Zwariowany dzień Haizakiego



            Haizaki ziewnął przeciągle, człapiąc powoli przez szkolny korytarz w stronę swojej klasy. Tego dnia totalnie nic mu się nie chciało, na nic nie miał ochoty. Tym bardziej na trening koszykówki, który miał odbyć się jak zawsze po zajęciach. Dlaczego on w ogóle musiał chodzić na te głupie treningi? Przecież wiadome było, że jest najlepszy...
            Kiedy wszedł po schodach i skręcił w kierunku prawego skrzydła szkoły, oczom jego ukazał się dość niecodzienny widok. W jego stronę biegł sam Midorima Shintarou, i to nie tak, jak zwykle. Kolana unosił delikatnie w górę, a jego ręce, które podczas biegu zawsze trzymał blisko tułowia, teraz miał rozstawione po obu stronach ciała.
            Wyglądał jak...biegnąca Momoi.
            Co gorsza, biegnąc, zahaczył ramieniem o ramię Haizakiego, nieomal go nie przewracając.
-         Ej, co ty robisz, do kur...?!
-         Ah, wybacz, Haizaki-kun!- zawołał Midorima, zatrzymując się i obracając w jego stronę. Pochylił się lekko, dysząc ciężko i opierając dłonie o swoje kolana.- W...Widziałeś może Tetsu-kuna?
-         Nie, do cholery, nie...czekaj, CO?! ŻE CO?! TETSU-KUNA?!
-         Tak...muszę go szybko znaleźć! Nie mam teraz czasu, przepraszam!- krzyknął Midorima, odbiegając dalej korytarzem.
Haizaki gapił się za nim wytrzeszczonymi oczami, nie wierząc w to, co się właśnie
zdarzyło. Potrząsnął głową i poklepał się kilka razy po policzkach. Rany, coś musiało mu się przewidzieć!
Ruszył dalej w swoją stronę, drapiąc się po głowie. Znów ziewnął, szeroko otwierając
usta. Doszedł już do swojej klasy i właśnie miał wejść do środka, kiedy jego uwagę przykuł tłumek piszczących dziewczyn, które najwidoczniej kogoś otaczały.
            Oho! Haizaki uśmiechnął się, błyskając zębami. Nie ma to jak małe dokuczanie Kise na dobry początek dnia!
            Chłopak ruszył raźnym krokiem w kierunku fanek modela. Co prawda ciężko mu się było przez nie przecisnąć, ale kiedy już mu się to udało, był szczęśliwy, że zaraz będzie miał okazję się zabawić.
            Jednak doznał szoku.
            Przed nim wcale nie stał zwykle zakłopotany w takiej sytuacji Kise, lecz...Kuroko Tetsuya.
-         Ahahaha, cieszę się, że kupiłyście magazyn z moją sesją!- zaśmiał się, drapiąc po głowie.- To miło z waszej strony!
-         Ah, Kuroko-kun, co robisz po zajęciach?
-         Pójdziesz z nami w sobotę na karaoke?
-         A może masz ochotę na kremówki? Otwarli nową cukiernię niedaleko szkoły!
-         Ah, jasne, pasuje mi i karaoke i kremówki!
Haizaki wycofał się pospiesznie z tłumu i, z łomoczącym dziko sercem, pobiegł do klasy,
by się w niej schować. Zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o nie i dyszał ciężko, trzymając się za pierś.
-         Co się stało, Haizaki?- zapytał jeden z jego kolegów.
-         Właśnie...zobaczyłem coś przerażającego...
-         Hm? Co takiego?
-         Słuchaj!- Haizaki zerwał się ku niemu i chwycił go za koszulę.- Czy Kuroko Tetsuya ma w tej szkole fanki?!
-         Yyy....co?
-         Właśnie widziałem go w otoczeniu ze dwudziestu gorących lasek! Co on, zaczął pracować jako model?!
-         Haizaki, siadaj na swoim miejscu!- zagrzmiał głos nauczyciela, który właśnie się pojawił w klasie.
Zrezygnowany chłopak westchnął ciężko, po czym opadł ciężko na swoje krzesło i
uderzył czołem o ławkę.
Co jest z tymi ludźmi....?

            Kiedy lekcja w końcu się skończyła, Haizaki chciał wypytać swoich kolegów na temat dziwnego zachowania Kuroko. Niestety, w jego klasie pojawił się jeden z członków trzeciego składu, informując, że Akashi go szuka.
            Haizaki nie miał więc wyjścia i udał się w kierunku klasy czerwonowłosego. Czego też mógł chcieć od niego wice kapitan?
-         Yo, szukam Akashiego – poinformował jakąś dziewczynę stojącą przy drzwiach w towarzystwie dwóch koleżanek.
-         Umm...Akashi-kun! Kolega chce z tobą rozmawiać!
Haizaki ziewnął przeciągle i podrapał się po głowie. Tego dnia był naprawdę śpiący. Ale nic dziwnego, w końcu w nocy nie spał dużo, bo do późna grał w Devil May Cry III.
-         Ah, jesteś już, Haizaki... – mruknął Akashi, człapiąc w jego stronę i ziewając szeroko.
Haizaki spojrzał na niego uważnie, nie odzywając się słowem.
-         Szukałem cię na poprzedniej przerwie...znowu nie było cię na pierwszej lekcji?
-         Yyy...no – bąknął Haizaki, gapiąc się bezmyślnie na wice kapitana.- Umm...nie wyspałeś się?
-         Hmm? Taa – westchnął Akashi.- Zaraz...co to ja od ciebie chciałem...aaa, tak! Masz może pożyczyć 2 000 jenów?
-         ....co, proszę?
-         2 000 jenów – powtórzył Akashi.- Chcę się zerwać na następnej przerwie i iść kupić sobie pocky i maibou...skończyły mi się...
-         I....po to mnie wezwałeś?
-         Hmm? Taa.
-         N...Nie mam pieniędzy – mruknął Haizaki.
-         Ah, serio? Rany, jesteś bezużyteczny... – westchnął Akashi, odwracając się i odchodząc do swojej ławki.
No dobra... Haizaki wycofał się powoli z jego klasy, ostrożnie stawiając każdy krok. Coś tu było BARDZO nie tak. Wyglądało na to, że z jakiegoś powodu Midorima zachowywał się jak Momoi, Kuroko jak Kise, a Akashi jak Murasakibara... .
W takim razie jak zachowuje się reszta?
I, co gorsza...
Które z nich zachowuje się jak Akashi?
-         Dobra!- powiedział Haizaki sam do siebie, zaciskając pięści.- Znajdę ich wszystkich...znajdę i choćby siłą wyduszę z nich odpowiedzi na moje pytania! Nie pozwolę, żeby ktokolwiek robił sobie jaja ze mnie, Wielkiego i Wspaniałego Haizakiego Shougo...!
-         A co ten „Wielki i Wspaniały Haizaki Shougo” wyprawia na środku korytarza?- zapytał lodowato zimny głos, od którego Haizakiemu wszystkie włoski stanęły dęba.
Chłopak odwrócił się powoli, by ujrzeć stojącego za nim ponad dwumetrowego olbrzyma, patrzącego na niego przenikliwym spojrzeniem.
-         M...Murasa...kibara?- pisnął cicho.
-         Wyglądasz na chorego, Shougo – powiedział olbrzym.- Może zaprowadzę cię do pielęgniarki?
-         Nie, nie, nie, nie! Wszystko dobrze, ja...już muszę iść!
-         Ah, tak? No cóż – Murasakibara zrobił krok w jego stronę, rzucając na niego swój ogromny cień, przez co Haizaki czuł się niczym mrówka.- W takim razie do zobaczenia na treningu...Shougo.
-         T-Ta, papa...
Kiedy tylko Murasakibara przeszedł kilka kroków, Haizaki ruszył biegiem w przeciwnym kierunku.
O co tu chodzi?! Dlaczego oni się pozamieniali charakterami?! Robią sobie z niego jaja, prawda?! Ale dlaczego?! Dlatego, że dwa tygodnie temu opuścił trening?! To zemsta, tak?!
-         EJ!- wrzasnął na całe gardło, wtargnąwszy do jednej z klas.- Aomine! Gdzie jesteś?!
-         Nie drzyj się, stoję obok ciebie, nanodayo – usłyszał w odpowiedzi od stojącego tuż obok ciemnoskórego.- Właśnie zamierzałem wyjść.
Haizaki jęknął głośno, patrząc z niedowierzaniem na niewielki posążek Buddy w dłoniach Aomine.
-         Więc ty się stałeś Midorimą?! O co tu chodzi, draniu?! Dlaczego się tak idiotycznie zachowujecie?!
-         O czym ty mówisz?- zapytał Aomine, odsuwając się od białowłosego na bezpieczną odległość.- Normalnie się zachowuję, nanodayo.
-         NIE NANODAYOYUJ MI TUTAJ!- wrzasnął Haizaki.- Wracaj do normalności! GAP SIĘ NA CYCKI!
Aomine w pierwszej chwili spłonął rumieńcem, zerkając na swoją klasę, która spojrzała na niego co najmniej dziwnie. Po chwili jednak zacisnął zęby i chwycił Haizakiego za kołnierz, niemalże wypychając go na zewnątrz.
-         Jak ty się zachowujesz, do cholery?!- zawołał.- Jeżeli twoim celem jest przyniesienie mi wstydu, to gratuluję, ponieważ odniosłeś zwycięstwo! A teraz wynoś się stąd i nie wracaj!
Haizaki przez chwilę gapił się na niego twardo, ale widząc jego upór, odwrócił się na pięcie i znów pognał przed siebie. Widząc przed sobą stojącego przy parapecie Midorimę, z lekkim uśmiechem wpatrującego się za coś za oknem, podszedł do niego.
-         Gdzie jest landryn...yyy, znaczy się Momoi?
-         Hmm? Mo-chan?- Midorima spojrzał na niego pytająco.- Oh, nie ma jej dzisiaj! Tak przynajmniej powiedział Dai-chan...
-         Dai-chan, Srai-chan...- warczał Haizaki, ruszając dalej.
Był naprawdę wkurzony, tym bardziej, że wyglądało na to, iż pomoc znajdzie tylko u znienawidzonej przez niego, aczkolwiek w tym momencie zapewne spokojnej i poważnej niczym Kuroko osoby, jaką był...Kise Ryouta.
Wpadł jak dziki do klasy Kise i rozejrzał się po niej morderczym wzrokiem.
-         Eh, ty zasrany durniu, gdzie się chowasz?!- wrzasnął.
-         Haa...kogo nazywasz zasranym durniem, zakuty łbie?- usłyszał jakiś zaskakująco znajomy, choć groźny głos.
Przed nim stanął wysoki na prawie 190cm chłopak o zaczesanych do tyłu blond włosach. W jednym uchu miał złoty kolczyk, a jego twarz wyraźnie dawała do zrozumienia, że jej właściciel nie ma ochoty cackać się z niegrzecznymi dla niego gówniarzami.
-         Nie fikaj, draniu, bo ci przypierdolę – warknął Haizaki.- Szukam tego idioty, Kise.
-         Ja jestem Kise – wycedził przez zaciśnięte zęby blondyn, błyskawicznie chwytając Haizakiego za ucho i wyprowadzając go z sali.
Chłopak nie miał pojęcia, jakim cudem w tak szybkim czasie, nim w ogóle zdążył się zorientować, znaleźli się na tyłach szkoły.
-         A teraz klęknij przede mną i błagaj o życie – warknął blondyn, stając nad nim z dumnie uniesioną głową.
Haizaki spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zaraz, zaraz, przecież Kuroko nigdy się tak nie zachowywał, prawda?! No to dlaczego...?!
Cios był szybki i cholernie bolesny. Haizaki upadł na trawę wśród śmiechu Kise i jego kompanów. Chłopak był w prawdziwym szoku.
Nie...niemożliwe....
To się nie dzieje naprawdę...
On nie mógł dostać właśnie w twarz! Nie od Kise! Kise, który zachowuje się dokładnie jak on, Haizaki!
-         Dlaczego mnie skopiowałeś, ty cholerna papugo?!- wrzasnął, czując w oczach gromadzącą się wodę.
-         Ha? O co ci chodzi, śmieciu?- Kise kopnął go lekko w tyłek.- Rusz dupę i na kolana! Przeproś swojego władcę i błagaj, żebym ci wybaczył!
-         Ty...w życiu nie będę się przed tobą tak błaźnił! DEBILU!
-         Zobaczymy po ilu ciosach zmienisz zdanie, robaczku...- powiedział Kise, uśmiechając się jak szaleniec.- Przytrzymajcie go, chłopcy.
Haizaki nie miał zamiaru poddać się bez walki. Kiedy koledzy blondyna ruszyli w jego kierunku, zgrabnie podłożył im nogę, obu powalając na ziemię. Jednak Kise, o dziwo, nie dał nabrać się na jego sztuczki i unikał każdego jego ciosu. Nie pozostało mu więc nic innego, prócz ucieczki – co uczynił z wyjątkowo ciężkim sercem.
Wyglądało na to, że to jednak Momoi zachowywała się jak Kuroko. Albo być może jak ktoś zupełnie inny, a przypuszczenia Haizakiego były mylne. Możliwe, że tak naprawdę nikt nie zachowywał się tak jak Kuroko, a to stanowiło BARDZO duży problem! Oznaczało to bowiem, że nikt nie jest w stanie mu pomóc... .
-         Ej, uważaj jak biegasz, gówniarzu!- warknął jakiś chłopak, na którego niechcący wpadł.
-         Sorry, spieszę się!
Haizaki już chciał odbiec dalej, kiedy poczuł, że ktoś chwycił go z tyłu za kołnierzyk i pociągnął lekko. Bał się, że to Kise go dogonił, ale kiedy odwrócił się, by zadać cios, ze zdziwieniem zobaczył...swojego kapitana.
-         Co ty tak biegasz po szkole, Haizaki?- warknął Nijimura.- Mam nadzieję, że nie próbujesz znowu zwiać ze szkoły?
-         S...S...- Haizaki podszedł do niego bliżej, przyglądając mu się.- S...
-         S...?
-         Senpai!- wrzasnął Haizaki, rzucając mu się w ramiona z płaczem.- Tak się cieszę, że jesteś normalny!
-         Nor...ej, co to miało znaczyć?! Że niby zwykle nie jestem?! I co ważniejsze, zostaw mnie, bo mnie osmarkasz! W ogóle, dlaczego ryczysz?!
-         Senpai, błagam cię – jęknął Haizaki, patrząc mu prosto w oczy i wczepiając palce w jego sweter.- Błagam cię, cofnij to! Obiecuję, że już nigdy nie opuszczę żadnego treningu, tylko błagam, cofnij to! Niech Midorima będzie Midorimą, a Aomine będzie Aomine! A co gorsza...- Haizaki otarł łzy spływające po policzkach.- Kise...ja...Akashiego jeszcze bym przeżył! Ale KISE! Proszę, niech on przestanie! Ja...ja nie chcę...
-         Nie wiem, o czym tym w ogóle gadasz – westchnął Nijimura.- Ogarnij się, chłopie, i wracaj do klasy.
-         Ale senpai!
-         Znalazłem cię, ty stara wywłoko – rozległ się złowieszczy głos pełen żądzy mordu.
-         O nie – jęknął Haizaki, patrząc na zbliżającego się w jego kierunku Kise. W dłoni trzymał kij baseballowy.
-         Chodź no tu, kruszynko – warknął Kise.- Dobrze się tobą zajmę.
-         Nie, nie, nieee!- Haizaki ruszył biegiem przez korytarz.
-         Czekaj na mnie, Haizaki!
-         Nieee!! Mamo, ratuj!!!
-         Haizaki! Haizaki!
-         Odsuńcie się, ja się tym zajmę!
-         Haizaki, lepiej się...!
Ból był tak silny, że chłopak zerwał się w jednej chwili, z wrzaskiem.
-         Mówiłem, że to pomoże – powiedział Akashi chłodnym tonem, wycierając dłoń, którą wymierzył Haizakiemu liścia, o koszulkę Kise.
-         NIE! NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE, SZATANIE!- wrzasnął Haizaki, odsuwając się najdalej jak mógł, na ile pozwalało mu łóżko.
-         Hm? To nie było do mnie?- zdziwił się Akashi, widząc, że Shougo gapi się nie na niego, lecz na Kise.
-         Etto...- Kise drgnął nerwowo.- J...Ja nic nie zrobiłem, Haizaki-kun!
-         Może ma gorączkę, nanodayo?- zapytał Midorima, poprawiając swoje okulary.
-         Hmm? A kto to jest?- zapytał Murasakibara.
-         To Haizaki Shougo, powinieneś już go pamiętać, Atsushi – powiedział Akashi.- To prędzej on powinien mieć amnezję, nie ty.
-         Sorki, Haizaki – roześmiał się Aomine, drapiąc nerwowo po głowie.- Naprawdę, to był pierwszy raz, kiedy nie zauważyłem, że Tetsu podaje mi piłkę i jakoś tak...grzmotnęła w ciebie, hahaha!
-         Chyba raczej przypierd...- zaczął Nijimura, ale umilkł szybko, widząc spojrzenie Akashiego.
-         Wybacz – powiedział Kuroko.- To wina Aomine-kuna. To on nie przechwycił mojego podania.
-         Oi, Tetsu! Nie zwalaj na mnie...!
Haizaki patrzył to na jednego, to na drugiego, nic nie rozumiejąc. A więc...zaraz, zaraz...dlaczego oni wszyscy są tacy, jak dawniej? I o co chodziło z tą piłką?
-         Widzę, że nic nie rozumiesz...- zaczął nieśmiało Kise.- Etto...Kurokocchi podał piłkę do Aominecchiego, ale on jej nie zauważył i piłka trafiła cię w głowę...przez to wylądowałeś tutaj, w gabinecie pielęgniarskim. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, więc...
-         Mar...
-         Owszem – potwierdził Akashi.- Jeśli znowu opuścisz trening, trener się zdenerwuje. Dlatego, skoro już się obudziłeś, wracajmy do gry.
-         Ja tu przyszedłem za Aka-chinem...
-         Zmusiłem Aomine-kuna, byśmy przyszli przeprosić.
-         Oi, Tetsu!
-         Skończyła mi się taśma na palce, nanodayo. Pielęgniarka ma jej sporo...
-         A ja tu przyszedłem za wszystkimi, szczególnie za Kurokocchim!
-         No, lepiej ci już?- zapytał Nijimura, podchodząc do jego łóżka. Cała reszta Kiseki no Sedai wychodziła już z pomieszczenia.
-         Uh...miałem straszny sen, senpai...- westchnął Haizaki.- Czy mogę...jeszcze chwilę poleżeć?
-         Jasne – mruknął Nijimura.- Tylko nie za długo, bo znowu wkurzysz Akashiego.
Haizaki skinął w odpowiedzi głową, nie mając sił powiedzieć nic więcej. Westchnął cicho i położył się wygodnie, patrząc na siadającego na krześle Nijimurę.
-         Posiedzę tu, w razie, jakbyś chciał zacząć wymiotować – wyjaśnił jego kapitan.
Haizaki uśmiechnął się krzywo.
Mimo wszystko, chyba przez jakiś czas będzie unikał piłek...



Kontynuacja opowiadania:
Zwariowany Dzień Haizakiego 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń