Szwedzka Cisza

    Nie byłem pewien, ile czasu spędziłem w tym miejscu. Ciężko było się określić, zważywszy na fakt, że w pomieszczeniu nie było żadnych okien. Gdzie bym nie spojrzał, wszędzie tylko ciemność, rozproszona jedynie w kilku strategicznych miejscach przez przymocowane do nagich ścian lampki LED. Pierwsza z nich słabym niebieskim światłem oświetlała łóżko, na którym siedziałem z podkurczonymi nogami. Druga wskazywała mi przejście do malutkiej łazienki, w której mieścił się jedynie sedes oraz brodzik z prysznicem. Trzecia świeciła nad starym drewnianym stołem, na blacie którego leżał pusty talerz. Mogłem zobaczyć obok niego słaby zarys prowadzących w górę schodów, ale czasem wydawało mi się, że tak naprawdę po prostu przywołuję ich cień w myślach, ponieważ wiedziałem, że to jedyna droga ucieczki z tego ciemnego padołu.
    Opierałem się plecami o zimną ścianę, tuląc do siebie własne kolana. Mętne spojrzenie wbijałem w przykuty do moich kostek łańcuch, próbując usłyszeć jakikolwiek dźwięk, który wskazywałby, że na górze dalej toczy się życie. Ale wśród ciemności słyszałem tylko własny oddech.
    Nie wiedziałem, czy znajduję się w piwnicy, czy może w jakimś bunkrze, choć kiedyś przypadkiem podejrzałem, że za drzwiami na końcu schodów znajduje się korytarz. Ściany w nim były pokryte ciemnobrązową angielską boazerią, widziałem złotą ramę wiszącego na jednej z nich obrazu. Może więc była to piwnica.
    A może loch.
    W każdym razie, nie było tu zimno. Wiedziałem, że po mojej prawej i lewej stronie na nagich ścianach znajdują się grzejniki. Nieważne ile czasu mijało, w pomieszczeniu zawsze było ciepło. Raz tylko zdarzyło się, że zrobiło się znacznie chłodniej – dostałem wówczas ciepły, miękki koc, którym teraz przykrywałem materac, by było mi bardziej miękko.
    Dni spędzałem na siedzeniu pod ścianą na łóżku  i gapieniu się przed siebie. Posiłki, które dostawałem tylko na początku stanowiły mój zegar; szybko straciłem rachubę, nie wiedziałem już, czy zasypiam nocą i budzę się na śniadanie, czy zasypiam rankiem i budzę się na kolację. Kiedy udawało mi się długo nie zasnąć – co zdarzało się dość często – zaobserwowałem, że dostaję posiłki regularnie. Gdybym miał siły na to by nie spać, pewnie byłbym w stanie odliczać godziny i na ich podstawie zgadywać, czy na zewnątrz panuje słońce czy księżyc, ale po co miałem to robić?
    I tak pewnie już nigdy nie zobaczę ani jednego, ani drugiego.
    Z góry rozległ się dźwięk przesuwanego rygla. Drgnąłem nerwowo, przełykając nerwowo ślinę i wpatrując się w kierunku schodów. U góry, po kilku kolejnych trzaskach, otwarły się drzwi. Zobaczyłem wysoką szczupłą sylwetkę, która wsunęła się do środka, zamykając za sobą drzwi. Znów zapadła ciemność, ale słyszałem, jak schodzi na dół, mogłem niemal wyobrazić sobie jej kształt.
    Obok stołu, w słabym świetle lampki mignął mi krótko cień. Postać była coraz bliżej, podchodziła do mojego łóżka. Kiedy zaczęła je okrążać, przesunąłem się na prawą stronę. Głowę trzymałem skierowaną przed siebie, ale kątem oka łypałem na obcą mi postać, która na małym stoliku postawiła jakiś przedmiot, po czym kucnęła. Kilka sekund później oślepił mnie blask lampki. Jęknąłem cicho, odwracając mocniej głowę i zamykając oczy. Kiedy poczułem, że jestem już gotowy, ponownie uniosłem powieki i zamrugałem, przyzwyczajając oczy do jasności.
    Wysoka postać tymczasem wzięła krzesło, które do tej pory stało przy stole, po czym postawiła je przed moim łóżkiem, w bezpiecznej odległości pod ścianą. Patrzyłem, jak siada na nim, zwrócona przodem do mnie. Usłyszałem jej westchnienie, dziwnie zmęczone, niczym u starego człowieka.
    Ale ten, kto przede mną teraz siedział, nie wyglądał staro. To był młody mężczyzna, mógł mieć, podobnie jak ja, około dwudziestu pięciu lat. Poza tym jednym różniło go ode mnie wszystko: ja byłem raczej niski, on wysoki. Moja postura również pozostawiała wiele do życzenia, zwłaszcza, że z powodu stresu długo nic nie mogłem przełknąć i wymizerniałem – on zaś był muskularny, z pewnością silny. Jego włosy były granatowe, podobnie jak oczy – moje były czerwone. Ja miałem jasną skórę, on zaś ciemną, choć obaj z całą pewnością byliśmy tej samej narodowości.
    Nie wiedziałem, jak się nazywał. Nie wiedziałem, jak miał na imię. Rzadko kiedy w ogóle słyszałem jego głos. Tylko kilka razy słyszałem od niego komendę „jedz”, gdy po pewnym czasie słabłem z głodu, uparcie odmawiając posiłków. Wówczas z jego gardła wydobywało się tylko to jedno słowo - „jedz”. Wypowiedziane dość ponurym, jakby zrezygnowanym tonem.
    Często do mnie schodził. Nie licząc tych przypadków, kiedy znosił mi jedzenie, często przychodził, by, podobnie jak teraz, usiąść na krześle przed łóżkiem, na którym siedziałem i... patrzył. Po prostu patrzył. Ignorował moje pytania, moje krzyki i łkania, ignorował moje desperackie próby ukrycia się przed jego spojrzeniem. Nieważne, czy wpełzałem pod łóżko, czy chowałem się w pozbawionej drzwi łazience, on tylko siedział i śledził mnie wzrokiem.
    Nigdy się do tego nie przyzwyczaiłem. Zacząłem to w miarę znosić, ale dobre były tylko początki. Im dłużej się we mnie wpatrywał, tym bardziej wariowałem.
    Nawet teraz nie wytrzymałem długo – po chwili zacząłem mimowolnie bujać się na łóżku, do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu. Lekko, tak że prawie nie wyczuwałem własnego ruchu. Nie patrzyłem na ciemnoskórego mężczyznę, wzrok wbijałem w bok, w stół, albo w podłogę po przeciwnej stronie, gdzie nieznajomy zawsze zapalał lampkę. Korzystałem ze światła, póki trwało ono przy moim boku.
    Nie było sensu pytać o cokolwiek. Kim jesteś? Dlaczego mnie tu zamknąłeś? Dlaczego właśnie mnie? Czy mnie wypuścisz? Czy mnie zabijesz? Czy będziesz mnie torturował, dusił, podpalał?
    Czym zasłużyłem sobie na taki los?
    Pociągnąłem nosem, ponieważ łzy znów wezbrały się w moich oczach. Teraz już mocniej się bujałem, wpatrując bezmyślnie w łańcuch, do którego byłem przykuty. Był długi na tyle, że mogłem poruszać się po całym pomieszczeniu oraz w łazience, ale nie na tyle, bym był w stanie wspiąć się po schodach dalej niż na dwa stopnie w górę – a było ich może piętnaście.
    Gdy mimowolnie spoglądałem na mężczyznę, widziałem jego wzrok – spokojne spojrzenie granatowych oczu, dziwnie łagodny wyraz twarzy, zupełnie jakby przyglądał się jakiejś ładnej ozdóbce, a nie człowiekowi, którego więził, którego przetrzymywał i karmił jak dzikie zwierzę.
–    Przestań...- jęknąłem w końcu, wsuwając się pod koc i nakrywając nim pod szyję. Łańcuch zadźwięczał cicho, kiedy uderzał o posadzkę i przesuwał się po niej, gdy znów podkurczałem nogi. Miałem na sobie białą rozpinaną koszulę z podwiniętymi rękawami i zwykłe bokserki. Zgadywałem, że nieznajomy był jakimś zboczeńcem, ale nie zdarzyło się, by dotykał mnie w jakiś dziwny sposób, albo sam pieścił się, przyglądając się mi.
    Nie odpowiedział, co mnie nie zdziwiło. Milczał, patrząc. Patrzył, milcząc. Mimika jego twarzy nie zmieniała się, podobnie jak spojrzenie. Oddychał spokojnie, miarowo, nie wydawał się być podniecony. Może był impotentem? Nie wiedziałem, nie chciałem wiedzieć. Nie chciałem nic o nim wiedzieć poza imieniem i nazwiskiem – były mi potrzebne, bym, kiedy już stąd wyjdę, mógł zniszczyć go, zrównać z ziemią.
    Oczywiście, nie miałem nadziei na to, że pewnego dnia stąd wyjdę. Jedyne miałem, to wyobraźnia – to właśnie w niej na różne sposoby zabijałem, katowałem i niszczyłem nieznajomego.
    Nie wiem ile czasu minęło, gdy w końcu przestał wpatrywać się we mnie i wstał. Płakałem nieprzerwanie, zakrywałem dłonią twarz, prawie wyrywałem sobie włosy – aż w końcu zabrał lampkę i ruszył do wyjścia. Wtedy właśnie przestałem. Wtedy bezwiednie odsunąłem od siebie koc i przesunąłem się na łóżku w kierunku odchodzącej sylwetki, wyciągając ku niej dłoń.
    Zabierał moje światło.
    Po raz kolejny zostawiał mnie w ciemnościach, samego, bezbronnego.
    Głośny trzask zamykany drzwi rozbrzmiał w pomieszczeniu, w akompaniamencie kolejnych trzasków zasuwanych rygli i przekręcanych zamków.
    Opadłem ciężko na łóżko, pociągając nosem, drżąc na całym ciele. Przykryłem się kocem, układając głowę na poduszce. Zamknąłem oczy.
    Wykończony długim płaczem, zasnąłem niemal natychmiast.

*

    Raz na jakiś czas Cień – jak zacząłem w myślach nazywać ciemnoskórego nieznajomego – zapalał w pomieszczeniu lampę wiszącą u sufitu. Była duża i świeciła blaskiem tak jasnym, że rozpraszała niemal wszystkie cienie wokół. Mogłem z powodzeniem nazywać ją „Słońcem” - oświetlała każdy zakamarek do tego stopnia, że widziałem nawet najmniejsze zadrapanie na ścianie.
    Cień zapalał ją, kiedy przychodził posprzątać. Zmiatał kurze ze stolika nocnego i ze stołu, zmieniał pościel w moim łóżku. Podsuwał mi środki czystości, a ja zabierałem się za łazienkę. Gdy na początku nie wiedziałem, o co mu chodzi, bez słowa pokazywał mi przejście. Myłem więc sedes oraz brodzik i szyby prysznica. Kończyłem szybciej niż on, więc siedziałem w kącie i przyglądałem mu się nieufnie.
    Oczywiście, nie raz już próbowałem go zaatakować. Płynem do mycia szyb próbowałem spryskać jego oczy, albo rozbić głowę wiadrem. Nigdy nie udało mi się zrobić mu krzywdy, zawsze powstrzymywał moje ciosy, i to z taką łatwością, jakbym miał do czynienia z doświadczonym żołnierzem, albo mistrzem sztuk walki.
    Tym razem Cień przyniósł mi inną pościel, ładniejszą. Miała jasnofioletowy kolor i była miękka w dotyku – sprawdziłem, kiedy wynosił brudną na górę. Gdy tylko wrócił, od razu odsunąłem się, ciągnąc za sobą łańcuch. Cień zabrał środki czystości i znów poszedł na górę, nie gasił jeszcze światła. W takie dni pozostawiał je włączone na dłużej, jakby to była dla mnie jakaś nagroda.
    Po kilkunastu minutach Cień zszedł do mnie z parującym posiłkiem. Poczułem przyjemny zapach yosenabe. Podejrzewałem, że Cień wiedział, iż lubię tofu. Przyrządzał je dość często, na różne sposoby.
    Z przeciwnego kąta patrzyłem, jak kładzie miskę na stole. Obok niej położył kubek, zapewne jak zawsze była to herbata. Wiedział, że nie zjem, jeśli będzie w pobliżu, więc od razu poszedł na górę.
    Dopiero, gdy usłyszałem trzask zamykanych drzwi, podszedłem ostrożnie do stołu i przysiadłem na brzegu krzesła. Ostrożnie spróbowałem potrawy – była gorąca i poparzyłem sobie język, ale jej smak mnie zaskoczył. Od razu zacząłem dmuchać lekko na każdą porcję, pochłaniając je szybko, raz za razem. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że byłem taki głodny.
    Gdy skończyłem, zająłem się powolnym sączeniem herbaty. Długo siedziałem na krześle, rozluźniony, wpatrując się bezmyślnie w schody. Po kolejnym upływie czasu – nie wiem jak wielkim czy małym – drzwi na górze znów się otworzyły. Zerwałem się ze swojego miejsca i pobiegłem do łazienki. Schowałem się za ścianą, wyglądając z niej ostrożnie i patrząc, jak Cień kładzie kubek i pustą, niemal wylizaną miskę na tacy. Kiedy odwrócił się w stronę schodów, postąpiłem ku niemu kilka kroków.
–    Czekaj!- zawołałem, spanikowany. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, ale wiedziałem, że mnie słuchał.- Proszę... proszę, nie gaś światła... Nie gaś światła... Nie chcę siedzieć tu po ciemku, boję się – jęknąłem, obejmując się ramionami.
    Naprawdę się bałem. Sam, w ciemnościach, w ciszy – mając za towarzysza tylko wyobraźnię, która podsuwała przerażające obrazy, jakie tylko światło było w stanie odegnać.
    Cień ruszył na górę.
–    Proszę!- zawołałem za nim, kiedy sięgnął dłonią do kontaktu i zgasił światło.- Błagam cię! Błagam! Jeśli to za dużo, to chociaż znieś mi tę małą lampkę, błagam cię! Błagam, nie zosta... wiaj... - wyjęczałem, lecz drzwi już się zamknęły.
    W jednej chwili przerażenie, jakie odczuwałem, ustąpiło miejsca złości. Z gniewnym wrzaskiem rzuciłem się na oślep na krzesło i, chwyciwszy jego oparcie, uniosłem mebel nad głową i mocno uderzyłem nim o stół. Nie rozbiłem go, nie miałem na to siły – moje mięśnie zdążyły nieco zwiotczeć, choć ostatnimi czasy zacząłem ćwiczyć, by nie zanikły one zupełnie. Wciąż jednak byłem w stanie robić nieznośny hałas.
    Uderzałem więc dalej krzesłem, o wszystko – o stół, o ściany, o podłogę. Rzucałem nim z jednego kąta w drugi, dopóki nie pozbawiłem go oparcia i nóg, a następnie nie złamałem także i tych. Nie widziałem, gdzie rzucam, więc kiedy ślepo poszukiwałem odłamanych kawałków, kilka razy skaleczyłem się w dłonie o zaostrzone końce. Nie zwracałem jednak na to uwagi.
–    Wracaj tu, ty draniu! Przynieś mi światło!- wrzeszczałem na całe gardło.- Nienawidzę cię, zabiję cię, ty chory psycholu! Ty jebany zwyrodnialcu! Zejdź tu, zabiję cię! Wracaj, wracaj do mnie! Nie zostawiaj mnie tu samego! Błagam, chodź tu! Chodź tutaj!!!
    Krzyczałem długo, tak długo i głośno, dopóki nie zdarłem sobie gardła. A i tak wciąż powtarzałem moją tyranię – siedząc na najniższym stopniu schodów, wpatrując się w lampkę LED nad stołem, łkając. Ochrypłym głosem szeptałem prośby i przekleństwa.
    Aż w końcu opadłem bez sił na schody i zamknąłem oczy.
    Nie zasnąłem jednak – nie zdążyłem. Drzwi nade mną otworzyły się, ale nie miałem siły tam spojrzeć, choć drogocenne pomarańczowe światło spłynęło na mnie niczym promienie słońca. Leżałem w bezruchu, twarde stopnie wbijały mi się w bok. Kiedy Cień przeszedł obok mnie, przesunąłem za nim spojrzeniem, dopóki nie zniknął mi z oczu. Dopiero gdy obok łóżka zaświeciła mała lampka, uniosłem głowę i spojrzałem w tamtym kierunku.
    Pokój teraz był oświetlony – nie tak, jak przy świetle lampy z sufitu, ale wystarczająco, by widzieć prawie całe pomieszczenie. Cienie uciekły w pozostałe trzy kąty pomieszczenia, dalej chowały się w łazience. Patrzyłem, jak Cień rozgląda się wokół i podnosi kawałek strzaskanego krzesła. Poszukał wzrokiem następnego i również go wziął. Potem następny i następny. Kiedy skończył, odrzucił wszystko pod stół i usiadł na łóżku.
    Zsunąłem się ze stopnia, na którym siedziałem, i zacząłem na czworakach iść w kierunku lampki. Usiadłem tuż pod szafką nocną, oparłem ręce o jej nieduży blat i położyłem dłonie na lampce. Ściskałem ją w obawie, że znów zostanie mi odebrana. Cień był teraz tak blisko mnie – gdybym wyciągnął rękę, mógłbym dotknąć jego kolana – ale nie bałem się go. Może to przez zmęczenie płaczem i krzykiem, może przez ogłupienie, nie miałem pojęcia. Jego obecność nie przeszkadzała mi. Cień siedział w bezruchu, lekko pochylony, z łokciami opartymi o kolana. Patrzył na mnie, pierwszy raz z tak bliska.
    A ja odpowiadałem równie spokojnym spojrzeniem, co jego, czując się jak dziecko, które nie chce oddać zabawki i krzyknie, jeśli tylko ojciec ją dotknie.
    Nie wiem, dlaczego nie wyzwał mnie za zniszczone krzesło. Nie wiedziałem, co sobie myślał, nie wiedziałem nic. Ale w tamtej chwili nie liczyło się dla mnie nic.
    Nic, prócz mojego światła.

*

    Cień zostawił lampkę na stałe. Mogłem więc cieszyć się światłem, zasypiać przy nim i budzić się przy nim – choć czasem zdarzało się, że gasła. Parę razy z powodu Cienia, który zapewne zgasił ją, gdy już napatrzył się na mnie i wychodził, a poza tym gasła z powodu przepalonej żarówki. Gdy nie mogłem jej włączyć na powrót i szarpałem nerwowo przełącznik, zaczynałem wołać Cienia – nazywałem go Cieniem już na głos. Czasem przychodził, czasem nie, ale zwykle wołałem go tak długo, dopóki nie zszedł i nie wymienił żarówki.
    Poza tymi momentami byłem spokojny. Nie chciałem, żeby zabrał mi światło, więc gdy przychodził popatrzeć na mnie – wymienił już zrujnowane krzesło na nowe – leżałem w bezruchu i pozwalałem mu, by się przyglądał. Nie siadał już pod ścianą, przysuwał się bliżej łóżka, ale wciąż w bezpiecznej odległości. Poza tym siedział bardziej po lewej stronie, przyglądał się mojej twarzy, kiedy leżałem na lewym boku.
    Tym razem nie było inaczej. Leżałem na boku i patrzyłem na niego spokojnie, prawie usypiając. Cień siedział niedaleko i patrzył na mnie, przyglądał się moim włosom, mojej twarzy, mojej klatce piersiowej. Wcześniej przykryłem się kocem, więc przyglądał się tylko górze.
    Po raz pierwszy postanowiłem zrobić eksperyment. To nie było nic specjalnego, po prostu odsunąłem koc, skopując go na koniec łóżka, gdzie zwinął się w kłębek. Wciąż miałem na sobie tylko bokserki i koszulę. Kiedy odsłoniłem nagą część ciała, Cień zaczął się w nią wpatrywać. Patrzyłem, jak jego granatowe oczy przesuwają się od moich stóp, przez łydki, kolana i uda, na biodrach kończąc. Minęła dłuższa chwila czasu, lecz kiedy spojrzałem na jego krocze, nie zauważyłem podniecenia.
–    Podobam ci się?- zapytałem cicho. Mój głos trochę się zmienił. Nadal brzmiał tak, jak kiedyś, kiedy jeszcze chodziłem po ulicach Tokio z moimi znajomymi. Ale stał się odrobinę ochrypły od wrzasków, jakby bardziej męski.
    Cień zwrócił spojrzenie ku mojej twarzy, gdy się odezwałem, ale nie odpowiedział mi. Znów popatrzył na moje nogi.
–    Wydaje mi się, że trzymasz mnie tu z konkretnego powodu – mruknąłem.- Nie wiem ile czasu tu jestem, ale do tej pory nie próbowałeś mnie zabić, nie próbowałeś mnie zgwałcić... Zastanawiam się, o co może ci chodzić. Na pewno nie chodzi o okup. Gdyby chodziło, już dawno byłbym na wolności. Chyba, że ojciec znalazł sobie nową żonę, a ta urodziła mu nowego dziedzica...
    Dalej mi nie odpowiadał, wciąż patrzył na moje nogi. Zakryłem je kocem, a wtedy spojrzał na mnie. Gdy znów odkryłem – znów spojrzał na nogi. Ponownie więc zakryłem je i odkryłem, a on wodził spojrzeniem w tę i we w tę. Zacząłem robić to szybko, śmiejąc się pod nosem, nawet jeśli Cień zatrzymał spojrzenie na mojej twarzy. Nie wydawał się być zirytowany, zdenerwowany czy rozbawiony. Po prostu dalej patrzył.
    Kiedy nagle podniósł się z krzesła i chwycił jego oparcie, by odnieść na miejsce, przestało mi być do śmiechu.
–    Czekaj!- krzyknąłem desperacko, zrywając się na łóżku. Stanąłem na nim na czworakach, a potem usiadłem prawie jak kundel.- Zostań... proszę, nie odchodź, Cieniu.
    Zatrzymał się i spojrzał na mnie – znów bez emocji, bez uczuć. Wpatrywałem się w niego z napięciem, gotów paść przed nim na kolana i błagać, by nie odchodził.
    Ale on powoli odstawił krzesło, a ja westchnąłem z ulgą. Nieważne, że nic nie mówił, nieważne, że tylko patrzył – potrzebowałem jego obecności, potrzebowałem jej jak mojego światła.
    Cień stał się moim światłem.
    Sądziłem, że usiądzie na krześle, ale on zajął miejsce na łóżku. Odsunąłem się nieznacznie, opierając ramieniem o ścianę. Patrzyłem na niego uważnie, czując dziwny dreszcz przechodzący przez moje ciało.
–    Powiedz mi coś – poprosiłem szeptem.- Jak masz na imię? Ja jestem Seijuurou.
    Nie odpowiadał.
–    Proszę...- Przysunąłem się do niego, a on zmierzył mnie spojrzeniem.- Proszę, chcę usłyszeć twój głos.
–    Seijuurou – mruknął.
    Spojrzałem na niego wielkimi oczami.
–    Tak – sapnąłem ze śmiechem.- Tak, Seijuurou. Podoba ci się? A ty jak masz na imię? Możemy mówić do siebie po imieniu, co ty na to?
    Znów milczał uparcie, mimo kilku moich kolejnych próśb. W końcu wstał nieoczekiwanie i podniósł krzesło.
–    Co robisz?- zapytałem gorączkowo. Cień ruszył w kierunku stołu. Sądziłem, że chce tylko odłożyć krzesło, ale on zaczął wspinać się po schodach. Zerwałem się z łóżka, ruszając za nim.- Czekaj, dokąd idziesz?! Miałeś zostać! Miałeś mnie nie zostawiać, obiecałeś! Czekaj! Cieniu, nie!
    Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Jęknąłem przeciągle, wracając pospiesznie do mojej lampki. Wspiąłem się na łóżko i przycupnąłem w jego rogu, tuż obok stolika nocnego, ściskając w objęciach poduszkę w poszewce z fioletowego jedwabiu. Przyciskałem ją do nosa, bujając się w przód i w tył, kurczowo trzymając się wspomnienia głosu Cienia.
    Seijuurou. Seijuurou. Seijuurou. Seijuurou...
    Nie wiem ile minęło czasu, gdy drzwi otwarły się po raz kolejny. Spojrzałem z nadzieją w tamtym kierunku i zobaczyłem schodzącego po schodach Cienia. W dłoni trzymał coś podłużnego, ale z tej odległości nie widziałem, co to było.
    Kiedy zbliżył się do łóżka i stanął po mojej stronie, przyjrzałem się temu, co przyniósł – były to paski jakiegoś materiału. Przypominały jedwab, wszystkie były czarne, zwinięte kilka razy. Cień odłożył je obok lampki, po czym zaczął ściągać z siebie koszulkę.
    Przełknąłem ciężko ślinę, wpatrując się w jego nagi tors. Przesuwałem wzrokiem po jego mięśniach i zarysowanych żebrach, po sutkach i włosach nad piersiami. Kiedy zaczął rozpinać spodnie, zadrżałem na całym ciele i uciekłem spojrzeniem, wbijając je w stolik nocny.
    Cień pozbył się ubrań, został tylko w bieliźnie. Sięgnął po pierwszy pasek, drugą dłonią chwycił moje dłonie. Stłumiłem jęknięcie, ale nie próbowałem uciekać, kiedy związywał mi nadgarstki. Na tyle mocno, że nie mogłem ich rozłączyć, ale nie na tyle, by przerwać dopływ krwi. Odebrał mi poduszkę, odrzucił ją na bok. Sam zrozumiałem, że następne będą kostki, więc wyprostowałem i złączyłem nogi, zanim zrobił cokolwiek.
    Związał drugim paskiem kostki. Nie spuszczałem z niego wzroku, kiedy kładł się na łóżku obok mnie. Leżałem na plecach, a on po mojej prawej stronie, na lewym boku, podwinąwszy pod głowę rękę.
    Po dłuższej chwili niezgrabnymi, podskakującymi ruchami obróciłem się ku niemu. Cień patrzył na mnie w milczeniu, jak zawsze bez żadnego konkretnego wyrazu na twarzy. Przysunąłem się do niego odrobinę, sięgnąłem dłońmi do jego nagiej klatki piersiowej. Jedną z nich ostrożnie położyłem na jego ciele i przesuwałem tak długo, dopóki nie znalazłem tego, czego szukałem.
     Bu-bum. Bu-bum. Bu-bum.
    Jest!
    Zaśmiałem się, spoglądając radośnie w pełne zaskoczenia granatowe oczy Cienia. Jego serce biło! Zupełnie jak moje. Cień był człowiekiem, tak jak ja. Był żywy, tak jak ja. I był tutaj, ze mną, tak blisko, że czułem ciepło jego ciała, oddech i zapach.
–    Cieniu...
    Nagle coś zabzyczało za moimi plecami i w pomieszczeniu zapadła ciemność.
–    Nie!- krzyknąłem, odwracając głowę w kierunku lampy. Kolejna żarówka przepaliła się przez nieustanną pracę.- N... nie... nie znowu...
    Poczułem poruszenie na łóżku i zrozumiałem, że źródło przyjemnego ciepła zaczyna słabnąć.
–    Nie!- krzyknąłem znowu, przysuwając się do Cienia.- Proszę, nie! Proszę, Cieniu, przytul mnie, nie zostawiaj mnie samego!
–    Pójdę po żarówkę – powiedział cicho.
–    Nie idź!- błagałem dalej.- Nie zostawiaj mnie teraz, nie teraz, proszę! Proszę, Cieniu, nie odchodź ode mnie...
    Moje ciało drżało konwulsyjnie, palce dłoni wczepiłem bezradnie w silne ramię Cienia, które jeszcze chwilę temu próbowało się odsunąć, lecz teraz jakby zawahało się. Usłyszałem głośne westchnienie Cienia, a potem poczułem, że otacza mnie silne ramię.
    Cień przysunął się do mnie. Przytulił mnie.
    Z ulgą wtuliłem się w niego, tak jak tylko było to możliwe – jak pozwalały mi na to związane stopy i dłonie. Sapałem głośno, a potem coraz ciszej i ciszej, dopóki zupełnie się nie uspokoiłem. Kiedy oddychałem już normalnie, Cień zaczął powoli gładzić moje włosy. To mnie zupełnie odprężyło, poczułem się tak słodko i bezpiecznie w jego ramionach.
–    Która godzina?- zapytałem bezmyślnie.
    Dłoń na moich włosach zawahała się, a potem jej palce dalej czesały moje włosy.
–    Kiedy schodziłem, była dziewiętnasta – mruknął Cień.
–    Więc jest wieczór – stwierdziłem raczej beznamiętnie. Nie obchodziło mnie, nie obchodziło mnie już nic – chciałem tylko być blisko Cienia i słuchać jego głosu.- Dzisiejsze tofu... było pyszne. Dziękuję. Sam gotujesz?- Uniosłem głowę, próbując namierzyć jego twarz. Wiedziałem, że jest odrobinę wyżej niż moja, ale nie mogłem jej namierzyć. Lampka LED nad łóżkiem była wyłączona.
–    Tak – odpowiedział.
–    Byłe pyszne – powtórzyłem cicho. Próbowałem przysunąć się do niego jeszcze bardziej, rozpaczliwie pragnąłem jego dotyku. Czując na udzie jego twardą męskość, sam zaczynałem odczuwać dziwne podniecenie.- Cieniu... podobam ci się?
    Chwila milczenia, dłoń dalej gładziła moje włosy.
–    Tak.
–    To dlatego mnie tu zabrałeś?
    I znów, chwila milczenia, ciche westchnienie.
–    Tak.
–    Dlaczego nie próbowałeś mnie wziąć siłą?- zapytałem cicho.- Chyba tak robią ludzie porywający innych.- Tym razem odpowiedź nie nadeszła i wystraszyłem się, że uraziłem Cienia.- Dotknij mnie, Cieniu – poprosiłem.- Dotknij mnie tam...
–    Odwróć się – mruknął.
    Wysunął dłoń z moich włosów, popchnął lekko moje ramię, pomagając mi się przewrócić na drugi bok. Przez chwilę panikowałem, kiedy przestał mnie dotykać, by zdjąć z siebie bieliznę, ale opanowałem się nieco, gdy zaczął zdejmować moją. Rozległo się ciche „klap” kiedy bokserki wylądowały na posadzce, moje stopy zostały uwolnione. Znów poczułem ciepło ciała Cienia, tym razem za moimi plecami. Usłyszałem splunięcie, a potem jego wilgotne palce zaczęły przesuwać się po moim odbycie.
    Jęknąłem, wypinając się w jego stronę. Pragnąłem tej bliskości, potrzebowałem jej. Miałem wrażenie, jakby moja dziurka napęczniała w oczekiwaniu, w niecierpliwości. Rozkoszowałem się tymi palcami, które ją drażniły i nawilżały. Cień znowu splunął sobie na dłoń, a gdy ponownie zaczął mnie pieścić, tym razem wsunął palce we mnie – najpierw jeden, potem drugi.
    Było mi tak dobrze. Leżałem na boku, dysząc ciężko, czując, jak mój własny członek szybko twardnieje. Uśmiechałem się do siebie leniwie, pojękując, kiedy czułem, jak palce Cienia poruszają się we mnie, rozcapierzają się, by poszerzyć ciasny otwór – teraz były ich trzy, każdy taki ciepły, taki żywy...
    Chciałem, żeby Cień mnie przytulił, ale póki cieszyłem się samą tą pieszczotą. Wkrótce Cień wyciągnął palce – mój odbyt odruchowo zacisnął się – a po kilku sekundach poczułem, że wsuwa się we mnie coś znacznie większego, wilgotnego i o wiele, wiele cieplejszego.
–    Aa...aah...- jęknąłem, marszcząc brwi i zaciskając powieki. Bolało. Nie mogłem się rozluźnić i miałem wrażenie, że wbija się we mnie kawałek zaostrzonej kłody. Moje wnętrze było rozdzierane, wejście do niego siłą rozwierane. Czułem, jak wrażliwa skóra pęka, wydawało mi się, że moje wnętrzności spychane są ku górze.- Ahh!
    Cień zaczął się poruszać. Powoli, ale stanowczo, nie pozostawiając mi czasu na rozluźnienie się. Każde pchnięcie odczuwałem jak cięcie nożem, ale gdzieś tam w środku ciemnoskóry poruszał we mnie jakiś punkt rozkoszy. Za każdym razem, gdy czubek jego penisa go dotykał, przez moje ciało przechodził niecierpliwy dreszcz, ogarniający mnie ciepłą falą.
–    Mocniej – jęknąłem z płaczem.- Szybciej...
    Nie posłuchał mnie, przynajmniej nie od razu. Dopiero, kiedy zrobiło się wilgotniej – byłem świadom tego, że krwawię – Cień przyspieszył, najwyraźniej odczuwając dzięki temu większą rozkosz.
    Bolało... bardzo bolało, ale cieszył mnie ten ból. Witałem go z uśmiechem na twarzy i wypełniającą mnie euforią, ponieważ ból ten sprawiał mi akt dokonywany przez drugiego człowieka – przez żywą osobą. Czułem w sobie gorącą część Cienia, czułem jego rozgrzaną skórę, jego rozpalone dłonie, którymi zaczął dotykać mojego brzucha, a potem sutków skrytych pod koszulą. Zagryzałem wargę i rozkoszowałem się tym uczuciem, czerpałem z niego rozkosz tak wielką, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłem podczas seksu.
–    Dotknij mnie – jęknąłem głośno, zaczerpując z sykiem powietrza.- Dotknij mnie, błagam...
    Tym razem Cień spełnił moją prośbę, dotknął mojego członka, ścisnął go. Zaczął pieścić go energicznym ruchem, w tym samym tempie, w którym poruszał biodrami. Słuchałem odgłosów naszych uderzających o siebie ciał, słuchałem oddechu Cienia za sobą, własnych jęków. Śmiałem się cicho i jęczałem coraz głośniej, wypełniając to ciemne, przerażające pomieszczenie dźwiękami rozkoszy. Nie chciałem słyszeć ciszy, już nigdy nie chciałem słyszeć tej przeklętej ciszy...
    Doszedłem szybko, znacznie szybciej niż Cień. Może dlatego, że od tak dawna się nie zaspakajałem, a może przez to, że zwyczajnie tak bardzo podobało mi się, to co robiliśmy. Kiedy osiągnąłem szczyt, ścianki mojego odbytu zacisnęły się jeszcze bardziej, wzmagając ból towarzyszący każdemu ruchowi Cienia. Ale nie przejmowałem się tym, czekałem z uśmiechem na twarzy, jak i on się zaspokoił – słuchając jego jęków.
    Kiedy skończył, mocno wbił we mnie swojego penisa. Krzyknąłem, o ile to możliwe jeszcze mocniej zaciskając odbyt. Cień powoli wysunął się ze mnie, a wraz z tym ostatnim ruchem z mojego wnętrza wypłynęła jego sperma oraz moja krew. Czułem, jak łaskoczącym strumykiem spływają pod moim pośladkiem i skapują na pościel.
    Cień dyszał za moimi plecami, opierając czoło o moje ramię i mocno ściskając moją rękę. Powoli się uspokajaliśmy, cichliśmy...
    Nie podobało mi się to.
–    Jeszcze raz – poprosiłem, obracając ku niemu twarz.
–    Co?- mruknął, oddychając głęboko.
–    Zróbmy to jeszcze raz – wydyszałem.- Obciągnę ci, żeby szybciej ci stanął...
–    Nie...- szepnął.
–    Co? Dlaczego?- zapytałem z paniką w głosie. Nie podobało mu się?
–    Jesteś ranny – westchnął.
–    To nic, nie boli mnie!- skłamałem, unosząc głos.
–    To nie ma znaczenia, krwawisz – powiedział Cień.
–    Proszę, zrób to dla mnie...- wyjąkałem, próbując odwrócić się w jego stronę.- Jeśli nie masz siły, to mogę cię ujeżdżać...!
–    Przestań, Seijuurou – wymamrotał, a ja poczułem, że się odsuwa.
–    Dokąd idziesz? Zostawiasz mnie? Przecież obiecałeś zostać! Nie możesz mnie zostawić, bez ciebie tutaj umrę, słyszysz!
–    Nie zostawiam cię!- Pierwszy raz zdarzyło się, że podniósł głos. Poczułem, że przysuwa mnie na skraj łóżka i opatula prześcieradłem.- Zabiorę cię na górę...- szepnął.- Wykąpiesz się, a potem odejdziesz. Pójdziesz do szpitala, wrócisz do domu, do rodziny... Obiecuję.
    Nie odzywałem się. Nie do końca dotarło do mnie, co powiedział. Dokąd mam odejść, skoro łańcuch na niewiele mi pozwala? Po co mam iść do szpitala, skoro nic mi nie dolega? Do jakiego wracać mam domu, do jakiej rodziny?
    Przecież byłem tutaj, z Cieniem.
    Usłyszałem brzęk łańcucha i ciepły od mojej skóry kawałek metalu uwolnił moje kostki. Po chwili wolność odzyskały także dłonie. Skrzywiłem się, kiedy Cień wziął mnie ostrożnie na ręce, po czym po ciemku zaczął gdzieś iść. Objąłem go drżącymi ramionami, wtulając się w niego. Wciąż coś ze mnie wypływało, wciąż bolało i szczypało, ale nadal uważałem to za przyjemny stan.
    I nadal chciałem to powtórzyć.
    Wszystko, byle tylko czuć, że żyjemy.

*


    Byłem oszołomiony.
    A przynajmniej tak mi się wydawało.
    Siedziałem na kanapie w cudownie jasnym pomieszczeniu, które chyba było pokojem dziennym. Znajdował się tutaj nieduży telewizor oraz kominek, kilka regałów, a także mniejszych i większych szafek. Tu i tam widziałem okładki jakichś książek, drobne figurki, albo czy inne typowe dla takich mebli ozdóbki. Widziałem również ramki na zdjęcia, na których inny Cień uśmiechał się, otaczając ramieniem żywych ludzi. Oni również się uśmiechali. Wyglądali na szczęśliwych.
    Miałem na sobie czyste ubrania – za duże, ponieważ należały do Cienia. Były to szare dresowe spodnie oraz luźna koszulka z jakimś czarnym nadrukiem. Granatowa, jak oczy Cienia. Ściskałem jej materiał w jednej dłoni, drugą trzymając kubek gorącej herbaty. Na ramiona zarzucony miałem puszysty czarno-biały koc w kratę.
    Moje ciało było czyste i pachniało Cienień – czy raczej jego płynem do kąpieli. Włosy pachniały szamponem Cienia. Odbyt nadal bardzo bolał i dość ciężko było mi usiedzieć w jednej pozycji, ale ignorowałem to. Siedziałem grzecznie na kanapie, przesuwając spojrzeniem po skąpanym w jasnym świetle pomieszczeniu, przyglądając się kolorowej tapecie, tak różnej od szarych ścian mojego pomieszczenia, mojej ciasnej piwnicy.
    Cienia nie było obok mnie i trochę się denerwowałem, ale nie panikowałem, ponieważ widziałem go w przejściu do kuchni. Co chwila obracałem głowę, upewniając się, że wciąż tam jest – przygotowywał dla mnie kolację. Kiedy zjawił się w salonie, poruszyłem się niecierpliwie na kanapie, robiąc mu miejsce; choć przecież już siedziałem na samym brzegu.
    Cień usiadł pośrodku, a ja przysunąłem się do niego. Podał mi talerz z małymi kanapkami. Nie miałem ochoty jeść, ale zjadłem jedną, żeby nie robić Cieniowi przykrości. On również zjadł jedną kanapkę. Milczeliśmy, ale ta cisza nie była taka zła, ponieważ słyszałem, jak obaj przeżuwamy jedzenie i je połykamy. Słyszałem też ciche tykanie zegara, ale nie udało mi się go namierzyć.
–    Jak zjesz, to zadzwonię po taksówkę – mruknął Cień.- Pojedziesz nią do szpitala, a tam poprosisz, żeby zadzwonili do twojej rodziny.
    Oblizałem pomazane masłem palce i oparłem głowę o ramię Cienia. Wydawało mi się, że był smutny. Jego głos był pełen zrezygnowania.
–    Akashi...- westchnął.- Nazywam się Aomine. Aomine Daiki.
–    Aomine Daiki – powtórzyłem, unosząc głowę i patrząc na niego. Więc był Aomine Daikim. Nie Cieniem, ale Aomine Daikim.- Daiki... podoba mi się. To dobre imię.
–    Kiedy dotrzesz do szpitala, powiedz o mnie policji – powiedział cicho.- Na pewno się zjawi, szukają cię od dawna.
–    Co mam im powiedzieć?
    Spojrzał na mnie jakby z politowaniem.
–    Że uprowadziłem cię, przetrzymywałem i zgwałciłem.
–    Ale ja tego chciałem...- zaprzeczyłem, kręcąc głową.
–    Niczego nie chciałeś bardziej od tego, bym cię wypuścił – mruknął.- Zniszczyłem twoją psychikę, to dlatego sądzisz, że chciałeś mojej bliskości.
–    Nie jestem nienormalny – wymamrotałem, parsknąwszy cicho.- Nie jestem... Wiem, kim jestem. I wiem, kim ty jesteś.
–    Kim jestem?
–    Jesteś... nie, nie jesteś... Nie jesteś Cieniem, jesteś Daiki.
–    Zadzwonię po taksówkę – westchnął, wstając z kanapy.
–    Dlaczego to robisz?- zapytałem gorączkowo, podnosząc się i chwytając jego ramię.- Nie miałeś mnie zostawiać, więc dlaczego chcesz mnie oddać...?
–    Zwracam ci wolność, Akashi – powiedział z powagą.- Nigdy nie miałem do ciebie prawa, ale uwalniam cię. Wracaj do rodziny... wracaj do swojej dziewczyny. Zdaje się, że jakąś miałem.
–    Nikogo nie miałem!- krzyknąłem ze złością, szarpiąc jego ramię.- Nie miałem nikogo, dopóki nie wylądowałem tutaj! Teraz mam ciebie!
–    Psycholog pomoże ci dojść do siebie...
–    Przestań mnie traktować jak psychicznie chorego!- wrzasnąłem, ze złością odrzucając koc, który wciąż miałem na ramionach. Popatrzyłem nienawistnie na Cienia – na Aomine – a potem z jękiem rzuciłem się ku niemu, przytulając.- Obiecałeś... obiecałeś mnie nie zostawiać... Nie oddawaj mnie teraz, nie odrzucaj mnie, Daiki... Jesteś moim światłem, nie możesz...
–    Nie rozumiesz, że tak będzie lepiej?- mruknął Aomine, obejmując mnie swoimi ciepłymi ramionami.- Każdego dnia patrzyłem, jak twoja psychika podupada. Niszczyłem cię od środka, dzień po dniu, dopóki nie rozpadłeś się zupełnie. Teraz chcę to naprawić. Chcę zapłacić za moje grzechy... Zobacz, że teraz będzie dobrze. Dobrzy ludzie ci pomogą, zachowasz zdrowe zmysły...
–    Jeśli mam je w ogóle stracić, to tylko przez twoją nieobecność – wyszeptałem, zaciskając bezradnie palce na jego bluzce. Wcisnąłem twarz w zagłębienie jego szyi.- Nie zostawiaj mnie, Daiki. Jeśli naprawdę nie chcesz, bym się rozpadł, to mnie nie zostawiaj.
–    Ale to ja doprowadziłem cię do tego stanu...
–    Czy nie rozumiesz?- zapytałem ze łzami w oczach, odsuwając się nieznacznie i patrząc na niego. Spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem.- Tak właśnie jest... Skoro to ty mnie zniszczyłeś, to tylko ty możesz mnie naprawić... Tylko ty wiesz najlepiej, w jaki sposób działam.
–    Przestań – westchnął, marszcząc brwi i próbując się ode mnie odsunąć. Nie pozwoliłem mu na to, uparcie trzymałem się kurczowo koszulki na jego plecach. Może i nie miałem przesadnie dużo sił, ale w takiej desperacji nie miałem zamiaru się poddać.- Akashi...
–    Nie odejdę – jęknąłem.- Nie pozwolę odejść tobie...
–    Klamka już zapadła – mruknął Daiki.- Nie ma przyszłości w... w czymś takim.
–    Nie ma?- sapnąłem, patrząc na niego z niedowierzaniem. Przełknąłem ciężko ślinę, po czym odsunąłem się od niego i ruszyłem w kierunku korytarza.
–    Dokąd idziesz?- zapytał, kiedy skręciłem w prawo.
    Ciemnobrązowa angielska boazeria. Obraz w złotej ramie na ścianie. I drzwi – duże drewniane drzwi ze złotą mosiężną klamką, umieszczone pod schodami, wyglądające jak wejście do schowka.
–    Akashi?- Niepewny głos za moimi plecami.
–    Wracam do siebie – szepnąłem, przekręcając klucz i odryglowując przejście do mojego pomieszczenia, mojej piwnicy.
–    Przestań, czy ty oszalałeś...?
–    Wracam tam, gdzie moje miejsce – wycedziłem ze złością, nie mogąc powstrzymać łez.- Jeśli chcesz się poddać, to proszę bardzo. Ale kiedy przyjedzie policja, zobaczy, że z własnej woli siedzę tam, na dole. I nie pozwolę im się zabrać.
–    A co, jeśli ja tego chcę?
–    To mnie zabij!- krzyknąłem, odwracając się do niego.- Zabij mnie, albo ja to zrobię!
–    Nie chcę cię zabijać, nie mogę tego zrobić – wyszeptał Aomine, podchodząc do mnie. Jego wzrok wydawał się być trochę przestraszony.
    To moje zachowanie go przerażało. Ale mnie to nie obchodziło. Nie miałem zamiaru pozwolić, by odebrał mi moje światło.
–    Więc wracam na dół – powiedziałem cicho.
–    Proszę, nie rób tego...- westchnął, kładąc dłoń na drzwiach, uniemożliwiając mi zejście do piwnicy.- W porządku, zostań tutaj. Zaparzę nową herbatę, odpoczniesz w salonie.
–    A potem?- naciskałem dalej.
–    A potem – westchnął.- Pójdziemy spać. Do mojej sypialni.
–    Razem?- Chciałem się upewnić.
–    Razem.- Skinął głową.
–    Co dalej?
–    Akashi...
–    Będziesz chciał mnie wydać?
–    Twoje zmysły są niezdrowe...
–    Skoro chcesz, żeby były, to mnie nie zostawiaj!- Nie dawałem za wygraną. Chwyciłem go za ramiona, zacisnąłem na nich mocno dłonie.- Jeśli to jakaś chora psychologia, to w porządku, ale ja wiem, że nie ocali mnie nikt, prócz ciebie! Jeśli mnie zostawisz, będzie tylko gorzej... Więc zostań ze mną, dopóki nie będzie dobrze.
–    Zostanę – wyszeptał, marszcząc brwi. Przesunął dłonią po moich włosach i policzku, a ja przymknąłem oczy, rozkoszując się dotykiem jego ciepłej skóry. To była skóra żywego człowieka. Skóra mojego Cienia.- Zostanę z tobą, dopóki... dopóki nie zrozumiesz. Potem zrobisz ze mną, co zechcesz.
–    Co zechcę...- powtórzyłem cicho, dotykając jego dłoni i przykładając ją sobie do policzka.- Więc nie zostawisz mnie? Nie opuścisz mnie, Daiki?
    Cień westchnął cicho, kręcąc bezradnie głową.
–    Co ja narobiłem...- wyszeptał, pochylając się nade mną i całując mnie. To był nasz pierwszy pocałunek i zaskoczył mnie. Jęknąłem cicho, ale zaraz zreflektowałem się i odpowiedziałem na niego.- Przepraszam, Seijuurou – szepnął Cień między pocałunkami.- Zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Przepraszam...
    Nie odpowiedziałem. Nie chciałem odpowiadać. Nie chciałem dalej zagłębiać się w tę rozmowę, obawiałem się, że Cień znów zacznie się upierać przy odesłaniu mnie. Wtuliłem się więc w niego, z radością poddając się jego słodkim, ciepłym, żywym pocałunkom.
    To był mój Cień.
    A ja byłem jego.
    I nie pozwolę, by cokolwiek to zmieniło.
    Nie pozwolę...


19 komentarzy:

  1. Znacznę od tego, co rzuciło mi się na oczy jako pierwsze, czyli tytuł. Szwedzka cisza, jakoś tak od razu skojarzył o mi się ze Sztokholmem ( a, że wątpiłam by akcja działa się w Szwecji), to kolejne skojarzenie, już bez zastanowienia- syndrom sztokholmski.
    Rozumiem dobór postaci, sama ich relacja wydała taka "zimna", co jeszcze pogłębiał ten dziwny, rzadko spotykany paringu.
    Opisy pomieszczeń ( nawet nie wiesz jak bardzo je uwielbiam, są takie rzeczywiste) oraz scen i dialogu jak zawsze idealnie.
    Sama fabuła mnie wciągnęła na tyle, że odłożyłam czytanie na czas gdy będę miała wystarczająco dużo czasu na przetrawienie tego w spokoju, by przeczytać wolniutko, linijka po linijce, w pełni ogarniając historię :)
    Coś tak podskórnie czuję, że inspiracją do napisania tego w pewnej mierze było Killing Stalking, a może się mylę?
    Zmiana psychologiczna Akashiego była w pewnym stopniu do przewidzenia, chociaż ostatnie akapity już tak "nabrzmiały" desperacją, tak mocno spaczony umysł miał Akashi, że to aż bolało.... I to nie tylko mnie, bo Aomine też poczuł wyrzuty sumienia, tyle, że za późno. Można powiedzieć,że stał się ofiarą własnej zbrodni ( bo o tym, że Akashi sam z siebie wróci do normalności, to nie mamy nawet co marzyć, a stał się niesamowicie zaborczy w stosunku do Aomine).
    Niestety, po bliżej nieokreślonym, jednak raczej dłuższym czasie w samotności, ciszy i ciemności człowiek zaczyna się łamać. Zwłaszcza ciemność i cisza mają w tym swój duży udział, chociaż zdaje mi się, że próbę rozproszenia ciszy własnym głosem pominęłaś. Człowiek zaczyna gadać sam do siebie, by mieć chociaż iluzję, że nie jest sam.
    Na temat przywiązania do porywacza, nie będę się rozpisywać, chyba większość wie na jakiej zasadzie działa syndrom sztokholmski. Bardzo dobrze to opisałaś, większość ofiar właśnie pragnie dowodu, że oprawca jest żywy, że to żywy człowiek jest powodem ich cierpień a także żywią nadzieję ( chociaż sami tego nie zauważają, myśląc, że to tylko "miłość"), że dzięki przywiązaniu, dzięki seksowi tudzież innymi sposobami poddańczego zachowania zdołają ugłaskać i przekonać oprawcę by zostawił ich w spokoju lub chociaż nie krzywdził. Strasznie kulawe to zdanie, ale inaczej chyba tego nie wytłumaczenia, po prostu spaczenie rzeczywistości.
    Skoro już tak się rozpisałam to jeszcze jedno ;)
    " A i tak wciąż powtarzałem moją tyranię", chyba w tym zdaniu chodziło o "litanię" ;)
    Opko na ogromny plus, poruszasz takie dojrzalsze tematy także w dojrzalszy sposób, nawet nie wiesz pod jakim wrażeniem jestem obecnie ;)
    Pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie rzecz biorąc pomysł na to opowiadanie przyszedł mi do głowy po obejrzeniu dramatu "3096 dni" o życiu Nataschy Kampusch, który obejrzałam szmat czasu temu, ale nie da się ukryć, że "Killing Stalking" był takim dodatkowym bodźcem c: (choć chwilowo mnie ta manhwa irytuje xD).
      I tak, masz absolutną rację z tym mówieniem sam do siebie - z mojej strony to właściwie duży błąd, i nie mam jak się usprawiedliwić, przepraszam xD Po prostu w szale pisania wypadło mi to z głowy ._. xD Ale przyznaję się do błędu c:
      I za wskazanie błędu w zdaniu także dziękuję, już je poprawiłam c:
      Cieszę się, że opowiadanie się spodobało i skłoniło Cię do napisania interpretacji! *-* Oczywistą oczywistością jest, że zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś, bo właśnie to starałam się ukazać w opowiadaniu :D
      Dziękuję więc za komentarz! Ja również pozdrawiam, no i tradycyjnie do następnego :D

      Usuń
  2. No nieźle, Yuuki-san... Czytając to, rozpłakałam się, sama nie mam pojęcia dlaczego.
    Kiedy zobaczyłam, że to będzie Aomine x Akashi, bardzo się ucieszyłam, bo uwielbiam ich obu. I mimo tego, że siedzenie cicho totalnie nie pasuje do Daikiego, bo z niego dzik jakich mało, to czytanie tego było bardzo przyjemne ;) Nie jestem jakimś znawcą od pisania opowiadań, więc mogę tylko powiedzieć, że bardzo mi się podobało i czekam na następne ^^ Znowu zamiast się uczyć, czytam twojego bloga, no ale... Co ja poradzę? XD To nie moja wina, że twoje opowiadania tak mnie wciągają!
    Pozdrawiam! :* ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo mi miło, że Cię to opowiadanie wzruszyło! D:
      I hohoho, Aominecchi może i jest dzikiem, ale w czasach, gdy był takim ponurakiem pozbawionym miłości do koszykówki to i owszem, niezły z niego był milczek xD
      Cieszę się niezmiernie, że się podobało! Bardzo dziękuję za miły komentarz, mam nadzieję, że dalej moja twórczość będzie tak Cię wciągać! :D ☺♥

      Usuń
  3. Stwierdziłam na początku że to będzie słabe i beznadziejne ale się strasznie pomyliłam. Ty piszesz lepsze opowiadania od większości książek! Nadal nie mogę się otrząsnąć! To najlepsze co w życiu przeczytałam ( mimo że przeczytałam większość twoi tworów)!!! Nie uznaję też tego pairingu ale to jest cudo! Gdybyś napisała to w częściach to bym umarła w oczekiwaniu na kolejne! !! Kocham to! Pozdrawiam wyjąc z zachwytu ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, Yuuki jednak zaskakuje c: Ogromnie się cieszę, że tak Ci się podobało! :D Dziękuję za komentarz, ja również pozdrawiam i też wyję, ze szczęścia xD Do zobaczonka!

      Usuń
  4. Prawie się popłakałam. U mnie to rzadkość, ale prawie się popłakałam czy Ty rozumiesz co ze mną robisz? Nagle z myśliwego mój kochany Daiki stał się ofiarą. Nie sądziłam że syndrom sztokholmski może być bronią obusieczną, ale jak widać wielu rzeczy jeszcze nie wiem. Tak więc nauczaj o wielka! Bardzo przyjemnie się czytało, jak prawie zawsze. Do zobaczenia pod następnym
    Haru-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PRAWIE zawsze? ☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺ No chyba nie chcesz, żebym dała Akashiemu Twój komentarz do przeczytania? Wiesz, mogę go na Ciebie nasłać i w ogóle... xD No ale wiem, moje stare opowiadania to tragedia :''')
      Cieszę się bardzo, że to Ci się podobało! Bardzo dziękuję za komentarz, pozdrawiam cieplutko! ☺

      Usuń
  5. Ja w sumie myślałam, że skoro to ,,muszą" być oni to jest to uzasadnione tym, że Aomine był kiedyś z Kuroko, który umarł, odszedł, nie wiem i porwał Akashiego bo był do niego podobny :0 To mi się wydawało całkiem logiczne xD Ogólnie odbiór mam bardzo pozytywny, chociaż jestem w sumie ciekawa co było dalej. Jednocześnie intrygują mnie właśnie te pobudki Aomine, jeśli nie jest to podobieństwo do Kuroko to co go skłoniło do porwania Akashiego. Generalnie było super! Pozdrawiam :)
    Pamplona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, te pobudki Aomine to już pozostawiam moim czytelnikom pełne pole do popisu ♥ Śmiało zakładajcie własne teorie i dzielcie się nimi ze światem (tzn. tym blogiem xDD).
      Cieszę się ogromnie, że się podobało! :D Bardzo dziękuję za komentarz, ja również pozdrawiam! ☺

      Usuń
  6. pomimo, że może nie powstać... czekam na kontynuację, albo perspektywę Daikiego *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, obawiam, że może nie powstać xD Ale co do tego, że powstanie coś podobnego do tego, nie wątpię xD
      Yuuki ma zrytą banię, więc czemu nie? ☺

      Usuń
  7. Dobra, pierwszy raz od dawna przeczytałam jakąś Twoją pracę na laptopie, więc chcę wykorzystać tę sytuację i sklecić jakiś porządny komentarz.
    Bardzo podobał mi się klimat tego opowiadania aż do samego końca. Po tytule od razu spodziewałam się czegoś w tym stylu, choć przez pewien moment zastanawiałam się i obstawiałam w myślach, która z postaci jest tą uwięzioną. Zakończenie może mnie nie powaliło, ale no nie oszukujmy się - gdyby każde Twoje opowiadanie miało spektakularne zakończenie to z czasem mogłoby się zrobić nudno, a każde zakończenie z każdym robiłoby się coraz to bardziej absurdalne zapewne. Wracając - klimat bardzo mi się podobał, kojarzył mi się z Killing Stalking (ale bardzo dobrze, że poniekąd Twoje opowiadanie dużo się różniło od KS), a co za tym idzie noo duży u mnie plus, bo w ostatnich miesiącach jestem głodna syndromu sztokholmskiego.
    Pairing może nie jest moimu lubionym, ale czytam wszystko w Twoim wykonaniu. Właściwie to z tego co pisałaś, miałaś zostać bardziej przy Haikyuu, a z tego cow idzę to wyszły trzy opowiadania z KnB. Nie, żebym narzekała! Bardzo się cieszę, jeszcze mi się te sparowania nie znudziły, zapewne dlatego, bo są jakoś dziwnie trafne, nie da się tutaj nikogo nie szipować.
    Lecę czytać "7 godzin", ale to jak skończę rundkę w grze xD Do poczytania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to dlatego, że już jakiś czas temu napisałam już wszędzie gdzie się dało, że wracam do KnB xD Nawet na blogu z boku na pasku w ogłoszeniach parafialnych napisałam info xD
      Cieszę się niezmiernie, że opowiadanie się podobało! C: Ale właściwie moim zdaniem nie ma ono nic wspólnego z "Killing Stalking" D: Takie zamykanie w piwnicy do normalka, mnie też Akashi ciągle tam zamyka, kiedy jestem niegrzeczna i nie chcę pisać ☺
      W każdym razie, dziękuję bardzo za komentarz! :D Do zobaczonka pod następnym!

      Usuń
  8. *Akhime której niechce się logować zaraz napisze dłuższy komentarz*

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzień dobry wieczór Yuukiś, dzsiaj zacznę recenzję od błędów xd
    Nigdy tego nie robiłam, ale co tam, YOLO!
    1. Kilka błędów interpunkcyjnych, naprawdę drobnych, nie zmieniających w żaden sposób treści, tzn nieważnych xd
    2."Drgnąłem nerwowo, przełykając nerwowo ślinę i wpatrując się w kierunku schodów." Tu masz powtórzenie słowa "nerwowo", też nic wielkiego, ale napisałam, żebyś wiedziała.
    3."Nie wiedziałem, jak się nazywał. Nie wiedziałem, jak miał na imię." Takie bez sensu dla mnie xd
    4."Oczywiście, nie miałem nadziei na to, że pewnego dnia stąd wyjdę. Jedyne miałem, to wyobraźnia – to właśnie w niej na różne sposoby zabijałem, katowałem i niszczyłem nieznajomego." Tu jakby zjadło ci słowo "co", między "Jedyne", a "miałem", ale nie wiem xd, przeczytaj pare razy ten fragment to zrozumiesz o co chodzi.
    5."– Byłe pyszne – powtórzyłem cicho." Tu moment, kiedy Akasz chwali kuchnię Cienia, chyba chodziło ci o "Było pyszne", ale literówki każdemu się zdarzają ^^
    6."Chciałem, żeby Cień mnie przytulił, ale póki cieszyłem się samą tą pieszczotą." Tu znowu jakby jednego wyrazu ci zabrakło między "póki", a "cieszyłem".
    7."Witałem go z uśmiechem na twarzy i wypełniającą mnie euforią, ponieważ ból ten sprawiał mi akt dokonywany przez drugiego człowieka – przez żywą osobą." Kolejna literówka, przeczytaj fragment to zobaczysz gdzie xd
    8."Tu i tam widziałem okładki jakichś książek, drobne figurki, albo czy inne typowe dla takich mebli ozdóbki." Tu też obczaj, bo nie chce mi się tłumaczyć xd
    9."Wracaj do rodziny... wracaj do swojej dziewczyny. Zdaje się, że jakąś miałem.
    – Nikogo nie miałem!- " tu zamiast "miałem" winno być " miałeś". Chyba. Tak myślę. Xd.
    10."Nie pozwoliłem mu na to, uparcie trzymałem się kurczowo koszulki na jego plecach." Tu także widzisz błąd malutki, ne?

    Tyle wyłapałam, rano napiszę ci recenzję Yuukiś, bo dzisiaj już padam. Dodatkowo piszę ten komentarz po raz drugi... na telefonie... śpiącą i z bolącą główką xd
    Ja lecę lulu, pozdrawiam i weny!
    Akhime ^~^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gomene Yuukiś, miałam napisać rano, a wyszło wieczorem xd
      Ogólnie opko czytałam odrazu po publikacji, ale wczoraj mnie naszło, żeby jeszcze raz przeczytać xd
      Trochę dziwnie się czytało z perspektywy uległego Akasza, ale dziwnie nie oznacza źle, wręcz na odwrót xd
      Za pierwszym razem, kiedy to czytałam... popłakałam się no, takie smutne to >.<
      "Milczał, patrząc. Patrzył, milcząc." Takie awww, ten moment, niby nic specjalnego, ale tak mi się podoba, że to poezja, dosłownie xd
      "Powoli się uspokajaliśmy, cichliśmy...
      Nie podobało mi się to.","Wciąż coś ze mnie wypływało, wciąż bolało i szczypało, ale nadal uważałem to za przyjemny stan.
      I nadal chciałem to powtórzyć.
      Wszystko, byle tylko czuć, że żyjemy.","Milczeliśmy, ale ta cisza nie była taka zła, ponieważ słyszałem, jak obaj przeżuwamy jedzenie i je połykamy. Słyszałem też ciche tykanie zegara, ale nie udało mi się go namierzyć." Te fragmenty też dla mnie tak bardzo... niewiem co powiedzieć...
      "– Nie jestem nienormalny – wymamrotałem, parsknąwszy cicho.- Nie jestem... Wiem, kim jestem. I wiem, kim ty jesteś.
      – Kim jestem?
      – Jesteś... nie, nie jesteś... Nie jesteś Cieniem, jesteś Daiki.
      – Zadzwonię po taksówkę – westchnął," przy tym fragmencie wyobrażałam sobie Aomine strzelającego face palma xd
      Ja kończe przytłaczać fragmenty, bo zaraz bym mogła całe opko wstawić xd
      Jednym słowem, podobało mi się, bardzo mi się podobało, naprawdę bardzo, bardzo, bardzo.
      Znowu nie wiem co napisać...
      Nie oczekuję kontynuacji, bo dla mnie opko jest tak dobrze napisane, że chociaż mogłabym je czytać godzinami, nie pozostawia niedosytu. Jest skończone w idealnym momencie. Kontynuacja po prostu nie pasuje.
      Naprawdę niewiem co mogę napisać... może po prostu weny ci życzę i skończę koma xd
      No więc pozdrawiam i weny xd
      Akhime ^~^

      Usuń
  10. Kiedy tylko zobaczyłam tytuł od razu to pokochałam. Przeżywałam tą sytuację razem z Akashim. Niemal nie oddychałam podczas czytania i kiedy skończyłam musiałam wziąć kilkanaście głębokich wdechów i miałam łzy w oczach. Nie wiem co napisać bo brakuje mi słów. Dalej przechodzą mnie dreszcze. To opowiadanie jest genialne i wiem, że będė do niego wracała wiele razy
    Idę ochłonąć
    ~Yuzuki

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń