Ostatni Samuraj - Rozdział siódmy

Rozdział siódmy


Nadszedł cichy, spokojny wieczór, tak częsty w okolicach miasta, w którym znajdowała się świątynia Mistrza Akashiego. Nic zresztą dziwnego – do wypadków dochodziło tutaj bardzo rzadko, bowiem Mistrz skrupulatnie doglądał mieszkańców, wysyłając do miasta patrole, które pilnowały porządku oraz bacznie przyglądały się nowoprzybyłym gościom.
Kiedy tylko księżyc począł swą wędrówkę po nocnym niebie, a młodzi samurajowie skończyli sprzątać po kolacji, Aomine udał się do pokoju Mistrza Akashiego. Obawiał się odrobinę tego spotkania, jako iż ich towarzyszami mieli być Mistrz Murasakibara, Momoi-sama, oraz Satsuki. Jak stwierdził bowiem sensei, ona i Aomine dorośli już do wieku, kiedy mogą uczestniczyć w rozmowach większej wagi.
- Kise lada moment przyniesie nam herbatę – powiedział spokojnie Mistrz Akashi, poczym zerknął na swojego przyjaciela.- Oraz porcję łakoci dla twojego niepohamowanego głodu na nie, mój drogi Atsushi.
- Mm – mruknął zadowolony Mistrz Murasakibara, skinąwszy głową.
- Chciałbym podziękować również za wasze odwiedziny, oraz za to, iż zgodziliście się spędzić dziś ze mną ten wieczór. Zapewniam, że wasze towarzystwo jest dla mnie zaszczytem.
- Nie przesadzaj, Seijuurou.- Momoi-sama uśmiechnęła się łagodnie.- Dobrze wiesz, że ja i Satsuki zawsze z przyjemnością odwiedzamy twoje strony.
- Żałuję, że nie mógł z wami przyjechać twój szanowny mąż – westchnął Mistrz Akashi.
- Niestety, obecne czasy na to nie pozwalają – mruknęła Momoi-sama.- Ledwie starcza mu czasu, by porozmawiać ze mną rankiem, a co dopiero, by udać się w odwiedziny do przyjaciela, do którego nie ma żadnych interesów.
- Papa jest bardzo zapracowany – dodała z westchnieniem Satsuki.- Ciekawe, kiedy w końcu znów będziemy mogli zjeść razem posiłek.
- Momoi-sama, jeśli dobrze pamiętam, twój mąż jest urzędnikiem?- zapytał grzecznie Aomine.
- Zgadza się.- Momoi-sama skinęła głową.- Pracuje w pałacu cesarza, choć ostatnio również sporo podróżuje w sprawach finansowych.- Kobieta westchnęła przeciągle, kręcąc głową.- Rząd myśli tylko o pieniądzach i władzy, za nic mają bezbronne, tęskniące za mężami kobiety i dzieci. Tylu urzędników pracuje pod ręką cesarza, ale to właśnie na mojego męża muszą spływać prawie wszystkie obowiązki.
- Cesarz bardzo ceni sobie jego zasługi i oddanie – powiedział spokojnie Mistrz Akashi, trącając wachlarzem Mistrza Murasakibarę, który przysypiał na siedząco.- Jestem pewien, że gdy skończy się to zamieszanie w szogunacie, wszystko szybko wróci do normy i znów będziesz miała męża dla siebie.
Aomine odwrócił delikatnie głowę, słysząc zbliżające się kroki. Mistrz Akashi również je usłyszał, zerknął na shoji, a kiedy tuż za nimi rozległo się skrzypienie, powiedział:
- Nie przejmuj się grzecznością, Kise, wejdź śmiało. Jesteśmy spragnieni, co poniektórzy również senni.
- Ah… t-tak.
Shoji rozsunęły się i oczom wszystkich zebranych ukazał się przystojny blondyn o rumianych policzkach. Kise wszedł do środka i, uklęknąwszy, złożył niski ukłon.
- Herbata, Mistrzu – powiedział, po czym, bez zbędnej komendy, rozłożył na stoliku sześć parujących kubków, oraz talerz słodkości, za które od razu łapczywie chwycił Mistrz Murasakibara.
Aomine spojrzał z zaskoczeniem na szósty kubek, przy którym usiadł Kise. Mistrz Akashi, widząc jego spojrzenie, uśmiechnął się lekko.
- Mojego nowego ucznia, Kise, również pozwoliłem sobie zaprosić, w końcu wkrótce opuszcza moją świątynię – wytłumaczył.
- Dziękuję za zaproszenie, Mistrzu.- Kise skłonił lekko głowę.
- Przepraszam, Mistrzu, ale wspominałeś o jakimś zamieszaniu w szogunacie – przypomniał Aomine, którego zainteresowały te słowa.- Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat?
- Od kiedy interesujesz się polityką, Mine-chin?- mruknął Mistrz Murasakibara.
- W porządku, młodzież powinna wiedzieć, jaka sytuacja panuje w naszym kraju – powiedział spokojnie Akashi.- Owszem, mój drogi Aomine, obecnie w szogunacie panuje niemałe zamieszanie, a to wszystko za sprawą choroby, która dręczy obecnego szoguna.
- Choroby?- powtórzył ciemnoskóry.
- Nasz szogun, Iemochi Tokugawa, już od dziecka był chorowity – zaczął Mistrz Akashi.- Nic więc dziwnego, że i teraz zdrowie mu nie dopisuje, w końcu ma nie więcej niż dwadzieścia lat. Choroba, która go rozłożyła, jest dość poważna i przypuszcza się, że szogun nie pożyje zbyt długo.
- A szkoda, biedak dopiero co poślubił siostrę samego cesarza – westchnęła Momoi-sama.- Nie zasmakował jeszcze życia jako prawdziwy mąż.
- Więc, zamieszanie to ma zapewne związek z jego następcą, tak?- zapytał Kise.
- Zaiste – westchnął teraz Mistrz Akashi, zamknąwszy na moment oczy. Kiedy je otworzył, ich spojrzenie było nieco przygaszone i ponure.- Już teraz trwają przygotowania do ogłoszenia nowego szoguna, a ma nim być nie kto inny, a Tokugawa Yoshinobu.
- Prostak i łajdak – mruknął pod nosem Mistrz Murasakibara, ze złością gryząc dango.
- W czym dokładnie leży problem?- zapytała Satsuki.- Czy to zły człowiek?
- Jest tyranem – odparł gorzko Mistrz Akashi.- Dla władzy i pieniędzy jest gotów zrobić wszystko. To właśnie w nim jest największy, jak to określiłaś, moja mała Satsuki, problem. Yoshinobu od lat poluje na tytuł szoguna, a odkąd Iemochi zawarł przymierze z cesarzem, jest jeszcze bardziej zdesperowany. Był temu przeciwny, o mały włos nawet nie wszczął wojny w swoim klanie.
- Ale dlaczego?- zapytał Kise, marszcząc brwi.- Czy przymierze z cesarzem nie jest przydatne? Z tego, co wiem, to właśnie dzięki cesarzowi żyje nam się całkiem dobrze.
- To prawda.- Mistrz Akashi uśmiechnął się do niego.- Ale Yoshinobu pragnie wyłącznej władzy szogunatu. Nie chce, by do jego spraw wtrącał się cesarz, nie chce, by podejmowane przez szogunat decyzje były od niego zależne, czy wręcz podejmowane podług jego słowa.
- Na nasze nieszczęście, w końcu spełniło się jego marzenie i został wybrany na następcę Iemochiego – odezwał się Mistrz Murasakibara. Upił łyk herbaty i westchnął cicho.- A ponieważ wkrótce stanie się prawdziwym szogunem, nas czekają ciężkie czasy.
- Co masz na myśli, Mistrzu?- zapytał Aomine.- Bo chyba nie chcesz powiedzieć, że może dojść do starcia pomiędzy Yoshinobu a cesarzem?
- Prawdopodobnie nie bezpośrednio – odpowiedział mu.- Ale Yoshinobu znajdzie sposób, by mu dopiec. I na pewno zacznie od dyskretnego łamania jego praw. Potrzebuje dużej ilości wiernych i oddanych ludzi, myślących podobnie jak on, ale pewnego dnia nadejdzie świt, podczas którego złamie przymierze. A wtedy…
W pokoju zapadła długa cisza.
- Dojdzie do wojny – szepnął Kise.
Nikt się nie odezwał, jednak odpowiedź, jedyna z możliwych, zawisła między nimi.
- To wydaje się niemożliwe – podjął w końcu Aomine.- Szogunat nie jest aż tak silny, w porównaniu do wojsk cesarza! Zwłaszcza teraz, kiedy rozpoczyna się westernizacja Japonii i nasz kraj otwiera się na inne państwa!
- Dlatego też jest to dość dogodna okazja – powiedział Mistrz Akashi.- Yoshinobu z największą przyjemnością skorzysta z tej szansy i zaatakuje w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy cesarz będzie zajęty prowadzeniem sojuszy z obcymi krajami. Szczerze mówiąc, to wydaje się wręcz najlepszym i najkorzystniejszym sposobem. Jeśli obali cesarza i rząd, szogunat będzie miał wyłączną władzę nad naszym państwem, a na jego czele stanie, oczywiście, Yoshinobu.
- Strach pomyśleć, jakie prawa zacząłby uchwalać – wtrąciła się Momoi-sama.
- A jeśli będzie odwrotnie…- zaczął niepewnie Kise.- Jeśli to cesarz obali szogunat? Przecież ta opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
- Masz rację, Kise – odparł Mistrz Akashi.- I prawdopodobnie tak właśnie się stanie. Wojska cesarza są niezliczone. Nieważne, jak dobrze wyszkolonych ludzi będzie posiadał w swych szeregach Yoshinobu, nigdy nie będzie w stanie pokonać przeciwnika, którego sobie wybrał. Zostanie obalony, a wraz z nim cały szogunat, raz na zawsze. Nie dostaną drugiej szansy, nie pozwolą im na jego odbudowę. To będzie ich ostatecznych koniec, będą istnieć jedynie na kartach historii.
- A jak to się skończy dla nas?- zapytała Satsuki.
- Wojną, oczywiście – mruknął Mistrz Murasakibara.- Będziemy musieli stanąć do walki, choć nawet nie będziemy wiedzieć, przeciwko komu. Kiedy rozpęta się piekło, jedni ludzie będą zabijać drugich, bo nikt nie będzie wiedział, kto po czyjej jest stronie.
- Przecież tak nie może być- powiedziała słabo Satsuki, spuszczając wzrok.- Jaki to ma sens…? Zabijanie się nawzajem, mordowanie swoich braci bez wyraźnego powodu? I to wszystko w imię czego? Władzy? Pieniędzy? Czy egoizmu i pychy?
- Wszystkiego jednocześnie – mruknęła jej matka.- Właśnie na tym polega polityka, drogie dziecko. Dlatego zajmują się nią sami głupcy. Ponieważ mądrzy ludzie wiedzą, że należy trzymać się od niej z daleka.
- Polityka nie jest złem najwyższym, Momoi-sama – odezwał się Akashi z powagą.- Jest konieczna, aby odpowiedzialnie kierować państwem i ludem. Ani ty, ani ja, czy ktokolwiek inny na tym świecie nie jest w stanie wyobrazić sobie bez niej życia. Dlatego, proszę, nie kieruj się osobistymi powódkami. Twój świętej pamięci mąż i troskliwy ojciec twojej córki poświęcił dla kraju swoje życie, aby wam, oraz nam wszystkim, mogło żyć się lepiej. Jesteśmy winni mu chociaż uszanowanie dla jego czynów.
Momoi-sama zacisnęła wargi w cienką linię, spuściła wzrok na stolik, zasłoniła usta wachlarzem. Aomine wiedział, że jest jej przykro przez słowa Mistrza Akashiego, ale miał on również rację. Polityka była ważna, ponieważ bez niej kraj nie mógłby w pełni działać, panowałby w nim Chaos.
- Zakończmy ten temat – mruknął Mistrz Murasakibara.- Od tego gadania tylko bardziej zgłodniałem.
- Żadna nowość – westchnął Mistrz Akashi.- Jednak chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat, głównie zaś pytam ciebie, Atsushi. Czy słyszałeś o rzekomym powrocie Białego Kła?
Aomine uniósł czujne spojrzenie, wbijając je w Mistrza Murasakibarę, który znów upił łyk herbaty, bardzo długi. Odstawił kubek na stolik i westchnął przeciągle.
- W istocie – powiedział.- Obiło mi się o uszy, że w moich okolicach pojawił się człowiek w białej masce, z białym ostrzem w ręku, wybił jeden z Klanów, po czym obwieścił staremu pijaczynie, że ma zamiar pozbyć się wszystkich samurajów… czy jakoś tak.
- Pomyślałem, że będziesz wiedział coś więcej na ten temat – powiedział Mistrz Akashi.- Aomine wkrótce wybiera się w tamte okolice, by przyjrzeć się temu bliżej. Masz jakieś podejrzenia?
- Tylko jedno – odparł Mistrz i zamilkł na krótki moment.- Wygląda na to, że jakiś obłąkany człowiek skradł Białe Ostrze i podszywa się pod Białego Kła. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Musi więc być bardzo dobry we władaniu mieczem – mruknął Aomine.- Skoro sam jeden zdołał wybić cały klan. Jak myślisz, Mistrzu, jeśli to ten sam, który zabił moją rodzinę, dlaczego ujawnił się dopiero teraz? Dlaczego dopiero teraz ogłosił swą żądzę mordu?
- Źle mnie zrozumiałeś, Mine-chin. Nie powiedziałem, że to ten obłąkaniec wybił klan Mochizuki – powiedział Mistrz.- Mógł to zrobić ktoś inny, być może ten, którego tak usilnie próbujesz znaleźć, a mężczyzna, który podał się za Białego Kła, po prostu chce wprowadzić zamieszanie. To pewnie głupi dzieciak, którego wkrótce znajdziemy martwego. Nie ty jeden szukasz Białego Kła. Zapewne ktoś już do niego dotarł i pokazał mu, jak głupio postąpił, żartując sobie w ten sposób.
- Dlaczego nie wierzysz, że to prawdziwy Biały Kieł, Mistrzu?- zapytał Aomine.
- Właśnie dlatego, że prawdziwy morderca nie ujawniałby się w taki sposób. Zwłaszcza Biały Kieł.
- Sądzisz więc, że moje poszukiwania skończą się fiaskiem?
- Tak właśnie myślę – potwierdził Mistrz Murasakibara, zabierając swojemu przyjacielowi jego kubek herbaty i upijając z niego kilka łyków. Mistrz Akashi zmarszczył gniewnie brwi, jednak nie odezwał się.- Ale zrobisz, jak zechcesz. Kto wie, może trafisz tam jednak na jakiś ślad, który doprowadzi cię do mordercy twojej rodziny. Wierz mi, że życzę ci jak najlepiej.
- Dziękuję, Mistrzu.- Aomine ukłonił się lekko.
- Jaka szkoda – westchnął Mistrz Akashi.- Miałem nadzieję, że będziesz jakoś w stanie mu pomóc.
- Tobie też dziękuję, Mistrzu Akashi.
- Ależ nie ma za co, moje dziecko. Zarówno ja, jak i Atsushi, okazaliśmy się być raczej bezużyteczni.
- No, no, no – wymruczał gniewnie Mistrz Murasakibara.- Jeśli już tak wam zależy, to jest coś, o czym jeszcze słyszałem, choć nie wniesie to ni grama pomocy Mine-chinowi.
- Oh.- Mistrz Akashi uśmiechnął się dyskretnie.- Zamieniamy się więc w słuch, Atsushi.
- Słyszałem plotki o tym, że Iemochi, mimo ciężkiej choroby, zainteresował się tą sprawą. Jego poprzednicy niewiele potrafili zrobić, ale Iemochi zawarł przecież przymierze z cesarzem, toteż zwrócił się do niego o pomoc. Ponoć Koumei oddał mu do władzy jakichś… Hmm, jakich to oni słów użyli… Ah, „profesjonalistów”. To wyszkoleni w tropieniu i zabijaniu samurajowie z różnych Klanów, którzy do tej pory służyli bezpośrednio cesarzowi. Nie wiem, kim są, ale ponoć wkrótce mają przedsięwziąć specjalne środki w poszukiwaniu Białego Kła. Obłąkaniec, czy nie, namieszał bardziej, niż mu się wydawało.
- Więc będą go szukać?- mruknął Aomine, marszcząc lekko brwi.- Cóż, mogłem się spodziewać, że w końcu spróbują coś z tym zrobić. Jednak mam nadzieję, że zdołam go odnaleźć pierwszy.
- Skoro życie ci niemiłe – westchnął Mistrz Murasakibara.- Jesteś taki młody, Mine-chin. Twój przeciwnik, jeśli naprawdę on sam jeden wybił te klany, jest od ciebie o wiele, wiele silniejszy.
- O tym się przekonamy – odparł cicho Aomine.- W obliczu mordercy mojej rodziny nie mam zamiaru się powstrzymywać. Gdy nadejdzie ta chwila, zapewne przestanę być sobą.
Wszyscy umilkli, pozwalając by te słowa zawisły w powietrzu na dłuższy moment. Momoi-sama wpatrywała się w Aomine z nieodgadnionym spojrzeniem, Satsuki siedziała obok niej, jakby skulona w sobie. Kise musiał powstrzymać się od chwycenia dłoni ciemnoskórego, którą ten zacisnął w pięść.
- No dobrze, moi mili, myślę, że na dziś wystarczy tych dyskusji – powiedział Mistrz Akashi.- Jutro moich uczniów czeka sporo pracy, a wy, drodzy goście, na pewno odczuwacie znużenie po podróży. Lepiej więc będzie, jeśli wcześnie udacie się na spoczynek.
- Dobry pomysł – mruknął Murasakibara.
- Kise, zanieś proszę naczynia do kuchni.
- Tak, Mistrzu.
Aomine pożegnał się z Mistrzem Akashim oraz jego gośćmi, poczym wyszedł z pokoju tuż za Kise.
- Dobrej nocy, Aominecchi – powiedział cicho blondyn, uśmiechając się do niego.
- Dobrej nocy, Kise.- Chłopak odpowiedział tym samym, poczym ruszył w kierunku swojego pokoju.
Chociaż większość tego dnia przespał, czuł ogromne znużenie. Być może głównym tego powodem była dzisiejsza dyskusja o polityce i Białym Kle, a może zwyczajnie miał dość swojego wahania, które non stop igrało z jego myślami. Z jednej strony niepohamowana chęć zemszczenia się za bliskich, z drugiej zaś przyjaciele, którzy próbują go odwieść od jego planów.
A jeśli mają rację? Jeśli Mistrz Murasakibara ma rację i nie powinien stawać naprzeciwko tak silnego przeciwnika, bo może to skończyć się jego śmiercią i ośmieszeniem? Co, jeśli Mistrz Akashi ma rację i zemsta do niczego nie doprowadzi, nie przyniesie mu ulgi? Zabicie Białego Kła nie przywróci mu zmarłych. Wiedział o tym, ale…
Przygryzł wargę. Był świadom tego, że jego przyjaciele martwią się o niego, trochę go to nawet irytowało. Właśnie przez nich, przez ich słowa i troskę, przez ich opiekuńczość… właśnie przez to się wahał. Narazić życie w imię zemsty? Czy pozostać u boku kochających przyjaciół?
Usłyszał szelesty. Zwolnił kroku, bezgłośnie stąpając po deskach mostku otaczającego dom. Dźwięki dochodziły z pobliża stawu, nieopodal jego pokoju. Zwykły człowiek stwierdziłby, że to wiatr szeleści krzewami rosnącego tam lilaku, ale nie Aomine. On wyraźnie słyszał nierówność, przerywanie i…
Oddech.
Ruszył w tamtym kierunku, nieco zaniepokojony. Zwykle takie sapanie wydawał z siebie ktoś zmęczony, lub ranny.
Albo ktoś, kto, jak się okazało, zapragnął w świetle księżyca, popieścić czule swojego kochanka.
Aomine nie miał pojęcia, co zrobić. Stał naprzeciwko całujących się mężczyzn, zarumieniony, czekając, aż go zauważą. Nie miał pojęcia, czy w tej świątyni panuje jakaś klątwa i młodzi samurajowie zakochują się w sobie nawzajem, czy może świątynia sama takowych przyciąga.
Przygryzł wargę, myśląc o Mistrzu Akashim. W końcu to on werbował nowych uczniów.
Czyżby miał jakiś niezwykły zmysł?
Nie mogąc już wytrzymać, odchrząknął głośno. Dopiero wtedy Kuroko oderwał się szybko od Kagamiego i obaj spojrzeli na ciemnoskórego – jeden dość obojętnie, drugi z przerażeniem.
- Wiecie, wybieranie takich miejsc na czułości nie jest zbyt mądre.
- Yyy… no więc my… t-to nie tak…
- Przerywanie komuś w takim momencie nie jest z kolei zbyt kulturalne, Aomine-kun – rzekł z powagą Kuroko.
- Ej! Gdyby ktoś inny was przyłapał, moglibyście mieć problemy!
- Gdyby ktoś inny nas przyłapał, na pewno poczekałby z naganą, aż skończymy – westchnął Kuroko, denerwując Aomine jeszcze bardziej.
- Dobrze, zrozumiałem, PRZEPRASZAM.
- Obiecaj, że to się więcej nie powtórzy.
- Kuroko, przymknij się! Bądź dla niego miły, bo nas wyda!- szepnął konspiracyjnie Kagami.
- Spokojnie, Kagami-kun, panuję nad sytuacją. Zaraz sobie pójdzie i będziesz mógł pocałować mnie na dobranoc.
- Akurat! Wracam do siebie!
- Nie będę wam przeszkadzał, róbcie co chcecie – westchnął Aomine, nie wierząc, że naprawdę przed chwilą był świadkiem tego zdarzenia, i że w dodatku to on czuł się bardziej winny, niż oni.
- Dobranoc, Aomine-kun.
- Eh, czekaj!- Kagami spojrzał na niego z niepokojem, marszcząc swoje podwójne brwi.- N-nie powiesz nikomu, nie?
- Nie – mruknął Aomine.- Raczej nie miałbym z tego żadnych przyjemności, a już tym bardziej wy. Ale uważajcie trochę – ostrzegł cicho.- Bo wasze schadzki naprawdę mogą się źle skończyć.
- Dzięki – mruknął Kagami.
Aomine spojrzał na Kuroko, oczekując podziękowania również od niego, ale on stał tylko obok swojego ukochanego i wpatrywał się bez wyrazu w Daikiego. Ciemnoskóry ponownie westchnął, po czym oddalił się do swojego pokoju, po drodze dwa czy trzy razy zerkając na nich przez ramię. Wciąż stali między krzewami lilaku, trzymając się za dłonie, szepcząc coś do siebie.
Wyglądało na to, że są w poważnym związku.
Kiedy Daiki znalazł się w swoich przytulnych czterech kątach i ułożył na futonie, powrócił myślami do Kise. Czy to możliwe, by oni kiedyś również spędzali czas w ten sposób? Póki co od wewnątrz pali ich nienasycone pożądanie, ale przecież to nie wszystko, prawda? Kiedy je zaspokoją, wciąż będą coś do siebie czuć, wciąż będą pragnąć siebie nawzajem, nie tylko ciała, ale także serca i duszy.
Tak jak Kagami i Kuroko. Trzymać się delikatnie za dłonie, szeptać cicho w półuśmiechu, muskać ledwie ustami, dla samej przyjemności, dla samej radości z bycia obok.
Aomine westchnął ciężko, rumieniąc się. Do tej pory nigdy tak nie myślał, nieważne jak piękną kobietę spotkał, nigdy nawet nie wyobrażał sobie jakby to było spędzać z nią romantyczne wieczory, obdarowywać miłością i pocałunkami ot tak, bez powodu. Ale jeśli chodziło o Kise, ta perspektywa wydawała mu się nawet dość kusząca.
Przygryzł wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Wyobraził sobie siebie i Kise wśród krzewów kolorowych kwiatów, obejmujących się, dotykających czule swych ust. Takie miłosne wizje w głowie mężczyzny były chyba rzadkością.
Odwrócił się na bok, zamykając oczy. Miał nadzieję, że sen nadejdzie szybko.
Bo bardzo chciał spotkać w nim pewnego przystojnego blondyna.

***

Tego dnia Kise obudził się w doprawdy wyśmienitym humorze. Z samego rana ochoczo zabrał się za pomoc przy śniadaniu, i wręcz z przyjemnością sprzątał dziedziniec i przygotowywał dojo do ćwiczeń, jako iż zanosiło się na deszcz. Jego koledzy jednak musieli doskonalić swe umiejętności każdego dnia, nie mogli zrobić sobie wolnego od treningu.
Blondyn miał szczerą nadzieję, że uda mu się spędzić odrobinę czasu sam na sam z Aomine. Cieszył się, że ich relacje pogłębiły się odrobinę, i że ciemnoskóry odwzajemnia jego zainteresowanie. Co prawda, nie mogło to się równać z uczuciem żywionym do niego przez dziesięć długich lat, ale…
W końcu mógł być z tym, którego kochał.
Jedyne, co nie dawało mu spokoju to myśl, że Aomine pewnego dnia zapragnie odbudować swój klan. Oczywiście, nie było w tym nic złego, ale myśl, że ciemnoskóry miałby trzymać w ramionach jakąś kobietę, nie podobała się Kise. Szczerze mówiąc, chłopak nie chciał widzieć nikogo w jego ramionach, prócz siebie samego.
Westchnął cicho. Starał się o tym nie myśleć, zwłaszcza dziś, kiedy humor tak bardzo mu dopisywał.
A przynajmniej dopisywał do pewnego momentu.
Kiedy przechodził właśnie obok pokoju Momoi-sama i jej córki, uwagę blondyna przyciągnęła ich cicha rozmowa. Normalnie by się nią nie zainteresował, jednak do jego uszu dotarło znajome słowo „Dai-chan”.
Zatrzymał się w pół kroku, nasłuchując. Starał się wręcz nie oddychać, nawet jeśli wątpił, by Momoi-sama lub Satsuki miały go usłyszeć, czy wyczuć. W końcu ostrożności nigdy za wiele.
- Wydaje mi się, że beze mnie mógłby zrobić coś głupiego – mruknęła cicho dziewczyna.
- Ależ drogie dziecko, do tej pory dobrze sobie radził. Nie możesz patrzeć na to w ten sposób…
- Radził sobie tylko dlatego, że miał po swojej stronie Mistrzów!- wykrzyknęła Satsuki.- Ale Mistrz Akashi nie będzie żył wiecznie, poza tym Dai-chan nie chce tu zostać, tylko zemścić się na Białym Kle. Wkrótce wyruszy w podróż…- Jej głos przycichł nieco.- J-ja… zastanawiam się, czy by nie udać się razem z nim.
- O czym ty mówisz?- westchnęła Momoi-sama.- Daiki na pewno nie pozwoli ci na narażanie się dla niego.
- Dai-chan nie ma tu nic do gadania! Martwię się o niego!
- Rozumiem to, dziecko, ale powinnaś trzymać swoje uczucia na wodzy – mruknęła jej matka.- To nie przystoi damie, być taką wybuchową.
- Ale tu chodzi u Dai-chana – westchnęła Satsuki.- Przecież wiesz, jaki on jest.
- To nie zmienia faktu, iż za bardzo pozwalasz swojej miłości do niego kierować tobą – stwierdziła sucho Momoi-sama.
- T-to nie dlatego, że go kocham!- pisnęła cicho dziewczyna.- Wszyscy twierdzą, że Dai-chan dorósł i jest gotów do samodzielnego życia, ale to nie prawda! On wciąż jest zagubiony, jeśli nie będzie miał przy sobie kogoś bliskiego, to może źle się dla niego skończyć! To nie przez miłość, tylko przez zwykły rozsądek chcę przy nim być!
- Chyba nic nie poradzę na twoją upartość – westchnęła ciężko Momoi-sama.- Ale, czy nie uważasz, że powinnaś wpierw wyznać mu w końcu swoje uczucia? Jeśli tak dalej pójdzie, wkrótce kogoś sobie znajdzie.
- W-wiem o tym!- mruknęła Satsuki.- Mam zamiar to zrobić… już niedługo.
Kise miał wrażenie, jakby jego serce nagle się zatrzymało. O czym ona mówiła? Chce mu wyznać swoje uczucia? Chce wyruszyć z nim w podróż? Chce być przy nim, przy Aomine?
Ona... go kocha?
Blondyn przygryzł niepewnie wargę, powoli się wycofując. Nie chciał już nic więcej słyszeć, nie chciał dowiadywać się więcej, niż powinien. Jedyne, czego teraz pragnął, to zabrać stąd Aomine, zabrać go jak najdalej od Momoi.
Co, jeśli Aomine również darzy ją jakimś uczuciem? W końcu zawsze lubił kobiety, uwielbiał duże biusty, a taki właśnie miała jego przyjaciółka. Właśnie... przyjaźnili się, znał ją od dziecka, był do niej do pewnego stopnia przywiązany, sporo o sobie wiedzieli. Przecież to oczywiste, że być może czuje do niej coś więcej.
Jego nogi drżały delikatnie, kiedy kierował się do pokoju Aomine. Nie wiedział dokładnie, co chce mu powiedzieć, nie wiedział dokładnie, po co w ogóle tam idzie. Ale chciał go zobaczyć, jak najszybciej. Chciał upewnić się, że Daiki...
Że on na pewno do niego należy.
Podszedł powoli do drzwi jego pokoju, stanął przed nimi, nie odzywając się. Nie musiał. Po krótkiej chwili shoji rozsunęły się, a oczom Kise ukazał się ciemnoskóry samuraj, nakładający na siebie ubranie.
- Dzień dobry, Kise - przywitał się z nim, uśmiechając się do niego sympatycznie.- Proszę, wejdź.
- Dzień dobry, Aominecchi - odparł Kise, wchodząc do środka.- Widzę, że humor ci dopisuje?
- Nie mogę narzekać!- zaśmiał się Daiki, poprawiając kamishimo.- Wyspałem się jak nigdy, udo goi się idealnie, a stopa nie boli mnie ani trochę! A wszystko dzięki tobie - dodał, podchodząc do niego i, z lekkim rumieńcem, nachylając się, by go pocałować.
Kise zaniemówił, wpatrując się w niego zaskoczony, z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. To był zwyczajny, krótki "buziak", ale mimo wszystko... to była inicjatywa Aomine! Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał.
- W-wszystko?- bąknął, czerwieniąc się na twarzy. Wszystko dzięki niemu? Nawet to, że się wyspał?
- No jasne!- odparł Aomine, obwiązując pas wokół talii.- A tobie jak się spało?
- Uhm... bardzo dobrze.- Kise uśmiechnął się delikatnie.- Ominęło cię śniadanie.
- Bo spałem jak zabity - westchnął Daiki.- Doprawdy, pobyt u Mistrza Akashiego strasznie mnie rozleniwia... Zazwyczaj wstaję przed świtem, ale tutaj...
- Ah! B-bo ja właśnie w tej sprawie, Aominecchi - wydukał Kise, przypatrując mu się z uwagą.
- Ah tak?- Aomine spojrzał na niego.- O co chodzi?
- No więc...- Kise, przygryzając wargę, podszedł bliżej niego.- Zastanawiałem się dziś rano, czy... czy nie moglibyśmy wyruszyć wcześniej?
- Wcześniej?- powtórzył Aomine.- Dlaczego?
Kise nie potrzebował dużo czasu, by znaleźć wymówkę, całkiem zresztą wiarygodną.
- Mój trening...- mruknął z przepraszającym uśmiechem.- Nie zostało mi dużo czasu, więc ja... chciałbym zacząć jak najszybciej, Aominecchi. Wygląda na to, że najbliższe dni będą deszczowe, więc dojo będzie zajęte, a Mistrz Akashi nie pozwala w taką pogodę ćwiczyć na dziedzińcu.
- Wiesz, kiedy wyruszymy, też nie będziemy za bardzo mieli gdzie trenować - powiedział z uśmiechem Aomine.- Pozostanie tam walka pod gołym niebem.
- Zależy mi...- szepnął nerwowo Ryouta.- T-ty też nie będziesz marnował czasu, Aominecchi! Będziemy mogli szukać Białego Kła, ja... ja zrobię co w mojej mocy, żeby ci pomóc!
Aomine przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego uważnie. Kise poczuł pot na plecach, nie chciał, żeby ta prośba wyszła na taką podejrzaną! Jedyne, czego chciał, to żeby Satsuki nie wyznała mu miłości, żeby Aomine nie zmienił zdania co do niego, żeby wyruszyli obaj razem, żeby... żeby Daiki go pokochał.
Teraz właśnie tylko tego pragnął.
- Dobrze - powiedział w końcu ciemnoskóry.- Porozmawiam dziś z Mistrzem Akashim, jeśli tak ci na tym zależy.
- Dziękuję - powiedział cicho Kise, starając się, by w jego głosie nie było słychać tyle ulgi, ile w rzeczywistości odczuwał.
- Wszystko w porządku?- zapytał z troską Aomine, kładąc dłoń na jego policzku i głaszcząc delikatnie.- Wyglądasz na dość... sam nie wiem, zaniepokojonego?
- To nic takiego - westchnął Ryouta, z lubością wtulając się w jego dłoń.- Martwię się tylko moją walką z kuzynem... Ale wiem, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko będziesz przy mnie.
- Zrobię co tylko będę mógł - rzekł z powagą Aomine, drugą dłonią odgarniając za ucho włosy blondyna.- Jesteś dzisiaj wyjątkowo piękny.
- Dz-dziękuję - szepnął Kise, natychmiast się rumieniąc.- T-ty również je...!
Nie zdołał dokończyć zdania, gdyż jego usta były już zajęte. Aomine tym razem nie powstrzymywał się - śmiało pogłębił pocałunek, trącając językiem jego język. Blondyn jękął cicho, odruchowo chwytając się jego ramion. W tym momencie Daiki był wyjątkowo namiętny, zupełnie jakby...
Jakby dawał mu do zrozumienia, że już jest jego.
- K-kocham cię, Aominecchi - westchnął cicho Kise.
- Ja też cię kocham - wymruczał ciemnoskóry, obejmując go w talii i znów całując, odrobinę niezadowolony, że Ryouta nie poczekał z wyznaniem aż skończą, tylko przerwał tak miłą pieszczotę.
Gdyby nie odgłos zbliżających się kroków, zapewne jeszcze długo by się całowali. Ciemnoskóry oderwał się od Kise, jednak zdążył jeszcze cmoknąć go w usta, uśmiechając się przy tym. Ryouta zaśmiał się cicho, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę do tego doszło. Aominecchi przed chwilą go całował! I to jak!
Satsuki chyba jednak nie będzie stanowiła dla nich zagrożenia.
Przynajmniej taką miał nadzieję.




2 komentarze:

  1. Nowy rozdział *.*
    Ileż tu się dzieje

    Chcesz im wojne tutaj zrobić, okrutna ty?
    Jak możesz w takim momencie

    Satsuki...
    Brak słów, naprawdę
    Załamka
    Kisiątko się przez nią martwi...
    Do piekła z nią

    I tak wszyscy wiemy, że wybierze Kisiaczka, prawda?
    A jak nie to zrobimy Ci protest Yuu-chan :D

    Wkurza mnie Kuroko i Ciasteczkowy Potwór zwany Atsushi -.-
    Tylko jeszcze nie wiem czemu...

    W jakimś dziwnym humorze,
    Yew S

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdzial :)
    Kagami i Kuroko (moj ulubiony paring) <3
    Uroczy Kise <3
    Ostatnia scena cudowna <3
    Jejku nie wiem czemu ale cały dzien sie nad wszystkim rozpływam xD
    Duzo weny !
    ~Deirdre

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń