W pokoju zalega już kurz. Światło zachodzącego za oknem słońca maluje pomieszczenie na barwy ciepłego jasnego brązu, pomarańczy i złota. Na razie wciąż ma jeszcze siły, by walczyć z cieniami.
To chyba najbardziej ponura przeprowadzka, jaka mnie czeka. Kiedy odkładam pusty karton na łóżko, do głowy przychodzi mi absurdalna myśl, że już zaczynam tęsknić za światem skąpanym w mroku i strachu przed Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
Za oknem wciąż słychać śmiechy. Sowy nadal królują na niebie, przelatują pod błękitną kopułą, gdyż nawet ona cieszy się z odejścia największego czarnoksiężnika tego świata.
Nie odbierze on już więcej ludzkich istnień. Nie zbezcześci marzeń, nie zhańbi dumy, nikomu nie zrujnuje przyszłości. Już nigdy. Nikomu.
Prócz mnie.
Podchodzę do regału powolnym krokiem, jak ranne zwierzę, którym zresztą jestem. Unoszą dłoń i chwytam ramkę ze zdjęciem. To zwykła, prosta ramka ze zwykłym, prostym zdjęciem... z niezwykłymi, pokręconymi przyjaciółmi.
Uśmiecham się do siebie na tę myśl, spoglądając czule na tak dobrze mi znane twarze. Żadnej z nich już nigdy nie zobaczę, nie w realnym świecie, nie w pułapce, w którą wpadłem, nie w koszmarze, z którego nie jestem zdolny się wybudzić.
Tak sobie teraz myślę, że zdjęcia są błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Są uwiecznieniem radosnych chwil życia, a zarazem ponurym dowodem na to, że żadnej z tych chwil nie jest i nie będzie nam dane powtórzyć.
Czas wówczas gna najszybciej, gdy rozpaczliwie pragniemy się zatrzymać.
Odkładam ramkę do kartonu. Minie sporo czasu, nim znów na dłużej zatrzymam wzrok na twarzy Jamesa, nim spojrzę w oczy Petera i nim zechcę przypomnieć sobie uśmiech Syriusza.
Pakuję kilka książek. Przeglądam je automatycznie, wertując kartki w poszukiwaniu zapomnianych skarbów. Często się przeprowadzam, więc trzymam przy sobie tylko te książki, które naprawdę lubię: parę powieści, jakiś podręcznik. Na wewnętrznej stronie jego tylnej okładki znajduję ręczne zapiski. Rozpoznaję pismo Blacka oraz swoje...
Wilkołaknę Cię! ♥ <--- Kretyn.
S.B. + R. L = ♥ <--- Samolubny Bałwan (czyt. Syriusz) + Rąbnięty Leń (czyt. Black) = zawał?
Kocham Syriusza Blacka ♥ <--- Narcyz.
Zamykam książkę i patrzę z wahaniem na karton. Nie wiem, czy zachować ją jako pamiątkę, czy potraktować jak kłamstwo i wyrzucić...
Ale czy te zapiski naprawdę były kłamstwem? Czy skryte spojrzenia i pocałunki w ukryciu związane z nimi, również były oszustwem? Czy każdy dotyk dłoni, każde ciepło słowo było jedynie zmyłką? Żartem?
A może byłem tylko kolejną z jego przygód? Niezbadaną tajemnicą, niezdobytym doświadczeniem, nieodkrytą wiedzą?
Odkładam książkę na łóżko – później pomyślę, co z nią zrobić. Nie ma czasu na sentymenty, a rany są zbyt świeże, by je pogłębiać.
Blizny na ciele, blizny na duszy, blizny nawet na umyśle... czymże się stałem, Syriuszu? Co ze mną uczyniłeś?
Najpierw zawróciłeś mi w głowie, potem w sercu... Rozkochałeś mnie w sobie niemal do obsesji, sprawiłeś, że zacząłem wierzyć, iż mogę być kochany w ten szczególny sposób, i że sam potrafię kochać kogoś do szaleństwa – do momentu, w którym nie potrafię odróżnić miłości od nienawiści.
Kochałem spojrzenie twoich oczu, ale nienawidziłem w nich tonąć. Kochałem słuchać twego głosu, ale nienawidziłem dreszczu, który we mnie wywoływał. Kochałem dotyk twoich dłoni, ale nienawidziłem tego, jak rozpalał moje ciało.
Kochałem ciebie... i nienawidziłem cię, bo sprawiłeś, że wszystko to, co do tej pory miałem na wyłączność, dobrowolnie oddałem tobie.
Zostałem sam. Upokorzony, oszukany, zdradzony i opuszczony. Pozbawiony przyjaciół, pozbawiony szczęścia, pozbawiony nadziei...
Ale nie tej przeklętej miłości.
Ściągam z regału kolejne pamiątki, kolejne fragmenty mojego nieistniejącego już życia. Z niepohamowaną złością wrzucam do kartonu twoje kłamstwa, nie dbając o ich stan, nie dbając o porządek. Wkrótce słyszę dźwięk tłuczonego szkła na dnie, ale nie zatrzymuję się, nie zwracam na to uwagi. Karton napełnia się coraz szybciej, a im bardziej jest pełen, tym bardziej ja czuję się pusty.
W końcu na regale nie ma już niczego, a ja klęczę na podłodze ze starym pudełkiem po butach, w którym trzymałem listy, które wysyłaliśmy sobie w czasie wakacji i ferii. Oddycham ciężko, rozpaczliwie chwytam powietrze, którego mi brakuje.
Widzę niedbałe pismo Jamesa i staranne litery Petera. Widzę chaos w twoich opowieściach i miniaturowe karykatury twoich rodziców i brata, które rysowałeś, a które zawsze mnie tak śmieszyły. Widzę twoje nieudolne wiersze oraz zaskakująco ładny portret mnie samego. Na jego odwrocie znajduje się krótka notatka:
„Lubię... Szanuję... Kocham... Uwielbiam... Miłuję... Pragnę... To tylko niektóre z uczuć, którymi Cię darzę. Reszta, których świat jeszcze nie nazwał, dla mnie nosi twoje imię ♥”.
Koślawa łapka jako podpis przypomina mi rozczulenie, jakie mnie ogarnęło, gdy zobaczyłem ten portret i ten napis. To był pierwszy raz, gdy emocje wzięły górę nad rozsądkiem i późną nocą pojechałem sam na Grimmuald Place numer dwanaście. Mina Syriusza, gdy zobaczył mnie za oknem – w przetartych spodniach, pospiesznie zawiązanych butach i sweterku wywróconym na lewą stronę – była bezcenna.
Chyba jeszcze nigdy tak żarliwie nie wyznawał mi miłości – tak bardzo ucieszyła go moja nagła wizyta.
Listy w pudełku mieszają się z sekretnymi liścikami z lekcji, które udało mi się zachować. Są tu takie zwykłe, zawierające pytania odnośnie testu, zabawne przekomarzanki, zaszyfrowane plany, a także te jedyne w swoim rodzaju... „anatomiczne”, jak żartowaliśmy z Syriuszem – bo pełne były rysowanych przez niego serduszek.
Pamiętam, jak pewnego razu podczas obiadu w Wielkiej Sali, kiedy nie miałem zbyt dobrego humoru i potrzebowałem odrobiny czułości, oderwałem kawałek pergaminu i namalowałem na nim piórem serduszko. Wokół nas nie było akurat dużo ludzi, a i James z Peterem nie zwracali na mnie uwagi.
Kiedy Syriusz skończył dyktować Jamesowi pracę domową i Potter pisał ostatnie zdanie, rzuciłem siedzącemu naprzeciwko mnie Blackowi tajny liścik. Syriusz z dość obojętną miną zaczął go rozwijać, jednocześnie popijając sok dyniowy, a kiedy w końcu zobaczył co też namalowałem, dosłownie parsknął sokiem przez usta i nos, opluwając mnie i Petera.
James śmiał się z niego już do końca dnia i nazajutrz, a ja zostałem nocą sumiennie ukarany niezliczoną ilością pocałunków.
Bywało, że zastanawiałem się, czy ja i Syriusz nie przesadzamy z ogromem naszych uczuć. Byliśmy sobą tak zafascynowani, byliśmy sobie tak oddani. Black uwielbiał okazywać mi uczucia, gdy byliśmy sami, a ja chętnie mu na nie odpowiadałem – i nie mam tu wcale na myśli tylko seksu i pieszczot. Czasem odnosiłem wrażenie, iż nasz związek wygląda przesadnie... słodko.
A jednak żaden z nas nigdy niczego z tym nie zrobił. Pozwalaliśmy tej miłości trwać taką, jaka była, w jej pierwotnej naturze; uśmiechając się do siebie po przebudzeniu, całując się w łazience przed śniadaniem, wymykając się za dnia, a przed snem żegnając się kolejnym uśmiechem i ukradkowym ściśnięciem dłoni.
Ocieram twarz mokrą od łez. W ciągu ostatniego tygodnia płakałem więcej, niż przez całe moje życie. Wcześniej starałem się tego nie robił, starałem się być silny...
Paradoks polegał na tym, że teraz już nie miałem nikogo, kto mógłby mnie pocieszyć.
Podnoszę się z podłogi nieco chwiejnie, wciąż trzymając pudełko z listami. Zamykam je i kładę na szczycie stery w kartonie. Książkę, którą wcześniej odłożyłem na łóżku, ostrożnie dodaję do całej reszty. Cofam się o trzy kroki, patrząc na moją nieistniejącą przyszłość, na odebraną dumę, na górę moich niespełnionych marzeń.
Wyciągam powoli różdżkę, nie zwracając już uwagi na łzy. Czuję w sobie nienaturalny spokój i pustkę, kiedy celuję koniec różdżki w karton.
– Incendio – szepczę.
Karton staje w ogniu. Moja dłoń opada bezwiednie, jeszcze przez chwilę przyglądam się trawiącym pamiątki płomieniom. Opuszczam powoli wzrok na ziemię. Odwracam się i niespiesznie wychodzę z pokoju.
Zostawiam za sobą budynek, który miał być moim domem. Zostawiam za sobą najlepsze lata mojego życia. Zostawiam za sobą wszystkie wspomnienia.
Pochłania je ogień.
A wraz z nimi moje serce.
;-;
OdpowiedzUsuń~Rin Akashi
Uwielbiam cię xD
OdpowiedzUsuńTo chyba był mój pierwszy gejowski paring, który świadomie shippowałam <3
A rozdzialik smutny ;-;
Nieświadomie shippowałam ich przez bardzo długo, nim zaczęłam robić to świadomie. I tak bardzo ich kocham, a przyjaciele zabraniają mi ich shippować i ja nie rozumiem czemu. To że uwielbiam ich razem i osobno się nie wyklucza. To że uwielbiam Nimfadorę z Remusem i Remusa z Syriuszem również się nie wyklucza. Prawda? Więc czemu mi tego zakazują?! ;-;
OdpowiedzUsuńPrzecież to, że shippuję nie oznacza, że chciałabym, żeby było kanonem, prawda? Czy może ja jednak czegoś nie rozumiem w tym shippowaniu? ;-;
A shot słodko-gorzki, czyli takie jakie uwielbiam ^^
Weny, chęci, czasu i siły ♥
hcfrFBKOYVCctsrobhsefxiicdviurg
OdpowiedzUsuńHarry Potter... ta seria wzbudza we mnie miliony mocnych, niesamowitych emocji. Każdy fanfik Twojego autorstwa z jakimkolwiek pairingiem z HP zapewne wzbudzi we mnie spory sentyment. Naprawdę miałam łzy w oczach... słodkie i cudowne