Z ludźmi zazwyczaj jest tak, że kiedy już mnie bliżej poznają, mają mnie za dość szorstkiego i zuchwałego kolesia, ale prawda jest taka, że jestem po prostu osobą ambitną i pewną siebie. Dlaczego miałoby być inaczej? Czy to źle, że zdaję sobie sprawę z tego, że jestem przystojny, utalentowany i inteligentny? Nie próbuję tego jakoś szczególnie wykorzystywać, by zaszkodzić innym, jedynie pomagam samemu sobie, ponieważ dążę do tego, by być w życiu kimś.
To całkiem normalne więc, że kiedy na mojej drodze pojawia się jakaś przeszkoda, próbuję ją usunąć.
Nawet jeśli jest moim kouhaiem.
– Oikawa-san, nauczysz mnie serwować?
Westchnąłem ciężko z irytacją, łapiąc piłkę, którą dopiero co podrzuciłem, by ją zaserwować, po czym spojrzałem z góry na mojego kolegę z drużyny, Kageyamę Tobio. Był moim kouhaiem i pierwszym w moim życiu rywalem, jeśli chodziło o bycie rozgrywającym – młody, początkujący siatkarz, który zabłysnął swym talentem przed naszym trenerem i próbował zastąpić moje miejsce w drużynie.
Prawdę mówiąc nie mogłem nie doceniać jego umiejętności. Chłopak zapowiadał się na obiecującego rozgrywającego, choć należałoby go odpowiednio podszkolić – ja mógłbym to nawet zrobić, gdyby nie fakt, że Tobio-chan był dla mnie po prostu irytującym, plączącym się wiecznie pod nogami wrzodem na tyłku, którego należało usunąć. Nie tylko dlatego, że działał mi na nerwach, ale ponieważ zagrażał mojemu stanowisku, a zdecydowanie nie mogłem pozwolić na to, by odebrał mi przysłowiową „władzę” w drużynie. W końcu to ja tu szefowałem, to ja włożyłem najwięcej pracy w ciągu tych trzech lat, Kageyama zaś był jedynie młokosem, który dopiero co do nas dołączył.
Nie było mowy, żeby ktoś taki jak ja miał dopomóc komuś takiemu jak on w obaleniu mnie!
– Hmm?- Podparłem prawą dłoń o biodro, patrząc z wywyższeniem na Kageyamę, który stał przede mną z własną piłką w dłoniach i wpatrywał się we mnie z uwagą.- Czyżbyś postradał zmysły, Tobio-chan? Miałbym cię uczyć serwować, mając suche gardło? Tak się składa, że ciężko trenuję od ponad dwóch godzin i chce mi się pić! Nie ma mowy, nie będę cię uszył, a sio!- Machnąłem na niego ostentacyjnie dłonią, odwracając się od niego i szykując do rzutu.
– Rozumiem, Oikawa-san – usłyszałem za sobą.
– Phi!- Tyle skomentowałem, podrzuciwszy piłkę. Przyglądając się, jak opada ona ku mnie, przygotowałem się do jej uderzenia, a potem z całym impetem posłałem ją ponad siatką, dokładnie w miejsce, w którym stał Iwaizumi, mój przyjaciel z dzieciństwa.
Zacisnąłem usta, by nie parsknąć śmiechem, kiedy Hajime stęknął głośno, otrzymawszy silny cios prosto w twarz.
– Ojeeej!- zawołałem do niego, nawet nie udając zatroskania.- Wybacz, Iwa-chan, celowałem sześć centymetrów w lewo, ale akurat się przesunąłeś! Ghi!- wzdrygnąłem się lekko, widząc jak morderczo na mnie spojrzał. Sądząc po wyrazie jego twarzy, tym razem chyba ostro przesadziłem, ale na całe szczęście Onagiri zaczął coś do niego mówić, najwyraźniej odwracając uwagę od mojej skromniutkiej osoby. Odetchnąłem więc cicho, uśmiechając się pod nosem. Znów mi się upiekło, a to oznaczało, że wkrótce będę mógł jeszcze trochę poznęcać się nad moim cennym towarzyszem.
– Oikawa-san, przyniosłem ci coś do picia!
Szykowałem się właśnie do rzutu, kiedy znów rozległ się za mną znajomy głos. Ponownie wydałem z siebie westchnienie, wywracając oczami i odwracając się do czarnowłosego chłopaka, którym oczywiście okazał się być nie kto inny, a Kageyama Tobio. Tym razem jednak zamiast piłki, trzymał w dłoni kartonik mleka bananowego, który można było zakupić w szkolnym automacie.
Zamrugałem, nieco zaskoczony, a potem odchyliłem głowę, przyglądając się podejrzliwie mojemu kouhaiowi. Tak się akurat składało, że bardzo przepadałem za mlekiem bananowym, ale nikt prócz Iwaizumiego i paru moich fanek nie miał o tym pojęcia.
– Hmpf.- Przyjąłem od niego napój, odrywając słomkę. Piłkę odrzuciłem mu wcześniej pod nogi, więc teraz usłużnie ją podniósł. Ja jednak odpakowałem słomkę i wbiłem ją w małą dziurkę. Pociągnąłem kilka łyków, rozkoszując się pysznym smakiem, jednak nie dając po sobie poznać, że sprawiło mi to drobną radość.
– Czy teraz możesz mnie nauczyć serwować, Oikawa-san?- zapytał tymczasem Tobio.
No tak, gówniarz jak zwykle o jednym. Sam nie byłem pewien, czy jego uwielbienie moją osobą i szacunek, jakim mnie darzył, powinny mi schlebiać, czy raczej obrzydzać. Zainteresowanie ze strony chłopaków mało mnie obchodziło, ale akurat w tym przypadku Kageyamie chodziło przede wszystkim o siatkówkę. Dziewczyny zachwycały się moim talentem, ale tylko do tego stopnia, by piszczeć na prawo i lewo o tym, że jestem uzdolniony, i że słyszał o mnie każdy w szkole – Tobio zaś podchodził do tego z praktycznej strony, chcąc zaczerpnąć wiedzy i konkretnych umiejętności.
– Z pustym żołądkiem niczego cię nie nauczę – stwierdziłem, odwracając od niego głowę.- Przynieś mi kanapkę z wołowiną, wtedy się zastanowię.
– Dobrze, Oikawa-san!- Kageyama skinął głową, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku wyjścia z sali.
Odprowadziłem go wzrokiem, pociągając w spokoju kolejny łyk mleka. Wyglądało na to, że właśnie załatwiłem sobie darmowego służącego.
Tobio zjawił się kilka minut później, wobec czego przerwałem mój trening, by zjeść kanapkę, którą mi przyniósł. Usiadłem pod ścianą, odwijając chleb z folii, Kageyama zaś stał nade mną z wyczekującą miną. Machnął na niego ręką, poirytowany.
– Daj mi w spokoju zjeść!- fuknąłem na niego.- W tym czasie poserwuj sam, żebym mógł zobaczyć, czy robisz jakieś postępy!
– Tak jest, Oikawa-san!- wykrzyknął Kageyama, prostując się.
Pokręciłem z dezaprobatą głową, kiedy zabrał piłkę i ruszył na boisko, stając na jednym jego krańcu. Zajadając się smaczną kanapką, obojętnie przyglądałem się jego serwom, z czasem jednak denerwując się coraz bardziej – gówniarz był naprawdę utalentowany, a co było najgorsze, cholernie szybko się uczył.
Jeśli mam go zacząć szkolić, prześcignie mnie w ciągu najbliższego roku...
Co prawda przez najbliższe dwa lata nie stanowiłby dla mnie zagrożenia, ponieważ po tym, jak pójdę do liceum, przez ten czas on wciąż będzie w gimnazjum. Jednak nasze spotkanie było z pewnością nieuniknione, jeśli nie w liceum, to na studiach, bo, jak przewidywałem, Tobio z pewnością się na jakieś uda i dalej będzie poświęcał się siatkówce.
Zdążyłem już zjeść i dokończyć picie mleka, kiedy Kageyama podbiegł do mnie, znów z uwagą wpatrując się w moją twarz.
– Czy teraz możesz mnie nauczyć serwować, Oikawa-san?- zapytał.
Jego szczerość i niewinność widoczne w ciemnych oczach niezwykle mnie wkurzały. Tobio w gruncie rzeczy był zupełnie otwartym dzieciakiem, nie bał się ubierać w słowa swoich myśli, a przede wszystkim jasno i wyraźnie wyrażał, co czuje, nieważne, jakie skutki miałyby nastąpić. Z jednej strony odrobinę mu tego zazdrościłem, bo sam raczej wolałem ukrywać to, co czułem, z drugiej jednak miałem wrażenie, że ta jego bezpośredniość pewnego dnia zaprowadzi go na złą ścieżkę.
– Ach, wiesz, Tobio-chan...- westchnąłem ostentacyjnie, uśmiechając się i bezradnie rozkładając ręce.- Ostatecznie stwierdziłem, że uczenie ciebie nie ma sensu. Niczego ci nie brakuje, jesteś całkiem zdolny, choć miną lata świetlne, zanim mi dorównasz.
– No właśnie, Oikawa-san!- wykrzyknął z zapałem Kageyama.- Wiele mi do ciebie brakuje i chciałbym, żebyś trochę mnie podszkolił, bym choć trochę zwiększył zasób moich umiejętności!
– Tsk – cmoknąłem cicho, krzywiąc się i naprędce szukając pierwszej lepszej wymówki. W końcu wpadłem na genialny plan, coś, czego Tobio z pewnością nie zrobi.- Ale wiesz, Tobio-chan, z uczenia ciebie nie będę miał zupełnie nic. Nie opłaca mi się to. Nie dostanę żadnych pieniędzy, ani żadnego innego wynagrodzenia... Po co mam się angażować w takie darmowe szkolenie?
– Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić w ramach uczenia mnie, zrobię to z chęcią, Oikawa-san!- zapewnił żywo Kageyama, marszcząc brwi w zabawnym grymasie.
– Och, naprawdę?- mruknąłem, mrużąc oczy. Podszedłem do niego i zarzuciłem po ramię przez szyję, pochylając się nad nim lekko.- Więc co powiesz na to, żeby oddać mi swoje niewinne dziewictwo, Tobio-chan? Hmm?
Z ogromną satysfakcją przyglądałem się jego coraz to bardziej czerwonej twarzy, kiedy docierał do niego sens moich słów. Pierwszy raz widziałem go tak zarumienionego – nie tylko jego policzki, ale nawet uszy przybrały barwę pomidorów. To było cholernie zabawne i cholernie przyjemne dla oka. Gdybym wiedział, że czymś takim wprawię go w tak wielkie zakłopotanie, powiedziałbym to znacznie wcześniej.
Może dzięki temu odszedłby z drużyny?
– Tak więc widzisz, Tobio-chan, to...
– Zgoda...
– Ech?- bąknąłem, wytrzeszczając na niego oczy.- Co powiedziałeś?
– Zgoda – powtórzył wyraźnie, choć wciąż cicho. Zacisnął pięści, patrząc przed siebie z determinacją, wciąż zarumieniony po uszy.- Jeśli dzięki temu Oikawa-san zacznie mnie uczyć, jestem gotów podjąć się tego zadania...
To chyba jakieś jaja.
Przez długą chwilę wpatrywałem się z niedowierzaniem w Tobio, zastanawiając się, czy teraz to on mnie podpuszcza, czy może jednak idiota mówi serio. Wyglądało jednak na to drugie, co bardzo, ale to bardzo mnie zirytowało...
– Aha – mruknąłem, unosząc dumnie głowę.- W takim razie chodź za mną, Tobio-chan.
Już ja mu dam nauczkę! Niech sobie nie myśli gówniarz, że może tak po prostu igrać z Oikawą Tooru, najlepszym rozgrywającym w historii Kitagawa Daichi i laureatem nagrody dla tego właśnie tytułu!
Kierując się ku wyjściu z sali, zerknąłem pospiesznie na moich kolegów – w szczególności na Iwaizumiego, który, choć był raczej obojętny w stosunku do Kageyamy, dbał o to, bym zbyt często mu nie dokuczał – i upewniwszy się, że żaden nie zwraca na nas uwagi, dyskretnie wymknąłem się na korytarz.
Gdy Tobio do mnie dołączył, skinąłem głową w kierunku magazynu.
– Zaczekaj tam na mnie, tylko schowaj się w cieniu. Jeśli ktoś cię zauważy i zapyta, co robisz, powiedz, że wyszedłeś odetchnąć świeżym powietrzem.
Kageyama bez słowa skinął głową, po czym udał się posłusznie pod magazyn. Ja w tym czasie ruszyłem do szatni, by zabrać stamtąd klucz do ów magazynu. Ponieważ trener tego dnia nie uczestniczył w naszym treningu, to ja, jako kapitan drużyny, byłem odpowiedzialny za otwarcie i zamknięcie zarówno szatni, jak i magazynu oraz sali gimnastycznej.
Kiedy wracałem do Kageyamy byłem święcie przekonany, że stchórzył – ale nie, okazało się, że stoi w cieniu schodów, spoglądając w kierunku sali gimnastycznej. Podszedłem do niego i bez słowa otwarłem przed nim drzwi magazynu. Widziałem, jak Tobio nerwowo przełyka ślinę, a potem dyskretnie wsuwa się do środka. Wszedłem więc za nim, zamykając za nami drzwi.
Nie wiedziałem, czego powinienem się od tamtego momentu spodziewać. Gdy odłożyłem klucz na półkę jednego z regałów i popatrzyłem na Kageyamę, ten stał niepewnie pośrodku pomieszczenia, wyraźnie nie wiedząc co zrobić.
Oczywiście, że nie wiedział. Ja sam, do cholery, nie wiedziałem, co robić. Przecież żartowałem sobie z tym dziewictwem, nie tylko dlatego, że nie byłem zainteresowany seksem z facetem, co raczej po prostu nie miałem najmniejszego zamiaru przelecieć czternastoletniego dzieciaka.
To by była zbrodnia. W końcu, jakby nie patrzeć, Tobio-chan był poniekąd słodki z tą swoją niepewną miną i spojrzeniem mówiącym „notice me, senpai”.
Westchnąłem ciężko, bez słowa wskazując mu leżące pod ścianą materace. Trudno, trzeba iść na żywioł, nie ma innego wyjścia. Skoro już się tu znaleźliśmy, coś musiałem zrobić – nie mogłem wyjść na tchórza, lub co gorsza dać mu do zrozumienia, że jestem niedoświadczony. Kto wie, może Kageyama sądził, że mając szesnaście lat, mam już za sobą wiele intymnych chwil z dziewczynami? Co prawda jego podziw do mnie mało mnie obchodził, ale skoro już go odczuwał, to po co miałbym niszczyć takie dobre wrażenie?
Tylko i wyłącznie o to mi chodziło, rzecz jasna.
– Zdejmij spodnie, Tobio-chan – zażądałem, starając się, by mój głos nie zadrżał. Kageyama usiadł właśnie na materacu, ja tymczasem stanąłem przed nim ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami, przybrawszy pokerową minę.
Patrzyłem, jak czarnowłosy przełyka nerwowo ślinę. Wahał się przez chwilę, jednak po krótkiej chwili bezruchu powoli chwycił gumkę swoich spodenek i zaczął je ściągać. Sam nie wiedziałem, czy byłem tym widokiem rozbawiony, czy przerażony. Poniekąd owszem, bo czułem się jak jakiś chuligan, który ma zamiar poniżyć młodszego kolegę, z drugiej jednak czułem coś w rodzaju rozczulenia – Tobio mógł przecież odmówić, tymczasem on zwyczajnie mnie słuchał, jakby darzył mnie nie tyle szacunkiem, co ogromnym wręcz zaufaniem. W końcu kto normalny zacząłby rozbierać się przed kimś, komu nie ufa?
Przełknąłem ślinę, patrząc na jego białe majtki. Zaczynałem już czuć, że powoli wymiękam – miałem cholerną ochotę uciec z magazynu, przez myśl mi nawet przeszło, by rzucić się z płaczem na Iwaizumiego, w końcu w dzieciństwie wiele razy tak robiłem, zwłaszcza, gdy chodziliśmy do przedszkola i dokuczali mi koledzy. Jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli to zrobię, okrutnie zranię Tobio-chan. Oczywiście, raniłem go już wielokrotnie, ale zwykle były to tylko głupie docinki, pilnowałem się, by nie przekroczyć granicy. No, może poza momentem, kiedy prawie go uderzyłem, ale powstrzymał mnie Hajime...
Kageyama siedział niepewnie na materacu, spoglądając na mnie z dołu, ułożywszy dłonie na kolanach. Westchnąłem cicho, odwracając od niego na chwilę wzrok. Zdecydowałem się pokazać mu, że mam jaja – no, może nie tak od razu, najpierw w przenośni – wobec czego również zdjąłem z siebie spodnie, pozostając jedynie w koszulce i bokserkach.
Niech patrzy, niech podziwia moje męskie bokserki! Tylko dzieciaki chodzą jeszcze w majtkach!
Przez kolejną chwilę stałem we władczej pozie, czekając na jakąś reakcję, jednak moja męska bielizna najwyraźniej nie zrobiła na nim dużego wrażenia. Odchrząknąłem cicho, po czym skinąłem głową w kierunku jego krocza.
– Na co czekasz, Tobio-chan?- zapytałem trochę zbyt wysokim głosem.- To się samo nie zdejmie!
– Uhm, tak, Oikawa-san...- mruknął Kageyama, rumieniąc się.
Patrząc, jak Tobio chwyta za gumkę swoich majtek, poczułem bardzo nieprzyjemny niepokój. A co, jeśli okaże się, że ten młokos ma większego penisa ode mnie? Bądź co bądź, choć byłem wysoki i wysportowany, a w mojej sylwetce nie brakowało mi niczego, nie mogłem się przesadnie chwalić swoim przyrodzeniem. Oczywiście, miałem dopiero szesnaście lat i wierzyłem, że mój członek jeszcze urośnie, ale póki co wydawał mi się być przeciętnych rozmiarów, zwłaszcza jeśli porównać go do męskości Iwaizumiego – której zazdrościli mu także inni nasi koledzy, co wyraźnie widziałem po ich minach.
Prawie odetchnąłem z ulgą, kiedy okazało się, że jego penis nie jest wcale gigantem, a równie przeciętnym narządem, co mój – a nawet nieco mniejszym. Co prawda Tobio był dwa lata młodszy, ale wtedy akurat się tym nie przejmowałem.
Kageyama zdjął buty już wcześniej, teraz zaś uczyniłem to ja. Stanąłem na materacu, po czym zsunąłem z siebie bieliznę, odrzucając ją na bok niby pewnym ruchem.
… i co teraz?
Między nami panowała napięta cisza. O związkach homo nie wiedziałem zbyt wiele, ale byłem świadom tego, że facet facetowi wkłada penisa w tyłek, a tego zdecydowanie nie chciałem robić, nie tylko dlatego, że nie mieliśmy prezerwatywy. Do ust też raczej nie ośmieliłbym się go włożyć, ale...
Ale przecież to ja tu miałem coś zyskać, a nie Kageyama.
Uśmiechając się niemal zwycięsko, stanąłem bliżej Tobio, kroczem tuż przy jego twarzy. Podparłem obie dłonie o biodra, patrząc na niego z góry.
– Possij mi, Tobio-chan – zażądałem.
– Ech?- Kageyama spojrzał na mnie niepewnie.- Mam... wziąć... t-twojego... do ust... senpai?
– Mhm – mruknąłem przeciągle, unosząc brew.- To nie powinno być nic trudnego, prawda? To prawie tak, jakbyś wysysał napój z kartonika. Tylko nie używaj zębów – ostrzegłem, wzdychając ostentacyjnie i odwracając od niego głowę. Skrzyżowałem ramiona na piersi, czując na policzkach lekkie rumieńce.- J-jedna dziewczyna użyła i to wcale nie było przyjemne! Jeśli ci zależy na treningu, lepiej się postaraj...
– Uhm...- Kageyama skinął z wahaniem głową.
Nie mogłem uwierzyć, że wziął to tak poważnie. Kiedy uniósł dłoń i ostrożnie dotknął mojego penisa, poczułem, że przez całe ciało przechodzi mi dreszcz. Do tej pory nikt prócz mnie go nie dotykał, no może poza Iwaizumim, kiedy w dzieciństwie, jako głupie istotki, chcieliśmy poznać wzajemnie nasze ciała. Nie wiedziałem więc jeszcze, czy sprawia mi to przyjemność, czy raczej wprawia w zakłopotanie.
Tobio nieśmiało otworzył usta i wsunął mojego członka do ust. Mimowolnie wciągnąłem do płuc powietrze, kiedy poczułem na wrażliwej części mego ciała jego gorący język. Kiedyś zdarzyło mi się natknąć w telewizji na film erotyczny, gdzie akurat była podobna scena – wiedziałem więc, jak mniej więcej to wygląda, ale nigdy nie zastanawiałem się tak naprawdę, co dokładnie odczuwa wtedy facet.
Teraz wiedziałem.
Aż za dobrze.
– Mm...- zasłoniłem usta dłonią, kiedy z mojego gardła wydobył się mimowolny jęk. Wilgotny język Tobio okrężnymi ruchami pieścił mojego członka, stanowczo zbyt intensywnie stymulując żołądź. Oddychałem coraz ciężej przez nos, nie mając odwagi odsunął dłoni od ust.
Cholera, to było złe. To było stanowczo złe. Po pierwsze fakt, że nie powinienem wykorzystywać dwa lata młodszego chłopaka do takich rzeczy, po drugie sama czynność wykonywana przez drugiego osobnika tej samej płci, a po trzecie – wykonywanie ów czynności na terenie w gruncie rzeczy publicznym. Co z tego, że zamknąłem drzwi na klucz? Zapasowe miał woźny, więc jeśli postanowi się tu napatoczyć...
Szybko przestałem o tym myśleć. Kageyama przestał posługiwać się samym językiem, poruszał teraz głową w przód i w tył, zaciskając delikatnie wargi na moim członku. Robił to powoli, wyraźnie starając się, by nie zahaczyć zębami o wrażliwy narząd. Jego przymrużone oczy zdawały się płonąć – nie wiem czym, ale takie miałem wrażenie, zwłaszcza, kiedy Tobio zerkał na moją twarz, jakby chciał się upewnić, że odczuwam przyjemność, która miała być zapłatą za jego szkolenie.
Cóż, ciężko było ukryć, że było mi cholernie dobrze. To był mój pierwszy raz, a język Kageyamy był gorący i ruchliwy, w dodatku zaciskał usta i ssał mojego członka na tyle, bym wyraźnie czuł nacisk ciśnienia. Odnosiłem wręcz dziwne wrażenie, że to nie jest jego pierwszy raz, ale zważywszy na to, jak ostrożne i powolne były jego ruchy, raczej było ono błędne.
Zanim się zorientowałem, moja dłoń wylądowała na jego głowie, palce wsunęły się w miękkie, czarne włosy. Tobio spojrzał na mnie pytająco, przerywając pieszczotę, ale ja niecierpliwym ruchem przyciągnąłem go do siebie, odruchowo zaczynając ruszać biodrami. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale najwyraźniej odezwał się we mnie tryb seme i nie miałem zamiaru pozwolić, by Kageyama przerwał w najlepszym momencie – teraz bowiem znacznie intensywniej odczuwałem to, co robił.
Mój członek, jak mi się zdawało, stwardniał do granic możliwości. Do tej pory, kiedy zdarzyło mi się zabawiać sam na sam w domu, nigdy nie zdarzyło mi się aż tak podniecić, nawet jeśli oglądałem ulubione filmiki w Internecie. W życiu bym nie przypuszczał, że chłopak – nieważne który – będzie zdolny do tego, by doprowadzić mnie do takiego stanu.
– Och, Tobio-chan...- westchnąłem wbrew własnej woli, naciskiem dłoni zmuszając go, przyspieszył ruchy głową.- Całkiem, całkiem...
– Mmm...- wymruczał jedynie Kageyama, zamykając oczy. Widok ten sprawił, że niemal do reszty oszalałem – wyglądało bowiem na to, że także i jemu udzielił się nastrój. Gdy odchyliłem lekko głowę, dostrzegłem, że także i on porusza dłonią po swoim własnym, prężącym się członku. Przygryzłem wargę, jednak nie udało mi się powstrzymać pełnego satysfakcji uśmiechu.
Gdybym tylko miał teraz telefon, by móc zrobić mu zdjęcie na pamiątkę, zwłaszcza w momencie, gdy spogląda na mnie tym płonącym, niewinnym spojrzeniem.
Oikawa Tooru, jesteś uosobieniem zła – kto to widział, by deprawować tak urocze stworzenie, jak Tobio-chan.
Wraz z upływem kolejnych chwil pieszczota stała się jeszcze intensywniejsza, gdyż Kageyama zaczął mocniej ssać mojego członka, dodatkowo również przyspieszając ruchy głową. Tym razem nie byłem w stanie powstrzymać się od jęków i westchnień, raz czy dwa zdarzyło mi się nawet głucho stęknąć – było mi po prostu zbyt dobrze, by siedzieć cicho.
Czy raczej stać – ledwie, bo trzęsły mi się nogi, ale jakoś wciąż się na nich utrzymywałem.
Nie zdążyłem ostrzec Kageyamy o tym, że dochodzę – szczerze mówiąc w ogóle nie zaprzątałem tym sobie głowy. Spuściłem się w jego ustach, tym samym zaskakując go, jednak tylko przez chwilę. Widziałem, że Tobio zacisnął mocno powieki i dalej poruszał głową, wręcz wysysając ze mnie spermę, razem z energią i wszelkimi siłami – kiedy doszedłem już zupełnie, a Kageyama odsunął się nieznacznie, upadłem kolanami na materac, oddychając ciężko.
Chwilę mi zajęło, zanim się uspokoiłem. W tym czasie przyglądałem się z lekkim przerażeniem Kageyamie – chłopak trząsł się lekko, będąc najwyraźniej w szoku. Wiedziałem, że to moja wina, ale jakoś nie było mi z tą myślą przykro. Póki co satysfakcjonowało mnie, że nie stchórzyłem i okrutnie wykorzystałem jego uwielbienie i pragnienie pobierania u mnie nauk. Widok wyrazu jego twarzy cholernie mnie... podniecał.
– Hmhm – zachichotałem nerwowo, biorąc głęboki wdech. Wypuściłem powietrze z westchnieniem, sięgając po moją bieliznę i spodenki.- Posprzątaj tu, Tobio-chan – nakazałem mu, ubierając się i starając nie dać po sobie poznać, że również delikatnie się trzęsłem.- Zamknij za sobą magazyn, a klucz włóż do mojej torby.
– Uhm... co z moim treningiem?- zapytał niepewnie Kageyama.- Miałeś mnie po tym uczyć serwować, Oikawa-san...
– Ahahah, uwierzyłeś mi, Tobio-chan?- Odwróciłem się do niego, po czym palcem pociągnąłem za dolną powiekę lewego oka.- Głupol, głupol! Od samego początku żartowałem! Nie mam zamiaru uczyć cię serwować! Bleeeh!- wystawiłem dodatkowo język, by podkreślić jak bardzo gdzieś miałem jego uczucia, choć w środku aż gotowałem się od dopiero co przeżytego orgazmu.
Orgazmu, do którego doprowadził mnie mój uroczy kouhai.
Kageyama spuścił najpierw wzrok, a potem głowę, skinąwszy nią lekko. Był wyraźnie niepocieszony, a widok ten sprawił, że moje serce mocniej załomotało w piersi.
– Dobrze – mruknął cicho.- Spróbuję jutro.
– Próbuj sobie ile chcesz, nikt nie jest godny tego, bym go szkolił!- oznajmiłem wyniośle, odwracając się z szerokim uśmiechem na ustach i unosząc dłonie.- Do zobaczenia, Tobio-chan! Miłego sprzątania ~!
To powiedziawszy, otworzyłem kluczem drzwi i, zostawiwszy go w zamku, sam wysunąłem się na zewnątrz. Zadowolony z siebie, wciąż uśmiechając się od ucha do ucha, zaczerpnąłem do płuc świeżego powietrza, czując jak mój dobry humor wraca. Rześkim krokiem ruszyłem w kierunku sali gimnastycznej, kiedy nagle coś sobie uświadomiłem.
Kageyama powiedział, że „spróbuje jutro”. Ale czy nie oznacza przypadkiem, że znów będzie próbował wkupić się w moje łaski? Czy to nie oznacza, że jest gotów po raz kolejny zrobić z moim członkiem to, co z takim zapałem robił jeszcze kilka minut wcześniej i przy czym na dodatek się masturbował?
Stanąłem jak wryty, odwracając się w kierunku magazynu z pokerową miną.
Widać Tobio-chan nie tylko w siatkówce brał ze mnie przykład...
To całkiem normalne więc, że kiedy na mojej drodze pojawia się jakaś przeszkoda, próbuję ją usunąć.
Nawet jeśli jest moim kouhaiem.
– Oikawa-san, nauczysz mnie serwować?
Westchnąłem ciężko z irytacją, łapiąc piłkę, którą dopiero co podrzuciłem, by ją zaserwować, po czym spojrzałem z góry na mojego kolegę z drużyny, Kageyamę Tobio. Był moim kouhaiem i pierwszym w moim życiu rywalem, jeśli chodziło o bycie rozgrywającym – młody, początkujący siatkarz, który zabłysnął swym talentem przed naszym trenerem i próbował zastąpić moje miejsce w drużynie.
Prawdę mówiąc nie mogłem nie doceniać jego umiejętności. Chłopak zapowiadał się na obiecującego rozgrywającego, choć należałoby go odpowiednio podszkolić – ja mógłbym to nawet zrobić, gdyby nie fakt, że Tobio-chan był dla mnie po prostu irytującym, plączącym się wiecznie pod nogami wrzodem na tyłku, którego należało usunąć. Nie tylko dlatego, że działał mi na nerwach, ale ponieważ zagrażał mojemu stanowisku, a zdecydowanie nie mogłem pozwolić na to, by odebrał mi przysłowiową „władzę” w drużynie. W końcu to ja tu szefowałem, to ja włożyłem najwięcej pracy w ciągu tych trzech lat, Kageyama zaś był jedynie młokosem, który dopiero co do nas dołączył.
Nie było mowy, żeby ktoś taki jak ja miał dopomóc komuś takiemu jak on w obaleniu mnie!
– Hmm?- Podparłem prawą dłoń o biodro, patrząc z wywyższeniem na Kageyamę, który stał przede mną z własną piłką w dłoniach i wpatrywał się we mnie z uwagą.- Czyżbyś postradał zmysły, Tobio-chan? Miałbym cię uczyć serwować, mając suche gardło? Tak się składa, że ciężko trenuję od ponad dwóch godzin i chce mi się pić! Nie ma mowy, nie będę cię uszył, a sio!- Machnąłem na niego ostentacyjnie dłonią, odwracając się od niego i szykując do rzutu.
– Rozumiem, Oikawa-san – usłyszałem za sobą.
– Phi!- Tyle skomentowałem, podrzuciwszy piłkę. Przyglądając się, jak opada ona ku mnie, przygotowałem się do jej uderzenia, a potem z całym impetem posłałem ją ponad siatką, dokładnie w miejsce, w którym stał Iwaizumi, mój przyjaciel z dzieciństwa.
Zacisnąłem usta, by nie parsknąć śmiechem, kiedy Hajime stęknął głośno, otrzymawszy silny cios prosto w twarz.
– Ojeeej!- zawołałem do niego, nawet nie udając zatroskania.- Wybacz, Iwa-chan, celowałem sześć centymetrów w lewo, ale akurat się przesunąłeś! Ghi!- wzdrygnąłem się lekko, widząc jak morderczo na mnie spojrzał. Sądząc po wyrazie jego twarzy, tym razem chyba ostro przesadziłem, ale na całe szczęście Onagiri zaczął coś do niego mówić, najwyraźniej odwracając uwagę od mojej skromniutkiej osoby. Odetchnąłem więc cicho, uśmiechając się pod nosem. Znów mi się upiekło, a to oznaczało, że wkrótce będę mógł jeszcze trochę poznęcać się nad moim cennym towarzyszem.
– Oikawa-san, przyniosłem ci coś do picia!
Szykowałem się właśnie do rzutu, kiedy znów rozległ się za mną znajomy głos. Ponownie wydałem z siebie westchnienie, wywracając oczami i odwracając się do czarnowłosego chłopaka, którym oczywiście okazał się być nie kto inny, a Kageyama Tobio. Tym razem jednak zamiast piłki, trzymał w dłoni kartonik mleka bananowego, który można było zakupić w szkolnym automacie.
Zamrugałem, nieco zaskoczony, a potem odchyliłem głowę, przyglądając się podejrzliwie mojemu kouhaiowi. Tak się akurat składało, że bardzo przepadałem za mlekiem bananowym, ale nikt prócz Iwaizumiego i paru moich fanek nie miał o tym pojęcia.
– Hmpf.- Przyjąłem od niego napój, odrywając słomkę. Piłkę odrzuciłem mu wcześniej pod nogi, więc teraz usłużnie ją podniósł. Ja jednak odpakowałem słomkę i wbiłem ją w małą dziurkę. Pociągnąłem kilka łyków, rozkoszując się pysznym smakiem, jednak nie dając po sobie poznać, że sprawiło mi to drobną radość.
– Czy teraz możesz mnie nauczyć serwować, Oikawa-san?- zapytał tymczasem Tobio.
No tak, gówniarz jak zwykle o jednym. Sam nie byłem pewien, czy jego uwielbienie moją osobą i szacunek, jakim mnie darzył, powinny mi schlebiać, czy raczej obrzydzać. Zainteresowanie ze strony chłopaków mało mnie obchodziło, ale akurat w tym przypadku Kageyamie chodziło przede wszystkim o siatkówkę. Dziewczyny zachwycały się moim talentem, ale tylko do tego stopnia, by piszczeć na prawo i lewo o tym, że jestem uzdolniony, i że słyszał o mnie każdy w szkole – Tobio zaś podchodził do tego z praktycznej strony, chcąc zaczerpnąć wiedzy i konkretnych umiejętności.
– Z pustym żołądkiem niczego cię nie nauczę – stwierdziłem, odwracając od niego głowę.- Przynieś mi kanapkę z wołowiną, wtedy się zastanowię.
– Dobrze, Oikawa-san!- Kageyama skinął głową, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku wyjścia z sali.
Odprowadziłem go wzrokiem, pociągając w spokoju kolejny łyk mleka. Wyglądało na to, że właśnie załatwiłem sobie darmowego służącego.
Tobio zjawił się kilka minut później, wobec czego przerwałem mój trening, by zjeść kanapkę, którą mi przyniósł. Usiadłem pod ścianą, odwijając chleb z folii, Kageyama zaś stał nade mną z wyczekującą miną. Machnął na niego ręką, poirytowany.
– Daj mi w spokoju zjeść!- fuknąłem na niego.- W tym czasie poserwuj sam, żebym mógł zobaczyć, czy robisz jakieś postępy!
– Tak jest, Oikawa-san!- wykrzyknął Kageyama, prostując się.
Pokręciłem z dezaprobatą głową, kiedy zabrał piłkę i ruszył na boisko, stając na jednym jego krańcu. Zajadając się smaczną kanapką, obojętnie przyglądałem się jego serwom, z czasem jednak denerwując się coraz bardziej – gówniarz był naprawdę utalentowany, a co było najgorsze, cholernie szybko się uczył.
Jeśli mam go zacząć szkolić, prześcignie mnie w ciągu najbliższego roku...
Co prawda przez najbliższe dwa lata nie stanowiłby dla mnie zagrożenia, ponieważ po tym, jak pójdę do liceum, przez ten czas on wciąż będzie w gimnazjum. Jednak nasze spotkanie było z pewnością nieuniknione, jeśli nie w liceum, to na studiach, bo, jak przewidywałem, Tobio z pewnością się na jakieś uda i dalej będzie poświęcał się siatkówce.
Zdążyłem już zjeść i dokończyć picie mleka, kiedy Kageyama podbiegł do mnie, znów z uwagą wpatrując się w moją twarz.
– Czy teraz możesz mnie nauczyć serwować, Oikawa-san?- zapytał.
Jego szczerość i niewinność widoczne w ciemnych oczach niezwykle mnie wkurzały. Tobio w gruncie rzeczy był zupełnie otwartym dzieciakiem, nie bał się ubierać w słowa swoich myśli, a przede wszystkim jasno i wyraźnie wyrażał, co czuje, nieważne, jakie skutki miałyby nastąpić. Z jednej strony odrobinę mu tego zazdrościłem, bo sam raczej wolałem ukrywać to, co czułem, z drugiej jednak miałem wrażenie, że ta jego bezpośredniość pewnego dnia zaprowadzi go na złą ścieżkę.
– Ach, wiesz, Tobio-chan...- westchnąłem ostentacyjnie, uśmiechając się i bezradnie rozkładając ręce.- Ostatecznie stwierdziłem, że uczenie ciebie nie ma sensu. Niczego ci nie brakuje, jesteś całkiem zdolny, choć miną lata świetlne, zanim mi dorównasz.
– No właśnie, Oikawa-san!- wykrzyknął z zapałem Kageyama.- Wiele mi do ciebie brakuje i chciałbym, żebyś trochę mnie podszkolił, bym choć trochę zwiększył zasób moich umiejętności!
– Tsk – cmoknąłem cicho, krzywiąc się i naprędce szukając pierwszej lepszej wymówki. W końcu wpadłem na genialny plan, coś, czego Tobio z pewnością nie zrobi.- Ale wiesz, Tobio-chan, z uczenia ciebie nie będę miał zupełnie nic. Nie opłaca mi się to. Nie dostanę żadnych pieniędzy, ani żadnego innego wynagrodzenia... Po co mam się angażować w takie darmowe szkolenie?
– Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić w ramach uczenia mnie, zrobię to z chęcią, Oikawa-san!- zapewnił żywo Kageyama, marszcząc brwi w zabawnym grymasie.
– Och, naprawdę?- mruknąłem, mrużąc oczy. Podszedłem do niego i zarzuciłem po ramię przez szyję, pochylając się nad nim lekko.- Więc co powiesz na to, żeby oddać mi swoje niewinne dziewictwo, Tobio-chan? Hmm?
Z ogromną satysfakcją przyglądałem się jego coraz to bardziej czerwonej twarzy, kiedy docierał do niego sens moich słów. Pierwszy raz widziałem go tak zarumienionego – nie tylko jego policzki, ale nawet uszy przybrały barwę pomidorów. To było cholernie zabawne i cholernie przyjemne dla oka. Gdybym wiedział, że czymś takim wprawię go w tak wielkie zakłopotanie, powiedziałbym to znacznie wcześniej.
Może dzięki temu odszedłby z drużyny?
– Tak więc widzisz, Tobio-chan, to...
– Zgoda...
– Ech?- bąknąłem, wytrzeszczając na niego oczy.- Co powiedziałeś?
– Zgoda – powtórzył wyraźnie, choć wciąż cicho. Zacisnął pięści, patrząc przed siebie z determinacją, wciąż zarumieniony po uszy.- Jeśli dzięki temu Oikawa-san zacznie mnie uczyć, jestem gotów podjąć się tego zadania...
To chyba jakieś jaja.
Przez długą chwilę wpatrywałem się z niedowierzaniem w Tobio, zastanawiając się, czy teraz to on mnie podpuszcza, czy może jednak idiota mówi serio. Wyglądało jednak na to drugie, co bardzo, ale to bardzo mnie zirytowało...
– Aha – mruknąłem, unosząc dumnie głowę.- W takim razie chodź za mną, Tobio-chan.
Już ja mu dam nauczkę! Niech sobie nie myśli gówniarz, że może tak po prostu igrać z Oikawą Tooru, najlepszym rozgrywającym w historii Kitagawa Daichi i laureatem nagrody dla tego właśnie tytułu!
Kierując się ku wyjściu z sali, zerknąłem pospiesznie na moich kolegów – w szczególności na Iwaizumiego, który, choć był raczej obojętny w stosunku do Kageyamy, dbał o to, bym zbyt często mu nie dokuczał – i upewniwszy się, że żaden nie zwraca na nas uwagi, dyskretnie wymknąłem się na korytarz.
Gdy Tobio do mnie dołączył, skinąłem głową w kierunku magazynu.
– Zaczekaj tam na mnie, tylko schowaj się w cieniu. Jeśli ktoś cię zauważy i zapyta, co robisz, powiedz, że wyszedłeś odetchnąć świeżym powietrzem.
Kageyama bez słowa skinął głową, po czym udał się posłusznie pod magazyn. Ja w tym czasie ruszyłem do szatni, by zabrać stamtąd klucz do ów magazynu. Ponieważ trener tego dnia nie uczestniczył w naszym treningu, to ja, jako kapitan drużyny, byłem odpowiedzialny za otwarcie i zamknięcie zarówno szatni, jak i magazynu oraz sali gimnastycznej.
Kiedy wracałem do Kageyamy byłem święcie przekonany, że stchórzył – ale nie, okazało się, że stoi w cieniu schodów, spoglądając w kierunku sali gimnastycznej. Podszedłem do niego i bez słowa otwarłem przed nim drzwi magazynu. Widziałem, jak Tobio nerwowo przełyka ślinę, a potem dyskretnie wsuwa się do środka. Wszedłem więc za nim, zamykając za nami drzwi.
Nie wiedziałem, czego powinienem się od tamtego momentu spodziewać. Gdy odłożyłem klucz na półkę jednego z regałów i popatrzyłem na Kageyamę, ten stał niepewnie pośrodku pomieszczenia, wyraźnie nie wiedząc co zrobić.
Oczywiście, że nie wiedział. Ja sam, do cholery, nie wiedziałem, co robić. Przecież żartowałem sobie z tym dziewictwem, nie tylko dlatego, że nie byłem zainteresowany seksem z facetem, co raczej po prostu nie miałem najmniejszego zamiaru przelecieć czternastoletniego dzieciaka.
To by była zbrodnia. W końcu, jakby nie patrzeć, Tobio-chan był poniekąd słodki z tą swoją niepewną miną i spojrzeniem mówiącym „notice me, senpai”.
Westchnąłem ciężko, bez słowa wskazując mu leżące pod ścianą materace. Trudno, trzeba iść na żywioł, nie ma innego wyjścia. Skoro już się tu znaleźliśmy, coś musiałem zrobić – nie mogłem wyjść na tchórza, lub co gorsza dać mu do zrozumienia, że jestem niedoświadczony. Kto wie, może Kageyama sądził, że mając szesnaście lat, mam już za sobą wiele intymnych chwil z dziewczynami? Co prawda jego podziw do mnie mało mnie obchodził, ale skoro już go odczuwał, to po co miałbym niszczyć takie dobre wrażenie?
Tylko i wyłącznie o to mi chodziło, rzecz jasna.
– Zdejmij spodnie, Tobio-chan – zażądałem, starając się, by mój głos nie zadrżał. Kageyama usiadł właśnie na materacu, ja tymczasem stanąłem przed nim ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami, przybrawszy pokerową minę.
Patrzyłem, jak czarnowłosy przełyka nerwowo ślinę. Wahał się przez chwilę, jednak po krótkiej chwili bezruchu powoli chwycił gumkę swoich spodenek i zaczął je ściągać. Sam nie wiedziałem, czy byłem tym widokiem rozbawiony, czy przerażony. Poniekąd owszem, bo czułem się jak jakiś chuligan, który ma zamiar poniżyć młodszego kolegę, z drugiej jednak czułem coś w rodzaju rozczulenia – Tobio mógł przecież odmówić, tymczasem on zwyczajnie mnie słuchał, jakby darzył mnie nie tyle szacunkiem, co ogromnym wręcz zaufaniem. W końcu kto normalny zacząłby rozbierać się przed kimś, komu nie ufa?
Przełknąłem ślinę, patrząc na jego białe majtki. Zaczynałem już czuć, że powoli wymiękam – miałem cholerną ochotę uciec z magazynu, przez myśl mi nawet przeszło, by rzucić się z płaczem na Iwaizumiego, w końcu w dzieciństwie wiele razy tak robiłem, zwłaszcza, gdy chodziliśmy do przedszkola i dokuczali mi koledzy. Jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli to zrobię, okrutnie zranię Tobio-chan. Oczywiście, raniłem go już wielokrotnie, ale zwykle były to tylko głupie docinki, pilnowałem się, by nie przekroczyć granicy. No, może poza momentem, kiedy prawie go uderzyłem, ale powstrzymał mnie Hajime...
Kageyama siedział niepewnie na materacu, spoglądając na mnie z dołu, ułożywszy dłonie na kolanach. Westchnąłem cicho, odwracając od niego na chwilę wzrok. Zdecydowałem się pokazać mu, że mam jaja – no, może nie tak od razu, najpierw w przenośni – wobec czego również zdjąłem z siebie spodnie, pozostając jedynie w koszulce i bokserkach.
Niech patrzy, niech podziwia moje męskie bokserki! Tylko dzieciaki chodzą jeszcze w majtkach!
Przez kolejną chwilę stałem we władczej pozie, czekając na jakąś reakcję, jednak moja męska bielizna najwyraźniej nie zrobiła na nim dużego wrażenia. Odchrząknąłem cicho, po czym skinąłem głową w kierunku jego krocza.
– Na co czekasz, Tobio-chan?- zapytałem trochę zbyt wysokim głosem.- To się samo nie zdejmie!
– Uhm, tak, Oikawa-san...- mruknął Kageyama, rumieniąc się.
Patrząc, jak Tobio chwyta za gumkę swoich majtek, poczułem bardzo nieprzyjemny niepokój. A co, jeśli okaże się, że ten młokos ma większego penisa ode mnie? Bądź co bądź, choć byłem wysoki i wysportowany, a w mojej sylwetce nie brakowało mi niczego, nie mogłem się przesadnie chwalić swoim przyrodzeniem. Oczywiście, miałem dopiero szesnaście lat i wierzyłem, że mój członek jeszcze urośnie, ale póki co wydawał mi się być przeciętnych rozmiarów, zwłaszcza jeśli porównać go do męskości Iwaizumiego – której zazdrościli mu także inni nasi koledzy, co wyraźnie widziałem po ich minach.
Prawie odetchnąłem z ulgą, kiedy okazało się, że jego penis nie jest wcale gigantem, a równie przeciętnym narządem, co mój – a nawet nieco mniejszym. Co prawda Tobio był dwa lata młodszy, ale wtedy akurat się tym nie przejmowałem.
Kageyama zdjął buty już wcześniej, teraz zaś uczyniłem to ja. Stanąłem na materacu, po czym zsunąłem z siebie bieliznę, odrzucając ją na bok niby pewnym ruchem.
… i co teraz?
Między nami panowała napięta cisza. O związkach homo nie wiedziałem zbyt wiele, ale byłem świadom tego, że facet facetowi wkłada penisa w tyłek, a tego zdecydowanie nie chciałem robić, nie tylko dlatego, że nie mieliśmy prezerwatywy. Do ust też raczej nie ośmieliłbym się go włożyć, ale...
Ale przecież to ja tu miałem coś zyskać, a nie Kageyama.
Uśmiechając się niemal zwycięsko, stanąłem bliżej Tobio, kroczem tuż przy jego twarzy. Podparłem obie dłonie o biodra, patrząc na niego z góry.
– Possij mi, Tobio-chan – zażądałem.
– Ech?- Kageyama spojrzał na mnie niepewnie.- Mam... wziąć... t-twojego... do ust... senpai?
– Mhm – mruknąłem przeciągle, unosząc brew.- To nie powinno być nic trudnego, prawda? To prawie tak, jakbyś wysysał napój z kartonika. Tylko nie używaj zębów – ostrzegłem, wzdychając ostentacyjnie i odwracając od niego głowę. Skrzyżowałem ramiona na piersi, czując na policzkach lekkie rumieńce.- J-jedna dziewczyna użyła i to wcale nie było przyjemne! Jeśli ci zależy na treningu, lepiej się postaraj...
– Uhm...- Kageyama skinął z wahaniem głową.
Nie mogłem uwierzyć, że wziął to tak poważnie. Kiedy uniósł dłoń i ostrożnie dotknął mojego penisa, poczułem, że przez całe ciało przechodzi mi dreszcz. Do tej pory nikt prócz mnie go nie dotykał, no może poza Iwaizumim, kiedy w dzieciństwie, jako głupie istotki, chcieliśmy poznać wzajemnie nasze ciała. Nie wiedziałem więc jeszcze, czy sprawia mi to przyjemność, czy raczej wprawia w zakłopotanie.
Tobio nieśmiało otworzył usta i wsunął mojego członka do ust. Mimowolnie wciągnąłem do płuc powietrze, kiedy poczułem na wrażliwej części mego ciała jego gorący język. Kiedyś zdarzyło mi się natknąć w telewizji na film erotyczny, gdzie akurat była podobna scena – wiedziałem więc, jak mniej więcej to wygląda, ale nigdy nie zastanawiałem się tak naprawdę, co dokładnie odczuwa wtedy facet.
Teraz wiedziałem.
Aż za dobrze.
– Mm...- zasłoniłem usta dłonią, kiedy z mojego gardła wydobył się mimowolny jęk. Wilgotny język Tobio okrężnymi ruchami pieścił mojego członka, stanowczo zbyt intensywnie stymulując żołądź. Oddychałem coraz ciężej przez nos, nie mając odwagi odsunął dłoni od ust.
Cholera, to było złe. To było stanowczo złe. Po pierwsze fakt, że nie powinienem wykorzystywać dwa lata młodszego chłopaka do takich rzeczy, po drugie sama czynność wykonywana przez drugiego osobnika tej samej płci, a po trzecie – wykonywanie ów czynności na terenie w gruncie rzeczy publicznym. Co z tego, że zamknąłem drzwi na klucz? Zapasowe miał woźny, więc jeśli postanowi się tu napatoczyć...
Szybko przestałem o tym myśleć. Kageyama przestał posługiwać się samym językiem, poruszał teraz głową w przód i w tył, zaciskając delikatnie wargi na moim członku. Robił to powoli, wyraźnie starając się, by nie zahaczyć zębami o wrażliwy narząd. Jego przymrużone oczy zdawały się płonąć – nie wiem czym, ale takie miałem wrażenie, zwłaszcza, kiedy Tobio zerkał na moją twarz, jakby chciał się upewnić, że odczuwam przyjemność, która miała być zapłatą za jego szkolenie.
Cóż, ciężko było ukryć, że było mi cholernie dobrze. To był mój pierwszy raz, a język Kageyamy był gorący i ruchliwy, w dodatku zaciskał usta i ssał mojego członka na tyle, bym wyraźnie czuł nacisk ciśnienia. Odnosiłem wręcz dziwne wrażenie, że to nie jest jego pierwszy raz, ale zważywszy na to, jak ostrożne i powolne były jego ruchy, raczej było ono błędne.
Zanim się zorientowałem, moja dłoń wylądowała na jego głowie, palce wsunęły się w miękkie, czarne włosy. Tobio spojrzał na mnie pytająco, przerywając pieszczotę, ale ja niecierpliwym ruchem przyciągnąłem go do siebie, odruchowo zaczynając ruszać biodrami. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale najwyraźniej odezwał się we mnie tryb seme i nie miałem zamiaru pozwolić, by Kageyama przerwał w najlepszym momencie – teraz bowiem znacznie intensywniej odczuwałem to, co robił.
Mój członek, jak mi się zdawało, stwardniał do granic możliwości. Do tej pory, kiedy zdarzyło mi się zabawiać sam na sam w domu, nigdy nie zdarzyło mi się aż tak podniecić, nawet jeśli oglądałem ulubione filmiki w Internecie. W życiu bym nie przypuszczał, że chłopak – nieważne który – będzie zdolny do tego, by doprowadzić mnie do takiego stanu.
– Och, Tobio-chan...- westchnąłem wbrew własnej woli, naciskiem dłoni zmuszając go, przyspieszył ruchy głową.- Całkiem, całkiem...
– Mmm...- wymruczał jedynie Kageyama, zamykając oczy. Widok ten sprawił, że niemal do reszty oszalałem – wyglądało bowiem na to, że także i jemu udzielił się nastrój. Gdy odchyliłem lekko głowę, dostrzegłem, że także i on porusza dłonią po swoim własnym, prężącym się członku. Przygryzłem wargę, jednak nie udało mi się powstrzymać pełnego satysfakcji uśmiechu.
Gdybym tylko miał teraz telefon, by móc zrobić mu zdjęcie na pamiątkę, zwłaszcza w momencie, gdy spogląda na mnie tym płonącym, niewinnym spojrzeniem.
Oikawa Tooru, jesteś uosobieniem zła – kto to widział, by deprawować tak urocze stworzenie, jak Tobio-chan.
Wraz z upływem kolejnych chwil pieszczota stała się jeszcze intensywniejsza, gdyż Kageyama zaczął mocniej ssać mojego członka, dodatkowo również przyspieszając ruchy głową. Tym razem nie byłem w stanie powstrzymać się od jęków i westchnień, raz czy dwa zdarzyło mi się nawet głucho stęknąć – było mi po prostu zbyt dobrze, by siedzieć cicho.
Czy raczej stać – ledwie, bo trzęsły mi się nogi, ale jakoś wciąż się na nich utrzymywałem.
Nie zdążyłem ostrzec Kageyamy o tym, że dochodzę – szczerze mówiąc w ogóle nie zaprzątałem tym sobie głowy. Spuściłem się w jego ustach, tym samym zaskakując go, jednak tylko przez chwilę. Widziałem, że Tobio zacisnął mocno powieki i dalej poruszał głową, wręcz wysysając ze mnie spermę, razem z energią i wszelkimi siłami – kiedy doszedłem już zupełnie, a Kageyama odsunął się nieznacznie, upadłem kolanami na materac, oddychając ciężko.
Chwilę mi zajęło, zanim się uspokoiłem. W tym czasie przyglądałem się z lekkim przerażeniem Kageyamie – chłopak trząsł się lekko, będąc najwyraźniej w szoku. Wiedziałem, że to moja wina, ale jakoś nie było mi z tą myślą przykro. Póki co satysfakcjonowało mnie, że nie stchórzyłem i okrutnie wykorzystałem jego uwielbienie i pragnienie pobierania u mnie nauk. Widok wyrazu jego twarzy cholernie mnie... podniecał.
– Hmhm – zachichotałem nerwowo, biorąc głęboki wdech. Wypuściłem powietrze z westchnieniem, sięgając po moją bieliznę i spodenki.- Posprzątaj tu, Tobio-chan – nakazałem mu, ubierając się i starając nie dać po sobie poznać, że również delikatnie się trzęsłem.- Zamknij za sobą magazyn, a klucz włóż do mojej torby.
– Uhm... co z moim treningiem?- zapytał niepewnie Kageyama.- Miałeś mnie po tym uczyć serwować, Oikawa-san...
– Ahahah, uwierzyłeś mi, Tobio-chan?- Odwróciłem się do niego, po czym palcem pociągnąłem za dolną powiekę lewego oka.- Głupol, głupol! Od samego początku żartowałem! Nie mam zamiaru uczyć cię serwować! Bleeeh!- wystawiłem dodatkowo język, by podkreślić jak bardzo gdzieś miałem jego uczucia, choć w środku aż gotowałem się od dopiero co przeżytego orgazmu.
Orgazmu, do którego doprowadził mnie mój uroczy kouhai.
Kageyama spuścił najpierw wzrok, a potem głowę, skinąwszy nią lekko. Był wyraźnie niepocieszony, a widok ten sprawił, że moje serce mocniej załomotało w piersi.
– Dobrze – mruknął cicho.- Spróbuję jutro.
– Próbuj sobie ile chcesz, nikt nie jest godny tego, bym go szkolił!- oznajmiłem wyniośle, odwracając się z szerokim uśmiechem na ustach i unosząc dłonie.- Do zobaczenia, Tobio-chan! Miłego sprzątania ~!
To powiedziawszy, otworzyłem kluczem drzwi i, zostawiwszy go w zamku, sam wysunąłem się na zewnątrz. Zadowolony z siebie, wciąż uśmiechając się od ucha do ucha, zaczerpnąłem do płuc świeżego powietrza, czując jak mój dobry humor wraca. Rześkim krokiem ruszyłem w kierunku sali gimnastycznej, kiedy nagle coś sobie uświadomiłem.
Kageyama powiedział, że „spróbuje jutro”. Ale czy nie oznacza przypadkiem, że znów będzie próbował wkupić się w moje łaski? Czy to nie oznacza, że jest gotów po raz kolejny zrobić z moim członkiem to, co z takim zapałem robił jeszcze kilka minut wcześniej i przy czym na dodatek się masturbował?
Stanąłem jak wryty, odwracając się w kierunku magazynu z pokerową miną.
Widać Tobio-chan nie tylko w siatkówce brał ze mnie przykład...
Przeczytałam, o jakim shipie napisałaś, dostałam napadu fangirl, i to takie solidnego, więc na 100% wrócę tu jutro!
OdpowiedzUsuńUhh, mam nadzieję, że nie odzwyczaiłam się za bardzo od komentowania >.<
UsuńShocik był... Jedyny w swoim rodzaju. Tak mi się przynajmniej wydaje, że to dobre określenie. Oikawa był, no Oikawą, tego się nie da inaczej nazwać. Serio, powinna być osobna cecha charakteru, nazwana jego nazwiskiem. Chociaż R.I.P Iwaizumi, kiedy ludzie zaczęliby mówić - 'Zachowujesz się jak Oikawa', 'Boże, powinieneś być bardziej oikawowy'. Biedny Iwa-chan dostałby cholery. Ale ja nie o tym chciałam! Chodziło mi oto, że chociaż Oikawa był sobą, co naprawdę w nim lubię, to jakoś średnio przepadam za opowiadaniami, gdzie Kageyama jest pierwszakiem w Kitagawie. Wolę kiedy jest licealnym tsundere ^^ No i wtedy Tooru ma większe pole do popisu :D
Bądź, co bądź, shocik mi się podobał. Zaspokoiłaś moje czytelnicze żądze, więc chwała Ci za to! ^^
Standardowo życzę weny i czekam na więcej ;))
Mnie by to tam cieszyło, bo bardzo lubię Oikawę xD
UsuńCieszę się, że się podobało! ^^ Bardzo dziękuję za komentarz ♥
*fanfary, fanfary* Yuuki wraca i to w jakim stylu xD
OdpowiedzUsuńTak na serio, może nie jestem jakąś szczególną fanką tego paringu, ale.... :)
Było okey, niestety więcej nic twórczego z siebie nie wskrzeszę, bo jak Tooru to tylko Iwaizumi, tymniemniej podobało mi się, może nie jakoś bardzo ale podobało ^^
Właściwie to ja nigdzie nie odeszłam :'''') xD
UsuńCieszę się, że było okej xD Bardzo dziękuję za komentarz ♥
Miła 'odskocznia' od Mechanizmu uczuć ;) Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały głównego opowiadania i kolejne shoty ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba, i że chyba bardziej przepadasz za MU :D Dziękuję ogromnie za komentarz ♥
UsuńKolejne anime za którym nie przepadam i znowu *fanfary i fala oklasków* Mistrzyni Yuuki zmienia wszystko w coś co jest zajebiaszcze. Dobrze, że nie wyszłaś z wprawy, bo byłabym się gotowa obrazić. Ale wszystko co robisz jest cudowne i nie da się przejść obok obojętnie. Weny, czasu i powodzonka.
OdpowiedzUsuńZ wielkim jak zawsze uznaniem
~Yuukifan
W takim razie następny shot będzie z anime "Arslan Senki" i też obejrzysz i pokochasz xDD
UsuńA to źle, że byś się obraziła :< Niefajnie, niefajnie :<
Dziękuję bardzo za komentarz! :D Cieszę się, że się podobało ♥
AAAAAAAAAAAA KOCHAM TEN PAIRING I OPOWIADANIE BYLO SUPER
OdpowiedzUsuńchociaz ja na miejscu Oikawy czulabym sie okropnie winna, no ale co tam
on ma inną skalę normy
Ja tak samo, ale Oikawa to Oikawa xD Cieszę się, że się podobało! Dziękuję bardzo za komentarz c:
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było.. Oj, dawno! Postanowiłam sobie że będę chodziła na wszystkie lekcje i uczyła się z lekcji na lekcję, a że szkoła sportowa to jeszcze koszykówka mi wpadła i.. O rany, dobrze że dzisiaj mieliśmy luźną godzinę przed zawodami, a raczej nadal mamy. :))
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, proszę wybaczyć za tę zniewagę, lecz mój laptop nie odtwarza mi pliku w jakim jest zawarte to filozoficzne opowiadanie. Czekam aż to się naprawi, ale mimo wszystko to koniec (w tym konkursie) mojej egzystencji.
Wchodzę na bloga a tu tyle tego. Jestem w pełni zadowolona z mechanizmu uczuć, ale tak samo miła niespodzianka spotkała mnie z opowiadaniem Tobio-chan. Ah, ah. Dupek razy trzy, ale dupek w oryginalnym stylu.
Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję że to ostatni raz jak to piszę, bo ciągle mi się usuwa. Mój telefon mnie nie kocha ;___;
Aż mi się smutno zrobiło... BAKAIKAWA, GIŃ GŁUPI ŚMIECIU! TAK WYKORZYSTYWAĆ MOJEGO KOCHANEGO TOBIO-CHANA?! SPŁOŃ, PRZEPADNIJ, ZDECHNIJ SIŁO NIECZYSTA ;___;
OdpowiedzUsuń*odchrząkuje* Wieeeem~ Dawno mnie u ciebie nie było choć wiesz że czytam wszytsko. Brak weny na komentarze c':
Mam ochotę zabić tego narcyzowego Dupoikawę za to co zrobił Kagusiowi... Kaguś jest zbyt uroczy by mu to robić! ;-;
Szocik mega <3 Czekam na kolejne z Haikyuu, choć ten był chyba najbardziej wyczekiwany. Kocham ten ship tak?
Miłego dzionka!
~Yui
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń