[MU] Odcinek 64

Moda na Uke
Odcinek 64



    Pogoda nie była zbyt ciekawa, ale to nie przeszkadzało Aomine iść w deszczu ze śniegiem bez parasola, z zarzuconym na głowę kapturem kurtki i gapiąc się w niebo. Ciemne chmury tworzyły niemal jednolitą masę i nie było sensu doszukiwać się w nich jakichkolwiek kształtów, ale Daiki i tak przypatrywał im się z zainteresowaniem, choć minę miał raczej obojętną.
    Ciekawe, co na obiad – pomyślał.- Ryouta na pewno jest już w domu, to może zrobił takoyaki? Ostatnio wspominał mu, że za nim chodzą, a zwykle hasło to działa w taki sposób, że najpóźniej dwa, trzy dni potem na obiad jest właśnie to, co było obok hasła. Czyli w tym przypadku, kiedy Daiki powiedział, że „chodzi za nim takoyaki”, dziś mogło być na obiad takoyaki.
    Niestety, strategię tę opanował również Kuroko. A ponieważ ostatnio coś wzdychał, że „chodzi za nim ramen”, dziś równie dobrze mogło być ramen. Choć Kise kochał swoich braci równie mocno, to jednak Tetsuya miał u niego specjalne względy, jako ukochany młodszy braciszek. Daiki zdążył już, rzecz jasna, przywyknąć do tego, niemniej jednak uważał, że od czasu do czasu to on powinien mieć więcej przywilejów.
    Ryouta pewnie ogląda „Seme życie” - pomyślał następnie Aomine, dalej idąc i wgapiając się w chmury. Ostatnio próbował namówić Aomine, by wraz z Kise i Kuroko wspólnie śledził losy niezliczonej ilości bohaterów tej włoskiej telenoweli. Niestety, Daiki miał trudności z zapamiętywaniem imion, więc szybko gubił się pośród tych wszystkich „Andów”.
    Fernando, Bajando, Srando – mawiał często, kiedy ostatecznie bracia niemal siłą przetrzymywali go na kanapie podczas odcinka.- Wszyscy ze wszystkimi się ruchają i co ja mam z tego wiedzieć?
    Aczkolwiek musiał przyznać, że był tam taki jeden, który akurat zapadł mu w pamięć – Giovanni. Był wysoki i muskularny, miał duże brwi i zawadiacki uśmieszek, zawsze zamawiał największe pizze w lokalach (czasem nawet dwie) i był lekko przygłupi, ale to dodawało mu uroku.
    Aomine bardzo go lubił. Tak bardzo, że kiedy słyszał jak Ryouta krzyczy „Daikicchi! Giovanni jest w tym odcinku, chodź!”, to posłusznie dołączał do brata. Próbował kiedyś obejrzeć inne produkcje z tym aktorem, ale niestety tylko w „Seme życiu” tak przypadł mu do gustu.
    Ciekawe, czy Tetsu już wrócił z uczelni – zastanawiał się Aomine, widząc już niedaleko dom. Cieszył się, bo jego kurtka była tak mokra, jakby dopiero co wyłowił ją z rzeki. Mimo to wciąż spoglądał w niebo, a zimne krople deszczu połączonego ze śniegiem uderzały jego twarz.
    Ostatnio byli razem na łyżwach i w sumie to Aomine całkiem dobrze się bawił. Zawsze miał dobry kontakt z przyrodnimi braćmi, aczkolwiek z Tetsu ostatnio jakoś tak mniej czasu spędzał. Może wyskoczą na jakieś piwo i panienki? Ach, nie, Tetsu to gej – przypomniał sobie w porę ciemnoskóry.- No to może jakieś fajne chłopaki wyhaczymy? Coś mu jednak mówiło, że Kuroko się na to nie zgodzi. Nie był typem faceta przygodnie sypiającego z innymi, z czego Aomine w gruncie rzeczy bardzo się cieszył. Wolał, żeby Tetsuya zachowywał się bardziej moralnie niż on.
    No i zabiłby każdego, kto by go skrzywdził. Wyjątek zrobił tylko dla Kagamiego, zresztą Kuroko i tak mu wybaczył, prawda? Ale gdyby Tetsu nagle zaczął ubierać się w czarne skórzane kurtki, zrobiłby sobie tatuaże, przekłuł ciało i postawił na głowie irokeza, Aomine z pewnością robiłby wszystko, by ocalić duszę młodszego braciszka. Odpędzałby od niego każdego typa, który choćby zerknął na tyłek Kuroko.
    Aomine skinął do siebie głową, jakby właśnie coś takiego postanowił – i jakby w ogóle coś takiego było możliwe. Znał Tetsuyę bardzo dobrze i wiedział, że nie było o tym mowy, by błękitnowłosy do tego stopnia się zmienił. Ale jego myśli same potoczyły się takim torem, więc nic nie mógł na to poradzić.
    Podszedł do drzwi domu, wyciągając z kieszeni spodni klucze i wsuwając jeden z nich do zamka.
–    Aha... aha... No, no. Okej, Ryou, muszę kończyć, jestem już pod domem – rzucił do słuchawki swojej komórki, którą całą tę drogę trzymał przy uchu.
–    Cz-czyli zgadzasz się, Aomine-san?- wyjąkał Sakurai przez telefon.
–    Eee no tak, jak tam chcesz, nie?- Daiki zmarszczył brwi. Za cholerę nie miał pojęcia, o czym mówił Ryou, przestał go słuchać tak plus-minus mniej więcej w momencie, kiedy odebrał telefon.- To na razie, zadzwonię później. Trzymaj się, pa.
–    Papa, Aomine-san!
    Daiki rozłączył się i, uporawszy się również z zamkiem do drzwi, wszedł do domu i z ulgą pozbył się przemoczonej kurtki. Ściągnął również buty, pozostawiając je w nieładzie i od razu ruszył na górę, do swojej sypialni. Tam przebrał się w suche dresowe spodnie i T-shirt, po czym zszedł na dół na poszukiwania brata oraz obiadu.
–    Cześć, Ryouta – przywitał się, wchodząc do kuchni.
–    Cześć.
    Aomine zawahał się, przystając z prawą nogą wysuniętą do przodu, z lewą zaś wciąż z tyłu. Spojrzał na złotowłosego, który krzątał się po kuchni, odwrócony do niego plecami. To, co przed chwilą wydobyło się z jego gardła raczej nie zabrzmiało jak powitanie. W dodatku kiedy Daiki nieznacznie się wychylił, by zerknąć na jego twarz, zauważył, że Ryouta ma ściągnięte brwi i zaciśnięte usta, a do tego bardzo, ale to bardzo nieciekawe spojrzenie.
    Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy lepiej by nie było się ewakuować, ale głód przezwyciężył strach przed złym humorem brata. Aomine odchrząknął cicho, po czym usiadł przy stole powoli i cichutko, wysoko unosząc krzesło nad pupą, aby nie szurać nim po podłodze. Kiedy opuszczał je na dół, wydały z siebie ledwie słyszalne puknięcie.
–    Ekhem... co tam pysznego na obiad dziś?- zagadnął, starając się przybrać swobodny ton głosu.
–    Obiad – burknął krótko w odpowiedzi Kise.
–    A-aha...- Aomine pokiwał głową.- Fajnie. Dawno nie było...
    Ciemnoskóry przyglądał się bratu z odrobinę sceptyczną miną, kiedy ten chwycił miseczkę i otworzył maszynę do gotowania ryżu. Drewnianą łychą nałożył sporą porcję, po czym podszedł do stołu i z hukiem postawił naczynie przed Daikim. Aomine patrzył bez słowa na niedogotowany ryż, który wysypał się po części z przepełnionej miseczki.
    Znów spojrzał na brata, który teraz na podłużny talerz nakładał kawałki wołowiny. Także i to naczynie po chwili z hukiem wylądowało na stole, niemal łamiąc się na pół i przy okazji sprawiając, że Daiki aż podskoczył na swoim krześle. Wkrótce na stole wylądowały kolejne bomby w postaci miseczki z sosem oraz pękniętego już kubka z herbatą.
    Aomine poruszył brwiami i mlasnął ustami cicho, jednak postanowił dać szansę obiadowi i skosztować go. Tak jak już zauważył po jednym rzucie oka, ryż był niedogotowany. Mięso okazało się niedosmażone. Sos był za słony. A herbata była w gruncie rzeczy tylko zabarwionym na zielono wrzątkiem.
–    M-mm... pycha...- wymamrotał, uśmiechając się słabo do Kise.
    Ryouta obrzucił go obojętnym spojrzeniem, po czym rzucił na stół magazyn o modzie, obok stawiając pudełko lodów pistacjowych. Usiadł naprzeciwko brata i, otwarłszy gazetę, zaczął zajadać się lodami i przeglądać artykuły.
    Daiki przełknął ciężko ślinę. Miał nadzieję, że Kise pójdzie chociaż na kanapę przed telewizor – wtedy mógłby niepostrzeżenie wyrzucić jedzenie. Przepchnął by go w zlewie, albo umknął szybko do łazienki i tam spłukał. Tymczasem mając przed sobą ochroniarza, to nie było możliwe.
–    Hau, hau!- Rozległo się u dołu szczekanie.
–    Ooo, cześć, Nigou!- Aomine po raz pierwszy ucieszył się na widok szczeniaka. Świetnie, przynajmniej może jakoś pozbędzie się mięsa.
    Chociaż... czy karmienie niedosmażonym mięsem takiego niewinnego szczeniaka nie uczyni z niego krwiożerczej bestii?
    I tak mi gryzie papcie – stwierdził Aomine po zastanowieniu. Podniósł psiaka i posadził go obok na krześle. Zerkając nerwowo na brata, dyskretnie zaczął podsuwać szczeniakowi kawałki mięsa.
–    Co tam słychać w pracy?- zagadnął Ryoutę.
–    Nic.
    Aomine pokiwał głową, spodziewając się takiej odpowiedzi. Kise rzadko miewał złe humory, a jeśli już się tak zdarzyło, to musiał mieć ważny powód. Największym problemem było to, że raz należało zachować wówczas milczenie, innym zaś razem spróbować delikatnie wybadać, co się stało i spróbować poprawić mu humor, okazując wsparcie i zainteresowanie.
–    Co dziś porabiałeś?
    Kise wzruszył ramionami.
–    Nic – powiedział.
–    Spotkałem dziś Reo – rzucił Daiki, próbując przeskoczyć na inny grunt.
–    No i?
    Ciemnoskóry przełknął nerwowo ślinę. Którą opcję powinien wybrać?!
–    Przytulił mnie na środku ulicy i prawie wycałował – mruknął.
–    Cały on.
–    No...- Aomine pokiwał głową, dziobiąc pałeczkami ryż.- A tak w ogóle to... co tam u ciebie?
–    Nic.- Ryouta zmarszczył lekko brwi, nie odrywając spojrzenia od magazynu. Przerzucił kolejną stronę i wbił łyżeczkę w lody.
–    Ty już jadłeś obiad?- zapytał Daiki.
–    To jest mój obiad – odparł Kise, unosząc pudełko lodów.
–    Podzielę się z tobą moim obiadem – zaproponował Aomine, tracąc nieco cierpliwość. Kiepski był w pocieszaniu, ale ponieważ w pobliżu nie było Kuroko, który mógłby złagodzić humory blondyna, to on musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
–    Dzięki, wolę lody.
    Aomine pokiwał znów głową, dalej dziobiąc pałeczkami ryż. Nigou siedział na krześle obok niego, wpatrując się z niesmakiem w kawałki mięsa, które Daiki przed nim poukładał. Najwyraźniej po pierwszym kawałku odwidziała mu się reszta.
    W końcu Daiki westchnął ciężko i odsunął od siebie naczynia. Wyjął z dłoni Ryouty pudełko lodów oraz łyżeczkę, po czym zaczął je jeść, wbijając wzrok w Kise, który patrzył teraz na niego z zaskoczeniem.
–    Co się dzieje?- zapytał spokojnie.
    Spodziewał się raczej, że Kise będzie wzbraniał się przed odpowiedzią, jednak ku jego zaskoczeniu Ryouta tylko westchnął cicho, opierając się ciężko o oparcie swojego krzesła. Wzruszył lekko ramionami.
–    Yukio dalej chce się spotkać – mruknął.- Napisałem mu, że nie mam ochoty się z nim widzieć, ale on naciska, żebym ten jeden raz się zgodził. Wkurza mnie, że teraz, kiedy naprawdę próbuję o nim zapomnieć, on tak daje mi się we znaki. Przez to sam już nie wiem, co mam robić... Mam wrażenie, że... że Yukio chce do mnie wrócić.
–    Dał ci to do zrozumienia?- zapytał Aomine.
–    Nie.- Kise pokręcił głową.- Napisał, że chce porozmawiać i przeprosić mnie na osobności za to, co wtedy powiedział. No wiesz, kiedy w tym sklepie...
–    Nazwał cię dziwką.- Daiki uniósł sceptycznie brew.- Dlaczego nie powiesz mu czegoś w stylu „mój nowy chłopak będzie zazdrosny, jeśli się z tobą spotkam”?
–    Nie potrafię tak skłamać...- Kise zarumienił się lekko.
–    No to daj swój telefon, sam mu to napiszę...
–    Daikicchi, bądź poważny!- Ryouta spojrzał na brata z wyrzutem.- Tu chodzi o to, że Yukio nigdy nie przestanie mącić mi w głowie. Nawet gdybym... gdybym rzeczywiście znalazł sobie nowego chłopaka... Na co szanse są raczej niewielkie.
–    Niewielkie?- Aomine wybałuszył na niego oczy.- Jesteś modelem, Ryouta. Twoje „niewielkie” szanse mają trzycyfrową liczbę procentu.
–    Zero zero zero procent?- Kise spojrzał na niego z rezygnacją.
–    Jeśli tak wolisz, to dodaj na przodzie jedynkę – odparł Daiki, wyskrobując z pudełka ostatnią porcyjkę lodów.
–    Większość ogląda się za mną, bo jestem przystojny. Yukio mnie kocha... kochał... za to, jaki jestem.
–    Ja też cię kocham za to, jaki jesteś – stwierdził Aomine.- Tetsu też. Do daje już dwie kolejne osoby, które kochają cię za to, jaki jesteś. Znalezienie kolejnej wcale nie będzie takie trudne. Może poszperaj na necie? Ostatnio znalazłeś tak tamtego nieletniego, nie?
–    D-do niczego między nami nie doszło!- zapewnił pospiesznie Kise.- Parę razy się całowaliśmy, to wszystko... A potem zniknął bez słowa. Pewnie chciał tylko zyskać nieco porad dotyczących modelingu.
–    No to może przejdziemy się na jakąś imprezę?- zaproponował Aomine, odsuwając na bok puste pudełko.- Albo po prostu do baru dla gejów, napić się. Może akurat poznasz kogoś ciekawego? Nie możesz być tak pesymistycznie nastawiony. Minęło już kilka miesięcy od twojego rozstania z Yukio. On nie zmieni zdania, Ryouta – dodał łagodnym tonem Daiki.- Najwyższa pora ruszyć dalej. Zabaw się trochę, odetchnij przed kolejnym związkiem na poważnie. Nie spotykasz się teraz z tym Hamalayą, czy jak mu tam?
–    Hayamą...- Kise zmarszczył lekko brwi.
–    No właśnie. Czemu nie wyskoczycie razem do baru? Wspominałeś, że jemu też nie wiedzie się za dobrze, więc oboje odetchniecie, poznacie nowych gejów, może się zakochacie, albo chociaż zauroczycie. Wiesz, czasami to przychodzi tak po prostu, zupełnie niespodziewanie. Po prostu pewnego dnia spotykasz gościa, on wydaje się być tobą zainteresowany, przymila się, podrywa cię, okazuje się, że w sumie nie jest tak irytujący, jak ci się wydawało i stwierdzasz, że może warto jakoś bliżej go poznać, może coś z tego będzie?
    Kise milczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się sceptycznie w brata.
–    Mówisz o sobie, prawda?- spytał.
–    Co? Ja? Nie!
–    Akurat. Bo wiesz, to brzmi zupełnie jak Tomoya Inoue i jego nagłe zauroczenie twoją osobą. A co z Sakuraiem?
–    Nic.- Aomine wzruszył niewinnie ramionami.- Zupełnie nic. To znaczy, jesteśmy cały czas razem i w ogóle, spotykamy się codziennie...
–    Codziennie?- Kise spojrzał na niego z niepokojem.- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to jakiś młodociany przestępca, który siedzi za kratami w twoim posterunku?!
–    Poste... och, ekhe, ekhe!- Aomine zakaszlał i zamachał ręką.- Nie, nie, jest zupełnie grzeczny. Wybacz, źle się wyraziłem, aż tak codziennie się z nim nie widuję.- Ryouta zmarszczył brwi na te słowa i już otwierał usta, by zadać pytanie, jednak Daiki podniósł się pospiesznie z krzesła, odchrząkując.- No, na mnie pora, mam coś do załatwienia u siebie, więc... Więc dzwoń na Halamy i zaproponuj mu to wyjście.
    Aomine poklepał brata po ramieniu, przechodząc obok niego. Kise obrócił za nim głowę, wciąż przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Westchnął ciężko, spoglądając na łebek Nigou, wystający znad blatu stołu. Uśmiechnął się, rozczulony, po czym sięgnął do psiaka i pogłaskał go z lubością.
–    Ciesz się, że ty nie masz takich problemów, Nigou – westchnął.
***

    Tego dnia Midorima i Takao po zajęciach na uczelni postanowili pójść na miasto coś zjeść. Z początku planowali wziąć coś na wynos, ale pogoda niestety ku temu nie sprzyjała. Dlatego też dwójka przyjaciół udała się do ich ulubionego baru, gdzie zamówili sobie duże, bogate w dodatki tortille po tajsku.
–    A pamiętasz jak kiedyś niechcący zrzuciłem ci okonomiyaki na głowę?- zagadnął Takao wesołym tonem.
    Widząc w odpowiedzi ponure spojrzenie Shintarou, chłopak przełknął nerwowo kęs kurczaka i postanowił szybko zmienić temat. Korzystając z okazji, zdecydował się porozmawiać z przyjacielem na temat niedawnej propozycji Miyajiego.
–    Wiesz, ostatnio jak widziałem się z Miyajim, to tak sobie gadaliśmy...- zaczął, zbierając z talerza, który im podali kawałek kapusty pekińskiej.-... to powiedział, że rozglądał się już za mieszkaniem.
–    Zdecydował się wyprowadzić z tamtej klitki?- Midorima nigdy nie był u Kiyoshiego, ale słyszał od Kazunariego niejednokrotnie, jak ciasne jest mieszkanko jego przyjaciela.
–    Tak, znalazł już kilka ciekawych propozycji.- Takao skinął głową.- I generalnie to poprosił mnie, żebym pomógł mu wybrać, które wynająć.
–    Miło, że bierze pod uwagę twoje zdanie – powiedział ostrożnie Shintarou, marszcząc lekko brwi. Czuł, że to jeszcze nie koniec i Kazunari lada chwila czymś go zaskoczy.
    O czym zresztą mówiło mu jego dziwne, niepewne spojrzenie znad tortilli.
–    Noo...- Takao przeżuł kawałek ciasta i przełknął.- I tu w sumie też pojawia się takie pytanie do ciebie.
    Midorima uniósł sceptycznie brew. Jeśli Takao zaraz mu powie, że on również został zaproszony na wybieranie mieszkania, to chyba wypluje to, co właśnie przeżuwał.
–    Miyaji zapytał, czy z nim zamieszkam – wyjaśnił Kazunari, obserwując reakcję zielonowłosego.
    Shintarou dziękował samemu sobie, że przewidział nadejście szokujących słów i zdążył przełknąć kawałek tortilli, który przeżuwał. Zmarszczył brwi, patrząc ze zdziwieniem na swojego przyjaciela.
–    Zamieszkać?- niemal wypluł to słowo.- Ile wy jesteście razem? Nie minęły nawet dwa miesiące!
–    No... owszem.- Takao wzruszył ramionami.- Ale znamy się przecież od lat. To trochę tak, jakbym mieszkał z tobą, z tą różnicą, że...- Kazunari zamachał palcem najpierw w swoim kierunku, a potem Midorimy, i tak kilka razy. Umilkł, rumieniąc się nieznacznie. Zdecydowanie nie powinien kończyć tego zdania.
–    A ty chcesz z nim zamieszkać?- zapytał Shintarou niechętnie, chcąc jednocześnie pomóc Takao wyjść z krępującej sytuacji.
–    Szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko – przyznał Kazunari.- No ale myślę też o tobie. Nie chciałbym tak ni z gruchy ni z pietruchy zrzucać na głowę obowiązek płacenia całego czynszu za nasze mieszkanie, a nie jest on przecież przesadnie niski. Poza tym, dobrze nam się przecież mieszka razem, no nie? Pomyślałem więc, że najpierw zapytam ciebie o zdanie. Co o tym myślisz, jaka jest twoja opinia na ten temat?
    Midorima westchnął ciężko, poprawiając swoje okulary i odgryzając kawałek tortilli. Takao wyjechał z tym pytaniem jak przysłowiowy Filip z konopi, nie mógł więc dziwić się zielonowłosemu, iż potrzebował on chwili czasu do namysłu. To nie było coś, na co mógł odpowiedzieć prostym „Śmiało”, albo „Zapomnij” w przeciągu paru sekund od pytania.
    Oczywiście, że dobrze mieszkało mu się z Kazunarim. Mimo ich ostatnich kłótni i sprzeczek teraz, kiedy już się poprawiło, między nimi zapanowała przyjemna atmosfera, niemal taka sama, jak wcześniej, zanim Takao ubzdurał sobie, że kocha Miyajiego.
    Midorima odchrząknął lekko, karcąc się za tę ostatnią myśl. Jakie „ubzdurał”? Przecież widział, że Takao darzy Miyajiego szczerym uczuciem, i wcale nie chodziło tu tylko o przyjaźń czy chwilowe zauroczenie. Kazunari wcale nie nawijał o Kiyoshim jak katarynka, jak to bywało w przypadku pełnych pasji zakochań. Zdawało się, że podchodzi do tego bardziej subtelnie, z wyraźną troską i odrobiną ostrożności. Nie dawał się ponieść uczuciom – pożądaniu owszem, niech go diabli za tamten pamiętny dzień, gdy Midorima nakrył go z Miyajim na kuchennym stole.
    W każdym razie, to nie była pochopna decyzja. Kiyoshi z pewnością przemyślał to. A teraz myślał o tym Takao.
–    Cóż – mruknął Midorima, przełknąwszy kęs tortolli.- Skoro chcesz, to ja nie mam nic...
    Urwał nagle, wbijając wzrok w blat ich stolika i marszcząc lekko brwi. Co on, do cholery, wyprawiał? Takao pytał go przecież po to, by usłyszeć jego opinię, jego zdanie, decyzję – a nie tylko z grzeczności, żeby się nazywało. Pytał o to w konkretnym celu, nie podjął jeszcze własnej decyzji.
    Dlaczego ma na to przystawać? Dlaczego ma pomagać Miyajiemu w robieniu zbereźnych rzeczy z Kazunarim? Oczywiście, jeśli zaczną to robić gdzie indziej niż w mieszkaniu jego i Takao, to chwała bogom, ale z jakiej racji Midorima ma temu przyświecać jak jakiś bożek popędu seksualnego?
    Jemu będzie niewygodnie – odejdzie jego współlokator, będzie musiał płacić sam cały czynsz, a ciężko będzie znaleźć godnego Takao następce. Zdążyli już się do siebie przyzwyczaić, żadnego z nich nie krępowało, jeśli na podłodze w łazience znajdowali bieliznę tego drugiego. Kazunari przyzwyczaił się, że Shintarou lubił mieć porządek i dbał o czystość. Midorima przyzwyczaił się, że Takao lubi śpiewać w każdym kącie ich mieszkania przy każdej czynności, a także brzdękać na swojej gitarze. Przyzwyczaił się do tego, że oglądali razem „Kryminalne zagadki Tokio”, razem się uczyli i przepytywali nawzajem, po prostu swojsko się przy sobie czuli.
    Dlaczego teraz miał z tego rezygnować? Z jakiej pieprzonej racji miał utrudniać sobie życie, żeby Miyajiemu było łatwiej zaliczać Takao i być bliżej niego?
–    Nie – oznajmił wyniosłym tonem, patrząc na swojego przyjaciela.- Ciężko będzie mi znaleźć nowego współlokatora, a nie opłaca mi się samemu płacić czynsz. Ostateczna decyzja należy do ciebie, ale jeżeli dobrze ci się ze mną mieszka, to wolałbym, żebyś został.
    Midorima ugryzł spory kawałek tortilli, by dać sobie większą ilość czasu na milczenie. Czuł się nieco zawstydzony tym dobitnym sprzeciwem i wolał jeszcze chwilę nie odpowiadać na ewentualne pytania Kazunariego.
    Takao jednak nie sprawiał wrażenia, jakby chciał jeszcze o coś zapytać. Uśmiechnął się nieznacznie i pokiwał lekko głową.
–    Cieszę się, że jak zawsze jesteś ze mną szczery, Shin-chan!- powiedział.
–    Pytałeś mnie o zdanie, to je wyraziłem.- Midorima wzruszył ramionami.- Cieszę się, że mimo wszystko o mnie pomyślałeś.
–    No pewnie! Gdybyś ty się wyprowadzał, też byś miał na uwadze fakt, że mogę nie poradzić sobie z czynszem.- Takao uśmiechnął się do niego, a po chwili zapytał, marszcząc lekko brwi.- A właśnie. Nie mógłbyś w takiej sytuacji zamieszkać z Akashim? Ma ponoć wielki apartament.
–    I przyglądać się każdej kochance i kochankowi, których do siebie zaprasza?
    Takao poczerwieniał nieznacznie na twarzy.
–    Wybacz, nie pomyślałem...- wymamrotał.
–    W porządku – odparł Shintarou.- To, że nie ująłbyś tego w słowa nie oznacza, że się to nie dzieje.
–    Mimo to przepraszam.- Kazunari potrząsnął głową.- Zmieńmy może temat, co?
–    Z chęcią.- Midorima skinął ochoczo głową.
    Podczas gdy Takao zaczął opowiadać coś o ich wspólnych znajomych z uczelni, Shintarou pogrążył się na pół w myślach. Prawda była taka, że mógłby zamieszkać z Akashim. Seijuurou doceniał ich relacje, prócz oczywistych kontaktów fizycznych łączyła ich długoletnia szczera przyjaźń. Zielonowłosy był pewien, że gdyby zamieszkał z Akashim, ten wcale nie spraszałby do siebie kochanek.
    Ale też nie przestałby z nimi sypiać. Z uwagi na Midorimę po prostu spędzałby z nimi czas w każdym innym miejscu, tylko nie w pobliżu jego. Może i nie potrafił odwzajemnić uczucia Shintarou, ale miał je na uwadze.
    Midorima pomyślał o tym. Ale mimo wszystko nie chciał z nim zamieszkać. Nie chciał już bardziej zmieniać stanu rzeczy między nim i Takao. Przeczuwał, że jeśli teraz ich drogi rozeszłyby się w ten sposób, więź, która ich łączyła, zerwałaby się na dobre.
    Nieważne, że Kazunari kochał Miyajiego, a Midorima Akashiego. Nieważne, że jego miłość była nieodwzajemniana, a Takao owszem. Kazunari nadal kochał Shintarou, a on dobrze o tym wiedział. Jeśli teraz to zaprzepaści, zrujnuje lata przyjaźni i rozstanie się z człowiekiem, którego najprawdopodobniej cenił sobie najbardziej ze wszystkich możliwych.
    Dlatego właśnie postanowił trzymać się tego uczucia bez względu na wszystko.

1 komentarz:

  1. Tak upośledzona MidoTaka ;-;
    Midorima jest niezbyt mądry, ale ok, szanuje decyzje
    Yuuki-senpai, jesteś mi winna tortillę >.<
    Całkiem szczerze, mam taką rozkminę, bo jak są jakieś seriale to obojętnie od jakiego momentu zaczynasz powinieneś się odnaleźć, i to nie ma końca. Czyli tutaj jak jeden związek się stworzy, to jakiś inny się zepsuje?
    Weny~

    ~Rin Akashi

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń