Szczęściarze (Autor: Rudy Meminger)
Trudno jest jednoznacznie stwierdzić jakie jest życie. Jest szczęśliwym darem, czy może jednak przekleństwem? Powinniśmy traktować je jak cenny skarb i pielęgnować, czy może obchodzić się z nim brutalnie i niedelikatnie, bo przecież i tak jest tylko chwilą w obliczu wieczności. Tak samo jest z ludźmi. Nie można każdego tak łatwo zaszufladkować i stwierdzić, że jest dobry, czy zły. Ludzie są różni, ich historie są różne i ich sposoby patrzenia na życie również się różnią. Rzadko zdarza się, żeby spotkała się dwójka osób o takich samych poglądach, zainteresowaniach, preferencjach i upodobaniach. I właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Każdy z nas ma być inny, bo inaczej wszystko byłoby jednakowe i nudne. A nuda jest czymś niedopuszczalnym i karygodnym.
Przynajmniej Bokuto Kotarou wyznawał taką zasadę. W jakikolwiek sposób nie spojrzeć by na chłopaka, jakkolwiek nie próbować by go rozgryźć, każdy dojdzie do tych samych wniosków. Ten sowiopodobny człek jest po prostu nieobliczalny, niereformowalny, niemożliwy i nieokiełznany. Jednym słowem, kompletne przeciwieństwo nudy i monotonii. Większość osób z jego otoczenia uważała go po prostu za głośnego i nadpobudliwego maniaka siatkówki z zaburzeniami psychicznymi (w końcu kto normalny miewa tak częste huśtawki nastrojów?) ale była jedna osoba, która nie uważała dziwactw nastolatka za coś strasznego. Powiem więcej! Dla niej były one czymś zwyczajnym i jak najbardziej na porządku dziennym. Ale to może dlatego, że sama do normalnych nie należała?
Można śmiało powiedzieć, że Bokuto Kotarou i Kuroo Tetsurou dobrali się idealnie. Dwie osoby całkowicie pochłonięte sportem, dwie osoby kompletnie nie przejmujące się opinią innych, dwie osoby z tak spaczonym humorem, że wszystko dookoła wydawało im się jednym wielkim żartem, dwie osoby tak nienormalne, że ludzie naokoło zastanawiali się, czy to z tą dwójką jest coś nie tak, czy to po prostu oni są jacyś dziwni. Dwie osoby, które nie tolerowały nudy i jednorodności.
A wiadomo, kiedy nie chcesz siedzieć bezczynnie i później zarzucać sobie, że zmarnowałeś czas i życie, robisz wszystko, żeby do tego nie doszło. A kiedy możesz owe wszystko robić z kimś, kto w żadnym wypadku nie nazwie cię kretynem, to jesteś wielkim szczęściarzem.
Oni byli szczęściarzami.
Mieli szczęście, że żaden nie chciał opuścić drugiego.
- Kuroo! - zawył żałośnie srebrnowłosy nastolatek, rozglądając się nerwowo naokoło. - Błagam, jeśli umarłeś, to się odezwij!
Odpowiedziała mu cisza. Znaczy, jakieś dziecko się darło, jakaś pani krzyczała na męża, dwie nastolatki rozmawiały, siedząc na ławce, a po ulicy jeździły samochody, ale poza tym panowała kompletna cisza. I to się Bokuto nie podobało.
- Bro! - krzyknął, machając rękami w powietrzu. - Jeśli nie możesz się odezwać, bo zostałeś porwany i masz nóż przy gardle, to chociaż zaklaszcz!
- Co za niewychowany młodzieniec - fuknęła jakaś starsza kobieta, przechodząca obok Kou. - Kto to słyszał, żeby tak głośno się zachowywać?
- Pani nie rozumie - jęknął, chowając twarz w dłonie. - Zgubiłem swojego bro, swój sens życia!
- Zgubiłeś? - prychnęła. - Patrząc na ciebie, to zakładam, że po prostu od ciebie uciekł - powiedziała i odeszła.
A as Fukurodani został sam. Stojąc tak na środku chodnika, z ustami otwartymi tak szeroko, że aż dziw, że żadna mucha nie postanowiła sobie zrobić tam gniazda, próbował przetrawić słowa kobiety.
- Kuroo? Uciekł? - przekrzywił lekko głowę i wbił spojrzenie w witrynę sklepową, gdzie było widać jego odbicie. - Ode mnie? - spytał, wskazując na siebie palcem.
Przecież to nie miało sensu! Nie mógłby go zostawić, przecież byli przyjaciółmi. Właśnie, ta pani wyciągnęła po prostu zbyt pochopne wnioski. To prawda, że sprawa zaginięcia Kuroo była owiana tajemnicą, ale to jeszcze nie powód, żeby podejrzewać ucieczkę. Poza tym był tu jeszcze dziesięć minut temu! Siedzieli spokojnie na jednej z ławek i nagle BUM! Kuroo nie ma. Przecież jakby miał uciekać, to wybrałby jakiś bardziej wyszukany sposób.
- Bokuto? - ktoś tyknął go w ramię, a przerażony chłopak podskoczył, pisnął i ogólnie zachował się jak prawdziwy mężczyzna, czyli zrobił kilka kroków w tył. - Co ty wyczyniasz?
Srebrnowłosy zamrugał raz, potem drugi, a potem rzucił się przyjacielowi na szyję.
- Kuroo! - zawołał szczęśliwy, tuląc chłopaka, którego mina wyraźnie mówiła, że nie ma pojęcia, co tu się właściwie dzieje. - Tak się cieszę, że nie uciekłeś!
- Hę? - Tetsurou uniósł do góry jedną brew.
Bokuto odsunął się od niego i wyszczerzył w ten swój charakterystyczny sposób.
- Od początku wiedziałem, że mnie nie zostawisz, w końcu jestem niesamowity, zabawny, inteligentancki i czadoooowy! Głupia, stara baba mi w głowie namieszała. Powinienem wiedzieć, że byś beze mnie nie przeżył, więc nie możesz mnie zostawić!
Kapitan Nekomy pierwszy raz od dawna nie wiedział, co powinien powiedzieć. Po pierwsze, nie miał bladego pojęcia, o czym Bokuto do niego rozmawia. Po drugie, nie rozumiał, o czym Bokuto do niego mówił. Po trzecie, nie ogarniał, co Bokuto wygaduje. I po czwarte, poszedł tylko po picie do sklepu.
Mieli szczęście, że nie zostawiali się w potrzebie.
Kuroo kaszlnął. TYLKO kaszlnął. Ale to wystarczyło, żeby Bokuto zerwał się na równe nogi i zaczął potrząsać ramionami przyjaciela.
- Kuroo! Nie umieraj, jasne?!
- Idioto, ogarnij się - ciemnowłosy pacnął przyjaciela w ramię i przewrócił oczami. - Chyba złapałem jakieś przeziębienie.
Kotarou złapał się w dramatycznym geście za serce.
- Jakieś przeziębienie? - powtórzył, jakby nie dowierzał, że przyjaciel tak po prostu zbywa ten temat. - Bro! Ale to może być coś poważnego! Teraz kaszlesz, ale potem możesz zacząć smarkać. I ani się obejrzysz, a będziesz zwijał się na podłodze i pluł krwią. Przecież... przecież to może być nawet jakiś rak gardła!
Tak, to definitywnie był moment, w którym Kuroo po prostu zamurowało. Patrzył na przyjaciela szeroko otwartymi z niedowierzania oczami, a jego szczęka walała się gdzieś po podłodze.
- Rak gardła? - powiedział zachrypniętym głosem. - Bro, to... to brzmi strasznie! Ja nie chcę umierać!
- Kuroo, spokojnie - srebrnowłosy oparł ręce na klatce piersiowej wyższego chłopaka. - Ze mną nic ci nie grozi. Wiem, co pomoże!
- Błagam, zrób cokolwiek! Rak gardła... Jestem pewny, że nie kupię na to lekarstwa w aptece!
Kotarou wziął głęboki oddech i spojrzał prosto w oczy przyjaciela.
- Moja babcia przekazała mi tę tajemną recepturę, która jest przekazywana w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Poczciwa staruszka powiedziała, że zadziała to na każdą dolegliwość, więc spokojnie, jesteś w rękach specjalisty - zapewnił, poprawiając nieistniejące okulary.
- Co to takiego?
Bokuto zrobił dramatyczną pauzę, kiwając głową z niewiadomych przyczyn.
- Ciepła herbatka, bro.
- Ciepła herbatka?
- Tak.
- Ale jesteś pewien?
- Absolutnie!
- Nie powinno tam być jakiegoś przedrostka typu - magiczna ciepła herbata, czy specjalistyczna ciepła herbata?
- Bro, czy ty wątpisz w kompetencje mojej babci?
- Ja? Skądże! - zaperzył się Kuroo.
Srebrnowłosy kiwnął głową.
- Wyzdrowiejesz, bro. Nie pozwolę ci umrzeć! - zapewnił i pobiegł do kuchni, wstawić wodę.
Po kilku minutach, które Kuroo poświęcił na przypominanie sobie wszystkich ważnych momentów w jego życiu i planowanie własnego pogrzebu, Bokuto był gotowy. Wszedł ostrożnie do salonu, nie chcąc rozlać wrzątku na spodnie i postawił kubek przed przyjacielem.
- Do dna, bro - polecił.
Tetsu kiwnął głową. Chwycił za ucho kubka i wziął pierwszego łyka. Zmarszczył brwi, ale postanowił zaryzykować i po raz drugi skosztował eliksiru przyrządzonego przez przyjaciela. Zacmokał.
- Bro?
- Tak? - odpowiedział automatycznie, wpatrując się uważnie w Kuroo, jakby się bał, że ten zacznie się rozkładać na jego oczach.
- Nigdy w ciebie nie wątpiłem i nigdy nie podważałem twojego zdania, ale czy ta herbata miała być słona?
Mieli szczęście, że dotykały ich te same problemy.
- Bro, zaraz mi brzuch rozsadzi - jęknął Bokuto, układając się wygodniej na kanapie.
Odpowiedziało mu ciche burknięcie.
- Ta trzecia pizza to już było samobójstwo z naszej strony - zauważył, klepiąc się po wydętym brzuchu.
- Taa - przytaknął Kuroo, wpatrując się z niedowierzaniem w miski i talerze stojące na stole. - Kto by przypuszczał, że zjemy dwie paczki chipsów, lody truskawkowe z bitą śmietaną, paczkę żelek, trzy pizze z podwójnym serem i dobijemy się sałatką warzywną.
- Bo trzeba dbać o zdrowie, bro! Warzywa są bardzo waż-...
Nie dane mu było dokończyć, ponieważ z jego ust wydobyło się głośne beknięcie. Zawstydzony chłopak szybko zatkał usta dłońmi i wbił zażenowany wzrok w swoje skarpetki.
Kuroo natomiast wybuchnął głośnym śmiechem, widząc reakcję przyjaciela.
- Nie wierzę! - wydusił między napadami śmiechu.
- Przestań, bro - wymamrotał czerwony na twarzy Bokuto. - Każdemu się zdarza!
- Z tego co mi wiadomo, to głównie świnki w chlewiku zachowują się tak bezczel-...
Kuroo schował twarz w poduszkę, a jego przyjaciel uniósł zadziornie jedną brew.
- Ohoho? Czyżbym miał przyjemność ze świnką?
- Zamknij się - warknął zdenerwowany. - Wymsknęło mi się, okej?
- Wymsknęło ci się? - powtórzył, szturchając go w ramię. - Uprzejmie zawiadamiam, że o ile moje beknięcie było głośne, to twoje miało siłę rażenia podobną do bomby.
Tetsu rzucił w srebrnowłosego trzymaną poduszką i posłał mu mordercze spojrzenie, od którego ręka każdej starszej kobiety wędrowała w stronę różańca.
- Grozisz mi, czy wypowiadasz wojnę? - spytał Bokuto, który zatrzymał puchaty pocisk swoją twarzą.
- Grożę - odparł. - Jestem zbyt napchany, żeby wypowiedzieć ci teraz wojnę.
Kotarou już miał zamiar rzucić jakąś kąśliwą uwagą, ale dziwne dźwięki, które wydobyły się z ich żołądków, skutecznie odwiodły go od tego planu. Spojrzał przerażony na Kuroo, który odpowiedział mu tym samym.
- Bro? - spytał niepewnie, kiedy jego żołądek znów dziwnie zaburczał.
- Obawiam się, że nadszedł czas - odpowiedział poważnie czarnowłosy i wziął głęboki oddech.
- ZAJMUJĘ TOALETĘ! - krzyknęli jednocześnie.
Mieli szczęście, że mogli liczyć na swoją pomoc.
- Mocniej, bro! - jęknął Bokuto, opierając ręce na zimnej ścianie.
- Jak zrobię to mocniej, to cię rozerwę - warknął Kuroo, błądząc dłońmi po plecach przyjaciela.
Kotarou spojrzał przez ramię i posłał chłopakowi błagalne spojrzenie.
- Proszę cię.
Tetsu mruknął coś pod nosem, ale ani na chwilę nie spuszczał wzroku z twarzy przyjaciela.
- Ale ostrzegam, że nie będę się powstrzymywał, więc potem nie narzekaj, że cię boli, jasne?
W odpowiedzi dostał tylko kiwnięcie, ale to mu wystarczyło. Wziął głęboki oddech i z lekkim uśmiechem zabrał się do roboty.
- Auć! Kuroo... To... Auć! - wyrzucał z siebie Bokuto, chowając twarz w dłonie.
Wiedział, że nie powinien namawiać Kuroo do tego, żeby poszedł na całość, ale jak już się coś robi, to powinno się to robić na 100%, prawda? Dlatego teraz zamiast narzekać, przygryzał suche wargi, z których co jakiś czas wydobywało się ciche jęknięcie.
- Kuroo, ja... ju-już nie wy-wytrzymuje - wydyszał po kilku minutach.
Słysząc zmęczony i przepełniony bólem głos przyjaciela, Tetsu zaprzestał wykonywanej czynności.
- Już, już - poklepał chłopaka po ramieniu. - Po prostu następnym razem wymyśl inne przebranie na halloween, to nie będę cię musiał wciskać w ten cholerny gorset.
Mieli szczęście, że po prostu byli
- Bro, ja... - zaczął niepewnie Kuroo, dotykając delikatnie policzka srebrnowłosego.
Odpowiedziało mu ciche chlipnięcie.
- Tak mi przykro - szepnął, obejmując przyjaciela, który wtulił się w niego niczym małe dziecko, które szuka schronienia.
Bokuto ułożył twarz w zagłębieniu szyi wyższego nastolatka i pociągnął nosem. Zdawał sobie sprawę, że to obrzydliwe, kiedy ktoś praktycznie na tobie leży, smarka na ciebie i zostawia na koszuli mokre ślady łez, ale nie mógł nic na to poradzić. W tamtym momencie potrzebował bliskości, a kto da ci jej więcej, niż osoba, która zawsze stoi obok ciebie? Kto mógł mu zapewnić więcej wsparcia, niż chłopak, który znał go lepiej niż samego siebie? Na kogo ramieniu powinien się wypłakiwać, jak nie na ramieniu człowieka, którego kochał?
- Już dobrze - wyszeptał Kuroo prosto do jego ucha, gładząc dłonią jego wiecznie nieogarnięte włosy.
I tak minęła im godzina. Bokuto ani na chwilę nie oderwał się od chłopaka, który nawet nie próbował go od siebie odsuwać. Wiedział, czego teraz najbardziej potrzebuje srebrnowłosy, a skoro był w stanie mu to zapewnić, to nie było się nawet nad czym zastanawiać, Kotarou go potrzebował, więc był. Siedział przez godzinę w jednej pozycji, aż w końcu zdrętwiał mu tyłek. Wysłuchiwał szlochów przez godzinę, aż w końcu rozbolały go uszy. Czuł na swojej koszuli mokre łzy, które przez godzinę nieprzerwanie wypływały z oczu Bokuto, aż w końcu był cały przemoczony. Przez godzinę szeptał mu uspokajające zdania prosto do ucha, aż w końcu skończyły się mu pomysły. Przez godzinę, co jakiś czas, składał na jego skroni delikatne pocałunki, aż w końcu zaczęło mu się to nudzić. Ale ani na moment nie wypuścił chłopaka ze swoich objęć.
- Dziękuję, bro - odezwał się w końcu Bokuto, odsuwając się od przyjaciela.
Mimo zaczerwienionych oczu, zasmarkanego nosa i zaróżowionych policzków, odważnie patrzył Kuroo w oczy.
- Ja naprawdę nie spodziewałem się, że Mufasa umrze...
Mieli szczęście...
Subskrybuj:
Posty (Atom)
No, były takie momenty, kiedy się pośmiałam, chociaż Bokuto wydał mi się... no niem sama jak to określić xD Na pewno był Bokutowy, ale jednocześnie trochę pseudo-Bokutowy mi się wydawał, podobnie jak Kuuro xD
OdpowiedzUsuńBłędów było bardzo mało, więc chciałam tylko zwrócić Ci uwagę na "zszuflatkować" - poprawnie to się pisze "zaszufladkować" od szuflaDy, no i ze dwa razy napisałaś "nie" z czasownikiem razem, ale to to są tak drobne błędy, że aż nieważne, no ale pomyślałam, że może Ci się to przyda, jeśli Ci wskażę xD
Trochę się w tym pogubiłam na początku, bo nie zwróciłam uwagi, że to zdanie pisane kursywą jest takim jakby odstępem (skopiowany tekst wrzuciłam na bloga i poprawiałam już na blogu), i zastanawiałam się "Cholibka, to oni są w domu? Dopiero co byli na mieście!" XD Ogólnie opowiadanie to takie wyrywki z życia dwóch bro, no i nie czułam za bardzo yaoi między nimi (szczerze mówiąc nawet w anime za bardzo nie czuję Bokuto x Kuuro xD), więc nie wiem czy w ogóle jako yaoi powinnam to kwalifikować, ale w każdym razie shotcik mi się podobał c: Dziękuję za podesłanie pracy!
Chodziło mniej więcej właśnie o to, żeby ich przerysować :D
UsuńDziękuję za wypisanie błędów. Nie wiem, czemu to 'zszuflatkować' się tam pojawiło o.o A czasowniki pisanie razem z 'nie' to już w ogóle XD Także dobrze, że zauważyłaś :D
Właśnie jak teraz zobaczyłam tego shota, to coś mi nie pasowało. W 'oryginale' nadesłałam Ci to z oddzielonymi zdaniami. W sensie to, co było zapisane kursywą, było oddzielone od reszty tekstu, żeby było widać >.<
Cieszę się, że się podobało ^^
Pierwsze na co zwróciłam uwagę to takie przerysowanie postaci, ale potem tylko leżałam i chichotał w poduszkę xD
OdpowiedzUsuńSuper shot, mega mi się podobał ^^
Mój ukochany bromance <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam, gdy charakter postaci zostaje przerysowany w taki sposób, że nie pozostaje nic innego jak leżeć i się śmiać. Głupota tej dwójki po prostu powala.
Cholera, no brak słów! To było taaaaakie suuuuper, normalnie 10/10. Idealnie oddane obie postaci, połączenie dobrego poczucia humoru z lekką powagą, nie wiem jak to nazwać. To było przesłodkie i przecudowne. Wielkie brawa dla autorki!!!
OdpowiedzUsuńPadłam xD
OdpowiedzUsuńTo było genialne! :D
Dawno się tak nie obśmiałam! XD
Ten moment z tą babcią...
I z łazienką ;P
I z tą rozpaczą związaną ze śmiercią Mufasy ( :'( )... *Wcale nie wyglądałam podobnie, gdy Itachi umarł, wcale ;P - przepraszam, jeśli komuś zaspojlerowałam ^^"*
Ogólnie dostajesz ode mnie 6 z plusem!! :D
Rudy-senpai, ja Cię znajdę wszędzie. Twoja kochana Tsuya znajdzie Cię wszędzie, gdyż aktualnie jest w drodze do Twojego domu, zapakowana w papier XD
OdpowiedzUsuń"-Błagam, jeśli umarłeś, to się odezwij!" NIE RÓB MI TAK JA CZYTAM TO PO NOCACH A W POKOJU OBOK JEST MOJA MAMA XDDD
PRZEZ CAŁY SHOT ŚMIAŁAM SIĘ JAK POWALONA, BUDZĄC PRZY TYM POŁOWĘ DOMU..DZIĘKI BROO! A myślałam że ja w nocy to tylko od płaczu gdy Yuuki coś smutnego napisze ale nieeee~ Posiądłaś magiczną moc bro B)
Ale serio, ryczałam ze śmiechu jak kaszalot w okresie godowym. A ja trochę takim kaszalotem jestem... Ale ostatnio schudłam tak?
Ej, co do tego jedzenia, to ile oni jeść potrafią? Ja po trzech kawałkach pizzy odpadam c':
Mega mi się to podobało! *-* A teraz idę już po raz setny czytać twoje podryffy, Rudy ^^
~Tsuya-chan / Yui
Tsuya! Jak miło Cię tu znaleźć :D Czekam na tą przesyłkę B))
UsuńTsuya! Jak miło Cię tu znaleźć :D Czekam na tą przesyłkę B))
UsuńW środę dojdzie B)
UsuńMi też no~ Pacz ile nas łączy! (/*-*)/