Z miasta
oświetlonego tysiącami lampionów dochodziły głuche odgłosy bębna. Rytmiczne
uderzenia rozchodziły się po okolicy, nadając nocy złowieszczą atmosferę.
Księżyc wyglądał zza chmur niczym blada twarz śmierci, zionąc mglistym, zimnym
oddechem.
Ciemnoskóry
samuraj poprawił swój pas, do którego przymocowane były dwa pięknie zdobione
miecze, a potem wkroczył w mrok lasu, zlewając się z ciemnością. Biegł szybko,
jednak bezgłośnie, przeskakując nad powalonymi pniami drzew. Wyczuwał obecność
dzikich zwierząt, które jednak nie zdawały sobie sprawy z tego, że nie są same,
bowiem samuraj przemykał obok nich niczym cień.
Przed nim,
o jakieś 200 kroków, na wysokim dębie wśród zielonych liści chowała się
zakapturzona postać. Przycupnęła na gałęzi niczym puchacz i bacznie obserwowała
okolicę wszechwidzącym wzrokiem. Kiedy poczuła na twarzy lekki podmuch
wiosennego wiatru, było już za późno. Nim zorientowała się, co jest jego
źródłem, jej szyję zdobiło już długie, precyzyjnie proste cięcie. Czerwone,
zawiłe linie wyglądałyby pięknie na jej bladej skórze, gdyby nie były krwią.
Samuraj
ruszył dalej, pozostawiając za sobą kruche ciało, które opadło bezwiednie na
ziemię z głuchym łupnięciem. Nie tylko czas go gonił...
Kolejne
sto, dwieście, trzysta kroków. W oddali majaczyły światła świątyni. Musiał
niepostrzeżenie dostać się do środka, a resztą zajmą się strażnicy broniący
murów.
Szybki
skok, jeden, drugi. Wylądował na dachu i, pochylony, ruszył przed siebie, kątem
oka zerkając na spacerujących po dziedzińcu samurajów. Wyglądali na
doświadczonych, ale niezbyt czujnych. Trzech starszych, około czterdziestki i
jeden bardzo młody, być może dopiero rozpoczynający nauki.
Lecz jednak
tylko on obejrzał się za nim.
Odnalazł
sypialnię mistrza Akashiego. Wdarł się do niej niepostrzeżenie, kryjąc na
belkach sufitu i obserwował jego spokojną sylwetkę, siedzącą przy tsukue*, na
którym leżała kartka papieru. Mistrz Akashi, powolnymi i delikatnymi, jakby
dobrze przemyślanymi ruchami nadgarstka, maczał pędzel w atramencie i kreślił
starannie znaki.
Samuraj
sięgnął za siebie, do przymocowanego w pasie na plecach sztyletu. Wyjął go
powoli, nie spuszczając oczu z mężczyzny, a potem bezgłośnie zeskoczył na
podłogę i zamachnął się.
Rozległ się
głośny, metaliczny dźwięk. Samuraj zmrużył oczy, wpatrując się w długie ostrze,
które zatrzymało jego broń na kilka centymetrów od karku Mistrza Akashiego.
Pochwalił w myślach mężczyznę za jego przebiegłość – nie zdołał spostrzec
wyłaniającego się spod stolika sztyletu, który zabłysł nagle nad ramieniem
Akashiego i zablokował jego ostrze.
-
Rad jestem znów cię widzieć, Aomine – odezwał się spokojnie
mężczyzna, nie odwracając głowy.
Samuraj cofnął się natychmiast
kilka kroków, uklęknął na jedno kolano i schował sztylet
do pochwy. Mistrz Akashi odłożył swą broń na stolik, tuż
obok kałamarza i westchnął cicho.
-
Przybywasz z poselstwem, jak mniemam?
-
Tak jest – odparł cicho samuraj.
-
Mistrz Fukuda wspominał, że wyśle jednego z najlepszych, ale
nie sądziłem, że zaangażuje właśnie ciebie.
Aomine usiadł na piętach i,
kładąc dłonie na kolanach, złożył głęboki ukłon.
-
Witaj, Mistrzu Akashi. Proszę o wybaczenie za to niestosowne
powitanie.
-
Wybaczam – westchnął mężczyzna, chowając przybory do pisania
do jednej z szufladek.- Właściwie nie spodziewałbym się z twojej strony
„normalnego” powitania, ostatni członku Klanu Aomine.- W końcu odwrócił się do
niego i uśmiechnął łagodnie.- Tak cię wychował mój drogi przyjaciel i w pełni
to akceptuję. Ufam ci i wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy.
Aomine znów się ukłonił, uśmiechając
lekko. Cieszył się, że znów może widzieć
przyjaciela ojca, który jako jedyny chciał wziąć go pod swe
skrzydła, kiedy wybito całą jego rodzinę...
Wyciągnął zza kamishimo**
związany czarną wstęgą zwój, po czym
podał go Mistrzowi,
schylając głowę.
-
Wiadomość od Mistrza Fukudy.
Akashi odebrał rulon i rozwinął
go. Aomine czekał w milczeniu, aż skończy czytać,
siedząc wciąż z pochyloną głową.
-
Czytałeś to?
-
Skądże – szepnął Aomine, rumieniąc się.
Mistrz Akashi zaśmiał się
delikatnie i schował zwój do szerokiego rękawa kimona.
-
Podnieś głowę, Aomine.- Samuraj usłuchał i wyprostował się,
patrząc wprost na Mistrza.- Wygląda na to, że bez odpowiedzi nie mogę cię stąd
wypuścić. Zostań, proszę, na dzień czy dwa. Przygotujemy dla ciebie pokój.
-
Dziękuję, Sensei.
Mistrz Akashi wstał i podszedł do
ozdobnego, złotobrązowego sznura zwisającego z
sufitu. Pociągnął za niego kilka razy, a potem odgarnął
czerwone włosy i wrócił na poduszkę przy tsukue.
Aomine obserwował uważnie jego
ruchy. Znał je aż za dobrze, w końcu przez kilka lat
mieszkał w tej świątyni, przy jego boku, ucząc się kodeksu
samuraja, ucząc się walki wręcz i logicznego myślenia. To, czego nauczył go
ojciec, teraz było wzbogacone o tysiące praktycznych ruchów, które
wykorzystywał do precyzyjnego wykonywania powierzonych mu zadań.
Wiele zawdzięczał Mistrzowi
Akashiemu. Przede wszystkim ten mężczyzna, potępiany
przez innych za kolory oczu, uratował mu życie. Gdyby nie
on, Aomine z pewnością skończyłby tak, jak jego rodzina, którą spotkał okrutny
los dwanaście lat wcześniej.
Drzwi rozsunęły się cicho, a w
progu pojawiła się ubrana w biało-niebieskie kimono
blondwłosa kobieta. Siedząc na piętach, złożyła głęboki
ukłon, nie otwierając oczu.
-
Mistrzu Akashi – odezwała się cicho.
-
Jak widzisz, tej nocy mamy gościa – powiedział Akashi
stanowczym, aczkolwiek łagodnym tonem.- Poleć przygotować dla niego kąpiel i
pokój. Kagami niech coś dla niego ugotuje.
-
Tak jest, Mistrzu.
Aomine obserwował kątem oka, jak
blondynka zerka na niego spod ciemnych rzęs,
rumieni się delikatnie i cofa pospiesznie, by zasunąć shoji.
-
Nieśmiałe stworzenie – wyjaśnił Akashi.- Pochodzi z Klanu
Kise.
-
Klan Kise?- powtórzył Aomine.
-
Słyszałeś o nich?
-
Poniekąd.
-
Można powiedzieć, że jest czarną owcą. Poprosili mnie o
nauki...- Akashi odwrócił do niego głowę.- Delikatnie mówiąc, jest niezdarą.
Aomine uśmiechnął się delikatnie
i skinął głową na znak, że zrozumiał. Spojrzał na
zamknięte drzwi, wspominając piękną twarz blondynki i jej
niesamowite, złociste oczy o długich rzęsach.
Powinien przyzwyczaić się do
tego, że w świątyni Mistrza Akashiego przewijało się
mnóstwo pięknych kobiet, jednak do tej, którą widział przed
chwilą, żadna nie mogła się równać.
***
Świątynia
Mistrza Akashiego była najlepsza głównie ze względu na to, że Aomine mógł się w
niej czuć wyjątkowo bezpiecznie, a co za tym szło, wysypiał się jak nigdy.
Kiedy rano obudziło go radosne świergotanie ptaków w ogrodzie i ciche
skrzypienie drewnianej podłogi, czuł się jak nowonarodzony.
Uprzątnął
futon, a następnie założył przygotowane przez służbę wygodne, granatowe kimono.
Mistrz Akashi zawsze powtarzał, że jego ciemna skóra o wiele lepiej prezentuje
się z ciemnych barwą ubraniach, aniżeli w jasnych.
W momencie kiedy układał materiał
na klatce piersiowej, usłyszał cichy głosik przepraszający za najście, a potem
drzwi rozsunęły się.
W progu
pojawiła się siedząca na piętach blondwłosa piękność, która zawitała tej nocy
do jego snów. Nie patrząc na niego, sięgnęła po tacę, na której stała miseczka
ryżu oraz kubek i dzbanek z parującą, świeżo parzoną herbatą, a następnie
położyła ją w pokoju. Uniosła wzrok, chcąc wejść do środka, i wówczas
zapatrzyła się na wciąż nagi tors Aomine.
Jej twarz
zaczęła szybko przybierać kolor płatków kwiatu wiśni. Oczy rozwarły się
szeroko, usta delikatnie, ledwie na centymetr czy dwa. Zabłądziła spojrzeniem
na prawo i lewo, a potem szybko wycofała się i ukłoniła nisko, uderzając czołem
o podłogę. Pisnęła cicho, chwytając się za nie, a na koniec zasunęła z
trzaskiem drzwi. Rozległo się skrzypienie podłogi i głuche tupanie, kiedy
biegła.
Aomine
zamrugał, nieco zaskoczony. Sam dostał rumieńców na twarzy, widząc jej reakcję.
Nie był pewien, czy przestraszyła się widoku ciemnej skóry, czy może raczej
zwyczajnie zawstydziła się jego półnagością, ale...
-
Na Bogów, ten rumieniec...- szepnął Aomine.- Taki uroczy...
Przetarł twarz dłonią i ubrał się
do końca, wciąż myśląc o podopiecznej Mistrza
Akashiego. Zapewne przyszła tu po to, by go obsłużyć, nalać
herbaty i przedstawić plan dnia. Samuraj ciekaw był, jak będzie wyglądało ich
następne spotkanie...
Po skromnym, aczkolwiek wyjątkowo
smacznym śniadaniu, Aomine opuścił swój pokój i
wyszedł na zewnątrz. Pomieszczenie, które mu przygotowano,
mieściło się na wprost ogrodu – tuż przed sobą miał więc widok na piękny staw
otoczony zieloną trawą i bujną roślinnością. Nad wodą nachylało się ogromne
drzewo wiśni, zdobiąc taflę różowymi płatkami.
Samuraj odetchnął świeżym,
czystym powietrzem, wdychając słodki zapach kwiatów.
Ruszył po drewnianym mostku otaczającym dom, szukając sypialni
Mistrza Akashiego. Nie musiał jednak tego robić, zauważył samego Mistrza
siedzącego na ganku i obserwującego młodych samurajów rozpoczynających poranne
ćwiczenia.
-
Sensei – odezwał się cicho Aomine, podchodząc do niego.
-
Usiądź, Daiki.- Akashi machnął dłonią, wskazując mu miejsce
obok siebie.- Dobrze spałeś?
-
Jak zawsze – odparł spokojnie, zajmując miejsce.
Jego wzrok przykuł młody chłopak,
który, przerwawszy trening, wpatrywał się w niego
uważnie. Jego wiek musiał być zbliżony do wieku Aomine,
czyli na oko jakieś 16-17 lat. Miał krótkie włosy, jasne, podchodzące pod kolor
bezchmurnego nieba. Wpatrywał się uważnie w ciemnoskórego błękitnymi oczami z
poważnym wyrazem twarzy.
W końcu Aomine rozpoznał w nim
chłopka z zeszłej nocy, który patrolował świątynie i
jako jedyny wyczuł jego obecność. Skinął mu lekko głową, by
okazać uznanie i dać do zrozumienia, że nie jest żadnym zagrożeniem, jednak
chłopak nadal stał w bezruchu, wgapiony w niego.
Daiki zaczął powoli czuć się
nieswojo.
-
Kuroko, wracaj do ćwiczeń – polecił spokojnie Akashi.- Aomine
nie jest wrogiem.
Chłopak spojrzał niepewnie na
Mistrza, ale skinął głową, skłonił się w kierunku Aomine i
powrócił do przerwanego zajęcia.
-
Coraz więcej dzieci zostaje osieroconych – zaczął cicho
Akashi, obserwując każdego młodzika z osobna.- Chłopiec, który ci się tak
przyglądał to Kuroko Tetsuya, z klanu Kuroko. Jego rodzice zostali zamordowani.
Co prawda, ma jeszcze kilku członków rodziny, jednak...został wydziedziczony ze
względu na swoją niską odporność. Szybko się męczy i nie jest dość szybki i
sprawny.
-
Nadaje się na samuraja?- zapytał cicho Aomine.
Mistrz Akashi nie od razu
odpowiedział.
-
Cóż – zaczął powoli.- To fakt, że jego wytrzymałość nie
przekracza nawet minimum. Ale są dwie rzeczy, które wyróżniają go spośród
innych samurajów: nieugiętość i pewien talent, dar od Bogów, który wystarczy
podszlifować, jak diament. Jestem pewien, że za rok, a może nawet wcześniej,
będzie z niego użytek.- Akashi uśmiechnął się delikatnie.
-
Wolno mi wiedzieć, jaki dar jest w rękach tego chłopca?
-
Chłopca?- roześmiał się Akashi.- Dziwnie jest słyszeć to słowo
z twoich ust, Aomine. Kuroko, podobnie jak ty, ma zaledwie 18 lat.
-
W takim razie...- Aomine odchrząknął, nieco zawstydzony.- Jaki
dar ma ten chłopak?
-
Będziesz miał okazję się przekonać – odparł Mistrz.- Wkrótce.
Na razie nie jest jeszcze gotowy.
-
Przygarniasz pod opiekę sporo sierot.
-
Tylko te, które uznam za wartościowe – westchnął Akashi.- Nie
interesuje mnie podżeganie tych młodych ludzi do dokonania zemsty. Tak więc dla
tych, którzy kierują się tylko nienawiścią i chęcią zamordowania winowajców
swego losu, nie ma miejsca w tej świątyni.
-
A co ze mną?- zapytał cicho Aomine, wpatrując się w młodego
Kuroko, który zdążył już się lekko spocić.- Przecież ja również żyję tylko dla
zemsty.
-
Głupi – westchnął Mistrz Akashi, na moment zamykając oczy.-
Gdybyś pragnął jedynie zemsty, nie siedziałbyś teraz przy mnie, gawędząc jak z
ulubionym wujkiem. W twoim sercu jest jeszcze nadzieja i wiara, że odnajdziesz
swą drogę.
-
Moją drogę?- Aomine zmarszczył lekko brwi.
-
Hmm...Sakurai, wyżej ręce!- polecił głośno niskiemu chłopakowi
o wielkich, brązowych oczach.
-
T-tak, Mistrzu! Przepraszam!
-
Tak, twoją drogę – powiedział cicho i spojrzał na Aomine.-
Drogę Samuraja. Twoim celem nie jest jedynie dokonanie zemsty na tych, którzy
zabili twoich bliskich. Na tym się nie skończy, bowiem do tego czasu, jestem
tego pewien, znajdziesz to, czego szukasz.
-
Ale ja...niczego nie szukam – szepnął cicho Daiki.
-
Tak ci się tylko wydaje – odparł na to Akashi z łagodnym
uśmiechem.- Każdy może powiedzieć, że odnalazł w życiu już wszystko, ale
niewielu naprawdę się to udało. Nie jesteś Mścicielem, Aomine. Twoją drogą nie
jest tylko zemsta. Ale cierpliwości.- Szturchnął go łokciem w bok.- Jesteś
młody, masz przed sobą mnóstwo czasu. Ah, Kise!- zawołał do sunącej ostrożnie
po kamieniach blondwłosej piękności, która najwyraźniej skończyła zamiatać
dziedziniec.
-
T-tak, Sensei?!- krzyknęła,
rumieniąc się na widok Aomine.
-
Przynieś nam herbaty, proszę.
-
Oczywiście!- Kise ukłoniła się nisko i popędziła z miotłą w
kierunku kuchni. Akashi odprowadził ją sceptycznym spojrzeniem, a potem
westchnął cicho.
-
Sympatyczne dziecko, ale ta niezdarność...
-
Zostanie u ciebie dopóki się czegoś nie nauczy?- zapytał
Aomine.
-
Tak. Najpierw uczę go zwyczajnych prac w świątyni, oczywiście
niegroźnych dla innych. Kagami, odpowiedzialny za gotowanie, był gotów wziąć go
na ucznia, ale kiepsko się to skończyło, więc kazałem mu na razie sprzątać. Za
jakiś czas, przy dobrych wiatrach, rozpocznie naukę fechtunku.
-
Fechtunku?- Aomine spojrzał na niego, zaskoczony.- Nie lepiej
uczyć ją na gejszę? Jest naprawdę piękna, a, śmiem twierdzić, że Momoi-sama z
chęcią weźmie ją na uczennicę.
-
Gejszę?- Akashi spojrzał na niego, zdziwiony, a potem
wybuchnął śmiechem.
-
C-co cię tak rozśmieszyło, Mistrzu?- mruknął Daiki.
-
Gej...gej...gejsza! Ahahaha, gejsza!- Mistrz Akashi rozwinął
fantazyjnie zdobiony smokami wachlarz i zasłonił nim usta, nie przestając się
śmiać.- Oh, na Bogów...tylko ty potrafisz mnie tak rozbawić, Aomine!
-
A-ale...co ja takiego powiedziałem?- Samuraj spłonął
rumieńcem, nie rozumiejąc zachowania Mistrza.
-
Kise na gejszę...oh, Bogowie...- Akashi uspokoił się i,
ocierając łezkę rozbawienia, poklepał ciemnoskórego po ramieniu.- Doprawdy,
wielu ludzi uważa, że Kise ma niesamowitą urodę, ale, wierz bądź nie, jesteś
pierwszą osobą, która wzięła go za kobietę.
-
Zaraz, zaraz...- Aomine zmarszczył brwi, przyglądając się
Mistrzowi.- Czy to znaczy, że...?
-
Kise jest mężczyzną? Dokładnie. Pff!- Akashi zasłonił szybko
usta dłonią, by nie roześmiać się ponownie.
-
T-to...!- Aomine nie miał pojęcia, co powiedzieć.
Rozzłoszczony i zażenowany, odwrócił głowę, czując wypieki na policzkach.
Cóż za wstyd...
-
Uhm, herbata...- odezwał się cichy głosik obok nich.
Aomine odsunął się od Mistrza i
Kise, który uklęknął przy nich i postawił na podłodze
dwa parujące kubki.
-
Mistrzu, Kagamicchi pyta, kto zajmie się zakupami na
dzisiejszą kolację.
-
Mmm...- Akashi uśmiechnął się lekko pod nosem. Aomine wolał
nie wiedzieć o czym myśli teraz Mistrz.- Może pójdziesz do miasta razem z
Aomine?
-
Eh?!- krzyknęli jednocześnie Aomine i Kise, patrząc w
przerażeniu na Akashiego.
-
To doskonała okazja, żebyście lepiej się poznali – powiedział
spokojnie Akashi.- Kise zna miasto, a Aomine ma krzepę, a ponieważ zostanie u
nas do jutra, to może trochę pomóc w posiłku.
-
Uhm...
-
No, pędź do Kagamiego po listę zakupów – polecił Akashi,
machnąwszy złożonym już wachlarzem.- Zaraz wyruszacie.
-
T-tak jest, Mistrzu...- Kise ukłonił się nisko i odszedł.
Aomine przełknął ślinę i spojrzał na Akashiego.
-
Zrobiłeś to specjalnie, prawda, Mistrzu?
-
Tak.- Akashi skinął głową.- Nie mogłem się powstrzymać. To
takie zabawne, że wziąłeś go za kobietę.
-
N-nie przyglądałem mu się wczoraj, to rzecz całkiem normalna!
-
Przecież widać, że nie ma piersi.
-
Nie każda kobieta ma je tak pokaźne, jak Momoi-sama!
-
Hmm...- Akashi pokiwał wolno głową w zamyśleniu.- Zawsze
śliniłeś się na ich widok.
-
NIEPRAWDA!
-
No dobrze, pora wracać do pracy.- Mistrz Akashi wstał,
zabierając swój kubek.- Muszę pomyśleć nad odpowiedzią dla Mistrza Fukudy,
którą zaniesiesz jutro o świcie. Wykorzystaj ten czas na zaprzyjaźnienie się z
Kise. Jestem pewien, że znajdziecie wspólny język.
-
Ani mi się śni...- westchnął Aomine, kiedy Mistrz Akashi
odszedł do siebie.
Samuraj chwycił kubek z herbatą i
upił jej kilka łyków. Westchnąwszy, oparł łokieć o
kolano, a podbródek o dłoń i ze smętną miną obserwował
trening.
***
Aomine przymocował
do pasa swoje miecze i upewnił się, że nie będą się zsuwać. Był gotowy do
wyjścia, jednak nie miał pojęcia, czy Kise będzie na niego czekał przy bramie,
czy może powinien po niego pójść.
Nim zdążył
podjąć jakąkolwiek decyzję, usłyszał ostrożne kroki za drzwiami i ciche
chrząknięcie.
-
A-Aomine-san?
Czy mogę wejść?
-
Ta – warknął, upewniając się, że jego tors zakrywa kimono.
Shoji rozsunęły się powoli i do
środka zajrzała blondwłosa głowa o złotych oczach.
Aomine zmierzył go morderczym spojrzeniem, a Kise
natychmiast spuścił wzrok.
-
P-przepraszam za to najście! Znaczy, tamto, dziś rano...-
wydukał.- Powinienem był zaczekać, aż powie pan, że mogę wejść.
-
W porządku – mruknął ciemnoskóry.- Nic się nie stało, w końcu
obaj jesteśmy mężczyznami – dodał, złoszcząc się na siebie za nutę goryczy w
swoim głosie.
-
Tak.- Kise uśmiechnął się słabo.- Mistrz powiedział mi, że
wziąłeś mnie za kobietę...
Aomine poczuł, że cała jego głowa
zaczyna płonąć. Przełknął ślinę i odkaszlnął głośno.
-
Cóż...wybacz za to. Twoja uroda...musisz mnie zrozumieć. Nigdy
nie widziałem kogoś tak pięknego jak ty. Poza tym, nie przyjrzałem się tobie
dokładnie. Było ciemno, byłem zmęczony...- Aomine zaklął w myślach, zdając
sobie sprawę z tego, że to brzmi, jakby tłumaczył się z nocy spędzonej z kimś
obcym. Choć w istocie, jego sen był tak realny, że sam do końca nie był pewien,
co było fikcją, a co nie.- Naprawdę, przepraszam cię, Kise.
Ponieważ mężczyzna długo nie
odpowiadał, Aomine odwrócił się do niego, chcąc
sprawdzić, czy jeszcze tam jest. Owszem, był. Siedział na
podłodze z oczami wyrażającymi szok. Jego wargi były lekko rozchylone i
wilgotne, wyglądały wręcz ponętnie. Język poruszył się w ustach, jakby Kise
mówił coś, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
-
C-coś ci jest?- bąknął Aomine, nie wiedząc, czy powinien do
niego podejść, czy też nie.
-
Nie...wszystko dobrze.- Kise potrząsnął głową, jego włosy zafalowały
delikatnie.- Po prostu...jest pan pierwszą osobą, która powiedziała, że...która
powiedziała coś takiego...
-
Coś takiego?- powtórzył niepewnie Aomine.
-
Że nigdy nie widział kogoś tak...pięknego – szepnął Kise,
zaciskając pięści.- Dziękuję, Aomine-san!
-
Nie musisz się tak do mnie zwracać – mruknął ciemnoskóry.-
Wystarczy Aomine. Chyba jesteśmy w tym samym wieku?
-
Mam 18 lat!- wykrzyknął Kise.- A pan?!
-
T...też.
-
Oh! Niesamowite!- Kise zerwał się na równe nogi i podszedł do
niego, chwytając jego dłoń i ściskając ją między swoimi.- Dopiero 18 lat i już
jesteś samurajem?! W dodatku zyskałeś sobie szacunek Mistrza Akashiego, to jest
naprawdę niewiarygodne!
-
Cóż...- bąknął Aomine, rumieniąc się mocno.- M-Mistrz
wychowywał mnie, odkąd skończyłem sześć, czy siedem lat, więc...
-
To on nauczył cię wszystkiego?
-
Może nie wszystkiego, ale bardzo wiele...Uhm, nie mieliśmy iść
przypadkiem po zakupy?
-
Tak...tak...- Kise wpatrywał się w niego jak w obrazek, jakby
nie mógł oderwać od niego wzroku. Aomine czuł się coraz bardziej speszony,
jeszcze nikt nie okazywał tak wielkiego zainteresowania jego osobą. I to nie ze
względu na kolor jego skóry.
-
Uhm...możesz mnie już puścić?- westchnął, odsuwając się.
-
Ah, przepraszam, Aomine-san!- Kise ukłonił się lekko.-
Uhm...jesteś gotowy do wyjścia?
-
Tak.
-
W takim razie proszę za mną. Mam już listę i pieniądze.
Samuraj skinął głową i wyszedł z
blondynem. Ruszył za nim po drewnianej podłodze,
obserwując jego plecy. Faktycznie, jeśli się przyjrzeć, były
zbyt szerokie, jak na kobietę. Jego chód również nie był kobiecy, no, może
odrobinkę. Fakt faktem, że kimono, które miał na sobie Kise było przeznaczone
głównie dla mężczyzn, jednak Aomine zwiedził już tyle miejsc, w których również
kobiety je nosiły, że nie zdziwił go ten ubiór.
Jakże się pomylił... W dodatku
miał dziwne przeczucie, że nigdy nie dane mu będzie o
tym zapomnieć.
Miasto kipiało życiem, jak żadne
inne, w którym do tej pory przebywał Aomine.
Ciemnoskóry doskonale pamiętał, jak niegdyś chodził ulicami,
patrolując teren i pilnując porządku, jednak teraz z lekką przykrością musiał
przyznać, że słabo pamięta rozmieszczenie sklepów i domów, które odwiedzał.
-
Trochę się pozmieniało – mruknął do siebie.
-
Niestety, nie wiem, jak tu było dawniej – powiedział Kise,
uśmiechając się lekko.- Mój Klan zamieszkuje północne tereny, a ja mieszkam tu
ledwie od kilku miesięcy.
-
Nie miałeś nic przeciwko, kiedy postanowili cię tu wysłać?
-
Nie.- Kise pokręcił głową.- Wiem, że do niczego się nie
nadaję...jestem czarną owcą w rodzinie, wszyscy mężczyźni z mojego klanu
zostają samurajami, a ja...cóż.- Uśmiechnął się smutno.- Chyba nie mam do tego
predyspozycji.
-
Ćwiczenia czynią mistrzem – powiedział Aomine.
-
To prawda.- Kise roześmiał się.- Długa droga przede mną, ale
dam z siebie wszystko! W końcu czas ucieka...
-
Hmm?- Aomine spojrzał na niego pytająco.
-
Nie, nic...Oh, pierwszy stragan! Na początek ryby...
Aomine zmarszczył lekko brwi, ale
postanowił nie drążyć tematu. Wzruszył lekko
ramionami i poszedł za Kise, by pomóc mu w pakowaniu i
niesieniu toreb.
Z zakupami uporali się dość
szybko, choć było ich całkiem sporo. Z rozmowy z Kise
Aomine dowiedział się, że obecnie w świątyni, prócz Mistrza
Akashiego przebywa jego doradca, Furihata, oraz około 30 nowo rekrutowanych
młodych mężczyzn. Nic więc dziwnego, że szykował się spory posiłek. Nawet jeśli
skromny, to wciąż musiał zawierać elementy o odpowiednich wartościach, by
przyszli samurajowie byli w pełni sił.
Wracając do świątyni, mężczyźni
nie spieszyli się zbytnio. Dzień był słoneczny, ale nie
upalny, do tego wiał przyjemny wiatr, bawiąc się złocistymi
włosami Kise. Aomine zerkał na niego od czasu do czasu, mimo wszystko wciąż nie
mogąc uwierzyć, że jego uroda tak bardzo go pociąga.
Pociąga...co?
Wyglądało na to, że również Kise
o czymś rozmyśla. Szedł przed siebie ze wzrokiem
wbitym w piaskową ścieżkę, jednak najwyraźniej tylko Aomine
zachował czujność i, widząc nadjeżdżających szybko jeźdźców, usunął się na bok.
Nie zauważył jednak, że Kise wciąż idzie środkiem drogi, nieobecny.
-
Ej, Kise, konie biegną!- zawołał.
-
Mmm...co mówiłeś?- Kise spojrzał na niego nieprzytomnie.
Aomine zaklął głośno i rzucił się
w jego stronę, spychając brutalnie na pobocze. Jeźdźcy,
krzycząc do nich wulgarnie, przebiegli obok, miażdżąc kilka
ryb, które wypadły Aomine z torby.
-
Gdzie ty masz oczy, idioto?!- krzyknął Aomine, rozzłoszczony,
potrząsając go za ramiona.
-
Prze-przepraszam! Zamyśliłem się!
-
Zamyśliłeś?! Tak bardzo, że nie słyszałeś, jak do ciebie
krzyczę?!
-
N-no...- Oczy Kise zaszkliły się delikatnie.- T-ty na pewno
też czasem...
-
Owszem, ale nie aż tak, do cholery! Jeśli nie wzmocnisz swojej
czujności, na pewno nie zostaniesz samurajem! A przecież chcesz nim zostać,
prawda?!
-
Chcę...- jęknął Kise płaczliwie.- Bardzo chcę...
-
Rany – westchnął Aomine, zbierając warzywa porozrzucane po
trawie.- Trzeba je będzie porządnie umyć po powrocie...
-
Aomine-san...
-
Czego?- warknął.
-
Czy ty...czy ty mógłbyś mnie uczyć?
Aomine wypuścił z rąk dopiero co
zebrane warzywa. Spojrzał na Kise z powagą i
zamrugał kilka razy.
-
Co powiedziałeś?
-
Ja...ja podziwiam cię – szepnął Kise.- Jesteś taki młody, a
Mistrz Akashi traktuje cię jak równego sobie...
-
Na-nawet nie widziałeś, jak walczę!
-
Widziałem.- Kise pociągnął nosem i odwrócił głowę z obrażoną
miną.- Ja doskonale cię pamiętam!
-
Ha?- Aomine nic z tego nie rozumiał.
-
Kiedyś już się spotkaliśmy – powiedział cicho Kise, mnąc w
dłoniach materiał swojego kimono.- Dziesięć lat temu...uratowałeś mi życie.
Aomine zmarszczył brwi, wytężając
pamięć. Niestety, mimo usilnych starań, nie mógł tak
po prostu w jednej chwili przypomnieć sobie, by kiedykolwiek
uratował życie złotowłosemu chłopcu.
-
Uhm...to była przelotna znajomość?- bąknął, dopiero po chwili
zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to zabrzmiało.
-
Nie!- wykrzyknął Kise, ciskając w niego złe spojrzenie.-
Spędziliśmy ze sobą cały dzień! Tamci faceci...- Przyciszył głos, znów spuścił
głowę.- Oni chcieli mnie skrzywdzić...a ty ich pokonałeś.
-
Znaczy, zabiłem?- mruknął, a Kise skinął głową. Westchnął,
drapiąc się po głowie.- Przepraszam, ale...
-
Odprowadziłeś mnie do domu – szepnął Kise.- Nie miałem
pojęcia, co powiedzieć. Po prostu szedłem, trzymając się za rękę i patrzyłem na
ciebie. Wydawałeś mi się taki piękny i silny...chociaż byłeś w moim wieku, już
potrafiłeś...- Przełknął ślinę.- Dlatego chciałem być taki jak ty! Robiłem, co
mogłem, ale...nie wychodziło mi. Obiecałem sobie, że pewnego dnia cię
odnajdę...nie możesz wyobrazić sobie tego, jak bardzo szalało moje serce, kiedy
zobaczyłem cię tej nocy w pokoju Mistrza Akashiego! Od razu cię poznałem...
Kto by nie poznał mojej ciemnej
skóry, jedynej takiej w Japonii – mruknął w myślach
samuraj.
-
...po oczach.
-
Co? Po...oczach?- Aomine zamrugał, gapiąc się na niego.
-
Tak.- Kise znów skinął głową.- Nigdy ich nie zapomniałem. Są
takie zimne, wyrażają gotowość do poświęceń, pewność siebie i swoich zdolności,
ale jednocześnie kryjącą się wewnątrz ciebie łagodność...jak wtedy, kiedy mnie
uratowałeś. Kiedy dowiedziałem się, że twój klan słynie z tego, iż zabija nie
tylko wrogów, ale również świadków, wiedziałem, że nie jesteś taki zły...
-
Cóż, skoro to było 10 lat temu, to już byłem na naukach u
Mistrza Akashiego – mruknął ciemnoskóry, wciąż myśląc o tym, że Kise poznał go
„po oczach”. To naprawdę go zaskoczyło, w końcu pierwsze, co rzuca się innym w
oczy, to jego karnacja.
-
Dlatego chcę, żebyś mnie uczył, Aominecchi!
-
C-cchi?!
-
Proszę cię! Jestem gotów nawet ci zapłacić!
-
Masz w ogóle czym?!
-
Nie!
Zapadła cisza. Kise wpatrywał się
uparcie w ciemnoskórego, czekając na jego odpowiedź,
jednak Aomine nie miał pojęcia, co też mógłby mu powiedzieć.
-
Słuchaj...- zaczął niepewnie.
-
Aominecchi, błagam!- krzyknął Kise, rzucając mu się w ramiona.
Daiki tak bardzo się tego nie
spodziewał, że aż zachwiał się niebezpiecznie, upadając na
ziemię, wraz z blondynem.
-
Auć!
-
Prze-przepraszam, nic ci nie jest?- zapytał cicho Kise,
odgarniając przydługie włosy za ucho.
Aomine nie odezwał się, wpatrując
w jego złote oczy, szklące się delikatnie od łez. Teraz
to już naprawdę przypominał kobietę, jednak...
Uniósł dłoń i dotknął powoli jego
policzka. Przesunął palcami po miękkiej, bladej skórze,
wyczuwając kości policzkowe i podbródek. Ostrożnie, jakby z
namysłem, wsunął dłoń w jego włosy – miękkie i przyjemne w dotyku – kciukiem
ocierając kącik oka, z którego wypłynęła łezka.
Kise przełknął ślinę i położył
swą dłoń na dłoni Aomine, wpatrując się w jego oczy.
Powoli nachylił się nad nim, a potem dotknął wargami jego
ust, składając na nich czuły, delikatny pocałunek.
Aomine zmarszczył brwi, jednak
nie odsunął blondyna. Wręcz przeciwnie – odpowiedział
na jego pocałunek, rozchylając wargi i językiem badając
wnętrze jego ust. Kise również nie pozostał mu dłużny, przyciskając mocno swoje
usta do jego, wpijając się w nie zachłannie, niczym do dawno niewidzianego
kochanka.
Leżeli w trawie na poboczu drogi,
wśród porozrzucanych ryb i warzyw, oddając się tej
delikatniej pieszczocie i zupełnie zapominając o reszcie
świata. Pocałunek trwał długo, jakby żaden z nich nie chciał być tym, który go
zakończy.
W końcu jednak to Kise odsunął
lekko głowę, jego usta były zaróżowione i wilgotne od
śliny Aomine.
-
Mmm...chyba...powinniśmy wrócić – wymruczał.
-
T-ta – bąknął Aomine, zrzucając z siebie blondyna i podnosząc
się prędko.- Pozbieraj ryby. I ani słowa Mistrzowi. Zabije nas, jeśli się
dowie, co się działo z jedzeniem.
-
Tak...- mruknął cicho Kise, podnosząc się.
Aomine wziął głęboki oddech i
wypuścił go powoli. Przetarł usta wierzchem dłoni i
zaczął zbierać warzywa.
Czuł, że zbliża się początek jego
problemów.
Ja tu czekam, czekam i nareszcie jest! <3 I do tego moje ukochane AoKise <3
OdpowiedzUsuńMatko, to jest zarąbiste!
...że w świątyni Mistrza Akashiego przewijało się mnóstwo pięknych kobiet...
TA, JASNE! XD
Zapewne przyszła tu po to, by go obsłużyć...
...
Dlaczego to musi być takie dwuznaczne? XD
To doskonała okazja, żebyście lepiej się poznali – powiedział spokojnie Akashi.
Oczywiście. Przy okazji wpadli do agrestu, a tam... khm, khm.
Tak.- Akashi skinął głową.- Nie mogłem się powstrzymać.
NO WIDZISZ!
Kto by nie poznał mojej ciemnej skóry, jedynej takiej w Japonii.
Bądź z tego dumny, Ahomine, jesteś jedyny w swoim rodzaju!
...po oczach.
Okej, tego się nie spodziewałam. Pozdrowienia z podłogi! XD
I czekam na czytelnik x Takao, a potem na mojego męża Himuro <3
Aokise!! Opowiadanie cudowne. Biedna Kisia, tak mu zależy na Aomine, że jest gotowy zrobić wszystko. Kocham to co tworzysz, styl pisania. Twoje pomysły pomysły są, według mnie, najlepsze. Mam nadzieję, że napiszesz kiedyś ponad 10 rozdzialowe. Aokise lub Aokaga. Ściskam i pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńWitam jestem nową czytelniczką~
OdpowiedzUsuńOMG ten blog jest świetny! Najbardziej chyba przypadły mi do gustu "Aka-chin". Ale teraz o tym opowiadaniu. Jest dość.. specyficzne aczkolwiek nie oznacza to ze nie jest wyborne. Masz miły dla oka styl pisania oraz umiesz zaciekawić czytelnika.... będę czatować na kolejna cześć by dowiedzieć sie czemu Kise ucieka czas(każdemu ucieka ale ciekawi mnie czy będzie jakiś bardzo intrygujący wątek). Nigdy bym nie pomyslała by chłopaków wcisnąć do dawnej Japonii w takich rolach chociaż bardzo brakuje mi Mury q-q (cóż to moja ukochana postać)
Ale postać Akashiego jako dostojnego Mistrza... Mrrr... Aomine jako samuraj..... średnio mi pasuje ale kreujesz to tak że człowiek to po prostu chłonie.
postacie są naprawdę sobą i za to cie podziwiam.
Ahhhh.... i dzięki tobie dowiedziałam się co to ten przeklęty futon xD
Ps: jest możliwość wpłynięcia na to co piszesz? :3 boooo baaaardzo bym chciała zobaczyć więcej KageHina i MuraAka i KurKen oraz może kiedyś kiedyś Kotaro x Akaashi z Haiykuu. Ich jeszcze nie ma.. dopiero w drugim sezonie wiec do wiosny nawet nie mam o czym marzyc. o3o
Z pozdrowieniami i życzeniami do dużej ilości czasu i weny An~
Witam, droga czytelniczko! ^^
UsuńDziękuję za przemiłe słowa <3 Cieszę się niezmiernie, że Ci się podoba, i że również "Aka-chin" cieszy się u Ciebie dobrą opinią ^^ ( Koniec końców MuraAka kiepsko mi się pisze xD )
Może nie wszystkie opowiadania są pisane takim stylem, jednak staram się jak mogę! ^^ Co do wymienionych przez Ciebie paringów - jak wspominałam wcześniej, MuraAka nie idzie mi zbyt dobrze, z kolei w anime "Haikyuu" dopiero się zagłębiam :3 Prócz tych dwóch opowiadań na tym blogu, piszę DaiSugę, ale...powoli mi to idzie ^^ KurKena na pewno można się spodziewać, bo kocham Kenmę xD Ale na pewno nie w najbliższym czasie, a co do ostatniej parki - nie czytam mangi ;_; Ba, nawet w anime mam zaległości, jakieś cztery odcinki xD
Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa, również pozdrawiam i ściskam cieplusio! ^^
~Yuuki
Mam tylko jedno zastrzeżenie co do tego tekstu. Mianowicie opis sposobu zabijania i poruszania się Aomine bardziej przypomina ninję niż samuraja
OdpowiedzUsuń~Yuzuki
Gdzie są wytłumaczenia tych słów z gwiazdkami?
OdpowiedzUsuńPewnie się nie skopiowały jak wklejałam z worda
UsuńMasz może zamiar je dodać, czy zostawiasz pracę tak jak jest?
UsuńZostawiam tak, jak jest, bo i tak będę robiła rewrite tego opowiadania
UsuńOch, fajnie!
Usuń