[MnU] Odcinek 78


–    Głowa trochę wyżej i spojrzenie bardziej wyniosłe!- zakrzyknął fotograf, uwijając się przed Kise w kuckach.- Dobrze.... Rozchyl lekko usta, masz wyglądać seksownie!
    Ryouta wykonał polecenie, patrząc w obiektyw aparatu zgodnie ze wskazówkami. Prawą dłoń podparł o biodro, wysunął nieznacznie lewą stopę. Stojący niedaleko za fotografem Reo Mibuchi spoglądał na niego i uśmiechał się, bezgłośnie bijąc brawo.
–    Świetna robota, Kise-san! Kiyoko! Przygotuj dla niego kolejny komplet, zaczynamy za dziesięć minut. Fuyuki, twoja kolej, na scenę!
    Kise odetchnął głęboko, rozluźniając się. Zszedł z niedużego podwyższenia, które nazywali „sceną”, po czym, odbierając od jednej z asystentek podaną mu butelkę wody, podszedł do swojego przyjaciela.
–    Świetna robota, słoneczko!- powiedział Reo.- Jak zawsze, prezentujesz się doskonale!
–    Sam nie wiem...- Kise skrzywił się, po czym upił kilka łyków wody. Otarł usta wierzchem dłoni i, zakręcając butelkę, wyznał:- Mam wrażenie, że na wszystkich zdjęciach będzie widać, jak bardzo jestem nieprzygotowany do dzisiejszej pracy.
–    Hmm? Moim zdaniem poszło naprawdę dobrze. Umiesz przecież ukrywać uczucia, prawda?
–    Owszem, umiem – przyznał cicho Ryouta, spuszczając wzrok na ziemię, a potem odwracając go na bok.- Ale... no wiesz, tym razem chodzi o coś więcej.
–    Och, skarbeczku.- Reo westchnął, marszcząc lekko brwi w zatroskaniu. Pogładził kciukiem policzek Kise.- Rozumiem, że jest ci ciężko przez kłótnię z Tetsu-chan, ale wiem, że sobie poradzisz. Po zerwaniu z Yukio też radziłeś sobie w pracy świetnie! A teraz to nawet nie to samo, bo przecież ty i twój braciszek wkrótce się pogodzicie.
–    Uderzyłem go...- szepnął Kise, ledwie powstrzymując się od płaczu.- Pierwszy raz w życiu go uderzyłem... Nigdy nie dostał ode mnie nawet klapsa! Policzek miał czerwony przez cały dzień i jeszcze następny!
–    Tetsu-chan zachował się lekkomyślnie – zauważył spokojnie Reo. Mężczyźni stali na uboczu, poza zasięgiem słuchu pozostałych pracowników studia. Mogli więc rozmawiać również na prywatne tematy.- Rozumiem, że to, iż zmienił numer na czas wycieczki, mogło być pewnego rodzaju żartem, czy prztyczkiem w twój kochany zmartwiony nosek, ale skoro nie ma się wracać do domu, a jest się ponad sto kilometrów od domu, to należy dać znać, co się dzieje. Tetsu-chan powinien był pomyśleć w pierwszej kolejności o rodzinie.
–    Ech, dokładnie tak samo myślałem, kiedy byłem na niego wściekły – mruknął Kise, krzywiąc się. Znów napił się wody, nim zaczął ciągnąć dalej:- Wiem, że czasem przesadzam z moim zatroskaniem, ale nic na to nie poradzę! Rodzice zginęli, kiedy ja i Daikicchi mieliśmy po osiemnaście lat, a Tetsucchi tylko piętnaście. W ciągu zaledwie paru dni musiałem dorosnąć i sprostać ich obowiązkom, a do tego jeszcze martwić się, czy Tetsucchi i Daikicchi też przypadkiem nie zrobią sobie krzywdy...
–    Ryou-chan...- westchnął cicho Mibuchi, patrząc na niego troskliwie. Pogładził go po ramieniu, nie będąc w stanie znaleźć odpowiednich słów, by podnieść go na duchu.
–    Przepraszam, Reocchi – westchnął ciężko Kise, bawiąc się plastikową butelką.- Nie chcę marudzić ani narzekać, po prostu nie mam komu wygadać się w tej sprawie, a nie będę przecież zawracał głowy Hayamacchiemu. Dogadujemy się i w ogóle, ale to za wcześnie, żeby poruszać tematy takie... no, prosto z serca.
–    Doskonale cię rozumiem, kochanie!- Reo pokiwał głową.- Wiesz przecież, że możesz do mnie przyjść o każdej porze, ze wszystkim! Ja cię zawsze wysłucham.
–    No właśnie wiem.- Kise uśmiechnął się do niego z wdzięcznością, ale zaraz posmutniał.- Chciałbym pogodzić się z Tetsucchim... To takie straszne uczucie, tęsknić za kimś, kogo ma się codziennie obok.
–    A próbowałeś z nim porozmawiać?
    Kise pokręcił przecząco głową i westchnął cicho.
–    Nie wiem jak – mruknął Ryouta.- Poza tym, chciałbym, żeby on sam pomyślał o swoim zachowaniu i zrozumiał, że źle postąpił.
–    Racja. Powinien cię przeprosić we właściwy sposób, a nie tylko dlatego, byś dał mu spokój.
–    Kise-san!- zawołał fotograf, marszcząc gniewnie brwi.- Za dwie minuty zaczynamy, miałeś się przebrać!
–    Och, przepraszam!- wykrzyknął Ryouta. Pospiesznie wcisnął butelkę wody w dłoń Reo i uśmiechnął się do niego przepraszająco.- Wybacz, potrzymaj to dla mnie! Zaraz wracam!
    Nie czekając na odpowiedź, Kise pobiegł do swojej garderoby, gdzie czekała na niego już jedna z asystentek. Przekazała mu kolejny komplet ubrań – ciemne spodnie z podwiniętymi nogawkami, jasnobrązowa koszula, czarne sznurowane buty do kostek oraz torba na biodro. Kiedy asystentka zostawiła go samego, Ryouta przebrał się pospiesznie i wrócił na scenę, do nieco zirytowanego już fotografa.
–    Głowa na lewo, Kise-san, patrz w tamtą stronę!- pomieszczenie wypełniły jego polecenia.- Przechyl ją tak, jakbyś był znudzony, wyglądaj na takiego!- Flash rozbłysł kilkukrotnie.- Świetnie, a teraz głowa prosto w obiektyw, pochyl ją lekko; ręce skrzyżowane na wysokości brzucha, wystaw lewą nogę i zegnij ją trochę w kolanie... Bardzo dobrze, świetnie, Kise-san!- Kolejna seria flashów.
    Ryouta zauważył kątem oka jakieś zamieszanie, usłyszał również ciche okrzyki, ale nic nie było w stanie go rozproszyć. Nawet na moment nie odwrócił oczu od obiektywu aparatu, podobnie jak sam fotograf nie próbował nawet spojrzeć w stronę hałasów.
    Przynajmniej dopóki te hałasy nie zasłoniły mu widoku.
–    Hej, co ty...?!- wykrzyknął fotograf.
    Kise z zaskoczeniem spojrzał na wysokiego, barczystego i przystojnego mężczyznę, który stanął przed sceną, naprzeciw niego. Był mniej więcej tego samego wzrostu, co Ryouta, ale wydawał się być starszy od niego. Miał przydługie blond włosy i zielone oczy zdające się przewiercać modela na wylot. Uwagę przykuwały jednak głównie kolczyki w jego uszach – dwa w prawym i dwa w lewym – a przede wszystkim wystający zza eleganckiej koszuli zawiły tatuaż na lewym boku szyi.
–    Jak się nazywasz?- zapytał po angielsku*, co zaskoczyło Kise. Znał ten język w miarę dobrze, ale nie posługiwał się nim na co dzień.
–    Hej, kim ty jesteś, żeby się wpieprzać w kadr?!- wydarł się na niego fotograf, stojący za jego plecami.- Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?! Poczekaj, aż skończymy, żeby...!
–    Spróbuj go, kurwa, dotknąć, a tak ci wyjebię, że nogi gębą wyjdą – warknął potężny ciemnoskóry facet, który szedł tuż za blondynem. On również mówił po angielsku, ale nawet ktoś, kto nie znał tego języka, zrozumiałby przekaz po samym tonie, jakim mężczyzna zwracał się do fotografa. Ten tutaj wyglądał na ochroniarza tego z tatuażem – był o wiele wyższy i szerszy, miał po cztery kolczyki w uszach i jedną w dolnej wardze, a jego włosy były praktycznie białe.
–    Pytałem, jak się nazywasz?- Nieznajomy blondyn zwrócił się głośniej do Kise, zupełnie ignorując swojego ochroniarza. Teraz mówił po japońsku.
–    Ech?- Kise drgnął, odwracając wzrok od białowłosego i patrząc na mężczyznę przed nim.- Kise Ryouta...
–    Kise Ryouta – powtórzył bezbłędnie, prostując się. Zerknął przez ramię na swojego ochroniarza.- Chcę tego – zwrócił się do niego po angielsku.
    Białowłosy przestał ciskać groźne spojrzenia fotografowi i zmierzył wzrokiem Ryoutę w taki sposób, że Kise zrobiło się aż gorąco. Mężczyzna skinął głową, po czym odszedł.
–    Ehm, przepraszam, ale... kim pan jest?- zapytał ostrożnie Kise. Posługiwał się japońskim, bo wyglądało na to, że nieznajomy i tak znał jego ojczysty język.
–    Nikogo więcej tu nie ma – stwierdził głośno mężczyzna, rozglądając się wokół obojętnym spojrzeniem.- Ale ty mi wystarczysz. Później porozmawiamy o umowie i wynagrodzeniu. Ty, mała – zwrócił się nagle do jednej z asystentek, Kiyoko, która podskoczyła z cichym piskiem.- Przynieś kawę. Parzoną, gorzką i czarną.
–    Czy ja mogę wiedzieć, co tu się wyprawia?- wycedził pytanie fotograf, cały czerwony na twarzy.- Przerywacie mi w sesji, wchodzicie tu sobie, jakbyście byli właścicielami...
–    Jestem właścicielem – powiedział blondyn głębokim tonem.- Tego tutaj.- To mówiąc, wskazał ruchem głowy na Ryoutę.
–    Co, proszę?- Kise wytrzeszczył na niego oczy, stojąc niepewnie na podejście.- Że niby kim pan jest?
–    Twoim właścicielem – powtórzył tamten, mierząc go od góry do dołu.
–    Nie jestem... nie jestem twoją własnością.- Kise zmarszczył gniewnie brwi, porzucając grzeczne określenia.
–    Za kilka minut to się zmieni, to tylko kwestia formalności... ah, oto i one – dodał, kiedy do pomieszczenia wszedł jego ochroniarz, trzymając za kołnierz dyrektora studia fotograficznego i jednocześnie pracodawcy Kise.
–    O-o co chodzi...?! P-prosze mnie...!
–    Chcę tego.- Blondyn wskazał Kise palcem.- Gdzie masz umowę?
–    C-co?- Dyrektor oswobodził się z uścisku i, otrzepawszy nerwowo elegancki garnitur, spojrzał to na blondyna, to na Kise.- O-o co panu...?
–    Gdzie masz umowę o zatrudnienie Kise Ryouty?
–    K-kim pan...?
–    Gdzie, kurwa?
–    W biurze...
–    No to na co jeszcze czekasz?- Mężczyzna zmarszczył gniewnie brwi.- Idź i ją podrzyj. Od teraz Kise Ryouta pracuje dla mnie.
–    Co takiego?- Kise ledwie się powstrzymał, by nie tupnąć nogą.- Nawet nie zapytałeś mnie o zdanie! Kim ty w ogóle, do jasnej cholery jesteś? Wpadasz tutaj nieproszony, przerywasz sesję i jeszcze oznajmiasz, że od tej pory jestem twoją własnością?! Za kogo ty się uważasz, co?!
–    Jestem Nash Gold – odparł mężczyzna, patrząc na niego zimno. Kise zamrugał, milknąc raptownie, prawie się zapowietrzając.- Producent, reżyser i aktor filmów pornograficznych. A ty, przystojniaczku, od dzisiaj pracujesz dla mnie.


***


    Był już późny wieczór, kiedy Aomine w końcu doczłapał do domu.
    Niezbyt mu się spieszyło. Po skończonej pracy wstąpił do baru, żeby się napić – wypił kilka shotów, ale szybko uznał, że nie ma najmniejszej ochoty się upijać. Czasu miał jeszcze dużo, i właściwie wolałby wrócić do domu przed braćmi, żeby zamknąć się w swoim pokoju, ale to tylko by tym zmartwił Ryoutę i Tetsuyę.
    Poszedł więc do domu pieszo – przez centrum, potem przez park, przez mniej uczęszczane uliczki. Powoli, powolutku, jakby miał cały czas tego świata. Niebo nad nim ciemniało szybko,  zwłaszcza, że zasnuły je grafitowe chmury, ale on i tak nie zwracał na to uwagi. Zastanawiał się nawet, czy by nie zahaczyć o uczelnię Kuroko i nie poczekać, aż ten skończy zajęcia. Mogliby wrócić razem, pogadać – może namówiłby go, żeby pogodził się z Kise? Może Tetsu zająłby czymś jego myśli, albo... albo może jakoś go pocieszył?
    Ale czy Aomine był smutny? Czy był zdruzgotany, zrozpaczony? Czy przepełniały go żal i poczucie winy, wyrzuty sumienia? Wcale nie był tego taki pewien. Chyba czuł... nic. Pustkę? Miał wrażenie, że nic nie byłoby teraz w stanie go zaszokować.
    Ostatecznie jednak stwierdził, że na Tetsuyę musiałby czekać ponad godzinę. Mógłby to zrobić, ale wraz z zapadającym wieczorem obniżała się temperatura, a przez powolny spacer Daiki i tak był już mocno zmarznięty. I głodny – pustka, czy nie pustka, podstawowe potrzeby człowieka musiały zostać zaspokojone.
    Wrócił więc do domu. Zaraz po wejściu przywitało go przyjemne ciepło, przytulne pomarańczowe światło i smakowity zapach zupy cytrynowej. No tak, Kise ją wczoraj gotował. Aomine był ciekawy, jak smakuje, choć właściwie był przekonany, że będzie dobra – Ryouta miał zdolności kulinarne, a zagraniczna kuchnia wychodziła mu nawet lepiej niż tradycyjna japońska.
    Ponieważ Daiki długo mozolił się ze zdjęciem kurtki oraz butów, wkrótce Kise sam wyjrzał z kuchni i ostrożnie zerknął w korytarz – zapewne na wypadek, gdyby to Kuroko wrócił, a nie on.
–    Och, Daikicchi, jesteś już!- westchnął ciężko, otwierając szerzej drzwi do kuchni i podchodząc do niego.- Nie uwierzysz, co się dzisiaj działo u mnie w pracy! Jestem zdruzgotany, zszokowany, zniesmaczony i... i nie wiem, jak jeszcze mógłbym to określić! Nie mam w ogóle pojęcia, co ja mam teraz robić, no po prostu nie uwierzysz, jak ci powiem, no!
    Aomine przełknął ciężko ślinę, przewieszając kurtkę na wieszak. Nie miał odwagi spojrzeć bratu w oczy, nie wiedział nawet, co powiedzieć – a przecież musiał komuś się wygadać, musiał wyjaśnić, co się tego dnia stało, co zniszczył, co zrujnował...
    Czy raczej kogo zabił..
–    Daikicchi?- Kise sam zauważył jego nastrój. Blondyn zmarszczył lekko brwi, wpatrując się z troską w brata. Przysunął się bliżej, próbując spojrzeć mu w oczy.- Wszystko w porządku?
    Daiki otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Kiedy już sądził, że jest gotowy do wyjaśnień, znów rozchylił wargi, a potem na powrót je złączył, zamykając oczy z pełną zrezygnowania miną.
–    Daiki?- Ryouta spoważniał, wydawał się teraz być nieco przestraszony.- O co chodzi?
    Ciemnoskóry wziął głęboki oddech. Musiał wziąć się w garść. Był przecież mężczyzną, dorosłym mężczyzną. W tym domu pełnił rolę nie tylko starszego brata dla Tetsu i braterskiego oparcia dla Kise, ale również w pewnym sensie rolę ojca ich obojga. Nie mógł pozwolić sobie na takie słabości, nawet jeśli były poważne.
    Mimo to, kiedy w końcu się odezwał, jego głos wcale nie brzmiał silnie:
–    Sakurai nie żyje – powiedział cicho. Kise wytrzeszczył na niego oczy, jego usta rozchyliły się.- Popełnił wczoraj samobójstwo.
–    Co...?- wyszeptał Ryouta z niedowierzaniem.- Ale... jak to? Czekaj, co? Nie, nie rozumiem, on... on się zabił? Ale dlaczego?
–    Czy to nie oczywiste?- parsknął z wymuszonym śmiechem Aomine.- Przeze mnie. Bo z nim zerwałem.
–    Miałeś przecież słuszny powód...!
–    Tak, ale Ryou nie był do końca normalny – mruknął Daiki.- Miał bzika na moim punkcie. Gdyby tylko to było możliwe, nie odstępowałby mnie na krok. Prawdę mówiąc od naszego zerwania zastanawiałem się, czy nie zrobi jakiejś głupoty... ale myślałem raczej, że powie komuś o naszym związku, albo zacznie mnie prześladować, albo będzie się naprzykrzał każdemu, kto mi się spodoba, żebym jakoś zaczął myśleć, że lepiej mi było z nim... W życiu bym nie przypuszczał, że popełni samobójstwo.
–    To... to wręcz niewiarygodne – wymamrotał Kise.- Byłeś u niego? Rozmawiałeś z jego rodzicami...?
–    Nie, dowiedziałem się w szkole – westchnął Aomine.
–    W szkole?- powtórzył zaskoczony Ryouta.
    Daiki już w momencie wypowiadanych przez niego słów, pożałował ich. Przez jego kręgosłup przeszedł niepowstrzymany dreszcz, serce na długi moment zamarło, a potem rozszalało w piersi, oddech stał się nieco cięższy, zupełnie jakby coś zawadzało mu w płucach; jakby coś ciężkiego osiadło na nich, nie pozwalając w pełni zaczerpnąć powietrza.
    Wygadał się! Przecież on właśnie się wygadał! Nie do końca świadomie i przede wszystkim niekontrolowanie, wyznał swoją największą tajemnicę, swoje najgorsze kłamstwo.
    Co teraz? Udawać, że chciał sprawdzić co u Ryou i poszedł do jego szkoły? Że dowiedział się od jego kolegów i koleżanek? Co za bezsens. Co za bzdury! Jeszcze więcej kłamstw, jeszcze więcej sekretów, tajemnic, unikania tematu!
    Zupełnie się w nich wszystkich pogrążył.
–    Pójdę do siebie – wychrypiał.
    Nie mógł. Po prostu nie mógł spojrzeć bratu w oczy i wyjaśnić mu, że ta „szkoła” to jego praca. Że nie jest wcale policjantem, że nie pomaga ludziom, nie je pączków jak amerykańscy funkcjonariusze, ani nie patroluje Tokio swoim radiowozem.
    Nie potrafił wyznać najdroższej mu osobie, że jest zwykłym cieciem sprzątającym w liceum.
    Bez słowa więcej ruszył schodami na górę, zaciskając ze złością wargi, jakby nie ufał własnemu gardłu i obawiał się, że wydobędzie się z niego kolejne podłe oszustwo.
–    Daiki!- zawołał za nim Kise, chwytając się poręczy. Stanął już na pierwszym stopniu, ale zawahał się przed pójściem za bratem.
    Sakurai nie żył... Były chłopak Daikiego, nawet jeśli łączyło ich uczucie tylko ze strony młodego, zakochanego licealisty, to jednak ciemnoskóry z pewnością do jakiegoś stopnia czuł się za niego odpowiedzialny. A teraz Ryou nie żył... Jeśli Aomine pragnął być teraz sam, to Kise powinien mu chyba zapewnić trochę prywatności, prawda?
    Ale tak się o niego martwił... Chciał z nim porozmawiać, upewnić się, że nie czuje się załamany, że nie dopada go żadna depresja, że nie ma głupich myśli. To całkiem naturalne, że czuł się winny, ale przecież nie był! Kise wiedział o tym doskonale i najchętniej wykrzyczałby mu to w twarz, ale zdawał sobie sprawę z tego, że takie rzeczy należało wyjaśniać na spokojnie, by do danej osoby to głęboko dotarło.
    Z drugiej jednak strony Aomine zawsze był taki uparty. Zawsze starał się sam radzić sobie ze swoimi problemami. Dusił wszystko w sobie, ściskał w najgłębszych zakamarkach swojej duszy. Tak było od zawsze, od maleńkości. Do ósmego roku życia był przecież wychowywany w domu dziecka; porzucony przez rodziców, przez nikogo nie kochany. Dokuczał innym, spędzał samotnie czas, bawiąc się na placu zabaw na terenie sierocińca.
    Ryouta doskonale pamiętał tamten dzień, gdy on i rodzice zobaczyli Aomine po raz pierwszy. Szli we trójkę do przedszkola, aby odebrać z niego Tetsuyę. Ośmioletni Kise szedł oczywiście pośrodku, trzymając mamę i tatę za ręce – wspólnie podnosili go, by mógł przefrunąć nad każdą mijaną na chodniku kałużą. To była wczesna jesień, deszczowy dzień. Przechodzili obok sierocińca, gdzie na placu zabaw bawiły się dzieciaki w różnym wieku. Większość z nich skakała w kaloszach po kałużach, niektórzy jednak byli na tyle uparci, by grać gumową piłką w siatkówkę.
    Aomine siedział sam na ławeczce, twarzą obrócony w kierunku płotu. Wyglądał tak uroczo w granatowych kaloszach w białe gwiazdki i niebieskiej pelerynie przeciwdeszczowej. Z naburmuszoną miną chwytał poukładane w stosik obok niego kamyki i ciskał je przed siebie, tworząc na ziemi całą ich mozaikę.
    Rodzice zatrzymali się wtedy – mama pierwsza go zauważyła. Jej mina była poważna, podobnie jak taty, kiedy podążył za nią wzrokiem. Kise również to zrobił. W tamtej chwili ten nieznajomy ciemnoskóry chłopiec nic dla niego nie znaczył, ale dla rodziców to było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Spojrzeli po sobie i – teraz Ryouta to wiedział – nawiązali bezsłowną nić porozumienia.
    Następnego dnia powiedzieli Ryoucie i Tetsuyi, że być może będą mieli jeszcze jednego braciszka. Kiedy odwieźli synów do szkół – Tetsu do przedszkola, a Kise do podstawówki – od razu pojechali do sierocińca, by dowiedzieć się szczegółów.
    I tak, ponad tydzień później, w ich domu pojawił się naburmuszony ciemnoskóry chłopiec w granatowych kaloszach w białe gwiazdki i w niebieskiej pelerynie przeciwdeszczowej. Wraz z nim pojawił się szary plecaczek w samochodziki, będący skromnym dobytkiem chłopca.
    Oczywiście, początki były tragiczne. Aomine był bardzo nieufny w stosunku do nowej rodziny. Właściwie to unikał rodziców i dwójki nowych braci, ciągle chował się w pokoju, nie wierzył im, kiedy mówili, że chcą stworzyć z nim wspaniałą, kochającą się rodzinę – nie wierzył, że będą go kochać.
    Że już go kochają.
    Ryouta nigdy na niego nie naciskał. Uśmiechał się do niego i traktował go życzliwie, nigdy nawet nie był zazdrosny o uczucia rodziców, co w takiej sytuacji byłoby normalne w każdej innej rodzinie. Jeśli chodziło o Tetsuyę, to traktował on Daikiego tak, jak traktować mógł nowego brata pięciolatek – z początku chował się za rodzicami lub za Ryoutą, kiedy do pomieszczenia wchodził ciemnoskóry naburmuszony chłopiec, potem z czasem zaczął mu przynosić rysunki z przedszkola. Pozostawiał je pod drzwiami jego pokoju, albo dawał mu do ręki, zachęcany przez mamę – choć zaraz potem czmychał, jakby sądził, że w ten sposób Aomine nie zauważy, że to od niego.
    Kise czasami bał się, że przez wzgląd na swój charakter, Daiki będzie gardził prezentami od praktycznie obcego chłopczyka. Zresztą, Aomine często krzywił się, kiedy coś dostawał od Tetsuyi. Ale nigdy nie wyrzucił ani nie podarł żadnego rysunku, choć również nie patrzył na nie z ciepłymi uczuciami. Zbierał je i chował w pudełku, niczym kolekcjoner bez pasji. Tak jakby... tak jakby mimo niechęci do nowej rodziny, miał jednak malutką nadzieję, odrobinkę wiary w to, że może oni naprawdę go kochają – choć troszeczkę.
    Ryouta tak bardzo zazdrościł mu tego opanowania i chłodu. Z niego zawsze była beksa, długo nie mógł z tego wyrosnąć. W przedszkolu chłopcy nabijali się z niego, że wygląda jak dziewczynka – nawet jeśli lubił samochodziki i transformery jak każdy inny chłopiec. Robiło mu się przykro, gdy ktoś go obrażał, poza tym zawsze entuzjastycznie odbierał każdy, nawet najdrobniejszy prezencik od Tetsuyi – potrafił zachwycać się nawet zwykłym kamyczkiem, albo pamperkiem, który podarował mu Kuroko.
    Ale pojawienie się w ich rodzinie Aomine trochę mu pomogło. Biorąc sobie jego za przykład, z czasem nauczył się odbierać każdą obelgę na spokojnie i odwdzięczać się pięknym za nadobne. Obserwując Daikiego, naśladując go, zaczął być bardziej chłopięcy, wręcz bardziej „męski”.
    Niestety, wciąż mu było do niego daleko. Kise po prostu nie rozumiał, dlaczego ludzie tak uparcie dusili w sobie uczucia i myśli. Owszem, on sam również to robił nieraz – ale z pewnością nie tyle, by ciężar ich wszystkich tak go przytłaczał. Lubił zwierzać się braciom, bo powiedział, że zawsze znajdzie w nich oparcie, pocieszenie i zrozumienie.
    I o ile za życia rodziców Aomine czasem przychodził do niego z problemem, o tyle po ich śmierci prawie zupełnie się w sobie zamknął.
    Kise rozumiał, że Daiki zobowiązał się do pełnienia w rodzinie roli najbardziej męskiego mężczyzny, ale przecież od śmierci rodziców minęło już tyle lat, a trzej bracia zdążyli się już w pewnym stopniu pogodzić z ich odejściem. Nauczyli się żyć razem, wspierali się...
    Tylko Aomine wciąż nie zwracał się do nich o pomoc.
    Właśnie to martwił Ryoutę tak bardzo. Rozpaczliwie chciał podnieść brata na duchu, ale nie mógł, ponieważ Aomine zwyczajnie mu na to nie pozwalał.
    Co mógł dla niego zrobić? Co mógłby...
    Nagle drzwi wejściowe otwarły się, wpuszczając do holu powiew zimnego wiatru. Kise drgnął z zaskoczeniem, wyrwany z zamyślenia, obrócił się i zobaczył młodszego brata, odkładającego na ziemię torbę. Tetsuya spojrzał na niego przelotnie, po czym bez słowa powitania zaczął rozpinać kurtkę. Z jakiegoś powodu wrócił wcześniej z uczelni, ale, rzecz jasna, Kise nie dowie się, jaki był to powód.
    Blondyn z westchnieniem spuścił wzrok na podłogę i, zszedłszy ze stopnia, udał się do kuchni, ledwie hamując łzy w oczach.
    Jeśli tak dalej pójdzie, jego rodzina – wszystko co kocha, wszystko, czego potrzebuje i czego pragnie – rozpadnie się na dobre.







* Nie będę pisać po angielsku, bo bym musiała też dodawać tłumaczenia, a nie chce mi się xD

7 komentarzy:

  1. Oj już mi się nie podoba nowa postać, najchętniej zobaczyłabym go z obitą gębą :3 co za burak XD
    Biedna Kisia, najpierw Kasamatsu, wypadek, potem konflikt z Tetsuyą, a teraz na domiar złego zmusza się go do prostytucji i to przed kamerami. Co jeszcze, Yuuki? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuu... się dzieje! No Kisia, ratuj rodzinkę! Mam nadzieję, że Aomine nie zrobi nic głupiego, w sumie nie wydaje się osobą, którą miałyby nawiedzać jakieś czarne myśli. A to wejście Nasha to mnie zaskoczyło ;D
    Oooch ja już chcę kolejny!! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw nie ogarnęłam, że to Nash przyszedł, potem zwyzywałam go od najgorszych, potem zaczęłam go wychwalać, bo myślałam, że kupił Kise, a nie go zatrudnił, a jak dowiedziałam się, że jest producentem, reżyserem i aktorem porno zaczęłam się śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu robi Nash? Jak ja typa nienawidzę uch.... ale ta postać na pewno wprowadzi dużo ciekawych rzeczy tutaj . Ej no, przepraszam dlaczego nasza cudowna rodzinka się rozpada :" ? ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  5. Kise gwiazdą porno... chętnie obejrzałabym jakiś filmik z jego udziałem hihi

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń