Ostatni Samuraj - Rozdział Pierwszy


            Z miasta oświetlonego tysiącami lampionów dochodziły głuche odgłosy bębna. Rytmiczne uderzenia rozchodziły się po okolicy, nadając nocy złowieszczą atmosferę. Księżyc wyglądał zza chmur niczym blada twarz śmierci, zionąc mglistym, zimnym oddechem.
            Ciemnoskóry samuraj poprawił swój pas, do którego przymocowane były dwa pięknie zdobione miecze, a potem wkroczył w mrok lasu, zlewając się z ciemnością. Biegł szybko, jednak bezgłośnie, przeskakując nad powalonymi pniami drzew. Wyczuwał obecność dzikich zwierząt, które jednak nie zdawały sobie sprawy z tego, że nie są same, bowiem samuraj przemykał obok nich niczym cień.
            Przed nim, o jakieś 200 kroków, na wysokim dębie wśród zielonych liści chowała się zakapturzona postać. Przycupnęła na gałęzi niczym puchacz i bacznie obserwowała okolicę wszechwidzącym wzrokiem. Kiedy poczuła na twarzy lekki podmuch wiosennego wiatru, było już za późno. Nim zorientowała się, co jest jego źródłem, jej szyję zdobiło już długie, precyzyjnie proste cięcie. Czerwone, zawiłe linie wyglądałyby pięknie na jej bladej skórze, gdyby nie były krwią.
            Samuraj ruszył dalej, pozostawiając za sobą kruche ciało, które opadło bezwiednie na ziemię z głuchym łupnięciem. Nie tylko czas go gonił...
            Kolejne sto, dwieście, trzysta kroków. W oddali majaczyły światła świątyni. Musiał niepostrzeżenie dostać się do środka, a resztą zajmą się strażnicy broniący murów.
            Szybki skok, jeden, drugi. Wylądował na dachu i, pochylony, ruszył przed siebie, kątem oka zerkając na spacerujących po dziedzińcu samurajów. Wyglądali na doświadczonych, ale niezbyt czujnych. Trzech starszych, około czterdziestki i jeden bardzo młody, być może dopiero rozpoczynający nauki.
            Lecz jednak tylko on obejrzał się za nim.
            Odnalazł sypialnię mistrza Akashiego. Wdarł się do niej niepostrzeżenie, kryjąc na belkach sufitu i obserwował jego spokojną sylwetkę, siedzącą przy tsukue*, na którym leżała kartka papieru. Mistrz Akashi, powolnymi i delikatnymi, jakby dobrze przemyślanymi ruchami nadgarstka, maczał pędzel w atramencie i kreślił starannie znaki.
            Samuraj sięgnął za siebie, do przymocowanego w pasie na plecach sztyletu. Wyjął go powoli, nie spuszczając oczu z mężczyzny, a potem bezgłośnie zeskoczył na podłogę i zamachnął się.
            Rozległ się głośny, metaliczny dźwięk. Samuraj zmrużył oczy, wpatrując się w długie ostrze, które zatrzymało jego broń na kilka centymetrów od karku Mistrza Akashiego. Pochwalił w myślach mężczyznę za jego przebiegłość – nie zdołał spostrzec wyłaniającego się spod stolika sztyletu, który zabłysł nagle nad ramieniem Akashiego i zablokował jego ostrze.
-         Rad jestem znów cię widzieć, Aomine – odezwał się spokojnie mężczyzna, nie odwracając głowy.
Samuraj cofnął się natychmiast kilka kroków, uklęknął na jedno kolano i schował sztylet
do pochwy. Mistrz Akashi odłożył swą broń na stolik, tuż obok kałamarza i westchnął cicho.
-         Przybywasz z poselstwem, jak mniemam?
-         Tak jest – odparł cicho samuraj.
-         Mistrz Fukuda wspominał, że wyśle jednego z najlepszych, ale nie sądziłem, że zaangażuje właśnie ciebie.
Aomine usiadł na piętach i, kładąc dłonie na kolanach, złożył głęboki ukłon.
-         Witaj, Mistrzu Akashi. Proszę o wybaczenie za to niestosowne powitanie.
-         Wybaczam – westchnął mężczyzna, chowając przybory do pisania do jednej z szufladek.- Właściwie nie spodziewałbym się z twojej strony „normalnego” powitania, ostatni członku Klanu Aomine.- W końcu odwrócił się do niego i uśmiechnął łagodnie.- Tak cię wychował mój drogi przyjaciel i w pełni to akceptuję. Ufam ci i wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy.
Aomine znów się ukłonił, uśmiechając lekko. Cieszył się, że znów może widzieć
przyjaciela ojca, który jako jedyny chciał wziąć go pod swe skrzydła, kiedy wybito całą jego rodzinę...
Wyciągnął zza kamishimo** związany czarną wstęgą zwój, po czym  podał go Mistrzowi,
schylając głowę.
-         Wiadomość od Mistrza Fukudy.
Akashi odebrał rulon i rozwinął go. Aomine czekał w milczeniu, aż skończy czytać,
siedząc wciąż z pochyloną głową.
-         Czytałeś to?
-         Skądże – szepnął Aomine, rumieniąc się.
Mistrz Akashi zaśmiał się delikatnie i schował zwój do szerokiego rękawa kimona.
-         Podnieś głowę, Aomine.- Samuraj usłuchał i wyprostował się, patrząc wprost na Mistrza.- Wygląda na to, że bez odpowiedzi nie mogę cię stąd wypuścić. Zostań, proszę, na dzień czy dwa. Przygotujemy dla ciebie pokój.
-         Dziękuję, Sensei.
Mistrz Akashi wstał i podszedł do ozdobnego, złotobrązowego sznura zwisającego z
sufitu. Pociągnął za niego kilka razy, a potem odgarnął czerwone włosy i wrócił na poduszkę przy tsukue.
Aomine obserwował uważnie jego ruchy. Znał je aż za dobrze, w końcu przez kilka lat
mieszkał w tej świątyni, przy jego boku, ucząc się kodeksu samuraja, ucząc się walki wręcz i logicznego myślenia. To, czego nauczył go ojciec, teraz było wzbogacone o tysiące praktycznych ruchów, które wykorzystywał do precyzyjnego wykonywania powierzonych mu zadań.
Wiele zawdzięczał Mistrzowi Akashiemu. Przede wszystkim ten mężczyzna, potępiany
przez innych za kolory oczu, uratował mu życie. Gdyby nie on, Aomine z pewnością skończyłby tak, jak jego rodzina, którą spotkał okrutny los dwanaście lat wcześniej.
Drzwi rozsunęły się cicho, a w progu pojawiła się ubrana w biało-niebieskie kimono
blondwłosa kobieta. Siedząc na piętach, złożyła głęboki ukłon, nie otwierając oczu.
-         Mistrzu Akashi – odezwała się cicho.
-         Jak widzisz, tej nocy mamy gościa – powiedział Akashi stanowczym, aczkolwiek łagodnym tonem.- Poleć przygotować dla niego kąpiel i pokój. Kagami niech coś dla niego ugotuje.
-         Tak jest, Mistrzu.
Aomine obserwował kątem oka, jak blondynka zerka na niego spod ciemnych rzęs,
rumieni się delikatnie i cofa pospiesznie, by zasunąć shoji.
-         Nieśmiałe stworzenie – wyjaśnił Akashi.- Pochodzi z Klanu Kise.
-         Klan Kise?- powtórzył Aomine.
-         Słyszałeś o nich?
-         Poniekąd.
-         Można powiedzieć, że jest czarną owcą. Poprosili mnie o nauki...- Akashi odwrócił do niego głowę.- Delikatnie mówiąc, jest niezdarą.
Aomine uśmiechnął się delikatnie i skinął głową na znak, że zrozumiał. Spojrzał na
zamknięte drzwi, wspominając piękną twarz blondynki i jej niesamowite, złociste oczy o długich rzęsach.
Powinien przyzwyczaić się do tego, że w świątyni Mistrza Akashiego przewijało się
mnóstwo pięknych kobiet, jednak do tej, którą widział przed chwilą, żadna nie mogła się równać.

***

            Świątynia Mistrza Akashiego była najlepsza głównie ze względu na to, że Aomine mógł się w niej czuć wyjątkowo bezpiecznie, a co za tym szło, wysypiał się jak nigdy. Kiedy rano obudziło go radosne świergotanie ptaków w ogrodzie i ciche skrzypienie drewnianej podłogi, czuł się jak nowonarodzony.
            Uprzątnął futon, a następnie założył przygotowane przez służbę wygodne, granatowe kimono. Mistrz Akashi zawsze powtarzał, że jego ciemna skóra o wiele lepiej prezentuje się z ciemnych barwą ubraniach, aniżeli w jasnych.
W momencie kiedy układał materiał na klatce piersiowej, usłyszał cichy głosik przepraszający za najście, a potem drzwi rozsunęły się.
            W progu pojawiła się siedząca na piętach blondwłosa piękność, która zawitała tej nocy do jego snów. Nie patrząc na niego, sięgnęła po tacę, na której stała miseczka ryżu oraz kubek i dzbanek z parującą, świeżo parzoną herbatą, a następnie położyła ją w pokoju. Uniosła wzrok, chcąc wejść do środka, i wówczas zapatrzyła się na wciąż nagi tors Aomine.
            Jej twarz zaczęła szybko przybierać kolor płatków kwiatu wiśni. Oczy rozwarły się szeroko, usta delikatnie, ledwie na centymetr czy dwa. Zabłądziła spojrzeniem na prawo i lewo, a potem szybko wycofała się i ukłoniła nisko, uderzając czołem o podłogę. Pisnęła cicho, chwytając się za nie, a na koniec zasunęła z trzaskiem drzwi. Rozległo się skrzypienie podłogi i głuche tupanie, kiedy biegła.
            Aomine zamrugał, nieco zaskoczony. Sam dostał rumieńców na twarzy, widząc jej reakcję. Nie był pewien, czy przestraszyła się widoku ciemnej skóry, czy może raczej zwyczajnie zawstydziła się jego półnagością, ale...
-         Na Bogów, ten rumieniec...- szepnął Aomine.- Taki uroczy...
Przetarł twarz dłonią i ubrał się do końca, wciąż myśląc o podopiecznej Mistrza
Akashiego. Zapewne przyszła tu po to, by go obsłużyć, nalać herbaty i przedstawić plan dnia. Samuraj ciekaw był, jak będzie wyglądało ich następne spotkanie...
Po skromnym, aczkolwiek wyjątkowo smacznym śniadaniu, Aomine opuścił swój pokój i
wyszedł na zewnątrz. Pomieszczenie, które mu przygotowano, mieściło się na wprost ogrodu – tuż przed sobą miał więc widok na piękny staw otoczony zieloną trawą i bujną roślinnością. Nad wodą nachylało się ogromne drzewo wiśni, zdobiąc taflę różowymi płatkami.
Samuraj odetchnął świeżym, czystym powietrzem, wdychając słodki zapach kwiatów.
Ruszył po drewnianym mostku otaczającym dom, szukając sypialni Mistrza Akashiego. Nie musiał jednak tego robić, zauważył samego Mistrza siedzącego na ganku i obserwującego młodych samurajów rozpoczynających poranne ćwiczenia.
-         Sensei – odezwał się cicho Aomine, podchodząc do niego.
-         Usiądź, Daiki.- Akashi machnął dłonią, wskazując mu miejsce obok siebie.- Dobrze spałeś?
-         Jak zawsze – odparł spokojnie, zajmując miejsce.
Jego wzrok przykuł młody chłopak, który, przerwawszy trening, wpatrywał się w niego
uważnie. Jego wiek musiał być zbliżony do wieku Aomine, czyli na oko jakieś 16-17 lat. Miał krótkie włosy, jasne, podchodzące pod kolor bezchmurnego nieba. Wpatrywał się uważnie w ciemnoskórego błękitnymi oczami z poważnym wyrazem twarzy.
W końcu Aomine rozpoznał w nim chłopka z zeszłej nocy, który patrolował świątynie i
jako jedyny wyczuł jego obecność. Skinął mu lekko głową, by okazać uznanie i dać do zrozumienia, że nie jest żadnym zagrożeniem, jednak chłopak nadal stał w bezruchu, wgapiony w niego.
Daiki zaczął powoli czuć się nieswojo.
-         Kuroko, wracaj do ćwiczeń – polecił spokojnie Akashi.- Aomine nie jest wrogiem.
Chłopak spojrzał niepewnie na Mistrza, ale skinął głową, skłonił się w kierunku Aomine i
powrócił do przerwanego zajęcia.
-         Coraz więcej dzieci zostaje osieroconych – zaczął cicho Akashi, obserwując każdego młodzika z osobna.- Chłopiec, który ci się tak przyglądał to Kuroko Tetsuya, z klanu Kuroko. Jego rodzice zostali zamordowani. Co prawda, ma jeszcze kilku członków rodziny, jednak...został wydziedziczony ze względu na swoją niską odporność. Szybko się męczy i nie jest dość szybki i sprawny.
-         Nadaje się na samuraja?- zapytał cicho Aomine.
Mistrz Akashi nie od razu odpowiedział.
-         Cóż – zaczął powoli.- To fakt, że jego wytrzymałość nie przekracza nawet minimum. Ale są dwie rzeczy, które wyróżniają go spośród innych samurajów: nieugiętość i pewien talent, dar od Bogów, który wystarczy podszlifować, jak diament. Jestem pewien, że za rok, a może nawet wcześniej, będzie z niego użytek.- Akashi uśmiechnął się delikatnie.
-         Wolno mi wiedzieć, jaki dar jest w rękach tego chłopca?
-         Chłopca?- roześmiał się Akashi.- Dziwnie jest słyszeć to słowo z twoich ust, Aomine. Kuroko, podobnie jak ty, ma zaledwie 18 lat.
-         W takim razie...- Aomine odchrząknął, nieco zawstydzony.- Jaki dar ma ten chłopak?
-         Będziesz miał okazję się przekonać – odparł Mistrz.- Wkrótce. Na razie nie jest jeszcze gotowy.
-         Przygarniasz pod opiekę sporo sierot.
-         Tylko te, które uznam za wartościowe – westchnął Akashi.- Nie interesuje mnie podżeganie tych młodych ludzi do dokonania zemsty. Tak więc dla tych, którzy kierują się tylko nienawiścią i chęcią zamordowania winowajców swego losu, nie ma miejsca w tej świątyni.
-         A co ze mną?- zapytał cicho Aomine, wpatrując się w młodego Kuroko, który zdążył już się lekko spocić.- Przecież ja również żyję tylko dla zemsty.
-         Głupi – westchnął Mistrz Akashi, na moment zamykając oczy.- Gdybyś pragnął jedynie zemsty, nie siedziałbyś teraz przy mnie, gawędząc jak z ulubionym wujkiem. W twoim sercu jest jeszcze nadzieja i wiara, że odnajdziesz swą drogę.
-         Moją drogę?- Aomine zmarszczył lekko brwi.
-         Hmm...Sakurai, wyżej ręce!- polecił głośno niskiemu chłopakowi o wielkich, brązowych oczach.
-         T-tak, Mistrzu! Przepraszam!
-         Tak, twoją drogę – powiedział cicho i spojrzał na Aomine.- Drogę Samuraja. Twoim celem nie jest jedynie dokonanie zemsty na tych, którzy zabili twoich bliskich. Na tym się nie skończy, bowiem do tego czasu, jestem tego pewien, znajdziesz to, czego szukasz.
-         Ale ja...niczego nie szukam – szepnął cicho Daiki.
-         Tak ci się tylko wydaje – odparł na to Akashi z łagodnym uśmiechem.- Każdy może powiedzieć, że odnalazł w życiu już wszystko, ale niewielu naprawdę się to udało. Nie jesteś Mścicielem, Aomine. Twoją drogą nie jest tylko zemsta. Ale cierpliwości.- Szturchnął go łokciem w bok.- Jesteś młody, masz przed sobą mnóstwo czasu. Ah, Kise!- zawołał do sunącej ostrożnie po kamieniach blondwłosej piękności, która najwyraźniej skończyła zamiatać dziedziniec.
-         T-tak, Sensei?!- krzyknęła, rumieniąc się na widok Aomine.
-         Przynieś nam herbaty, proszę.
-         Oczywiście!- Kise ukłoniła się nisko i popędziła z miotłą w kierunku kuchni. Akashi odprowadził ją sceptycznym spojrzeniem, a potem westchnął cicho.
-         Sympatyczne dziecko, ale ta niezdarność...
-         Zostanie u ciebie dopóki się czegoś nie nauczy?- zapytał Aomine.
-         Tak. Najpierw uczę go zwyczajnych prac w świątyni, oczywiście niegroźnych dla innych. Kagami, odpowiedzialny za gotowanie, był gotów wziąć go na ucznia, ale kiepsko się to skończyło, więc kazałem mu na razie sprzątać. Za jakiś czas, przy dobrych wiatrach, rozpocznie naukę fechtunku.
-         Fechtunku?- Aomine spojrzał na niego, zaskoczony.- Nie lepiej uczyć ją na gejszę? Jest naprawdę piękna, a, śmiem twierdzić, że Momoi-sama z chęcią weźmie ją na uczennicę.
-         Gejszę?- Akashi spojrzał na niego, zdziwiony, a potem wybuchnął śmiechem.
-         C-co cię tak rozśmieszyło, Mistrzu?- mruknął Daiki.
-         Gej...gej...gejsza! Ahahaha, gejsza!- Mistrz Akashi rozwinął fantazyjnie zdobiony smokami wachlarz i zasłonił nim usta, nie przestając się śmiać.- Oh, na Bogów...tylko ty potrafisz mnie tak rozbawić, Aomine!
-         A-ale...co ja takiego powiedziałem?- Samuraj spłonął rumieńcem, nie rozumiejąc zachowania Mistrza.
-         Kise na gejszę...oh, Bogowie...- Akashi uspokoił się i, ocierając łezkę rozbawienia, poklepał ciemnoskórego po ramieniu.- Doprawdy, wielu ludzi uważa, że Kise ma niesamowitą urodę, ale, wierz bądź nie, jesteś pierwszą osobą, która wzięła go za kobietę.
-         Zaraz, zaraz...- Aomine zmarszczył brwi, przyglądając się Mistrzowi.- Czy to znaczy, że...?
-         Kise jest mężczyzną? Dokładnie. Pff!- Akashi zasłonił szybko usta dłonią, by nie roześmiać się ponownie.
-         T-to...!- Aomine nie miał pojęcia, co powiedzieć. Rozzłoszczony i zażenowany, odwrócił głowę, czując wypieki na policzkach.
Cóż za wstyd...
-         Uhm, herbata...- odezwał się cichy głosik obok nich.
Aomine odsunął się od Mistrza i Kise, który uklęknął przy nich i postawił na podłodze
dwa parujące kubki.
-         Mistrzu, Kagamicchi pyta, kto zajmie się zakupami na dzisiejszą kolację.
-         Mmm...- Akashi uśmiechnął się lekko pod nosem. Aomine wolał nie wiedzieć o czym myśli teraz Mistrz.- Może pójdziesz do miasta razem z Aomine?
-         Eh?!- krzyknęli jednocześnie Aomine i Kise, patrząc w przerażeniu na Akashiego.
-         To doskonała okazja, żebyście lepiej się poznali – powiedział spokojnie Akashi.- Kise zna miasto, a Aomine ma krzepę, a ponieważ zostanie u nas do jutra, to może trochę pomóc w posiłku.
-         Uhm...
-         No, pędź do Kagamiego po listę zakupów – polecił Akashi, machnąwszy złożonym już wachlarzem.- Zaraz wyruszacie.
-         T-tak jest, Mistrzu...- Kise ukłonił się nisko i odszedł. Aomine przełknął ślinę i spojrzał na Akashiego.
-         Zrobiłeś to specjalnie, prawda, Mistrzu?
-         Tak.- Akashi skinął głową.- Nie mogłem się powstrzymać. To takie zabawne, że wziąłeś go za kobietę.
-         N-nie przyglądałem mu się wczoraj, to rzecz całkiem normalna!
-         Przecież widać, że nie ma piersi.
-         Nie każda kobieta ma je tak pokaźne, jak Momoi-sama!
-         Hmm...- Akashi pokiwał wolno głową w zamyśleniu.- Zawsze śliniłeś się na ich widok.
-         NIEPRAWDA!
-         No dobrze, pora wracać do pracy.- Mistrz Akashi wstał, zabierając swój kubek.- Muszę pomyśleć nad odpowiedzią dla Mistrza Fukudy, którą zaniesiesz jutro o świcie. Wykorzystaj ten czas na zaprzyjaźnienie się z Kise. Jestem pewien, że znajdziecie wspólny język.
-         Ani mi się śni...- westchnął Aomine, kiedy Mistrz Akashi odszedł do siebie.
Samuraj chwycił kubek z herbatą i upił jej kilka łyków. Westchnąwszy, oparł łokieć o
kolano, a podbródek o dłoń i ze smętną miną obserwował trening.

***

            Aomine przymocował do pasa swoje miecze i upewnił się, że nie będą się zsuwać. Był gotowy do wyjścia, jednak nie miał pojęcia, czy Kise będzie na niego czekał przy bramie, czy może powinien po niego pójść.
            Nim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, usłyszał ostrożne kroki za drzwiami i ciche chrząknięcie.
-         A-Aomine-san? Czy mogę wejść?
-         Ta – warknął, upewniając się, że jego tors zakrywa kimono.
Shoji rozsunęły się powoli i do środka zajrzała blondwłosa głowa o złotych oczach.
Aomine zmierzył go morderczym spojrzeniem, a Kise natychmiast spuścił wzrok.
-         P-przepraszam za to najście! Znaczy, tamto, dziś rano...- wydukał.- Powinienem był zaczekać, aż powie pan, że mogę wejść.
-         W porządku – mruknął ciemnoskóry.- Nic się nie stało, w końcu obaj jesteśmy mężczyznami – dodał, złoszcząc się na siebie za nutę goryczy w swoim głosie.
-         Tak.- Kise uśmiechnął się słabo.- Mistrz powiedział mi, że wziąłeś mnie za kobietę...
Aomine poczuł, że cała jego głowa zaczyna płonąć. Przełknął ślinę i odkaszlnął głośno.
-         Cóż...wybacz za to. Twoja uroda...musisz mnie zrozumieć. Nigdy nie widziałem kogoś tak pięknego jak ty. Poza tym, nie przyjrzałem się tobie dokładnie. Było ciemno, byłem zmęczony...- Aomine zaklął w myślach, zdając sobie sprawę z tego, że to brzmi, jakby tłumaczył się z nocy spędzonej z kimś obcym. Choć w istocie, jego sen był tak realny, że sam do końca nie był pewien, co było fikcją, a co nie.- Naprawdę, przepraszam cię, Kise.
Ponieważ mężczyzna długo nie odpowiadał, Aomine odwrócił się do niego, chcąc
sprawdzić, czy jeszcze tam jest. Owszem, był. Siedział na podłodze z oczami wyrażającymi szok. Jego wargi były lekko rozchylone i wilgotne, wyglądały wręcz ponętnie. Język poruszył się w ustach, jakby Kise mówił coś, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
-         C-coś ci jest?- bąknął Aomine, nie wiedząc, czy powinien do niego podejść, czy też nie.
-         Nie...wszystko dobrze.- Kise potrząsnął głową, jego włosy zafalowały delikatnie.- Po prostu...jest pan pierwszą osobą, która powiedziała, że...która powiedziała coś takiego...
-         Coś takiego?- powtórzył niepewnie Aomine.
-         Że nigdy nie widział kogoś tak...pięknego – szepnął Kise, zaciskając pięści.- Dziękuję, Aomine-san!
-         Nie musisz się tak do mnie zwracać – mruknął ciemnoskóry.- Wystarczy Aomine. Chyba jesteśmy w tym samym wieku?
-         Mam 18 lat!- wykrzyknął Kise.- A pan?!
-         T...też.
-         Oh! Niesamowite!- Kise zerwał się na równe nogi i podszedł do niego, chwytając jego dłoń i ściskając ją między swoimi.- Dopiero 18 lat i już jesteś samurajem?! W dodatku zyskałeś sobie szacunek Mistrza Akashiego, to jest naprawdę niewiarygodne!
-         Cóż...- bąknął Aomine, rumieniąc się mocno.- M-Mistrz wychowywał mnie, odkąd skończyłem sześć, czy siedem lat, więc...
-         To on nauczył cię wszystkiego?
-         Może nie wszystkiego, ale bardzo wiele...Uhm, nie mieliśmy iść przypadkiem po zakupy?
-         Tak...tak...- Kise wpatrywał się w niego jak w obrazek, jakby nie mógł oderwać od niego wzroku. Aomine czuł się coraz bardziej speszony, jeszcze nikt nie okazywał tak wielkiego zainteresowania jego osobą. I to nie ze względu na kolor jego skóry.
-         Uhm...możesz mnie już puścić?- westchnął, odsuwając się.
-         Ah, przepraszam, Aomine-san!- Kise ukłonił się lekko.- Uhm...jesteś gotowy do wyjścia?
-         Tak.
-         W takim razie proszę za mną. Mam już listę i pieniądze.
Samuraj skinął głową i wyszedł z blondynem. Ruszył za nim po drewnianej podłodze,
obserwując jego plecy. Faktycznie, jeśli się przyjrzeć, były zbyt szerokie, jak na kobietę. Jego chód również nie był kobiecy, no, może odrobinkę. Fakt faktem, że kimono, które miał na sobie Kise było przeznaczone głównie dla mężczyzn, jednak Aomine zwiedził już tyle miejsc, w których również kobiety je nosiły, że nie zdziwił go ten ubiór.
Jakże się pomylił... W dodatku miał dziwne przeczucie, że nigdy nie dane mu będzie o
tym zapomnieć.
Miasto kipiało życiem, jak żadne inne, w którym do tej pory przebywał Aomine.
Ciemnoskóry doskonale pamiętał, jak niegdyś chodził ulicami, patrolując teren i pilnując porządku, jednak teraz z lekką przykrością musiał przyznać, że słabo pamięta rozmieszczenie sklepów i domów, które odwiedzał.
-         Trochę się pozmieniało – mruknął do siebie.
-         Niestety, nie wiem, jak tu było dawniej – powiedział Kise, uśmiechając się lekko.- Mój Klan zamieszkuje północne tereny, a ja mieszkam tu ledwie od kilku miesięcy.
-         Nie miałeś nic przeciwko, kiedy postanowili cię tu wysłać?
-         Nie.- Kise pokręcił głową.- Wiem, że do niczego się nie nadaję...jestem czarną owcą w rodzinie, wszyscy mężczyźni z mojego klanu zostają samurajami, a ja...cóż.- Uśmiechnął się smutno.- Chyba nie mam do tego predyspozycji.
-         Ćwiczenia czynią mistrzem – powiedział Aomine.
-         To prawda.- Kise roześmiał się.- Długa droga przede mną, ale dam z siebie wszystko! W końcu czas ucieka...
-         Hmm?- Aomine spojrzał na niego pytająco.
-         Nie, nic...Oh, pierwszy stragan! Na początek ryby...
Aomine zmarszczył lekko brwi, ale postanowił nie drążyć tematu. Wzruszył lekko
ramionami i poszedł za Kise, by pomóc mu w pakowaniu i niesieniu toreb.
Z zakupami uporali się dość szybko, choć było ich całkiem sporo. Z rozmowy z Kise
Aomine dowiedział się, że obecnie w świątyni, prócz Mistrza Akashiego przebywa jego doradca, Furihata, oraz około 30 nowo rekrutowanych młodych mężczyzn. Nic więc dziwnego, że szykował się spory posiłek. Nawet jeśli skromny, to wciąż musiał zawierać elementy o odpowiednich wartościach, by przyszli samurajowie byli w pełni sił.
Wracając do świątyni, mężczyźni nie spieszyli się zbytnio. Dzień był słoneczny, ale nie
upalny, do tego wiał przyjemny wiatr, bawiąc się złocistymi włosami Kise. Aomine zerkał na niego od czasu do czasu, mimo wszystko wciąż nie mogąc uwierzyć, że jego uroda tak bardzo go pociąga.
Pociąga...co?
Wyglądało na to, że również Kise o czymś rozmyśla. Szedł przed siebie ze wzrokiem
wbitym w piaskową ścieżkę, jednak najwyraźniej tylko Aomine zachował czujność i, widząc nadjeżdżających szybko jeźdźców, usunął się na bok. Nie zauważył jednak, że Kise wciąż idzie środkiem drogi, nieobecny.
-         Ej, Kise, konie biegną!- zawołał.
-         Mmm...co mówiłeś?- Kise spojrzał na niego nieprzytomnie.
Aomine zaklął głośno i rzucił się w jego stronę, spychając brutalnie na pobocze. Jeźdźcy,
krzycząc do nich wulgarnie, przebiegli obok, miażdżąc kilka ryb, które wypadły Aomine z torby.
-         Gdzie ty masz oczy, idioto?!- krzyknął Aomine, rozzłoszczony, potrząsając go za ramiona.
-         Prze-przepraszam! Zamyśliłem się!
-         Zamyśliłeś?! Tak bardzo, że nie słyszałeś, jak do ciebie krzyczę?!
-         N-no...- Oczy Kise zaszkliły się delikatnie.- T-ty na pewno też czasem...
-         Owszem, ale nie aż tak, do cholery! Jeśli nie wzmocnisz swojej czujności, na pewno nie zostaniesz samurajem! A przecież chcesz nim zostać, prawda?!
-         Chcę...- jęknął Kise płaczliwie.- Bardzo chcę...
-         Rany – westchnął Aomine, zbierając warzywa porozrzucane po trawie.- Trzeba je będzie porządnie umyć po powrocie...
-         Aomine-san...
-         Czego?- warknął.
-         Czy ty...czy ty mógłbyś mnie uczyć?
Aomine wypuścił z rąk dopiero co zebrane warzywa. Spojrzał na Kise z powagą i
zamrugał kilka razy.
-         Co powiedziałeś?
-         Ja...ja podziwiam cię – szepnął Kise.- Jesteś taki młody, a Mistrz Akashi traktuje cię jak równego sobie...
-         Na-nawet nie widziałeś, jak walczę!
-         Widziałem.- Kise pociągnął nosem i odwrócił głowę z obrażoną miną.- Ja doskonale cię pamiętam!
-         Ha?- Aomine nic z tego nie rozumiał.
-         Kiedyś już się spotkaliśmy – powiedział cicho Kise, mnąc w dłoniach materiał swojego kimono.- Dziesięć lat temu...uratowałeś mi życie.
Aomine zmarszczył brwi, wytężając pamięć. Niestety, mimo usilnych starań, nie mógł tak
po prostu w jednej chwili przypomnieć sobie, by kiedykolwiek uratował życie złotowłosemu chłopcu.
-         Uhm...to była przelotna znajomość?- bąknął, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to zabrzmiało.
-         Nie!- wykrzyknął Kise, ciskając w niego złe spojrzenie.- Spędziliśmy ze sobą cały dzień! Tamci faceci...- Przyciszył głos, znów spuścił głowę.- Oni chcieli mnie skrzywdzić...a ty ich pokonałeś.
-         Znaczy, zabiłem?- mruknął, a Kise skinął głową. Westchnął, drapiąc się po głowie.- Przepraszam, ale...
-         Odprowadziłeś mnie do domu – szepnął Kise.- Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Po prostu szedłem, trzymając się za rękę i patrzyłem na ciebie. Wydawałeś mi się taki piękny i silny...chociaż byłeś w moim wieku, już potrafiłeś...- Przełknął ślinę.- Dlatego chciałem być taki jak ty! Robiłem, co mogłem, ale...nie wychodziło mi. Obiecałem sobie, że pewnego dnia cię odnajdę...nie możesz wyobrazić sobie tego, jak bardzo szalało moje serce, kiedy zobaczyłem cię tej nocy w pokoju Mistrza Akashiego! Od razu cię poznałem...
Kto by nie poznał mojej ciemnej skóry, jedynej takiej w Japonii – mruknął w myślach
samuraj.
-         ...po oczach.
-         Co? Po...oczach?- Aomine zamrugał, gapiąc się na niego.
-         Tak.- Kise znów skinął głową.- Nigdy ich nie zapomniałem. Są takie zimne, wyrażają gotowość do poświęceń, pewność siebie i swoich zdolności, ale jednocześnie kryjącą się wewnątrz ciebie łagodność...jak wtedy, kiedy mnie uratowałeś. Kiedy dowiedziałem się, że twój klan słynie z tego, iż zabija nie tylko wrogów, ale również świadków, wiedziałem, że nie jesteś taki zły...
-         Cóż, skoro to było 10 lat temu, to już byłem na naukach u Mistrza Akashiego – mruknął ciemnoskóry, wciąż myśląc o tym, że Kise poznał go „po oczach”. To naprawdę go zaskoczyło, w końcu pierwsze, co rzuca się innym w oczy, to jego karnacja.
-         Dlatego chcę, żebyś mnie uczył, Aominecchi!
-         C-cchi?!
-         Proszę cię! Jestem gotów nawet ci zapłacić!
-         Masz w ogóle czym?!
-         Nie!
Zapadła cisza. Kise wpatrywał się uparcie w ciemnoskórego, czekając na jego odpowiedź,
jednak Aomine nie miał pojęcia, co też mógłby mu powiedzieć.
-         Słuchaj...- zaczął niepewnie.
-         Aominecchi, błagam!- krzyknął Kise, rzucając mu się w ramiona.
Daiki tak bardzo się tego nie spodziewał, że aż zachwiał się niebezpiecznie, upadając na
ziemię, wraz z blondynem.
-         Auć!
-         Prze-przepraszam, nic ci nie jest?- zapytał cicho Kise, odgarniając przydługie włosy za ucho.
Aomine nie odezwał się, wpatrując w jego złote oczy, szklące się delikatnie od łez. Teraz
to już naprawdę przypominał kobietę, jednak...
Uniósł dłoń i dotknął powoli jego policzka. Przesunął palcami po miękkiej, bladej skórze,
wyczuwając kości policzkowe i podbródek. Ostrożnie, jakby z namysłem, wsunął dłoń w jego włosy – miękkie i przyjemne w dotyku – kciukiem ocierając kącik oka, z którego wypłynęła łezka.
Kise przełknął ślinę i położył swą dłoń na dłoni Aomine, wpatrując się w jego oczy.
Powoli nachylił się nad nim, a potem dotknął wargami jego ust, składając na nich czuły, delikatny pocałunek.
Aomine zmarszczył brwi, jednak nie odsunął blondyna. Wręcz przeciwnie – odpowiedział
na jego pocałunek, rozchylając wargi i językiem badając wnętrze jego ust. Kise również nie pozostał mu dłużny, przyciskając mocno swoje usta do jego, wpijając się w nie zachłannie, niczym do dawno niewidzianego kochanka.
Leżeli w trawie na poboczu drogi, wśród porozrzucanych ryb i warzyw, oddając się tej
delikatniej pieszczocie i zupełnie zapominając o reszcie świata. Pocałunek trwał długo, jakby żaden z nich nie chciał być tym, który go zakończy.
W końcu jednak to Kise odsunął lekko głowę, jego usta były zaróżowione i wilgotne od
śliny Aomine.
-         Mmm...chyba...powinniśmy wrócić – wymruczał.
-         T-ta – bąknął Aomine, zrzucając z siebie blondyna i podnosząc się prędko.- Pozbieraj ryby. I ani słowa Mistrzowi. Zabije nas, jeśli się dowie, co się działo z jedzeniem.
-         Tak...- mruknął cicho Kise, podnosząc się.
Aomine wziął głęboki oddech i wypuścił go powoli. Przetarł usta wierzchem dłoni i
zaczął zbierać warzywa.
Czuł, że zbliża się początek jego problemów.

10 komentarzy:

  1. Ja tu czekam, czekam i nareszcie jest! <3 I do tego moje ukochane AoKise <3
    Matko, to jest zarąbiste!

    ...że w świątyni Mistrza Akashiego przewijało się mnóstwo pięknych kobiet...
    TA, JASNE! XD

    Zapewne przyszła tu po to, by go obsłużyć...
    ...
    Dlaczego to musi być takie dwuznaczne? XD

    To doskonała okazja, żebyście lepiej się poznali – powiedział spokojnie Akashi.
    Oczywiście. Przy okazji wpadli do agrestu, a tam... khm, khm.

    Tak.- Akashi skinął głową.- Nie mogłem się powstrzymać.
    NO WIDZISZ!

    Kto by nie poznał mojej ciemnej skóry, jedynej takiej w Japonii.
    Bądź z tego dumny, Ahomine, jesteś jedyny w swoim rodzaju!

    ...po oczach.
    Okej, tego się nie spodziewałam. Pozdrowienia z podłogi! XD

    I czekam na czytelnik x Takao, a potem na mojego męża Himuro <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aokise!! Opowiadanie cudowne. Biedna Kisia, tak mu zależy na Aomine, że jest gotowy zrobić wszystko. Kocham to co tworzysz, styl pisania. Twoje pomysły pomysły są, według mnie, najlepsze. Mam nadzieję, że napiszesz kiedyś ponad 10 rozdzialowe. Aokise lub Aokaga. Ściskam i pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam jestem nową czytelniczką~
    OMG ten blog jest świetny! Najbardziej chyba przypadły mi do gustu "Aka-chin". Ale teraz o tym opowiadaniu. Jest dość.. specyficzne aczkolwiek nie oznacza to ze nie jest wyborne. Masz miły dla oka styl pisania oraz umiesz zaciekawić czytelnika.... będę czatować na kolejna cześć by dowiedzieć sie czemu Kise ucieka czas(każdemu ucieka ale ciekawi mnie czy będzie jakiś bardzo intrygujący wątek). Nigdy bym nie pomyslała by chłopaków wcisnąć do dawnej Japonii w takich rolach chociaż bardzo brakuje mi Mury q-q (cóż to moja ukochana postać)
    Ale postać Akashiego jako dostojnego Mistrza... Mrrr... Aomine jako samuraj..... średnio mi pasuje ale kreujesz to tak że człowiek to po prostu chłonie.
    postacie są naprawdę sobą i za to cie podziwiam.
    Ahhhh.... i dzięki tobie dowiedziałam się co to ten przeklęty futon xD
    Ps: jest możliwość wpłynięcia na to co piszesz? :3 boooo baaaardzo bym chciała zobaczyć więcej KageHina i MuraAka i KurKen oraz może kiedyś kiedyś Kotaro x Akaashi z Haiykuu. Ich jeszcze nie ma.. dopiero w drugim sezonie wiec do wiosny nawet nie mam o czym marzyc. o3o
    Z pozdrowieniami i życzeniami do dużej ilości czasu i weny An~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, droga czytelniczko! ^^
      Dziękuję za przemiłe słowa <3 Cieszę się niezmiernie, że Ci się podoba, i że również "Aka-chin" cieszy się u Ciebie dobrą opinią ^^ ( Koniec końców MuraAka kiepsko mi się pisze xD )
      Może nie wszystkie opowiadania są pisane takim stylem, jednak staram się jak mogę! ^^ Co do wymienionych przez Ciebie paringów - jak wspominałam wcześniej, MuraAka nie idzie mi zbyt dobrze, z kolei w anime "Haikyuu" dopiero się zagłębiam :3 Prócz tych dwóch opowiadań na tym blogu, piszę DaiSugę, ale...powoli mi to idzie ^^ KurKena na pewno można się spodziewać, bo kocham Kenmę xD Ale na pewno nie w najbliższym czasie, a co do ostatniej parki - nie czytam mangi ;_; Ba, nawet w anime mam zaległości, jakieś cztery odcinki xD
      Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa, również pozdrawiam i ściskam cieplusio! ^^

      ~Yuuki

      Usuń
  4. Mam tylko jedno zastrzeżenie co do tego tekstu. Mianowicie opis sposobu zabijania i poruszania się Aomine bardziej przypomina ninję niż samuraja
    ~Yuzuki

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdzie są wytłumaczenia tych słów z gwiazdkami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie się nie skopiowały jak wklejałam z worda

      Usuń
    2. Masz może zamiar je dodać, czy zostawiasz pracę tak jak jest?

      Usuń
    3. Zostawiam tak, jak jest, bo i tak będę robiła rewrite tego opowiadania

      Usuń
    4. Och, fajnie!

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń