Włamanie

Czytelnik x Hantarou
Włamanie


    Tego dnia, ponieważ wyjątkowo nie miałam zbyt dużo pracy w moim oddziale, postanowiłam zajrzeć do czwartego oddziału, by odwiedzić mojego chłopaka.
–    Uuu, patrzcie no na tę tutaj, jaki szeroki uśmiech!- Ikkaku uśmiechnął się do mnie złośliwie, siedząc na tarasie z plecami opartymi o belkę i skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Tuż obok niego, jak zresztą zawsze, siedział Yumuchika.- Pewnie znowu idzie odwiedzić swojego chłoptasia!
–    A żebyś wiedział!- prychnęłam, dumnie odwracając głowę i poprawiając przymocowanego do pasa żniwiarza dusz.- Niestety, w przeciwieństwie do ciebie, mój nie może dwadzieścia cztery godziny na dobę trzymać się mojego tyłka!
–    Ej! Że niby co to miało znaczyć, co?!- Madarame spurpurowiał na twarzy, zrywając się na równe nogi i wskazując na mnie palcem.- Jak tylko wrócisz, to tak ci spiorę dupsko, że mnie popamiętasz!
    Odwróciłam do niego głowę, palcem pociągając lekko w dół dolną powiekę i wystawiając mu język. Byłam już spory kawałek od nich, ale nie trudno było dostrzec, jak na twarzy oddziałowego łysola pękają żyłki, a on sam już wyrywa się ku mnie. Gdyby nie Yumichika, pewnie skubaniec już by mnie gonił.
    Ale co tam. Trzeci porucznik, piąty porucznik, czy choćby sam kapitan – nic nie mogło powstrzymać mnie, by odwiedzić mojego ukochanego... Hanatarou! ♥
    Właściwie to cały mój jedenasty oddział nie był w stanie zrozumieć co w nim widzę. Ostatecznie od czwartego rozdziału dzieliła nas przepaść tak ogromna, że aż niemożliwa do ogarnięcia umysłem – najsilniejszy oddział w Soul Society kontra... dosłownie najsłabszy, bo zajmujący się jedynie leczeniem. No a tu niespodziewanie pojawiam się taka ja – porucznik jedenastego oddziału – zabójczo zakochana w największym słabeuszu z oddziału czwartego, czyli właśnie Hanatarou Yamada.
    Co w nim kochałam? To oczywiste!
    WSZYSTKO.
–    Hanatarou~!♥ - wykrzyknęłam z radością już od samego progu, gdy tylko znalazłam się w siedzibie czwartego oddziału. Zrządzenie losu było takie, że z jedenastego oddziału byłam jedyną osobą, którą witano w tych szeregach ze szczerym uśmiechem na twarzy.
–    A-ach! Co ty tu robisz?!- Jak się okazało, szczęście dopisywało mi niezwykle. Ledwie weszłam do budynku, a w szerokim korytarzu natychmiast spostrzegłam mojego ukochanego, kroczącego ku mnie z naręczem jakichś pudełeczek.
–    Hanatarou!♥- Rzuciłam się na niego z uśmiechem, przytulając go do siebie. Z jego marnymi stoma pięćdziesięcioma trzema centymetrami nie było zbyt wiele do przytulenia, ale to co było, pozostawało tak cholernie urocze, że na cały dzień starczyłoby mi choćby przytulenie kilku.
    Och. Tylko bez skojarzeń.
–    Pro-prosiłem, żebyś nie przychodziła do mojego oddziału!- jęknął Yamada, nieśmiało mnie obejmując i cierpliwie czekając, aż wytulam swój policzek o jego.
–    Nie mogłam wytrzymać, tak strasznie za tobą tęskniłam, Hanatarou!- westchnęłam ciężko, odsuwając się od niego nieznacznie i wpatrując się w niego z miłością. Jakież on miał piękne, duże oczy!
–    C-cieszę się, ale nie możesz przychodzić tak bez zapowiedzi!- Yamada podrapał się po głowie, patrząc na mnie z lekkim wyrzutem.- N-nie mogę teraz poświęcić ci czasu, muszę zająć się pacjentami...
–    Eee? Jaki pacjent może być ważniejszy ode mnie? Przecież nikt nie umiera, prawda?!
–    N-nie, ale mamy paru z ósmego oddziału, którzy struli się alkoholem, no i kilku zwykłych chorych...
–    No wiesz, Hantaraou, ale ja też jestem chora i potrzebuję twojej pomocy – stwierdziłam, z powagą kiwając głową.
–    E-ech?! C-co ci dolega?!
–    Jak to co?- Uśmiechnęłam się do niego w moim przekonaniu zalotnie, choć pewnie wyglądało to idiotycznie.- Za-ko-cha-nie! ♥ Jestem zakochana w tobie, Hanatarou!
–    Och, bądź poważna...!- jęknął z wyrzutem Yamada.- Naprawdę muszę zająć się pracą...!
–    Więc zajmij się mną! Skoro taki zajęty z ciebie uzdrowiciel, to może wyleczyć mnie z miłości do ciebie, co?
    Hanatarou odwrócił ode mnie wzrok, zaciskając dłonie na pudełeczkach, które trzymał w dłoniach.
–    ...e...
–    Hm? Co tam mamroczesz pod nosem?
–    … nie chcę...
–    E-ech?!- Spojrzałam na niego, rumieniąc się lekko.
–    O... Od... ODMAWIAM LECZENIA CIĘ Z MIŁOŚCI DO MNIE! N-NIE ZOSTAŁEM DO TEGO U-UPOWAŻNIONY!
    Przez chwilę patrzyłam na mojego chłopaka w osłupieniu, nie rozumiejąc ani słowa. Wpatrywałam się w jego rozbiegany, nerwowy wzrok, patrzyłam jak rumieni się i zagryza delikatnie wargę...
    Cholera.
    On mnie kocha.
    Ale to nie zmienia faktu, że muszę się z nim jeszcze trochę podroczyć!
–    Aaa!- Uśmiechnęłam się chytrze.- Czyli mam iść leczyć się do kogoś innego, tak?
–    N-nie! Nie idź nigdzie!- Hantarou złapał mnie pospiesznie za rękaw.- Ty-tylko ja mogę cię leczyć, nieważne co ci jest! Tylko ja mogę cię doty... ka... ć?- Yamada najwyraźniej trochę za późno zdał sobie sprawę z tego jak wygląda jego reakcja.
–    Hantaraou?- mruknęłam, zwiesiwszy nieco ramiona i patrząc na niego z powagą.
–    O... o co chodzi?
–    Widzisz ten magazyn za twoimi plecami?
    Yamada zerknął nerwowo za siebie, a potem spojrzał na mnie i skinął głową.
–    W-widzę – potwierdził.
–    Bo widzisz... Właśnie ktoś się do niego włamał.
–    Ech?! K-kto?!
–    My!- warknęłam, brutalnie wpychając go do magazynu.
–    Uaaah! Ra-ratunkuuu!
    Zatrzasnęłam za nami drzwi, podczas gdy Yamada rozpaczliwie próbował pozbierać z podłogi pudełka, które upuścił. Nie pozwoliłam mu jednak na to, przyciskając go do ściany i niemal na siłę wpychając się w jego ramiona, którymi po chwili nerwowo mnie objął.
–    Je... jeśli ktoś tu wejdzie...- wyszeptał cichutko.
–    Zobaczy, jak robimy niegrzeczne rzeczy i zostaniemy ukarani przez naszych kapitanów – potwierdziłam jego domysły skinieniem głowy.
–    Wo-wolałbym uniknąć gniewu Unohany-san...
–    Cóż...- Spojrzałam w bok, wzruszając ramionami.- Kenpachi to oleje. Stwierdzi, że to moja sprawa z kim się migdalę po kątach. On może gniewać się co najwyżej o to, że dałam się pobić, albo pokonać.
–    N-niemożliwe, jesteś za silna, żeby dać się pokonać! Wie-wierzę nawet, że jesteś niezniszczalna!
–    Och...- westchnęłam cichutko, czując jak rozpuszczam się w ramionach Hanatarou.- Jesteś taki słodziutki... Kocham cię, Hana-chan! ♥
–    E... Dz-dziękuję, miło mi... J-ja też cię... tego... Uhm... A tak w ogóle... T-to po co tu jesteśmy?
–    Hooo?- Spojrzałam na niego z chytrym uśmiechem.- Niecierpliwisz się? Chcesz już zacząć te zbereźne rzeczy, o których teraz myślisz?
–    N-n-n-nie...!
–    Hmhmhm! Niech będzie, nie mogę pozwolić, by mój chłopak tak cierpiał! Jako porucznik jedenastego oddziału obiecuję ci, że postaram się ze wszystkich SIŁ zapewnić ci spełnienie! Och, to znaczy bezpieczeństwo!- Uśmiechnęłam się niewinnie.- A ty... w tym samym czasie możesz zająć się leczeniem mojej poważnej choroby, jaką jest „Niedosyt Hanatarou”, dobrze?- Znów uśmiechnęłam się do niego, po czym przycisnęłam wargi do jego ust, całując je czule.
    Oczywiście, że nie miałam zamiaru pozwolić mu powiedzieć cokolwiek.
    Bo i tak dobrze znałam odpowiedź.

6 komentarzy:

  1. ...
    Rozpierdziel umysłu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pfuuu!!! Para z uszu, wata cukrowa zamiast mózgu ^°^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany,rany,rany!Jakie to było słodziachne! *----* ♥♥♥
    Hanatarou *^* Jaki on kochany!~~♥♥♥ Nie dziwie się z powodu tych serduszek.Przeuroczy,przesłodki,ka-wa-ii~~~♥♥♥
    Tak,idealnie to podsumowałaś:łąka usiana kwiatkami i aura serduszek *-*
    Przemiodne to było ;^; <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko jakie słodziaszne i urocze. Super super super

    OdpowiedzUsuń
  6. *rzyga tenczom*
    Pszesłodziłaś! xD Widzę kucyki ;__; To rezi w oczy >.< Więcej nie sam rady xD

    ~Yui

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń