Ostatnimi
czasy jestem dość „sztywny” w łóżku. Nie bardzo staram się Ciebie zaspokoić,
właściwie nie dbam również o to, bym sam doszedł.
Wiem,
że to widzisz. Ale nie odezwiesz się, nie skomentujesz tego, ponieważ boisz
się, że to mogłoby oznaczać nasz koniec.
Doszedłeś
we mnie, dysząc ciężko do mojego ucha. Objąłeś mnie delikatnie i wtuliłeś twarz
w zagłębienie mojej szyi. Dzisiaj w ogóle nie doszedłem. To było dość
irytujące. Wiedziałem jednak, że tego tak nie zostawisz. Patrzyłem na Ciebie
beznamiętnym wzrokiem, kiedy podnosiłeś się i zsuwałeś w dół, by wziąć mojego
członka w usta i obciągnąć mi.
Westchnąłem
cicho, odwracając głowę w stronę okna, i patrząc na spływające po szybie krople
deszczu. Czy to przez tę fatalną pogodę nie mogłem dojść? Czy jakoś ona na mnie
oddziaływała? Wątpię, by to było z Twojej winy. Odkąd ze sobą jesteśmy, a trwa
to siedem miesięcy, Twoje techniki bardzo się poprawiły. Były takie dni, kiedy
potrafiliśmy pieprzyć się po kilka razy z rzędu, dochodząc nie raz i wciąż nie
mając siebie dość.
Co
więc się stało?
Zmarszczyłem
lekko brwi i przygryzłem wargę. Wsunąłem dłoń w twoje włosy i przycisnąłem
lekko do mojego krocza. Lubiłem czuć w naszym związku władzę. Lubiłem, kiedy
dawałeś mi więcej niż ja Tobie.
Czułem,
jak Twój ciepły język przesuwa się po całym moim penisie, patrzyłem, jak
ślinisz go obficie, a później wkładasz sobie do ust, głęboko do gardła.
Zacząłeś pieścić dłonią moje jądra, posuwając głowę w górę i w dół, z
przymrużonymi oczami.
Lubisz
jego smak, prawda?
Tylko
jak długo to potrwa...?
Zacząłem
szybciej oddychać, wypinając biodra w twoją stronę. Więcej...chciałem poczuć
Ciebie więcej.
Nigdy
się Tobie nie przyznałem jak bardzo uwielbiam dotyk Twych ust na moim ciele,
ich smak i miękkość. Jak bardzo uwielbiam, kiedy poruszasz nim w moich ustach,
jak przesuwasz nim po mojej szyi, po klatce piersiowej i brzuchu, schodząc
zawsze coraz niżej aż do tego miejsca, które jest dostępne tylko dla Ciebie.
Nie
zastanawiałeś się nigdy, dlaczego Ci na to pozwalam? Dlaczego wybrałem właśnie
Ciebie?
Prawie
doszedłem, kiedy nagle rozległ się dźwięk Twojej komórki. Sapnąłem, zirytowany,
lecz nie dałem tego po sobie poznać. Podniosłeś głowę i spojrzałeś na mnie
pytająco. Skinąłem głową, starając się dalej myśleć o Twoich ustach,
pieszczących mojego penisa.
Sięgnąłeś
szybko po telefon i spojrzałeś na ekranik. Westchnąłeś cicho.
-
Wybacz – mruknąłeś cicho i odebrałeś.- O co chodzi? ...
Co?...Dzwonisz do mnie tylko po to?! Jestem teraz zajęty, Takao!
Takao.
Usiadłem na
łóżku, patrząc na Ciebie uważnie, teraz siedzącego do mnie plecami. Znowu
ten cholerny Takao. Nie był to
pierwszy raz, kiedy nam przerwał. Wiem, że często do Ciebie dzwoni. Rozmawia z
Tobą o rzeczach błahych, nie mających w ogóle znaczenia, żadnego sensu.
A jednak Ty i
tak bardzo chętnie z nim rozmawiasz. Udajesz niedostępnego,
zdenerwowanego i zirytowanego jego
zachowaniem. Ale dobrze widzę, że go lubisz.
Twój pierwszy prawdziwy przyjaciel.
-
W porządku, Bakao, dam ci odpisać to zadanie z historii! Jutro
w szkole! Muszę kończyć! Co...nie mów tak do mnie! SAYONARA!
Rozłączyłeś się
ze złością i odrzuciłeś telefon do torby. Westchnąłem cicho i wstałem z
łóżka.
-
Ah! Akashi...! Możemy wrócić...
-
Nie ma sensu – mruknąłem w odpowiedzi, ruszając do łazienki.-
Już i tak mi opadł.
-
Ale...
-
Nie przejmuj się, Shintarou – odwróciłem głowę, by na niego
spojrzeć.- Wracaj do domu.
Spuściłeś głowę,
zaciskając pięści. Bardzo, ale to bardzo chciałeś dokończyć, prawda?
Starasz się udowodnić przed samym
sobą, że między nami jest jak zawsze, że zaspakajamy się nawzajem i pragniemy.
Że to, że dziś nie doszedłem, to tylko mały „wypadek”, brak humoru. Że możesz
to naprawić.
Po szybkim
prysznicu wróciłem do pokoju. Jak się spodziewałem, już Cię w nim nie
było. Pościeliłeś łóżko,
posprzątałeś po nas i wyszedłeś.
Dokąd pójdziesz, Shintarou?
* * *
Siedzisz
naprzeciwko mnie ze spuszczoną głową, jakbyś właśnie został skazany na
śmierć. Istotnie, Twoja przegrana z
Seirin to największa porażka jakiej dotychczas doświadczyłeś.
-
Następnym razem... – szepczesz ledwie słyszalne dla ucha słowa
- ...na pewno wygram.
Wzdycham
głośno, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersiach. Doprawdy,
na marne przyjechałem taki kawał
drogi do Tokio. Aczkolwiek obserwując Twoje ostatnie poczynania, spodziewałem
się tej przegranej.
-
Gardzisz mną...?- pytasz.
-
Nie – odparłem.- Jestem trochę...zniesmaczony. Ale nie gardzę
tobą. Nie widzę powodu, dla którego bym miał.
-
Przegrałem...Zawiodłeś się na mnie.
Patrzę na Ciebie
w milczeniu. Ta Twoja strona jest całkiem urocza. Uśmiecham się lekko,
po czym wstaję i podchodzę do
Ciebie. Klękam przed Tobą, jesteś bardzo zdziwiony, kiedy cię całuję. Podnoszę
się, dalej się uśmiechając.
-
Zaprosisz mnie do siebie?- pytam.
-
Ah...- rumienisz się lekko i wstajesz.- Wpadniesz do mnie,
Akashi? Dawno...się nie widzieliśmy.
-
Jasne.- Patrzę w bok i obserwuję idącego w naszą stronę Takao.
Marszczę gniewnie brwi.- Czekam na zewnątrz. Góra pięć minut. Jeśli się
spóźnisz, wracam do domu.
Nie daję ci
czasu na odpowiedź. Oddalam się, nie odwracając. Jestem zdenerwowany, ale
nie chcę, byś się zorientował.
Na dworze pada
deszcz. Stoję pod dachem i czekam na Ciebie. Trzy minuty. Cztery. Cztery i pół.
W końcu wychodzisz z budynku, z parasolką w dłoni.
-
Wybacz, że musiałeś na mnie czekać – mówisz.- Takao...yy –
spuszczasz wzrok, zawstydzony.
-
Wypytywał, dokąd idziesz?- pytam beznamiętnym tonem.
-
Tak. Udało mi się go wkręcić, że ktoś czeka na mnie przy
wejściu na salę. Pospieszmy się.
* * *
-
Jesteś o wiele bardziej zachłanny, niż zwykle – mruknąłem,
wplątując dłonie w twoje miękkie włosy, kiedy całowałeś delikatnie mój tors.
-
To... – zarumieniłeś się intensywnie i zjechałeś nieco niżej,
na brzuch.- Dawno tego nie robiliśmy... No i...tęskniłem...za tobą... .
Przełknąłem
ciężko ślinę. Przy mnie nie potrafisz być tsundere, prawda? Jesteś taki
otwarty i taki szczery, nawet jeśli
nie zawsze wypowiadasz na głos swoje myśli.
-
Ah...Shintarou...
-
Tak?
-
Telefon... – mruknąłem, zakrywając oczy przedramieniem.
-
Hm? Co z nim?
-
Wyłącz go...
Nie
widzę cię, ale wiem, że zrobiłeś teraz zaskoczoną minę. Usłyszałem, jak sięgasz
po torbę. Musiałeś zrozumieć, że
tym razem nie chcę, by ktokolwiek nam przerywał.
-
Akashi, ja... – przerwałeś.
-
O co chodzi?
-
Chciałbym...cię pocałować.
-
No to zrób to, idioto – odsuwam rękę z twarzy.- Co cię
powstrzymuje?
-
Takao...
-
Co?- podnoszę się lekko, opierając o łokcie. Poczułem, że moje
serce zaczęło mocniej bić.- Co on ma do tego...?
To
było najdziwniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Czyżby
Shintarou i Takao...czyżby łączyło
ich coś więcej?
-
Chodzi o Takao – szepnąłeś.- Ty...jesteś zazdrosny, prawda?
-
Co...?- wytrzeszczyłem na niego oczy, zszokowany.- O czym ty
mówisz? JA zazdrosny?
-
Chcę to wyjaśnić, Akashi – powiedziałeś, patrząc na mnie
twardym wzrokiem.- Z początku ja... kiedy trzy miesiące temu nasz seks...zaczął
się „psuć”...myślałem, że to przez to, że zwyczajnie ci się znudziłem! Że już
nic do mnie nie czujesz...
-
Shintarou, ja...
-
Zaczekaj, proszę – położyłeś na moich ustach dwa palce,
uciszając mnie i szokując tym samym po raz drugi.- Pozwól mi dokończyć... Bałem
się, że wkrótce będziesz chciał ze mną zerwać. Ale...po jakimś czasie,
zauważyłem, że robisz się taki zimny, kiedy mówię o Takao, albo kiedy dzwoni do
mnie, czy pisze...Traciłeś wtedy ochotę na seks, czy nawet na rozmowę ze mną.
Po ostatnim razie, kiedy Takao do mnie zadzwonił akurat, gdy się
kochaliśmy...po tym zdarzeniu, nie odzywałeś się do mnie przez całe dwa
tygodnie. Teraz to...teraz to nasz pierwszy raz, kiedy robimy to od tamtego
czasu. Kiedy w ogóle się widzimy... Zrozumiałem, że do tej pory byłeś
zwyczajnie zazdrosny... Może na zewnątrz starasz się być twardy i zimny, nie
okazywać po sobie uczuć...ale, kiedy bliżej cię poznałem...zacząłem dostrzegać
to, czego nie widzą inni.
-
Nie wiem o czym mówisz – warknąłem ze złością, czując
nieprzyjemne wypieki na policzkach.- Nigdy nie byłem o nikogo zazdrosny i nie
...!
Położyłeś dłoń
na moim policzku i pocałowałeś mnie delikatnie.
-
Kocham cię, Akashi – szepnąłeś.- Zdecydowałem, że...będę ci o
tym mówił za każdym razem, gdy poczujesz jakieś wątpliwości co do moich uczuć!
-
Co ty...?!
-
Nigdy nie postawię Takao wyżej od ciebie!- krzyknąłeś z jakąś
dziwną pasją.
Zacisnąłeś
wargi, a kiedy nieco ochłonąłeś, znów przemówiłeś, tym razem powoli i
cicho:
-
Akashi ty...jesteś dla mnie najważniejszy...to ciebie
kocham...i to ciebie pragnę...bezustannie, niezmiennie...wciąż od nowa...się w
tobie zakochuję – westchnąłeś, kładąc mi głowę na ramieniu.- To...chyba jest
nieodwracalny proces.
Poczułem
Twoje ręce, obejmujące mnie delikatnie w talii. Przysunąłeś się bliżej i
przytuliłeś mnie do siebie.
Powoli
i z wahaniem również cię objąłem.
-
Akashi, ja...
-
Ja ciebie też – mruknąłem.
-
Co...?- odsunąłeś głowę, by na mnie spojrzeć, ale szybko
przycisnąłem twarz do twojego nagiego, rozgrzanego torsu.
-
Pomijając twoją bezczelność i to, że na zbyt dużo sobie dziś
pozwoliłeś...to, w sumie, możliwe, że masz trochę racji. Nie chcę słyszeć o tym
twoim Takao ani słowa. Jesteś mój nie od wczoraj, jesteś mój dzisiaj i będziesz
mój każdego dnia, dopóki nie powiem inaczej, jasne?
-
Oczywiście – mruczysz mi do ucha, wtulając mnie w siebie.- Jak
sobie życzysz, kapitanie.
Westchnąłem,
zirytowany i odsunąłem się, by na Ciebie spojrzeć. Widząc Twoją
zszokowaną twarz, zmarszczyłem
brwi.
-
O co chodzi?- zapytałem.
-
Ah...nie, wybacz – odparłeś cicho.- Przez moment wydawało mi
się, że twoje oko, jak dawniej, było czerwone. Ale nie...nadal jest żółte.
-
Przez ciebie zmiękłem – spojrzałem z rezygnacją na swojego
członka. Padłem na poduszki i spojrzałem na ciebie z wyższością.- Lepiej wróć
do tego, co przerwałeś. Inaczej wracam do domu.
-
Tak jest – odparłeś z lekkim uśmiechem.
Cholera. Wygląda
na to, że za bardzo pozwoliłem ci się do mnie zbliżyć... .
Oj tam czego się obawiałaś :) wyszło ci bosko (jak każde inne) + moge dodać tylko I <3 AKASHI (boskie wspaniałe itp. Ja chcieć więcej heheh
OdpowiedzUsuń