[MnU] Odcinek 90


    Aomine odzyskał przytomność po ponad godzinie.
    Kiedy otworzył oczy, od razu zrozumiał, że znajduje się w szpitalu: świadczyła o tym wszechobecna jasność, sterylna czystość oraz charakterystyczny zapach leków. Poza tym pamiętał tego mężczyznę w czarnych dredach, który go uratował. Obiecał, że mu pomoże, a skoro był gotów rzucić się z gołymi rękami na człowieka z nożem, to Daiki ufał mu, że i dowiezie go w bezpieczne miejsce, gdzie zajmą się jego ranami.
    Przytomność co prawda stracił jeszcze w tamtym miejscu – co to było? Jakaś hala? Pachniało głównie metalem i drewnem, ale także jakimiś owocami. Potem nie było już nic, później tylko ta jasność, lekarze i pielęgniarki, a także dwóch funkcjonariuszy policji, którzy go przesłuchiwali.
    Teraz Daiki siedział na swoim łóżku, opierając się o dużą miękką poduszkę. Nakrył się szczelnie kocem i nerwowo skubał palcami opatrunki; zabandażowano cały jego tors, całe ręce (prócz dłoni), a także szyję.
    Szyję...
    Aomine zamrugał pospiesznie, by pozbyć się łez. To było takie przerażające... Naprawdę myślał, że Imayoshi podrzyna mu gardło! Czuł, jak ostrze jego noża zatopiło się w cienką skórę, jak sunęło od lewej do prawej. Miał wrażenie, że przecięło wszystkie żyły i krtań, że wykrwawia się, nie może oddychać...
    Ta rana była jednak cieniutka, choć równie bolesna, co cała reszta.
    Pewnie po wyjściu ze szpitala będzie musiał pójść na terapię. Psycholog zapisze mu leki, zorganizuje spotkania z nim, będzie musiał opowiadać mu o swoich koszmarach i lękach, które z pewnością będą go od tej pory dręczyć...
–    Gdzie Ryouta i Tetsu?- wymamrotał do pielęgniarki, która przyszła sprawdzić jego stan i łagodnymi ruchami sprawdzała wenflony przymocowane w skórze jego przedramion. Z tego, co usłyszał wynikało, że lekarze przeprowadzili na nim transfuzję krwi, a teraz czekały go co najmniej dwa dni z zapasem kroplówek.
–    Kto?- Pielęgniarka, niska kobieta o czarnych włosach związanych w warkocz, spojrzała na niego bez zrozumienia.
–    Ryouta i Tetsu – powtórzył Aomine. Mówił ochrypłym szeptem. Z rozmowy z funkcjonariuszami wynikało, że spędził w magazynie około trzydziestu czterech godzin, bez choćby szklanki wody. To i fakt, że ciągle próbował wołać o pomoc, mimo knebla w ustach, sprawiało, że jego gardło było teraz wysuszone i piekło.- Moi bracia.
–    Ach, bracia – powiedziała pielęgniarka, kiwając głową i delikatnie poprawiając jego poduszkę.- Już do pana jadą, Aomine-san. Nie mieliśmy żadnych pańskich danych, gdy pan tu trafił, ale na szczęście okazało się, że pańscy bracia zgłosili pana zaginięcie. Funkcjonariusze rozpoznali pana po zdjęciu i zadzwonili do nich. Już są w drodze, powinni tu być już niedługo. Chce się pan napić?
    Aomine pokręcił przecząco głową. Obok jego łóżka, na stoliku nocnym, postawiano specjalną wodę z odżywczymi minerałami, którą miał sączyć przez słomkę – powoli i ostrożnie.
–    Czy potrzebuje pan czegoś?- zapytała jeszcze pielęgniarka, prostując się i uśmiechając do niego ciepło.
–    Tylko Ryouty i Tetsu – wychrypiał Daiki.
–    W takim razie proszę o odrobinkę cierpliwości. Na pewno wkrótce tu będą. Na razie proszę odpoczywać. Jeśli będzie mnie pan potrzebował, proszę dzwonić.
    Ciemnoskóry skinął potulnie głową, znów zaczynając skubać palcami brzegi bandażów. Pielęgniarka zostawiła go samego; nie zamknęła drzwi do jego sali, wobec czego miał widok na korytarz i przechodzących nim od czasu do czasu lekarzy czy pacjentów.
    Był trochę zły na Kise i Kuroko. Policjanci wyszli przecież dobre pół godziny temu, więc jego bracia powinni już tutaj być. Tak bardzo chciał ich zobaczyć... Miał wrażenie, jakby zniknął na całe lata i teraz pojawił się nagle, nie do końca pamiętany przez bliskich.
    Kiedy ktoś zapukał do jego drzwi, Daiki uniósł głowę, wbijając pełne nadziei spojrzenie w swych gości, ale okazało się, że to nie byli jego bracia.
–    Cześć – mruknął wysoki, muskularny mężczyzna w czarnych dredach. Zatrzymał się na moment u progu, po czym wszedł do sali, nie spuszczając z oczu Aomine.
    Daiki od razu go rozpoznał. To właśnie on uratował mu życie – to właśnie ten mężczyzna naraził się dla niego i rzucił do obrony, walczył gołymi rękami z psycholem, który za broń miał ostry nóż.
    Aomine bez słowa wyciągnął ku niemu dłoń. Czarnowłosy wahał się, ale tylko przez chwilę – podszedł do niego śmiało i uścisnął jego rękę, skinąwszy przy tym głową.
–    Dzięki za wszystko – wychrypiał Daiki. Spojrzał ponad jego ramieniem na drugiego mężczyznę, który również zajrzał do środka. On także miał czarne włosy, ale naturalne, nie farbowane, jak wybawca Aomine.- Tobie też dziękuję.
    Mężczyzna wszedł do środka, uśmiechając się lekko, łagodnie.
–    Mamy nadzieję, że już się lepiej czujesz – powiedział.- Aomine, tak?
–    Tak.- Daiki skinął głową.- A wy...?
–    Ja jestem Nijimura Shuuzou, a to Haizaki Shougo.
–    Okej. Nie zapomnę.
–    Lepiej, żebyś to zrobił.- Haizaki, ten w dredach, skrzywił się z odrazą.- Inaczej dostaniesz na głowę i będziesz miał chuja z życia. Na twoim miejscu nie pozwoliłbym, żeby to wydarzenie mną zawładnęło.
–    Shougo...- Nijimura spojrzał na niego ostrzegawczo.- Nie wszyscy są tacy, jak ty, i mają wszystko i wszystkich w poważaniu.
–    Mówię tylko, jak powinien zrobić, żeby było dobrze.- Haizaki wzruszył obojętnie ramionami.- Chyba nie chcesz spędzić pół życia na psychotropach, no nie?
–    Nie.- Aomine pokręcił przecząco głową. Chciał zaserwować im dłuższą wypowiedź, wyjaśnić, że rozumie Shougo i popiera jego pomysł, choć jest świadom tego, że będzie mu ciężko pogodzić się z niedawną tragedią. Ale za bardzo bolało go gardło, by wdawać się w dyskusje.- Jeszcze raz, dzięki.
–    Nie ma sprawy – mruknął Haizaki.- Wpadliśmy tylko się pożegnać. Psy już nas przesłuchały, więc wracamy na chatę.
–    Czy mogę...?
–    Jakoś się odwdzięczyć?- Haizaki prychnął kpiąco.- Nie wpierdalaj się więcej w takie gówna.
–    Shougo!- skarcił go Nijimura, ale ku jego zaskoczeniu Aomine zaśmiał się ochryple.
–    Jasne. Postaram się.
    Haizaki spojrzał na swojego towarzysza z miną „No i widzisz? Mam rację.”, po czym skinął Daikiemu. Nijimura uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Razem z Shougo ruszyli właśnie w kierunku drzwi, kiedy nagle z korytarza dobiegły ich hałasy; jakieś okrzyki zmieszane ze stukotem butów na posadzce i piskiem adidasów.
    Obaj mężczyźni ledwie zdążyli uskoczyć na bok, kiedy do sali wdarło się kilka osób. Aomine odetchnął z ulgą na widok braci, wyciągnął ku nim ręce. Kuroko pierwszy znalazł się przy nim, z drżącym westchnieniem wtulając się w niego mocno i kurczowo zaciskając palce na jego szpitalnej koszuli.
–    Jesteście – mruknął Daiki, przytulając go do siebie mocno i wciskając nos w jego błękitne, miękkie włosy.- Nareszcie...!
–    Daiki...- szepnął z płaczem Kise, powoli do nich podchodząc. Ponieważ Aomine przytulał Kuroko, nie miał jak objąć Ryouty, ale blondyn i tak stał tylko przy łóżku, przesuwając przerażonym spojrzeniem po licznych bandażach brata.- Kto... dlaczego...?
–    Ćśś...- Aomine pokręcił tylko głową, mocniej przytulając młodszego brata.- Później. Co wam tak długo zajęło...?
–    Wybacz – powiedział Kise, podchodząc bliżej. Kuroko przesunął nieznacznie, by zrobić dla niego miejsce i teraz Daiki mógł przytulić również blondyna. Z radością powitał znajomy, przyjemny zapach jego skóry.- Policja zadzwoniła do nas pół godziny temu, ale zanim się wszyscy zebraliśmy, a-a jeszcze korki...!- Kise zacisnął mocno powieki, wzdychając drżąco.- Och, Daiki, braciszku...!
    Żaden z nich nie zwrócił uwagi, że Haizaki i Nijimura wycofali się dyskretnie na korytarz, pozostawiając rodzinę w pełnej prywatności. Minęły bardzo długie minuty, kiedy Kuroko i Kise wysunęli się ze słabych objęć Aomine, wciąż jednak pozostając tuż przy nim – każdy po jednej stronie łóżka. Obaj uspokoili się już, przynajmniej na tyle, by przestać płakać.
    Aomine zdobył się dla nich na nieznaczny uśmiech. Sięgnął po wysoką szklankę wody z minerałami, by zwilżyć gardło.
–    Nie pozwalają mi mówić za dużo – wychrypiał.
    Kise bez słowa pokręcił głową, mocno zaciskając wargi, by nie rozpłakać się ponownie. Głos ciemnoskórego brzmiał strasznie, gorzej niż u starca. Kiedy Ryouta wyobraził sobie, przez co musiał przechodzić, co sprawiło, że tak bardzo nadwyrężył głos...
    Jego ciałem wstrząsnął dreszcz.
–    To minie – powiedział cichutko Aomine, dostrzegając jego reakcję.- Posiedzę w szpitalu tylko trzy dni... Jak wrócę do domu, będę już lepiej mó...- urwał przez większą chrypę, która zdawała się stanąć mu w gardle. Musiał odchrząknąć, a to sprawiło, że skrzywił się boleśnie.
–    Nic nie mów – powiedział Kuroko, ściskając jego dłoń.- Oszczędzaj się, Daiki. Sami zapytamy o wszystko lekarza, kiedy przyjdzie.
–    Zapytamy, czy możemy zostać na noc – zdecydował Kise, a Kuroko skinął głową, wpatrzony w Aomine.
    Daiki chciał zaprotestować – przecież kiedy to Ryouta wylądował w szpitalu po wypadku, nie pozwolono im zostać z nim chociaż na jedną noc.
    Nie powiedział nic jednak. Samotnie spędzona noc i tak była ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął. Wolał nacieszyć się braćmi i widzieć ich przez cały czas.
    Uścisnął więc ich dłonie i skinął głową, uśmiechając się słabo.
    Nareszcie byli razem.


***


    Midorima nie czuł się zbyt komfortowo w tak zaaferowanej ferajnie. Właściwie to nie miał bladego pojęcia, po co w ogóle Akashi zabrał go ze sobą.
    Dotarli do szpitala równocześnie z całą resztą, gdyż już wcześniej od paru godzin siedzieli w domu trójki braci, próbując ich wesprzeć. Reo i Eikichiego Shintarou w ogóle nie znał, Kise spotkał tylko dwa czy trzy razy, Kuroko widywał już znacznie częściej, czy to z Akashim, czy z Takao. Co do Takao to owszem, znał go perfekcyjnie dobrze, ale ten również przyjechał w towarzystwie: zabrał ze sobą Miyajiego. Jeśli zaś chodziło o Kagamiego...
    Cóż, akurat przy jego boku wolał zdecydowanie nie przesiadywać. Bardzo dziwnie czuł się w towarzystwie swojego byłego kochanka, tym bardziej, że posadzili ich obok siebie na krześle.
    Nie miał jednak zamiaru pytać Akashiego o to, po jaką cholerę zabrał go ze sobą, kiedy Tetsuya zadzwonił i poinformował go o zaginięciu Aomine – którego Midorima, tak swoją drogą, też znał ledwo-ledwo. Seijuurou sam wydawał się być zmartwiony i takie pytanie mogłoby go rozzłościć, wobec czego siedział cicho, czując się trochę jak pantoflarz. Milczał, bo i tak nie miał z kim porozmawiać. Kagami również go unikał (na jego widok lekko poczerwieniał i czmychnął do łazienki, gdy się zjawili z Akashim).
    Ogólnie, dopóki nie zadzwonili funkcjonariusze, w domu trójki braci panowała bardzo napięta atmosfera, związana nie tylko ze strachem o życie jednego z nich. Midorima i Kagami unikali się, ale było oczywistym, że czasem zawieszali na sobie milczące spojrzenie; Akashi również ledwie powstrzymywał się od wybuchnięcia. Odkąd dowiedział się od Kuroko, że Kagami prawie go zgwałcił, Seijuurou nie widział Taigi – a dla niego tamten czyn był wciąż świeży, a sprawa nierozwiązana. Poza tym dochodziły jeszcze wrogie spojrzenia Midorimy i Miyajiego, i wciąż odrobinę niepewne zerknięcia Takao na Akashiego.
    Shintarou obawiał się, że będą musieli spędzić jeszcze całą noc u Kise i Kuroko, ale na całe szczęście Daiki się odnalazł. Oczywiście, wieść o tym, że jest poraniony i poważnie odwodniony, wstrząsnęła nawet Midorimą. Był też odrobinę zaniepokojony, kiedy jechali do szpitala. Mieli tylko dwa auta, Akashiego i Eikichiego. Niefortunnie złożyło się, że Eikichi i Reo zabrali Kise, Kuroko i Kagamiego, Akashi zaś i Midorima zmuszeni byli wziąć ze sobą Takao i Miyajiego.
    Midorima był pewien, że Miyaji specjalnie trzymał Kazunariego za rękę, a ich złączone dłonie oparł o udo Kazunariego – tak, by Shintarou widział to, gdyby obrócił się do prowadzącego Akashiego.
    Na całe szczęście tej groteskowej sielanki nadszedł szybki koniec. Kiedy znaleźli się już w szpitalu, wszyscy myśleli tylko o Aomine. Kise i Kuroko jako pierwsi pognali do jego sali; Kagami wyraźnie wahał się, czy nie popędzić z nimi, ale ostatecznie się powstrzymał. Bracia mieli w końcu pierwszeństwo, a on był tylko przyjacielem.
    Całą grupą udali się więc na korytarz, gdzie mieściła się sala Daikiego. W sześć osób prezentowali się dość imponująco, zwłaszcza, że znacznie się od siebie różnili.
    Kiedy dotarli na miejsce, z pomieszczenia wychodziła akurat dwójka mężczyzn: wysoki facet z czarnymi dredami i podobnego co on wzrostu szczupły mężczyzna o krótkich, równie czarnych włosach. Rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, ten drugi uśmiechał się ciepło do kolegi w dredach.
–    Co...- Midorima usłyszał głos idącego za nim Takao. Obrócił ku niemu głowę, chcąc sprawdzić, co się stało, i zamarł w bezruchu, zaskoczony.
    Kazunari stanął jak wryty, wbijając pełne przerażenia i zdumienia spojrzenie w faceta w dredach. Ten wydawał się go nie zauważać, a nawet jeśli na niego zerknął, to po chwili przeszedł obok Takao obojętnie, nie rozpoznając go – Kazunari wówczas prędko odsunął się, przechodząc na drugą stronę Miyajiego, który spojrzał na niego bez zrozumienia. Takao tylko spuścił w milczeniu głowę, jakby obawiał się, że facet w dredach jednak go rozpozna...
    Midorima zmarszczył brwi, przesuwając wzrok na oddalających się mężczyzn. Sam osobiście nie rozpoznawał go, był pewien, że nigdy wcześniej go nie widział. Co się stało? O co chodziło? Czy Takao bał się tego mężczyzny?
–    Ta...- zaczął Shintarou, ale urwał. Miyaji patrzył na niego nieprzyjemnym wzrokiem, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie życzy sobie, by zielonowłosy zaczepiał jego chłopaka. Sam Kazunari zdawał się go nie usłyszeć.
    Midorima zacisnął wargi, po czym odwrócił od nich głowę.
    Teraz to dopiero miał ochotę wrócić do domu.
    Około piętnastu minut później z sali Aomine wyszli Kuroko oraz Kise. Wydawało się, że cały stres opadł z nich i teraz widać było na ich twarzach ogromne zmęczenie. Ryouta popatrzył żałośnie na Reo, po czym, ledwie powstrzymując się od łkania, przytulił się do swojego przyjaciela.
    Kuroko również nie mógł opanować emocji. Gdy tylko pojawił się na korytarzu, Akashi wstał ze swojego krzesła, patrząc na niego pytająco. Teraz Tetsuya skorzystał z jego wyciągniętych ramion i pozwolił zamknąć się w uścisku; objął ramionami szyję Seijuurou, wtulając w jej zagłębienie twarz.
    Midorima czuł się bardzo nie na miejscu. Reo i Eikichi byli parą, więc trzymali się blisko siebie, teraz dodatkowo pocieszając Kise; Takao i Miyaji stali ramię w ramię, z troską przyglądając się braciom; jego własny chłopak przytulał Tetsuyę, a Kagami udał się do pokoju Aomine.
    Shintarou został sam, na uboczu.
    Naprawdę, w tym momencie nienawidził ich wszystkich.
    Tymczasem Kagami, który ostrożnie wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, prawie dostał zawału na widok ciemnoskórego.
    Jego serce podskoczyło w piersi i zaczęło bić jak oszalałe, kiedy zobaczył ilość bandaży, jaką został owinięty Daiki. Jego pięknie opalona skóra wydawała się być teraz trochę blada, sińce pod oczami wyraźnie się wyróżniały; spojrzenie granatowych oczu, zwykle albo obojętne, albo psotne, teraz było nieco mętne, choć na całe szczęście przytomne.
    Ale to, co najbardziej rzucało się w oczy, to... niepewność Daikiego. To, jak przesuwał spojrzeniem po Kagamim, jakby czegoś się obawiał. To, jak nerwowo skubał palcami bandaże kończące się na jego nadgarstkach.
–    Cześć, Aho.- Taiga musiał powtórzyć powitanie drugi raz, bo za pierwszym z jego gardła wydobył się tylko dziwny skrzek.
–    Hej – odparł ochryple Aomine, po czym skrzywił się lekko.- Nie wyglądam za dobrze, co?
–    Uhm.- Kagami przełknął nerwowo ślinę.- Jak zagorzały fan Micheala Jacksona...
    Ku jego zaskoczeniu, Daiki roześmiał się słabo, spoglądając na swoje bandaże. Rzeczywiście, był tak nimi obwiązany, iż sprawiało to wrażenie, jakby jego skóra stała się teraz tak jasna jak Kise czy Kuroko.
–    Pomyślę nad czymś podobnym – stwierdził, wciąż przeraźliwie ochryple.- Będę bardziej przypominał braci.
–    Dobrze jest, jak jest – powiedział Taiga, podchodząc bliżej niego.- Mogę usiąść...?
    Aomine poruszył nogami, robiąc mu miejsce na łóżku. Kagami nawet nie spojrzał na stojące obok niego krzesło. Przysiadł na brzegu łóżka, przesuwając spojrzeniem po Aomine.
–    Na najbliższe miesiące to najlepszy widok dla twoich oczu – zaśmiał się słabo Daiki.- Lekarze powiedzieli, że blizny zejdą, ale minie bardzo dużo czasu. Nim moja skóra wróci do poprzedniego stanu, miną pewnie ze dwa-trzy lata.
–    A tam – bąknął Kagami. Kompletnie nie wiedział, co powiedzieć w tej sytuacji, w jaki sposób pocieszyć rannego mężczyznę.- Blizny bywają seksowne. Kto wie, może wzrośnie twoje powodzenie.
–    Hm – mruknął Aomine, poważniejąc nieco.- Chyba dam sobie spokój z romansami.
–    Hm?- Taiga spojrzał na niego bez zrozumienia.- W sensie... nie chcesz się z nikim związać?
–    W ogóle nie chcę... niczego. Od nikogo.
    Kagami był zaskoczony. Wiedział co prawda, że Aomine może i nie był seksoholikiem, ale jak większość facetów bardzo lubił seks. Taiga nie był sobie w stanie wyobrazić, że Daiki miałby żyć w celibacie.
    Czyżby miał więcej ran niż tylko na torsie...?
    Aomine westchnął ciężko, na jego ustach błądził uśmiech.
–    Zastanawiam się, czy patrzysz tak na mnie, bo zamierzałeś pocieszać mnie w łóżku, czy po prostu nie wierzysz, że naprawdę chcę być sam.
    Taiga poczerwieniał na twarzy i już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale Daiki ciągnął dalej:
–    Nie chcę być z nikim, kto może mnie kiedyś pokochać – wychrypiał cicho, niepewnie.- Nie chcę być obarczony taką odpowiedzialnością. Nie chcę nikomu zawrócić w głowie. Wolę być sam.
–    O czym ty mówisz, Aomine?- wymamrotał Kagami, zupełnie zdumiony.- Dlaczego „sam”? Przecież kiedyś na pewno... na pewno znajdzie się ktoś, kogo będziesz kochał z wzajemnością, z kim będziesz chciał spędzić resztę życia, a on z tobą...
–    Jestem gejem, Kagami.- Daiki odchrząknął cicho.- Dzieci nie chcę, a starzeć się będę u boku braci. Miłość... to niebezpieczne uczucie. Chcę mieć jak najrzadziej z nią do czynienia.
    Kagami westchnął ciężko, czując się zagubiony. Przypuszczał, że decyzja Aomine miała jakiś związek z jego porwaniem, być może z jakąś rozmową z porywaczem... ale podobnie jak cała reszta, podobnie jak nawet Kise i Kuroko, Taiga nie poznał jeszcze szczegółów tego wydarzenia: nie znał ani sprawcy, ani powodów, jakimi się on kierował.
–    Czyli... masz teraz zamiar odrzucać każdego, kto cię kocha?- mruknął.
    Aomine spojrzał na niego z powagą.
–    Nie dam się już nikomu pokochać – stwierdził ochryple.- Ryouta, Tetsu... w pewnym stopniu ty... i nikt więcej. Dla nikogo nie ma już miejsca. Dla nikogo nie będę okazywał ciepłych uczuć... Nikt nie może mnie kochać.
    Taiga był wstrząśnięty jego słowami. Oczywiście, dla Aomine pewne uczucia zawsze były upierdliwe – przez większość młodzieńczych lat nie lubił, kiedy Ryouta i Tetsu okazywali mi troskę i ciepło. Zawsze był chłodnym typem, zdystansowanym, nieufnym.
    Ale żeby podejmował aż tak ogromne decyzje? Daiki nie mógł kierować czyimiś uczuciami – zawsze mógł znaleźć się ktoś, kto by się w nim zakochał – ale skoro podchodził do tego tak stanowczo, mogło to oznaczać, że ma zamiar zmienić swoje zachowanie w stosunku do obcych.
    Czy o to właśnie mu chodziło? Ale co chce tym osiągnąć? Przecież czasami wystarczy jedno spojrzenie, by stracić dla kogoś głowę.
    Czyżby... czyżby chodziło o samobójstwo Sakurai'a?
    Kagami zmarszczył brwi, głowę miał pełną myśli, przypuszczeń, pytań. Chciał porozmawiać z Daikim, przekonać go, że to nie jest dobry pomysł – że każdy potrzebuje miłości, ciepłych uczuć, każdy potrzebuje mieć w kimś wsparcie, niekoniecznie kogoś z rodziny.
    Ale Aomine wyglądał tak słabo, był taki zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie... Może kiedy odpocznie i dojdzie nieco do siebie, zmieni zdanie?
–    Nie będę cię już męczył – powiedział cicho Kagami.- Takao i Akashi też chcą się z tobą zobaczyć. No i Reo.
    Daiki pokiwał w odpowiedzi głową, nie patrząc na niego. Taiga chwycił jego dłoń i ścisnął delikatnie.
–    Przyjadę do ciebie jutro – obiecał.- Chociaż pewnie będę parę godzin czekał w kolejce przed Kise i Kuroko.
–    Mhm.- Aomine uśmiechnął się lekko.- Dzięki, Kagami. Dbaj o nich, póki nie wrócę do domu.
–    Jasne.- Taiga pokiwał głową.
    Zaskakujące, jak bardzo nie chciał wychodzić – jak bardzo chciał zrobić wszystko, co w jego mocy, by na tę właśnie chwilę, na dokładnie ten moment, obudzić w Aomine dawnego ducha; zobaczyć jego psotne iskierki w oczach, jego uśmieszek na twarzy, usłyszeć jego mocny, mrukliwy ton.
    Ta wersja Daikiego przerażała go.
    I to bardzo.







8 komentarzy:

  1. Druga!
    Ło człowieku... AHOMINE JUŻ NIGDY NIE WAŻ SIĘ DAWAĆ PORYWAĆ, SŁYSZYSZ GŁUPOLU? NEVER. Aaaa tak się cieszę, że już wszystko w porządku... poza tym spaczeniem na psychice, że niby przez to, że miał związek z Sakuraiem to wybuchła ta cała afera... ale tak to git jest, wporzo
    I btw, mam nadzieję, że Midorima się w końcu pogodzi z Bakao, bo tak smutno mi bez nich :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Aomineee! <3 <3 <3
    Wreszcie dzieje się dobrze :D ale obawiam się, że ze mną jest coś nie tak... Chyba uzależniłam się od AkaKuro xD - w momencie, kiedy Akashi go przytulił to chyba tak się jakoś dziwnie uśmiechnęłam hahah
    Ale fajnie, mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gha! Czyli jednak nie będzie szybko! T~T
      No dobra... w takim razie życzę ci weny no... dużo weny dla MnU...

      Usuń
  3. " zaczął skubać brzegi bandażów" a nie bandaży? O, jak dobrze, że to całe wariactwo z Imayoshim się skończyło.... I że Ahomine się jakoś czuje. Mam nadzieję, że przez to jakiejś psychozy. Co jest nie tak z Haizakim? Że Takao się go boi? Coś było i zapomniałam? Czy może to nowa era tego serialu...~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haizaki próbował zgwałcić Takao na początku 1 sezonu <3

      Usuń
    2. Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Dziękuję za przypomnienie <3

      Usuń
  4. Przepraszam, że mnie nie było długo, miałam ostatnio urwanie głowy, ale tak się cieszę, że już wszystko w porząsiu z Aho... no prawie wszystko
    Weny kochana i pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń