W sztucznym świetle łazienkowej lampy Hinacie wydawało się, że jego skóra ma jeszcze bledszy odcień, niż powinna. Stojąc nago naprzeciwko umywalki oraz zawieszonego nad nią lustra, przyglądał się swojemu odbiciu z dziwnym grymasem na twarzy. Zdawało się, że widać w nim było odrobinę złości, rozczarowania, a przede wszystkim – smutku.
Przesunął spojrzeniem orzechowych oczu po szczupłej sylwetce, poczynając od szyi, niezbyt szerokich barków i klatki piersiowej. Wydawało mu się, że jego żebra nie są już tak widoczne, jak wcześniej, podobnie jak kości biodrowe, na które spojrzał w następnej kolejności, tym razem już nie w odbiciu lustra. Dotknął swojego brzucha, z krzywym uśmiechem stwierdzając, że zdecydowanie przytył – teraz pod jego klatką piersiową mógł znaleźć nie wklęsłość, a raczej coś w rodzaju „ciągu dalszego” jego ciała. Mięśnie brzucha wyrównały się bowiem poziomem do klatki piersiowej.
W ciągu ostatniego miesiąca żył niemal jak król – jadając trzy posiłki dziennie i podjadając słodkości, chodząc spać i wstając o regularnych godzinach, odpoczywając po dniu pracy, a nawet spędzając czas na prostych rozrywkach, takich jak czytanie książek, oglądanie komedii, czy czymś, czego do tej pory nie robił, czyli wychodzeniu na miasto.
Jego myśli i uczucia biły się ze sobą nawzajem. Z jednej strony cieszył się z tych chwil swobody, do których tak długo nie miał prawa, z drugiej jednak przygniatało go poczucie winy. Sugawara był miły i uprzejmy, wiele razy powtarzał mu, że zasługuje na takie drobne przyjemności, ale mimo tego do Shouyou nie wszystko docierało. Jego zdaniem nie powinien dobrze się bawić, kiedy nie ma przy nim Kageyamy.
Nie miał z nim żadnego kontaktu. Tobio nie zadzwonił do niego, nie napisał, nie zjawił się, ani nie pokazał przelotnie na mieście ani jednego dnia z tych czterdziestu ośmiu, które tak skrzętnie odliczał Hinata. Pomarańczowowłosy wiedział jedynie od Sawamury, że Kageyamie „nic nie jest”, jednak szczegółów nie znał, ponieważ za każdym razem gdy starał się podpytać swojego dawnego senpaia o ukochanego, Daichi stawał się dziwnie chłodny, a jego odpowiedzi były krótkie i rzeczowe, tak jakby nie życzył sobie rozmawiania na temat Tobio.
A Hinata nie chciał go złościć – wobec tego nie zadawał pytań, nawet jeśli w głębi serca zaczynał domyślać się, że Kageyama zapewne znalazł sobie kogoś nowego.
– Chyba też powinienem...- mruknął cicho do siebie, znów wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.- Na pewno przestał mnie kochać po tym, jak go zostawiłem, więc...
Urwał, zaciskając wargi i marszcząc nieznacznie brwi. Przesunął dłonią po różowej szarpanej bliźnie po oparzeniu – ostatniej, która mu została. Dzięki troskliwej opiece Sugawary siniaki i zadrapania szybko zaczęły znikać, po paru tygodniach zostały po nich jedynie przebarwienia skóry, a po nich – zupełna pustka. Skóra miała jednolitą barwę, jego ciało nabrało mięśni i lekko różowego odcienia, tak że nikt nie byłby w stanie stwierdzić czy choćby uwierzyć w to, że był bity i poniżany.
Koushi cieszył się, że Hinata wraca do zdrowia. Jednak z każdym znikającym z jego ciała siniakiem Shouyou popadał w coraz podlejszy nastrój. Nie obchodziło go, czy siniaki wyglądały źle na jego ciele, i czy cokolwiek mogło mu przez nie grozić.
Każdy z tych siniaków był dowodem na to, że był z Kageyamą. Każdy z nich świadczył o tym, że Tobio go dotykał – co za różnica w jaki sposób? Był przy nim obecny, był tak blisko jak nikt inny...
A teraz wszystkie ślady po nim zniknęły. Został tylko ten po oparzeniu, który nie był nawet bezpośrednim dotykiem.
Hinata przełknął ślinę, ocierając łzy wierzchem dłoni. Pociągnął nosem i sięgnął po ciepłą piżamę, którą niedawno kupił sobie na rynku. Nie patrzył już w lustro, bowiem brzydziła go twarz, którą widział. Zapłakana tak, jakby to on był tutaj ofiarą. Tak jakby nie zrobił nic złego.
– Shouyou?- Zza drzwi dobiegło go nawoływanie Sugawary i ciche pukanie.- Kolacja gotowa, nie ociągaj się za bardzo!
– Już idę, Koushi!- zawołał, siląc się na spokojny, odrobinę radosny ton.
Przepłukał jeszcze twarz zimną wodą, wytarł ją w ręcznik, a potem, upewniwszy się, że posprzątał po sobie, wyszedł z łazienki i przeszedł do salonu.
Sugawara czekał na niego przy kotatsu, popijając herbatę i przeglądając gazetę. On również był już wykąpany, miał na sobie krótkie spodnie od piżamy oraz zwykły, nieco rozciągnięty T-shirt, w którym sypiał. Hinata uśmiechnął się do niego, siadając obok i wsuwając nogi pod kołdrę otaczającą stół. Westchnął z rozkoszą, przysuwając do siebie swój talerz i z apetytem wpatrując się w stojący pośrodku garnek z ugotowanymi skorupiakami. Posłużył się pałeczkami, by nałożyć sobie solidną – jak dla niego – porcję kraba oraz dwie niewielkie krewetki. Do tej pory nie przepadał za krabami i rakami, jednak sposób, w który przyrządzał je Sugawara nie pozostawiał wiele do życzenia.
– Mmmhmhmhm!- Hinata wydał z siebie odgłos zachwytu połączonego ze śmiechem, błyszczącymi oczami wpatrując się w swojego przyjaciela, który przyglądał mu się z uśmiechem.- Jak zawsze pyszne, Suga-san!
– Cieszę się, że tak ci smakuje – powiedział z zadowoleniem szarowłosy, również nakładając sobie porcję.- Żałuję, że kraby są takie drogie. Mógłbym przygotowywać ci je częściej!
– Och, to ja powinienem dla ciebie gotować, Suga-san!- odparł Hinata, przybierając na twarzy nieco zmartwioną minę.- W końcu gościsz mnie tutaj już tak długo...
– Daj spokój, gotowanie dla ciebie to sama przyjemność.- Koushi uśmiechnął się do niego łagodnie, przechylając lekko głowę. Shouyou odpowiedział tym samym, po czym z zapałem wrócił do przerwanego jedzenia, wyraźnie uspokojony.
Tym niespokojnym zaś był tego wieczoru Sugawara. Nie bez powodu przygotował na kolację nowe ulubione danie Hinaty, nie bez powodu też wykąpał się jako pierwszy (poświęcając temu więcej czasu niż zazwyczaj). On i Shouyou mieszkali razem od prawie siedmiu tygodni. Zdążyli nie tylko nadrobić zaległości, ale też znacznie się do siebie zbliżyli. Najbardziej przełomowym krokiem, zdaniem Koushiego, było zaczęcie sypiać w futonach obok siebie, choć Hinata z początku był bardzo niechętny. Teraz jednak przyzwyczaili się do swojej obecności, a pomarańczowowłosy zdawał się już w pełni zaakceptować starszego kolegę przy swoim boku.
Sugawara wiedział, że Hinata jeszcze nie zapomniał o Kageyamie, i że nie nastąpi to tak szybko, jakby tego chciał. Mimo to jednak nie miał zamiaru dłużej czekać. Chciał po raz drugi w swoim życiu spróbować zdobyć miłość swojego życia.
– Shouyou...?- zaczął cicho, patrząc na niego spokojnie, choć w środku niemal trząsł się z nerwów.
– Mm?- Duże orzechowe oczy zwróciły się ku niemu, podczas gu Hinata wciągał ustami soczyste krabie mięso.
– Jak ci się podoba mieszkanie ze mną?
– Hm? Jest świetnie...- odparł niepewnie Hinata, wbijając wzrok w swój talerz.- Jestem ci naprawdę wdzięczny za wszystko, co dla mnie robisz, Koushi. Nie mam pojęcia, jak mógłbym ci się odwdzięczyć, i czy w ogóle mam jak ci się odwdzięczyć! O-oczywiście, nie mam zamiaru żerować na tobie całe życie! Za dwa tygodnie dostanę kolejną wypłatę i znajdę sobie mieszkanie, obiecuję!
Sugawara westchnął ciężko, odkładając patyczki i opierając dłonie o stół. Zebrał myśli – a przede wszystkim odwagę – i przemówił ponownie:
– Shouyou, chciałbym, żebyś zamieszkał ze mną na stałe.
– Na stałe?- powtórzył pomarańczowowłosy, wyraźnie zaskoczony. Rozejrzał się wokół z niepewną miną, jakby czegoś szukał.- Z chęcią bym ci płacił za czynsz, a-ale nie masz tu dla mnie pokoju, więc byłoby nam ciasno...!
– No właśnie...- Koushi spojrzał na niego, wziął głęboki oddech i w końcu z siebie wydusił, czując na twarzy lekkie rumieńce.- Chciałbym, żebyśmy ze sobą mieszkali jako pa...- Jego słowa nagle zostały przerwane przez dzwonek do drzwi. Sugawara drgnął nerwowo, obracając głowę w kierunku korytarza.- Jako para – dokończył, znów odwracając się do Hinaty. Nie miał zamiaru zawracać sobie głowy gośćmi o tej porze. Naoglądał się już w życiu filmów, nie miał zamiaru pozwolić, by ta chwila skończyła się tak, jak w każdym z nich.
– Para...?- bąknął Hinata z początku bez zrozumienia. Po chwili spuścił wzrok na stół, rumieniąc się lekko.- Koushi, czy ty nadal mnie...?- Dzwonek znów rozbrzmiał, tym razem jakby natarczywiej, jednak Hinata nie musiał kończyć zdania.
– Tak – odpowiedział cicho Sugawara, ściskając w napięciu dłonie.- Nigdy nie przestałem, Shouyou. Wiem, że nie mam dużych szans na to, że mnie pokochasz, ale... ale gdybyś chociaż spróbował...- Dzwonek do drzwi zastąpiło głośne pukanie, a nie dłużej niż dwie sekundy później – niecierpliwe łomotanie, nagle urwane.
Koushi westchnął ciężko, czując, że opuszczają go wszystkie siły. Ani on ani Hinata nie mieli wątpliwości, kto stoi za drzwiami. A tęskne, pełne nadziei spojrzenie Shouyou w kierunku dobiegającego ich hałasu, było dla Sugawary wystarczającą odpowiedzią.
– Przepraszam, zapomnij – powiedział łagodnie, uśmiechając się do niego, choć zbierało mu się na bezsilny płacz.- Bądź co bądź po to cię tutaj przyprowadziłem, prawda?
Hinata zacisnął usta, nieudolnie hamując łzy. Wspomnienie z dawnych lat, kiedy powiedział Sugawarze, że kocha Kageyamę, wróciło wraz z tamtym uczuciem, dwa razy silniejszym. Przytłaczające wręcz poczucie winy i obezwładniający smutek, że nie potrafi uszczęśliwić mężczyzny, który tak wiele dla niego zrobił, zwłaszcza teraz, zwłaszcza w tym najcięższym w jego życiu okresie.
W dodatku, jak na złość, Koushi jak zawsze okazał mu wyrozumiałość. Zamiast złościć się i nakrzyczeć na niego, że jest idiotą, chcąc wplątać się w związek z kimś takim jak Tobio, on gotów był pozwolić mu pójść za głosem serca, jednocześnie zapewniając, że zawsze będzie stał o krok za nim.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Sugawarę, by być tego pewnym.
– Dziękuję – szepnął Hinata. A potem przysunął się do Koushiego i pocałował go drżącymi wargami tak czule, jak tylko był w stanie.
Sugawara nie poruszył się, lecz odpowiedział na pocałunek, smakując tę chwilową rozkosz – pierwszą i z pewnością ostatnią w jego życiu. Pieszczota ta nie smakowała krabem, którego jadł Hinata, ani zieloną herbatą, którą popijał.
Smakowała całym życiem Koushiego.
Kiedy Shouyou oderwał się od niego i wyszedł z salonu, pociągając głośno nosem, Sugawara uśmiechnął się smutno, odprowadzając go wzrokiem. Postanowił dać sobie jeszcze chwilę, zanim do niego dołączy.
Nim Hinata zdobył się na odwagę, by otworzyć drzwi, goście na zewnątrz zapukali w nie raz jeszcze, tym razem zdecydowanie i bardzo niecierpliwie. Przełykając ciężko ślinę i drżąc niemal na całym ciele, Shouyou zbliżył się do nich i w końcu otworzył, wyglądając zza nich niczym spłoszony szczeniak.
– ... ale ja to wiem i go zabi-... Hinata?!
– Ach, Hinata! Wybacz, chyba was nie obudziliśmy, prawda?- Choć uśmiech Sawamury był przyjazny, spojrzenie jego oczu z niepokojem przesunęło się po sylwetce Shouyou, a następnie powędrowało gdzieś ponad jego głowę.
Hinata w ogóle nie zwracał uwagi na dawnego senpaia. Właściwie to w ogóle go nawet nie usłyszał. Zajęty był wpatrywaniem się w mężczyznę, który stał obok niego – ubranego schludnie, w czyste ciemne dżinsy, niebieską koszulę i narzucony na nią czarny sweter, spod którego wystawał jej kołnierzyk, a także długi szary płaszcz. Czarne włosy wyglądały na świeżo umyte i uczesane, przystojna, zaskakująco żywa twarz była gładko ogolona. Od stojącego naprzeciwko Hinaty mężczyzny bił przyjemny zapach perfum.
– Hinata...- mruknął mężczyzna, patrząc na niego jakby z zaskoczeniem wymieszanym z tysiącem innych uczuć i emocji. Po chwili jednak na jego policzki wystąpiły rumieńce, a twarz przybrała wyraźnie niezadowolony grymas.- N-nie gap się tak...
Shouyou nie był w stanie mówić, ledwie trzymał się na nogach. Zakrył dłońmi usta, by nie wydobył się z nich przeciągły jęk, na który zdecydowanie mu się zbierało. W oczach, wpatrujących się uporczywie w tak dobrze mu znaną i jednocześnie obcą twarz, pojawiły się łzy wzruszenia.
– Nie stójmy tak, myślę, że Suga nie będzie miał nam za złe, jeśli wejdziemy do środka...- powiedział Sawamura, zachęcająco klepiąc Tobio po ramieniu. Mężczyzna spojrzał na niego niepewnie, a potem skinął głową i przekroczył próg.
Ledwie to zrobił, a Hinata, nie mogąc już wytrzymać, rzucił mu się na szyję, wybuchając płaczem.
– Kageyama!
– E?! Hi-Hinata, no co ty...?!- W jego głosie nie było słychać zdenerwowania, jak kiedyś się zdarzało w takich chwilach, a czyste zdumienie. Tobio był przekonany, że jest już za późno, że Shouyou powita go raczej pełnym obrzydzenia i wyrzutów spojrzeniem, a pożegna prawym sierpowym i paroma kopniakami.- Och...- westchnął, marszcząc brwi i walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. Przytulił do siebie drobnego mężczyznę, wdychając głęboko do nozdrzy znajomy, kochany zapach.
– Hohoho, ktoś wygląda całkiem nieźle.- Zza pleców Hinaty rozległ się znajomy głos.
Kageyama uniósł wzrok i spojrzał na zbliżającego się Sugawarę, który z lekkim uśmiechem oparł się ramieniem o ścianę. Widział, że w uśmiechu tym kryje się zarówno zadowolenie, jak i zrezygnowanie.
– Obudziliśmy was?- zagadnął Sawamura, patrząc na Sugę z przepraszającym uśmiechem.
– Niee, jedliśmy właśnie kolację – odparł Koushi, wzruszając ramionami.- Ciężko się oderwać od krabów mojego wykonania...
– Kageyama...- jęknął cicho Hinata, odsuwając głowę od jego klatki piersiowej i zadzierając ją, by spojrzeć ukochanemu w twarz.- Tak się cieszę, że już ci lepiej!
– Ja...- Tobio spłonął rumieńcem.- T-to nie do końca tak, że już jest dobrze... Ale na pewno lepiej, niż było – dokończył cicho, zażenowany. Spojrzał niepewnie na Hinatę, a widząc jego drżący, pełen szczerości uśmiech, objął go nieco mocniej.- Przepraszam...
– Mm-mm!- Hinata pokręcił głową.- Już jest dobrze, kochanie!
– Ko...?! Nie nazywaj mnie tak przy nich!- wykrzyknął Kageyama, czerwieniąc się teraz już po same uszy. Złagodniał jednak szybko, kiedy Shouyou zaśmiał się lekko. Zdał sobie sprawę z tego, że od ponad trzech lat nie słyszał tego śmiechu.- Wybaczysz mi?- zapytał cicho. Hinata pokiwał energicznie głową, gdyż znów zaczął pochlipywać.- Nie jestem jeszcze do końca zdrowy...- wyznał.- Wciąż czeka mnie kilka tygodni terapii uzależnień... Ale nie mogłem dłużej zwlekać. Przyjechałem tutaj, żeby... poprosić cię... byś pomógł mi przez to przejść... o ile wciąż zależy ci na nas, oczywiście.
– Tak!- wykrzyknął Shouyou z zapałem, pospiesznie ocierając dłońmi łzy i równie prędko na powrót otaczając ramionami swojego ukochanego, jakby bojąc się, że w tej krótkiej chwili mógłby mu uciec.- Zrobię wszystko, Kageyama! B-bo cię kocham!
– J-ja ciebie też, ale nie mów tego przy nich!- wykrzyknął z zażenowaniem Tobio, na co stojący za nimi Sawamura roześmiał się cicho.
– Och, ale...!- Hinata spojrzał na niego z przestrachem.- Ja... m-musisz wiedzieć, że ja... po-pocałowałem Sugę-san... Przepraszam, ale musiałem! To znaczy nie musiałem, ale chciałem, ale to nie tak, że chciałem-chciałem, po prostu chciałem musieć...!
– Poca...?!- Kageyama niemal odskoczył od niego.- Fuj, ohyda!- wykrzyknął, po czym z pełnym złości warkotem zaczął trzeć rękawem płaszcza usta Hinaty. Kiedy uznał, że są już wystarczająco czyste, natychmiast pocałował je, z początku natarczywie i agresywnie, jednak kiedy poczuł znajomy smak, za którym tak tęsknił, automatycznie złagodniał. Położył dłoń na policzku Shouyou, delikatnie odrywając usta od jego warg i opierając czoło o jego czoło. Hinata, cały czerwony na twarzy z zawstydzenia, ale i niezwykle szczęśliwy, wpatrywał się w niego z miłością.
– Fuuuj...- mruknął cicho Sugawara, kiedy Daichi podszedł do niego, by dać zakochanym nieco przestrzeni.- Aż mi się krab za sześć tysięcy jenów cofa...
– Przepraszam cię, Suga – powiedział cicho Sawamura, spuszczając wzrok.- Wiem, że to była dla ciebie szansa...
Sugawara otaksował go spojrzeniem. Gdyby nie Daichi, być może udałoby mu się przekonać Hinatę do tego, by spróbowali być razem. Koushi wiedział jednak, że Sawamura nigdy nie zrobiłby mu tego po złości. Przyjaźnili się od bardzo dawna, poza tym zdawał sobie sprawę z uczucia, jakie żywił do niego Daichi– sam darzył go podobnym – wiedział więc, że mężczyzna miał na uwadze przede wszystkim dobro Kageyamy i Hinaty.
Nawet jeśli zrobiłby to, by nie dopuścić do związku Sugawary i Hinaty, szarowłosy nie byłby w stanie złościć się na niego. W młodzieńczych latach zranił Daichiego i był przekonany, że zasługuje na każdą złośliwość z jego strony.
Problem polegał na tym, że nigdy żadnej nie otrzymał.
– Daj spokój, i tak nie byłby ze mną tak szczęśliwy jak z nim – mruknął cicho, spoglądając na wpatrujących się w siebie mężczyzn. Sawamura wbił w niego spojrzenie pełne poczucia winy.- Zostaniesz na kolacji?- zapytał Koushi.
– Jeśli chcesz mojego towarzystwa...- Daichi skinął głową.
– S-Suga-san...- Hinata, który jakimś cudem w końcu zdołał z własnej woli odsunąć się od Kageyamy, który i tak stanął za nim murem, wbijając niezbyt miłe spojrzenie w Koushiego, popatrzył na gospodarza z wdzięcznością.- Dziękuję... Dziękuję za wszystko, co dla nas zrobiłeś!- wykrzyknął, kłaniając się przed nim nisko. Zerknął na Tobio, który wciąż gapił się nieprzychylnie na szarowłosego.- Kageyama, ty też! No dalej!- szepnął do niego konspiracyjnie ukochany.
– Dz-dzięki...- burknął Tobio, również składając pokłon, choć zdecydowanie mniej głęboki niż Shouyou.
– Proszę bardzo!- Sugawara nie mógł się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się złośliwie do Kageyamy.- Opłaciło mi się...
– Tsk!- Czarnowłosy wyglądał, jakby chciał podwinąć rękawy i podejść do niego, jednak zdołał się powstrzymać.- Więcej się to nie powtórzy – warknął, co bardziej zabrzmiało jak ostrzeżenie, niż zapewnienie.
Koushi uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi. Następnie spojrzał na Hinatę łagodnym spojrzeniem i skinął mi głową. Shouyou również odpowiedział w ten sposób, po czym zwrócił się do Tobio, prosząc cicho, by poczekał, aż spakuje swoje rzeczy.
Niecałe dwadzieścia minut później Sugawara i Sawamura zostali w mieszkaniu sami. Stojąc przed drzwiami, które dopiero co zamknęli za zapłakanym Hinatą i skruszonym Kageyamą, trwali w niekrępującej ciszy. Żaden z nich nie miał ochoty komentować tego, co było oczywiste.
Po raz drugi w życiu.
– Wygląda na to, że to koniec – odezwał się w końcu Koushi.
Sawamura spojrzał na niego niepewnie.
– Co masz na myśli?- zapytał.
– Mnie i Hinatę – odparł, uśmiechając się do niego.- Muszę w końcu dać sobie spokój, prawda? Dzisiejszy wieczór jest doskonałym dowodem na to, że nieważne co, nigdy nie stanę się dla niego ważniejszy od Tobio. Myślałem, że mogę z nim rywalizować, bo jestem przystojniejszy i łagodniejszy, ale...- Koushi westchnął ostentacyjnie, wznosząc dłonie w bezradnym geście.- Hinata ma pokręcone gusta.
– Hmm, myślę, że po prostu są sobie przeznaczeni – mruknął w zamyśleniu Sawamura.- Nawet bez mojej pomocy Kageyama prędzej czy później wziąłby się za siebie, by go odzyskać. Dlatego, że go kocha. A każdy, kto kocha prawdziwie, potrafi walczyć o swoją miłość.
– Mówisz z własnego doświadczenia, co?- westchnął Sugawara, krzywiąc się nieznacznie.- Powinieneś dać sobie ze mną spokój, Daichi. Nie zasługuję na ciebie. Już od dawna.
– Hmhm!- Sawamura uśmiechnął się.- Przykro mi, ale nie mam zamiaru. Już raz pozwoliłem ci odejść, tym razem nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
– Stary uparciuch...- mruknął Koushi, lecz uśmiechnął się, rozczulony.
Daichi spojrzał na niego łagodnie, a potem skinął lekko głową.
– To co dziś zobaczyłem z pewnością nauczyło mnie jednego: czasami warto być upartym.
😻
OdpowiedzUsuńI pomyśleć ,że po pierwszym rozdziale nie byłam do końca przekonana.Miał być szczęśliwy koniec ,ale nie spodziewałam się ,że taki.Oczywiście podobało się.
Bardzo się cieszę! :) Dziękuję za komentarz c:
UsuńPowiem tak, opoko od samego początku zawładnęło moim serduchem, chociaż przez większość czasu smuciłam się więcej jak cieszyłam.
OdpowiedzUsuńZakończenie super, wszystko pięknie podomykane, odwaliłaś kawał dobrej roboty ;)
Pozdrawionka :*
Boziu ;___; Ależ mi miło ;_; Szczerzę się jak głupia xD No bo kurde, tyle serducha w to wkładam, że inaczej się nie da, kiedy widzę tak miły komentarz xD Bardzo dziękuję! >///<
UsuńWszystko dobre co się dobrze kończy- powiedział bardzo mądry człowiek. I miał rację! Chociaż nawet jakby się źle skończyło to bym kochała to opowiadanie. Coś mało oryginalny komentarz. Soreczki za spóźnionko ale u mnie krucho z czasem :c znowu
OdpowiedzUsuń~ Yuukifan