[MnU] Odcinek 9

Moda na Uke
Odcinek 9



    Nie ma nic bardziej wkurwiającego niż nieudane zaliczenie pijanego w trupa faceta – tak właśnie myślał Haizaki, krocząc ulicą tokijskiej dzielnicy z nadąsaną miną. Rozglądał się za czymś łatwym do poderwania, co nie będzie stawiało oporu i jęczało mu imię jakiegoś typa, którego, prawdopodobnie, kocha.
    Jebać miłość. Nie ma na tym świecie czegoś takiego. Jest tylko egoizm, który przejawia się, gdy ktoś chce cię mieć na wyłączność. Mówi czułe słówka, prawi komplementy, zapewnia, że nigdy cię nie zostawi, bo jesteś dla niego wszystkim... a potem wyjeżdża za granicę, żeby spędzać sobie pierdolone milusie chwile ze swoją narzeczoną, o której nie miałeś pojęcia.
    Taka właśnie jest prawda. Takie jest życie i właśnie to jest nazywane tą pieprzoną "miłością", której poszukuje każdy idiota, łudząc się, że jest to coś wyjątkowego.
    Haizaki przystanął, wpatrując się uważnie w stojącą niedaleko fontanny dziewczynę. Była niskiego wzrostku, zgrabna, o długich, smukłych nogach opiętych przez czarne rajstopy. Oprócz tego miała na sobie szarą spódniczkę i jesienny kasztanowy płaszczyk. Jej długie do ramion, lokowane brązowe włosy podskakiwały za każdym razem, gdy obracała głowę to w lewo, to w prawo, jakby kogoś szukając. Żuła gumę w sposób dość ordynarny, jej postawa również nie świadczyła o tym, by była grzeczną dziewczynką. Jedną nogę postąpiła do przodu, poruszała nią, wypinając odrobinę pupę, jakby dając do zrozumienia, że jest, jak to mawiał Haizaki, "chętna na zapchanie dziury".
    Świetnie. Idealna na jeden raz, z pewnością da się zaciągnąć do uliczki, obciągnie, da się ostro wyruchać i zapomni o sprawie.
–    Yo – przywitał się, podchodząc do niej.
    Spojrzała na niego najpierw dość lekceważąco, ale kiedy zmierzyła go spojrzeniem od góry do dołu, jej ciemnozielone oczy zabłysły, uśmiechnęła się przymilnie i zatrzepotała długimi, dolepianymi rzęsami.
–    No cześć – powiedziała, nawijając pukiel włosów na palec.
–    Zgubiłaś się, maleństwo?- zagadnął Shougo, postępując krok do przodu, patrząc na nią z góry ze swoim zwyczajowym uśmiechem.
–    Chłopak mnie tu zostawił!- poskarżyła się, wydymając usta.- Powiedział, że idzie kupić papierosy i zaraz wróci, ale czekam już z piętnaście minut!
–    No to niedobrze – wymruczał Shougo, kładąc jej dłoń na biodrze.- Może zostanę z tobą chwilę, maleństwo? Wiesz, ostatnio kręci się tu sporo nieciekawych typów...
–    Ojej, dziękuję, będzie mi bardzo miło!- Uśmiechnęła się do niego, prostując i ocierając biustem o jego klatkę piersiową.- Przyznam, że zaczynałam się trochę bać, wieeesz? No bo paru obrzydliwych staruchów już się na mnie gapiło! Cieszę się, że przyszedł mi z pomocą taki silny, przystojny mężczyzna!
–    Ah tak?- Haizaki objął ją, przesunął dłoń na jej pośladek.- Ale wiesz, jesteś tak ładna, że cała zgraja może się na nas rzucić, żeby cię porwać. Co ty na to, żebyśmy poszli w jakieś spokojniejsze miejsce? Może tam?- Wskazał ruchem głowy ciemną, ślepą uliczkę między dwoma sklepami.- Jak coś, to będziemy widzieć, czy twój chłopak idzie.
–    Oh, no dobrze – westchnęła, udając zmartwioną.- Mam nadzieję, że wróci.
    Haizaki ruszył w kierunku uliczki, obejmując swoją nową zdobycz. Nikt nie zwracał na nich uwagi, a nawet jeśli spojrzał w ich kierunku, to szybko odwracał wzrok. Nic dziwnego: taki pusty plastik w połączeniu z wysokim, umięśnionym facetem w dredach stanowił niecodzienny obrazek. Jej ignorancja i jego agresywność sprawiały, że każdemu przychodziło na myśl tylko jedno słowo – "yakuza".
–    Trochę tu śmierdzi – mruknęła, zagłębiając się w ciemności. Oparła się o cegły jednego  z budynków i spojrzała na Shougo.
–    Nie jest ci gorąco w tym płaszczyku?- zapytał Haizaki, zbliżając się do niej i stając w lekkim rozkroku.
–    Ehhh? Skąd wiedziałeś?- Trąciła go dłonią z uśmiechem i odpięła płaszcz, ukazując czarno-biały gorset, uwydatniający jej piersi. Poprawiła go szczupłymi palcami o długich różowych tipsach, wygięła biodra, trącając nimi krocze chłopaka.
–    Chyba coś tu masz, pobrudziłaś się?- Haizaki objął dłonią jej pierś, ścisnął lekko i przesunął palcami, jakby chciał zmyć niewidzialną plamę.- Ciężko schodzi, pomóc ci?
–    Będę wdzięczna – wymruczała, mrugając do niego okiem.
    Właściwie to nie przepadał za takimi głupimi tekstami – zupełnie jakby potrzebowali takich pretekstów do szybkiego numerku. On miał ochotę i ona była chętna, więc po co te gierki? Rajstopy w dół, spódniczka w górę, rozkrok i gotowe.
    Nachylił się, przesunął językiem po jej piersi, polizał ją szybkimi ruchami języka. Nie znosił gorsetów, ale nie miał wyjścia, musiał się jakoś dostać chociaż do jej piersi. Szarpnął szytywnym materiałem, wyciągając jej biust, przyssał się do sutka, drugi drażniąc kciukiem i palcem wskazującym. Dziewczyna zacisnęła dłonie na jego ramionach, przygryzała wargę, pojękując.
    Oderwał się od niej, pozostawiając po sobie odrobinę śliny. Rozpiął rozporek, wyjął ze spodni twardniejącego penisa. Dziewczyna uklękła od razu, biorąc go do dłoni, wypluła pospiesznie gumę do życia i splunęła na jego członka. Rozsmarowała ślinę po całej jego długości, a potem, patrząc na niego z dołu, zaczęła wsuwać go do ust.
    Shougo odgarnął jej włosy, chwycił za nie mocno i pociągnął w dół, by dziewczyna mocniej wygięła głowę. Sam wszedł do jej gardła i sam zaczął poruszać biodrami, ciesząc się, że jego zdobycz jest nie tylko chętna, ale i doświadczona – bez oporu i zbędnych skarg przyjmowała go do końca, czerwieniąc się na twarzy, gdy nie mogła złapać oddechu. Wysuwał się więc co kilka sekunad, dając jej odetchnąć, ale nie na długo – w jej ustach było przyjemnie ciepło i wilogtno, z kolei na zewnątrz wiał nieprzyjemny wiatr, przez co Shougo miał wrażenie, jakby jego penis miał zaraz zamarznąć.
    Nie pozwolił jednak na to, by szybko skończyć. Szarpnął jej włosami, każąc jej wstać, zignorował jej krzyk. Odrwócił ją plecami do siebie, pchnął brutalnie na ścianę. Dziewczyna oparła się o nią pospiesznie, stając w rozkroku, podczas gdy Haizaki unosił jej spódnickę i rozdzierał niecierpliwie materiał rajstop. Przesunął dłonią sznurek jej stringów, zanurzając palce w jej wnętrzu. Nie była tak mokra jakby chciał, toteż splunął na dłoń i znów wsunął ją we wrażliwe miejsce, nawilżając. Dziewczyna oblizała zmysłowo wargi, wypinając się ku niemu, sama sięgnęła dłonią po jego penisa i przysunęła do mokrej szparki.
–    Włóż go, ogierze – jęknęła.- Jest tak duży, jak lubię, nie powstrzymuj się, kotku.
    Nie kazał sobie tego powtarzać. Wsunął w nią najpierw czubek swojego penisa, by po chwili wbić się w nią gwałtownie i od razu zacząć poruszać w niej szybko, agresywnie. Dziewczyna jęczała głośno, uderzając pięścią o zimne cegły, wypinając jeszcze mocniej.
–    Lubisz to, suko?- zapytał, uderzając ją mocno w pośladek.
–    Tak! Tak, lubię to! Tak mi rób, mocniej, ogierze! Uderz mnie mocniej!
    Spełnił jej życzenie, zamachując się mocno i przyspieszając ruchy. Nabijał się w nią mocno i szybko, czując, że jego dzień właśnie dobiega końca, że właśnie się spełnia w jej mokrej, gorącej dziurce. Tego właśnie potrzebował, by dojść w jakiejś chętnej norce, która nie będzie jęczeć, że ją boli.
–    Oh, tak, tak, tak...- jęczała dziewczyna.- Boże, twój kutas jest taki wielki, ogh! Zaraj dojdę, kotku!
    Znów ją uderzył, by jeszcze mocniej się na nim zacisnęła. W końcu poczuł, że jej wnętrze jest już wystarczająco ciasne i przygotowane, by zaspokoić ostniatnią jego potrzebę. Ruszał się w niej szybko, czując jak po jego penisie spływają jej soki, słysząc chlupoczący dźwięk przy każdym pchnięciu. Właśnie tak mokra powinna być na pieprzonym początku!
    Doszedł w niej, zagryzając wargę i spuszczając się intensywnie. Nie obchodziło go, czy bierze jakieś środki antykoncepcji, widział ją pierwszy i ostatni raz, więc nawet jeśli zrobi jej bahora, to jebać dziwkę. Sama sobie w życiu poradzi, tak jak i on.
    Jeszcze przez chwilę poruszał się w niej leniwie, rozkoszując się gorącym wnętrzem. Po tym jak doszła stała się jeszcze ciaśniejsza, więc ciężko było mu w ogóle z niej wyjść. W końcu jednak odsunął się i schował penisa do spodni. Dziewczyna również zaczęła się ubierać.
    Chociaż w uliczce było ciemno, Haizaki był pewien, że przechodzący obok niej ludzie albo słyszeli, albo widzieli zarys pieprzącej się tutaj parki – jeśli któryś idiota zdecydował się wezwać policję, lepiej będzie, jeśli zmyje się jak najszybciej.
–    Dzięki za numerek, powodzenia z chłopakiem – mruknął, machnąwszy jej ręką.
–    Eh?! Już idziesz?- Spojrzała na niego niezadowolona.- Daj chociaż swój numer, umówimy się jeszcze kiedyś!
–    Nie rucham tej samej dziury dwa razy, więc pierdol się, "kotku" – warknął.
–    Nie traktuj mnie tak, ty jebany chuju!- krzyknęła.- Tak to jest z wami, pierdolonymi facetami! Dać wam dupy i już lecicie do następnej!
–    Jeb się, w dupie mam twoje zmartwienia, dostałem, co chciałem, a teraz spadam. Jak taka jesteś niepocieszona, to znajdź sobie jakiegoś frajera.
–    Dupek!- warknęła.- A żeby ci tak ten kutas...
    Haizaki podszedł do niej, ścisnął dłonią jej gardło i przygniótł ją do ściany. Chwyciła dłońmi jego nadgarstek, próbując go kopnąć, ale jej nogi najwyraźniej odmawiały współpracy. Patrzyła na niego przerażona, w jej oczach pojawiły się łzy.
–    Jeszcze jedno słowo, a obiecuję ci, że już nikt ci w żadną dziurę nie wejdzie – zamruczał groźnie.- Chyba, że twój sąsiad z grobu obok.
    Puścił ją, a ta, łapiąc się za gardło, odczołgała się kawałek od niego.
–    Tyle w temacie. Zejdź mi z oczu, suko.
    Zostawił ją w uliczce i ruszył przed siebie. Akurat w momencie, gdy znalazł się na głównej ulicy, z naprzeciwka zobaczył nadjeżdżający radiowóz.
    Haizaki uśmiechnął się wrednie.
    No cóż... Spóźniliście się, frajerzy, ale coś tam dla was zostało.

***

–    Bakao?
    Znajomy głos wyrwał go z otępienia. Zamrugał, w końcu wyostrzając obraz i spojrzał nieco w górę, zaskoczony. Ujrzał nad sobą przystojną twarz o łagodnym, zaniepokojnym wyrazie twarzy.
–    Kto ci to zrobił?- Miyaji Kiyoshi klęknął przy nim i delikatnie ujął jego twarz dłońmi, przyglądającsię krwawiącej wardze i opuchniętemu policzkowi.
    Takao poruszył ustami, jednak ze zdziwiniem uświadomił sobie, że nie jest w stanie mówić. Jego szczęka zadrżała silnie, chłopak rozpłakał się do reszty, ostatkiem sił zarzucając dawno niewidzianemu przyjacielowi ręce na szyję i przytulając się do niego.
    Miyaji westchnął cicho, obejmując go ostrożnie. Wyglądało na to, że chłopak nie ma siły nawet ustać na nogach. Nie będzie miał więc innego wyjścia, niż zanieść go do swojego mieszkania. Przypuszczał, że pobicie go nie jest jedynym powodem, przez który płakał.
–    Trzymaj się, Kazunari – szepnął, biorąc go na ręce.- Spokojnie, nic już ci nie grozi, jestem tu.
    Takao jęknął coś cicho w odpowiedzi, jednak łkanie nie pozwalało mu na wypowiadanie sensownych i zrozumiałych słów. Obejmował kurczowo szyję swojego przyjaciela, wtulił twarz w zagłębienie jego szyi, nie chcąc patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy z pewnością dziwnie się teraz na nich gapią.
–    Dobrze, że akurat wracałem tędy do domu – powiedział Miyaji i uśmiechnął się lekko.- Wiesz, po czym się poznałem?
    Takao pociągnął nosem i pokręcił przecząco głową.
–    Po skarpetkach – odparł Miyaji. Kazunari zaśmiał się krótko.- Powinieneś w końcu zacząć kupować dłuższe spodnie! Wiem, że lubisz takie, ale serio, zabawnie to wygląda, kiedy siedzisz na ziemi i widać ci skarpety. A tak z innej beczki, przytyłeś trochę...
–    Przepraszam – szepnął, zawstydzony.
–    Żartuję – westchnął Kiyoshi.- Powiedziałbym wręcz, że jakiś taki zbyt lekki jesteś. Co prawda, ostatnio niosłem cię po imprezie, na której świętowaliśmy twoje ukończenie szkoły, ale... coś mi się zdaje, że odżywiasz się jak stereotypowi studenci. Zrobię ci jakiś porządny obiad, jak do mnie dotrzemy.
–    Przepraszam.
–    Nie przepraszaj. Chociaż nie, możesz przeprosić za jedno: za to, że tak śmierdzisz! Ile ty wypiłeś, do cholery?
–    Nie wiem...
    Miyaji mógł tylko z westchnieniem pokręcić głową. Cokolwiek działo się teraz w życiu Takao, musiało być gorsze niż chwile, które dopadały go wcześniej. Mógł założyć się, że nadal chodziło o Midorimę, podobnie jak trzy lata temu, dwa lata temu, w zeszłym roku, pół roku temu i trzy miesiące temu, kiedy widzieli się po raz ostatni.
    Zawsze tylko sprawa z Shintarou: kocha Akashiego, chociaż Takao jest w nim zakochany na zabój. Idiota, odrzucać kogoś takiego dla tyrana.
    Całe szczęście, że jego mieszkanie mieściło się nieopodal miejsca, w którym Takao od czasu do czasu chadzał się napić. Rzadko kiedy się spotykali, ponieważ Miyaji był zajęty pracą, z kolei Kazunari studiami i swoim zespołem. Mogli co najwyżej raz po raz napisać sobie smsa, czy zadzwonić, ale na prywatne spotkania nie mieli zbytnio czasu.
    Widać los postanowił przypomnieć im o sobie i sam sprawił dogodną sytuację, by się zobaczyli... Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.
–    Dasz radę już samodzielnie stanąć?- zapytał Miyaji, ostrożnie stawiając go na ziemi.
    Takao pospiesznie otarł łzy rękawami płaszcza, pokiwał tylko głową. Kiyoshi sięgnął do kieszeni spodni po klucze i otworzył drzwi swojego mieszkania, przepuszczając przyjaciela pierwszego.
    Co, jak co, ale cztery kąty Miyajiego były jednym z tych miejsc, które Kazunari uwielbiał odwiedzać. Choć mieszkanie nie było zbyt wielkie i składało się jedynie z kuchni, łazienki i sypialni, to było tak przytulne, że aż ciężko się je opuszczało. Można by powiedzieć, że dom kawalera to stereotypowa szara klitka, ale jeśli chodziło o Kiyoshiego, z pewnością starał się, by jego goście tak o nim nie myśleli – wnętrze było utrzymane w ciepłych kolorach, nadając otoczeniu wręcz przyjaznej, rodzinnej atmosfery.
–    Rozbierz się, zaraz przygotuję ci kąpiel – powiedział Miyaji, ściągając buty i płaszcz.- Rozgość się. Jeśli chcesz się czegoś napić, to śmiało, ale radzę powstrzymać się od parzenia herbaty, dopóki się porządnie nie wyszorujesz.
–    Uhm...- Takao spojrzał na niego oczami zbitego psa.
–    Ta, możesz tu nocować – mruknął Miyaji, czochrając jego włosy, gdy mijał go w przejściu, kierując się do łazienki.
    Takao uśmiechnął się słabo. Jak zawsze mógł liczyć na wsparcie Miyajiego. Cieszył się, że miał tak dobrych przyjaciół. Tetsuya pocieszał go słowem, Kiyoshi czynem. Czegóż więc chcieć więcej, jeśli ma się tak cudownych bliskich?
    Przełknął ślinę, potrząsnął głową. Wiedział, co jeszcze by mu się teraz przydało, ale był świadom, że w obecnej chwili dostaje to Akashi, a on prawdopodobnie nigdy tego niedoczeka.
    Przeszedł cichutko do kuchni, nasłuchując dźwięków napuszczanej do wanny wody. Sięgnął po szklankę i butelkę wody mineralnej, wypił ją duszkiem i westchnął. Chodź w mieszkaniu było ciepło, czuł na ciele nieprzyjemny chłód, jego uda i wrażliwe miejsca szczypały delikatnie, przyzwyczajając się do nowej temperatury. Przygryzł wargę, przycupnął na krześle i siedział tak, dopóki do kuchni nie zajrzał Miyaji.
–    Serio, żebym musiał cię szukać w tak małym mieszkaniu...- westchnął.- Zazwyczaj wszędzie cię pełno, trajkoczesz jak głupi, aż się sąsiedzi potem skarżą, a teraz jak ta mysz pod miotłą...- Miyaji kucnął przed nim, patrząc na jego przybitą twarz.- Gorąca kąpiel, równie gorący, porządny obiad, kubek herbaty, ciepłe łóżko i możliwość wygadania się – to wszystko, co mogę ci zaoferować. Ewentualnie w bonusie będą jakieś słowa pocieszenia, ale, oczywiście, do niczego cię nie zmuszam. Prócz kąpieli i obiadu.
    Takao uśmiechnął się do niego i skinął głową, znów otarł łzy.
–    Zachowuję się jak baba, co?- westchnął.
–    No.- Miyaji pokiwał głową.- Ale spoko, nikomu nie powiem.
–    Przymknij się – mruknął Kazunari ze śmiechem.- Jeśli zrobisz mi coś niesmacznego, wcisnę ci to w...
–    No i oto wraca mój Takao – westchnął ciężko Miyaji, podnosząc się i otwierając lodówkę.- Kąpiel gotowa, więc wskakuj do wanny, zaraz przyniosę ci piżamę.
–    Dzięki, Miyaji.- Chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością i wyszedł z kuchni.
    Gdyby zaczął brać pieniądze za każdym razem, gdy pomagał temu wariatowi, z pewnością byłby teraz miliarderem...
    Wyjął z lodówki zupę miso przygotowaną tego ranka i gotową do odgrzania, po czym uszykował produkty niezbędne do przygotowania yakisoby. Pozostawił wszystko na ladzie i przeszedł do swojej sypialni, by zabrać z niej piżamę i zanieść Takao.
    Kiedy wszedł do łazieznki, przywitał go niebywały widok. Stanął jak wryty w progu, patrząc bez wyrazu na ogromną, białą, puchową kulkę umoszczoną w wannie, ze środka której wystawała głowa Takao.
–    I jak?- zapytał Kazunari, wyciągając ku niemu białą rękę.
    Miyaji zbliżył się do niego niepewnie i położył piżamę na zamkniętej klapie sedesu.
–    Znowu za dużo płynu – mruknął.
–    Chciałeś, żebym przestał śmierdzieć!
–    Ale nie kazałem ci wylewać na siebie pół butelki.- Wywrócił oczami.- Zrób coś z tą pianą, bo wyglądasz jak baran!
–    O, wypraszam sobie, jak już, to owieczka!
    Miyaji spojrzał na niego uważnie, a potem parsknął śmiechem. Takao również uśmiechnął się do niego i zaśmiał lekko.
–    Niech ci będzie, owco, ale zrób coś z tą pianą. Za 15 minut będzie gotowy obiad, więc ani myśl się tutaj zakorzeniać.
–    Tak jest, kapitanie!- Takao zasalatutował mu z poważną miną, a Kiyoshi pstryknął go w czoło palcami i wrócił do kuchni, by zająć się przygotowaniem posiłku.
    Bakao chyba już na zawsze Bakao pozostanie...

    Było już grubo po pierwszej w nocy, kiedy w Takao i Miyaji przenieśli się do sypialni. Kiyoshi nie miał zapasowego futonu, bo pożyczył go swojemu bratu, a kanapy, na której jego przyjaciel mógłby się przespać, nie posiadał w ogóle. A ponieważ Kazunari był w takim stanie... w jakim był... zmuszeni byli spać w jednym łóżku, co właściwie żadnego nie odrzucało, bo Takao już nie raz u niego nocował.
    Odświeżeni i najedzeni położyli się do łóżka, obaj zadowoleni z jego miękkości i przyjemnego zapachu świeżości. Miyaji przeciągnął się, tłumiąc ziewnięcie. Nie chciał poznać po sobie zmęczenia, w końcu Kazunari miał mu się lada moment zwierzyć ze swoich problemów.
    A on zdecydowanie bardziej wolał, gdy na jego twarzy gościł uśmiech, niż ten smętny wyraz, który towarzyszył mu, odkąd znalazł go w ciemnej uliczce za kontenerem na śmieci.
    Obrócił się do niego twarzą i czekał, aż zacznie mówić. Takao jeszcze przez dłuższy czas milczał ze wzrokiem wbitym we wzorek piżamy Miyajiego, a potem wziął głęboki oddech i opowiedział swojemu przyjacielowi o wydarzeniach tego dnia, zaczynając od spotkania Kagamiego i Kuroko w centrum handlowym, poprzez obietnicę Shintarou o wspólnie spędzonym wieczorze, zostawieniu go samego, gdy tylko zadzwonił Akashi i upiciu się w barze, kończąc na niedoszłym gwałcie i bolesnym kopniaku, który pozostawił po sobie nieprzyjemny ślad na policzku i wardze. Przy tej ostatniej opowieści Miyaji wyglądał, jakby miał ochotę znaleźć sprawcę i brutalnie go zamordować.
    Jednak jedyne, co zrobił, to zacisnął pięści, westchnął ciężko i zamknął na moment oczy.
–    Nie wiem, na co mam bardziej ochotę: na przywalenie tamtemu gościowi, czy na przywalenie Midorimie.
–    Nie bądź na niego zły, to nie jego wina. Jest zakochany...
–    Przestań go bronić, głąbie – westchnął Miyaji.- Zakochany? Koło dupy! On po prostu uzależnił się od tego całego Akashiego, i tyle! Idiota pozwala mu na traktowanie siebie jak zabawki, lecąc na każde jego pierdnięcie!
    Takao zachichotał rozbawiony, przysuwając się bliżej Miyajiego.
–    No – potwierdził z uśmiechem.- Ale nic nie poradzę. Mogę jedynie czekać, aż mu przejdzie.
–    A co, jeśli tak się nie stanie?
–    Żywię nadzieję, że zmądrzeje. Albo Akashi zdecyduje się mieć jednego, stałego kochanka, czy stałą kochankę, może nawet się ożeni, i da Shin-chanowi spokój.
–    Serio, podziwiam cię, że tak to wytrzymujesz – mruknął Kiyoshi.- Gdybym ja wyznał komuś miłość, a on ciągle by mnie odrzucał dla kogoś innego, szybko dałbym sobie spokój.
–    Ale Akashi go nie kocha!
–    A Midorima o tym wie – zauważył Miyaji.- I mimo to nadal się go trzyma. Przecież to chore, daj spokój. Ile to już trwa?
–    Pół roku.
–    PÓŁ ROKU?!- wykrzyknął Kiyoshi, patrząc na niego z niedowierzaniem.- A od jak dawna go kochasz?
–    Prawie pięć lat – wymamrotał Takao.
–    I ty naprawdę...?- Kiyoshi machnął ręką w niezrozumiałym geście.
–    Co?
–    No... ani razu z nikim... nie kochałeś się z nikim ani razu?
    Takao zamrugał powiekami, dopiero po chwili dotarło do niego, o czym mówi Kiyoshi. Spuścił wzrok, zawstydzony i zarumienił się.
–    No nie.
–    Znaczy, nie mówię, że to źle – powiedział pospiesznie Miyaji.- Po prostu to trochę zaskakujące... nie zastanawiałeś się, jakby zachował się Midorima, wiedząc, że masz kogoś? Może w ten sposób wzbudziłbyś w nim zazdrość?
–    Złudne nadzieje – westchnął Takao.- On sam nawet chciał mi dać numer do kilku jego koleżanek, namawiał mnie też, żebym umówił się z naszą koleżanką ze studiów, bo jej się podobam... Ale ja nie chcę – burknął, obrażony.- Chcę Shin-chana.
    Miyaji wywrócił oczami. Ciągle tylko "Shin-chan" i "Shin-chan"... a gdzie miejsce na setki innych, o wiele bardziej godnych tego ważnego miejsca w sercu osobach?
–    Przytulisz mnie?- zapytał cicho Takao, kiedy przez długą chwilę żaden z nich się nie odzywał.
    Kiyoshi mruknął cicho w odpowiedzi, przysunął się do niego i otoczył ramieniem jego, jak mógł teraz poczuć, delikatnie drżące ciało. Oparł podpródek o jego włosy, pozwalając, by Kazunari wtulił się w niego, zignorował łaskoczący oddech na jego szyi. Zaczął przesuwać powoli dłonią wzdłuż jego pleców, przymknął oczy, wsłuchując się w ciche bicie serca jego przyjaciela. Powoli zaczynał usypiać.
–    Dziękuję, Miyaji – szepnął Takao, pociągając nosem.- Za wszystko.
–    Mhm – wymruczał, przyciągając go do siebie.- Śpij, Takao. Rano się odwdzięczysz i zrobisz mi śniadanie.
–    Dobrze – zaśmiał się lekko.- Dziękuję...
    Kiyoshi nie odpowiedział. Przestał go głaskać, zamknął oczy.
    Rozkoszując się przyjemnym zapachem jego własnego płynu do kąpieli, w objęciach ubranego w jego własną piżamę chłopaka, którego skrycie kochał, zasnął spokojnym, niczym nie zmąconym snem.


2 komentarze:

Łączna liczba wyświetleń