Było już dość późno i większość przyszłych żołnierzy
siedziała teraz w jadalni, jedząc kolację. Tylko ja zostałem w moim pokoju, nie
chcąc widzieć się z innym w przeddzień tego, co miało się wydarzyć.
Już jutro ludzie, których zacząłem lubić, ponownie ujrzą
górującego ponad murem ogromnego tytana.
Kolejna część planu zostanie wykonana.
Właśnie rozciągałem się na podłodze, kiedy usłyszałem
ciche pukanie do drzwi.
-
Reiner? Jesteś tutaj?
-
Tak, jestem – odparłem,
wstając. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je.- Dlaczego po prostu nie
wejdziesz, głuptasie?
Bertholdt
spojrzał na mnie dość mętnym wzrokiem i uśmiechnął się tylko słabo w
odpowiedzi. Przekroczył
próg i usiadł na moim łóżku. Zmarszczyłem lekko brwi. Widać, że coś było nie
tak. Coś go dręczyło, i to bardzo.
Westchnąłem
cicho. Chyba już się domyślałem, o co chodzi...
Zamknąłem
drzwi, podszedłem do niego i usiadłem obok. Bertholdt podciągnął kolana
pod brodę i przygryzł
lekko wargę.
-
Chcesz pogadać?- zapytałem,
a on skinął lekko głową.- Chodzi o jutro, prawda?
-
Uhm...nie mogę przestać o
tym myśleć.
-
Jeśli będziesz zaprzątał
sobie tym głowę, zaczną coś podejrzewać!- upomniałem, starałem się mówić jak
najciszej. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie czai się za ścianą.
-
Wiem, staram się być taki,
jak zawsze – powiedział szybko Bertholdt.- Zanim tutaj trafiliśmy, trzymaliśmy
się razem...a tutaj...musieliśmy czasem się rozdzielać i...wiesz, poznaliśmy
ich nieco bliżej, prawda?- Bertholdt spojrzał na mnie niewinnie.- Znamy ich
coraz lepiej. Erena, Armina, Jeana, Marco, Conniego, Thomasa...ich wszystkich!
Trochę...zbliżyliśmy się do nich...prawda?
-
Nie możemy kierować się
takimi uczuciami, Bertholdt – westchnąłem.- Jeśli będziesz tak robił, całe
nasze starania pójdą na marne! Chyba tego nie chcesz, prawda?
-
Oczywiście, że nie,
ale...czy ty nie myślisz o nich jak o...no wiesz.- Bertholdt spuścił głowę.-
Jak o przyjaciołach. Przecież nie są dla nas już kimś obcym! Zwierzali nam się,
żartowaliśmy razem no i...przede wszystkim, spędziliśmy ze sobą tyle czasu...!
Nic nie czujesz w związku z tym? Nie masz żadnych wahań co do naszego zadania?
-
Bert – westchnąłem ciężko,
patrząc mu prosto w oczy.- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś wyłączył tę część
siebie? Masz UDAWAĆ ich przyjaciela, a nie być nim naprawdę! Dobrze wiesz, jak
skończą się nasze starania, jeśli będziesz kierował się takim głupim
przywiązaniem! Chcesz wiedzieć, jak ja sobie z tym radzę?
-
Uhm...mhm.- Bertholdt skinął
lekko głową.
Podrapałem
się po głowie, zastanawiając się, jak ubrać myśli w słowa.
-
Przede wszystkim, staram się
nie myśleć o wszystkich, jak o równych – mruknąłem.- Może i...faktycznie,
polubiłem ich...faceci są zabawni, a dziewczyny ładne i sympatyczne,
ale...wiesz no, koniec końców, oni nie są swoi, rozumiesz? Nie są kimś, dla
kogo mógłbym ryzykować życie. Jedyną osobą, dla której jestem zdolny się
poświęcić, jesteś ty, Bert.
-
Eh?- Bertholdt spojrzał na
mnie, jakby zaskoczony i zarumienił się lekko.
-
Co się tak dziwisz?-
mruknąłem, niezadowolony.- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy!
Siedzimy w tym bagnie oboje, po same uszy. Jesteś mi więc bliższy niż
ktokolwiek inny i to na tobie najbardziej mi zależy. Myślałem, że czujesz to
samo...
-
O-oczywiście, że tak!-
wykrzyknął.- Jesteś dla mnie bardzo ważny! Najważniejszy, na całym świecie!
Tylko...- Bertholdt przygryzł wargę, jego oczy zaszkliły się delikatnie.- Tylko
oni wszyscy...oni wszyscy czują do siebie to samo, co my do siebie, prawda? Nas
także uważają za przyjaciół...próbują razem walczyć, również dla nas, a
my...niwelujemy ich starania...
-
Bert – westchnąłem, biorąc
jego twarz w swoje dłonie i unosząc ją delikatnie.- Spójrz na mnie. Musisz
przestać o nich myśleć, rozumiesz? Zapomnij, że cokolwiek cię z nimi łączy! Nie
możesz być taki cholernie uczuciowy! Nie zawiedziesz mnie, prawda, Bert?
Berthold
nabrał powietrza do płuc i skinął głową, choć jego wzrok nadal wyrażał smutek.
Było mi przykro z tego
powodu. Cholernie przykro. Ja również polubiłem naszych kolegów, oczywistym
było, że zbliżyliśmy się do siebie.
Ale ważniejsza od głupich przyjaźni była
nasza misja.
-
Przepraszam, Reiner –
szepnął Bertholdt, ocierając rękawem oczy.- Nie chciałem psuć ci humoru. Trochę
było mi ciężko na sercu, musiałem z kimś pogadać. No a...mogę tylko z tobą.
-
W porządku, nie zepsułeś mi
humoru.- Uśmiechnąłem się lekko do niego.- Bylebyś się przed nikim nie wygadał!
Byłeś na kolacji?
-
Tak, już zjadłem. Dlaczego
nie przyszedłeś?
-
Nie jestem głodny –
skłamałem gładko.- Ktoś o mnie pytał?
-
Nie, wszyscy są zajęci
świętowaniem ukończenia szkoły. Chyba nawet nie zauważyli twojej nieobecności.
Jean i Eren jak zawsze skupiają ich uwagę.
-
Rozumiem.- Skinąłem głową i
przetarłem dłońmi twarz.- To co, chyba położymy się spać? Lepiej wypocząć i
przygotować się na jutro. Wiesz, co masz jutro robić, tak?
-
Tak.- Bertholdt skinął
głową.- Przypominam sobie od czasu do czasu wszystkie szczegóły.
-
No dobrze.- Pokiwałem lekko
głową i pogłaskałem go po policzku.- Połóż się już.
-
Szkoda, że nie mogę spać z
tobą...- mruknął Bertholdt, z westchnieniem opierając swoją głowę o moje
ramię.- Naprawdę potrzebuję...twojej bliskości.
Po
krótkiej chwili zaskoczenia, objąłem go niepewnie. Od dłuższego już czasu nie
mieliśmy okazji na
jakikolwiek kontakt fizyczny, poza krótkimi walkami między sobą podczas
treningów.
Kiedy
Bertholdt objął mnie rękoma za szyję, trochę się spiąłem. Przełknąłem nerwowo
ślinę, zerkając na
zamknięte drzwi naszego pokoju.
-
Bert, nie żebym cię
odtrącał, ale...mimo wszystko, w każdej chwili ktoś tu może wejść.
-
Ah, tak.- Bertholdt odsunął
się ode mnie o kilka centymetrów.- Faktycznie. Przepraszam, zapomniałem się.
Chociaż
powiedział to, i tak wciąż mnie obejmował. Patrzyłem niepewnie na jego twarz.
Wzrok miał spuszczony, ale
po chwili uniósł go i spojrzał nieco wyżej, jakby na moje usta. Bez słowa znów
przysunął się bliżej i pocałował mnie.
Ile
czasu minęło, kiedy ostatni raz czułem smak jego ust? Miałem wrażenie, że to
była
wieczność. Ich miękkość i
delikatność, tak dobrze mi znane, teraz wydawały się jakby nowe. Jakbym dopiero
teraz poznawał je.
-
Bert...- szepnąłem, kiedy na
moment oderwał się ode mnie i zamknął oczy.- Nie możemy...
-
Jeszcze tylko odrobinę –
mruknął, znów łącząc nasze usta.
Westchnąłem
lekko, nie potrafiąc mu się sprzeciwić. Przymknąłem oczy, odpowiadając na
pocałunek. Przesunąłem
dłonie na jego talię, a potem znów do góry, unosząc koszulę. Błądziłem nimi po
jego plecach, badając na nowo zapomniane miejsca.
-
Ktoś może tu wejść –
wychrypiałem, siłą odsuwając głowę.
-
Zablokujmy drzwi – szepnął
Berthold.- Albo...przenieśmy się gdzieś, gdzie będziemy bezpieczni.
-
Niby gdzie masz takie miejsce?-
zapytałem, podczas gdy Berthold zaczął delikatnie obcałowywać moje policzki i
brodę.
-
Nie wiem...chociażby w
lesie...
-
Głupi! Zauważą nas!-
parsknąłem cicho śmiechem, czując narastające podniecenie.- No już, uspokój
się, Bert...to do ciebie niepodobne! Gdzie się podział mój uroczy, nieśmiały
towarzysz niedoli?
-
Cały czas jestem przy
tobie...tylko mnie nie widzisz!- odparł jakby ze złością, marszcząc gniewnie
brwi.
-
Eh?- Spojrzałem na niego,
zaskoczony.- O czym ty...?
-
Ciągle spędzasz czas z tym
głupim Jeanem, albo z Arminem! I non stop gapisz się na Christę!- Bert popchnął
mnie na łóżko i usiadł na mnie.- Podrywasz prawie każdą dziewczynę tutaj!
-
Co ty...? Żadnej nie
podrywam!- wykrzyknąłem, nic z tego nie rozumiejąc. Przecież ja nawet nie
znałem się na podrywaniu!- Owszem, są ładne, niektóre mają całkiem uroczą
osobowość, ale żadna mnie nie interesuje! Jestem tu tylko dla ciebie!
-
Wciąż tylko...!- Bertholdt
umilkł nagle, patrząc na mnie dużymi oczami.- Dla...- Uśmiechnąłem się lekko,
widząc jego rumieńce.
-
No, zejdź ze mnie. Naprawdę
nie chcemy, żeby nas przyłapali, prawda?
-
Zapomnij – mruknął
Bertholdt.
-
Co...?
-
Teraz to już za późno, nie
cofnę się!
Nim
zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Bert wpił się mocno w moje usta, jednocześnie
podnosząc gwałtownie
koszulkę, odsłaniając mój tors.
-
Mbemt!- Moje słowa zostały
oczywiście stłumione przez pocałunek. Kiedy spróbowałem odepchnąć mojego
przyjaciela, ten chwycił mnie za nadgarstki i przyszpilił je do łóżka.
Wbrew
pozorom, Bert potrafił być silniejszy nawet ode mnie. A teraz właśnie
prezentował swoją siłę.
Miałem
nadzieję, że nie zamierza mnie zgwałcić...
Po
nieudanych próbach, przestałem się wyrywać i zupełnie poddałem jego
pieszczotom.
Bert w końcu raczył
odsunąć głowę, dzięki czemu mogłem nabrać porządnie powietrza, gdy tymczasem on
zabrał się za całowanie mojej klatki piersiowej. Uwolnił również moje ręce, by
zająć się ściąganiem moich spodni.
-
Jeśli ktoś wejdzie, powiem,
że mnie upiłeś – uprzedziłem.
-
Możesz nawet powiedzieć, że
zrobiłem to siłą.
-
Nie uwierzą mi. Wyglądam na
silniejszego, bo jestem szerszy od ciebie.
-
No to pokażemy im, jak
potrafimy walczyć.
-
Wolałbym nie...
Wciągnąłem
głośno powietrze, kiedy Bert zaczął przygryzać moje sutki. Nie znosiłem
tego, ale nie dlatego, że
było to nieprzyjemne – bo przyjemne było, i to bardzo. Ale kiedy to robił,
często reagował na sposoby, których powstydziłby się nie jeden facet.
Zwłaszcza
taki, jak ja.
-
Bert...proszę cię...-
mruknąłem.
Jednak
on już zupełnie mnie nie słuchał. Przesunął powoli językiem po moim brzuchu,
zatrzymując się przy pępku
i poświęcając mu nieco więcej uwagi. Jęknąłem cicho, starając się odsunąć jego
głowę. Penis w moich spodniach napierał wręcz boleśnie na ich materiał.
Przeklinałem się w myślach za te reakcje.
Berthold
w końcu zostawił moje czułe miejsce i, zsunąwszy mi spodnie i bieliznę do
kolan, chwycił mojego
penisa i, uniósłszy go ku górze, zaczął delikatnie całować i lizać moje jądra.
Zacisnąłem szczękę, starając się nie wydobywać z siebie żadnych odgłosów. Bert
najwyraźniej strasznie się wkręcił.
Tylko
ja znałem go tak dobrze.
Ściskając
lekko mojego członka przy nasadzie, zaczął przesuwać językiem wzdłuż całej
jego długości, by po
chwili possać czubek i powoli wsunąć go do ust. Stopniowo brał go coraz więcej.
Czułem, jak prześlizguje się między jego wilgotnymi, gorącymi wargami, przesuwa
się po podniebieniu i wewnętrznej stronie policzków, aż w końcu dochodzi do
gardła, zatrzymuje się na moment, a potem wsuwa do niego, powoli i ostrożnie.
Chwyciłem za najbliższą poduszkę i przycisnąłem ją sobie
do twarzy. Gdzie on, do cholery, się tego nauczył?!
Brakowało może kilkunastu sekund, żebym doszedł, kiedy
Bertholdt wypuścił go z ust i zaczął
poruszać się na łóżku. Odsunąłem poduszkę, by na niego spojrzeć i ujrzałem, jak
wstaje, by zdjąć spodnie. Po chwili znów usiadł na mnie, splunął na palce i
sięgnął do swojego odbytu.
-
Bert...posuwasz się za
daleko...- wydyszałem.- Jeśli teraz ktoś wejdzie, nie będziemy mieli JAK się
usprawiedliwić!
-
Jutro i tak pewnie większość
zginie...- mruknął Bert.- Albo będą tak zaaferowani, że szybko zapomną.
Przestań panikować...
-
Kim ty jesteś, do cholery?!-
jęknąłem, znów kryjąc twarz w poduszce.- Nie znam cię...nie znam cię...nie
wiem, kim jesteś!
Bertholdt
zupełnie mnie ignorował. Chwycił mojego członka i naprowadził go sobie do
jego wilgotnej, ciasnej
dziurki. Jęknąłem głośno, kiedy zaczął powoli się na niego nabijać. Kiedy już
był już w nim w całości, Bert położył dłonie na mojej klatce piersiowej i
zaczął powoli unosić się i opadać.
Nie
odsuwałem poduszki od twarzy. Za żadne skarby bym tego nie zrobił. Po pierwsze
dlatego, że nie chciałem
patrzeć na to, jak ktoś tu wchodzi i gapi się na nas w szoku, a potem biegnie
po żołnierzy. A po drugie...
Jeśli
teraz na niego spojrzę, z pewnością dojdę.
-
Reiner...- szepnął Bert,
przyspieszając.- Bardzo...mi tego brakowało, wiesz?
-
Nie mów takich tekstów w
takiej chwili!- wydyszałem, czując, że moja twarz zaczyna płonąć.
-
Ale to prawda...kocham cię,
Reiner. Proszę, nie zostawiaj mnie. Nigdy, nigdy mnie nie zostawiaj!
Nie
odpowiedziałem, nie wiedząc jakich słów powinienem użyć. Przecież to oczywiste,
że
nigdy go nie zostawię.
Zostawić
go, to jak popełnić samobójstwo.
-
Kocham cię, Bert –
szepnąłem, chociaż przez poduszkę raczej nie mógł mnie usłyszeć.
Ścianki
jego odbytu zaczęły zaciskać się co chwila, na brzuchu poczułem coś lepkiego.
Wyglądało na to, że
Berthold doszedł bezgłośnie. Tylko on potrafił takie magiczne rzeczy,
zazdrościłem mu tego. Kiedy przyspieszył, poczułem, że i ja zaczynam dochodzić.
Odruchowo zgiąłem kolana i, podpierając się stopami, sam zacząłem poruszać
biodrami, chcąc przyspieszyć jeszcze bardziej.
Doszedłem,
jęcząc głośno w poduszkę, którą przycisnąłem do twarzy z całych sił.
Berthold opadł na mnie i
zabrał mi ją, by mnie pocałować.
-
Bert...- wydyszałem.-
Proszę...
-
Tak, wiem – mruknął.- Już
schodzę.
Nie
mogłem uwierzyć w nasze szczęście. Kiedy, wytarty i ubrany, siedziałem na swoim
łóżku, gapiąc się tępo w
ścianę przede mną, myślałem tylko o tym, że to niemożliwe, iż właśnie
uprawialiśmy seks w naszym pokoju, który należał również do dwóch innych
chłopaków, których często odwiedzali jeszcze inni chłopacy, zabierający ze sobą
jeszcze innych.
Przecież
to miejsce było niczym otoczona murami wioska, do której usilnie starali się
wejść tytani...
-
Coś nie tak?- zapytał Bert,
jak gdyby nigdy nic.
-
Nie, skąd – bąknąłem.
-
Powinniśmy się położyć,
Reiner.
-
Ah tak?
-
Jutro czeka nas
ciężki dzień – westchnął Berthold, wstając. Spojrzał na mnie, pochylił się i
pocałował mnie lekko w policzek.- Dobranoc, Reiner.
-
Mhm.
-
...serio, następnym razem po
prostu go zatłukę!- usłyszałem głos Erena, który właśnie otworzył drzwi naszego
pokoju i wszedł do środka w towarzystwie Armina, Conniego i Thomasa.- Oh, to
wy.- Spojrzał najpierw na mnie, a potem na Bertholdta.- Nie uwierzycie, co
powiedział mi Jean! Zaraz, chwila...oh, idziecie już spać?
-
Tak, jesteśmy trochę
zmęczeni – wyjaśnił Berthold, uśmiechając się do nich lekko.
Wyłączyłem
się zupełnie, bez słowa kładąc do łóżka. Nakryłem się kocem i odwróciłem
do ściany, gapiąc się na
nią uważnie.
To
się nie działo naprawdę.
Nigdy
w to nie uwierzę.
Uwielbiam ten parring <3 Świetnie się czytało, zaraz biorę się na Eruri :D
OdpowiedzUsuń