10 listopada, sobota; 08:14
I odpuść nam nasze winy
Drodzy Czytelnicy.
Zapewne domyślacie się, dlaczego między ostatnim postem a tym oto, który czytacie, była taka spora przerwa w czasie. Wydarzenia, które wstrząsnęły naszym miastem odbiły się również na mnie. Nie ukrywam, iż ubolewam nad złym losem, który sprowadził nieszczęście, jednak wierzę i ufam, że nasz dobry Bóg trzymał pieczę nad tym, co się stało.
Oczywiście, możecie uważać mnie za potwora, skoro tak mówię – ale owszem. Chociaż wygląda na to, że to Człowiek postanowił przeprowadzić Sąd nad drugim człowiekiem, to jednak sądzę, że Bóg wiedział o tym i pozwolił mu to uczynić. Oto kara za zbezczeszczenie jednego z jego ukochanych dzieci, księdza Kuroko Tetsuyi.
Myślę, że nie ma wśród moich czytelników osoby, która nie wiedziałaby o tym, co wydarzyło się w dniu 27 października tego roku, jednak czuję się zobowiązany aby wspomnieć o tym tutaj. Gorsze byłoby zignorowanie tego, aniżeli sypanie sól na nasze rany.
Dnia 27 października roku 2018 zmarł tragicznie były model, okazjonalny aktor oraz pilot, Kise Ryouta. „Zmarł” to jednak najprawdopodobniej fatalne określenie, gdyż mężczyzna ten został zabity. Z informacji podanych przez prasę oraz media, znaleziono go w jego własnym domu, z poderżniętym gardłem. W dniu dzisiejszym śledztwo nadal trwa – sprawcy bowiem nie znaleziono, nie ma też najwyraźniej żadnych poszlak. Nagrania sprzed domu Kise Ryouty zostały usunięte, nie znaleziono też żadnej informacji z jego kalendarza, jakoby miał się z kimś spotkać.
Moi mili. Po tym wydarzeniu otrzymałem od was wiele komentarzy, w których oskarżaliście mnie i obwinialiście za śmierć waszego ukochanego idola. Prawda na temat modela, którą ujawniłem wam na moim blogu, nie była stricte pociskiem mojej nienawiści. Owszem, nie przepadałem za nim z racji tego, jak potraktował księdza Kuroko i w jaki sposób oszukiwał swoich fanów, jednak nie były to powody, dla których miałbym go zabić. Nie jestem zdolny do takich czynów, a dobry Bóg wie o tym. Możecie wątpić w moje słowa i dalej mnie oskarżać, ale w czasie mojej ponad dwutygodniowej przerwy doszedłem do wniosku, że bez względu na to wydarzenie, dalej będę prowadził bloga, ponieważ jak wiecie, sprawiedliwości musi stać się zadość.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie wiem, kim był morderca ani jakimi powodami się kierował – może do zabicia nakłoniły go moje posty, a może był to zatarg z przeszłości – ja nie pochwalam tego, co uczynił, ale i nie gardzę nim. To nie przypadek, że Kise Ryouta stał się ofiarą – nikt przypadkowy nie zdołałby się zakraść do jego dobrze monitorowanego domu i go skrzywdzić. Nikt nie odważyłby się spróbować, wiedząc, że to może zakończyć jego życie, nie tylko w więzieniu, ale i wśród rodziny i przyjaciół. Uważam, że sprawca kierował się słusznym jego zdaniem motywem, dlatego też nie osądzam go. Zaznaczam jednak, że również nie chwalę za to, co zrobił. Aby odebrać człowiekowi życie trzeba mieć wiele odwagi i pewności siebie, pewności swojego zdania, swojej opinii i pewności prawdy oraz słuszności tego, co zamierza uczynić.
Śmierć Kise Ryouty to przykra wiadomość. Współczuję jego rodzinie, przyjaciołom oraz licznym fanom. Jednak wbrew waszym przekleństwom, którymi wysławiacie się w komentarzach, mam zamiar dalej prowadzić bloga i odkryć przed wami prawdę.
W dzisiejszym poście, tak jak obiecałem wam przeszło dwa tygodnie temu, opowiem wam o moim spotkaniu z mężczyzną, na którego naprowadziła mnie Zbawiona – uratowana przez księdza Kuroko prostytutka. Być może pamiętacie, iż wspomniała ona w naszej rozmowie, tłumacząc, że mężczyzna ten zjawiał się czasem w kościele, a ksiądz Kuroko, mimo dobroci swego serca, niezbyt lekko akceptował jego obecność u swego boku. Umierałem z ciekawości i pożądania prawdy, by dowiedzieć się, co też takiego ich łączyło i dlaczego ksiądz Kuroko nie darzył go podobną sympatią, co innych swoich wiernych.
Otrzymałem dane tego mężczyzny od samej Zbawionej. Ponieważ już w poprzednim poście wspomniałem jego nazwisko, domyślacie się zapewne, iż udzielił mi zgody na publikację tych informacji.
Szczerze mówiąc, odniosłem wrażenie, że wszystko mu jedno, co odkryje społeczność Tokio, kiedy przeczyta ten wpis. Dostałem jednak zgodę na opublikowanie całej naszej rozmowy, wobec tego spieszę, by ją zaprezentować.
Raz jeszcze przypomnę, że mężczyzna, o którym opowiedziała mi krótko Zbawiona, nazywa się Aomine Daiki. Bardzo łatwo było mi go znaleźć, ponieważ jest to człowiek znany na przedmieściach – żyjący skromnie pijaczyna, którego często ludzie widywali w okolicznych sklepach. To właśnie od sprzedawcy jednego z nich dowiedziałem się, gdzie go mogę znaleźć; Aomine nie miał telefonu, wobec czego nie mogłem go znaleźć po numerze.
Odwiedziłem go więc bezpośrednio, przedstawiając się podobnie jak sprzedawcy, jako Takao Kazunari. Na pierwszy rzut oka jego wygląd mnie zniechęcił – ciemna karnacja, mętne spojrzenie granatowych oczu, krótko ścięte włosy i do tego kilkudniowy zarost na twarzy. Na szczęście mężczyzna był trzeźwy, a po bliższym przyjrzeniu się stwierdziłem, że raczej nie bywa agresywny. Z racji tego, że do księdza Kuroko najwyraźniej lubił zaglądać (choć czynił to rzadko) wyjaśniłem mu, że jestem jednym z wiernych księdza i piszę o nim biografię.
Aomine wpuścił mnie do swego domu – bardzo niewielkiego, przypominającego raczej większą szopę. Była tu łazienka bez drzwi, malutka kuchnia mieszcząca jedynie lodówkę, kuchenkę oraz stolik, zapewne służący za blat, a w jedynym większym pomieszczeniu rozkładana kanapa oraz stolik ze starym, kwadratowym telewizorem. Było mi żal tego mężczyzny, tych warunków, w jakich musiał żyć. Ciekawiło mnie, co stoi za jego upadkiem – bo przecież kiedyś musiał mieć rodzinę, prawda?
– Dziękuję, że zgodził się pan ze mną porozmawiać – powiedziałem, siadając na kanapie.
– Jak mnie pan znalazł? Policja nigdy nie przyszła...- Odniosłem dziwne wrażenie, że mężczyzna pragnął, by funkcjonariusze zjawili się u niego tamte pięć lat temu.
– Wspomniała mi o panu pewna była prostytutka, którą ksiądz Kuroko wyzwolił z domu publicznego. Pamiętała, że czasem odwiedzał pan księdza Kuroko.
– Aha – mruknął mężczyzna, siadając na poduszce na podłodze. Zgiął jedną nogę w kolanie i wpatrzył się w stary dywan, wydłubując bród zza paznokci.
– Czy... może mi pan opowiedzieć o księdzu Kuroko? Był pan jego wiernym? Przychodził pan na msze?
– Nie – odpowiedział Aomine.- Ja nie wierzę. W nic. Tylko w niego wierzyłem.
– W niego... to znaczy w księdza Kuroko?
– Tak. Bo mi wybaczył... Chociaż było mu ciężko.
– Co takiego panu wybaczył?- Od razu się zainteresowałem.
– Przeszłość.- Nie zauważyłem, kiedy mężczyzna sięgnął po puszkę piwa, ale nim się zorientowałem, już ją otwierał i upijał łyk.- On... Kuroko zawsze był dobry i miły. Nawet wtedy... i wtedy...
Nie ukrywam, iż odrobinę irytowały mnie jego przerywane zdania. Chociaż zwykle nie miałem problemów z zadawaniem pytań, teraz zaczynałem gubić się i nie byłem pewien, o co zapytać – wrócić do tego, jak postrzegał księdza, czy naciskać na zdradzenie sekretu ich wspólnej przeszłości?
– Proszę mi wszystko opowiedzieć – powiedziałem, poddając się. Nigdy nie rozmawiałem z kimś takim.- Co tylko pan zechce.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, pozwalałem Aomine zebrać myśli, z pewnością teraz splątane. Opłaciło mi się to, gdyż wkrótce usłyszałem z jego ust:
– To nie tamten gość go zabił. Ja to zrobiłem.
Przeszedł mnie silny dreszcz. Wytrzeszczyłem oczy na Aomine i pokręciłem powoli głową.
– Ma pan na myśli...?
– On już nie był taki, jak kiedyś – mówił dalej Aomine, nie zwracając już na mnie uwagi.- Wszystko przez Kise... Wszystko przez Kise!
– Kise? Ma pan na myśli Kise Ryoutę?!
– Tak, Kise... Lata temu... Bo ja nie zawsze tu mieszkałem.- Mężczyzna rozejrzał się z niesmakiem wokół.- Miałem dom, rodziców, przyjaciół... Kise był moim przyjacielem... Najlepszym. Wiele bym dla niego zrobił i, głupi, zrobiłem, kiedy mnie o to poprosił! Ale to nie miało być tak, to nie miało być tak, to moja wina!- Mężczyzna przytknął dłoń do czoła i wyszczerzył zęby. Kiedy uspokoił oddech, mówił dalej już bardziej składnie i wyraźniej:- Nie znałem jeszcze Kuroko, ale słyszałem od Kise, że się przyjaźnią. Ja Kise poznałem w liceum, chodziliśmy tam razem. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Nie wiem, o co chodziło, ale w trzeciej klasie chciał nastraszyć tego Kuroko, jakoś się zemścić, czy coś... Powiedział mi, że on go skrzywdził, i że sprawiedliwości powinno stać się zadość.
– Ksiądz Kuroko go skrzywdził?- dopytałem.- Ale jak? Fizycznie, czy psychicznie? Może chodziło o jakąś kłótnię?
– Tak, pokłócili się, ale nie wiem o co. Ja tylko... Ja tylko zrobiłem, o co mnie poprosił.
– A o co poprosił?- zapytałem z bijącym sercem.
– O to... o to, żebym przymknął Kuroko.
– Przymknął?
– U mnie na działce, za miastem... Mieliśmy tam kiedyś z kumplami z dzieciństwa tajną bazę. To jakiś stary bunkier z czasów wojny. Pod ziemią, zakryty gałązkami i liśćmi. Powiedziałem o nim Kise, a on powiedział, że to dobre miejsce, żeby parę dni przytrzymać Kuroko. Miał się tam z nim spotkać, do czegoś go przekonać... Nie wiem, nie wiem, o co chodziło.
– I zrobił to pan?- zapytałem.- Zamknął pan Kuroko Tetsuyę w tym bunkrze?
– Tak – odparł po chwili milczenia.- Jak wracał z treningu, zakradliśmy się z Kise. Było ciemno, nikt nie widział. Ogłuszyliśmy go i spakowaliśmy do auta mojego ojca. Umiałem prowadzić, ale i tak bałem się, że spowoduję jakiś wypadek... No i mogła nas złapać policja. Zresztą, złapała, ale dopiero kiedy wracaliśmy.
– Jak długo go tam przetrzymywaliście?
– Pięć dni...
– Pięć dni?! A co z jego rodziną? Na pewno zgłosili zaginięcie!
– Tak, ale policja nie miała pomysłu, gdzie może przebywać. Zresztą, nie zamierzaliśmy go krzywdzić, nawet nie bić... Ale ja... Nie wiem.
Czekałem, aż postanowi mówić dalej. Kiedy skończył pić piwo, zgniótł puszkę, odrzucił ją na bok i w końcu odezwał się, a ja poczułem, że mój świat wali mi się na głowę.
– Ja go skrzywdziłem. Ja... ja go gwałciłem.
Długo nie mogłem wyrzec z siebie słowa. Chciałem, ale nie potrafiłem. Nie byłem pewien, czy na pewno dobrze usłyszałem... Tymczasem Aomine sam zaczął mówić dalej:
– Nie wiem, czemu... Spędziłem z nim jeden dzień, drugi. Pilnowałem go, żeby nie uciekł. Kise miał się z nim spotkać, ale ciągle mu coś wypadało. A ja... ja obserwowałem Kuroko. Był piękny... miał w sobie coś, czemu nie mogłem się oprzeć. Myślałem, że nie przyzna nikomu, że ktoś go zgwałcił, że nie będzie miał odwagi, bo męska duma i to wszystko... Więc robiłem z nim, co chciałem. Przez trzy dni. Gdy tylko mogłem. Kise ostatecznie się z nim nie spotkał, nie miał czasu. Kazał mi go uwolnić. Przetrzymałem go jeszcze jeden dzień. I wypuściłem.
– C... - Sapnąłem z niedowierzaniem, kręcąc głową.- Mówi pan poważnie?
– Kuroko nigdy nie dowiedział się, że to Kise mi kazał go zamknąć. Nie przyznałem mu tego nawet wtedy, gdy zobaczyłem go jako księdza. On mi wybaczył... Tylko to się dla mnie liczyło.
– Więc...- Przełknąłem ciężko ślinę.- Więc pan... Tak go skrzywdził, bo... bo po prostu się panu podobał?
– Miał to coś... Nie mogłem się oprzeć...
– Co się stało później? Czy Kuroko Tetsuya doniósł na pana? Czy poniósł pan odpowiedzialność?
– Nie doniósł. Nigdy go potem nie widziałem. Wkrótce było zakończenie roku szkolnego a on... on zniknął. Kise mówił, że jego rodzice nie chcieli mu nic powiedzieć. Pytał, czy rozmawiałem z Kuroko i czegoś się dowiedziałem w bunkrze, ale nie. Zawsze mówiłem tylko ja.
– Czy Kise Ryouta wiedział... co robił pan z Kuroko Tetsuyą?
– Nie powiedziałem mu. On go chyba mimo wszystko lubił, mimo że Kuroko coś tam mu zrobił, jakoś skrzywdził. Jak zniknął, to Kise był zły. Potem już go nie widział.
– Więc ksiądz Kuroko wkrótce zniknął... A pan? Co pan robił w tym czasie? Próbował pan go znaleźć, przeprosić...?
– Przepraszałem go już w bunkrze. Potem go nie widziałem. Poszedłem na studia, ale je przerwałem. Zacząłem pracować w firmie matki. Potem... potem coś we mnie pękło. Wpadłem w depresję i parę razy próbowałem popełnić samobójstwo. Zamknęli mnie w psychiatryku, a kiedy wyszedłem, spotkałem Kuroko. Już jako księdza. Wybaczył mi. Nie miałem już rodziny, bo nie chciała się do mnie przyznawać, sądzili, że jestem psychicznie chory... Kuroko zaproponował mi, że znajdzie mi jakieś lokum, że mogę pracować w sierocińcu... Ale ja nie chciałem. Czułem, że jeśli będę przebywał blisko niego, znów zrobię mu krzywdę. Ale nie mogłem odmówić sobie zaglądania do niego raz na jakiś czas. Więc odwiedzałem go raz, maksymalnie trzy razy w miesiącu. Wiem, że nie znosił mojej obecności, ale nie mogłem przestać. Tylko tego się trzymałem.
– Więc, uhm... Czy ksiądz Kuroko traktował pana jakoś szczególnie? Okazywał panu niechęć, albo wymigiwał się od przebywania z panem?
– Nie. Czasem rozmawialiśmy przed ołtarzem, na ławce. Pytał, jak sobie radzę, czy nie potrzebuję pomocy. Ja pytałem, co się u niego dzieje.
– Czy zapytał pan, dlaczego został księdzem? Czy to przez to, co pan mu zrobił?
– Tak. Pytałem.
– I co?
– Powiedział, że początkowo studiował geografię, a kiedy ją zdał, pracował gdzieś za granicą, w jakiejś ekspedycji. Ale po paru latach odkrył w sobie powołanie i poszedł na seminarium. Twierdził, że nie miało to związku ze mną.
– A co pan uważa? Myśli pan, że był z panem do końca szczery?
– Chyba jakoś to na niego wpłynęło... Tak mi się wydaje. No bo na kogo nie wpłynąłby gwałt? Zwłaszcza, jak się dowiedziałem, że był gejem.
– Powiedział mi pan na początku rozmowy, że... to pan zabił księdza Kuroko.
– Tak. To ja. Zabiłem go wtedy, w bunkrze.
– Więc nie miał pan na myśli, że odebrał pan mu życie pięć lat temu?
– Człowieka można zabić na wiele sposobów. Można zabić jego ciało i zabić jego duszę. Ja zrobiłem to drugie.
– Chyba się z panem nie zgodzę...- powiedziałem, po czym odchrząknąłem.- Moim zdaniem dusza księdza Kuroko pozostała w nim, a dobre serce okazywał każdemu na swojej drodze, w tym panu – który go skrzywdził, odebrał niewinność młodzieńczych lat. Zastanawiam się... być może nie powinienem pytać, ale czy próbował pan sam pójść na policję?
– Nie. Bałem się... Ale chciałem, żeby on poszedł. Ale on nie chciał. Jak został księdzem, to też nie chciał. „Co było, minęło, Aomine-kun. Co było, minęło”.
– Chciałbym panu zadać jeszcze tylko parę pytań. Co panu wiadomo o śmierci księdza Kuroko?
– Ja go zabiłem.
– Pan... uważa pan, że zabił pan jego duszę. Ale czy wie pan, kto zabił jego ciało?
– Zamknęli kogoś pięć lat temu. Nie pamiętam go.
– Rozumiem. A jak pan zareagował na wieść o śmierci księdza Kuroko?
– … Płakałem. Czasem nadal to robię.
– Pana zdaniem wszystko zostało wyjaśnione? Może pamięta pan jakieś szczególne wydarzenia, może widział pan coś podejrzanego, coś, co zapadło panu w pamięć?
– Nie...- Prawie już straciłem ochotę na rozmowę, lecz Aomine nagle dodał:- Ale kiedyś przyłożyłem komuś, kto naprzykrzał się Kuroko.
– Naprzykrzał się? Kiedy?
– Nie pamiętam. Pamiętam, że Kuroko był zły, że go uderzyłem, bo nie lubił przemocy. No i w sumie, to był chyba jakiś dzieciak. Ale szarpał nim i się wystraszyłem.
– Dzieciak?- Moje oczy znów się rozszerzyły.- Pamięta pan, jak wyglądał? A może usłyszał pan wymianę zdań między nimi, może padło jakieś nazwisko?
– Nie. Nic nie pamiętam.
– No dobrze. Rozumiem. Przyznam szczerze, że jako oddany wierny księdza Kuroko mam co do pana mieszane uczucia... Bardzo się cieszę, że zgodził się pan ze mną porozmawiać i dostarczył mi pan nowych faktów do mojej biografii... Choć z drugiej strony nie ukrywam, że powinien pan ponieść odpowiedzialność za swoje uczynki. Nie tylko dlatego, że skrzywdził pan kogoś, kogo wielu podziwiało, ale po prostu dlatego, że był to pana bliźni. A bliźniemu nie czyni się krzywdy. „Nie czyń bliźniemu, co tobie nie miłe”, Aomine-san. Wierzę, że Bóg już pana pokarał, ale by oczyścić własne sumienie, powinien pan poddać się również osądowi ludzkiemu. Chociaż zgaduję, że nikt pana nie ukarze za zgwałcenie kogoś, kto już nie żyje...
Nasze spotkanie zakończyło się bezsłownym pożegnaniem. Wyszedłem sam, Aomine mnie nie odprowadził – cieszyło mnie to jednak, gdyż nie wiedziałem, jakimi słowami miałbym się pożegnać. Jak już wspomniałem jemu samemu, miałem co do niego mieszane uczucia. Sądzę, że zasłużył na swój los, jednak myślę, że sprawy mogłyby się potoczyć inaczej, gdyby nie jego przyjaźń z Kise...
Oczywiście, nie próbuję tutaj na nikogo zrzucić winę. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie tylko księdza Kuroko spotkało coś tak okropnego. Jednak to smutne, że ludzie, którzy krzywdzą w ten czy inny sposób, często nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje podłe czyny.
Jak więc widzicie, ksiądz Kuroko miał w swej przeszłości mroczny wątek. Być może nie chciałby, aby zostało to ujawnione, i, szczerze mówiąc, długo wahałem się z decyzją, czy umieszczać ten wpis na blogu, czy też nie, jednak prawda musi zostać poznana. Nienawidzicie księdza Kuroko, bo okazał się być gejem – niech się wstydzą ci, którzy od tej chwili w dalszym ciągu nie będą czuli żadnego współczucia do tego człowieka, który tak wiele przeszedł, a stał się kimś o wiele lepszym od was.
Przed nami zostało już naprawdę niewiele, nim ukażę wam prawdę. Dzieli nas tylko kilka postów od odkrycia, kim jest morderca księdza Kuroko. Co zrobi z tym policja, co zrobicie z tym wy – nie wiem, lecz z chęcią będę się temu przyglądał. Ja już bowiem swoją rolę odegrałem.
Teraz wasza kolej.
Autor: Wierny
KOMENTARZE:
(…) zobacz wszystkie komentarze (786)
10.11.2018; 20:12
Justice: Co za okropieństwo! Aż ciężko uwierzyć, ale ufam Ci, Wierny...
10.11.2018; 20:12
Gekkon: Generalnie rzecz biorąc mam wrażenie, że to wszystko to wyssane z palca kłamstwa. Koleś pewnie wcale żadnych wywiadów nie przeprowadza, tylko wymyśla na bieżąco, żeby wywołać gównoburzę. Dlaczego ktoś taki jak Kise miałby się spotkać z podrzędnym mieszkańcem miasta, zwłaszcza w jego wypasionej chacie? Co za dziwny zbieg okoliczności, że wszyscy są tymi złymi, tylko nie ksiądz Kuroko... :/
10.11.2018; 20:15
Kankuu_: @Gekkon Nie wiem, czy jesteś ślepy, czy o co chodzi, ale na blogu masz zakładkę „audio”. Wierny udostępnia wszystkie nagrania z wywiadów, tak żebyśmy mogli sprawdzić, że nie różnią się one od tego, co pisze w poście. Posłuchaj sobie nagrania z rozmowy z Kise Ryoutą i powiedz, czy to nie jego głos? Reszta to zwykłe „pospólstwo” ale ktoś tak sławny jak Kise jest rozpoznawalny i jest najlepszym dowodem na to, że autor bloga niczego nie zmyśla.
10.11.2018; 20:15
Naruto326: To jest bardzo przykra sprawa, z tym księdzem, no ale też się zastanawiam, czemu nie piszesz nic na temat jego złych stron? Na pewno jakieś miał...
10.11.2018; 20:16
anonim: @Naruto326 jego homoseksualizm był złą stroną
10.11.2018; 20:16
anonim: Nie uważasz, że to już przesada? Udostępniasz posty oczerniające Kise Ryoutę i nagle ten zostaje zamordowany... To raczej nie przypadek. Może zamiast zajmować się jakimś głupim księdzem, odkryjesz kto zabił Kise?? A może ty to zrobiłeś????
10.11.2018; 20:16
Kira: Przyznaję, że przestałem chodzić na msze do księdza Kuroko, kiedy wyszło na jaw, że jest gejem, ale teraz mu współczuję... Po takich przeżyciach za dzieciaka to zawsze jest opcja, że albo będziesz miał wstręt do seksu, albo będziesz lubił to uczucie.
10.11.2018; 20:16
anonim: //// pewnie lubił był ostro rżnięty;
10.11.2018; 20:20
ty_chuju: zabije cie kurwa za te kłamstwa! Przez ciebie nie żyje człowiek, jak się z tym czujesz ty chuju?!
10.11.2018; 20:22
anonim: @ty_chuju haha, siebie pytasz? xD
Woah, z jednej strony szkoda, że tylko troszkę do końca, a z drugiej... nie mogę już się doczekać :P
OdpowiedzUsuńPozdrowionka i do nastęnego :*
Rozdziały ogarnięte w godzinę, tak mnie zaciekawiła historia. Jestem ciekawa jak to dalej się potoczy..
OdpowiedzUsuń