniegu na bok.- Potem pójdą na miasto zjeść coś przepysznego! Spróbują lokalnych przysmaków, trochę sobie popiją, żeby na wieczór już być odpowiednio przygotowanym na imprezę. Będę chodzić od klubu do klubu, dopóki nie znajdą jakiegoś wyjątkowego. Wyrwą sobie jakieś dobre dupeczki – tak dla odmiany kobiety – i dobrze się zabawią, zrzucą z siebie cały stres i nerwy, jakie nimi szarpały przez ostatni czas.
Będą się świetnie bawić, jak za czasów liceum!
O! I pójdą pograć w kosza, koniecznie! Nieważne, czy trzeba będzie wynająć jakąś salę, czy zagrać z obcymi ludźmi, Aomine i Kise powinni zagrać przeciwko sobie i przypomnieć sobie, jakie tu cudowne uczucie, mieć za rywala własnego brata, którego kocha się i jednocześnie w takim momencie w pewnym stopniu nie lubi.
To będzie wspaniały weekend! Aomine nie mógł się już doczekać. A w następny... w następny zabierze gdzieś Tetsuyę! Przecież odkłada rzetelnie pieniądze, nigdy nie traci na głupoty... a nie czułby się dobrze, gdyby zadbał tylko o Kise. Ostatnimi czasy jego kontakt z Tetsu też się pogorszył, więc zabierze go gdzieś na weekend, pójdą na mecz, pograją razem, może nawet zmusi się, żeby przeczytać jakąś książkę z tych, które tak lubi Kuroko...
– A-Aomine-san?- Zza jego pleców rozległ się cichutki, nieco drżący głosik.
Daiki, wyrwany z zamyślenia, odrzucił kolejną pełną szypę śniegu i odwrócił się, zaskoczony. Nieopodal stała niska postać w czółenkach, granatowej spódnicy i czarnym płaszczyku. Na nosie miała wielkie bigle, okrągłe jak u Harry'ego Pottera, ale z grubego szkła, które nadawało jej głupkowatego wyglądu.
Aomine nie pamiętał jej nazwiska ani imienia (bo była płaska), ale wiedział, że to jedna z nauczycielek.
– Tak, sensei?- mruknął, opierając dłonie na rękojeści szypy.
– Mamy zebranie w pokoju nauczycielskim – wyjąkała kobieta, szczękając z zimna zębami.- Wszy-wszyscy mają się wstawić, łą-ącznie z panem, A-Aomine-san.
– Aha?- Daiki pokręcił palcem w uchu, krzywiąc się.- Nie wiem na co komu woźny na zebraniu nauczycieli, no ale dobra...
– Sprawa jest poważna – wyjąkała znów kobieta.
Aomine podążył za nauczycielką, po drodze zostawiając szypę obok wejścia do szkoły. Opukał buty ze śniegu, przebrał je na szkolne obuwie pracownicze, po czym dalej ruszył za okularnicą.
Czego nauczyciele mogli...?
Zaraz...
Aomine poczuł, jak serce zamiera mu raptownie w piersi. Nauczyciele nigdy... NIGDY nie wołali woźnego na żadne zebranie. Bo i po co? Woźny jak woźny, sprząta i wykonuje drobne prace naprawcze, czasem służy za portiera albo „faceta na posyłki”... ale nigdy nie dopuszcza się go do żadnych narad.
Chyba że... chyba że dotyczą jego.
Czyżby Sakurai się wygadał?- Daiki odetchnął głęboko, próbując się uspokoić, ale nie było to łatwe. A jeśli rada pedagogiczna sama się dowiedziała? Co, jeżeli obserwowali Ryou, albo siłą wydobyli z niego informację?
Albo – co bardziej prawdopodobne – chłopak sam wygadał się w zemście. Kto wie, może nawet zamierzał oskarżyć go o gwałt. Dla Daikiego nie byłoby w tym wypadku żadnego ratunku.
Właściwie... w żadnym wypadku nie będzie dla niego ratunku. Sakurai był niepełnoletni, a on go tknął, zwłaszcza, że był facetem. Wywalenie z pracy może jeszcze mógłby jakoś przełknąć, nawet jeśli będzie to w jego papierach... ale jeśli pójdzie do więzienia za gwałt lub pedofilię, żaden pracodawca nie będzie już chciał go przyjąć.
Chyba miał przesrane.
Pokój nauczycielski mieścił się na pierwszym piętrze, między zwykłą klasą a biblioteką. Aomine wszedł tam z wolna, przytłoczony ciężarem poczucia winy i złości na Sakuraia. Przez niego go wyleją... i co on powie braciom? Z jednej strony będzie mógł skończyć z tego i przestać kłamać odnośnie bycia policjantem, ale z drugiej... w ten sposób niesamowicie zawiedzie ich obu. Wylali go z roboty? Chociaż w końcu ją dostał? To jakim on „policjantem” był...?
Pomieszczenie wyglądało jak większość tego typu miejsc – każdy z nauczycieli miał swój mały stolik, wszystkie były odpowiednio rozmieszczone po całej sali. Teraz jednak wszyscy zebrali krzesełka i usiedli w kółeczku w wolnym od biurek miejscu. Przed nimi, pogrążony w milczeniu, stał sam dyrektor szkoły.
– Wszyscy są?- zapytał, dostrzegłszy, że Aomine i nauczycielka weszli już do sali.- Zapraszam, Aomine-san.
Czyli jednak... - westchnął w myślach Daiki, podchodząc bliżej. Dla niego, rzecz jasna, krzesełka nie było. Stanął niepewnie za całą resztą, siedzącą z ponurymi minami, nie śmiejącą spojrzeć mu w oczy.
Daiki westchnął i wyprostował się dumnie. Nieważne co Sakurai nagadał. Jakoś się wykręci! Powie, że chłopak się naprzykrzał, uparł się, że niby go „kocha”, ale tak naprawdę nigdy do niego nie doszło. Przychodził do jego kantorku, owszem, ale tylko rozmawiali. Aomine nie miał serca tak po prostu go wyrzucić, i tyle.
Jakoś to będzie.
– Moi drodzy – zaczął z westchnieniem dyrektor. Przeczesał dłonią siwiejące i wypadające już powoli włosy. Jego pomarszczona, pełna powagi i troski twarz, zwróciła się po kolei ku każdemu z nauczycieli, na koniec zatrzymując się na Aomine.- Niektórzy z was już o tym wiedzą, ale... mam obowiązek poinformować wszystkich o zaszłym niedawno zdarzeniu. Być może będą tacy, którzy nie będą chcieli w to uwierzyć, ale przedstawię wam wszystkim fakty... Prawdę mówiąc, czuję się zagubiony i nie wiem, co robić w tej sytuacji. Liczę na to, że podzielicie się ze mną przemyśleniami i wspólnie dojdziemy do ładu.
Dyrektor skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odetchnął powoli i głęboko. Przez chwilę milczał, aż w końcu odezwał się cichym, grobowym tonem:
– Jeden z naszych uczniów, drugoklasista Sakurai Ryou... wczoraj popełnił samobójstwo.
Niektórzy z nauczycieli wydali z siebie zduszone okrzyki zdumienia i przestrachu. Aomine, do tej pory stojący w pozie walecznego, upartego lwa, teraz sapnął ze zdumienia. Ręce opadły mu wzdłuż boków, oczy rozwarły szeroko, a usta rozchyliły nieznacznie.
Co takiego? Sakurai... Ryou? Ryou popełnił samobójstwo? To znaczy, że... zabił się? Ale ja... nie... Aomine nie chciał wiedzieć jak. Nie chciał niczego wiedzieć, chciał stamtąd uciec, chciał pobiec do domu Sakuraia i upewnić się, że tam siedzi, że nie przyszedł do szkoły, bo mu smutno, bo po prostu nie chciał...
– … sobie w głowę – mówił właśnie dyrektor. Prawdopodobnie odpowiadał na pytanie, bo jeden z nauczycieli właśnie powoli opuszczał rękę, patrząc na niego w szoku.- Jego ojciec ma na nią pozwolenie... chłopak jakoś wyciągnął ją z sejfu i... zastrzelił się.
– Zostawił jakąś wiadomość? Jakiś list, w którym wyjaśnił, dlaczego zrobił coś takiego?- spytała jedna z nauczycielek, na jej policzkach widać było ślady łez.
– Nie.- Dyrektor ze smutkiem pokręcił głową.
– Ale jak to... - westchnął nauczyciel matematyki.- Przecież... przecież to był taki zdolny chłopak! Miał bardzo dobre oceny!
– I wielu przyjaciół!
– To prawda! Trochę się jąkał i był strasznie nerwowy, ale inni uczniowie darzyli go sympatią. Czasem się z nim drażnili, sama to widziałam, ale potem wszyscy się śmiali, łącznie z Sakuraiem-kun!
– Na pewno nie miał wrogów...
– Nikt nie robił mu krzywdy, jestem tego pewien!
– Wiedzielibyśmy o tym!
– Czy ktoś słyszał cokolwiek o krzywdzeniu Sakuraia-kun?
– Był takim miłym chłopcem!
– I wychowanym!
W pokoju nauczycielskim rozgorzała wrzawa. Aomine wyłączył się, zamykając z westchnieniem oczy i marszcząc lekko brwi. Ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, oparł się o ścianę w pobliżu, czując, że jego nogi powoli odmawiają posłuszeństwa.
Sakurai Ryou... nie żyje? Naprawdę odebrał sobie życie? Nie było sensu zastanawiać się nad powodem. Daiki wiedział aż za dobrze, że to on właśnie nim jest. Ale dlaczego? Dlaczego, do jasnej cholery, zrobił coś takiego?! Czy nie miał Imayoshiego za przyjaciela?! Czy Shouichi nie powinien był mu pomóc w takiej sytuacji?! Czy nie powinien był go pocieszać?! Na tym przecież polegała jego rola! On sam wykorzystywał chłopaka, już od wielu lat... to nie tylko wina Aomine. To nie mogła być tylko jego wina...
– … coś wiecie, albo w najbliższym czasie dowiecie się o tym, natychmiast zgłoście to mnie – mówił dalej dyrektor; w pokoju już zapadła cisza.- Jego rodzina jest załamana, rozpaczliwie szukają jakichkolwiek wskazówek. Być może niewiedza byłaby dla nich lepsza, ale... ale czują się po części winni i chcą choć w taki sposób pomóc chłopakowi – starając się go zrozumieć. Pogrzeb odbędzie się za trzy dni. Cała szkoła ma być w tej sprawie zaangażowana: upamiętnimy Sakurai'a podczas porannego apelu, uszykujemy również pomnik dla niego w holu. Na pogrzeb ma przyjść cała jego klasa oraz wszyscy nauczyciele, bez wyjątku. Ty także, Aomine-san – dodał, zwracając się do niego.
Daiki bez słowa kiwnął głową. Nie ufał swojemu głosowi.
– Ponieważ z nauczycieli nie będzie w ten dzień nikogo w szkole, zajęcia zostają na ten czas odwołane. Później wrócimy normalnie do pracy, ale nadal będziemy regularnie wspominać Sakuraia-kun i czcić pamięć o nim. To wszystko. Możecie się rozejść do klas, i łagodnie poinformować innym o tej tragedii. Dzisiejszy dzień będzie przepełniony smutkiem... ale musimy sobie jakoś poradzić.
Nauczyciele nie protestowali, wszyscy bez wyjątku zachowali ciszę. Aomine wyszedł z pokoju nauczycielskiego jako pierwszy. On nie miał nikogo do poinformowania o śmierci Sakuraia – jego pracą było pilnowanie porządku w szkole, naprawianie drobnych usterek, wyganianie uczniów z dachu i przyłapywanie ich na złych uczynkach.
Wrócił na dziedziniec, zabrał szypę i wziął się za odśnieżanie.
Nie gwizdał już pod nosem.
Dlaczego sobotni odcinek pokazal mi się dopiero teraz? ;-;
OdpowiedzUsuńUmarłam dwa razy.
UsuńPo pierwsze przy tym o Kuroko, omg, nie udław się Bakagami xD
"Kagami uśmiechnął się dziwko w odpowiedzi."
co tu się stało?! XD
A za drugim razem, jak się zabił. O Boże. Jak to. Nie.
Weny~!
Bo dopiero teraz go opublikowałam xD
UsuńWłaśnie ogarnęłam że jest jeszcze sobota, jeez
UsuńSpoko, ja też myślałam, że dzisiaj dzień roboczy i na autobus o złej godzinie poszłam... I się do pracy spóźniłam :/
UsuńA niech mnie zwolnią, będę więcej pisać znowu xDDD
O kurde... w sumie to trochę cieszę się ze śmierci Sakuraia, nie będzie truł dupy Aomine ani w ramach zemsty nie powie Kise i Kuroko że Daiki jest cieciem w szkole... same plusy xdd
OdpowiedzUsuńNoo ale... [*] znicz postawie...