Na pytanie „kiedy przestaliśmy się dogadywać” nie byłem w stanie sobie odpowiedzieć. Fakt faktem, że nigdy nie rozumieliśmy się za dobrze, byliśmy jak ogień i woda, jak niebo i ziemia, yin i yang – on poważny i zdyscyplinowany, ja zawsze radosny i energiczny. Wszyscy znajomi cicho szeptali za naszymi plecami, że ten związek, o tyle, o ile nie ma przyszłości, o tyle nie ma najmniejszego sensu.
Ale ja zawsze byłem uparty jak osioł. Mówiłem sobie, że przecież się kochamy – a miłość jest najważniejsza, to ona jest podstawą w związku. A skoro mieliśmy tę podstawę, mieliśmy również na czym budować nasze wspólne życie. Takie właśnie było moje przekonanie i zaraziłem nim również mojego chłopaka.
Chociaż teraz, jak na to patrzę, to sprawa nie wygląda tak pozytywnie, jak ją malowałem. Co prawda ja i Midorimacchi nigdy nie rozumieliśmy się w stu procentach, często sprzeczaliśmy się o błahostki i nieporozumienia, ale dość szybko wszystko wracało do normy.
Nie byłem pewien, kiedy zaczęło się między nami psuć tak na poważnie. Kiedy przestaliśmy rozmawiać przy stole, żegnać się i witać, wychodzić wspólnie na miasto. O seksie aż wstyd by było wspomnieć. Nasze życie erotyczne zakończyło się burzliwym aktem po jednej z większych kłótni, wygasło jak gwałtownie zdmuchnięty płomień świecy, która do tej pory nie została ponownie zapalona, i tylko odrobina nadziei w moim sercu wciąż tliła się słabo, przynosząc sny i marzenia o tym, że między mną a Midorimacchim znów będzie dobrze.
Ale czy mam podstawy, żeby tak sądzić? Patrząc na Shintarou, który zakłada buty, mruczy coś cicho pod nosem i wychodzi z naszego mieszkania – czy mam prawo mówić, że znów będzie dobrze? Wiedząc, że nie pierwszy raz tak się dzieje i, z pewnością, jeszcze nie raz wyjdzie tak bez słowa, aż pewnego dnia po prostu nie wróci.
A ja zostanę sam w naszym pustym mieszkaniu, które już teraz wydaje się być opuszczone. Sam pośród czterech ścian, wśród nieżyjących przedmiotów nienależących do nikogo konkretnego, używane tylko po to, by zabić tę kotłującą się w człowieku samotność, to uczucie pustki. Stworzone wyłącznie po to, by zamienić czas oczekiwania na coś, co daje pozory użyteczności.
Jedyne, na co czekałem ja, to na powrót tych dni, w których mieszkanie wypełniała atmosfera prawdziwego domu. Na te dni, kiedy siedziałem na kanapie, tak jak teraz, ale w towarzystwie Midorimacchiego – oparty o jego ramię, przykryty kocem, oglądając nudny film. Te dni, które kończyły się ciepłym miejscem w łóżku i czułym pocałunkiem na dobranoc, w jego troskliwych objęciach.
Właśnie na to czekałem. I cicho modliłem się, by te dni wkrótce nadeszły.
*
Wolny czas spędzałem na sprzątaniu domu i gotowaniu. Midorimacchi wychodził do pracy o 11:30, wracał o 22:00, albo nawet później, także praktycznie przez cały dzień nie miałem nic innego do roboty. Wszystkie swoje prace i obowiązki kończyłem około godziny 15:00, a wtedy, po zjedzeniu obiadu, czas zaczynał mi się niemiłosiernie dłużyć.
Ukojenie znalazłem pewnego chłodnego, jesiennego dnia miesiąc temu. Przeglądając strony sklepów internetowych w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla mojego przyjaciela, natrafiłem na reklamę czatu. Z początku trochę się wahałem, nigdy nie zaglądałem na tego typu portale społecznościowe, ale w końcu zalogowałem się na stronie, pobrałem aplikację i znalazłem tam coś, co nazywało się „Pokojem dla gejów”.
Byłem tym nieco rozbawiony, ale, pomimo niewielkiej liczby zalogowanych tam użytkowników, kliknąłem właśnie tę pozycję. Z pewnością była bardziej interesująca niż pokój dla nastolatków, gdzie, mogłem się założyć o moje roczne zarobki, roiło się od starszych panów szukających wrażeń u młodych dziewcząt.
Od samego początku byłem sceptycznie nastawiony do takich internetowych znajomości. W głównym oknie czatu przewijało się kilkanaście nicków ogłaszających chęć na zbereźne zabawy w łóżku, albo romantyczny wieczór ( który z pewnością miał się zakończyć zbereźnymi zabawami w łóżku ).
Nie udzielałem się w tych rozmowach, przejrzałem jedynie listę zalogowanych użytkowników. Kilku z nich miało włączone kamerki, ale po kliknięciu z ciekawością na przypadkowo wylosowany, obiecałem sobie już nigdy tego nie robić. Siedziałem więc przed laptopem, opierając podbródek dłonią i gapiłem się w ekran, czytając kiepsko skonstruowane zdania użytkowników czatu.
Do czasu, kiedy przed oczami pojawiło mi się niewielkie okienko z napisem: „Kinshou* przesyła wiadomość”. Byłem tym tak zaskoczony, że nie miałem pojęcia, co zrobić. Serce waliło mi jak głupie, kiedy klikałem przycisk „Zobacz”, miałem wrażenie, że zaraz rozsadzi mi klatkę piersiową.
Jednak, jak się okazało, niepotrzebnie się denerwowałem. Ponieważ mężczyzna o nicku Kinshou zachowywał się grzecznie i kulturalnie. Nie zapytał mnie o to, co mam na sobie, nie zaproponował mi też cyberseksu, czy jednorazowego spotkania. Po prostu, spytał, co robię na tym czacie, co porabiam w domu i czy mam ochotę popisać.
Nigdy nie sądziłem, że z uśmiechem na twarzy będę oczekiwał zalogowania się na czat. Ja i Kinshou rozmawialiśmy ze sobą prawie codziennie, wciąż odnajdując nowe tematy, dyskutując i żartując, zwierzając się z przeróżnych momentów w naszych życiach i snując opowieści o marzeniach i planach na przyszłość.
Kinshou, podobnie jak ja, miał chłopaka, z którym przestał się dogadywać – ba, podejrzewał go nawet o romans, jednak nie mógł znaleźć żadnych dowodów. Współczułem mu z całego serca, ponieważ przez ten miesiąc, jak ze sobą pisaliśmy, zdążyłem go bardzo polubić i przyzwyczaić się do niego.
Także i tego dnia, kiedy tylko Midorimacchi wyszedł do pracy, a ja posprzątałem i ugotowałem dla nas obiad ( oczywiście, jedliśmy osobno, bo kiedy mój chłopak wracał do domu, ja już spałem ), z uśmiechem zalogowałem się na czat i z równie wielką radością spojrzałem na nick Kinshou widoczny na liście zalogowanych użytkowników.
Mitra**: Cześć! Czyżbyś miał przerwę?
Kinshou: Szczerze mówiąc, mam dziś wolne, ale nie mógłbym znieść siedzenia w towarzystwie mojego chłopaka, więc wyszedłem do kawiarenki.
Mitra: Masz tam zamiar spędzić cały dzień?!
Kinshou: Nie mam wyjścia. Może później przejdę się do centrum handlowego, albo zrobię sobie jednodniową wycieczkę za miasto.
Mitra: Wiesz, nie chcę za bardzo wtrącać się w twój związek, ale uważam, że powinieneś wrócić do domu, w takim wypadku. Rozmawiałeś ze swoim chłopakiem?
Kinshou: Nie mam odwagi.
Kinshou: Nie chcę dowiedzieć się prawdy.
Kinshou: Bo jeśli przyzna się, że ma kogoś na boku, to chyba się zabiję.
Mitra: Nie mów tak! Pogadaj z nim, na pewno wszystko się ułoży! Sam wspominałeś, że nie masz dowodów!
Kinshou: Ale mam wrażenie, że on wręcz z niecierpliwością czeka, aż wyjdę z domu. Pewnie kogoś zaprasza...
Mitra: Nie dowiesz się, dopóki nie zapytasz!
Kinshou: I niby jak mam to zrobić?
Mitra: Przede wszystkim, na spokojnie. Może idź do sklepu i kup mu jakiś drobny upominek? Wróć do domu, spędźcie ze sobą miły, romantyczny dzień i porozmawiajcie szczerze. Może on właśnie tego potrzebuje? Nie znam go, więc nie chcę oceniać. Nie twierdzę też, że to wyłącznie twoja wina, że się między wami psuje, ale myślę, że warto spróbować.
Kinshou: I to napisał mężczyzna, który sam nie ma odwagi walczyć o związek?
Przygryzłem wargę, spuszczając wzrok na klawiaturę. Czułem się strasznie głupio, bo Kinshou miał rację. Doradzałem mu coś, czego sam powinienem spróbować, jeśli chciałem zawalczyć o Midorimacchiego.
Kinshou: Przepraszam cię.
Kinshou: Nie chciałem być niegrzeczny.
Mitra: W porządku, masz rację – sam muszę się wziąć za mój związek! Proponuję, żebyśmy robili podobnie, a potem zdamy sobie nawzajem relacje. Co ty na to?
Kinshou: Jestem za, ale zacznę jutro rano. Jeśli teraz pójdę do niego z kwiatami i czekoladkami, i zastanę go w łóżku z innym... Sam rozumiesz.
Mitra: Na pewno będzie dobrze! Trzeba myśleć pozytywnie.
Kinshou: Jestem realistą :)
Mitra: W takim razie ja to zmienię :P
Mitra: No to co masz zamiar robić?
Kinshou: Właśnie zamówiłem sobie herbatę. Trochę tu posiedzę, dobrze, że mam chociaż tego laptopa.
Kinshou: A może masz ochotę się spotkać?
Gdy tylko przeczytałem tę wiadomość, moje serce oszalało. Do tej pory uznawałem nasze rozmowy za „niezobowiązujące”, ot, zwykli internetowi znajomi, nic więcej. Nie myślałem o tym, by wymienić się z nim numerem, czy tym bardziej – spotkać. Dlatego, kiedy mi to napisał, byłem zdziwiony i zaniepokojony jednocześnie.
Głupie myślenie... przecież nie mam zamiaru umówić się na randkę, prawda? To nie będzie nic złego, jeśli się z nim spotkam, nie wylądujemy przecież w łóżku...
Kinshou: Nie musimy, jeśli tego nie chcesz. Do niczego cię nie zmuszam.
Mitra: Nie mam nic przeciwko. I tak cały dzień siedzę w domu, miło będzie się z kimś spotkać i porozmawiać w cztery oczy :)
Kinshou: Świetnie, w takim razie jednak nie będę musiał samotnie błądzić po mieście :)
Podał mi adres kawiarenki, w której przesiadywał. Nie musiałem go zapisywać, znałem to miejsce, bo w czasach liceum chadzałem tam z koleżankami na słodkości. Pożegnałem się więc z nim i wyłączyłem laptopa.
Zacząłem się denerwować zanim w ogóle opuściłem swoje mieszkanie. Ubrany w ciemne dżinsy, koszulę i sweter, z zarzuconym pospiesznie jesiennym płaszczem, wyszedłem na zewnątrz. Powitały mnie jasne promienie słońca i chłodny wiatr. Przygryzłem wargę, po czym, wciskając dłonie w kieszenie, ruszyłem w kierunku umówionego miejsca.
Serce waliło mi jak młotem, zrobiło mi się dziwnie gorąco, miałem wrażenie, że naprawdę idę na randkę, w dodatku z facetem poznanym przez Internet! Wiedziałem, że Kinshou ma mniej niż 30 lat, bo jakiś czas temu dla zabawy zgadywaliśmy swój wiek, jednak nie miałem pewności, że mówi prawdę. Równie dobrze mógł mieć 60, albo 70.
Oto i jest. Kawiarenka, w której czeka na mnie Kinshou. Powiedział, że poznam go po laptopie, bo żaden z pozostałych nielicznych gości nie ma takiego przy sobie. Wolałbym, żeby powiedział mi co charakterystycznego ma na sobie, ponieważ w tym czasie, kiedy szedłem na spotkanie, mogło zjawić się nawet ośmiu mężczyzn z laptopami.
Już miałem przejść na drugą stronę ulicy, kiedy w oknie kawiarenki zobaczyłem znajomą twarz. Przystanąłem na krawędzi chodnika, z zaskoczeniem wpatrując się w Midorimacchiego, który właśnie wstał od stołu, uśmiechając się łagodnie.
I wtedy podeszła do niego wysoka, piękna kobieta o długich, ciemnych, delikatnie lokowanych włosach. Kiedy wspięła się na palce, obejmując ramionami szyję mojego chłopaka i całując go w policzek, miałem wrażenie, że całe powietrze ze mnie uleciało. Wzrok niemal natychmiast stał się zamglony przez łzy, szczęka zaczęła drżeć.
Odwróciłem się powoli i powolnym krokiem udałem się z powrotem do domu.
Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem, ale przecież oczy nie kłamią. Shintarou nie wyszedł dziś do pracy, tylko na spotkanie z tą piękną kobietą, którą tak czule objął, do której tak pięknie się uśmiechnął. Kto wie, czy to nie był pierwszy raz? Czy wielokrotnie, gdy ja szykowałem dla niego obiad, ze słabym uśmiechem starając się ułożyć zabawne buźki z jedzenia, on przebywał w zupełnie innym mieszkaniu, jadł zupełnie inny obiad i przytulał zupełnie inną osobę.
Spojrzałem w niebieskie niebo, które powoli przysłaniały granatowe, złowrogie chmury. Szedłem w ich kierunku, a te sunęły w moim, dopóki nie zetknęliśmy się ze sobą.
Dopóki Mitra nie zniknął.
*
Midorimacchi wrócił do domu przed 22:00. Wytłumaczył, że nie było już nic do roboty w szpitalu, więc wcześniej mógł skończyć zmianę. Przywitałem go spokojnymi słowami „Witaj w domu”, które we łzach ćwiczyłem cały dzień. Na zewnątrz niewzruszony, wewnątrz przybity, przeglądałem na kanapie czasopismo. Kiedy Midorimacchi przyszedł zjeść obiad do salonu, nie mogąc zmusić się do odpowiadania na jego proste, grzecznie zadane pytania, życzyłem mu smacznego i powiedziałem, że muszę się już położyć.
Ponieważ zaczęły się jesienne sesje, całe dnie spędzałem w pracy, tylko środy miałem wolne. Nie wchodziłem jednak na czat, nie miałem na to czasu. Wykończony, spałem do południa, sprzątałem do wieczora, gotowałem obiad, jadłem, a potem brałem długą kąpiel i kładłem się spać. Od następnego dnia znów zaczynała się ciężka praca, ani chwili wytchnienia.
Ja i Midorimacchi zerwaliśmy ze sobą. Bez wyrzutów, pretensji, czy kłótni – zupełnie na spokojnie, nie oskarżając się o nic, nie obwiniając za nic. Wyprowadziłem się z mieszkania, żeby Shintarou nadal miał blisko do pracy. Pojechałem na weekend do rodziców pod pretekstem odpoczynku, ale tak naprawdę musiałem gdzieś przenocować. Potem wynająłem kawalerkę, urządziłem się wygodnie i już od dwóch tygodni mieszkam tu.
Znów zacząłem pisać z Kinshou. Przeprosiłem go za moje niepojawienie się, wytłumaczyłem mu, że po drodze spotkałem mojego chłopaka z inną kobietą. Powiedział, że mnie rozumie i nie gniewa się o nic. On sam zerwał ze swoim chłopakiem. Żaden z nas nie posłuchał mojej rady i nie odbył żadnej rozmowy mającej na celu uratować związek.
I znów, dzień mijał za dniem. Ciągle tylko praca, dom, praca, dom, od czasu do czasu jakieś zakupy, a późnym wieczorem spędzanie chwil z laptopem i gorącą herbatą – przyjemne chwile wytchnienia z Kinshou, który był dla mnie jedynym wsparciem.
To było zaskakujące, jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Człowiek, którego imienia nie znałem, którego nigdy nie widziałem, stał mi się tak bliski, że zaczynałem za nim tęsknić, gdy nie dane mi było skorzystać z czatu.
Jaka wielka była moja złość, gdy pewnej nocy wyłączyli prąd, a bateria w laptopie padła... Myślałem, że oszaleję. Ale później i tak się cieszyłem – mimo mojego nagłego zniknięcia, Kinshou czekał na mnie.
Całą godzinę i trzydzieści osiem minut. Zdaje się, że kiedy ponownie się zalogowałem, było coś po trzeciej nad ranem. A ponieważ Kinshou szedł na rano do pracy, kazałem mu iść spać.
Dzięki niemu przestałem tak często rozmyślać o Midorimacchim. Oczywiście, tęskniłem za nim, nadal go kochałem. Ale nie miałem odwagi poprosić go o spotkanie, nie chciałem wtrącać się w jego nowe życie – widziałem go ponownie z tą kobietą, na mieście, wesołych, uśmiechniętych. Trzymała go pod ramię, jak na zakochaną kobietę przystało.
Ja nie znalazłem sobie nikogo nowego. Po prostu tego nie chciałem. Wystarczał mi Kinshou – tak, właśnie tak. Wystarczało mi, że mogę z nim pisać, zwierzać mu się i czytać jego długie opowieści, zawsze z uśmiechem na twarzy oczekując kolejnej.
Pewnego dnia nawet mu o tym napisałem.
Kinshou: Co masz na myśli?
Mitra: Wydaje mi się, że nie potrzebuję chłopaka. Przynajmniej nie teraz. Dobrze mi się z tobą piszę, czuję się trochę tak, jakbym znał cię od kilku lat, taka bratnia dusza. Nieciężko zauważyć, że zaskakująco dobrze się dogadujemy, no nie? :) Nie spodziewałem się znaleźć tu kogoś tak wartościowego jak ty. Ale teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym.
Długo oczekiwałem jego odpowiedzi, a kiedy w końcu nadeszła, zamiast przestraszyć się tak jak poprzednio, uśmiechnąłem się z nadzieją.
Kinshou: Mitra, spotkajmy się ponownie. Tym razem na poważnie.
Mitra: Jasne, jestem jak najbardziej chętny :) Tylko, proszę, nie w tej kawiarni co ostatnio :P Mimo wszystko, mam złe wspomnienia.
Kinshou: Może być gdziekolwiek, nie zależy mi na miejscu. Ale mam jedną prośbę.
Mitra: O co chodzi?
Kinshou: Chciałbym, żebyś potraktował to poważnie. Jako randkę.
Dopiero w tym momencie serce zabiło mi mocniej, jednak bardziej z podekscytowania, niż zdenerwowania. Przygryzłem wargę, uśmiechając się do ekranu, chwilę wahałem się z odpowiedzią. Z jednej strony kłóciła się we mnie świadomość, że minął dopiero trochę ponad miesiąc od rozstania z Midorimacchim, z drugiej zaś szalona myśl, że mam szansę zacząć jeszcze milszą znajomość z Kinshou. Bądź co bądź, naprawdę bardzo go lubiłem.
Mitra: W takim razie mamy randkę :) Gdzie, kiedy, i po czym cię poznam?
Umówiliśmy się na następny tydzień w sobotę, w mało uczęszczanym parku z niewielką, niedziałającą już fontanną. Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem zasnąć – nie tylko ja zresztą. Wyglądało na to, że nawet Kinshou jest z tego powodu uradowany.
Właśnie w tamtym momencie znów czułem się jak ten energiczny nastolatek, którym kiedyś byłem. Szczerząc się jak głupi do ekranu laptopa, śmiejąc się co chwila i wyobrażając sobie ten dzień – naszą randkę, wyglądałem zapewne jak szesnastolatek przeżywający swoją pierwszą miłość.
W dzień naszego spotkania starannie się przygotowałem. Nie liczyłem na to, że do czegoś dojdzie, zwłaszcza, że Kinshou na pewno nie był typem faceta, który pierwszą randkę chcę zakończyć seksem. Był wobec mnie poważny i naprawdę chciał spróbować bycia razem, bo czuł, że to, co nas łączy, jest czymś więcej niż internetową przyjaźnią. Sam mi to nawet napisał.
Dlatego też, idąc raźnym krokiem do parku, w moim sercu kotłowała się nadzieja, że znajdę tę odrobinę szczęścia, której pragnąłem, i że pomoże mi to zapomnieć o prawdziwej miłości mojego życia. Musiałem ruszyć na przód - tak jak Midorimacchi.
Ja i Kinshou mieliśmy spotkać się przy jedynej niewymienionej na nową ławce w parku. Znajdowała się ona w bardziej odosobnionym miejscu, za wysokimi krzewami otaczającymi fontannę. Kiedy tam zaszedłem, ktoś już na niej siedział.
Przystanąłem, z mocno bijącym sercem, czując jakby doszło do trzęsienia ziemi. Zrobiło mi się trochę słabo, jednak, przygryzając wargę, powoli podszedłem do ławki.
Dopiero wówczas dostrzegłem, kim tak naprawdę był siedzący na niej mężczyzna.
Był nim nie kto inny, a mój były chłopak, Midorimacchi Shintarou.
– Kise?- bąknął, zaskoczony, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Uhm... cześć, Midorimacchi – mruknąłem, uśmiechając się słabo.
– Ty...- zaczął niepewnie, wstając.
– Wybacz, jestem z kimś umówiony – powiedziałem cicho, unikając jego spojrzenia. Że też akurat w takim momencie musieliśmy się spotkać.
– Ja... też.- Usiadł ponownie, odsuwając się, by zrobić mi miejsce. Usiadłem więc na przeciwnym końcu ławki i rozejrzałem się w poszukiwaniu Kinshou. Jeśli tylko go zobaczę, od razu do niego pójdę! Nie chciałbym, żeby Midorimacchi był obecny przy naszym spotkaniu, nawet, jeśli już ze sobą nie byliśmy.
– Co u ciebie?- zapytał nagle cicho.
– W porządku – odparłem, zaskoczony.- A u ciebie?
– Również – westchnął, spoglądając na mnie.- Na kogo...?
– Na znajomego – przerwałem mu chłodno.
– To tak jak ja – mruknął, wciąż się we mnie wpatrując.- Kise?
– Co?
– Masz może... ochotę się przejść?
– P-przecież mówię, że na kogoś czekam!- burknąłem, rzucając mu zezłoszczone spojrzenie.
– No to poczekam, aż się zorientujesz.
– Z czym?- warknąłem, odwracając od niego głowę.
– Naprawdę jesteś idiotą – westchnął ciężko.
– Wypraszam sobie, do cholery!- krzyknąłem, patrząc na niego ze złością, ledwie hamując łzy.- Prawdziwym idiotą jesteś tutaj ty, Midorimacchi!
– Możliwe – powiedział cicho.
Umilkłem, zaskoczony jego odpowiedzią. Spodziewałem się raczej, że zacznie się wypierać i kłócić ze mną, tak jak zawsze. Widać trochę się zmienił po naszym zerwaniu.
Przez dłuższą chwilę oboje milczeliśmy. Zerkając na twarz Midorimacchiego, widziałem, że jest zamyślony. Wpatrywał się w żwirowaną ścieżkę z opuszczoną głową, kryjąc usta za czarnym szalikiem starannie owiniętym wokół szyi.
I wtedy, kiedy cisza między nami stawała się coraz bardziej napięta, Shintarou zaczął... śmiać się.
Spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Nie słyszałem tego śmiechu chyba od pół roku. Z początku tylko podrygiwał ramionami, po chwili parsknął cicho, zaczął chichotać, aż w końcu śmiał się normalnie – nie przesadnie głośno, tak zwyczajnie, naturalnie, szczerze.
– Co cię tak bawi?- zapytałem.
– Ta cała... cała ta sytuacja – zaśmiał się, ocierając kąciki oczu.
– Niby co w niej jest takiego śmiesznego?- Spuściłem głowę.- Tak cię bawi spotkanie twojego byłego chłopaka?
Niemal natychmiast uspokoił się, ale nadal delikatnie się uśmiechał.
– Przejdziemy się?
– Nie, czekam na kogoś – westchnąłem.
Midorimacchi również westchnął, ale jakoś tak ciężko, jakby ze zniecierpliwieniem. Siedziałem w jego towarzystwie już od prawie piętnastu minut, wyglądało na to, że Kinshou się spóźni. Miałem nadzieję, że ten, za kim czeka Shintarou, szybko się zjawi.
– Kise?
– Co chcesz?- Spojrzałem na niego ze złością.
– Chodźmy na randkę.
– Co?- Wydałem z siebie coś w rodzaju pisku, wytrzeszczając oczy na zielonowłosego.- Ja już jestem umówiony, ty zresztą chyba też?!
– Tak, ale osoba, za którą czekam, już przyszła.
– I niby gdzie ona jest?- zapytałem niegrzecznie, rozglądając się w poszukiwaniu tej pięknej ciemnowłosej kobiety, z którą go nakryłem.
– Siedzi obok mnie – odpowiedział dobitnie.
Popatrzyłem na niego, mrugając, a po chwili zmrużyłem oczy.
– Śledziłeś mnie? To jakaś zasadzka?
Westchnął ciężko, zamykając oczy, jego głowa opadła bezradnie na piersi. Znów wlepił we mnie wzrok, marszcząc gniewnie brwi.
– Chyba nie zrozumiesz, dopóki nie uświadomię cię, jak należy.
– O czym?
– To na mnie czekasz.
– Nieprawda! Czekam na...!
– Na Kinshou!- warknął ze złością.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
– Skąd znasz Kinshou?- bąknąłem.
– Ja nim jestem, Kise!- jęknął.- To ja jestem Kinshou! A ty jesteś Mitra! Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale powinieneś się zorientować, jak tylko mnie tu zobaczyłeś! To nie mógł być przypadek, że spotkaliśmy się w tym samym miejscu, w tym samym dniu i o tej samej porze, i AKURAT oboje na kogoś czekamy!
– Nie, to niemożliwe...- szepnąłem ze łzami w oczach, kręcąc głową.- Nie możesz być Kinshou, Kinshou i ja dobrze się dogadujemy, świetnie mnie rozumie, a... a ja rozumiem jego i... i...
– Sam jestem tym zaskoczony, ale dowodem na to, że to prawda, jest chociażby twoja reakcja!
– Nie...- jęknąłem, kręcąc głową i wstając powoli.- Nie, Midorimacchi! To niemożliwe, bo przestaliśmy się dogadywać już dawno temu...! Dlaczego z tobą jako Kinshou miałbym się dogadywać?
– Może dlatego, że pierwszy raz od dawna mogliśmy ze sobą szczerze porozmawiać?- Shintarou wstał i ruszył w moją stronę.- Opowiadaliśmy sobie o rzeczach, o których nie mieliśmy odwagi powiedzieć sobie w oczy... to naturalne, czasem dobrze jest się anonimowo wygadać...
– Nie wierzę w to...- szepnąłem, cofając się powoli w kierunku fontanny. Midorimacchi podszedł do mnie szybko i chwycił za ramię, przyciągając do siebie. Przytulił mnie, jak dawniej, trzymając w objęciach mocno, ale i jednocześnie delikatnie.- Nie wierzę w to, Midorimacchi...
– Mnie też trudno w to uwierzyć, ale wygląda na to, że to prawda. Że przez cały czas rozmawialiśmy ze sobą, że... poznawaliśmy się na nowo – mruknął.
– Ale... ale ty przecież...- załkałem cicho, obejmując go w słabym uścisku.- Widziałem... wiem, co widziałem...
– Co?- Spojrzał na mnie, odgarniając moje włosy z twarzy.- O czym mówisz?
– Ta kobieta... w kawiarni... obejmowałeś ją!
– W kawiarni?- Zmarszczył lekko brwi.- Chodzi ci o ten dzień, kiedy miałem wolne, tak? Głupku – westchnął ciężko, opierając się czołem o moje czoło.- To była pacjentka, którą operowałem. Kiedy została wypisana ze szpitala, ja akurat miałem urlop, więc nie mogła mi osobiście podziękować. Spotkaliśmy się przypadkiem... tak, wiem, przytuliliśmy się, ale musisz zrozumieć... ona była naprawdę ciężkim przypadkiem. To cud, że udało mi się uratować jej życie... była mi bardzo wdzięczna, bo samotnie wychowuje trójkę dzieci, nie chciała ich zostawiać... proszę, zrozum, Ryouta. Nic mnie z nią nie łączyło, nic a nic... ja kocham tylko ciebie.
Rozpłakałem się w jego ramionach zupełnie, ledwie łapiąc oddech. Nie wiedziałem, czy byłem szczęśliwy z tego, co usłyszałem, czy zrozpaczony faktem, że przez prawie dwa miesiące żyłem bez Midorimacchiego przy boku, tylko dlatego, że niesłusznie sądziłem go o niewierność.
– Nie płacz – szepnął Shintarou, gładząc delikatnie moje włosy.- Teraz już wszystko będzie dobrze, prawda? Możemy zacząć od nowa?
– Boję się...- jęknąłem.- Boję się, że znów przestaniemy się rozumieć...
– A ja niczego się już nie obawiam – powiedział cicho, po czym pocałował mnie delikatnie, z uczuciem.- Nawet jeśli się pokłócimy, to ja wciąż mam Mitrę, a ty masz Kinshou, prawda? Oni są dowodem na to, że zawsze się rozumieliśmy. Jestem pewien, że pomogą nam w każdej sytuacji. Nie mam zamiaru drugi raz pozwolić ci odejść.
– Ale... ale...
Uciszył mnie pocałunkiem, tym razem głębszym, bardziej intensywnym, jakby chciał mi pokazać, że naprawdę nie mam się czego obawiać, że już nic złego się nie przydarzy. Odpowiedziałem na niego, przytulając się do niego mocniej, nie dbając o to, że jesteśmy w miejscu publicznym. Liczył się tylko on i ja, wolni od nieporozumień i pozbawieni samotności, której nienawidziliśmy.
– Kocham cię – szepnął Midorimacchi, gładząc mnie po policzku, ocierając z nich słone łzy.
– Ja ciebie też – odparłem cicho i uśmiechnąłem się słabo.- Bardzo, bardzo cię kocham, Midorimacchi.
– Wracajmy do domu – powiedział, znów mnie przytulając.- Stęskniłem się za tobą.
– Ale moje rzeczy...
– Wieczorem je przewieziemy. Jestem głodny, pojedźmy do naszego mieszkania i zróbmy razem obiad. Pomogę ci, chociaż nie jestem w tym dobry.
– Jesteś wręcz fatalny – zaśmiałem się, a on zarumienił delikatnie.
– Po-postaram się tym razem, nanodayo!- warknął.
– Dobrze.- Uśmiechnąłem się do niego, ocierając resztki łez.- Wracajmy, Midorimacchi. Do naszego domu.
*
I znów, tak jak i poprzednio, dni mijały jeden za drugim, jednak coś się w nich zmieniło. Mieszkanie, do którego wróciłem, znów wypełniał smakowity zapach obiadu i przyjemna, rodzinna atmosfera. Przemalowaliśmy ściany, co miało być oznaką nowego wspólnego życia, i choć nasza codzienna rutyna się nie zmieniła – praca, dom, praca, dom – to wieczorami znów zasypiałem w ciepłych objęciach mojego chłopaka, znów całował mnie na dobranoc, i pocałunkiem budził następnego dnia. Spędzaliśmy ze sobą wolny czas, kochaliśmy się jak dawniej, wypełniając sypialnię odgłosami śmiechu i przyjemności, jednak przede wszystkim, o wiele lepiej się dogadywaliśmy – dzięki Mitrze i Kinshou. Nadal pisaliśmy ze sobą, kiedy miałem wolne, a Shintarou miał przerwę w pracy. Czasem nawet leżąc obok siebie w łóżku, wchodziliśmy na czat i pisaliśmy ze sobą tak jakbyśmy wcale nie wiedzieli, kim naprawdę jest osoba po drugiej stronie ekranu.
Ale, szczerze mówiąc, bardzo mi się to podobało. W końcu wróciły do mnie te dni, których tak oczekiwałem z utęsknieniem, o które modliłem się do Boga. A wraz z nimi przyszło jeszcze coś, coś wyjątkowego, czego nie mogłem nazwać, jednak wiedziałem, że z pewnością nie pozwolę temu odejść.
Już nic nie zabierze mi tych wyjątkowych dni.
The End
Kinshou: Kocham cię.
Mitra: Ja ciebie też ♥
* Kinshou – Złoty Generał; nazwa pionka w grze shogi
** Mitra – bóstwo solarne w mitologii indoirańskiej ( no bo Kisia to takie słoneczko ^^ A Amaterasu za bardzo kojarzy się z Naruto :P )
*krzesło nienawiści*
OdpowiedzUsuń
Usuń*oddaje tęczowego rzyga*
Matko, tyle słodyczy.... to zbyt wiele, jak dla mnie, to nie na mój organizm.... Naprawdę, cieszę się, że to nie było dłuższe, bo pewnie utonęłabym w tej fali cukru i CLD zniknęłaby z powierzchni świata, a przynajmniej trafiłaby do psychiatryka.
No ale o tym może zaraz, najpierw błędy;
1) 'Na te dni, kiedy siedziałem na kanapie, tak jak teraz, ale w towarzystwie Midorimacchiego – oparty o jego ramię, przykryci kocem, oglądając nudny film.' - w całym tym zdaniu podmiotem jest Kise, więc powinno być 'przykryty kocem', a nie 'przykryci'.
2) 'tak, jak Midorimacchi.' - wiesz, że normalnie nie zwracam Ci uwagi na przecinki, bo nie ma to sensu, bo większość z nich zależy od tego, na co autor chciał położyć akcent, albo na co go nie kłaść, jednak tutaj jego obecność od akcentu nie zależy, więc poprawiam - w tego typu porównaniu nie stawia się przecinka między 'tak' i 'jak'. Nie jest to w końcu porównanie paralelne.
3) Właściwie nie jestem pewna czy to błąd, na początku tak myślałam, ale użyłaś tego aż dwa razy... więc pomyślałam sobie, że może to jakaś nieznana mi gwara czy coś... No ale przytoczę na wszelki wypadek, gdyby się jednak okazało, że to nie gwara, a jednak coś niezamierzonego. Najwyżej to zignorujesz.
'Ale później i tak się cieszyłem – mimo mojego nagłego zniknięcia, Kinshou czekał za mną.' - 'czekał na mnie'? Nigdy nie zetknęłam się z formą 'czekać za kimś'.
No ok, z błędów to wszystko, właściwie ich nie było~
A teraz przejdźmy może do części właściwej.
Tak jak powiedziałam - cukier totalny. Na początku miał pięknie angstowy wydźwięk, ale byłam pewna, że zakończenie jednak będzie dobre (przeczucie, a może fakt, że trochę zdążyłam Cię poznać i tę Twoją antypatię do dead endów). Ale dobra zakończenie to jedno, ono jeszcze nie definiuje fluffa... Cóż, całe opko może nim nie było, ale ta końcówka była tak przesłodzona, że zareagowałam tęczowym odruchem obronnym xd
Tzn. nie zrozum mnie źle, nie uważam, że ona jest zła, nic z tych rzeczy, obiektywnie rzecz biorąc, zakończenie jest poprowadzone dobrze i ta jego słodycz do ogólnego wydźwięku pasuje, nie jest ono broń boże przesłodzone. Po prostu ja je odczuwam jak cholernie słodkie, no ale to już jest moje subiektywne odczucie, wiesz, że ja nie lubię fluffów, dlatego każdy ich powiew odczuwam nieco silniej niż inni. Rozumiesz, o co mi chodzi, ne?
Ogółem motyw jest w porządku, choć już był, no ale teraz ciężko o oryginalność. Zawsze powtarzam, ze nie ma ona znaczenia, jeśli pomysł jest dobrze wykorzystany. Moim zdaniem wykorzystałaś go dobrze, samemu wykonaniu nie mam do zarzucenia nic, poza jedną rzeczą.
Przewidywalność.
Shot jest bardzo przewidywalny, aż za bardzo. Wiem, że fluffy z reguły są przewidywalne (powiedziałabym, że 'zawsze', ale że z reguły ich unikam, to nie mam prawa do generalizowania tego gatunku), więc pewnie ciężko wymagać od fluffa totalnego zaskoczenia zarówno w ciągu opowiadania, jak i pod koniec, ale myślę, że się da. Tak mi się wydaje.
UsuńNo w każdym razie, powiedziałam o tej przewidywalności, bo wiesz, że ja zawsze mówię o wszystkim, nie ograniczając się tylko do tego, co mi pasuje, ale też do tego, co mi zgrzyta. Tzn. - zgrzyta. Szczerze powiedziawszy, ta przewidywalność mi nie przeszkadza. Zwracam na nią uwagę, bo jest, ale naprawdę mi nie przeszkadza. Nie wiem czemu. Tak jakoś.
Wiem, że narzekałam na cukier, ale wiesz, ja zawsze będę na niego narzekać. To jednak wcale nie oznacza, że shot mi się podobał. Pomimo klimatu, za którym nie przepadam i przewidywalności, która powinna mi przeszkadzać, shot mi się podobał. Serio. Zawsze lubiłam MidoKise, choć mało z nimi czytałam. Parking nie ma jednak wpływu na moją subiektywną ocenię. Fakt, że opko jest z dorosłymi Kiseki też nie, choć uwielbiam takie teksty. Nie wiem w sumie, skąd ta moja sympatia dla tego shota, jakoś tak... po prostu. Uśmiechałam się kiedy to czytałam, kiedy patrzyłam na niedomyślność Kise, na uczucia Midorina, na tę jego niekanoniczność, która tak bardzo mi do niego w tym shocie pasowała, nawet na to piankowo-różowe zakończenie. Naprawdę, uśmiechałam się przy nim do ekranu. Mimo że nie lubię fluffów. Tak więc no... naprawdę świetna robota, skoro udało Ci się sprawić, że spodobał mi się shot z tak słodkim przesłaniem.
Jest taki jeden fragment, który bardzo mi się spodobał:
'Spojrzałem w niebieskie niebo, które powoli przysłaniały granatowe, złowrogie chmury. Szedłem w ich kierunku, a te sunęły w moim, dopóki nie zetknęliśmy się ze sobą.
Dopóki Mitra nie zniknął.'
Strasznie mi się podoba. Pokazanie uczuć, kłębiących się w tamtej chwili w Kise jako ciemnych chmur i to pokazanie, jak zniknęło w nim coś ważnego, coś, z czego zbudowany był Mitra (wgl. śliczne imię ma to bóstwo, cholernie mi się podoba~), naprawdę świetnie to ujęłaś w trzech zaledwie zdaniach. Naprawdę cudny fragment.
Eeeh ~ Jeśli chodzi o tę przewidywalność to tłumaczyłam to już paru osobom w komentarzach ;_; Chodzi o interpretację *zobacz niżej, do Milki xD* Dzięki za podkreślenie błędów, już poprawiam :3
UsuńJestem trochę zaskoczona, że nie interpretujesz całego opka, ja tam go za fluffa nie uważam ( ani całości, ani nawet zakończenia ), no ale to też zależy jak kto patrzy, więc to nie tak, że się przyczepiam, czy cosik :3
W każdym razie, dziękuję za komentarz ♥
I mnie też bardzo podoba się imię Mitra ♥
wrócę <3
OdpowiedzUsuńBędę szczera - przeczytałam dzisiaj (w sumie to już wczoraj) 3 opowiadania MidoTaka, jedno KiKuro (brak komentarza) a teraz MidoKi i jestem nasycona yaoicami :P
Usuń*ekhem* Wracając do opowiadania. Pomysł mi się spodobał, chociaż nie powiem, iż to było troszeczkę za bardzo przewidywalne. Przepraszam no ale :c Nie wiem, może się już naoglądałam za dużo seriali i teraz tak mam.
Bałam się to przeczytać. Bądź co bądź nie akceptuję Midorimy, przez co przekonanie się do opków z nim i Takao zajęło mi jakieś... 2 lata?
Takao X Bambus - pairing idealny
Kise X Bambus - niecodzienny, aczkolwiek warty poświecenia uwagi pairing
Reasumując - cieszę się, że tworzysz nowe pary, co wychodzi ci bardzo gładko (gładko... wejść gładko hy hy hy xD Debil jestem) i eksperymentuj dalej, gdyż zaiste tworzysz nowe cudeńka ^.^
ps. Czuję się troszkę smutna. bo nie powiedziałaś czy moje życzenia pod rozdziałem z Donten ni Warau ci się podobały :c
A dla sprostowania! Bo tak teraz patrzę, że dwuznacznie jedną rzecz napisałam :P
UsuńKiKuro mi się podobało, tylko nie zostawiłam pod nim komentarza, a nie że brak komentarza na temat tego opowiadania xD
Wybacz, ostatnio nie miałam czasu na odpowiadanie na komentarze, no bo święta i te sprawy, ale tak, oczywiście, że wierszyk mi się podobał! ♥ Bardzo Ci za niego dziękuję i... no, też Ci życzę wesołych świąt, chociaż już się kończą xD
UsuńCo do tej przewidywalności - wiesz, to jest kwestia interpretacji.
Czasem staram się napisać coś więcej niż tylko opowiadanie czytane dla przyjemności xD
W "Samotności w sieci" ta przewidywalność była założona - chciałam, żeby czytelnik miał pełną wizję - tylko Midorima i tylko Kise, nie ma żadnej osoby trzeciej w ich życiu, ich miłość jest oczywista i trwała. Tak jak wyjaśniłam ( wyjaśnił Shin-chan ) na samym końcu - przez Internet udało im się porozumieć, zakochać w sobie na nowo.
Także, mam nadzieję, że tę sprawę wyjaśniłam :3
Niemniej dziękuję bardzo za Twoją opinię! ♥ Ja za Shin-chanem przepadam, lubię go w pairingach z Takao albo z Akashim, dlatego Kisia była niemałym wyzwaniem, ale czuję, że mu podołałam i nie wyszło tak źle ^^
Pozdrawiam cieplusio ♥
Moje!!!
OdpowiedzUsuńMidoKi...
UsuńŚmiać mi się chciało jak to zobaczyłam xD
Uwielbiam chaty
I w opkach, i normalnie
Więc od razu mnie miałaś
Co z tego, że od początku wiedziałam jak to się skończy xD
Trochę mi to przypomniało KasaKi z MnU xD
Tyle, że Kasamatsu, w przeciwieństwie do Mido, ma obciętą pewną część ciała...
Nie moja wina, że ręka mi drgnęła jak miałam w niej nożyczki xD
Kise kura domowa... umarłam x.x
Kise ma romans... zemdlałam -.-
Kise nieogar i blond ciota... umar... a nie, to akurat prawda xD
Nie będę się rozpisywać
Aktualnie siedzę przy stole z rodziną
I chyba większość ciotek mnie zabija
Więc no cóż...
Wpierdzielając już z 30 jajko,
Yew S.
Podobieństwo do KasaKi z MnU?! O_O Rajuśku, gdzie? xDD
UsuńI to w sumie nie Kise miał rzekomy romans, tylko Midoś, no ale dobra xD
Trochę już na to za późno, ale smacznego życzę ^^ xD
Mimo że do tej pory nawet nie wpadł mi do głowy taki parring, to mnie zauroczyłaś tym opkiem. Zaskakująco dobrze odnalazłam się w tym tekście, naprawdę. Może i było trochę przewidywalne (od począteczku wiedziałam że Kisia na Midzię trafiła w necie xD), ale za to takie... agh. Brak słów <3.
OdpowiedzUsuńTen pomysł z czatem... idealnie. Szczerze mówiąc, wydaje mi się że ten tekst tak bardzo mi się spodobał ponieważ sama wolę poznawać ludzi przez internet *aspołeczna tak bardzo*, i na ten przykład, jestem obecnie zakochana w dziewczynie którą poznałam przez internet parę lat temu... tjaaa.
Ale nieważne, wróćmy do opowiadania ^^. Bardzo ładnie Ci to wyszło, w którymś momencie nawet się popłakałam (ale to ja, ja płaczę gdy Kisia płacze. Albo jest smutna T_T *taki tam big love dla Kisi*). Fajnie że tym razem to coś takiego "dojrzalszego". Ostatnio były komedie, to teraz pora na dramaty? :D
Pozdrawiam i wenki życzę ^^
Tak jak wspominałam już w odpowiedzi na komentarz Milki - ta przewidywalność była założona xD No, chodziło mi tu o interpretacje - tylko MidoKise, bez żadnej osoby trzeciej, tylko i wyłącznie oni, ich miłość, którą na moment mogą skryć ciemne chmury, ale po chwili uczucia wracają ze zdwojoną siłą ♥ ( O bosz, jak mogę tak pisać o MIDOKISE?! T_T Przecież nie fangirluję tego tak bardzo... xD )
UsuńJeśli chodzi o Twoją aspołeczność - nie jesteś jedyna xD Ja sama w rzeczywistości jestem dość nieśmiała (/)////(\), ale nawiązywanie znajomości przez Internet przychodzi mi o wiele łatwiej ^^
Wiesz... w sumie to naprawdę bardzo mi miło, że się wzruszyłaś ;_; Zwłaszcza, że nawet, jak wspomniałaś wcześniej, nawet Ci do głowy ten pairing nie wpadł, więc no... radość podwójna xD
Co do dramatu - następny będzie w pairingu AoKise 15 kwietnia xD Bo AkaKise... cóż, mój pierwszy raz z tym pairingiem i wyszła taka "słodka" komedia xD Następnym razem bardziej się postaram, ugh T_T
Dziękuję bardzo za komentarz i opinię, również pozdrawiam cieplusio! ^^ :3
*szeptu szeptu*
OdpowiedzUsuńUparty jako osioł , ale jaki słodki mmm.
Masz szanse NIE czytaj tego ! Jest 1:13 a mi kompletnie o tej porze odwala. Ostrzegałam!
Ach te kłótnie małżowin ach!~ *rechota z małżowin khekhe* No i tak ma być miłość kurde i gitara no ! No bo wszystko sie spitoliło , poniważ dali akakise po midokise a powino byta być na odwartao! Ale w sumoe to sobie poczekam tak fajnie jeat czukać! tak jak ta lampa na biórka co w odalo mi jarzy w gały! Zgiń lampo zgiń! Fajnie jak te chrapanie za drzwiami do pokoju. Fajnie jak moja kołderka niebieska w kwatuszki. Fajnie jak moja 3 karty w operze z gejozą na dwóch o Tom/Harry a na 3 Yuuki mi gejami świeci! Jak ta podruba pozje jest piękna jak to krzesło co stoi opodal. Jak mój piękny psychopatyczny śmiech z kaszlem pomieszanym! Jak skarpetki na ta śmierdząca Iwona ( ja khekhe) leżąca na łożu i pierdolocą od rzeczy ! To pownie wszystko przez chorobę bo żta dziewucha złapała kaszelek i katarek! Ajże biurko tyśto piękny żesz jesteś !
Jak ten zegar tyka i tyka !
Jak ten czas tyka!
A ja tykam z nim!
A czas mija i mija!
A zegar tyka!
Ja też sama leże i kwicze bo brat różowe skarpetki ma ! XD Nie wiem z czegoż to kwicze , ale kwicze! A ten chłopczyk Kise biedny no nie jest biedmy ale nie ważne! Taki samotny w tych ścianach zamurowanych se jest no i se jest. O bardzo moldy żeś jest! Módl się do bozi ona ci gejoze prześle pocztą Jezusową! Jaki pobożny sprząta , gotuje a o osiemnastej do kościólka idzie! Błogosławieństo dostał w jesienym miesiącu ! Amen! Idźci w pokoju Chrystusa ! Boguu niech będą dzięki! Khekhe Ogłoszenia parafialne za trzy dni AkaKise ! Amen! A TERAZ DAWAĆ JAŁOMUŻME POTRZEBA NA DOUJINSHIN Z AKAKISE ! Amen!
Pokóm dla gejów płatność : piśont trylonów oiro € !
Ten cały koishi jest pewnie jakimś erosomamem który w kościele przy księdzu se dogadza ja ci mówię!
ło Kurwa ! Cud! Przeczytałam! Zaczełam o 1:13 skończyłam równo o 2 hehe... A to wszystko przez tą pociezje ! I chodzenie po wode itp.
Lepiek przygotuj się na czwartek hababkhkhekhe!
Życzę weny ! A ja na haju ode czutać opko w 1 zakładce khekhe. Miłość przez internety bardzo orginalny pomysł ♥ Ciekawe jaki będzie z AkaKise.♥ ~WMM
To chyba Twój najdłuższy komentarz na tym blogu xDD
UsuńNiemniej bardzo Ci za niego dziękuję, choć zbyt dużo nie rozumiałam, przepraszam xD Dopiero co wstałam i chyba jeszcze za bardzo nie kontaktuję... xD
A jeśli chodzi o AkaKise... wygląda na to, że wyszła mi jakaś taka słodkawa komedia xD No cóż, muszę zająć się bardziej tym pairingiem, więc... poćwiczę, poćwiczę i jeszcze raz poćwiczę, to potem będzie lepiej ;_;
Pozdrawiam cieplusio! ^^
No ale bede dłuższy z AkaKise hehehehehe! |Sama niewie| hehe A to wszystko wina tej galeretki w mazurku! ~WMM
UsuńYuuki-chan!~ Spierdoliła mi się komórka ! Yey po raz drugi ;-; I tak nie odam do naprawy bo się nie opłaca. Bateria wysiada ;DD ! Ech i nie będe mogła być pierwsza lub przynajmniej czwarta :< To klątwa!
Usuń*chlip* *chlip /~ WMM
Strasznie lubię teksty gdzie para jest już ze sobą od jakiegoś czasu, a ze świecą szukać takich tekstów. Chociaż tutaj niby razem a jednak osobno. Yuuki jak ty to robisz, że jestem w stanie absolutnie uwierzyć w związek pomiędzy Midorimą i Kise i na dodatek jeszcze mu kibicuje. Tylko na początku miałam myśl: ej ale Midorima bez Bakao? Imposibru. Oczywiście od razu było wiadomo pomiędzy kim toczyły się te rozmowy na czacie ale to nic a nic nie ujmuje tekstowi, jak dla mnie te rozmowy mogłyby być nawet dłuuuuuższe XD Dobrze, że Midorima jednak nie zdradzał Kisi i ten tylko źle odebrał zachowanie swojego w tamtym czasie niestety byłego chłopaka. Dobrze, że wszystko zakończyło się happy endem i mam nadzieję, że ta dwójka znów nie przestanie ze sobą rozmawiać i będą żyli w bańce szczęścia do końca świata :) Dziękuje za taki miły prezent urodzinowy, niezamierzony ale i tak dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńWennnnnnny i duuuuuużo czasu wolnego ci życzę moja ulubiona autorko fików :)
Droga Rei!
UsuńPowiem Ci szczerze, że ja sama nie byłam przekonana do tego pairingu, no bo... dlaczego? o_O Gdzie w anime/mandze był moment, który sprawił, że serce jakiejś yaoistki zabiło i stworzyła im wspólną historię? No bo chyba nie chodzi o tego smsa, w którym Kise życzy Shin-chanowi powodzenia w meczu, a Shin-chan odpisuje mu krótkie, proste "Die." xD Shin-chan only Takao i only Akashi! Nikt więcej O_O ( Zwłaszcza Kagamiś, a fe -.- )!
W każdym razie - tak w miarę jak pisałam to opko sama zaczęłam jakoś się do nich przełamywać, ale właśnie w tej bardziej poważnej, bardziej kruchej postaci, gdzie chodzi o rzeczywiste uczucie :3
Baaardzo dziękuję za Twój komentarz i niezmiernie mi miło, żem jest Twoją ulubioną autorką ff ;_; Postaram się nie zawieść i pisać coraz lepsze opka ^^
Choć to też zależy czy zawładnie mną Yuuki-Bokushi, czy Yuuki-Oreshi... wiesz, dwa odmienne umysły, raz piszę bzdury, raz coś w miarę sensownego i tak... sama się w tym gubię xD
Pozdrawiam cieplusio! ^^
Nigdy bym nie wpadła na wymyślenie takiego paringu jak MidoKise, naprawdę. Mimo to, opowiadanie naprawdę mi się spodobało. Gdy tylko przeczytałam, co oznacza Kinshou, od razu skapnęłam, że to Midorima. Jednak i tak, czytając to, uśmiechałam się jak głupia pod nosem, a, nie wiedzieć czemu, w niektórych momentach chciało mi się płakać xD Ludzie, których poznajemy przez internet często okazują się lepszymi przyjaciółmi od tych, których posiadamy w realnym życiu. Tutaj pokazałaś dobry przykład, że internety łączą ludzi xD Ale serio, wielbię kolejne twoje opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńTak, przewidywalność w tym opku była założona, chciałam, żeby każda czytelniczka domyślała się od samego początku, że to Midorima i Kise, i że tak naprawdę nie ma między nimi nikogo innego, że cały czas świetnie się rozumieją, tylko nie zawsze potrafią do siebie dotrzeć :3
UsuńI zgadzam się z Tobą absolutnie - przez Internet często poznaje się o wiele wierniejszych przyjaciół niż w rzeczywistości :3
Dziękuję bardzo za komentarz i opinię! Cieszę się, że opko przypadło Ci do gustu :3
*stawia swój piedestał*
OdpowiedzUsuńTakie przewidywalne cudeńka od których się rzyga tęczą są czasem naprawdę spoko. Żeby nie powiedzieć, że są fajne. Było lekko, przyjemnie, fajnie napisane, niekonwencjonalny pairing. Super.
OdpowiedzUsuńA co do przewidywalności tak bardziej... Niby to oczywiste, że Kinshou to Midorima, ale właśnie ta oczywistość sprawia, że to nie jest oczywiste. Bo może chcesz nas zaskoczyć? + pocałunek tej kobiety, to wprawiło mnie w wątpliwości. Może jestem naiwna, ale co tam! Komedie romantyczne rulez!
Ps. Ale nie w nadmiernych ilościach :D
Tu jeszcze nie byłam.
OdpowiedzUsuńA tak bezduszne katowanie przyprawia mnie o mdłości~
Och, mylę się, nawet gdybym się starała, nie mogłabym mylić się bardziej.
Haha, to śmieszne, ale chodzę po Ziemi już tysiące lat, a to wcale nie przekłada się na moje doświadczenie. Twoje też?
Jak bym kogoś zabiła. Ujmując to trochę inaczej, rozmiażdżyłabym im głowy imadłem. Znaczy, że trzeba to podrasować. Krwią. Definitywnie krwią. Ewentualnie łamaniem kości chochlą.
Jak to CLD ujęła, oczy krwawią (w moim osobistym odczuciu[nigdy zbytnio nie lubiłam lekkich tekstów {haha, ciekawe czemu, tato, wytłumaczysz mi to?! }]) .
Pewnie byś tego chciała, nie? To tego nie zrobię.
A tak naprawdę zrobię to, ale tak, jak tego nie chciałaś - wtedy dopiero będzie Ci głupio. Zresztą już to zrobiłam, skoro nadal czytasz ten posrany komentarz. Bo jest on o niczym konkretnym. Zaskoczyło?!
Lol, jak wkurwia mnie to przeświadczenie - o, komentarz, pewnie osoba porusza jakiś temat. - Ha! Jednak nie, spierdalaj.
Co?
Czekaj, bo się pogubiłam, a herbata mi zamarza, więc się śpieszę.
Zerknę tu jeszcze~
Oczekuj mnie, albo coś. Bo wiesz, trudno kogoś prześladować, jeśli nie jest on o tym uświadomiony. Gdzie w tym zabawa?!!
I ta wszechobecna bezradność. Pysk.
Szacun, jeśli to skomentujesz.
Ooo wiedziałam (mniej więcej), jak to się skończy, ale mimo to, jestem bardzo mile zaskoczona ^^ Bardzo piękne i prawdziwe. Naprawdę świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuń