Rozdział ósmy
Tego dnia Mistrz Akashi nie miał zbyt dużo czasu dla swojego byłego ucznia. Od samego rana czas spędzał z Mistrzem Murasakibarą poza świątynią, załatwiając interesy, popołudniu zaś przeprowadzał jakieś "ważne rozmowy" z Momoi-sama. Ciemnoskóremu samurajowi niezbyt to przeszkadzało, w końcu zdawał sobie sprawę z tego, że są starymi znajomymi i chcą nadrobić zaległości, poza tym, jak to zawsze mawiał jego przyjaciel Kiyoshi "najpierw obowiązki, potem przyjemności". Zabawnie jednak było obserwować zniecierpliwienie Kise, który za każdym razem, gdy mijał Aomine, pytał go, czy był już może u Mistrza.
Daiki przypuszczał, że pośpiech związany z nauką fechtunku nie jest jedynym powodem, dla którego blondynowi tak się spieszyło. Nie był za bardzo w sobie zadufany, jednak i on powoli przestawał kontrolować swoje rządze, zwłaszcza po ostatnim intymnym akcie w jego pokoju.
Poza tym, sporo myślał nad swoim "związkiem" z Kise i stwierdził, że nie ma powodu, by się powstrzymywać. Był pewien, że to, co czuje do Ryouty nie jest tylko chęcią współżycia z nim. Oczywiście, seks był czymś, czego pragnął od dłuższego czasu, choć nie był do końca pewien, czy będzie on tak przyjemny, jak sobie wyobrażał - nie chciał w końcu zranić Kise. Jednak, prócz miłości fizycznej, odczuwał również przemożną chęć obdarowania go, a także poczucia z jego strony prawdziwej miłości, niezwiązanej z dotykiem, z rzeczami materialnymi.
Okazja do rozmowy z Mistrzem nadarzyła się dopiero późnym wieczorem, kiedy Akashi wrócił z miasta, do którego poszedł w towarzystwie Momoi-sama. Dama udała się na spoczynek do swojego pokoju, Mistrz zaś kazał Kuroko poinformować Aomine, iż oczekuje go u siebie. Jednak kiedy Daiki ledwie znalazł się na dziedzińcu, zaczepiła go jego przyjaciółka.
- Satsuki?- mruknął ciemnoskóry, patrząc na nią zaskoczony.- Jeszcze nie śpisz?
- Nie jestem już małym dzieckiem - westchnęła ciężko dziewczyna, poczym uśmiechnęła się do niego miło.- Mogę ci chwilę zająć, Dai-chan?
- Cóż... właśnie idę do Mistrza - bąknął chłopak.- Może porozmawiamy jutro?
- Wolałabym nie. Zresztą, mama przekazała Mistrzowi, że przyjdziesz za piętnaście minut. Wie, że chciałam z tobą pomówić.
- Eh? No, w takim razie dobrze.- Aomine wzruszył lekko ramionami.
- Przejdziemy się?- zapytała dziewczyna, odgarniając długie różowe włosy za ucho.- Do ogrodu...
- Jasne.
Aomine był dość zaskoczony jej zachowaniem. Mimo, że jak zawsze uśmiechała się sympatycznie i zwyczajnie się do niego odnosiła, zauważył w jej ruchach jakąś nerwowość, jakiegoś rodzaju wahanie, jakby sama nie była pewna, czy chce być tu teraz przy nim.
- Pewnie sporo się u ciebie działo, kiedy ostatni raz się widzieliśmy?- zagadnęła, gdy kierowali się ku kamiennej ścieżce, po stronach której rosły grządki kolorowych kwiatów.
- Nie tyle, ile bym chciał, ale można tak powiedzieć - odparł chłopak.- Wolałbym bowiem mieć już za sobą walkę z Białym Kłem. Coraz bardziej wydaje mi się, że powinienem tu zostać i dać sobie spokój...
- To bardzo dobry pomysł - powiedziała Satsuki, patrząc na niego uważnie.- To, co chcesz zrobić, jest bardzo niebezpieczne, Dai-chan! Wiem, że jesteś silnym i doświadczonym, jak na swój wiek, samurajem, ale nie dorównasz mocą temu, z którym chcesz się zmierzyć.
- Cóż... I tak już postanowiłem.- Chłopak wzruszył ramionami.- Chcę go znaleźć. I zabić go. Nie zmienię zdania, Satsuki.
- No tak... jesteś uparty, jak zawsze - westchnęła z uśmiechem.
Stanęli na mostku nad stawem. Satsuki spojrzała na jego drgającą taflę, odbijającą okrągłą tarczę księżyca i setki gwiazd. Ucichła, zupełnie jak otaczająca ich przyroda; żaby przestały rechotać, cykady zakończyły swój koncert, tylko wiatr zakradł się do nich cicho i teraz bawił się psotnie jej długimi włosami.
- O czym chciałaś porozmawiać?- zapytał swobodnie Aomine, opierając się o drewnianą poręcz mostu.
- Nie popędzaj mnie, Dai-chan - skarciła go dziewczyna, rzucając mu obrażone spojrzenie.- To coś poważniejszego niż prośba o wyrzucenie z mojego pokoju robaka, czy odpędzenie natrętnego wielbiciela!
- To nie tak, że próbuję cię popędzić - westchnął Aomine.- Po prostu no... Mistrz na mnie czeka, a mam do niego ważną sprawę.
- O czym chcesz z nim porozmawiać?
- Nie interesuj się, pani ciekawska - mruknął z uśmiechem.- Może powiem ci jutro, to zależy od jego odpowiedzi.
- Mam nadzieję, że nie próbujesz zrobić czegoś głupiego - westchnęła Satsuki, na moment zamykając oczy.- Nie chcę, żeby stało ci się coś złego, Dai-chan!
- Wiem o tym. A ty wiesz, że potrafię o siebie zadbać - dodał znacząco.
- Tego właśnie najbardziej się obawiam - powiedziała, zebrawszy dłonią swoje włosy i przytrzymując je na swoim lewym ramieniu.- Nie jesteś tak dorosły, jak ci się wydaje.
- Co masz na myśli?- zapytał, złoszcząc się odrobinę.
- Nie patrz tak na mnie, Dai-chan, ja naprawdę się o ciebie martwię!- wykrzyknęła Satsuki, a potem ściszyła głos do szeptu.- Masz dopiero 18 lat! Jesteś taki młody, a wciąż narażasz życie w imię zemsty. Wiem, że nigdy nie będę w stanie tego zrozumieć, ponieważ nie przeżyłam tego, co ty... ale... są tutaj ludzie, którzy pragną, byś przy nich został. Myśl, że coś pójdzie nie tak, że nie zdołasz pokonać Białego Kła... to naprawdę bardzo ich niepokoi. Kochają cię... martwią się i troszczą o ciebie... opiekują się tobą... Ale z każdym dniem, gdy na to patrzę, bardziej przypomina mi to przygotowywanie wieprza do uboju!
- W-wieprza?!- wykrzyknął Aomine, zaskoczony.- Nie porównuj mnie do świni!
- To nie tak, że cię do niej porównuję, głupku!- Satsuki tupnęła ze złością nogą, biorąc się pod boki.- Przynajmniej nie, jeśli chodzi o wygląd! Czy ty tego nie widzisz, Dai-chan? Mistrz Akashi, Mistrz Murasakibara, nawet moja matka... zawsze się tobą opiekowali, dbali o ciebie... a ty chcesz ich wszystkich zostawić i...- Przygryzła wargę, starając się powstrzymać łzy.- Wierzenie, że go pokonasz nic nie daje! Nigdy nie wiadomo, co się stanie, jeśli umrzesz... jeśli umrzesz, wszyscy będziemy cierpieć.
- Więc chciałaś ze mną porozmawiać, by wyperswadować mi ten "pomysł", tak?- mruknął Aomine.
- Początkowo... nie - przyznała cicho.- Ale kiedy powiedziałeś, że sam się wahasz, to samo...! To samo wyszło...
- Satsuki...- Aomine westchnął ciężko, przecierając kark dłonią.- Wiem o tym, że mam tu tyle wspaniałych ludzi, którzy się o mnie boją. Wiem, że prawdopodobnie będzie wam przykro, jeśli coś mi się stanie. Ale, jak mówiłem, podjąłem już ostateczną decyzję. I pójdę za głosem zemsty, mimo wahań. Może uda mi się pokonać Białego Kła, może nie, tak jak mówisz, nikt tego nie wie. Są dwa wyjścia: albo przeżyję, albo zginę. Albo zostanę tutaj, żyjąc z myślą, że zabójca mojej rodziny wciąż cieszy się wolnością i życiem, albo zemszę się na nim i ukoję ten ból, który siedzi głęboko w środku mnie.- Daiki położył dłoń na sercu, przymknął oczy.- Myślę, że właśnie to jest moją drogą samuraja. I pragnę nią podążać, bez względu na konsekwencje.
- Więc... ja pójdę z tobą!- powiedziała Satsuki, odwracając się do niego przodem.
- Co?!- wykrzyknął chłopak.- Oszalałaś?!
- Jeśli to jest twoja droga samuraja, w takim razie to... to jest moja droga damy!- dokończyła twardo. Aomine nie miał pojęcia, czy ma się śmiać, czy załamać.- Jako dziewczyna, która chce oddać tobie całe swoje serce, całą swoją duszę i całe swoje ciało... jako kobieta, która chce oddać za ciebie życie! Jestem gotowa na każde poświęcenie, Dai-chan! Ponieważ ja...- Aomine wstrzymał powietrze, patrząc na nią w szoku. Przełknął nerwowo ślinę. Czy ona chce...?- Ponieważ ja... ja kocham cię, Dai-chan!
To trafiło go niczym grom z jasnego nieba. Wszystko dookoła zamilkło raptownie, nawet wiatr zatrzymał się, jakby w podobnym zaskoczeniu. Ciemnoskóry wpatrywał się w zaciętą twarz swojej przyjaciółki, w jej zaciśnięte mocno usta, w jej różowe oczy, z których ukradkiem umknęło kilka łez. Nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Odejść? Powiedzieć coś? Przytulić ją?
- Już od dawna...- zaczęła cicho, kiedy nadal nic nie mówił.- To trwa już od bardzo dawna... chyba nawet odkąd tylko cię poznałam... Chociaż byłeś nieznośny, złośliwy, psotliwy i niewychowany, chociaż często podglądałeś mnie w kąpieli...- zaśmiała się lekko, kiedy jego policzki poczerwieniały z zawstydzenia.- Oczywiście, że o tym wiedziałam, głupku! I byłam zła, zawsze, zawsze byłam wściekła! Ale mimo to ani razu nie zwróciłam ci uwagi, ani razu cię nie upomniałam, nie skarciłam... Bo... zawsze chciałam, byś to właśnie był ty, Dai-chan. Żebyś to ty widział mnie zupełnie nagą, na ciele i na duszy, właśnie ty, nikt więcej. Pozwalałam na to, choć to było absurdalne, niedorzeczne, nieodpowiednie i, przede wszystkim, bardzo zawstydzające! To czyniło ze mnie jeszcze większego zboczeńca niż z ciebie... Dlatego właśnie - dodała głośniej, patrząc na niego hardo.- Dlatego właśnie chcę być przy tobie już zawsze! Chociaż wolałabym, żebyś został tutaj, to i tak jestem gotowa pójść za tobą wszędzie! Wszędzie, rozumiesz?! Ponieważ kocham cię tak bardzo, że nie mogę znieść myśli, że jestem gdzieś daleko od ciebie, że nie wiem, co się z tobą dzieje, nie wiem, jak sobie radzisz i czy przypadkiem czegoś nie potrzebujesz... Ja wiem, że nie jestem idealna... wiem, że często cię irytuję, że denerwuje cię mój charakter i ciągłe zamartwianie się o ciebie, nie lubisz, kiedy mówię ci, co i jak powinieneś zrobić, jak się zachować... Nie mogę obiecać, że się zmienię, ponieważ jeśli to się nie uda, będziesz tylko bardziej mną zirytowany... jedyne, o czym mogę cię zapewnić to to, że cię kocham. Naprawdę bardzo mocno, szczerze cię kocham, Dai-chan. Zawsze kochałam - dodała, uśmiechając się delikatnie.- I, oczywiście, zawsze będę cię kochać.
Aomine zacisnął usta, spuścił powoli wzrok. Sam nie wiedział, co czuje w tym momencie. Zupełnie, jakby był jednocześnie przygnębiony, poruszony i zmieszany. Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć. W ogóle bał się odezwać, bał się, że może wszystko zniszczyć choćby wypowiadając jej imię.
- Zastanów się dobrze, Dai-chan - powiedziała cicho Satsuki, ocierając łzy i uśmiechając się do niego.- Dam ci tyle czasu, ile tylko będziesz potrzebował! Dobrze?
Spojrzał w jej szczere, błyszczące oczy, jednak nie zdobył się na odpowiedź. Nie potrafił nawet skinąć głową. Uczucie, które zawładnęło teraz jego sercem, zostało natychmiast znienawidzone: z jednej strony pustka, z drugiej zaś chęć rozpłakania się.
- Nie rób takiej miny, Dai-chan, przecież świat się nie kończy!- Satsuki zaśmiała się swobodnie. Rumieniąc się delikatnie, odgarnęła włosy za ucho, zrobiła nieśmiało krok do przodu i, wspinając się na palcach, pocałowała go.
Jej usta były pełne i miękkie, o wiele bardziej niż Kise. Nie smakowały namiętnością i tym specyficznym uczuciem, którym darzył go blondyn, te były raczej jak pocałunek róży. Delikatny jak jej płatki i jednocześnie kłujący niczym jej kolce.
- Będę czekać - szepnęła, cofając się kilka kroków. Uśmiechnęła się ostatni raz, odwróciła od niego i odeszła wolnym krokiem.
A tuż za nią podążył milczący do tej pory wiatr, znów psotliwie bawiąc się jej włosami.
***
Mistrz Akashi, jak można było spodziewać się po jego wszystkowidzących wzroku, od razu spostrzeł, że Aomine nie jest sobą. Chłopak siedział przed nim ze smętnym spojrzeniem wbitym w podłogę, milczał.
Akashi westchnął cicho, zamykając oczy.
- Cóż cię trapi, moje dziecko?- zapytał delikatnie.
- Uhm...- Aomine przełknął ślinę.- To... nic takiego. Chociaż nie... jednak coś poważnego. Bardzo poważnego.
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć - rzekł spokojnie Mistrz, upijając łyk herbaty, którą przyniósł im Kagami. Kise został zaproszony przez Kuroko do dojo, jako asystent w wieczornych ćwiczeniach.- Nawet jeśli nie będę w stanie ci pomóc, to chociaż wysłucham, co leży ci na sercu. A widzę, że tak jest, i z pewnością jest to coś wyjątkowo ciężkiego. Zadaj więc sobie pytanie, czy udźwigniesz to sam?
Ciemnoskóry samuraj spojrzał na niego ze smutkiem w oczach, zaciskając szczęki. Następnie znów spuścił wzrok na podłogę.
- Satsuki... powiedziała, że mnie kocha - bąknął.
- Ah, więc w końcu to zrobiła.- Akashi uśmiechnął się lekko.
- Co Mistrz mówił?
- Nic, nic - odparł, machnąwszy dłonią.- To rzeczywiście sprawa wielkiej wagi - dodał, wstając i podchodząc do niewielkiego kufra. Otworzył go i wyciągnął z jego wnętrza sporej wielkości białą butelkę oraz dwie małe miseczki. Ustawił je na stoliku między nimi, na środku stawiając kształtną butelkę.
- Mistrzu...- zaczął niepewnie Aomine, marszcząc lekko brwi.
- Daj spokój, nikt się nie dowie.- Mistrz Akashi uśmiechnął się, rozbawiony, po czym przelał trunek do miseczek.- Myślę, że sytuacja tego wymaga.
- Nie mogę jeszcze pić - westchnął Daiki.
- Jak mówiłem: nikt się nie dowie. Przecież nie będę rozpowiadał, że upiłem własnego podopiecznego! To uwłaczyłoby mej godności.
- Twoje argumenty nie są zbyt przekonujące, sensei - mruknął ciemnoskóry, jednak odebrał od Mistrza podane mu naczynie.- Byle nie za dużo...
- Nie lubię pić sam - wyjaśnił Mistrz Akashi, poczym wypił zawartość swojej miseczki, by następnie ponownie ją napełnił.- Atsushi już padł, a nie wypada mi prosić o towarzystwo Momoi-sama.
- Doprawdy, podziwiam twoją wytrzymałość.- Aomine uśmiechnął się lekko, próbując sake.
- I jak?- zapytał Akashi z nieskrywaną ciekawością.
- Nie jest zła...- Daiki skrzywił się lekko.- Ale pewnie nie będę przepadał za nią tak, jak ty, Mistrzu.
- Nie przesadzaj, już tak bardzo jej nie uwielbiam.- Akashi uśmiechnął się lekko.- Hmm. Musiałeś być zaskoczony, kiedy Satsuki wyznała ci swoje uczucia?
- Tak... Nawet sobie Mistrz nie wyobraża, jak bardzo - mruknął chłopak. Popatrzył na swoją miseczkę, po czym wypił jej zawartość za jednym łykiem. Akashi dolał mu trunku.- Nie miałem pojęcia, że ona... ona nawet wiedziała, że ją kiedyś podglądałem!
- Wszyscy o tym wiedzieli.- Akashi skinął głową.
- Ha?!
- Nie przejmuj się tym, mało kto to teraz pamięta.- Mistrz machnął lekceważąco ręką, po czym napił się znowu.- No, jak zareagowałeś?
- N-nijak - bąknął Daiki.- Po prostu... nie miałem pojęcia, co zrobić, ani co powiedzieć. Tylko stałem i patrzyłem na nią, a ona...
- A ona?- Akashi starał się jak mógł, by nie okazać zbyt dużego zainteresowania, choć prawdą było, że był niesamowicie podekscytowany relacjami swojego byłego ucznia.
- Po... - Aomine przygryzł wargę, nie będąc pewien, czy powinien to powiedzieć. Akashi zacisnął lekko ust i pospiesznie dolał mu sake. Kiedy ciemnoskóry wypił je natychmiast, w końcu dokończył zdanie:- Pocałowała mnie...
Akashi spojrzał na niego, zaskoczony. Ledwie powstrzymał się od poproszenia go o szczegóły.
- Mówiła, że to trwa od dawna, że chce ze mną wyruszyć i jest gotowa poświęcić dla mnie wszystko - mówił Aomine smętnym głosem.
- A ty...?
- Co ja?- Daiki spojrzał na niego, nierozumiejąc.
- Co zamierzasz?
- Skąd mam to wiedzieć?- westchnął Aomine, marszcząc brwi.- Mistrzu, czy ty byłeś kiedyś w podobnej sytuacji, co moja? Czy dziewczyna, z którą przyjaźniłeś się od wielu lat, nagle wyznała ci miłość?
- Nie - przyznał Akashi.- Przyjaźniłem się tylko z Momoi-sama, a ona zawsze była zakochana w swoim świętej pamięci mężu.
- A czy ty ją kochasz?- zaciekawił się Aomine.
Akashi uśmiechnął się cierpliwie.
- Skąd takie pytanie?
- No bo... dziś spędziliście ze sobą pół dnia, jak nie więcej.
- Nawet z kobietami mam jakieś interesy, zwłaszcza z Momoi-sama.- Akashi zaśmiał się lekko.- Odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie kocham jej. Łączą nas tylko więzi przyjaźni, nic więcej. W swoim życiu kochałem tylko dwie kobiety, które odeszły już dawno temu: matkę i żonę.
- A teraz Mistrz nie ma nikogo na boku?- zapytał cicho Aomine.
- Widzę, że śmiało sobie poczynasz po ledwie kilku miseczkach - powiedział Akashi, jednak bez złości, uśmiechając się tylko łagodnie.- Pozwól jednak, że zachowam w sekrecie tę sferę mojego życia.
- Przepraszam, nie chciałem...
- Nie musisz przepraszać - rzekł Akashi, napiwszy się sake.- Aczkowiek wygląda na to, że odbiegamy od tematu. W końcu mówimy o tobie i Satsuki. Nie chcesz usłyszeć porady?
- Nie pogardziłbym jakąś.- Daiki uśmiechnął się krzywo.
- Zanim spróbuję ci pomóc, chciałbym wiedzieć, czy czujesz coś konkretnego do twojej przyjaciółki. Zawsze byliście w całkiem bliskich stosunkach, można by wręcz przypuścić, że za dziecka bardzo ci się podobała.
- Cóż, no...- Aomine zarumienił się lekko.- Zawsze była ładna i miała większy biust od innych, to normalne, że mnie pociągała, ale... raczej nigdy nie wyobrażałem sobie, bym mógł być z nią... w takim sensie.
- A co czujesz teraz, patrząc na nią?
- Nic się nie zmieniło.- Wzruszył ramionami, poczym sam nalał sobie trunku. Akashi uniósł lekko brew, rozbawiony, jednak nie odezwał się.- Nadal jest ładna, i nadal ma duże piersi. No dobrze, są znacznie większe niż kiedyś... Ale poza tym nic się nie zmieniło.
- Rozumiem. A gdybyś spróbował?
- Spróbował?- Aomine spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Zwykle w takich sytuacjach ludzie próbują pobyć ze sobą, jeśli nie wiedzie im się dobrze: rozstają się, jeśli zaś są razem szczęśliwi, nie przerywają tego.
- Ale ja...- Daiki spuścił wzrok.- T-tak jakby mam już kogoś... z kim ch-chciałbym tak... no, wie Mistrz.
Akashi spojrzał na niego uważnie, poczym ponownie rozlał alkohol do miseczek. Teraz to już w ogóle chłopak go zaciekawił.
- Mów, Aomine - powiedział łagodnie.- Wysłucham cię, jestem tu dla ciebie.
- A-ale ja...- Ciemnoskóry spłonął rumieńcem.- T-to nie jest coś, o czym powinienem m-mówić...
- Nie ufasz mi?
- Oczywiście, że ufam!
- Więc czego się obawiasz?
- Ż-że... że będzie Mistrz na mnie zły - dokończył szeptem.
- Czy kiedykolwiek byłem na ciebie zły?- Akashi zmarszczył brwi.- Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek na ciebie krzyczał, czy, co gorsza, podniósł na ciebie rękę. A okazji było wiele, bo do grzecznych z pewnością nie należałeś.
- Teraz to inna sprawa! Jestem dorosły i...
- Nadal jesteś Aomine Daikim - mruknął Akashi, wypijając kolejną miseczkę sake.- Jeśli nie chcesz, nie mów, ale moim skromnym zdaniem lepiej jest pewne rzeczy z siebie wyrzucić.
Aomine zagryzł wargę, nadal do końca nie będąc pewnym, czy powinien mówić Mistrzowi o swoich uczuciach do Kise. Oczywiście, ufał mu i wierzył, że nikomu nie powie, ale czy nie ze złości się, słysząc, iż dobiera się do jednego z jego uczniów?
Niby uczeń ten lada moment ma odejść, ale jednak...
- Chodzi o Kise - wymruczał nieśmiało, spoglądając na Akashiego.
- Ah tak?- Mistrz podparł podbródek dłonią, patrząc na niego łagodnie.- Zawróciłeś mu w głowie, co?
- P-proszę?
- Mówił mi o tym.- Akashi uśmiechnął się do niego.- Że spotkaliście się dziesięć lat temu i jest szczęśliwy, że może poznać cię bliżej. Doprawdy, nigdy nie widziałem nikogo, kto by z tak wielkim entuzjazmem o kimś opowiadał, nieważne, czy byłby jego wzorem do naśladowania, czy nie.
- Ehm... m-mówił coś konkretnego?- bąknął Daiki.
- Co masz na myśli?
- No, że... zaprzyjaźniliśmy się... czy coś.
- Hmm, no tak. Mówił, że się zbliżyliście. Czyżbyś go sobie przypomniał?
- Nie, za cholerę go nie pamiętam - westchnął Aomine, zapominając o kulturze słowa. Akashi nie skomentował tego jednak, rozumiejąc, że chłopak zaczyna być najzwyczajniej w świecie pijany.
- Ale jednak go polubiłeś?
- No... tak.- Skinął głową.- Czasem bywał irytujący, ale... chyba naprawdę za mną przepada i tak jakoś... przyzwyczaiłem się do niego. Poza tym, naprawdę chcę pomóc.
- Niezmiernie mnie to cieszy, ale obawiam się, że nadal nie rozumiem, co Ryouta ma wspólnego z wyznaniem Satsuki?- skłamał Akashi, zaczynając już podejrzewać, o co chodzi.
- No bo... my tak jakby... no, wie Mistrz.
- Nie mam pojęcia.
- Na pewno Mistrz wie!
- Niestety nie.
- No, Mistrzu, na pewno wiesz, o co mi chodzi!
- Uwierz mi, Aomine, jestem głupi jak drewniany sandał.
- Oh, Mistrzu...
- Po prostu to powiedz.
- Kocham go...- jęknął Aomine, kryjąc twarz w dłoniach.
Akashi westchnął, wywracając oczami. W końcu się do tego przyznał.
- I bałeś się, że to potępię?
- Przecież jesteśmy mężczyznami!- wykrzyknął gorączkowo Aomine.- Oboje jesteśmy mężczyznami, a mimo to całowaliśmy się i, i, i dotykaliśmy, i, i, i Kise nawet mi... o-on mnie... on zrobił mi... no, wie Mistrz...
- Tak, tym razem wiem - powiedział rozbawiony, nie chcąc już bardziej go zawstydzać.
- Nie obrzydza to Mistrza?- zapytał cicho Aomine.
- Oczywiście, że nie.- Akashi uśmiechnął się lekko.- No dobrze, znam twoją tajemnicę, więc wyjawię ci moją. Pytałeś, czy mam kogoś na boku. Owszem, mam. Śpi tuż za ścianą za twoimi plecami.
- Eh?!- Aomine odwrócił głowę, jakby spodziewał się ujrzeć tam kochankę Akashiego.- A-ale... z tego co wiem, tam jest pokój Mistrza Mura...- Umilkł, a potem spojrzał szeroko otwartymi oczami na Akashiego, który obserwował go z nieukrywanym rozbawieniem.- To Mistrz też...?
- Też?- Uniósł lekko brew.- Ah, chodzi ci o Kagamiego i Kuroko? Racja, kto by się spodziewał... Tygrys w oazie spokoju...
- Mistrz o nich wie?
- Od samego początku.- Skinął głową.- Jestem opiekunem tej świątyni. Wiem o wszystkim, co się tutaj dzieje.
- Boję się zapytać, jak...
- Więc nie pytaj - poradził Akashi z westchnieniem.- No dobrze, a więc mamy jaśniejszą sprawę. Satsuki cię kocha, a ty z wzajemnością kochasz Kise. W dodatku planujesz z nim wyruszyć w podróż.
- Tak...- Aomine skinął głową.- Właśnie, bo ja... bo Kise... chce wyruszyć szybciej. Właśnie po to do Mistrza przyszedłem. Nie wiem, co robić... obiecałem Mistrzowi, że zostanę na kilka dni, ale z drugiej strony chcę już szukać Białego Kła, poza tym Kise i jego przyszła walka...- Aomine czknął głośno, podrygując ramionami. Westchnął, przecierając dłonią oczy.
- Chyba już ci wystarczy - mruknął Akashi, odsuwając od niego butelkę, po którą już sięgał.- Jeśli mam byś z tobą szczery, możesz być pewien, że jakąkolwiek decyzję podejmiesz, zaakceptuję ją. Skoro kochasz Kise i chcesz z nim być, to nie będę oponował. Jeśli jednak jutro rano stwierdzisz, że chcesz spędzić z Satsuki resztę życia, również cię nie zatrzymam. Idź za głosem serca, Aomine. Nie poczuję się urażony, jeśli odejdziecie choćby za dziesięć minut. Jeśli jesteś szczęśliwy, to i ja jestem.
- Naprawdę, Mistrzu?- szepnął Aomine.
- Nie rozklejaj się, jesteś na to za duży - westchnął Akashi, wstając.- Wątpię, byś był w stanie samodzielnie dotrzeć do swojego pokoju, więc prześpij się tutaj.
Aomine skinął tylko głową. Robiło mu się gorąco, powoli też zaczynało mu się kręcić w głowie i sam był przekonany, że nie będzie w stanie choćby ustać na nogach.
Patrzył, jak Mistrz Akashi rozkłada dla niego futon i z jakiegoś powodu poczuł tylko większe wzruszenie. Momoi-sama, Mistrz Murasakibara, jego przyjaciele... wszyscy w pewnym stopniu o niego dbali, jedni bardziej, drudzy mniej... ale jeśli chodziło o Mistrza Akashiego, był on niezastąpiony.
- Dziękuję, Mistrzu - mruknął, kiedy już mógł położyć się na miękkim materacu.- Mistrzu?
- Tak?- Akashi przysiadł obok niego.
- Przyjaźniłeś się z moim ojcem, prawda?
- Zgadza się.- Skinął z uśmiechem głową.
- Tęsknisz za nim?
- Oczywiście.
- Ja też za nim tęsknię - westchnął Daiki.- Kocham cię, Mistrzu...
Akashi parsknął śmiechem, szybko zasłaniając usta dłonią.
- C-co w tym śmiesznego?!- burknął Aomine, rumieniąc się.
- Przepraszam...- zaśmiał się Akashi.- Nie spodziewałem się takiego nagłego wyznania miłości!
- Ale to taka miłość, jak... jak właśnie syna do ojca!
- Rozumiem.- Akashi otarł łezki w kącikach oczu i uśmiechnął się do Daikiego.- Ja też cię kocham, Daiki. Śpij już, zanim rozbawisz mnie na śmierć...
- Jesteś okropny... Mistrzu...- wymamrotał Aomine, zamykając oczy i marszcząc brwi.
Lecz jednak nie cofnął słów. Akashi westchnął cicho, z łagodnym uśmiechem na twarzy głaszcząc jego włosy. Wpatrywał się z twarz ciemnoskórego, która powoli przybierała spokojny wyraz. Po chwili Aomine spał już twardym, mocnym snem.
***
Rankiem ciemnoskóry obudził się z pulsującym bólem głowy, jednak okazało się, że Akashi wcześniej zlecił Kagamimu przygotowanie mikstury na dolegliwości związane z przedobrzeniem z sake, dzięki której mógł poczuć się o niebo lepiej. Oczywiście, Mistrz Murasakibara również takową otrzymał.
Najbardziej stanem Aomine niepokoił się Kise. Wpatrywał się w niego badawczym spojrzeniem, jakby bał się, że chłopak nieoczekiwanie na niego zwymiotuje. Nawet wiadomość, że popołudniu mogą opuścić świątynię nie przyniosła mu szczególnej radości.
- Dobrze się czujesz?- zapytał, kiedy szykowali się do opuszczenia tego miejsca, którego obaj w myślach nazywali domem.
- Tak, jest znacznie lepiej - westchnął.- Dobrze, że odchodzimy! Nigdy więcej nie dam się namówić Mistrzowi na picie sake... "Nikomu nie powiem", jasne! Jasne, że nikomu nie powie, skoro wszyscy sami się zorientują!- burczał pod nosem.
- Dlaczego tyle wypiłeś?
- Yy... no, wiesz, było sporo tematów - mruknął w odpowiedzi.
- Mistrz powiedział mi dziś rano, bym pilnował cię, żebyś nie oglądał się za piersiami kobiet. Nie będziesz tego robił, prawda?- Kise zrobił obrażoną minę.
- Ha?!- Aomine spojrzał na niego z przerażeniem.- Po... powiedział ci tak?!
- Wygląda na to, że sam nas zdradziłeś.- Kise uśmiechnął się znacząco.- Przynajmniej wiem, że muszę ci podać sake, jeśli będę chciał się czegoś od ciebie dowiedzieć, Aominecchi.
- T-to był pierwszy i ostatni raz! Nigdy więcej nie ruszę alkoholu!
- Dai-chan?- rozległ się cichy głos zza shoji.
Kise spojrzał na nie, przerażony, Aomine westchnął zaś ciężko.
- Zostawisz nas samych?- mruknął do Ryouty.
- A-ale...
- No i co tak panikujesz? Idź pożegnać się z Kuroko i Kagamim, zaraz wyruszamy.
Blondyn przez chwilę patrzył na niego niepewnie, ale w końcu skinął powoli głową i rozsunął shoji. Nie spojrzał na Satsuki, która za nimi stała, nie odezwał się. Odszedł cicho, a dziewczyna weszła do środka.
- Słyszałam, że przyspieszasz swoją "wyprawę" - powiedziała z uśmiechem.
- Taa, Kise prosi, żeby zacząć go już teraz uczyć- odparł, odwracając się do niej. Westchnął lekko, przecierając dłonią kark.- Co do wczoraj...
- Potrzebujesz czasu, wiem.- Uśmiechnęła się szerzej.- Mam nadzieję, że kiedy wrócisz...
- Zaczekaj, Satsuki, to nie tak...- powiedział łagodnie.
Umilkła i wpatrzyła się w niego. Jej uśmiech wyglądał, jakby ktoś przykleił jej go do twarzy. Czekała.
- Bardzo zaskoczyłaś mnie tym, co wczoraj powiedziałaś - zaczął cicho Daiki.- Nigdy bym się nie spodziewał, że taka piękna dziewczyna jak ty zwróci uwagę na kogoś takiego, jak ja. I nie, nie patrz tak na mnie... nie mówię tego, żeby cię pocieszyć, czy coś. Naprawdę uważam, że jesteś piękna. Zawsze tak uważałem. Nie tylko ja, zresztą. Kiyoshi, Midorima, Takao... no, może on to akurat kiepski przykład, ale...- Uśmiechnął się, kiedy Satsuki zaśmiała się krótko, mimo pojawiających się w jej oczach łez.- Ale wszyscy uważaliśmy cię za najładniejszą dziewczynę w okolicy. I to nie tak, że mnie irytujesz, czy denerwujesz... Nigdy tak nie było. Zawsze byłem ci wdzięczny za twoją troskę i za to, że się o mnie martwisz. W końcu nie bez powodu...- To mówiąc, ściągnął z szyi sznurek, do którego przywiązany był niewielki woreczek. Położył go na dłoni i rozwinął ostrożnie. Kiedy jego materiał opadł, Satsuki otworzyła szerzej oczy. Zasłoniła usta dłonią, nie mogąc powstrzymać łez, które zaczęły spływać po jej policzkach.- Nie bez powodu to noszę, nie?- zapytał z uśmiechem, patrząc niemalże z czułością na trzymany przez niego pukiel różowych włosów.- Jak widzisz, Satsuki, to nie tak, że jesteś daleko ode mnie. Przeciwnie. Ty zawsze jesteś tuż obok. Dziękuję ci za to.- Zamknął na moment oczy, a potem otworzył je i starannie ukrył swój mały skarb w zawiniątku, które następnie znów przewiesił na szyi.- Przepraszam, Satsuki. Jest już ktoś, kogo kocham. Jesteśmy pewni swoich uczuć i chcemy ze sobą być, jak tylko to wszystko się skończy. Satsuki?
- Przepraszam, Dai-chan - załkała dziewczyna, szybko ocierając oczy i odwracając się od niego.- G-głupia ja... niepotrzebnie tak długo z tym zwklekałam... nie przejmuj się, Dai-chan! Proszę, idź już... powodzenia... powodzenia z twoją ukochaną i z szukaniem Białego Kła... mam nadzieję, że ci się uda...
- Dziękuję - szepnął Aomine, zaciskając usta. Ruszył ku drzwiom, kiedy zatrzymał go głos Satsuki.
- Dai-chan?- Nadal na niego nie spojrzała.
- Tak?
- Proszę... nie wyrzucaj tego, dobrze? Ja... nadal chcę zawsze być przy tobie.
Odruchowo dotknął woreczek, przycisnął go do serca. Jego szczęka zadrżała, ale udało mu się powstrzymać od okazania słabości.
- Nigdy tego nie zrobię - szepnął.- Dziękuję ci, Satsuki. Za wszystko.
Ruszył szybkim krokiem w kierunku dziedzińca. Tylko raz pociągnął nosem, tylko raz zamrugał, tylko raz wziął głęboki oddech.
Będzie silny.
Dla niej i dla wszystkich tych, którzy podzielali jej uczucia.
Kise czekał już na niego na dziedzińcu, w towarzystkie Mistrzów, Momoi-sama, Kagamiego i Kuroko. Podszedł do nich, uśmiechnął się lekko, skinął głową Akashiemu, lecz ten nie dał po sobie nic poznać.
- Do zobaczenia, Mine-chin - mruknął Mistrz Murasakibara.- Powodzenia w szukaniu pecha.
- Dziękuję, Mistrzu - westchnął.
- Dobrej drogi, Daiki.- Momoi-sama podeszła do niego i przytuliła go do siebie. Uścisk, jakim go obdarzyła, wiele mu powiedział.- Obyś spełnił swoje marzenia, moje dziecko.
- Oh, wypraszam sobie, Momoi-sama, to mnie Aomine wyznał wczoraj synowskie uczucia - powiedział Akashi z uśmiechem.
- I powoli zaczynam tego żałować - westchnął ciemnoskóry, jednak uśmiechnął się do swojego Mistrza.- Wkrótce ponownie was odwiedzimy, wówczas poznacie niejakie Kise Ryoute, przywódcę Klanu Kise.
- Taką żywię nadzieję - odparł Akashi i zwrócił się do blondyna.- Wbrew pozorom, Aomine nadal jest dzieckiem, więc miej, proszę, na niego oko.
- Tak, Mistrzu!- Kise ukłonił się nisko.- Zastosuję się do wszystkich twoich rad!
- Rad?- Aomine zmarszczył brwi, patrząc podejrzliwie to na jednego to na drugiego, jednak ci unikali jego wzroku.- Mi-Mistrzu? Kise?! O czym ja nie wiem?!
- Głodny jestem, idę coś zjeść - mruknął Mistrz Murasakibara, odwracając się.- Jeśli zginiesz w swojej walce, Mine-chin, to znajdę cię i zabiję~ Dwa razy...
- Do zobaczenia, Aomine-kun - powiedział Kuroko.- Mam nadzieję, że kiedy wrócisz, to raczysz dotrzymać obietnicy i potrenujesz ze mną.
- Yyy...- Aomine spojrzał na niego niepewnie.- P-przepraszam za to...
- W porządku.- Tetsuya uśmiechnął się do niego.- Rozumiem, że są sprawy wyższej wagi. Tylko pamiętaj, że jeśli umrzesz, nie wezmę sobie ciebie za Mistrza.
- ... mówisz poważnie, czy żartujesz, bo twoja twarz mi tego nie mówi?
Kuroko milczał, wpatrując się w niego.
- Będziemy na was czekać - powiedział Kagami, klepiąc go po ramieniu.- Ugotuję dla was coś smacznego, kiedy tylko wrócicie.
- Dziękujemy - rzekł Kise z uroczym uśmiechem na twarzy. Aomine zastanawiał się, czy blondym nie czuje się przypadkiem jak świeżo poślubiona żona... Bo właśnie tak wyglądała jego mina.
- No, to ruszamy - westchnął ciężko.- Dziękujemy za gościnę i waszą troskę.- Obaj skłonili się przed nimi nisko.- Do zobaczenia.
- Uważajcie na siebie, kochani - powiedział Mistrz Akashi, wahlując sobie twarz swym ozdobnym wahlarzem.- Informujcie nas od czasu do czasu, jak wam się wiedzie.
Aomine zarumienił się, ale skinął posłusznie głową. Spojrzał znacząco na Kise, poczym razem z nim przekroczył bramy świątyni. Ruszyli piaszczystą drogą w kierunku miasta.
- Pożegnanie było naprawdę miłe!- westchnął Kise, ocierając łezkę, która zakręciła mu się w oku.- Będę za nimi tęsknił!
- To nie pierwszy raz, kiedy żegnali mnie w ten sposób - przyznał Aomine z uśmiechem.- Ale faktycznie, jakoś tak czuję, że będę za nimi tęsknił bardziej, niż kiedyś.
Kise spojrzał na niego uważnie, przygryzając lekko wargę. Trącił nieśmiało palcami jego dłoń, a kiedy ten spojrzał na niego, uśmiechnął się delikatnie.
- Mimo wszystko, cieszę się, że jesteśmy razem - powiedział cicho.
Jego serce zabiło mocniej, kiedy ciemnoskóry samuraj odpowiedział uśmiechem.
- Ja też się cieszę, Kise. No i wiesz... tego...- dodał, rumieniąc się i drapiąc nerwowo po głowie.- To... to dopiero początek, nie?
- Tak!- zawołał ze śmiechem, co tak zaskoczyło Daikiego, że aż podskoczył lekko.
- N-no... ehm... kocham cię... Kise...
- Ja ciebie też, Aominecchi! Bardzo, bardzo cię kocham!
Jejku to było takie urocze <3
OdpowiedzUsuńAkashi zawstydzający Aomine <3
Jak zwykle wspaniały rozdział *-*
~Deirdre
Cudne to było *.*
OdpowiedzUsuńPijany Ahomine. Tego mi było trzeba xD
MuraAka... Nie muszę wspominać, że od początku o tym wiedzialam, prawda?
Kurczę, nie mogę się doczekać, co będzie dalej
Będąca jedyna osobą na świecie, której wyskoczyły krosty, wygladające jak malinki,
Yew S.
Jestem tu nowa na tym blogu i przeczytalam prawie wszystkie twoje prace, ale najbardziej spodobalo mi sie to opowiadanie. Jest po prostu boskie! Az nie moge wyjsc z podziwu! No zwyczajnie cud, miod i malina! Az sie rozplywam... I generalnie totalny brak slow! Zakochalam sie w twoich opowiadaniach!
OdpowiedzUsuńBede tu stala bywalczynia, nie ma bata! Spodziewaj sie, ze czesto bede wchodzic na twojego bloga. Moge czasem zapomniec o komencie, albo nie bede miala jak, ale zawsze bede czytac.
Jeej... Nie wiem co jeszcze pisac... No tyle bym chciala napisac, a brakuje mi slow...
No nic, przesylam ci zdrowka i duzo weny! Niech cie nie opuszcza...!
Zdrowka i buziaczki! :* :*
PS. Jesli ci to nie przeszkadza, to zapraszam na bloga mojej kuzynki, ktora tez pisze takie tam opowiadania z Kuroko no Basket. http://kuroko-kagami-yaoi-kuroko-no-basket.blogspot.com/?m=1 Byloby milo jakbys wpadla. Z gory dziekuje i przepraszam za spam.
UsuńWitam cieplusio na blogu! ^^ Bardzo dziękuję za przeczytanie moich opowiadań *-* No i cieszę się, że "Ostatni Samuraj" tak Ci się spodobał, ponieważ jest to opowiadanie, na które poświęciłam najwięcej czasu i uwagi :D ♥
UsuńBędę bardzo szczęśliwa mogą czytać Twoje komentarze, więc nie krępuj się i pisz nawet, jeśli zabraknie Ci słów! xD Pisz co tylko przyjdzie Ci do głowy, pochwały, uwagi, skargi - wszyściuśko :3
A na bloga na pewno zajrzę przy odrobinie czasu ( już zajrzałam i zapisałam w zakładkach, tylko na razie brak czasu czytać xD ).
Buziaczki również dla Ciebie i ciepłe przytulaski! \^.^/
Kurczę, jak nie w anime to w opowiadaniach postać Momoi doprowadza mnie do szału xD
OdpowiedzUsuńNosz ruszofa małpa wpycha się między Kisię i Daikiego!
Dobrze, że miłość pięknisia i zboczeńca zawsze wygrywa :D
Opowiadanie jak zawsze epickie, co tu dużo mówić :3