[ZO] Rozdział 1

    Mieszkanie wydawało się być odcięte od zewnętrznego świata.
    Przez ciemne masywne zasłony żadne z okien nie było w stanie wpuścić do środka choć odrobiny słonecznego światła. Niewielkie jasne plamki tańczyły na grubym materiale to tu, to tam, jednak nie miały wystarczająco sił, by go przebić. Jedynym źródłem pozwalającym na ujrzenie słabych zarysów mebli, był stojący w salonie telewizor, na ekranie którego prowadzący talk-show mężczyzna śmiał się do rozpuku wraz z grupką zaproszonych do programu gości.
    Hinata rozpoznał jego światło, gdy tylko wszedł do mieszkania i zatrzymał się w korytarzu, by zdjąć buty oraz kurtkę. Słyszał przyciszone śmiechy i głupie żarty, rozpoznawał głosy znanych aktorów seriali komediowych i telenowel. Odwieszając kurtkę zastanawiał się, kiedy ostatnio miał okazję obejrzeć jakiś odcinek i choć wykrzywić usta w uśmiechu.
–    Jestem...- urwał, zatrzymując się w drzwiach salonu. Wziął głęboki oddech, choć nieprzyjemny zapach alkoholu niemiłosiernie drażnił jego nozdrza.- Jestem w domu, Kageyama...
    Zbliżył się do kanapy, po drodze podnosząc kilka butelek po piwie. Odstawił je na stolik, zerkając na twarz pochrapującego czarnowłosego mężczyzny, który leżał brzuchem na kanapie, z jedną dłonią pod głową, z drugą zaś na podłodze, wciąż trzymającą puszkę alkoholu. Jego twarz była zaczerwieniona, na czoło wystąpiły cienkie żyły, brwi zmarszczone były jakby w gniewnym grymasie.
    Shouyou przełknął ślinę, rozglądając się za czymś, czym mógłby przykryć swojego chłopaka. Niestety koc, który najbardziej się na to nadawał, służył obecnie Tobio za poduszkę.
    Podszedł na palcach do stolika przed kanapą, wziął pilot do ręki i wyłączył telewizor. Odbiornik pyknął przy tym cicho i wydał z siebie ledwie słyszalny szum, charakterystyczny dla tego typu starych telewizorów.
    Jeszcze trzy miesiące temu mieli większy, ładniejszy. Lecz, ponieważ był ostatnią w miarę sporo wartą rzeczą w mieszkaniu, Hinata sprzedał go, by zapłacić ratę kredytu, który wzięli na mieszkanie, obecnie przypominające ząb w stanie rozkładu – na zewnątrz być może jeszcze się trzymał, ale w środku zżerała go próchnica i niedostatek.
    Przeszedł do kuchni, by z jednej z szuflad wyciągnąć rolkę worków na śmieci. Wyrwał jeden, rozłożył szybkim ruchem, po czym wrócił do salonu i zaczął uprzątać puszki po piwie. Jedna, trzy, siedem... jeszcze dwie... i w połowie opróżniona butelka sake.
    Jeśli ją wyleje, Kageyama znów się wścieknie.
    Ale jeśli zostawi, będzie bardziej pijany niż zwykle.
    Ze zrezygnowaniem chwycił za butelkę i udał się do kuchni. Wylał alkohol do zlewu, butelkę wrzucając do worka, który trzymał w dłoni. Na koniec zawiązał go i odstawił na bok, by wynieść na zewnątrz, gdy tylko upora się z bałaganem panującym w całym mieszkaniu.
    Pomył naczynia, wytarł i je schował na miejsce. Przy okazji uchylił okno, by choć w najmniejszym stopniu wyzbyć się smrodu alkoholu, zalegającego także i tutaj. Wyjął z lodówki warzywa, sięgnął do szafki po ryż. Dziwił się, że nie zaczął jeszcze wymiotować na samą myśl o tym posiłku, który jedli prawie każdego dnia, z powodu braku pieniędzy, a raczej faktu, iż Tobio wydaje je na piwa i sake.
    Mężczyzna nadal się nie budził, odwrócił się jedynie twarzą w kierunku oparcia kanapy, wciąż pochrapując. Shouyou w tym czasie zdążył już przygotować obiad, wyniósł śmieci i, po powrocie do mieszkania, sprawdził pozostałe pomieszczenia. Otworzył okna w sypialni, wyniósł pościel na balkon, by zawiesić ją na sznurkach. W łazience miał nieco więcej roboty. Sprzątnąwszy wymiociny z okolicy sedesu, umył go porządnie i wrzucił do pralki piętrzące się już w koszu ubrania. Wrzucił do maszyny proszek do prania i płyn do płukania, nastawił program.
    Przez jedną krótką chwilę chciało mu się płakać.
    Tylko przez jedną.
    Zagryzł mocno wargę, by skupić się na uczuciu bólu i wyrzucić z głowy frustrację i narastające uczucie bezsilności. Wyprostował się, biorąc głęboki wdech i powoli wypuszczając powietrze. Jego wzrok padł na lustro; odbicie ukazało bladą twarz o brązowych, pełnych bezsilnego zdeterminowania oczach, poczochrane pomarańczowo-rude włosy i poważne oblicze, bez uśmiechu, który kiedyś gościł na jego twarzy niemal bezustannie.
    Odchrząknął cicho, po czym wyszedł do salonu.
    Kageyama siedział na kanapie, przecierając dłońmi zaspaną twarz. Jego oczy były podkrążone, pod nimi widać było delikatne sińce, na twarzy miał kilkudniowy zarost, usta spierzchnięte. Spojrzał na Hinatę, który stanął niepewnie pod ścianą, i zmierzył go spojrzeniem.
–    Kiedy wróciłeś?- Jego głos był ochrypły, charakterystyczny dla typowych pijaków.
–    Jakieś dwie godziny temu – odparł Shouyou.- Obiad jest gotowy, wystarczy podgrzać. Chodź, zjemy w kuchni...
–    Idę się wysikać – westchnął ciężko Tobio, podnosząc się z kanapy.
    Idąc w kierunku łazienki, zataczał się nieznacznie, wciąż przecierając twarz i co chwila mrugając powiekami. Gdy tylko zniknął w pomieszczeniu, Hinata odsunął zasłony i otworzył okna na oścież, z ulgą witając świeże powietrze i ciepłe, jesienne promienie słońca.
    Pogoda tego dnia była ładna. Choć nie było przesadnie ciepło, to jednak wiał spokojny, wręcz delikatny wiatr, ledwie poruszając kolorowymi liśćmi tkwiącymi jeszcze niepewnie na gałązkach drzew.
    W innej rzeczywistości, takiej, która mogłaby się zdarzyć kilka lat wcześniej, Hinata przekonałby Kageyamę do spaceru po parku i zjedzenia czegoś na mieście. Tobio, z początku jak zawsze marudny i zniechęcony, w końcu by się zgodził, pozwalając, by w pustych alejkach Shouyou dyskretnie trzymał go za rękę.
    Tak bywało kiedyś.
    Hinata zamknął powoli oczy, rozkoszując się ciepłem na zmęczonej twarzy. Nie uśmiechnął się jednak do swoich wspomnień – już dawno nauczył się, iż nic mu z tego nie przychodzi.
    Kilka minut później zasiedli do stołu. Shouyou rozłożył na talerzach po porcji podsmażanego ryżu z warzywami, podsunął swojemu chłopakowi jego posiłek, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko niego. Kageyama oparł się ciężko o oparcie swojego krzesła, gapiąc się na talerz.
–    Znowu ryż z warzywami?
–    Nie smakuje ci?- Hinata wsunął do ust odrobinę ryżu, ukoronowanego kawałkiem marchewki. Przeżuł go, prawie nie czując smaku.
–    Na pewno jest, kurwa, smaczny, ale mam dość jedzenia dzień w dzień jebanego ryżu z warzywami!- warknął Tobio, gwałtownym ruchem odsuwając od siebie talerz. Odrobina jego zawartości rozsypała się na stole.
–    Rozumiem – powiedział spokojnie pomarańczowowłosy.- Postaraj się nie przepić mojej kolejnej wypłaty, a zrobię na obiad teriyaki.
–    Huh.- Kageyama prychnął, kręcąc głową jakby w niedowierzaniu.- Co jest? Prosisz się o to, żebym ci wjebał? Nie odzywaj się do mnie w ten sposób, bo skończy się tak, jak ostatnio!- krzyknął, uderzając dłońmi o blat stołu. Podniósł się raptownie, głośno szurając krzesłem. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej dwie puszki piwa.- Sam sobie jedz ten posrany ryż! Obyś się nim, kurwa, udławił!
    To powiedziawszy, wyszedł z kuchni, pozostawiając Hinatę samego. Mężczyzna na chwilę przestał jeść, wpatrując się w swoją porcję. Starał się myśleć o niej jak o czymś smacznym, chciał dziękować bogom za to, że przynajmniej miał co wrzucić do garnka, ale prawda była taka, że o swoim obiedzie myślał bardziej jako o czymś, co musiał strawić, by przeżyć kolejny dzień.
    Ale czy na pewno było warto?
    Od ponad trzech lat żył u boku Kageyamy, byłej gwiazdy sportowej, która nie była w stanie pogodzić się z faktem, że przez kontuzję stawu łokciowego już nigdy nie będzie mogła grać w najlepszej drużynie prezentującej jego kraj. Zrównany z ziemią przez komentatorów i trenerów choćby przeciętnych grup, którzy nie chcieli go do siebie przyjąć, zaczął topić swój żal do świata w
alkoholu. Nie mając ani sił ani ochoty do pracy, prawie w ogóle nie opuszczając mieszkania, codziennie pił coraz więcej i więcej, zapijając się do nieprzytomności. W ciągu trzech lat wylądował w szpitalu cztery razy, za każdym obiecując Hinacie poprawę.
    A on wciąż dawał mu nową szansę.
    Prośby Shouyou o to, by Kageyama udał się na terapię dla uzależnionych, kończyły się wybuchem śmiechu. Kłótnie i awantury – siniakami i zadrapaniami na bladym ciele. Łzy? Tak jakby coś takiego miało zmiękczyć serce potwora żerującego na nieustającej miłości Shouyou.
    Tak. Hinata wciąż go kochał. Mimo pobić, ran i wielokrotnie łamanego serca, mimo obelg, mimo bycia tyranem, który odbierał mu radość, Shouyou wciąż uparcie go kochał.
    I wierzył.
    Jak ślepiec, któremu obiecano przywrócić wzrok. Jak niemowa, która śniła o tym, że śpiewa. Jak głupiec, który sądził, że otrzymał najcenniejszą wiedzę tego świata.
    Dokończył obiad, opróżnił talerz Kageyamy z powrotem na patelnie wiedząc, że gdy  zgłodnieje, z całą pewnością zje nawet to. Posprzątał po posiłku, a potem przeszedł do sypialni, by dokończyć książkę, którą jakiś czas temu zaczął czytać. Widział, że siedzący na kanapie Tobio odprowadza go wzrokiem, popijając piwo, jednak żaden z nich się nie odezwał.
    Hinata nigdy nie przepadał za czytaniem. Nie lubił siedzieć w miejscu dłużej niż dziesięć minut, nie lubił też milczeć przez tak długi czas. Jednak od prawie trzech lat nie pozostawało mu nic innego.
    Zrezygnował z siatkówki. Powodów ku temu było wiele – chciał grać z Kageyamą, z rozgrywającym, który jako pierwszy pokazał mu, jak piękny może być ten sport. Nie był w stanie grać bez niego. Nie chciał grać, kiedy ten został kontuzjowany, ponieważ obawiał się, że wówczas jego stan się pogorszy. Tobio mógłby być zazdrosny o to, że Shouyou wciąż gra. Choć fakt, że przestał, również doprowadzał go często do szału.
    Hinata jednak podjął już decyzję.
    Sprawa ze znajomymi prezentowała się niestety gorzej. Niewiele osób wiedziało o ich związku. Oboje zamieszkali na przedmieściach Tokio, urywając tym samym kontakt z bliższymi znajomymi z rodzinnych okolic. Hinata nie miał z kim się spotkać, nie miał z kim porozmawiać, czy komu pożalić się, lub chociaż prosić o radę. Był zdany sam na siebie, niedoświadczony i nieprzygotowany na taki obrót spraw.
    Zabrał książkę z półki i położył się na łóżku, opierając plecy o poduszki. Umieścił lekturę na kolanach, otwarł stronice tam, gdzie pozostawił wcześniej zakładkę i rozpoczął czytanie na pozór nieskomplikowanego kryminału.
    Minęło niecałe dziesięć minut, kiedy w drzwiach zjawił się Tobio.
    Hinata spiął się nieco, spoglądając na niego z odrobiną niepokoju. Kageyama stał u progu, opierając się o framugę drzwi. Pociągnął właśnie spory łyk piwa, przyglądając się swojemu chłopakowi zapijaczonym wzrokiem.
–    Co czytasz?- wybełkotał.
–    Kryminał...- odparł Shouyou, wracając spojrzeniem do lektury. Jego wzrok przesuwał się po literach, choć wcale ich nie odczytywał.
–    Kryminał – prychnął Kageyama, odsuwając się od drzwi i podchodząc chwiejnie do łóżka. Postawił puszkę piwa na stoliku nocnym, jednak odsuwając dłoń, potrącił ją i rozlał zawartość.- Kurwa!- warknął, pospiesznie podnosząc puszkę. Westchnął ciężko, zwracając rozzłoszczony wzrok na Hinatę.- Widzisz, co narobiłeś?!
–    Przecież to nie ja...- mruknął Shouyou.
–    „Nie ja”, „nie ja”, twoja odpowiedź zawsze brzmi tak samo! Tylko ty tu, kurwa, jesteś święty, a ja to istne wcielenie zła, tak?! To, że mnie zdradzasz, to też jest moja wina?!
–    Nie zdradzam cię...- Hinata westchnął cicho, wiedząc, że oto zaczyna się kolejna awantura.
    Oczywiście, nigdy nawet nie pomyślał o tym, by spędzić intymne chwile z kimś innym niż Tobio – nieważne, czy chodziłoby o seks, czy choćby pełne czułości spojrzenie. Mimo to jednak Kageyama zawsze posądzał go o tak podłe czyny, szczególnie, kiedy Hinata spóźniał się, wracając do domu.
–    Przestań mi pyskować, ty zapchlony kurduplu!- wrzasnął Kageyama, wyrywając mu książkę z dłoni i odrzucając ją silnym ruchem. Uderzyła głośno o szybę, przez co Shouyou spojrzał tam odruchowo, obawiając się, iż ją zbiła. Wówczas czarnowłosy pochylił się nad nim i chwycił go za kołnierz, przyciągając do siebie.- No i co odwracasz ode mnie wzrok?! Boisz się spojrzeć mi w oczy?! Aż tyle masz na sumieniu, ty mała kurwo?!
–    Proszę, uspokój się...
    Głośny trzask przerwał jego słowa, zastępując jedynie cichym okrzykiem bólu. Prawy policzek zapiekł go, poczuł, że po jego brodzie ścieka ciepła strużka krwi.
–    Nie mów mi co mam robić, nie jestem twoją własnością!- Kageyama puścił go, brutalnie popychając na łóżko.- Masz mnie za idiotę?! Myślisz, że nie widzę, że próbujesz mną rządzić, podczas gdy sam za moimi plecami zabawiasz się z tą dziwką?!
–    Kaede-san ma męża...- wymamrotał Hinata, chwytając się za obolałą stronę twarzy. W jego oczach pojawiły się łzy, ale nie pozwalał, by wypłynęły.
–    Jasne, na pewno ci to przeszkadza!- prychnął pogardliwie Tobio, patrząc na niego wręcz z pogardą. Przetarł usta wierzchem dłoni, mierząc mężczyznę spojrzeniem.- Rozbieraj się – rzucił.
–    Co?- Shouyou spojrzał na niego z przestrachem.- Co chcesz...?
–    Udowodnisz mi teraz, że naprawdę mnie kochasz.- Czarnowłosy już rozpinał pasek spodni.
–    Kageyama, proszę...- Hinata spuścił z zawstydzeniem wzrok.- Obiecałeś mi, że nie zrobimy tego, dopóki mi nie przejdzie...
–    Co znowu?- warknął, siadając na łóżku i zsuwając spodnie do ud. Był tak pijany, iż nie był w stanie poradzić sobie z tym, stojąc.
–    Ból...
–    Próbujesz mi wmówić, że jeszcze cię boli dupa?- Tobio wyśmiał go szyderczo.- Dwa tygodnie ci nie wystarczyły? Kogo ty próbujesz oszukać?!
–    Minęły trzy dni... proszę, nie...- jęknął Shouyou, kiedy Kageyama zaczął szarpać go za spodnie.
–    Zamknij się i rób, co każę, albo pożałujesz!
    Hinata bezskutecznie próbował powstrzymać Tobio, jednak mężczyzna był od niego o wiele silniejszy. Gwałtownym ruchem zsunął jego spodnie oraz bieliznę, nie kłopocząc się tym, iż w takim wypadku będzie im niewygodnie. Zacisnąwszy dłoń na ramieniu Shouyou, obrócił go na brzuch i położył się na nim. Nie miał siły walczyć nawet z własnymi ubraniami, które, krępując jego uda, uniemożliwiały swobodę ruchów.
–    Proszę, Kageyama, proszę, nie rób tego, nie dam rady...- panikował Hinata, nie próbując już powstrzymać łez.
–    Zamknij ryj!- wrzasnął Tobio tuż nad jego uchem, chwytając swojego twardniejącego członka i na oślep próbując odnaleźć między pośladkami otwór.
–    Nie, proszę, nie!- Shouyou mimo słów Kageyamy łkał głośno, zaciskając drżące dłonie na poduszce, próbując zrzucić z siebie chłopaka.
    Poczuł, że czarnowłosy zaczyna wbijać się w niego siłą. Krzyknął głośno, jednak Tobio zasłonił mu usta wolną ręką. Na niewiele się to zdało, Shouyou nadal próbował się wyrwać, jęcząc i łkając tuż pod nim, co tylko bardziej doprowadzało Kageyamę do szału.
    Mężczyzna dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że bez nawilżenia nie uda mu się zaspokoić żądzy. Puścił więc Hinatę, sięgając po omacku do stolika nocnego, gdzie w małej szufladzie trzymali lubrykanty i prezerwatywy. Oczywiście, nie chodziło mu o to drugie. Dawno już przestał przejmować się zabezpieczeniem, dbając jedynie o własną przyjemność.
    Chwycił pierwszą lepszą butelkę, po czym wycisnął jej zawartość między pośladki swojego chłopaka. Nie próbował przygotować go wpierw palcami – nawilżywszy nieco również swojego członka, zaczął ponownie wbijać się w jego wnętrze.
    Hinata krzyczał i płakał, ale wszelkie próby przemówienia Kageyamie do serca, czy choćby rozsądku, nie miały w ogóle prawa zaowocować – wszystko bowiem tłumiła poduszka, do której przycisnęła go dłoń Tobio. Shouyou tracił więc nie tylko nadzieję na to, że cokolwiek zdoła przerwać to piekło, ale także siły, by próbować to zrobić, a przede wszystkim oddech.
    Kageyamie w końcu udało się pokonać opór – tak przynajmniej sądził – ponieważ jego członek zanurzył się w gorącym i ciasnym wnętrzu Hinaty. Mężczyzna nie słyszał jego protestów, nie zwracał nawet uwagi na leżące pod sobą ciało. Chwilowo widział w nim jedynie obiekt, na którym mógł zaspokoić swoje pożądanie.
    W ciągu trzech lat wypił wystarczająco wiele, by jego kondycja spadła niemal do minimum – ze względu na to szybko zaczął dyszeć ze zmęczenia, choć wpływ na to miała również pozycja i ubrania, które krępowały ruchy ich obu. Tobio jednak nie miał czasu na ich ściągnięcie – czuł naglącą potrzebę, więc dążył do tego, by szybko ją spełnić.
    Gdzieś głęboko w jego podświadomości słabo paliła się czerwona lampka – gdzieś tam umysł ostrzegał go, że źle robi, że coś jest nie tak. Było zbyt ciasno i zbyt gorąco, a chłodny lubrykant zdawał się być zbyt gorący. Kageyama jednak zupełnie się tym nie przejmował – wtulił twarz w ramię Hinaty, sapiąc i dysząc ciężko, szybko lecz nieudolnie poruszając biodrami.
    Doszedł szybko, gwałtownie, spuszczając się do wnętrza swojego chłopaka. Opadł na niego bez sił, nie kłopocząc się nawet wyjęciem swojego członka. Czuł na nim silne pulsowanie, które wciąż sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. Dopiero, kiedy zaczął mieć wrażenie iż delikatną skórę wręcz pali temperatura w środku, uniósł się leniwie i klęknął.
    Jego członek był poplamiony krwią. Początkowo patrzył na niego bez zrozumienia; pamiętał, że podczas ich pierwszego razu Hinata również krwawił, choć nieznacznie – było to raptem kilka kropel, nic poważnego. Teraz jednak czerwień barwiła nawet jego jądra. Kiedy spojrzał na ubrudzone pośladki nieruchomo leżącego Shouyou, zrozumiał, gdzie było jej źródło.
–    Huh...- Kageyama sapnął głośno, czując narastające przerażenie. W tym momencie jego umysł nieco otrzeźwiał, wzrok wyostrzył się. Widział wyraźnie drżące ciało Hinaty, słyszał jego płacz.- Ja...- zaczął cicho, lecz gula w gardle powstrzymała jego dalsze słowa. Dopiero kiedy ją przełknął, pozwalając by w zamian za to łzy pociekły po jego twarzy, wstał ostrożnie z łóżka i, ściągnąwszy z siebie dolną część ubrania, klęknął tuż przy Hinacie, delikatnie kładąc dłonie na jego ramionach.- Przepraszam, Shouyou... Przepraszam, ja nie wiedziałem... nie chciałem... Och, Boże... Shouyou? Shouyou, spójrz na mnie!
    Hinata nie miał na to sił – nie miał sił na nic. Miał wrażenie, że jego ciało zostało rozerwane na pół, że wyciągnięto z niego wnętrzności, a resztę polano smołą i podpalono. Słowa Tobio dochodziły do niego jakby z daleka, bowiem wszystkie zmysły osłabły lub wyłączyły się, pozostawiając tylko odczucie bólu.
–    Shouyou, tak mi przykro...- Kageyama rozpłakał się, drżącymi ustami całując ramię Hinaty.- Tak bardzo cię przepraszam, tak cię przepraszam, Shouyou! Przysięgam, że więcej tego nie zrobię, przysięgam, że już nigdy tak cię nie skrzywdzę! Tylko proszę, nie zostawiaj mnie... Nie odchodź, Shouyou, jesteś wszystkim co mam, nie dam sobie bez ciebie rady, potrzebuję cię! Shouyou... Shouyou, kocham cię...
    Hinata patrzył na niego spod przymrużonych powiek, mrugając sennie. Obraz rozmazywał mu się w oczach, lecz tym razem dokładniej słyszał, co mówił Tobio. Widział jego twarz, słuchał jego łkania, rozumiał nawet jego uczucia.
    Nie czuł tylko jego pocałunków.


7 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że trochę ciężko mi było to przeczytać (albowiem przerywałam z 4 razy). Moje pierwsze reakcje na przedstawioną sytuację to była kontemplacja nad rym, że w życiu bym do takiej sytuacji nie dopuściła i wyśmiewanie tzw. miłości w podobnych związkach, aby stwierdzić że takie sytuacje są wręcz normą w niektórych domach przez tzw. miłość. Opowiadanie trafiło do mojej wyobraźni, i stwierdzam że NA PEWNO do końca życia zostanę starą panną. Oddałaś świetnie charakter osoby uzależnionej od alkoholu i niestety tą miłość przez którą wiele kobiet doświadcza takiego traktowania ze strony swoich partnerów. Gratuluję udanego opowiadania i zwiększenia (mam nadzieję) świadomości czytelników, którzy, może, zaczną reagować widząc podobne tragedie. Pozdrawiam LS

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mi żal serducho ścisnął gdy to czytałam, miałam styczność z taką sytuacją i wiem jak koszmarna być potrafi, żal mi strasznie Shōyo i jego przywiązania, a właściwie miłości i jednocześnie żal mi Tobio... A jako że to angst to nie mam co liczyć na szczęśliwe zakończenie ;-;
    Tak kocham tę parkę, oni powinni być fluffiaści, a tu no cóż coś innego :)
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dramaty, tragedie, kreffff i cały ten syf brutalnej rzeczywistości, aaaccchhh wreszcie coś w moich klimatach ^^ psychopaci i morderstwa ^^ zero szczęśliwych zakończeń ^^ och Yuuki i jak tu cię ( i twoich opowiadań) nie kochać i pomyśleć, że trafiłam tu przez przypadek. Piękny przypadek. Opowiadanie genialne genialne i w ogóle. Super. Niesamowite. Chyba nawet lepiej niż zawsze. Przerażająca bezradność czytelników w mackach autora haahhhaha!! Dobra wracając do normalności. Już zaczęłam w ciebie wątpić, bo od miesiąca nie pojawiło się nic wyrąbanego w kosmos. Były rzeczy spoczko i super ale nic takiego jak to. Kobietooo jak ja cię kocham! Czekam na następne i pozdrawiam. Weny i szybkości i wiele wolnego czasu. Wykończona cudownością i diabelstwem tego opowiadania oraz pisaniem tak długiego komentarza zadowolona z powrotu do najlepszej formy Bogini Yuuki
    ~Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na wstępie pragnę poinformować, że wróciłam! Przepraszam, że nie zaglądałam na twojego bloga tyle czasu. Wyjazdy na wakacjach, potem remont, pogrzeby (nie wnikajmy), rok szkolny, pierwsze sprawdziany i kartkówki... W skrócie, masakra. Ale jestem i muszę powiedzieć, że brakowało mi twoich opowiadań :) Cieszę się, że tu jestem i mogę znów znaleźć trochę czasu na poczytanie twoich dzieł <3 A teraz wybacz, zabieram się do nadrabiania zaległości. Na koniec dodam jeszcze, że cholernie podoba mi się to opowiadanie. Kocham KageHinę, podoba mi się to, jak opisałaś tę parkę oraz klimat opowiadania (nawet jeśli będę płakać na zakończeniu, co jest i nie tylko, co jest bardzo prawdopodobne) i liczę, że oprócz tego wstawisz coś jeszcze ^^ One-shoty itp. Oczywiście jeśli będziesz miała czas i wenę, których ci życzę!
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ja napisałam w tym nawiasie xD Miało być ''Nawet jeśli będę płakać na zakończeniu i nie tylko, co jest bardzo prawdopodobne''. Chyba powinnam iść już spać... :P

      Usuń
  6. "Niewielkie jasne plamki tańczyły na grubym materiale to tu, to tam, jednak nie miały wystarczająco sił, by go przebić." - To brzmi jakby te plamki chciały zrobić dziurę w zasłonach. ...by się przez niego przebić.

    "Jedynym źródłem pozwalającym na ujrzenie słabych zarysów mebli, był stojący w salonie telewizor (...)" - Po pierwsze: Źródłem czego? Wody? Po drugie: Albo i przed "pozwalającym", i "był" przecinki, albo wcale. Nie może być w jednym miejscu.

    "(...) zerkając na twarz pochrapującego czarnowłosego mężczyzny, który leżał brzuchem na kanapie (...)" - Jeśli dobrze zrozumiałem, to on leży na brzuchu, tak? Trochę dziwne to sfomułowanie. Brzuchem na kanapie... znaczy całe jego ciało na niej jest, nie? Więc czemu "brzuchem na niej", a nie na przykład "brzuchem do kanapy",
    "z widocznymi plecami" albo "z torsem przy powierzchni kanapy"? Może tak się mówi w Twoich, czy jakiegoś Twojego znajomego, stronach, ale raczej nie pasuje mi taki zwrot. Nie jest on literacki. Nie pachnie mi tym. Zresztą odrobinę nielogiczny.

    "(...) po czym wrócił do salonu i zaczął uprzątać puszki po piwie." - Czekaj, czeeeekaaj... Istnieje takie słowo? 0.0 Sprawdzę, bo w sumie ciekawe. Leel, istnieje 0"0 No bo w sumie nie "uprzątywać" I tak wolałbym "sprzątać", ale okej.

    "Pomył naczynia, wytarł i je schował na miejsce." - ...i schował je... A może umył? Albo poumywał?

    "Jego wzrok padł na lustro; odbicie ukazało bladą twarz o brązowych, pełnych bezsilnego zdeterminowania oczach (...)" - Ukazało mu twarz...

    "Dokończył obiad, opróżnił talerz Kageyamy z powrotem na patelnie wiedząc, że gdy zgłodnieje, z całą pewnością zje nawet to." - Po pierwsze: Opróżnić coś na coś? Lepiej pasowałoby "...zrzucił tę część ryżu Kageyamy, która została w talerzu...". Po drugie: Na petelniĘ, jedną. I po trzecie: Przed czynnościami "robiąc, lubiąc, bojąc się, wstając, odnosząc wrażenie" itd zawsze stawiamy przecinek.

    "Umieścił lekturę na kolanach, otwarł stronice tam, gdzie pozostawił wcześniej zakładkę (...)" - Nie da się otworzyć stron. Shou-chan mógł "przewrócić je do miejsca, gdzie..." albo "otworzyć książkę w miejscu, gdzie..." A tak przy okazji, dużo czynności w tym rozdziale. Wstał, wziął, przewrócił, pozbierał i usiadł, biorąc. I tak dalej. Nie, żeby mi to przeszkadzało.

    Auuu, moje serduszko :'<
    Weny?...
    ~Nag

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń