[ZO] Rozdział szósty

    Blok musiał być stary, ale z pewnością został jakiś czas temu odremontowany, założono również monitoring, o czym wskazywała mrugająca co chwilę czerwona lampka nad drzwiami, tuż obok prostokątnego urządzenia, które obracało się w różne strony, „obserwując” okolicę.
    Sawamura zawahał się przez moment, spoglądając na ekran swojej komórki. Zapisał w niej wcześniej adres Kageyamy i Hinaty, który podał mu Koushi, ale szczerze mówiąc nie tego się spodziewał. Budynek wyglądał przecież na zadbany, jego właściciel raczej nie powinien pozwalać na to, by mieszkał w nim jakikolwiek awanturnik.
    Chyba, że blok był nimi wręcz wypełniony. Wówczas rzeczywiście nie byłoby sensu wyganiać ich i tracić tym samym środki utrzymania.
    O ile płacili.
    Daichi wziął głęboki oddech, przybierając na twarzy zaciętą minę. Nie po to przyjechał, żeby dziwić się i główkować, dlaczego upadły na dno Tobio żył ze swoim partnerem w tak schludnym i zadbanym miejscu! Musiał się spieszyć, liczyła się przecież każda sekunda.
    Podszedł do drzwi budynku, pchnął je lekko. Otworzyły się bez trudu, nie trzeba było wpisywać żadnego hasła – wewnątrz nie czekał również na niego żaden ochroniarz. Mężczyzna ruszył na trzecie piętro po schodach, nie chcąc marnować czasu na windę przeznaczoną dla leniwców. Był wysportowany i lubił ruch, a pokonanie takiej odległości nie zajmowało nawet jednej minuty.
    Szybko odnalazł drzwi z tabliczką oznaczoną numerem dwadzieścia sześć. Nie ukrywał przed samym sobą, że odrobinę się denerwował – miał w końcu spotkać nie tyle dawnego kolegę, którego w czasach liceum traktował niemal jak syna, ale również ambitnego młodego mężczyznę, którego los okrutnie potraktował, odbierając mu radość ze sportu i jednocześnie staczając go na dno, na przysłowiowy margines społeczeństwa, do którego zaliczali się ci, którzy nie potrafili poradzić sobie z rzeczywistością.
    Co czekało go za tymi drzwiami? Jak wyglądał teraz Tobio? Czy w ogóle otworzy mu drzwi? Czy zechce z nim porozmawiać i czy, co ważniejsze, przyjmie jego propozycję pomocy?
    Sawamura nie mógł odpowiedzieć sam sobie, więc uniósł śmiało dłoń i zapukał głośno do drzwi. Kiedy to nie dało efektu, nacisnął dzwonek. Jeden raz, drugi i trzeci. Zero odpowiedzi.
    Jego serce zamarło, kiedy przez głowę przeszła myśl, że się spóźnił.
    Przełknął ciężko ślinę, wbił wzrok w klamkę białych drzwi. Ostrożnie do niej sięgnął i przekręcił okrągłą gałkę. Drzwi były zamknięte na klucz.
    Co powinien zrobić? Poszukać właściciela i poprosić, by otworzył dla niego drzwi zapasowym kluczem? A co, jeśli go nie miał? Czy wobec tego pozostanie mu jedynie wedrzeć się siłą?
    Zagryzł lekko wargę, przypominając sobie czasy studiów. Jeden z jego kolegów, nieco narwany koleś zajmujący się od czasu do czasu drobnymi kradzieżami, pokazał mu pewien trik, dzięki któremu mogli wejść do sali po ważne notatki, które nieumyślnie zostawili na widoku. Sawamura był oczywiście przeciwny takowemu czynowi, jednak nie było innego wyjścia. Profesor, który prowadził z nimi zajęcia, dosłownie przetrzepałby im za to skórę, gdyby się dowiedział.
    Potrzebował tylko wsuwki, lub czegoś podłużnego, co nie zgina się tak łatwo, czym mógłby spowodować nacisk na blokadę. To wymagało trochę czasu, ale z pewnością było szybsze niż szukanie właściciela i cichsze od wyważania drzwi siłą.
    Że też nie pomyślał, by po prostu wziąć klucze od Hinaty...
    Przełykając nerwowo ślinę, wsunął dłonie do kieszeni najpierw kurtki, a potem spodni. Czasami zdarzało się, że kiedy wychodził na miasto z Miyu, poprawiał jej włosy, więc zdarzało się, że po powrocie do domu znajdował w ubraniach jej spinki albo wsuwki.
    Niestety, tym razem kieszenie były puste.
    Sawamura skrzywił się lekko. Rzeczywistość to jednak nie film, nie znajdzie magicznym sposobem czegoś, czego sam na co dzień nie nosił.
    Znów spróbował zadzwonić, dodatkowo głośno załomotał w drzwi pięścią.
–    Kageyama!- zawołał.- Otwórz drzwi, tu Sawamura Daichi! Przyszedłem... pogadać – dokończył po niemal niewyczuwalnej przerwie.
    Tym razem w mieszkaniu rozległ się cichy rumor. Daichi zamarł w bezruchu. Odsunął od siebie czarne myśli, wmawiając sobie, że Kageyama z pewnością właśnie rusza do drzwi. Chwieje się, zatacza, ale na pewno próbuje dojść do wyjścia, by mu otworzyć.
    Po chwili zza drzwi rozległ się jakiś niewyraźny bełkot. Sawamura zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc. Chciał poprosić o powtórzenie i znów domagać się otwarcia drzwi, jednak nagle usłyszał szczęk zamka.
–    Po chu-u wrósiłeś, przecież-ż masz teraz swojego... S-Suge-san!- Drzwi otwarły się powoli, a mężczyzna w środku, zgarbiony, oparł się o nie ciężko, pijackim wzrokiem wpatrując się w Daichiego.
    Sawamurę ani trochę nie przeraził ten widok. Nie obrzydził go również. Po prostu bardzo, ale to bardzo zasmucił.
–    Kageyama...- westchnął, zwieszając nieco spięte do tej pory ramiona.- Tak się cieszę, że nic ci nie jest...
–    Kim ty jesteś?- wybełkotał Tobio, marszcząc brwi.- Spadaj, nie chce ulo-tek.- Przy ostatnim słowie Kageyama czknął potężnie i już zaczął zamykać drzwi, jednak Sawamura powstrzymał go, kładąc na nich dłoń.
–    Zaczekaj, Kageyama – powiedział cicho, bez zaproszenia wchodząc do środka.
–    Cso je, kurwa?!- Czarnowłosy spojrzał na niego wielkimi, zaczerwieniony oczami, wyraźnie przestraszony i rozgniewany jednocześnie.
–    Spokojnie, to ja, Sawamura Daichi!- Sawamura położył mu delikatnie dłonie na barkach.- Pamiętasz mnie, Kageyama? Karasuno? Jestem twoim przyjacielem.
–    Ja nie mam przyjaciół – burknął Tobio, odtrącając jego dłonie i cofając się o kilka kroków. Wpatrywał się w niego gniewnie, ale wyglądało na to, że go rozpoznał.- Czego chcesz?
    Sawamura nieco się rozluźnił. Choć widok tej obcej, wychudłej i bladej twarzy poznaczonej sińcami wokół oczu i niegolonym od kilku dni zarostem na brodzie, tak bardzo go smucił, to jednak gdzieś w sercu kiełkowała radość.
    Kageyamie nic nie było. Mimo tego, że tak nagle odebrano mu ostatnią rzecz, jaka prawdopodobnie trzymała go przy życiu, wciąż chwiejnie stał na nogach, wciąż był w miarę przytomny.
    Ale przede wszystkim żył.
–    Przyszedłem z tobą porozmawiać – powiedział Sawamura łagodnym tonem.
–    W dupie mam rozmowy – wycedził Tobio, odwracając się od niego chwiejnie i ruszając do pomieszczenia obok.
    Daichi nie przejmował się panującym w mieszkaniu smrodem. Udał się za mężczyzną, z lekkim niepokojem rzucając spojrzenie na zdemolowany salon. Kanapa była przewrócona, szybki w meblach porozbijane, podobnie jak nieduży telewizor, który leżał bokiem na podłodze, z wciąż wpiętym do gniazdka kablem. Wszędzie walało się szkło, butelki po sake oraz puszki po piwie.
    Kageyama wyglądał podobnie. Chudy, w obwisłych i poplamionych ubraniach prezentował się strasznie. Daichi nie raz widział w programach telewizyjnych takich ludzi. Ich widok budził w nim żal i współczucie, że coś doprowadziło ich do takiego stanu.
    Ale widzieć kogoś, kogo się znało i niegdyś kochało jak młodszego brata – to o wiele gorsze uczucie.
–    Jak długo nie ma Hinaty?- zapytał, przełykając ślinę. Sprawnym ruchem chwycił kanapę i postawił ją we właściwej pozycji, nawet nie stęknąwszy z wysiłku, choć mebel nie należał do lekkich. Otrzepał nią nieco z kurzu, a potem usiadł na niej patrząc, jak Tobio zajmuje miejsce na podłodze, pod ścianą. Podnosił przypadkowe puszki, sprawdzając najwyraźniej, czy w którejś znajduje się jeszcze alkohol.
–    Od rana – mruknął. Wziął jakąś puszkę i przechylił ją nad otwartymi ustami. Kilka kropel skapnęło na jego drżący język.- Oszedł z Ssugą... zostawił mnie... ten śmieć... Tyle razy mu wyba-aczałem!- Kageyama cisnął ze złością puszką.- Za każdym pierdo-olonym razem, gdy mnie zzradzał...!
–    Zdradzał cię?- Sawamura nie mógł być tego pewien. Nie rozmawiał jeszcze z Hinatą, nie wiedział w ogóle, jak zmienił się w ciągu tych kilku lat. Nie wyobrażał sobie, by ten Shouyou, którego znał, byłby w stanie zdradzić mężczyznę, w którego wpatrywał się z taką miłością na oczach wszystkich.
    Ale skoro Kageyama zmienił się tak przez utratę tego, co kochał, czy wobec tego Hinata nie mógłby się także zmienić? W końcu w pewnym sensie utracił Tobio, kiedy ten popadł w alkoholizm.
    Lecz jeśli rzeczywiście go zdradzał, dlaczego nie odszedł szukać szczęścia w związku z kimś innym?
–    Tak!- potwierdził żywo Kageyama, gorączkowo szukając wśród puszek i butelek upragnionego nektaru.- Z Kae... Nakae... z tą dziwką z jego pracy!- wykrzyknął.- Tyle razy przychodził późno do domu, bo z nią był... Przy mnie był taki cichy i przygnębiony, że mi się rzygać chciało!- warknął ze złością, rozbijając butelkę o ścianę. Sawamura drgnął, patrząc z niepokojem na Tobio.- Ale ja to znosiłem! Wybaczałem mu za każdym razem, a teraz... a teraz odszedł... zostawił mnie...- Kolejne słowa Kageyama wypowiadał zupełnie innym tonem, niż wcześniej: bez gniewu, a z żalem, ze smutkiem i, przede wszystkim – ze łzami w oczach.- Nigdy bym... bo on...- Pociągnął głośno nosem, kuląc się pod ścianą i otaczając ramionami kolana. Załkał krótko, kołysząc się nieznacznie.- Nienawidzę go... Zabiję go, zabiję go i spalę, a potem... zabiję go...
–    Hinata cię kocha, nie zostawił cię, żeby...
–    Nie mówię o nim!- wrzasnął Kageyama.- Mówię o Sudze! To on mi go zabrał! Od samego początku robił wszystko, żeby nas skłócić! Oni od dawna są razem! On mi to powiedział! Powiedział, że „dłużej nie będzie przymykał na to oka”, czyli że już od dawna się spotykają, prawda?! Od dawna mnie zdradza i śmieje mi się w twarz, a on się tylko śmieje!
    Sawamura powoli zaczynał gubić się w jego bełkotliwym rozumowaniu, zwłaszcza, że Tobio nie określał wyraźnie, o kim akurat mówi. Daichiego jednak smuciły jego słowa, którymi wyrażał się o Koushim. Przecież Sugawara zawsze im dopingował, zawsze wspierał ich całym sobą. Cierpiał, ponieważ musiał zrezygnować z miłości swojego życia, ale mimo tego nigdy nie próbował skłócić ich ze sobą, nigdy nie wchodził im w drogę i nie mówił złego słowa jednemu na drugiego.
    Sugawara kochał Hinatę. I właśnie dlatego tak dzielnie walczył z własnym egoizmem – po to, by uszczęśliwić Shouyou.
–    Posłuchaj mnie, Kageyama...- zaczął łagodnie Sawamura, podchodząc do niego i kucając przed nim.- Ja i Suga znamy się od dawna, od pewnego czasu nawet mieszkamy po sąsiedzku, i gdyby spotkał Hinatę, na pewno by mnie o tym powiadomił. I zrobił to, dzisiejszego wieczora. Wiesz, co to oznacza?
–    Że cię oszukuje... ten skurwiel...
–    Nie.- Daichi, choć nie podobało mu się, że Tobio obraża Sugawarę, zachował spokój.- Oznacza to, że spotkali się niedawno, a co za tym idzie, nie ma szans, żeby Hinata cię z nim zdradził.
–    On daje dupy wszystkim!
–    Ale Suga go kocha!- Daichi tym razem przerwał mu ostrzejszym tonem.- A ponieważ go kocha, nie zrobi nic, dopóki nie poczuje, że Hinata w jakiś sposób odwzajemnia jego uczucia!
–    Hinata zawsze go kochał...- jęknął Kageyama.
–    Może, ale nie tak jak ciebie – westchnął cicho Sawamura.- Posłuchaj mnie... Myślisz pewnie, że już wszystko stracone, ale...
–    A nie jest?- mruknął z żalem Tobio.
–    Pozwól mi skończyć.- Daichi chwycił jego dłoń, ściskając lekko.- Wiem, że kochasz Hinatę. I wiem, że chciałbyś, żeby wrócił. Chciałbyś – powtórzył z naciskiem, widząc, że Kageyama już otwiera usta z grymasem na twarzy, gotów zaprzeczyć.- Nie jest to niemożliwe, wręcz przeciwnie. Musisz tylko uświadomić sobie... postarać się z całych sił, by uświadomić sobie, że największy problem leży w twoim uzależnieniu. Jeśli tylko zdołasz go pokonać, jeśli staniesz trzeźwo na nogach i doprowadzisz swoje życie do porządku, będziesz mógł to samo zrobić ze swoim związkiem.
–    Ale Hinata...- zaczął płaczliwie Tobio.
–    Czy powiedział ci, że to koniec? Czy powiedział, że odchodzi na zawsze, że z tobą zrywa?- Kiedy Kageyama pokręcił przecząco głową, kryjąc oczy za dłonią, Daichi odetchnął cicho z ulgą i pozwolił sobie na delikatny uśmiech.- Jestem pewien, że Hinata już teraz na ciebie czeka. I będzie czekał długo, będzie czekał, dopóki nie zjawi się przed nim ten Kageyama, w którym bez reszty się zakochał. Czy sądzisz, że dasz radę?
    Tobio pociągnął głośno nosem, przecierając wierzchem dłoni łzy. Przełknął gulę w gardle, wstydził się spojrzeć Sawamurze w oczy. Prawda była jednak taka, że odkąd Hinata opuścił mieszkanie z Sugawarą, wciąż rozmyślał nad całą tą sytuacją. Bywały momenty, kiedy rzucał puszkami i butelkami, przeklinając siebie i to, do czego doprowadził swoim pijaństwem, ale gdy jego umysł podpowiadał mu, że znajdzie rozwiązanie w alkoholu, a on posłusznie go słuchał, wszystko zdawało się wyglądać zgoła inaczej – to w Hinacie dostrzegał winę, w jego braku miłości do niego, w jego oszustwach i zdradach.
    Zdradach, których przecież nigdy tak naprawdę nie było. Które wmawiał sobie, ponieważ chciał mieć Shouyou cały czas przy sobie, pozwalał mu wychodzić jedynie do pracy, by zdobywał pieniądze na ten słodki nektar, który utrzymywał Tobio przy życiu.
    Żerował na nim i oczekiwał, że Hinata będzie akceptował wszystko, czego zażąda od niego Kageyama.
–    Nie wiem...- odpowiedział cicho na pytanie Daichiego.- Nie wiem co robić, Sawamura-san... Nie rozmawiam z rodzicami, Hinata odszedł... nie poradzę sobie sam...
    Daichi nie mógł powstrzymać wzruszenia. Ten mężczyzna... nie, chłopak – dla niego wciąż był tylko chłopakiem, głupim jeszcze i narwanym, który zawsze sprawiał wrażenie twardego, nieugiętego i przede wszystkim samowystarczalnego, przyznał mu właśnie, że nie poradzi sobie sam.
    Według niego te słowa były najbardziej przykrą rzeczą, jaką doświadczył tego dnia. Nie wygląd zdemolowanego mieszkania, czy zaniedbanego, chorego Kageyamy.
    Ale właśnie to ciche wyznanie.
–    Po to tutaj jestem, Kageyama – powiedział, starając się, by jego głos nie zadrżał. Dyskretnie pociągnął nosem i uśmiechnął się do niego, ściskając teraz w dłoniach obie jego dłonie.- Będę to wszystko znosił razem z tobą. Nie zostawię cię, choćby nie wiem co. Pomogę ci z tego wyjść, pomogę ci stanąć na nogach... A potem ty sam odzyskasz Hinatę, i nie dopuścisz już do tego, by ktokolwiek ci go zabrał, prawda?
    Tobio w końcu uniósł wzrok, patrząc w ciemnobrązowe, pełne szczerości i determinacji oczy Sawamury. Dostrzegł w nich także nadzieję i wiarę – Daichi był pewien, że im się uda. Że Kageyama zbierze na tyle sił, by pokonać uzależnienie i zawalczyć raz jeszcze o miłość w jego życiu.
    Wiedział, że może mu zaufać.
    Po raz kolejny.
–    Tak – szepnął cicho.
–    No i o to chodzi! Zuch chłopak!- zawołał z radością Sawamura, uśmiechając się do niego szeroko.- O nic się nie martw, Kageyama! Hinata na pewno do ciebie wróci!
–    Ale...- Tobio odchrząknął cicho, by nadać głosowi lepsze brzmienie. Wyczuwał już teraz, że przez alkohol jest on ochrypły, w dodatku wypowiadane zdania brzmiały zbyt niewyraźnie.- Suga-san... jest lepszy... Hinata już teraz ma go... trzeź-źwego i... ładnego... On... na pewno wybierze jego...
–    A pamiętasz, kogo wybrał, kiedy byliśmy w liceum?- Daichi uniósł znacząco brwi. Kiedy dostrzegł na twarzy Tobio zawstydzenie, od razu poczuł się lepiej.- Wyobraź sobie, co się stanie, kiedy zjawi się przed nim tamten Kageyama, schludnie ubrany i... nie ukrywajmy, czysty – westchnął cicho.- Jestem pewien, że Hinata zakocha się w tobie drugi raz! Przecież go znasz.
–    No nie wiem...- mruknął, krzywiąc się lekko.- Nie wiem nawet, czy Hinata chce, żebym... żebyśmy znowu... no wiesz... Czy chce, żebym to naprawiał... Czy przypadkiem tylko ja nie chcę... walczyć o... o nas – dokończył jękliwie.
    Sawamura zastanowił się nad jego słowami, odruchowo wznosząc oczy ku sufitowi. Rozumiał obawę Tobio, musiał tylko pomyśleć nad tym, jak odpowiednio dobrać kolejne słowa, które chciał wypowiedzieć.
    I przygotować się psychicznie na poruszenie tego, co dusił w sobie od wielu lat.
–    Bardzo ciężko jest odnaleźć w sobie odwagę, by podjąć walkę o to, co kochamy – stwierdził w końcu, przybierając na twarzy łagodny, choć nieco smutny uśmiech.- Wiesz, Kageyama, zawsze zazdrościłem tego ludziom. Tego, że mimo przeciwności losu, często nie poddawali się i dopinali swego. W pewnych względach ja również to potrafię, ale kiedy chodzi o uczucia... bywa, że jestem bezradny.
    Kageyama patrzył na niego bez zrozumienia, marszcząc brwi. Sawamura uśmiechnął się, nieco rozczulony. Zdążył zapomnieć, że ani Kageyama ani Hinata nie wiedzieli, co tak naprawdę wydarzyło się siedem lat temu.
–    Myślisz pewnie, że jesteś na przegranej pozycji, ponieważ tylko ty chcesz walczyć o Hinatę – podjął Sawamura, siadając przed czarnowłosym.- Ale prawda jest taka, że i ja tym razem trochę się powtrącam.
–    Chcesz mi zabrać Hinatę?- Tobio spojrzał na niego nieufnie.
–    Nie – zaśmiał się niezbyt wesoło Daichi.- Chcę zabrać Hinacie Sugawarę.
–    Och...- Kageyama spuścił wzrok, pociągając nosem.- No tak... W sumie to zawsze wydawało mi się, że coś do niego czułeś.
–    Mhm.- Sawamura skinął z uśmiechem głową.- Bo widzisz, Kageyama... Ja i Suga byliśmy ze sobą.
–    Tak?
–    Tak. W liceum. Właściwie to żaden z nas nie wyznał sobie miłości, po prostu coś nas do siebie ciągnęło i...- Sawamura zaśmiał się, rumieniąc odrobinę, co zaskoczyło Kageyamę.- Pewnego dnia po prostu się pocałowaliśmy, a potem... potem jakoś tak wyszło, że robiliśmy to częściej. Oczywiście, zostaliśmy parą. To nie było żadne zauroczenie, czy fascynacja, ale prawdziwa miłość. Zakochałem się w nim, a on zakochał się we mnie. Rzadko się kłóciliśmy, a ponieważ prócz „kochanków” byliśmy także przyjaciółmi i świetnie się dogadywaliśmy, moje uczucia względem Sugi rosły z każdym dniem. Byłem zakochany na zabój, okazywaliśmy sobie uczucia przy każdej możliwej okazji. Myślałem, że to poważne... bo nawet było poważne... ale potem pojawił się Hinata.
    Kageyama przełknął ślinę. Wciąż był pijany i chwilę mu zajmowało przetrawianie informacji, jednak jakimś sposobem zaczynał domyślać się ciągu dalszego.
–    Do połowy trzeciej klasy prawie nic się nie zmieniło, jednak... Dostrzegałem, że Sugawara podąża wzrokiem za Hinatą i uśmiecha się tak, jak zawsze uśmiechał się do mnie, kiedy byliśmy sami. Zastanawiałem się, czy po prostu nie jest zauroczony tą fascynacją, jaką poniekąd okazywał mu Hinata, czy może podoba mu się jego niezachwiany entuzjazm i energia... Spędzaliśmy ze sobą czas tak, jak zawsze, ale z czasem... z czasem to nieco osłabło.- Sawamura uśmiechnął się nieco krzywo.- Wiedziałem już, że Koushi zakochał się w Shouyou. Oczywiście, nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że Suga tylko „testował” na mnie zainteresowanie tą samą płcią. Wiem, że prócz rosnącego uczucia do Hinaty, rosło w nim także poczucie winy wobec mnie. Na pewnym etapie starał się bowiem walczyć z tym, ale ostatecznie kończyło się tylko żalem, a czasami nawet płaczem. Jedyne, co od niego słyszałem to „przepraszam, Daichi”, „tak mi przykro, Daichi” i „tak bardzo chciałbym go nie kochać, Daichi”. W końcu się rozstaliśmy. Czy raczej – to on zerwał ze mną. Wyznał uczucia Hinacie, a nawet po tym, jak ten go odrzucił, mimo wielu moich próśb i zapewnień, że nie przeszkadza mi to, że kocha też innego, on nigdy nie zdecydował się na ponowny związek ze mną. Twierdził, że jestem dla niego zbyt ważny, by traktować mnie w ten sposób, będąc ze mną i kochając mnie, lecz jednocześnie podobnym, o ile nawet nie silniejszym uczuciem darząc Shouyou.
–    Nie wiedziałem o tym...- wymamrotał Kageyama.- Hinata mi nie mówił...
–    Och, postaraliśmy się, żebyście nic o tym nie wiedzieli – zaśmiał się lekko Sawamura.- Nie chcieliśmy was martwić, ani zaprzątać waszych głów naszymi rozterkami. Nigdy nie pogodziłem się z decyzją Sugi i nadal dyskretnie dawałem mu wskazówki, by do mnie wrócił... Było tak do czasu, kiedy dowiedziałem się, że on i Oikawa są razem.
–    Oikawa-san?- Tobio wytrzeszczył na niego oczy.- To on jest gejem?
–    I zakochał się w Sudze.– Sawamura potwierdził skinieniem głowy.- Kiedy zapytałem o to Koushiego powiedział mi, że to tylko romans. Zresztą, widziałem dobrze, że Suga nie darzy Oikawy żadnym głębszym uczuciem. Coś do niego czuł, ale nie było to ani to, czym darzył mnie, ani tym bardziej Hinatę. Ostatecznie skończyło się na ich zerwaniu.
–    I znów próbowałeś odzyskać Sugę?
    Sawamura spuścił wzrok i pokręcił przecząco głową.
–    Poddałem się – wyznał cicho.- Nadal go kocham. Ale wmówiłem sobie, że on po prostu nie chce ze mną być. Nie dlatego, że ma wyrzuty sumienia, bo zerwał ze mną dla Hinaty, z którym i tak nie był, ale ponieważ jestem zbyt nachalny i przestał cokolwiek do mnie czuć.
–    A... widać po nim, żeby tak było?
–    Niestety nie...- westchnął ciężko Daichi.- Czasami nachodziły mnie myśli, że lepiej byłoby, gdybym odszedł i już więcej z nim nie rozmawiał... Ale potem uświadamiam sobie, że tęskniłbym dwa razy bardziej.
–    Więc... chcesz teraz mi pomóc, żeby walczyć o Sugę-san?
–    Och, nie do końca – zaśmiał się Sawamura.- Przede wszystkim chcę pomóc tobie z tego wyjść. Chcę, żebyś znów stanął na nogi i zdał sobie sprawę, że w życiu czeka cię sporo miłych rzeczy, nieważne czy uda ci się odzyskać Hinatę, czy nie. Choć, rzecz jasna, jestem pewien, że Hinata cały się trzęsie z niecierpliwości, i pewnie ciągle wpatruje się w komórkę i nasłuchuje, czy nie dzwoni dzwonek do drzwi.
–    Myślisz, że Suga-san tym razem nie da sobie spokoju?- mruknął cicho Tobio. Atmosfera między nimi była tak spokojna i łagodna, że aż trudno było uwierzyć, iż jeden z nich jest pijany.
–    Nawet jeśli, to dopóki Hinata głowę ma zaprzątniętą tobą, nawet nie spojrzy na niego w jakiś romantyczny sposób – zaśmiał się Daichi, nieco zażenowany. W gruncie rzeczy nawet on obawiał się, że Shouyou ulegnie urokowi Koushiego. Suga był przecież niezwykle przystojny, a do tego dobry, kochany i...
    Seksowny.
    I dobry w łóżku.
–    Ja mu nie pozwolę!- wybełkotał Kageyama, kładąc dłonie na ramionach Sawamury.- Siedzimy w tym razem i walczymy razem, Sawamura-san! Ja odzyskam Hinatę, a ty Sugę-san!
    Daichi spojrzał na niego nieco zaskoczony, po czym uśmiechnął się, oddychając z ulgą. Prawda była taka, że bardziej od takiej perspektywy cieszył go fakt, że zdołał zdeterminować Kageyamę do działania i poniekąd dał mu powód do tego, by się nie poddać.
    I miał szczerą nadzieję, że to odbije się także na nim samym.


7 komentarzy:

  1. Ja chcę xD *zgłasza się i macha rękami jak wiatrak*
    Rozdział super, dał mi nadzieję, że może wszystko będzie w porząsiu ( a nie będzie bo to angst :') )
    No, ale na francuskim miałam taki wesoły uśmieszek całą lekcję ( chociaż francuski śmieszny ani wesoły nie był xD)
    Weny i udanych wakacji ;)
    Pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Angst nie musi się kończyć źle, ten termin oznacza też że w opowiadaniu są pi prostu zawarte jakieś dramatyczne lub tragiczne przeżycia bohatera, więc nie musisz z góry się tak negatywnie nastawiać xD
      Cieszę się, że się podoba! Bardzo dziękuję za komentarz i ja również pozdrawiam c: A ostatni rozdział będzie na pewno, bo go przed chwilą skończyłam xDD

      Usuń
    2. Angst nie musi się kończyć źle, ten termin oznacza też że w opowiadaniu są pi prostu zawarte jakieś dramatyczne lub tragiczne przeżycia bohatera, więc nie musisz z góry się tak negatywnie nastawiać xD
      Cieszę się, że się podoba! Bardzo dziękuję za komentarz i ja również pozdrawiam c: A ostatni rozdział będzie na pewno, bo go przed chwilą skończyłam xDD

      Usuń
    3. Dzięki za uzmysłowienie mi tej kwestii ;)
      O tak, jak ja kocham pozytywne zakończenia po traumatycznym początku :)
      Jeszze niecierpliwiej czekam przyszłego rozdziału ^^

      Usuń
  2. Im więcej czasu do namysłu tym lepsze rozdziały - ja tak sądzę ale oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejny!! ^^
    Coś dziwnie jak na to opowiadanie niesamowicie optymistyczny. Jakoś bardzo to nie przeszkadza oczywiście ^^ nie jestem w stanie dobierać słów do tego co myślę. A myślę źe to jest kyahahatatarata ( w wolnym tłumaczeniu : tak niesamowite, że słowa tu nie wystarczą)^^ miłego wolnego i duuuużo odpoczynku vv^^ kyahahatatarata!!!!!
    ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę no, czy wszyscy myślą że to taki giga angst? XD To określenie znaczy też, że opko opisuje jakieś traumatyczne wydarzenia, które już opisałam, więc czemu nie może się zrobić miło? XD Czy ja kiedylkolwiek napisałam bad end? XD Nie! Nie potrafię ;_; Bo za bardzo kocham te słodziaki xD
      No ale cieszę się, że chyba trochę się jednak podobało... xD Dziękuję za komentarz!

      Usuń
    2. Kurczę no, czy wszyscy myślą że to taki giga angst? XD To określenie znaczy też, że opko opisuje jakieś traumatyczne wydarzenia, które już opisałam, więc czemu nie może się zrobić miło? XD Czy ja kiedylkolwiek napisałam bad end? XD Nie! Nie potrafię ;_; Bo za bardzo kocham te słodziaki xD
      No ale cieszę się, że chyba trochę się jednak podobało... xD Dziękuję za komentarz!

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń