[MnU] Odcinek 87


    Do domu trójki braci Kagami jechał z duszą na ramieniu.
    Nie zastał w domu państwa Sakurai, ale jakiejś sąsiadki dowiedział się, że dwa dni wcześniej odbył się pogrzeb ich syna, a oni, wraz ze swoją córką, wyjechali do rodziny, do Korei. Tym samym pozbawili Taigę wszelkiej nadziei na to, że w najbliższym czasie dowie się, co stało się z jego przyjacielem.
    W życiu o nikogo tak bardzo się nie martwił. Zero oznak życia, znaleziony w krzakach telefon z niemal setką nieodebranych w ciągu dwudziestu czterech godzin połączeń, a do tego niepokojące wieści, które usłyszał od Tomoyi... Wszystko to sprawiało, że Taiga najzwyczajniej w świecie cholernie bał się o życie Aomine.
    Czy naprawdę ktoś zrobił mu krzywdę? Gdzie był teraz Daiki? W szpitalu? W rowie? Zakopany w ziemi, a może porzucony w jakimś opuszczonym magazynie? Wszystkie te straszne wizje przyprawiały go o gęsią skórkę, nie pozwalały choć na moment się rozluźnić...
–    Kagamicchi!- wykrzyknął z zaskoczeniem Kise, kiedy gwałtownie otworzył przed nim drzwi – zapewne spodziewając się ujrzeć Aomine.
–    Hej...- Taiga nie mógł zmusić się do uśmiechu.
–    Czekaliśmy na twój telefon!- powiedział zaaferowany Ryouta, wpuszczając go do środka. Z kuchni wyjrzał Kuroko, w jego błękitnych oczach Taiga zobaczył tę samą nadzieję a potem zawód, co przed chwilą w oczach Kise.
–    Stwierdziłem, że łatwiej mi będzie po prostu do was przyjechać – powiedział Kagami, ściągając buty i kurtkę.- Czyli Aho nadal nie wrócił.
–    Nie.- Ryouta pokręcił głową niemal z rozpaczą.- A już prawie pierwsza! Byłeś w szkole? Dowiedziałeś się czegoś?
–    Cześć, Kuroko.- Kagami skinął mu głową, na co Tetsuya odpowiedział podobnym gestem. Następnie Taiga spojrzał niepewnie na Ryoutę.- Kise... przywiozłem raczej kiepskie wieści, ale wolałbym, żebyśmy gdzieś usiedli...
–    Och, Boże – jęknął Ryouta, łapiąc się za głowę, ale bez słowa protestu idąc do kuchni. Kuroko wpatrywał się w Kagamiego, kiedy ten przechodził obok niego. Poszedł za nim.
    Gdy całą trójkę usiedli już przy stole, wszyscy spięci, Kagami spróbował wziąć głębszy oddech. Tetsuya minę miał niezwykle poważną, ze zmartwieniem spoglądał to na Taigę, to na Ryoutę. Oczywiście, w jego sytuacji martwił się nie tyle o Daikiego, co również o blondyna. Z nich trzech Kise najszybciej poddawał się emocjom. Teraz również, siedział załamany, podtrzymując dłońmi głowę.
–    W szkole nikt nie widział go po tym, jak wyszedł – zaczął bez ogródek Kagami.- Od jakichś dziewczyn zgarnąłem adres Sakurai'a, ale nikogo nie zastałem w domu. Sąsiadka wyjaśniła mi, że po pogrzebie wyjechali do rodziny, do Korei. Zajrzałem również na cmentarz, ale nie znalazłem tam Aho. Niestety, co gorsza...- Taiga przełknął ciężko ślinę. Czuł się potwornie źle pod naporem tych ciężkich, pełnych zmartwienia i troski spojrzeń.- Znalazłem w pobliżu szkoły komórkę Aomine...
–    Co?- wyszeptał Kise, podrywając głowę i patrząc na niego, jakby ten oznajmił mu właśnie, że znalazł samo ciało ciemnoskórego.
    Kagami już wyjął telefon Daikiego i położył go pośrodku stołu. Kuroko jako pierwszy wziął go do ręki i odblokował ekran. Jego oczy powiększyły się, gdy sprawdził listę nieodebranych połączeń.
–    To jego – mruknął na potwierdzenie.
–    Daj – wyjąkał Ryouta, wyciągając dłoń. Sam również sprawdził połączenia, kręcąc w niedowierzaniu głową.- Ostatnio rozmawiał z Tomoyą, wczoraj, po jedenastej...
–    Już do niego dzwoniłem – wtrącił Kagami.- Podobno nic nie wie...- Taiga zawahał się, co Kise od razu zauważył.
–    Nawet nie próbuj niczego ukrywać, Kagamicchi – powiedział.- To jest nasz brat, musimy wiedzieć, co się dzieje! Wiesz coś więcej?
–    Tomoya powiedział, że podczas ich rozmowy Aomine nagle urwał w pół zdania i rozległy się jakieś szumy, a potem cisza – wyrzucił z siebie Taiga na jednym wydechu.
–    Szumy?- Kise szerzej otworzył oczy. Spojrzał na Kuroko.- Jakie szumy? Co to niby ma znaczyć?
–    Nie wiem.- Kagami pokręcił z żalem głową.
–    Znalazłeś w pobliżu jeszcze jakieś ślady, Kagami-kun?- zapytał Kuroko.
–    Nie – odparł Taiga.- Nic, co powinno zwrócić moją uwagę. Żadnych śladów... czegokolwiek.- Skrzywił się.- Raczej nie doszło tam do żadnego wypadku, znalazłem jedynie ten telefon.
–    Gdzie go dokładnie znalazłeś?- zapytał Ryouta.
–    W krzakach pod murem szkolnym, w bocznej uliczce.
–    Musimy iść zgłosić to na policję – powiedział Kuroko.- Daiki nigdy się tak nie zachowywał, to na pewno nie jest żaden głupi żart, zwłaszcza po naszych ostatnich perypetiach w rodzinie. Skoro do tego dochodzi jeszcze fakt, że w czasie rozmowy z Tomoyą-kun nagle urwał i rozległy się szumy... To mogło być porwanie.
–    Porwanie?- Kise spojrzał na niego rozpaczliwie.- O czym ty mówisz, Tetsucchi?! Porwanie w biały dzień? Naszego Daikicchiego? Niby po co?
–    Nie wiem po co i dlaczego, ale to nie zmienia faktu, że trzeba to zgłosić na policję!- wykrzyknął Tetsuya.- Może zalazł komuś za skórę, nie możemy tego wiedzieć! Sami nic nie wskóramy, nie mamy odpowiednich umiejętności. Idziemy na policję, w tej chwili!
–    Do... dobrze – wymamrotał Kise, już podnosząc się od stołu. Nagle jednak oparł się o niego ciężko i z sapnięciem usiadł z powrotem.- Och...!
–    Ryouta?- Kuroko natychmiast znalazł się bliżej niego, kładąc mu delikatnie ręce na ramionach.- Źle się czujesz?
–    Nie... nie mam siły, Tetsucchi – jęknął Ryouta ze łzami w oczach.- Nogi mam jak z waty...! Dlaczego nas...? Dlaczego to spotyka właśnie nas?! Dopiero co się z nim pogodziliśmy, a teraz Daikicchi nagle zniknął...? Po prostu... przepraszam – westchnął.
    Kuroko rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale niemal od razu zrezygnował. Zacisnął wargi, marszcząc w zatroskaniu brwi. Pochylił się powoli nad bratem i pocałował go lekko w czubek głowy.
–    Zadzwonię po Reo-san – powiedział cicho.
–    Nie, nie, po co chcesz do niego dzwonić...?- jęknął Kise.
–    Niech tutaj przyjedzie, a ja i Kagami-kun w tym czasie pojedziemy na policję zgłosić... wszystko – dokończył niemrawo.
–    Jadę z wami, co ty mówisz...?
–    Obaj martwimy się o Daikiego tak samo – powiedział łagodnie Kuroko.- Ale ty nie czujesz się na siłach, Ryouta, przecież widzę. Chcę, żebyś został w domu, my się wszystkim zajmiemy.
–    To też mój brat...!
–    Ktoś musi tu być na wypadek, gdyby Daiki wrócił – powiedział rozsądnie Tetsuya.- Nikt go przecież nie ochrzani lepiej od ciebie, prawda? Kagami-kun, zostań chwilę z Ryoutą, pójdę zadzwonić po Reo-san.
    Tetsuya nie czekał za odpowiedzią któregokolwiek z nich – wyszedł z kuchni. Kagami przysunął swoje krzesło do krzesła Kise, z troską obejmując go ramieniem. Kise starał się hamować łzy, przyciskał do oczu dłonie, ale w końcu poddał się i tylko ciężko oparł o tors Taigi. Jego ciałem raz na jakiś czas wstrząsał bezgłośny szloch.
    Niecałe pół godziny później przyjechał Reo, w towarzystwie swojego chłopaka, Eikichiego. Obaj mieli poważne wyrazy twarzy. Tetsuya wpuścił ich do środka, a po krótkiej z nim rozmowie, odbytej w korytarzu, Mibuchi bez słowa udał się do salonu, gdzie Kise siedział na kanapie, pogrążony w myślach, z kubkiem herbaty przygotowanej wcześniej przez Kagamiego.
    Wkrótce on i Kuroko wyjechali z podjazdu pożyczonym od Eikichiego samochodem. Ruszyli w kierunku komisariatu. Cisza i atmosfera między nimi aż za bardzo przypominała te, które miały miejsce kilka miesięcy wcześniej, gdy Taiga i Tetsuya jechali do szpitala, do Ryouty.
–    Wszystko będzie dobrze – powiedział Kagami, chcąc pocieszyć nie tyle Kuroko, co i samego siebie.- Znajdzie się. Przecież to Aho. Tir mógłby się na nim zatrzymać, a on by jeszcze pompki ćwiczył.
    Tetsuya uśmiechnął się słabo, lecz z wyraźną wdzięcznością.
–    Dziękuję, że nam pomagasz, Kagami-kun – powiedział cicho.- Jesteś nieoceniony.
–    Daj spokój. Wszyscy trzej jesteście dla mnie jak rodzina. Zawsze możecie na mnie liczyć.
–    Za to również ci dziękuję – mruknął Tetsuya.- Myślę, że bez ciebie raczej kiepsko radzilibyśmy sobie w tej sytuacji. Pewnie dlatego, że dla nas Daiki naprawdę jest bratem i... trochę zbyt emocjonalnie do tego podchodzimy. Nie twierdzę, że martwisz się mniej od nas, ale...- Kuroko westchnął.- Właściwie to jestem całkiem pewien, że martwisz się mniej od nas.
–    To wasz brat.- Kagami nie czuł się urażony, choć miał ochotę zapewnić Tetsuyę, że martwi się o Daikiego w równym stopniu. Aomine był przecież jego najlepszym przyjacielem... gdyby zniknął na zawsze...
    Nic nie byłoby w stanie wypełnić po nim pustki.
    Wkrótce dotarli na miejsce. Komisariat policji – do tej pory miejsce, gdzie, jak sądzili Kuroko i Kise od dobrych miesięcy, pracował Aomine – był prostym szarym budynkiem ze szklanymi wejściem i dużymi oknami. Taiga zaparkował na połączonym z nim parkingu, a potem razem z Tetsuyą udali się do środka.
    Wewnątrz komisariatu było zaskakująco cicho i spokojnie. W niedużym holu, naprzeciwko wejścia mieściła się długa lada z dwoma miejscami siedzącymi, lecz tylko jedno było zajęte przez funkcjonariuszkę – młodą kobietę o długich czarnych włosach, związanych czerwoną wstążką. Kiedy Kuroko i Kagami weszli do środka, wyraźnie podenerwowani, uniosła głowę i odłożyła na bok jakieś papiery, które do tej pory przeglądała.
–    Zapraszam – powiedziała.
    Kuroko zerknął na Taigę, po czym ruszył w jej kierunku. Stanęli przed ladą.
–    Słucham, w jakiej panowie sprawie?- zapytała kobieta uprzejmie.
–    Uhm... chodzi o zaginięcie – wybełkotał Kuroko. W domu był mocno zmotywowany do tego, by zgłosić sprawę na policję, ale teraz czuł się kompletnie zagubiony.
–    Dziecka?- spytała kobieta, spoglądając na jednego i drugiego.
–    Dorosłego mężczyzny – odparł pospiesznie Tetsuya.- Mojego brata.
–    Kiedy doszło do zaginięcia?
–    Prawdopodobnie wczoraj około godziny jedenastej... Od tamtej pory nie wrócił do domu, a znaleźliśmy jego telefon, a jego kolega powiedział, że coś słyszał i...
–    Spokojnie.- Kobieta uniosła dłoń, powstrzymując nerwowy bełkot Kuroko. Tetsuya skinął głową, starając się wziąć uspokajający oddech.- Czy pańskiemu bratu zdarzało się wcześniej znikać bez słowa?
–    Nigdy.
–    Kiedy stwierdzili państwo, że prawdopodobnie zaginął?
–    Około trzech godzin temu – odparł Kagami, kiedy Kuroko spojrzał na niego niepewnie.- Znalazłem na ulicy jego telefon. Sprawdziłem, z kim kontaktował się ostatnio i od tej osoby dowiedziałem się, że coś przerwało ich rozmowę, i że rozległy się jakieś dziwne szumy.
–    Pan również jest bratem?
–    N-nie, przyjacielem rodziny – wyjąkał Taiga.
–    Dobrze, ze spokojem proszę, nie ma co martwić się na zapas – stwierdziła kobieta, przysuwając do siebie telefon stacjonarny.- Zaraz skieruję panów do odpowiedniego funkcjonariusza, muszę go tylko uprzedzić o waszej wizycie. Jak nazywa się zaginiony?
–    Aomine Daiki – odparł Kuroko.
–    Aomine Daiki?- Kobieta spojrzała na niego niepewnie.- Czy to ma coś wspólnego z naszym komisariatem?
–    Nie rozumiem?
–    Jakiś czas temu był tutaj ktoś, kto o niego pytał...
–    Och, no tak.- Kuroko potrząsnął głową.- To był Kise Ryouta, mój drugi brat. Ale to było nieporozumienie, nie miało nic wspólnego z obecną sprawą...
    Kobieta tylko pokiwała głową, ze słuchawką przy uchu. Odwróciła wzrok od obu mężczyzn i odezwała się:
–    Kiyoshi-san, mamy tutaj dwóch panów, którzy przyszli zgłosić zaginięcie. Wysyłam ich do pana. Mhm... Dobrze.
    Funkcjonariuszka rozłączyła się i spojrzała na Kuroko.
–    Proszę udać się korytarzem na prawo, drugie drzwi po prawej stronie, pokój numer dwanaście.
    Obaj mężczyźni skinęli głową, po czym odsunęli się od lady i ruszyli we wskazanym kierunku.
–    Mam nadzieję, że ten policjant weźmie to na poważnie – mruknął cicho Tetsuya.- Tyle się teraz słyszy o tym, że bagatelizują takie przypadki.
–    Przekonajmy się – mruknął Kagami.- Jeśli spróbuje to olać, osobiście przemówię mu do rozsądku.
    Stanąwszy przed drzwiami z małą tabliczką z numerem dwanaście, Kagami zapukał odrobinę za mocno, po czym otworzył drzwi.
    Kiedy weszli do środka, ich oczom ukazało się nieduże pomieszczenie, prawie w połowie wypełnione dwoma dużymi, połączonymi ze sobą biurkami, zawalonymi stertami papierów. Przy jednym z nich, z krzesłem bliżej okna, siedział szczupły mężczyzna o krótkich czarnych włosach i ciemnych oczach, z okularami na nosie. Zerknął na nich tylko przelotnie, po czym wrócił spojrzeniem do swojego komputera, a także do wypełniania jakichś dokumentów.
    Drugi funkcjonariusz, siedzący bliżej drzwi, był wyższy i zdecydowanie bardziej muskularny niż jego kolega. Poza tym jego twarz wydawała się być o wiele sympatyczniejsza – nawet uśmiechnął się do nich, gdy weszli. Miał odrobinę przydługie jasnobrązowe włosy i podobnego koloru oczy, patrzące na nich zaskakująco ciepło, jakby mężczyzna miał do czynienia z przyjaciółmi, a nie obcymi ludźmi, którzy przyszli do niego z problemem.
    Błagam, niech to będzie Kiyoshi-san – pomyśleli Kuroko i Kagami w tym samym czasie, zamykając za sobą drzwi. Nie żeby oceniali książki po okładce, ale facet pod oknem wydawał się być nie w humorze.
–    Dzień dobry – przywitał się Kuroko, zerkając na jednego i drugiego funkcjonariusza.
–    Dzień dobry – odparł ten pod oknem.
–    Dzień dobry!- Ten bliżej drzwi uśmiechnął się do nich promiennie.- Panowie do mnie!
–    Och.- Kagami i Kuroko odetchnęli cicho z ulgą. Podeszli bliżej biurka funkcjonariusza i zajęli wskazane przez niego miejsca naprzeciw siebie.
    Mężczyzna – Kiyoshi – wyciągnął z szuflady plik jakichś dokumentów, po czym położył je przed sobą i sięgnął po długopis. Upił jeszcze łyk kawy z łaciatego kubka, po czym spojrzał najpierw na Kagamiego, a potem na Kuroko.
–    Który z panów zgłasza zaginięcie?
–    Ja – odparł Kuroko nerwowo.- Kuroko Tetsuya. Jestem bratem...
    Kiyoshi zaczął wypełniać dokument.
–    Czyli brat zaginionego. Jak się nazywa brat?
–    Aomine Daiki – odpowiedział Tetsuya, po czym, nim Kiyoshi zdołał zadać zasadnicze pytanie, wyjaśnił:- Moi rodzice go adoptowali, to dlatego ma inne nazwisko.
–    Rozumiem.- Kiyoshi pokiwał głową.- Proszę mi dokładnie opisać wszystkie szczegóły: kiedy ostatnio go widzieliście, kiedy zorientowaliście się, że być może zaginął, co robił wcześniej i co wy zrobiliście do tej pory w tej sprawie.
    Kuroko i Kagami spojrzeli po sobie znacząco. Obaj wzięli głęboki oddech, po czym zaczęli na przemian snuć opowieść, zgodnie z ich chronologią – począwszy od kłótni braci na temat pracy Aomine (w celu wyjaśnienia, dlaczego zjawił się na komisariacie Kise), późniejszym pogodzeniu się i decyzji Daikiego o zmianie pracy. Kagami opowiedział Kiyoshiemu o tym, że był w szkole i znalazł w jej pobliżu telefon Aomine, a także, że udał się osobiście do państwa Sakurai, no i rozmawiał z Tomoyą. Kiyoshi Teppei – jak głosiła tabliczka, którą ktoś odsunął na bok, by na blacie zmieściła się sterta papierów – słuchał ich z pełną uwagą, skrzętnie zapisując wszystko w dokumentach.
    Na koniec pokiwał głową.
–    Niech się pan nie zamartwia na zapas, Kuroko-san – powiedział z uśmiechem.- Przypadki bywają różne; raz mieliśmy takie małe śledztwo, z którego wynikło, że rzekomego zaginionego zgarnęli po drodze z pracy kumple i wywieźli go na melanż!
–    Kiyoshi – rzucił ostrzegawczym tonem drugi funkcjonariusz, rzucając mu zza swojego komputera rozzłoszczone spojrzenie.
–    Ahahah, wybacz, Hyuuga!- zawołał ze śmiechem Teppei, skinąwszy mu dłonią. Znów odwrócił się do zatroskanych mężczyzn.- Niezwłocznie zajmiemy się tą sprawą, panowie. Proszę podać swoje numery kontaktowe, żebyśmy mogli na bieżąco informować was o postępach.
–    Czyli...- Kuroko przełknął nerwowo ślinę.- Od razu się pan tym zajmie, Kiyoshi-san? Nie będzie żadnych czterdziestu ośmiu godzin od momentu zaginięcia?
–    Kuroko-san.- Kiyoshi uśmiechnął się do niego łagodnie.- Gdybyśmy naprawdę mieli czekać choćby dziesięć godzin od chwili zgłoszenia zaginięcia, zaginiony mógłby w tym czasie już dawno kaputnąć, z całym szacunkiem. Takie rzeczy załatwia się od razu, zwłaszcza, że, jak sami panowie powiedzieliście, Aomine-san nigdy wcześniej nie znikał.
    Kagami i Kuroko zgodnie kiwnęli głową. Teppei uśmiechnął się do nich, ale zaraz spoważniał.
–    Niestety, na tę chwilę mogę tylko zapewnić was, że się tym niezwłocznie zajmiemy. Musicie uzbroić się w cierpliwość i zaczekać za rezultatami naszej pracy. Proponuję wam więc wrócić teraz do domu, wypić mocną kawę i spróbować jakoś przestać myśleć o tej sprawie. No i, rzecz jasna, nie odchodzić od telefonu. Możemy zadzwonić w każdej chwili, także z ewentualnymi pytaniami. Aomine-san nie miał żadnych problemów z prawem?
–    Nie – zapewnił Tetsuya.
–    Dobrze. Na razie to wszystko, panowie. Wracajcie do domu i spróbujcie się zrelaksować. Polecam serial „Glan”, jest...!
–    Kiyoshi!- warknął Hyuuga, poprawiając okulary i wbijając złowieszcze spojrzenie w kolegę.
–    Przepraszam, Hyuuga!- zaśmiał się Kiyoshi.
–    Dziękujemy, Kiyoshi-san – powiedział Kuroko, wpatrując się w niego.- Proszę, zadzwoń do nas, gdy tylko dowiecie się choćby najmniejszego szczegółu.
    Teppei spojrzał na niego i kiwnął na zgodę głową. Kagami również cicho podziękował, po czym oboje z Kuroko pożegnali się i wyszli z pokoju.
    Kiedy znaleźli się już w aucie Eikichiego, oboje westchnęli z ulgą.
–    Wygląda na to, że naprawdę od razu się tym zajmą – powiedział Kagami.- Kiyoshi-san wziął to zupełnie na poważnie.
–    Tak – mruknął Tetsuya.- Cieszy mnie to... chociaż i tak perspektywa bezczynnego czekania przeraża mnie.
    Taiga spuścił wzrok, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Oczywiście, sam nie miał zamiaru opuścić dwójki braci choćby na krok, dopóki nie wróci ten trzeci do kompletu. Był gotów wziąć nawet urlop na żądanie, bo i tak nie byłby w stanie skupić się na pracy.
–    Wracajmy do Kise – powiedział cicho, odpalając silnik.
    Kuroko nie odpowiedział. Zamknął oczy, by nie pozwolić łzom wydostać się spod powiek.
    Modlił się, by to wszystko nie trwało długo.


***


    Aomine nie pamiętał dokładnie, jak znalazł się w magazynie.
    Było tu ciemno i chłodno, ale z jego ciała lały się pot i krew – a także łzy.
    Tak, łzy.
    Daiki był przerażony i obolały, a do tego zziębnięty; strzępy jego koszulki leżały na uboczu. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że od ponad dwudziestu godzin siedział, przywiązany do twardego krzesła. Dla niego było to jak cała wieczność – zwłaszcza w chwilach, kiedy On przychodził z nożem i powoli zadawał mu ból, tnąc ostrzem ciemną skórę na jego klatce piersiowej i plecach.
    Robił to powoli, z jakąś chorą przyjemnością. Uśmiechał się szeroko, przechadzając się wokół niego i sunąc czubkiem noża po jego skórze, niczym palcem po poręczy schodów.
    Aomine nie był w stanie już zliczyć swoich blizn. Cały tors piekł go niemiłosiernie, zalany krwią, która spływała z rany do rany, wsiąkając w materiał spodni.
    Niech to się skończy – błagał w myślach.- Niech On już wbije ten cholerny nóż w moje serce... nie chcę tego czuć... nie chcę czuć tego potwornego bólu!
    Daiki pamiętał, jak to jest przeciąć się w palec przy krojeniu warzyw... Już taka drobna rana bywała upierdliwa, a wszystkie te, które teraz zdobiły jego szczupły, zalany potem tors, składały się na jedno wielkie cierpienie, które pragnął zakończyć.
    Dopiero co znów odzyskał przytomność, kiedy zdał sobie sprawę, że On znowu tu jest. Czasami znikał na kilka minut, czasami na ponad godzinę, albo dłużej. W magazynie było ciemno, światło przychodziło w jego rękach, w postaci niedużej lampy na baterię. O jego nadejściu ostrzegały metaliczne dźwięki przesuwanych zasuw.
    To musiał być magazyn. Pod ścianą stały jakieś skrzynie, ale Aomine nie widział, co w nich jest. Wcześniej próbował krzyczeć, w nadziei, że ktoś usłyszy jego wołanie o pomoc, ale gruby knebel w jego ustach uniemożliwiał nadanie głosowi mocy.
    Tyle godzin bez jedzenia, bez picia, czy choćby możliwości skorzystania z toalety... To był prawdziwy horror.
–    Widzę, że się obudziłeś, Aomine.
    Shouichi zbliżył się do niego z nożem. Daiki zacisnął mocno zęby na kneblu, załkał słabo. Zamknął oczy, przypominając sobie dobre chwile w jego życiu; uśmiech Kise; twarz Tetsu; przytulającą go mamę, kiedy leżał z wysoką gorączką; wypad na ryby z tatą, tylko we dwóch; tamtą noc z Kagamim, kiedy był najszczęśliwszym facetem na Ziemi.
    Cięcie – długie i powolne. Jego krzyk – stłumiony, słaby. Próbował wciągnąć brzuch, by uciec przed ostrzem, ale nic z tego, ono śledziło jego ruchy, podążało za nim, gdziekolwiek próbował umknąć.
–    Ryou cierpiał bardziej niż ty – powiedział cicho Imayoshi.
    Aomine spojrzał na niego, jego oczy zabłysły słabo gniewem. Jego oprawca – niegdyś dawny przyjaciel, kochanek – miał uchylone oczy, spoglądał na niego jak na najgorszego śmiecia, zużytą zabawkę, którą leżało wykończyć do reszty i zaraz potem wyrzucić.
–    To był wrażliwy chłopak – mówił dalej Shouichi, przesuwając dłonią po ostrzu i zbierając z niego krew Daikiego.- Kochał cię do szaleństwa, oddałby dla ciebie wszystko, łącznie z życiem... Co zresztą w rozpaczy zrobił. Miał tylko drobny kłopot z akceptowaniem samego siebie... ponieważ był uzależniony od seksu. To nie tak, że puszczał się na prawo i lewo, o nie. Nigdy nie zrobił tego z kimś innym niż ze mną, czy z tobą. Kiedy się związaliście, przestał to ze mną robić, ale... ale wciąż go kusiło. Dlatego cię zapytał. Zapytał cię, Aomine.- Imayoshi zmrużył swoje i tak już zmrużone oczy, co nadało mu jeszcze bardziej groteskowego wyglądu.- Pewnego dnia, przez telefon. Sam przy tym byłem. Zapytał cię, a ty na to przystałeś. Być może nawet nie rozumiałeś, co do ciebie powiedział, bo zaraz zbyłeś go, mówiąc, że musisz kończyć... ale zgodziłeś się. A potem tak po prostu z nim skończyłeś, jakby ulżyło ci, że znalazłeś wymówkę, by z nim zerwać.
    Aomine spróbował odpowiedzieć, ale nic z tego. Knebel tłumił jego słowa.
–    Biedak, był taki załamany... Uważał, że to jego wina. Że powinien był zrozumieć, że tylko żartowałeś, że zapewne gniewałeś się na niego, że w ogóle cię wtedy zapytał. Zamiast tego uwierzył ci na słowo i wznowił spotkania ze mną... doprowadzając tym samym do waszego rozstania. I tak... tak zakończył się jego żywot. Pod ciężarem własnych wyrzutów sumienia, żalu i rozpaczy po utracie ukochanego, który nie raczył odebrać nawet telefonu od niego... Ryou zabrał z sejfu broń swojego ojca i strzelił sobie w głowę. Nie myśl sobie, że go kochałem – dodał Imayoshi, znów przesuwając ostrzem po skórze Aomine, tym razem na ramieniu.- Może jak młodszego brata, tak trochę. Przywiązałem się jednak do niego. Był niespełna rozumu w pewnych przypadkach, ale jednocześnie był całkiem uroczy. To co ci robię, Aomine... to nie dla zemsty. To dla sprawiedliwości. Widziałem, jak wygląda teraz twoje życie: jakby nic się nie zmieniło. Przez chwilę chodziłeś lekko naburmuszony, potem uśmiechnięty, potem wkurzony, i znów uśmiechnięty. Wahasz się między tym a tamtym, ale nie widać w tobie ani krzty poczucia winy. Ciebie właściwie wcale nie obchodzi, że Sakurai zginął, prawda? Według ciebie to był chory psychicznie chłopak, który odpowiadał za siebie samego i sam o sobie decydował... Ale ty nic o nim nie wiedziałeś. Zupełnie nic.- Imayoshi pochylił się nad nim, uśmiechając się złowieszczo.- I właśnie za to spotyka cię teraz kara. Za twój brak zainteresowania. Za twoją oschłość i nieangażowanie się w coś, co stało się z twojej winy. Nie przyszedłeś nawet na jego pogrzeb. Nie złożyłeś nawet kwiatów w szkole, nie zapaliłeś symbolicznego znicza czy kadzidełka. Jesteś bierny we wszystkim, co dotyczy Ryou. Jesteś... i byłeś od zawsze. Pozwól więc, że teraz pokażę ci, co to za uczucie, kiedy ma się do czynienia z kimś takim: kiedy dzieje ci się krzywda, a jedyna osoba, w której widzisz oparcie, ma cię w nosie. Pozwól, że przybliżę ci choć w niewielkim stopniu cierpienie Ryou.
    To powiedziawszy, Imayoshi odchylił do tyłu głowę Aomine.
    Długim pociągnięciem przesunął ostrzem po jego szyi.




13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Yuuki-senpaaaaai *szuka szafy*
      Chce już następny odcinek ale za szybko zbliża się setka :0 tak bardzo tego chce i nie chce

      Usuń
  2. Are you serious? Right in front of my salad??
    Proszę natychmiast przestać Yuuki-san! Aominesię nawet nie zdążył związać z Kise no!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie!! Ao!! No.. no on ma żyć tak? Tak Yuuki? xD On ma kurde żyć!

    OdpowiedzUsuń
  4. *wyciąga z kieszeni karabin maszynowy i idzie nim zastraszyć Yuuki*

    OdpowiedzUsuń
  5. No chyba kurwa nie

    OdpowiedzUsuń
  6. ... Ale w końcu, to nie jest Kise!

    OdpowiedzUsuń
  7. CO. YUUKI BOZE CO TY.COOOOOOO
    JA NIE WIEM JAK MAM TO SKOMENTOWAĆ.IDE PLAKAC

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale Aho nie umrze, prawda? Ja.. kurde. Szybko! Respirator! Dobrze.... spokojnie...uch.. tylko szybko następny odcinek bardzo proszę, bo wszyscy poumieramy z ciekawości! ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  9. Super!!!!!
    Ale i tak nie mogę się doczekać kolejnego nawiązania do Akakuro. Rozdziały z punkty widzenie Akashiego są najlepsze (moim zdaniem) aż brak mi słów.To takie urocze jak nie zdaje sobie sprawy z tego co czuje i nie potrafi tego odpowiednio nazwać. Nie mogę się doczekać aż się domyśli :) i mam nadzieje że będzie jak najwięcej o nich

    OdpowiedzUsuń
  10. Co tu się,na świętych w morelach, wydarzyło *.*
    Imayoshi, WHY?

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń