Nijimura czuł się w swoim obecnym życiu prawie jak ryba w wodzie.
Miał dobrą pracę i świetną wypłatę, nawet jeśli jego szef trochę go przerażał; Akashi Seijuurou regularnie odwiedzał każdy dział swojego biurowca i sprawdzał, czy kierownicy sprawują pieczę nad jego pracownikami oraz samą pracą. Zdaniem Nijimury radził sobie dobrze i szef nie miał się o co przyczepić – co zresztą było prawdą, bo Akashi wydawał się być z niego zadowolony, choć ani nie prawił mu komplementów ani go nie wysławiał pod niebiosa przed innymi. Odkąd zaczął u niego pracować usłyszał tylko jeden jedyny raz coś, co mogło uchodzić za komplement; któregoś dnia Shuuzou został wezwany przez Furihatę, sekretarza Akashiego, do biura szefa, aby ten przedstawił mu cotygodniowy raport. Akashi siedział wtedy za biurkiem przy stercie papierów i coś w nich wypełniał, ale podobno uważnie słuchał. Nijimura streścił mu więc listę sukcesów z ostatniego tygodnia oraz plany na następny i mógłby poprzysiąc, że na koniec usłyszał, że Akashi wymamrotał: „Hm. Fajnie”.
Potem się nie odezwał, nawet kiedy Nijimura zapytał, czy może sobie już pójść. Uznał brak odpowiedzi za potwierdzenie, wobec czego wrócił do pracy.
Nie tylko jednak jego zawodowe życie było poukładane. Również w życiu prywatnym doszło do konkretnych zmian. Remont mieszkania dobiegł końca i teraz zarówno on jak i Haizaki żyli jak skromni królowie. W domu panował względny porządek – jak na dwóch bałaganiarzy. Jego praca pozwalała mu na to, aby co miesiąc wysyłać Sachiko alimenty na ich syna, Kazuyę. Shuuzou regularnie się z nią kontaktował poprzez aplikację Skype. Chociaż Madoka z początku kontaktowała się z nim bardzo niechętnie, wkrótce zaczęła opowiadać mu o swoim codziennym życiu, a wraz z nią na ekranie pojawiała się uśmiechnięta, szczerbata buzia czarnowłosego chłopca.
Chociaż Nijimura nie chciał być stałą częścią ich życia, to jednak nie był w stanie dłużej przed sobą ukrywać, że tak naprawdę żywił do Kazuyi ciepłe uczucia. Im częściej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że on i Haizaki stanowiliby parę całkiem fajnych rodziców.
Shougo co prawda nadal upierał się przy tym, by nie byli parą, choć ich wspólne życie wskazywało na coś innego. Sypiali ze sobą przynajmniej raz w tygodniu, czasem nawet brali razem prysznic, a poza tym gotowali wspólnie i wspólnie spędzali wolny czas, zupełnie jak dawniej.
Nie.
Nie jak dawniej.
Haizaki już nie sypiał z innymi, a przynajmniej Nijimura nie zauważył, by to robił – nie znajdował w ich mieszkaniu śladów po obcych mężczyznach, a sam Shougo wracał z pracy w całkiem regularnych godzinach. O ile więc nie zaliczał jakichś panienek czy chłoptasiów po drodze, wyglądało na to, że ograniczył się do Shuuzou.
Nijimurze absolutnie to nie przeszkadzało.
Powoli zaczynał czuć, że jest prawdziwie szczęśliwy.
Do czasu...
To był całkiem przyjemny dzień, jak na zimę, nawet jeśli ta już dobiegała powoli końca. Śnieg opadł grubą warstwą na chodnik i schody budynku mieszkalnego. Nijimura załatwił sobie wolne, ponieważ dowiedział się, że Haizaki również nie idzie do pracy. Wstali około jedenastej, po nocy przepełnionej pożądaniem i satysfakcją. Po śniadaniu podzielili się obowiązkami; otworzyli okna, by przewietrzyć mieszkanie, Haizaki wyniósł śmieci, Nijimura odgarnął śnieg, potem posprzątał łazienkę, w czasie gdy Shougo ogarniał bałagan w kuchni, łącznie z piętrzącymi się w zlewie naczyniami. Zostawili sobie popołudnie wolne, by usiąść przed kanapą i pooglądać telewizję.
Sielankę przerwał dzwonek do drzwi. Nijimura nie wiedział jeszcze, że wizyta niespodziewanego gościa tak bardzo popsuje relacje z mężczyzną, którego kochał.
To właśnie Shuuzou poszedł otworzyć. Nie poznał żadnego z dwóch mężczyzn, którzy stali za progiem z wyraźnie zniesmaczonymi minami. Obaj byli potężnie zbudowani: ten stojący na przodzie miał przydługie blond włosy i zimne niebieskie oczy, a zza kołnierza kurtki na szyi widoczny był dziwnie poskręcany tatuaż. Mężczyzna miał po dwa kolczyki w uszach i wyglądał na bardzo pewnego siebie – nic dziwnego, koleś miał wielkie muskuły i do tego prawie dwa metry wzrostu.
Za nim stał kolejny bysior – prawdziwy gigant spośród ludzi. Z pewnością był Amerykaninem, świadczyła o tym jego potężna sylwetka, wzrost, a przede wszystkim ciemna skóra i duże wargi. Jego włosy były białe, raczej farbowane, w uszach i w wardze miał kolczyki. Wyglądał jak ochroniarz tego pierwszego, ale Nijimura był pewien, że ten wcale nie potrzebowałby ochrony, gdyby zagrażało mu jakieś niebezpieczeństwo.
– Haizaki Shougo?- zapytał blondyn z amerykańskim akcentem.
– A kto pyta?- Nijimura zmarszczył gniewnie brwi. Nie podobała mu się pogarda i wyższość w głosie blondyna. Bysior za jego plecami strzyknął karkiem.
– Wyluzuj, Jason – mruknął do kompana blondyn, spoglądając na niego przez ramię.- Jak będzie się stawiać, to sam się tym zajmę.- Mężczyzna odwrócił się do niego i rzekł łaskawym tonem:- Jestem Nash Gold. Szukam Haizakiego Shougo. To ty?
– Może i ja.- Shuuzou oparł się o framugę drzwi. Nash Gold był od niego wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, ten drugi – o jakieś trzydzieści. Ale Nijimura nie był tchórzem, w młodości wiele czasu spędził na ulicy i wiedział, że w razie czego będzie umiał się bronić.
Poza tym, Ameryka też go czegoś nauczyła.
– Interesuje mnie zawarcie z tobą drobnego układu – powiedział Nash.- Wpuścisz nas do środka, czy mamy tutaj tak stać jak idioci? Gdzie się podziała ta cała japońska gówno-gościnność?
– Co jest, Shuuzou?- Nijimura przeklął w myślach, kiedy w korytarzu zjawił się Haizaki i spojrzał ponad jego ramieniem na gości.- Zamknij drzwi, kurwa, zimno jest.
– Nie jesteśmy zainteresowani – powiedział Shuuzou i już pchnął drzwi, by je zamknąć, kiedy Nash niespodziewanie chwycił je i spojrzał na Haizakiego – tego prawdziwego.
– To ty jesteś Haizaki?
– Chuj ci do tego.
– Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.- Nash uśmiechnął się przebiegle.- Łatwa kasa do zarobienia.
– W dupie mam...
– Dwa miliony jenów.
Haizaki zmarszczył brwi. Nijimura milczał, na razie nie wtrącając się. Dwa miliony jenów? Niby za co? I skąd znali Haizakiego, skoro ten najwyraźniej ich nie kojarzył?
– Czego chcecie?- zapytał Shougo.
– Wygląda na to, że naprawdę musimy tu stać jak idioci – powiedział zimnym tonem Nash, prostując się.
– Wpuść ich – polecił Haizaki Nijimurze, po czym odwrócił się i ruszył do salony.
– Shougo...!- Shuuzou zmarszczył gniewnie brwi.
– Przyszli do mnie, nie do ciebie.
Nash i Jason bez słowa przeszli przez próg i, nie zdejmując butów, ruszyli za Haizakim. Nijimura zamknął drzwi i dołączył do nich.
„Goście” usiedli na kanapie, Shougo stał przed nią ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Minę miał skrzywioną, widać było, że jeśli tamci nie zainteresują go już na wstępie, to wścieknie się i na nich rzuci z pięściami.
– Obiło mi się o uszy, że uratowałeś z opresji pewną księżniczkę, Aomine Daikiego – zaczął Nash.
– Coś kojarzę – burknął Haizaki, wywracając oczami. Oczywiście, pamiętał ciemnoskórego kolesia, którego Imayoshi, szef Shougo, ciął nożem w magazynie. To było niecałe dwa tygodnie temu, a w wiadomościach jeszcze o tym mówili.
– Widzisz, interesuje mnie jego brat, niejaki Kise Ryouta.
– Kise Ryouta?- Nijimura zmarszczył brwi.- Ten model?
– Tak, ten sam – odparł Nash, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.- Jestem producentem i reżyserem filmów porno, a taka buźka bardzo mi się przyda w moich najnowszych filmach. Widzicie... w ciężkich dla Kise chwilach dogadałem się z nim, że jeśli znajdę jego biednego, zaginionego braciszka, to Ryouta podpisze ze mną kontrakt na dwa lata i wyjedzie ze mną do Ameryki.- Nash rozwalił się na kanapie, wyraźnie zadowolony.
– Aha – mruknął Haizaki.- A znalazłem go ja. I co teraz? Kise będzie dla mnie odgrywał prywatne porno przez dwa lata?
– Teraz proponuję ci pójście ze mną na układ – powiedział spokojnie Nash, oglądając swoje nieskazitelnie czyste paznokcie.- Dam ci dwa miliony jenów tylko i wyłącznie za to, że pojedziesz ze mną do Kise i powiesz mu... że pracujesz dla mnie.
– Chcesz mi dać dwa miliony za to, że ruszę dupę z mieszkania i powiem jedno zdanie?- Haizaki zmarszczył brwi.
– Dokładnie.- Nash z uśmiechem rozłożył ręce.- Nie ma nic prostszego, prawda?
– Gdzie jest haczyk?
– Nie ma haczyka.- Gold wzruszył ramionami.- Jeśli sam powiem Kise, że pracowałeś dla mnie, to mi nie uwierzy i się wykiwa. Ale jeśli pojedziesz tam ze mną i sam powiesz, że pracujesz dla mnie, i że poleciłem ci znaleźć Aomine, Kise będzie musiał zgodzić się na podpisanie kontraktu.
– Aż tak bardzo chcesz go w tych swoich filmach?
– W istocie.
– I tak nie uwierzy – powiedział Shuuzou.- W szpitalu nic za to nie chciałem. Gadał ze mną.
– To nie jest ważne.- Nash wzruszył ramionami z obojętną miną.- Może się nawet powołać na świadków, ale to będzie słowo przeciwko słowu. A twoje jest tutaj najważniejsze. Jeśli będziesz trwał przy tym, że z mojego polecenia znalazłeś Aomine, to sprawa będzie załatwiona. Kise pójdzie po dobroci, chyba że będzie chciał zobaczyć mnie zdenerwowanego.
Nastała chwila milczenia. Haizaki i Nash mierzyli się spojrzeniami, Nijimura przyglądał się Shuuzou. Chyba tego nie rozważał?! Nie miał nawet pewności, czy ten cały Nash zapłaci mu taką kasę, ale to nawet nie było ważne! Jeżeli Haizaki się zgodzi, to będzie po prostu... złe.
Shougo w ten sposób skaże tego człowieka na dobrowolne wykorzystywanie seksualne.
Nijimura pamiętał Kise ze szpitala. To był roztrzęsiony, przerażony stanem swojego brata blondyn o złotych oczach, w których widać było wiele ciepła i trosk z całego życia. Shuuzou wiedział, że takie oczy wiele widziały. Wiedział, że człowiek o takim spojrzeniu już wiele w swoim życiu przeszedł. Kise Ryouta z pewnością miał sporo za sobą, nie tylko porwanie brata.
Odebranie mu ulgi na wieść, że jego brat żyje, nawet jeśli był torturowany, i zastąpienie tego uczucia strachem i zniechęceniem do tego, że będzie musiał po prostu sprzedawać swoje ciało...
I to dla takiego nadętego dupka...!
– Haiza-...
– Trzy miliony – powiedział Shougo.
– Nie targuję się – warknął Nash.- Proponuję ci te dwa miliony z dobrego serca, bo równie dobrze mogę cie zmusić siłą, żebyś tam ze mną poszedł. A nawet jeśli nie, to siłą zmuszę Kise. Po prostu chcę dać ludziom szczęście, żeby wszyscy byli zadowoleni. Kise mi coś obiecał, a ja potrzebuję go. Za wszelką cenę.
– Zgoda.- Haizaki wzruszył ramionami.
– Shougo, zwariowałeś?!- wykrzyknął Nijimura.
– Łatwa kasa – mruknął Shougo.- A ja mam dość mojej roboty. Zrobię sobie przerwę. Może pojadę na Okinawę, na wakacje.
– Zniszczysz tym ludziom życie! Dopiero co odzyskali jednego brata, a teraz ten koleś ma im odebrać drugiego?!
– Wróci po dwóch latach – zauważył Haizaki.
– Tak, może wróci, ale kim wtedy będzie?!
– To tylko seks – prychnął Shougo.- W dodatku zgaduję, że będzie miał za to płacone. A skoro to model, to pewnie będzie zarabiał gruby hajs. Wszyscy lubią porno.
– Nie o to w tym chodzi, Shougo!- Nijimura spojrzał na niego z niedowierzaniem, kręcąc głową.- To... to są dobrzy ludzie...
– Nie ma dobrych ludzi – powiedział oschle Haizaki.
– Skoro sprawa załatwiona – zaczął z zadowoleniem Nash, wstając z kanapy. Jego ochroniarz również się podniósł.- Daj mi swój numer, Haizaki. Zadzwonię do ciebie i dam znać, kiedy pojedziemy do Kise ogłosić mu tę radosną nowinę. Na pewno się ucieszy, że spłaci dług – dodał, spoglądając drwiąco na Nijimurę, w którym aż zagotowało się ze złości.
Mężczyźni sami wyszli z mieszkania, nie odprowadzeni przez nikogo. Nijimura wpatrywał się bez słowa z Haizakiego, mając nadzieję, że ten w końcu spojrzy na niego i wyjaśni, że to był żart, że powiedział tak tylko po to, by tamci sobie poszli, by nie zrobili rozróby w ich świeżo wyremontowanym mieszkaniu.
– Nie gap się tak – burknął Haizaki, rozsiadając się na kanapie i opierając nogi o stolik.- Kasa się przyda.
– Ale nie taka kasa!- Nijimura był zrozpaczony.- Co się z tobą dzieje, Shougo?! Nawet jeśli ledwie ciągnęliśmy koniec z końcem, to przynajmniej zarabialiśmy uczciwy szmal uczciwą robotą! A teraz nagle zachciało ci się iść na łatwiznę i zniszczyć życie trójce braci?! Ten cały Aomine pewnie będzie musiał teraz do psychiatry chodzić po przeżyciu takich tortur, kto wie, czy i jego bracia nie będą potrzebować pomocy?! A ty chcesz teraz wysłać jednego z nich do Ameryki, żeby stał się sprzedajną dziwką, odgrywającą jakieś chore role przed kamerą?!
– Sam bym się zgodził na bycie gwiazdą porno, gdybym miał szansę.- Haizaki wzruszył ramionami.
– Ja pierdole...- Nijimura pokręcił głową.- Nie masz wstydu, człowieku. Nie każdy ma ochotę rozbierać się przed kamerą i pokazywać światu jak wygląda w środku! Dla niektórych seks to coś więcej, niż rżnięcie się nawzajem, to coś intymnego, romantycznego...
– Kurwa, serio?- Shougo spojrzał na niego ze złością.- Chcesz mi prawić morale, Shuuzou? Mam głęboko w dupie cudze życie, rozumiesz? Muszę dbać o siebie, bo ten popierdolony świat nie zrobił niczego dobrego dla mnie. Dlaczego więc ja mam coś robić dla niego?
– Zrobiłeś coś dobrego, znalazłeś tamtego faceta i oddałeś go braciom!- wybuchnął Nijimura.- To był, kurwa, dobry uczynek, prawdopodobnie jedyny w twoim życiu! Powinieneś go zostawić w spokoju i pielęgnować, mieć pierdoloną pamiątkę, że jednak nie byłeś totalną gnidą w swoim życiu, a nie spierdolić to po dwóch tygodniach!
– Skąd wiesz, że ten cały model nie ma ochoty się ruchać? Zarobi więcej, niż za uśmiechanie się na jebanych zdjęciach!
– Gdyby miał ochotę być porno gwiazdą, to by po prostu się zgodził i już by go nie było!
– Nic o nich nie wiesz, ja pierdole.
– Tak, ty też nic o nich nie wiesz! Ale nie powinniśmy się w to wtrącać, to ich życie!
– To ja się wtrącam, ty nie masz z tym nic wspólnego – prychnął Haizaki.- Albo zabierzesz te swoje jebane dobre serduszko razem ze swoją jebaną dupą z salonu, albo ja idę do siebie, bo mam dość twojego ujadania, kundlu.
Nijimura rozdziawił usta w niedowierzaniu. Czy Haizakiego naprawdę aż tak rozsierdziło to, że Shuuzou było żal tamtej rodziny? Że chciał im pomóc, skoro już Shougo zrobił dla nich coś dobrego – i dla siebie? Czy to naprawdę takie złe, że nie chciał, by ten dobry moment w życiu Haizakiego przerodził się w kolejne śmierdzące gówno?
– Jesteś nic nie wartym chujem – syknął ze złością, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju.
W odpowiedzi usłyszał tylko prychnięcie.
***
– Ahhh, ile to czasu minęło, odkąd razem piliśmy, Shin-chan?- westchnął z uśmiechem Takao, siadając na poduszce z butelką sake.
Podczas wczorajszego obiadu on i Midorima postanowili umówić się w mieszkaniu Takao. Miyaji zgodził się, ale uprzedził, że woli być wtedy w pracy. Wciąż nie przepadał za zielonowłosym i nie miał ochoty przebywać w jego towarzystwie. Wobec tego Takao zaproponował przyjacielowi, by ten wpadł do niego nazajutrz wieczorem, kiedy Miyaji będzie w pracy.
Teraz siedzieli w przytulnym saloniku przed kominkiem, na poduszkach ułożonych przed kanapą, o którą przy okazji się opierali. Midorimę miał odebrać wieczorem Akashi, kiedy skończy pracę, wobec czego Shintarou zgodził się, by napili się trochę alkoholu.
To była ich druga butelka.
– Trochę za długo – mruknął Shintarou w odpowiedzi na pytanie przyjaciela.
– Oho! Robisz się wylewny!- zaśmiał się czarnowłosy.
– Wcale nie!- burknął w odpowiedzi Midorima, rumieniąc się lekko. Poprawił okulary na nosie.
– Ja na pewno się robię – westchnął ciężko Takao, rozlewając sake do małych kubeczków.- Mam słabą głowę...
– Jeszcze pamiętam – mruknął Midorima.- Wcale tak dużo czasu nie minęło.
– No to co u ciebie słychać?- Kazunari rozwalił się na swojej poduszce, wyciągając nogi w kierunku trzaskającego w kominku ognia i opierając się wygodnie o kanapę.- Tak, wiem, pytam, jakbyśmy w ogóle nie widywali się na uczelni!- Takao parsknął śmiechem.- Ale nie ukrywajmy, że ostatnio mniej gadamy o życiu prywatnym. U mnie na przykład wszystko dobrze. Z Miyajim fajnie się układa, nadrobiłem ostatnie zaległości z wykładów, regularnie piszę albo dzwonię do Kuroko, albo on do mnie – dodał, unosząc kubeczek i upijając łyk, jakby wznosił toast za błękitnowłosego przyjaciela.- A tak poza tym to ciągle pracuję nad nowymi tekstami piosenek i... och, po prostu rządzę! Na ostatnim koncercie zostaliśmy z chłopakami obrzuceni stanikami. Dziwne uczucie...- Takao skrzywił się lekko.
– Ja...- Midorima zawahał się i spuścił wzrok na swoje skrzyżowane po turecku nogi.- U mnie bez szczególnych zmian. Muszę znosić towarzystwo Murasakibary, który ciągle coś piecze w naszym mieszkaniu, oprócz tego niewiele częściej niż przedtem widuję się z Akashim, pomagam rodzicom w szpitalu... Nic ciekawego.
– Monotonne to życie, co?- westchnął przeciągle Takao.- Nic, tylko dom, uczelnia, dom, uczelnia, czasem szpital, czasem wyjście na miasto czy spotkanie ze znajomymi.
– Twoje życie urozmaicają koncerty – zauważył Shintarou.- Muszę się w końcu na któryś wybrać. Dawno na żadnym nie byłem.
– Moim czy w ogóle?
– Jedno i to samo – stwierdził Midorima.- Przecież jeżdżę tylko na twoje. Średnio lubię muzykę.
– No tak, wolisz książki – prychnął Kazunari z uśmiechem na twarzy.
Midorima tylko skinął głową. Popijał kubeczek sake za kubeczkiem, czekając, aż im obojgu mocniej uderzy alkohol do głowy i Shintarou będzie mógł bezkarnie poruszyć temat, do którego przymierzał się już od dawna.
Tamto spotkanie w szpitalu wciąż nie dawało mu spokoju. Moment, w którym pojawił się tamten czarnowłosy dredziarz, który uratował Aomine z rąk psychola. Za każdym razem, kiedy Shintarou zamykał oczy, pod powiekami widział twarz Takao, wykrzywioną w przerażeniu. Za każdym razem przypominał sobie, jak Kazunari próbował schować się za plecami Miyajiego, by tamten go nie zauważył.
Znali się? Co ich łączyło? Midorima próbował wytężyć pamięć już tyle razy, by skojarzyć tego mężczyznę... Czy on sam go kiedyś widział? Może Takao mu go przedstawił? A może minął go kiedyś na ulicy?
Nie pamiętał.
Ale teraz nadarzyła się okazja, by o tym porozmawiać. Na trzeźwo nie chciał próbować – po pierwsze dlatego, że kiedy widział Takao na uczelni, nie mieli dużo czasu, by rozmawiać, a po drugie dlatego, że po prostu się... wstydził? Obawiał? Nie miał pojęcia jak to nazwać, ale było to uczucie, które skutecznie odwodziło go od pomysłu zagadnięcia Takao o tego dredziarza.
Czy Takao bał się go? Na to wówczas wyglądało.
– Shiiin-chan, słuchasz ty mnie?- Takao przeciągał słowa, patrząc na niego urażony.
– Tak – skłamał Midorima, zastanawiając się, o czym też Kazunari mógł mówić.
– Nie wydaje mi się – burknął nieco obrażony, po czym upił łyk sake.- Co się tak zamyśliłeś? Zakochałeś się, czy coś?
– Bakao – mruknął Shintarou, zamykając oczy.
– Oooo!- Takao wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Dawno mnie tak nie nazywałeś, Shin-chan! Już myślałem, że zapomniałeś!
– Oczywiście, że nie – mruknął Midorima, znów pogrążając się w ponurych myślach.
– Och, no co ci jest?- jęknął Kazunari.- Martwisz się czymś? A może tęsknisz za Akashim?- Takao spuścił wzrok.- Spoko, odbierze cię i...
– Nie o to chodzi – przerwał mu Midorima.
– Jesteś głodny?
– Nie.
– Hmm, to może myślisz o Aomine? Przesrana sprawa...
– Owszem, ale nie o tym myślałem.- Midorima w końcu zebrał się na odwagę i postanowił po prostu walić prosto z mostu. Takao to przecież jego przyjaciel, najbliższy, jakiego miał. Chyba nie będzie unikał odpowiedzi, nie będzie próbował się wywinąć? Powie mu, zwierzy mu się, tak jak prawie rok temu zwierzył się ze swoich uczuć do niego.
A on dał mu kosza.
– Takao...- zaczął Shintarou, nie patrząc na niego.
– Mmm?- Takao uśmiechał się, bawiąc swoim kubkiem.
– Chciałbym cię o coś zapytać. I chciałbym, żebyś odpowiedział mi szczerze, prawdę... Bez względu na to, jaka by ona nie była.
– Eh?- Kazunari spojrzał na niego z zaskoczeniem.- No dobra... Jeśli będę umiał, to odpowiem.
– Na pewno będziesz – westchnął z niechęcią Shintarou.- Chodzi mi o tego... o tego mężczyznę, którego widzieliśmy w szpitalu.
– W szpitalu?- Takao zmarszczył brwi.
– Tego, który znalazł Aomine – wyjaśnił zielonowłosy, odwracając wzrok i patrząc teraz Kazunariemu prosto w oczy.- Ten w czarnych dredach.
Midorima spodziewał się, że Takao zrobi wielkie oczy, ucieknie spojrzeniem, zacznie zachowywać się nerwowo – może nawet będzie się jąkać. Spodziewał się, że wzmianka o tamtym mężczyźnie wywoła u niego podobne uczucia, co w szpitalu, a jednak pomylił się. Takao patrzył na niego z powagą, zupełnie trzeźwo, jakby wcale nie miał słabej głowy, a wręcz jakby spodziewał się, że będą tego dnia o tym rozmawiać.
– Hmm, czemu o niego pytasz?- zapytał Kazunari, odwracając twarz do kominka.- Znasz go?
– Nie – odparł Midorima.- Teraz już znam jego nazwisko, bo znalazł brata Kuroko, ale wydaje mi się, że nigdzie wcześniej go nie widziałem. I mam wrażenie, że ty też go nie znasz – dodał.- A jednak w szpitalu zachowywałeś się, jakbyś chciał od niego uciec, jak najdalej.
– No tak – mruknął Takao, kiwając powoli głową.- Nie wiedziałem, że to zauważyłeś.
– Nie trudno było zauważyć...
– Miyaji nie zauważył – stwierdził Kazunari. Spuścił wzrok na dywan.- Jeśli mogę cię prosić, to nie mów mu o tym. Znaczy... wiem, że i tak ze sobą nie gadacie, bo najwyraźniej się nie lubicie, ale... ale nie chcę, żeby Miyaji wiedział, że to on.
– „Że to on”?- powtórzył Midorima, poprawiając okulary.
– Taaa...- westchnął Takao, opierając głowę o siedzenie kanapy.- To było tak dawno, że już prawie o tym zapomniałem. Widok tamtego gościa porządnie mną wstrząsnął, bo od razu go rozpoznałem. Ale on chyba nawet mnie nie kojarzył. Może gdyby tamtego dnia dokończył tamto... może wtedy by mnie pamiętał.- Skrzywił się gorzko.
– Kto to był?
– W gruncie rzeczy, nikt.- Kazunari wzruszył ramionami, ale widać było, że jest spięty.- Spotkałem go wiele miesięcy temu, kiedy jeszcze z tobą mieszkałem i kiedy... kiedy bardzo mi zależało mi na tym, żebyś zapomniał o Akashim i zwrócił na mnie uwagę.
Midorima przełknął ciężko ślinę. Chciał wiedzieć, co dalej, ale jednocześnie jakiś głos w jego głowie krzyczał mu, że to zły pomysł – że niewiedza jest dużo lepsza.
Bezpieczniejsza.
– Któregoś wieczora pojechałeś do Akashiego, a ja miałem fatalny humor i wyszedłem się napić.- Takao wziął ostrożny oddech i powoli wypuścił z płuc powietrze.- Wracając, poszedłem na skróty i... i spotkałem właśnie tamtego gościa. Napadł na mnie... Myślałem, że chce forsę, ale on...- Kazunari przełknął ślinę, przesuwając kciukami po swoim kubeczku.- No... zdjął mi spodnie i próbował...
– Co...- wykrztusił Midorima, czując, jak w głowie mu zawirowało. Oparł się ciężko o kanapę, by nie upaść zupełnie na podłogę.- Co...? On chciał...
– Tak – mruknął Takao, prostując się lekko i poprawiając na poduszce.- Chciał mnie zgwałcić. Przynajmniej na to wskazywały jego poczynania. Nie zrobił tego jednak, bo...- Takao urwał.- Nie zrobił tego, bo chyba po prostu nie chciało mu się męczyć. Zostawił mnie w zaułku... Takiego znalazł mnie Miyaji.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?- Nie rozumiał Midorima. Był w szoku. Takao ktoś prawie zgwałcił i to taki szmat czasu temu, a on nic nie wiedział! Zupełnie NIC!
– Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział – powiedział Takao, jednak jego mina sugerowała, że coś było na rzeczy.- No... Jak Miyaji mnie zabrał mnie do siebie, to mu powiedziałem.
Czyli Miyaji od początku o tym wiedział.
– Powinieneś był mi powiedzieć...- wymamrotał bezsilnie Midorima.
– Wiem, przepraszam – westchnął czarnowłosy.- Po prostu... Przechodziłem wtedy nie najlepszy okres. Sam wiesz jak to jest; niespełniona miłość, kłótnia z najlepszym przyjacielem, brak weny na pisanie tekstów.- Takao z uśmiechem wyliczał, przekrzywiając głowę to na prawo, to na lewo.
– Czuję się winny – wykrztusił Shintarou.
– Co? Czemu?- Takao spojrzał na niego, zdziwiony.
– Gdybym nie pojechał do Akashiego, nie wyszedłbyś. A nawet jeśli, to w moim towarzystwie.
– Daj spokój, to nieprawda – parsknął Takao.- Zresztą, to było już dawno temu, a tamten koleś mnie nie pamięta. Wtedy, w szpitalu, przestraszyłem się, że mnie rozpozna i coś powie, ale ulżyło mi, że najwyraźniej nie miał pojęcia, kim jestem.
– Powiedziałeś, że Miyaji wie – wymamrotał Midorima.- Ale nie powiedziałeś mu, że to ten facet ze szpitala jest tym, który cię... prawie skrzywdził?
– Nie, nie powiedziałem – westchnął Kazunari, skruszony.- Nie chcę wszczynać żadnej wojny. Jakbym powiedział Miyajiemu, to znając jego, pewnie poszukałby sposoby, by znaleźć tamtego i dać mu nauczkę. Może nie od razu, ale po jakimś czasie zacząłby o tym myśleć i to nie dałoby mu spokoju. Znam go dość dobrze.
– Powinieneś był mi powiedzieć – powtórzył cicho Midorima, po czym upił solidny łyk sake.- Jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć? Coś, o czym wie Miyaji, ale o czym nie wiem ja?
Takao zawahał się – to był ułamek sekundy, ale Midorima doskonale wyczuł tę przerwę.
– Nie – powiedział Kazunari, kręcąc głową.
– Jesteś moim przyjacielem Takao... Jeśli jest jeszcze coś, to chcę wiedzieć. Muszę wiedzieć.
– Nic nie ma, Shin-chan – zapewnił Kazunari, uśmiechając się łagodnie.
– Wiem, że to moja wina – westchnął Midorima.- To przeze mnie nasze kontakty się pogorszyły, to przeze mnie nie łączy nas już to, co dawniej...
– O czym ty mówisz, głuptasie?- zaśmiał się Takao.- Jesteśmy przyjaciółmi, po prostu...!
– Od samego początku powinienem był bardziej cię doceniać jako przyjaciela... jako osobę...- mruknął Shintarou.
– Wariat – mruknął w odpowiedzi Kazunari, opierając wygodnie głowę o kanapę i spoglądając na zielonowłosego.- Nic nie zmieni tego, że jesteśmy przyjaciółmi, Shin-chan.
„Jesteśmy tacy sami” - te słowa nagle wybuchły w głowie Midorimy, niczym bomba, którą niepostrzeżenie ktoś zostawił w jego umyśle, a on nie odkrył jej tykania. Słowa Kagamiego z poprzedniego dnia, dotyczące... Sahintarou nie był pewien, czego. „Jesteśmy tacy sami”, powiedział. O czym później mówił? O kłamstwach, które miały krótkie nogi? O ukrywaniu czegoś?
Przed kim? Przed Akashim? A może przed Takao?
Ale on niczego nie ukrywał przed Takao. Zawsze o wszystkim mu mówił, nawet o tym, co go tak raniło – niszczył jego nadzieje, kiedy mówił, że spał z Akashim, zdzierał uśmiech z jego twarzy, kiedy mówił, że jedzie do Akashiego i jednak nie spędzi czasu z Kazunarim. Nieważne, co to było, Takao wiedział o wszystkim – znał na wylot.
Do tej pory Midorima był przekonany, że Akashi również. Czy dało się przed nim cokolwiek ukryć? Jego bystry wzrok, uważne spojrzenie i nietęgi umysł – wszystko to sprawiało, że Akashiemu nie umykał żaden szczegół, choćby najdrobniejszy. Nawet gdyby Midorima chciał coś przed nim ukryć – a nie chciał, bo i nie miał co – to zwyczajnie nie dałby rady.
Nie dałby...
Midorima spojrzał na Takao, jego wzrok nieco już się zamglił. Kazunari również wydawał się podpity; w trakcie kiedy Shintarou pogrążył się w myślach, Takao przymknął oczy, oparłszy głowę o siedzenie kanapy. Usta miał zamknięte, mokre od sake lub zwilżone śliną, Shintarou nie był pewien. Nagle jednak zapragnął przekonać się o tym – czy spije z jego warg odrobinę zdradliwego alkoholu, czy może poczuje smak samego Takao, jego zaróżowionych ust, ciepłej skóry?
Dlaczego? Dlaczego chciał to zrobić? Dlaczego chciał dotknąć palcami jego policzka, uroczo zarumienionego od sake, dlaczego chciał odgarnąć z jego czoła niesforne kosmyki czarnych włosów, które opadały mu na twarz niczym czółka pszczoły?
Dlaczego dopiero teraz dotarło do niego, jak to słodko wygląda?
Kazunari powoli otworzył oczy – ich stalowo niebieski kolor zastąpił płynny topaz, niezwykle ciepły w blasku płonącego w kominku ognia. On zwrócił się ku niemu, otoczył go niczym morskie fale, przyciągał, jakby chciał zanurzyć go w tej niezwykłej toni. Długie rzęsy Takao rzucały cienie na jego policzki, kiedy nieśmiało spuścił wzrok; gdy znów go podniósł, w jego oczach malowała się tęsknota i niepewność.
Midorima nie zdawał sobie sprawy z tego, kiedy dotknął dłonią jego policzka – nie zdawał sobie sprawy z tego, że to właśnie przez ten dotyk Kazunari otworzył oczy. Dlaczego te oczy tak go przyciągały? Dlaczego teraz? Dlaczego teraz?
– Nie podobają mi się... twoje oczy...- wymamrotał półprzytomnie. Topaz przyciągał go, coraz bliżej i bliżej. Midorima zaczął zamykać oczy, by uchronić się od niego, ale czuł, że dalej spada, spada w tę bezdenną otchłań – czy okaże się ciepła, czy też zimna? Gościnna, czy nieprzejednana?
Takao nie odpowiedział – nie miał jak.
Ponieważ miękkie wargi Midorimy zamknęły jego usta w pocałunku.
MNU!!!
OdpowiedzUsuńJejku, ileż to minęło od ostatniego rozdziału? (Nie licząc poprzedniego, dopiero dziś zobaczyłam obie publikacje xD)
No i się dzieję, oj dzieje!
MidoTaka wkracza do akcji!!
Haizaki, siwy kretyni (dredowy kretynie?) jak możesz? Ja wiem, że czarny charakter taki jak ty musi być, bo myłoby nudno, ale ja cię proszę! Nie rób więcej głupot! Sam jedz z Nashem nagrywać pornosy!!
Mam nadzieję, że Kise w tej sytuacji pomoże jakoś Akashi.
No właśnie, przechodząc do mojego ukochanego Akasza.
Jestem ciekawa co teraz z nim będzie. W sensie niby nic nie czuje do Midorimy, ale jednak zdecydował się być z nim. Oczekuję przemyśleń z jego strony i realizacji ludzkich uczuć! A jak już o realizacji uczuć u Akasza mówiąc to mam nadzieję, że akcja między nim a Kuroko w końcu się zagęści. Przecież to gołym okiem widać, że to miłość, prawdziwa, ociekająca OTP i do grobowej deski (jak się przekonaliśmy w innych opowiadaniach nieważne czyjej deski. No dobra w Anarchii to prawie do 'grobowej' ;) ).
Wracając do tematu, teraz kiedy Tetsu odrzucił Mayuyu Akashi śmiało może sobie realizować i z Midorimą rozstać się w zgodzie. Nie to, że chcę rozpadu MiyaTaka, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby Shintaro i Seijuuro ze sobą byli kiedy już się zorientują w swoich uczuciach!!
Trochę ten komentarz pogmatwany, ale ogólna idea jest taka - wszyscy mają być zdrowi, szczęśliwi a Akashi ma być z Kuroko (tak na koniec świata i jeszcze dalej!).
:D :D
Czekam na kolejny rozdział i mojego (ekhm, Kuroko) Akashiego!
Nie masz pojęcia, co ja, jako autorka i osoba, dla której AkaKuro jest OTP, przechodzę, pisząc o nich w rozdziałach xDDDD Najchętniej to bym pisała same ich flirty i seksy, ale no... ale no nie mogę, no! ;_; Jest tyle rzeczy, które zaplanowałam dla wszystkich bohaterów tego opowiadania, że czasem sama nie nadążam ze swoimi pomysłami xD MASAKRA XD
UsuńDziękuję za Twój komentarz ♥ Mam nadzieję, że wena mnie nie opuści i będziesz mieć szansę komentowania kolejnych rozdziałów. ♥
Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń